środa, 24 września 2014

Filmik!

Hej, moja koleżanka z pokoju z bursy zrobiła dzisiaj zarąbisty filmik o Prue i Chrisie. Klikajcie, oglądajcie i piszcie swoje wrażenia po jego obejrzeniu. Jest króciutki, więc nie zajmie Wam dużo czasu. Niecała minuta. Więc czekam na komentarze na temat filmiku i poprzedniego rozdziału. Natalia bardzo się ucieszy, gdy ocenicie jej filmik :D

https://www.youtube.com/watch?v=xkD8pHgJYKY





Czekam  na Wasze opinie, a tymczasem dobranoc!<3
Zuza ♥

sobota, 13 września 2014

*25. "Byli młodzi, wyglądali niewinnie."

Tyle się zastanawiałam, komu zadedykować ten rozdział! Nie mogłam jakoś sprecyzować, komu miałabym podziękować. Tyle się ostatnio działo - nowa szkoła, nowi znajomi w bursie i klasie, nowi nauczyciele i wychowawcy. To wszystko jest dla mnie takie obce i abstrakcyjne, że co chwila zadaję sobie pytanie "Co ja tu, do jasnej ciasnej, robię?". Nie mogę się przyzwyczaić. I chyba dlatego chciałabym zadedykować rozdział tym, którzy na pewno nie wiedzą, że prowadzę bloga - tylko jedna koleżanka z pokoju wie, ale jak na razie nie dałam jej linka :D - tym, którzy pomagają mi przetrwać i przyzwyczaić się do nowej sytuacji :) Dla moich kumpeli z bursy - i kolegom zza ściany, którzy pół nocy potrafią przegadać i przewalić w ścianę :D Dla tych nowych, kochanych osóbek z klasy, z którymi narzekałyśmy na nauczyciela od wfu, który na pierwszej lekcji - po organizacyjnej - kazał nam biegać i robić jakieś głupie ćwiczenia :) Dziękuję za wszystko, bo bez tych osóbek chyba bym nie przetrwała do tego momentu, w którym teraz się znajduję i piszę do Was. Dziękuję z całego serducha! ♥



"A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć." - Antoine de Saint-Exupery



~~*~~*~~*~~*~~

~~ Bella ~~

   Pierwszy dzień sierpnia zaczął się nadzwyczaj upalnie. Od samego rana żar lał się z nieba, którego nie przesłaniała ani jedna chmurka. Od czasu do czasu zawiał ciepły wiatr i poruszył liśćmi w koronach drzew, ale zdarzyło się to sporadycznie. Przez południowe lekcje nikt nie potrafił się skupić, nawet nauczyciele mylili się częściej niż zazwyczaj. Nikomu się nic nie chciało. Każdy wolałby ten czas spędzić w cieniu drzewa nad rzeką albo morzem, a nie w dusznej sali lekcyjnej.
   Dopiero, gdy zeszliśmy do podziemnej klasy, w której odbywały się zajęcia praktyczne, odetchnęliśmy. Było tam o wiele zimniej niż na górze, a przez okna nie prażyło słońce - bo tych okien przecież nie było.
    Od dwóch tygodni mieliśmy nowe zajęcia praktyczne. Wcześniejsze były fajne, ale nie za bardzo wymagające. Wtedy, oczywiście, uczyliśmy się, ale w zakresie podstawowym, panowania nad naszymi mocami. Teraz to już nie były przelewki. Trudziliśmy się przez dwie godziny codziennie, by zachować kontrolę nad mocami. Nasza nauczycielka wymyśliła bardzo prosty i ciekawy pomysł na naukę. Alex potrafił kopiować i używać mocy, która została w jego kierunku "wysłana". I tak chłopak ćwiczył z nas najciężej, ale jego moce wymagały praktyk.
    Na początku każdy po kolei podchodził do niego i używał swojej mocy przeciw chłopakowi. Pozostali mieli za zadanie skupić się przed walką. Czasami ktoś próbował coś wyczarować, ale w większości oszczędzali siły na Alexa. Gdy zauważyła, że Alex bez większego problemu odpierał ataki nawet najlepszych uczniów o potężnych mocach, zaproponowała, byśmy podchodzili do niego parami. I właśnie byliśmy na etapie par. Przed walką ustalaliśmy między sobą kolejność ataków, by Alex nie potrafił się zorientować, z której strony nadejdzie pierwsza napaść.
    Chłopak miał niemały problem z nową metodą, ale uczył się szybko i często rozgryzał nasze plany już po kilku rundach. Nie było z nim łatwo. I za to go tak uwielbiałam.
    Gdy reszta klasy odprężała się, skupiała siły, ja miałam za zadanie wywołać jakąś, choćby najmniejszą wizję. Do tej pory nigdy ich nie miałam na zawołanie, ale nauczycielka stwierdziła, że warto próbować. No i próbowałam, ale z marnymi skutkami. Czasami wydawało mi się, że obraz staje się czarno-bały, ale nadal widziałam salę, w której  przebywaliśmy na zajęciach, moich kolegów z klasy i pełną materacy wokół.
    Od czasu do czasu nauczycielka pozwalała mi na przerwę, w trakcie której atakowałam Alexa. Chociaż nie można chyba tego nazwać atakiem. Po prostu starałam się zmienić swoją postać, a chłopak kopiował moją moc i stawał się wymyśloną przeze mnie osobą.
    Bardzo podobały mi się takie zajęcia. Czułam wtedy, że magia jest blisko, znacznie bliżej niż zazwyczaj. Potrafiłam niemal zobaczyć kolorowe niteczki wokół ludzi, gdy używali swoich mocy. To głupio brzmi, ale na zajęciach czułam się sobą. Byłam Zmiennokształtną w całej krasie.
    Z reguły zajęcia szybko mijały. I tak było i tym razem. Nim się obejrzałam, spocona wychodziłam z sali i szłam za tłumem na górę. Im wyżej wchodziliśmy, tym robiło się coraz goręcej. Na szczęście skończyliśmy lekcje, więc mogliśmy w końcu iść, położyć się w cieniu i spać. O niczym innym nie marzyłam bardziej niż o popołudniowej drzemce w jakimś chłodnym, przyjemnym miejscu.
    - To co robimy? - zapytała Jenn, idąc obok mnie. Była pełna energii mimo tak wyczerpujących zajęć.
    - Nie mam na nic siły. Nawet jeść mi się odechciało, choć byłam taka głodna. - Westchnęłam. - Chyba pójdę do pokoju. Muszę tam trochę posprzątać, bo dzisiaj nie mogłam znaleźć zeszytu od angielskiego.
    - Naprawdę będziesz siedzieć w domu jak jest taka piękna pogoda? - zawołała oburzona. Pokiwałam tylko głową. - W takim razie będę musiała znaleźć sobie innego towarzysza. Alex? - zapytała, spoglądając na chłopaka idącego po mojej drugiej stronie.
    - Sorki Jen, ale mnie też się nic nie chce. Ale na obiad to bym jednak poszedł...
    - Przykro mi, trafiłaś pod zły adres. Może Becky będzie miała czas i ochotę z tobą poleniuchować, co? - zaproponowałam jej, bo nie chciałam, by sama szwendała się nie wiadomo gdzie. Czasami była naprawdę nieodpowiedzialna.
    - Czemu nie. - Wzruszyła ramionami. - W takim  razie do zobaczenia później! - krzyknęła i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku.
    - To jak, idziesz ze mną na ten obiad? - spytał Alex, gdy zostaliśmy sami.
    - A co jest?
    - Nie wiem, ale jeśli chcesz wiedzieć, musisz iść ze mną na stołówkę i sprawdzić - odpowiedział cwanie. Uśmiechnęłam się tylko, splotłam nasze place i, pociągając go za sobą, ruszyłam w stronę wyjścia z budynku.

***

    Obiad był jak zwykle pyszny, ale nie potrafiłam zjeść go całego. Upał nie sprzyjał apetytowi. Przynajmniej mojemu, bo Alex zjadł za nas dwóch. Czasami nie mogę się nadziwić, ile dorastający chłopcy potrafią zjeść. Gdzie im się to jedzenie mieści, skoro są chudzi jak patyki. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym i nic nie wymyśliłam. Tak po prostu jest i już.
    Po posiłku razem z Alexem poszliśmy do mnie do pokoju, który dzieliłam z Jen. Zwykle było tutaj miło i przytulnie, ale nie tym razem. Pomieszczenie zostało zagracone różnymi rzeczami, wszędzie walały się ubrania i ręczniki, poplątane kable leżały pośród sterty płyt, które rano wyciągnęła moja współlokatorka, bo szukała tej jednej jedynej, która oczywiście schowana była na samym spodzie szuflady. Tak się spieszyła do szkoły, że niczego nie posprzątała. Z reguły zawsze lubiłam mieć utrzymany porządek w pokoju, bo wtedy można szybko wszystko znaleźć, ale mieszkając z Jen, nauczyłam się, że istnieją tacy ludzie, którzy w bałaganie orientują się bardziej niż w porządku. To właśnie dlatego nie lubiła sprzątać i to należało do moich obowiązków.
    Zgarnęłam część rzeczy z łóżka, by mieć gdzie usiąść. Torbę z książkami położyłam na podłodze obok szafki nocnej, niemal uginającej się od wszelakich książek. Przymykając powieki, opadłam na łóżko, zapominając chwilowo o bałaganie i czekającym mnie sprzątaniu. Alex położył się obok mnie, odgarnął mi włosy z twarzy i delikatnie pocałował.
    Mogłabym tak odpoczywać całymi godzinami w objęciach Alexa, ale po chwili dotarło do mnie, że powinnam wziąć się za pracę. Pokój sam się przecież nie posprząta. Powiedziałam więc to chłopakowi, wyrywając się z jego ramion.
   - Pomogę ci - zaofiarował się. - A potem razem możemy odrobić lekcje. A gdy szybko się uwiniemy, starczy nam czasu na odpoczynek. - Uśmiechnął się chytrze. Coś kombinował i zaczynałam się bać, co jego mądra głowa tym razem wymyśliła. Ale nie skomentowałam tego w żaden sposób. Po prostu wydałam mu polecenia, które od razu zaczął spełniać. Wyniósł śmieci i zaczął układać płyty i zwijać wszystkie kable, gdy w tym czasie ja układałam w szafie ubrania.
    Mieliśmy dużo pracy, ale uwielbiałam spędzać czas z Alexem a on ze mną i robota szła nam szybko. Nim się obejrzałam, wszelkie zalegające łóżka i stolik rzeczy znalazły się na swoich miejscach. Na koniec pozmiatałam podłogę i wytarłam stolik. Potem zmęczona położyłam się na podłodze, od której bił zbawienny w ten upalny dzień chłód. Przymknęłam na chwilę powieki, a gdy je otworzyłam, zobaczyłam pod łóżkiem niezidentyfikowany cień. Wzięłam szczotkę z rękę i wygarnęłam spod łóżka szarą, luźną bluzkę. Nie należała do mnie. Do Jen na pewno również nie, bo nie gustowała w takich rzeczach. Więc kogo była? Chyba nikt inny nie mógł zostawić ubrania w naszym pokoju.
    Wzięłam bluzkę do ręki, siadając z nią oparta plecami o łóżko. Gdy tylko się wyprostowałam, świat zawirował mi przed oczami.
    Zobaczyłam czarno-bały obraz z szarą poświatą, czy ramką dookoła. Nie słyszałam żadnych dźwięków ani głosów. Tylko delikatny szum, który tylko sporadycznie zmieniał się w pojedyncze słowa.
    Widziałam wielki stos drewna, na środku łąki, z którego środka wystawał jeden wysoki drąg,  wokół którego zgromadzali się dziwnie ubrani ludzie. Mężczyzna stojący najbliżej miał szeroki uśmiech na twarzy, cieszył się z czegoś, co za chwilę miało się odbyć na jego oczach. Nie wszyscy jednak mieli wesołe miny. Większość ze zgromadzonych czułą trwogę, bali się. Nie wszystkim było do śmiechu. Dwoje młodych ludzi stojących na uboczu ściskało się. Dziewczyna płakała rzewnie w ramię chłopaka.
    Wszyscy ludzie trzymali w dłoniach symboliczne gałązki, które według tradycji powinny wrzucić do wielkiego ogniska, gdy to zostanie rozpalone w podzięce bogom. Wódz trzymał najgrubszą gałąź, nie tylko dlatego, że jako przedstawiciel plemienia miał taki obowiązek. Dokładanie przysłowiowej oliwy do ognia sprawiało mu przyjemność. W tym przypadku oliwa nie była przysłowiowa, zastępował ją kawał grubego drewna.
    Nic nie rozumiałam ze swojej wizji dopóki na scenę nie wkroczyło kilku wysokich mężczyzn, prowadząc między sobą związanych ludzi. Byli młodzi, wyglądali niewinnie. Przerażenie widziałam w ich oczach i łzach dziewczyny.
    Tłum rozstąpił się, pozwalając nowoprzybyłym zbliżyć się do ułożonego stosu drewna. Poprowadzili ich do słupa stojącego na środku i przywiązali ich do niego grubymi sznurami, przez które z nadgarstków poleciała im krew. Następnie wszyscy się cofnęli na bezpieczną odległość. Jeden z mężczyzn wziął do ręki palącą się pochodnię i podpalił najcieńsze gałązki, które szybko zajęły się ogniem. Przerażona krzyknęłam, widząc, jak pomarańczowe języki lizały kolejne kłody drewna. Dym unosił się wysoko ponad ognisko. Usłyszałam wrzask młodej dziewczyny, którą jej mąż przytrzymywał, by nie zrobiła niczego głupiego. Sama również zaczęłam płakać.
    Mój płacz się nasilił, gdy zawiał wiatr i odsłonił ciała spalanych na stosie osób. Zawyłam głośno, gdy rozpoznałam w ich rysach znajome twarze.
    Zamknęłam oczy.

***

    Wizja skończyła się szybko. Długo jednak nie potrafiłam się pozbierać po tym, co zobaczyłam. Cały czas rzewnie płakałam, ignorowałam pytania i łagodzące słowa Alexa. Pozwoliłam mu się przytulić. Siedzieliśmy tak dobre parę minut, dopóki się nie uspokoiłam na tyle, by móc racjonalnie myśleć. Załzawionymi oczami spojrzałam na chłopaka, nie wiedząc, jak miałam mu przekazać tragiczne wieści.
    - Bells, co zobaczyłaś? - zapytał z troską, wycierając mi delikatnie z policzków łzy.
    - To... to było straszne - wyjąkałam. Pokręciłam głową, starając się wszystko sobie poukładać w głowie. - Muszę zobaczyć się z Prue, Chrisem, Becky i pozostałymi. Nie chcę tego kilka razy powtarzać. To byłoby za trudne.
    Alex pokiwał tylko głową. Pociągając nosem, wyszłam za nim z pokoju. Po drodze dzwonił do wszystkich i ustalał miejsce spotkania. Ja tymczasem starałam się ogarnąć i zrozumieć pewne sprawy. Nie udało mi się to, ale miałam nadzieję, że gdy powiem o mojej wizji reszcie, pomogą mi rozwiązać nasuwające się problemy i pytania.
    Gdy przybyliśmy pod wielki, rozłożysty dąb, oddalony od wszystkich budynków szkolnych, pozostali już tam byli. Niektórzy siedzieli na trawie, inny przechadzali się nerwowo, zapewne zastanawiając się, po co ich wezwaliśmy. Spojrzeli na nas wyczekująco.
    - Mam wam do przekazania straszne wieści. Może lepiej będzie, jeśli usiądziemy - zaproponowałam na początek. Wszyscy posłusznie spoczęliśmy na trawie. Dopiero wtedy zaczęłam opowiadać swoją wizję, co chwila się wzdrygając. Nie wspominałam im tylko o tym, że wiem, kim byli skazani.
    - Jak myślisz, dlaczego miałaś tę wizję? Myślisz, że uda nam się ich uratować? - zapytała Alice. - Przecież ich nawet nie znamy, nie wiemy, gdzie ich szukać. Nie posiadamy podstawowych informacji. - Pokręciła głową z niedowierzaniem.
    - Mamy jedną, najważniejszą - zaprzeczyłam. - To są osoby, które bardzo dobrze znamy. Myśleliśmy, że wrócili bezpiecznie do domu, ale niestety tak się nie stało i teraz grozi im poważne niebezpieczeństwo.

~~*~~*~~*~~*~~

   Hej :) Mam nadzieję, że rozdział jest okej. Jestem chora i nie czuję się na siłach, by go w jakikolwiek sposób sprawdzić.
    Ale muszę znaleźć siłę, by Was opierniczyć! Tylko jedna osoba skomentowała poprzedni rozdział przez dwa tygodnie!!! Dzisiaj jedna z dziewczyn, której blogi czytam, pisała o tym samym. Ja rozumiem, szkoła, praca domowa, inne obowiązki, ale widzę, że czytacie. A skoro czytacie to macie czas na to, więc ta kolejna sekunda więcej nie powinna Was zbawić. Naprawdę tego nie rozumiem. Kompletnie. Cały czas Was proszę, ale widzę, że zdecydowanie nie chcecie docenić tego, że staram się na czas dodawać rozdziały. Bo gdybym pisała dla siebie to pisałabym kiedy miałabym czas. A chcę zadowolić Was. I staram się jak mogę wygospodarować czas na napisanie choć paru zdań dziennie. A Wy tak mi się odpłacacie. Przemyślcie to sobie. Bo za wejście do kina trzeba zapłacić. Za kupno książki też. W blogosferze zapłatą są komentarze, ale nie wszyscy chcą tego przestrzegać. To tak, jakbyście coś ukradli lub weszli na salę kinową bez biletu. Pomyślcie, nie jest tak?