sobota, 30 sierpnia 2014

*24. "Chyba nie mogę powiedzieć nie, prawda?"

Ostatnio minęły dwa lata, odkąd zaczęłam blogować i chciałam podziękować wszystkim tym, którzy się do tego przyczynili. Te dwa lata odmieniły moje życie diametralnie! Nawet nie spodziewałam się, że tak bardzo. Ale wszystko zmieniło się na dobre. Były wzloty i upadki, ale życie na tym polega, nie? Raz na wozie, raz pod wozem. :) Dlatego dziękuję Wam za to, że byliście ze mną, znosiliście moje kaprysy, lepsze lub gorsze dni. No i oczywiście tradycyjnie dziękuję za pomoc, wsparcie, komentarze, tyle wyświetleń. Za porady, komplementy i po prostu to, że jesteście ze mną, Dziękuję z całego serca za te dwa lata. I mam nadzieję, że będą kolejne dwa, choć nigdy nic nie wiadomo. Ale bardzo chciałabym za dwa lata pisać podobne podziękowania skierowane do tych samych osób i do tych nowych, które jeszcze, mam nadzieję, przybędą ♥ Thanks! ;* 




Fajnie jest mieć nadzieję, nawet jeśli wiemy, że to co chcemy, jest niemożliwe, ale niefajnie jest się rozczarować. 



~~*~~*~~*~~*~~

~~ Becky ~~


    Nancy zostawiła mnie w skrzydle szpitalnym przez całą niedzielę. Wyjść mogłam dopiero w poniedziałek w samo południe po masie badań i pytań. Dopiero, gdy lekarka upewniła się, że już doszłam do siebie, wypuściła mnie. 
    Czułam się słaba. Bardzo słaba. Ale nie na tyle wyczerpana, by całymi dniami leżeć na łóżku pod czujnym okiem pielęgniarek. Nudziło mi się ciągłe zadawanie pytań, opowiadanie ciągle tej samej historyjki, że czuję się dobrze. Ale miałam czas, by wszystko przemyśleć. Zdążyłam się zorientować w niewielu rzeczach, bo mało pamiętałam ze swojej przemiany. Tylko uspokajający głos Louisa gdzieś w moim umyśle, który mnie wspierał i mówił, że wszystko będzie okej. Dzięki naszej więzi dowiedziałam się, że przez moje moce zapalił się. Tak normalnie go zapaliłam. Choć nie było widać płomieni, to chłopak czuł je w sobie. Przeraziło mnie to nie na żarty, bo Wampira ogień mógł zabić. Louis jednak czuł się po tym dobrze. Znacznie lepiej niż ja. Gdy się skupiłam na nim, odczuwałam jego emocje. Martwił się o mnie. A on był zdrowy. 
    Oczy wróciły do swojej poprzedniej zielonej barwy kilka godzin po przemianie. Obudziwszy się w niedzielę rano, zobaczyłam siedzącą obok mnie Alice, która uśmiechnęła się i powiedziała:
    - Znów są szmaragdowe!
    Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale wytłumaczyła mi, widząc moją zdezorientowaną minę. Czyżby bali się, że czerwone oczy zostaną mi na zawsze? Miałabym tęczówki jak głodny Wampir, którzy szykuje się do ataku... 
    Nancy w niedzielne popołudnie przeprowadziła ze mną straszną rozmowę. Mówiła coś o tym, że nie chciałam się przemienić, że opierałam się naturze. Nie potrafiłam jej uwierzyć, ale po jakimś czasie przyznałam jej racje. Gdzieś we mnie głęboko, na dnie serca zachowałam żal do naszej wilczej strony, do magii, która się z tym związała. Nadal nie mogłam sobie poradzić ze śmiercią Davida, choć bardzo się starałam przyzwyczaić się do tej myśli, nie potrafiłam żyć, nie myśląc o jego bezwładnym ciele, zakrwawionej białej koszuli, pustych oczach. Przemiana to udowodniła. 
    Starałam się przywołać miłe i wesołe wspomnienia związane z moim byłym, by móc tylko je zachować, a te złe wyrzucić. Znalazłam ich dużo, ale nie potrafiłam pozbyć się pozostałych, które zalewały moją głowę, gdy tylko się nie kontrolowałam. Wszystko wróciło. Było tak, jak tuż po śmierci Davida. Coś odblokowało zaporę, którą zbudowałam, a za którą znajdowały się te wszystkie złe rzeczy. Potrzebowałam czasu, by odbudować mur i znów schować za nim smutne wspomnienia. 
    Przez cały kolejny tydzień dochodziłam do siebie, dużo odpoczywałam i jadłam zdecydowanie więcej. W piątek wieczorem czułam się już całkowicie zdrowa. Nic mnie nie bolało, nie słaniałam się na nogach przy każdym kroku i nabrałam kolorów na twarzy. Wróciłam do wersji przed przemianą tylko tej nieco przygaszonej i zmartwionej. I oczywiście z nowymi mocami. 
    Szłam między drzewami, oglądając się dokoła. Nadal nie mogłam wyjść z podziwu nad moim nowym wzrokiem, słuchem i węchem. Czułam, słyszałam i widziałam wszystko znacznie wyraźniej. Czułam się tak, jakbym wcześniej była ślepa, głucha i bezwonna i dopiero teraz otworzyła oczy, uczy i nos na świat. Zdążałam na moją pierwszą lekcję panowania nad mocą. Do tej pory uczyłam się tylko podnoszenia i opuszczania tarcz oraz empatii, która, nawiasem mówiąc, w ogóle mi nie wychodziła. Po prostu nie potrafiłam wyczuć tak jak Prue emocji innych. Taki już mój los. Ale nie przejmowałam się tym za bardzo. Starałam się skupić przed zajęciami. To było dla mnie najważniejsze. Nie chciałam, by kolejnym razem, gdy w jakiś sposób stracę panowanie nad sobą, ucierpiał Louis. Lub ktoś inny z mojego otoczenia.
    Weszłam do jednej z klas, gdzie czekał już na mnie mój nauczyciel. On również władał ogniem i Stark zaproponował, by pomógł mi choć na początku przyswoić swój żywioł. Ucieszyłam się z tych lekcji. I choć każdy Zmiennokształtny inaczej przejawiał swoją moc, to niektóre były do siebie podobne.
    Chłopak, a raczej mężczyzna okazał się przystojnym, wysokim brunetem o ciemnej karnacji. Gdy weszłam, podniósł na mnie swój wzrok i zobaczyłam niebieskie oczy, delikatny zarost na jego szczękach, uśmiechniętą twarz i białe zęby, których nie powstydziłaby się żadna gwiazda filmowa. Siedział na materacu, oparty o ścianę. Na sobie miał zwykły szary podkoszulek i czarne luźne dresy oraz czarne trampki.
    - Cześć, jestem Jesse Avery - przywitał się, wstając, gdy podeszłam nieco bliżej niego. - Stark poprosił mnie, bym pomógł ci z twoją nową mocą. - Uśmiechnął się serdecznie.
    - Tak, dziękuję. Nazywam się Becky - przedstawiłam się, ściskając jego wyciągniętą dłoń. - To od czego zaczynamy? - zainteresowałam się.
    - Na początek usiądźmy. - Wskazał materac, na którym siedział, kiedy przyszłam. Posłusznie spełniłam jego prośbę. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, po dwóch stronach materaca. Jesse przyglądał mi się uważnie i w skupieniu. - Zaczniemy od czegoś łatwego. Najpierw musisz nauczyć si panować nad sobą. Byle stres czy zdenerwowane może wywołać pożar. A tego nie chcemy, prawda? - Potwierdziłam skinieniem głowy. - No dobrze. Teraz zamknij oczy i pozbądź się wszelkich myśli. - Przez chwilę patrzyłam, że sam robi to samo. - Becky - odezwał się cicho. Zamknęłam więc posłusznie oczy, zrelaksowałam się i starałam pozbyć wszystkich nawiedzających mój umysł myśli. Lecz nie było to takie proste. Gdy przestawałam o czymś myśleć, za chwilę jakieś wspomnienie zakłócało mój spokój i zaczynałam o nim rozmyślać.
    Siedzieliśmy tak dobre piętnaście minut, a ja nie potrafiłam się skoncentrować i rozluźnić, bo cały czas mnie coś dekoncentrowało. Irytowało mnie to, że nie potrafię choć na chwilę o wszystkim zapomnieć.
     - Chyba musimy wymyślić coś innego, bo widzę, że kiepsko ci to idzie - zauważył Jesse. Gdy otworzyłam oczy, on trzymał w ręce szklaną miskę, w której znajdował się kawałek papieru. Nawet nie zorientowałam się, kiedy wstał, by przynieść naczynie. - Patrz - szepnął cicho, koncentrując się na kartce wewnątrz miseczki. Nie miałam pojęcia, na co patrzeć. Czy na niego, czy na pojemnik, czy może jeszcze gdzie indziej? Moją uwagę przykuł jednak jego spokój, rozluźnione ręce, delikatnie trzymające miskę. Wyraz twarzy miał poważny i skupiony.
    I nagle kartka papieru stanęła w ogniu. Pomarańczowe języki oplatały białą powierzchnię, zmieniając jej kolor na czarny. Na koniec z papieru została odrobina popiołu na dnie miski. Ogień zniknął gdy tylko wypaliło się paliwo.
    Byłam pod wrażeniem. Nie mogłam ukryć, że bardzo mi zaimponował.
    - Pomyślałem, że skoro nie umiesz nie myśleć o niczym to musisz mieć jakiś przedmiot, na którym będziesz mogła skupić uwagę. Myślę, że coś takiego będzie bardziej okej dla ciebie - powiedział, podając mi miseczkę i nową kartkę papieru. Gdy na mnie spojrzał, zauważyłam znikające z jego tęczówek pomarańczowe nitki. - Słyszałem, że podczas przemiany zapaliły ci się ręce - zainteresował się.
     - Chyba każdy już o tym słyszał - mruknęłam pod nosem, wpatrując się w popiół.
    - Chodzi mi o to, że ja wzniecam ogień, patrząc na coś. Może ty musisz tego czegoś dotknąć? Albo na przykład tylko wycelować ręką - zastanawiał się. - Twoja moc, tak jak większości Zmiennokształtnych, koncentruje się w dłoniach. Dopiero po wielu latach niektórzy potrafią moc przenieść na inne części ciała.
    - Z tobą też tak było? - zapytałam.
    - Nie, moja moc od razu pochodziła z oczu. Pamiętam, jak pierwszy raz podpaliłem mojemu współlokatorowi pościel tylko dlatego, że zabrał moją ulubioną koszulkę. - Zaśmiał się, przypominając sobie czasy, kiedy jeszcze chodził do szkoły. Po chwili otrząsnął się i znów spojrzał na mnie przytomnym wzrokiem. - To jak, jesteś gotowa? Wiesz, co robić.
    - Chyba nie mogę powiedzieć nie, prawda? - odezwałam się cicho. Jesse uśmiechnął się tylko. - No to do roboty. - Westchnęłam. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam, postawiłam przed sobą miseczkę z kartką w środku. Wyciągnęłam rękę w jej stronę. Skupiłam się tylko na niej, nie widziałam klasy, w której siedzieliśmy ani Jessego. Tylko moja ręka i miska z kawałkiem papieru. Nic więcej nie istniało.
    Poczułam przepływającą przez moją rękę moc po dobrych paru minutach. Myślałam, że niedługo opuszczę rękę, bo zaczęła mnie boleć, gdy nagle poczułam mrowienie w palcach i samotna iskierka wyleciała z mojego wskazującego palca i wylądowała w misce, wypalając swoim ciepłem dziurę w papierze. Na więcej nie miałam siły. Ręka opadła na kolana, wypuściłam głośno powietrze i zamknęłam oczy.
    - Bardzo dobrze - pochwalił mnie Jesse.
    - Jestem zmęczona. Nie wiedziałam, że magia zabiera tyle energii - powiedziałam, pocierając palcami skronie.
    - To normalne na początku. To duży wysiłek z twojej strony. Ale wkrótce wszystko powinno się unormować i zapalenie czegoś przyjdzie ci z łatwością.
    - To dobrze. Nie wiem, czy przeżyłabym, gdybym miała za każdym razem się tak męczyć.
    - Na dzisiaj to koniec. Cieszę się, że się poznaliśmy i że udało ci się przywołać choć tę małą iskierkę.
    - Ja też. Myślę, że następnym razem będzie lepiej. A właśnie, kiedy następny raz? - zainteresowałam się.
    - Za tydzień. Mam dużo pracy w tygodniu, a ty chyba powinnaś nabrać nowych sił na kolejną lekcję. Do zobaczenia w sobotę!
    - Cześć - pożegnałam się i wyszłam z klasy, pozostawiając Jessego samego na materacu.


~~ Prue ~~

    Stałam na skraju wielkiej przepaści, przede mną znajdował się wiszący most, wąski na jakiś metr i chyboczący się na wietrze. Szare skały, które mnie otaczały to wapienie, którymi szczycił się Park Narodowy Tsingy de Bemaraha. Mapa wskazywała to miejsce na Madagaskarze jako siedzibę kolejnego klanu Łowców. Liam teleportował się właśnie w to miejsce - na skraj wąwozu, w którym normalnie rosły różnego rodzaju wysokie drzewa.
    Słońce prażyło niemiłosiernie. Na wyprawę musiałam założyć odpowiednie buty, w których mogłabym chodzić po skałach i nie skręcić kostki. Były one strasznie grube i gorące, ale starałam się nie myśleć o uwięzionych w nich stopach, bo od razu robiło mi się ciepło.
    Zerknęłam na Liama, który stał tuż nad przepaścią i spoglądał w dół. Wcześniej sprawdził wytrzymałość mostu, po którym musieliśmy przejść, by przedostać się na drugą stronę. Most wydawał się stabilny i nie powinien runąć, gdy tylko byśmy na niego weszli, ale i tak się bałam. No bo nigdy nic nie wiadomo z takimi mostami. W każdej chwili mógł się zawalić, a ja umrzeć. Liam pewnie wyszedłby z upadku z paroma bliznami, które po chwili by się zagoiły, więc się nie miał czym przejmować. Nie to co ja, śmiertelna.
    - Powinniśmy ruszać - zauważył chłopak. - Idziesz pierwsza czy ja mam to zrobić?
    Przełknęłam głośno ślinę, posłałam mordercze spojrzenie w stronę mostu i ruszyłam powoli w jego kierunku.
    - No to idę - odezwałam się nieco drżącym głosem. Zrobiłam parę kroków do przodu. Złapałam się lin, które były na wyciągnięcie ręki i weszłam na pierwsze deski. Most zakołysał się. Stałam kila chwil, nie ruszając się, by most się ustabilizował i zrobiłam kolejne parę kroków. Poczułam, jak Liam wchodzi na pierwsze deseczki.
    - Spokojnie, jestem tuż za tobą - starał się mnie uspokoić. Oddychałam głęboko i nie patrzyłam w dół tylko przed siebie na odległy koniec mostu.
    Poruszając się powoli, krok za kroczkiem, w końcu stanęłam na wapiennej skale, spomiędzy której wyrastały gdzieniegdzie niskie krzaki. Usiadłam obok jednego, uważając, by nie zedrzeć sobie skóry. Nie chciałam, by Liam poczuł krew. Nie miałam pojęcia, jak by zareagował.
    Odpoczęłam chwilę, napiłam się wody, bo ze strachu zaschło mi w gardle. Potem ruszyliśmy dalej. Wspinaliśmy się na ostre skały po najbardziej dogodnych szlakach. Szliśmy długo, nim stanęliśmy przed lekko opadającym w dół stoku. W dolinie widziałam gęsty las, z których gdzieniegdzie wystrzelały w górę pojedyncze skały i przylegające do nich jeziora. Powietrze pachniało świeżością, było czyste, niezanieczyszczone.
    Zaczęliśmy schodzić po zboczu, gdy słońce delikatnie przechyliło się ku zachodowi. Były godziny popołudniowe, lecz nie miałam pojęcia, która dokładnie. Niespiesznie zeszliśmy ze szczytu i stanęliśmy na skraju wielkiej puszczy. Zdałam się na instynkty Liama. Skierowaliśmy się w prawą stronę, dokładnie ze wskazówkami mapy.

***

    Szybko dotarliśmy do wioski, która położona była niedaleko małego jeziorka, otoczonego ze wszystkich stron głazami i drzewami. Społeczność okazała się jeszcze mniejsza niż u poprzednich Łowców i mniej gościnna. Bali się niekoniecznie mnie, ale tego, że przyjaźniłam się z Wampirem - ich wrogiem numer jeden. Nie ugościli mnie tak jak poprzedni Łowcy. Na wejściu odpowiedzieli, że nie było u nich mojego ojca i że nie wiedzą, gdzie może być. Wszyscy spoglądali na mnie nieufnie, gdy próbowałam zapytać o coś więcej. Więc odpuściłam i uciekłam stamtąd do Liama.
    Byłam zła. Na Łowców, którzy tak mnie potraktowali, na siebie, bo gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję na to, że może na Madagaskarze złapiemy trop ojca. Nie łudziłam się tym, że tak szybko go odnajdziemy, ale myślałam, że może coś wskaże nam drogę, którą powinniśmy podążać przy dalszych poszukiwaniach. Nic takiego jednak się nie stało.
    Liam, odczytując moje emocje dzięki Skojarzeniu, wiedział jak się czułam. Nie odzywałam się do niego, bo byłam pewna, że zaczęłabym krzyczeć i wszczęłabym kłótnię. A tego bardzo nie chciałam. Musiałam sobie poradzić sama ze swoimi uczuciami. I Wampir chyba to rozumiał, bo w drodze powrotnej nie zapytał mnie o nic.
    - Musimy jak najszybciej wyruszyć w kolejną podróż - zdecydowałam, gdy przeteleportowaliśmy się na tyły Common Grounds. Zmieniłam trekingowe buty na białe trampki za kostkę.
    - Nie powinniśmy tak często znikać. Raczej ty nie powinnaś. Ja jakoś się wytłumaczę przed Louisem i Niallem, ale tobie będzie coraz trudniej. Zaczną węszyć. A skoro nie zamierzasz im powiedzieć i chcesz dalej utrzymać to w tajemnicy to, według mnie, na razie powinniśmy odpuścić. Proponuję wybrać się co najmniej za dwa tygodnie. - Przyglądał mi się uważnie. Wiedziałam, co zauważył. Moją niecierpliwość, zdecydowanie i zdenerwowanie. Chciałam wyruszyć niemal od razu. To prawda, zdawałam sobie sprawy, że chłopak miał dużo racji, ale dla mnie najważniejsze było odnalezienie ojca, nie patrząc na konsekwencje. Postanowiłam jednak, że nie będę się upierać.
    Liam czuł moją walkę ze samą sobą. I gdy w końcu wygrała strona, której kibicował, uśmiechnął się.
    - Muszę już wracać - odparłam. - Nie chcę, by się o mnie martwili w szkole. To do zobaczenia! - pożegnałam się i odeszłam jak najszybciej od Liama. Nie chciałam, by zauważył, że próbowałam go oszukać.

Jesse
~~*~~*~~*~~*~~

    Cześć, cześć :) Macie rozdział :) Mam nadzieję, że jest okej. Nie potrafiłam kompletnie opisać kolejnej wyprawy Prue i Liama. Jakoś tego nie mogłam wyczuć. Mam nadzieję, że jednak Wam się spodoba :)
    Od poniedziałku już szkoła, niestety. Muszę Wam powiedzieć, że, choć będę się starała nadal dodawać posty co dwa tygodnie, to może być i tak, że się nie wyrobię. Wiecie, będę mieszkać w internacie i nie mam pojęcia, czy będę miała warunki do pisania w tygodniu. A weekend chciałabym też trochę odpocząć... Ale na pewno Was nie zostawię. To byłby dla mnie za duży ból :)
    Pozdrawiam Was serdecznie!
Zuza♥

piątek, 15 sierpnia 2014

*23. "Ogień je unicestwiał, niszczył moje serce. "

Z dedykacją dla Sweet Berry. Wiesz, nie znam Cię zbyt dobrze, więc tekst będzie krótki, ale chcę Ci podziękować choć tak za wspaniałe słowa w Twoich komentarzach, które podniosły mnie na duchu :) Odkąd zaczęły się wakacje, miałam coraz mniej komentarzy i gdy myślałam, że już nikt nie czyta, pojawiłaś się Ty. Dziękuję Ci z całego serducha za fantastyczne komplementy. No i urzekł mnie Twój awatar! *,* ♥



Ogień i Lód.
Jedni mówią, że świat zniszczy ogień.
Inni, że lód.
Iż poznałem pożądania srogie,
Jestem z tymi, którzy mówią: ogień.
Gdyby świat zaś dwakroć ginąć mógł,
Myślę, że wiem o nienawiści 
Dość, by rzec: równie dobry lód
Jest, by niszczyć
I jest go w bród.
- Robert Frost.


 ~~*~~*~~*~~*~~

~~ Louis ~~

    Siedziałem i oglądałem telewizję z Liamem, gdy to się stało.
    Zaczęło się od niewinnego bólu głowy. Jednak że byłem Wampirem, nigdy tego nie doświadczyłem. Dlatego nieco się wystraszyłem. Syknąłem cicho, łapiąc się dłońmi za skroń. Zmrużyłem oczy. Nigdy nie bolałam mnie głowa, lecz instynktownie wiedziałem, że coś jest nie tak. Lecz nie mogłem nic na to poradzić. W końcu żadne zwykłe leki, które łykają ludzie, nie działały na Wampiry takie jak ja. Zacząłem się wiercić na kanapie, co przykuło uwagę Liama. Chłopak przyjrzał mi się uważnie. Gdy spytał, co mi się stało, szybko, lecz z trudem, mu odpowiedziałem. Zmartwił się. Zaczął wypytywać o różne rzeczy, lecz trudno było mi się skupić na jego dociekliwych pytaniach.
    Usłyszałem dzwonienie w uszach, gdy fala bólu odeszła. Wtedy zacząłem gorączkowo zastanawiać się, dlaczego przydarzyło mi się coś tak dziwnego. Zanim kolejna fala bólu zalała moją głowę, zdążyłem zadać Liamowi pewne pytanie.
    - Czy myślisz, że to może mieć coś wspólnego z tym, że Becky przechodzi przemianę? Minęły już dwa tygodnie od jej urodzin, a ona nadal się pierwszy raz nie przemieniła. Myślisz, że to już? Że mogę to tak odczuwać?
    - W końcu jesteście Skojarzeni - mruknął. - Sądzę, że twoja teoria ma sens. Tylko czy Becky faktycznie przechodzi przemianę? - zastanawiał się.Oczywiście Liam wiedział, że skojarzyłem się z dziewczyną. Nie ukryłbym tego przed nim. Poza tym musiałem mieć kogoś, komu mógłbym się zwierzać. A miałem tylko jego, Nialla i Becky. Nikogo więcej.
    - Uważam, że tak. Ten ból, on nie jest normalny. Nie tylko ze względu na to, że jestem Wampirem i to nie możliwe, ale również dlatego, że nie czuję, jakby to mnie bolało tylko kogoś. Nie potrafię tego opisać. Po prostu tak się czuję. Sam nie wiem, ale jeśli ja odczuwam to tak silnie, to nawet wolę sobie nie wyobrażać, co przeżywa Becky. - Wzdrygnąłem się. Nie rozmawialiśmy wiele. Liam przypatrywał mi się uważnie, gdy ja zamknąłem oczy, bo jasne światło mi przeszkadzało. Tak samo jak dźwięk telewizora. Kazałem przyjacielowi go wyłączyć. Posłuchał mnie. Lecz nadal mi coś przeszkadzało, choć w pokoju zapanowała cisza. Wtedy uzmysłowiłem sobie, że to nie mnie przeszkadzał hałas tylko Becky. Starałem się ją jakoś wesprzeć, dać jej do zrozumienia, że byłem przy niej w tych ciężkich chwilach, ale nie wiedziałem, jak tego dokonać. Cały czas mnie coś blokowało, zagradzało dostęp do jej umysłu. Czułem tylko jej ból, złe samopoczucie, bezsilność i ulatniającą się gdzieś chęć walki.
    Gorąc, jaki zalał moje ciało, bardzo mnie zaskoczył. Nigdy nie czułem takiego ciepła we wnętrzu swojego ciała. Nigdy nic ani nikt mnie tak nie rozgrzał. Na początku wydawało mi się, że to przyjemne uczucie, lecz po chwili, gdy temperatura wzrosła, zmieniłem zdanie. Coś spalało mnie od środka. Wypalało moje wnętrzności. Momentami aż czułem płomienie, które lizały niebijące, zimne serce. Nie topniało jednak pod wpływem gorąca. Ogień je unicestwiał, niszczył moje serce. Niczego nie rozumiałem. Dlaczego tak nagle nie mogłem oddychać? Czy to aby na pewno była przemiana? Jeśli tak, to dlaczego działo się tyle niewyjaśnionych rzeczy. Nie sądziłem, że pierwsza przemiana to coś tak okropnego. Oczywiście wśród Wampirów krążyły plotki na ten temat, ale nigdy te opowieści nie były tak drastyczne!
    Nagle wszystko ustało. Zaczerpnąłem głośno powietrza. Nie potrzebowałem tlenu, by przeżyć, ale wtedy czułem ogromną potrzebę wzięcia pełnego oddechu. Może z przyzwyczajenia. Może dlatego, że do tej pory odczuwałem wszystkie emocje Becky, że podzielałem jej odruchy. Ona była śmiertelna i musiała oddychać.
    W tamtej chwili przestały mi się udzielać uczucia Becky. Trochę mnie to zdezorientowało i wystraszyło. Szybko oczyściłem więc umysł z wszelkich myśli i odnalazłem umysł dziewczyny. Już nic nie blokowało mi wejścia do niego. Bez problemu tam wszedłem. Nie miałem pojęcia, w jakim była stanie, ona nie potrafiła mi tego powiedzieć. Jedyne, co mogłem zrobić, to podniesienie jej na duchu. Ciągle, aż do znudzenia powtarzałem jej, że wszystko będzie dobrze, że jestem przy niej, że jej nie zostawię. Miałem nadzieję, że wkrótce, jeśli już nie wtedy, wszystko z nią będzie w porządku i znów ujrzę jej uśmiechniętą od ucha do ucha twarz, ciemne włosy, które okalały opaloną, szczupłą twarz, wąskie, różowe usta i zielone oczy otoczone wachlarzem gęstych, czarnych rzęs. Miałem nadzieję...


~~ Prue ~~

     Stałam nad Becky. Patrzyłam na jej nieruchome ciało, skulone w kłębek. Martwiłam się o nią. Z tego, co pamiętałam, moja przemiana przebiegła bez żadnych komplikacji. Nie musiałam nawet zostawać na noc w skrzydle szpitalnym pod czujnym okien Nancy. Z Becky było inaczej. Źle znosiła przemianę. Lekarka wyjawiła mi, że bała się, że dziewczyna odrzuca przemianę. Tak naprawdę wcale nie chciała się przemieniać.
    Wstrząsnęła mną ta informacja. Becky nie pragnęła być jednym z nas? Przecież to absurd! Ona kochała magię. Uwielbiała życie Zmiennokształtnego.
    Do czasu śmierci Davida. Zrozumiałam tę smutną prawdę tuż po chwili. To właśnie ten jej ukochany świat zabrał jej chłopaka, którego kochała. Coś w niej musiało winić naszą naturę za to, co się stało. Może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Prawdopodobnie tak było. Inaczej przecież ktoś by zauważył - ja czy Filip. Nie mogliśmy być przecież aż tak ślepi!
    Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Dotknęłam dłonią jej ramienia. Było chłodne. Zdziwiło mnie to, bo w czasie przemiany nasze organizmy stawały się coraz cieplejsze. W jej przypadku jednak było inaczej. Stawała się coraz zimniejsza. Nancy potwierdziła to skinieniem głowy. Jednak nadal wierzyła w to, że Becky sobie poradzi, że odnajdzie drogę ku nam. I ja w to musiałam wierzyć. Chciałam w to uwierzyć.
    To od Filipa dowiedziałam się, że przyjaciółka trafiła do skrzydła szpitalnego. Odnalazł mnie w parku, gdzie chodziłam z Chrisem, trzymając się za ręce i śmiejąc się. Od razu, gdy tylko ujrzałam jego minę, wiedziałam, że stało się coś niedobrego. Szybko wyjaśnił nam, co się wydarzyło i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w skrzydle szpitalnym. Nancy pozwoliła tylko mnie wejść do Becky. Nawet Filipa tam nie wpuściła. Ale ona już wiedziała, kto powinien siedzieć przy przechodzącym przemianę. Zawsze trafnie dopierała jego towarzysza. Moim był Chris. Mojego brata Becky, a Alice Damien. I wszyscy byliśmy kochającymi się parami.Więc i wtedy mój pobyt tam nie był przypadkowy.
    Czekając i odliczając kolejne sekundy, zapytałam ją o to. Bez wahania stwierdziła, że to mój brat powinien siedzieć na moim miejscu, ale że go już nie było, to ja zastępowałam go przy boku Becky. Jako jego najbliższa rodzina.
    Nie miałam pojęcia, co robić. Siedziałam tylko i modliłam się, by wszystko było okej. Ale to nic nierobienie denerwowało mnie. Wolałam, by coś się działo. Nie znosiłam bezczynności. A tylko tyle wtedy mi pozostało. Czekanie.
    Wszędzie wokół wyczuwałam napięcie. Chłopcy stojący na korytarzu byli zaniepokojeni tym, że nic im nie mówiono. Raczej zaniepokojeni to za słabe słowo. Za drzwiami Filip szalał. Chris próbował go uspokoić, lecz sam nie był w najlepszym nastroju i dlatego nie udawało mu się to. Od obojgu bił strach o Becky, który, mieszając się w głowie z moim, potęgował uczucia, które mną zawładnęły. Zaczęłam cała dygotać. Zacisnęłam dłonie w pięści, a usta w wąską kreskę, by nie słuchać szczęku zębów. Widząc, jak bardzo się denerwuję, Nancy podała mi jakiś lek na uspokojenie. Gdy tylko go połknęłam, poczułam się lepiej. Starałam się równomiernie oddychać, by więcej nie wpaść w panikę. Byłam w skrzydle szpitalnym, by pomóc Becky, a nie użalać się nad sobą. Nie mogłam pozwolić, by czyjeś emocje zawładnęły mną tak mocno, bym nie potrafiła sobie z nimi poradzić.
    O zmianie stanu dziewczyny poinformował nas fakt, że poruszyła nogą. Najpierw jedną, następnie drugą. Po chwili wyprostowała całe swoje ciało, by znów skulić się w kłębek. Potem coś uniosło jej klatkę piersiową do góry. Gdy upadła z powrotem na łóżko, jej dłonie zaczęły się palić. Stanęły w ogniu, który nie trawił ani ich, ani pościeli czy materaca. Po prostu ogniste języki lizały jej ciało. Razem z Nancy przeraziłyśmy się tym widokiem, ale nie na tyle, by przestać rozsądnie myśleć. Lekarka zapewne domyśliła się, że oto uaktywniła się jej moc. Ja wiedziałam, że jej moc dała o sobie znać już dużo wcześniej. Przypomniał mi się wieczór, kiedy to przyszła do pokoju z poparzoną ręką. Obstawiałyśmy, że to właśnie jej moc się uaktywniła. Teraz miałam pewność. Władała ogniem - chyba najniebezpieczniejszym z czterech żywiołów.
    Już po chwili jej ciało zaczęło się zmieniać. Powoli przybierało postać wilka o ciemnej, lśniącej sierści. Nie krzyczała, wilk nie zaryczał. Podniósł tylko na nas swój duży łeb, spojrzał jednym, zielonym, mądrym okiem i znów się położył, w mgnieniu oka zmieniając się z powrotem w ludzką postać.
    Przykryłam jej nagie ciało miękkim kocem, bo całe ubranie Becky było w strzępach. Przyglądałam się jej uważnie. Wyglądał, jakby spała. Czułam jednak, że nie powinno tak być. Nancy nadal się niepokoiła. A jeśli lekarza coś dręczyło, znaczyło to, że w każdej chwili możemy ją stracić. Mimo, że teoretycznie wszystko już było za nami.
    Nancy podeszła do drzwi i otworzyła je, wpuszczając do środka chłopców. Filip od razu podbiegł do łóżka, usiadł przy nim, wziął Becky za rękę. Czułam, że bardzo ją kochał. Nie musiałam jednak mieć tej swojej empatii, by stwierdzić, jak bardzo mu zależy na siostrze. Dopiero nie tak dawno ją odnalazł. Nie chciał jej tak szybko stracić.
    - Przemieniła się - zaczęła powoli Nancy. - Niestety jest w bardzo złym stanie. Nie mogę zagwarantować, że przeżyje, ale robimy wszystko, by jej pomóc. To ona ciągle chce walczyć, choć nie ma już siły. Musi przestać. - Westchnęła głęboko. Sprawdziła kroplówkę, którą podłączyła do ciała Becky, gdy tylko ta się uspokoiła. Chris wolnym krokiem podszedł do mnie i objął od tyłu w pasie. Oboje patrzyliśmy na pogrążoną w śnie przyjaciółkę i jej brata, który usiłował powstrzymać się od łez. Szeptał coś do dziewczyny, lecz nie chciałam tego słuchać. To były ich sprawy i nie zamierzałam dociekać, co do niej mówił.
    W pewnym momencie, nawet nie wiem, ile czasu upłynęło, Becky zaczerpnęła głośniej powietrza. Wszyscy spojrzeliśmy na nią z nadzieją na to, że w końcu się wybudzi. Nancy podbiegła do niej szybko, zmierzyła puls, który wracał do normalności. Serce zabiło mi szybciej, gdy zobaczyłam łzy spływające po jej policzkach. Zaczęła coś mamrotać, lecz na początku nikt nie mógł zrozumieć jej bełkotu. Dopiero po chwili wypowiedziała zdanie na tyle głośno, byśmy mogli je wszyscy usłyszeć.
    - Przepraszam, przepraszam, że przeze mnie się zapaliłeś!
    Nic nie rozumiejąc, wpatrywaliśmy się w dziewczynę, która machała rękami wokół swojej głowy, jakby chciała coś odgonić od siebie. Płakała cicho. Łzy spływały po bladych policzkach i wsiąkały w brązowe pukle jej włosów.
    Po chwili otworzyła oczy. Były czerwone. Jak ogień.

~~*~~*~~*~~*~~

    Hej :) Rozdział macie szybciej, bo ostatnio musieliście czekać. Mam nadzieję, że wszystko jest okej. No i nowe zdjęcie Becky już ląduje w zakładce "Główni bohaterowie" ;)
Zuza♥

wtorek, 5 sierpnia 2014

*22. "Nareszcie zapanowały zbawienne ciemności."

Z dedykacją dla seoanaa. Za to, że cały czas jesteś ze mną, za wsparcie, za Twoje komentarze, które pojawiają się pod każdym postem. Dziękuję Ci za to! Wiem, że dla Ciebie powinien być Chris i Prue, ale przez jakiś czas nie będzie dla nich całego rozdziału i dlatego dedykacja pojawia się teraz - potem może bym zapomniała, albo wydarzyłoby się coś... No nie wiem, w  każdym razie, jeśli tylko będzie Prue i Chris to wiedz, że pisałam tę scenę z myślą o Tobie, o tym, jaką sprawię Ci radość, że w końcu pojawili się główni bohaterowie :D Dziękuję za cierpliwość do mnie, bo wiem, że moje komentarze nie są często miłe, wręcz Cię wielbię, że przyjmujesz je ze stoickim spokojem. Już raz spotkałam się z pewną osobą, która mnie zwymyślała za to, że poprawiłam ją w tej, czy innej kwestii, więc czasami boję się, że Ty w końcu też tak zareagujesz. Jestem pełna podziwu dla tego, że potrafisz wytrzymać wszystkie moje słowa :) Jestem Ci wdzięczna za wszystko, co robisz. Dziękuję, że ze mną tutaj jesteś teraz, kiedy najbardziej potrzebuję dobrego słowa o moim opowiadaniu :) <3 Dziękuję ;*



"Całe życie czekamy na nadzwyczajnego człowieka zamiast zwyczajnych ludzi przemieniać w nadzwyczajnych."


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Becky ~~

    Kochana Becky!
    Wszystkiego najlepszego w dniu Twoich siedemnastych urodzin! Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym ten dzień spędzić z Tobą. Całować Twoje cudowne usta, pieścić Twoje fantastyczne ciało, przytulać Cię do siebie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za Tobą tęsknię! Codziennie rano, zanim otworzę oczy, wyobrażam sobie, że leżysz obok mnie. Lecz Ciebie nie ma. Jesteś wtedy tak strasznie daleko ode mnie i również wstajesz z łóżka.
    Ale nie piszę tego listu, by powiedzieć Ci, co czuję, gdy Cię przy mnie nie ma. Pragnę Ci w ten sposób złożyć najserdeczniejsze życzenia. Życzę Ci wielu szczęśliwych chwil w Twoim życiu, żebyś już nigdy nie musiała się smucić i martwić. Mnóstwa wspaniałych prezentów i fantastycznej imprezy - mam nadzieję, że moja paczka dotrze już po przyjęciu. Nie chciałbym zepsuć Ci niespodzianki. 
    A teraz przejdźmy do prezentu. W paczce jest coś specjalnego. Liam i Niall pomogli mi to wczoraj zrobić. To jedyny taki egzemplarz, więc mam nadzieję, że Ci się spodoba. Jeśli nie, zawsze możesz wystawić go na jakiejś aukcji, a za zebrane pieniądze kupić sobie nowy prezent. Tak czy siak, zadzwoń do mnie, gdy tylko otworzysz paczkę, okej? 
    Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Kocham Cię!

Na zawsze Twój
 L.T.


    Znałam ten list już na pamięć, ale uwielbiałam wpatrywać się w te drobne litery, które układały się w tak piękne dla mnie słowa. Przechowywałam go w portfelu, by nikt nie mógł się do niego dobrać. Gdyby ktoś dowiedział się, że dostałam list miłosny, od razu zaczęłyby się krępujące pytania. A chciałam ich uniknąć jak najdłużej. Najpierw sama powinnam sobie wszystko poukładać, bo moje życie przewróciło się do góry nogami. A raczej to Louis je przewrócił, wpadając na mnie tego słonecznego popołudnia w Manchesterze.
    Ale nie narzekałam. No bo w końcu na co? Znalazłam miłość, przyjaciela i kochanka w jednej osobie. Czego chcieć więcej?
    Oczywiście dziewczyny bardzo chciały dowiedzieć się, od kogo dostałam ten prezent. Zauważyły adresata, zanim zdążyłam przechwycić paczkę. Szybko wymyśliłam jakieś imię mojej koleżanki, z którą bardzo się lubiłyśmy jeszcze przed moim przyjazdem tutaj. Alice była chyba usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, ale nie Prue. Jak zwykle dociekała, szukała drugiego dna, które tym razem istniało naprawdę. Ale nie dałam się. Gdy zauważyła, co dostałam, wyjaśniłam, że Laura na pewno nie wie, że przestałam lubić One Direction. No bo skąd miałaby to wiedzieć, skoro nie utrzymywałyśmy kontaktów?
    Prezentem, jaki dostałam od chłopaka, była płyta ich najnowszych piosenek, które nagrali bez Zayna i Harry'ego. Strasznie dziwnie słuchało mi się tych piosenek, ale bardzo cieszyłam się, że Louis wymyślił tak oryginalny prezent. Poza tym, wszyscy trzej się na płycie podpisali. Oprócz niej dostałam mały wisiorek w kształcie serduszka. Był złoty, ale nie miałam pojęcia, czy wykonano go z prawdziwego złota, czy był tylko pozłacany. I tak nie miało to dla mnie znaczenia. Wyglądał przepięknie i dostałam go od Louisa. To się dla mnie liczyło.
    Oczywiście gdy tylko zostałam sama, zadzwoniłam do niego i serdecznie mu podziękowałam, zapewniając, że prezent jest cudowny. Po głowie chodziła mi pewna myśl, nie dająca mi spokoju, więc musiałam go o to zapytać.
    - Skąd wiedziałeś, że urządzają dla mnie przyjęcie?
    - Liam mi powiedział. Prue mu o tym wspominała. Ostatnio coś często ze sobą piszą. Nie wiedziałaś nic o tym? - zdziwił się.
    - Widać nie tylko ja mam przed nimi sekrety. - Zaśmiałam się.
    - Mam nadzieję, że nie zepsułem ci niespodzianki? - zapytał, poważniejąc.
    - Nie, oczywiście, że nie. O imprezie wiedziałam. Przynajmniej domyślałam się, że coś planują. A paczka przyszła dzień później, więc nie masz się co martwić - uspokoiłam go.
    Przegadaliśmy pół wieczoru. Pewnie rozmawialibyśmy więcej, gdyby nie zadzwoniła Alice, która oznajmiła, że spóźnię się na kolację. A że byłam głodna, musiałam się z nim pożegnać. Zrobiłam to z ogromnym żalem, bo strasznie rzadko miałam okazję do niego zadzwonić. Od ostatniej naszej rozmowy minęły dwa tygodnie i na razie nie zanosiło się na to, bym znalazła czas i chwilę spokoju na choć krótką rozmowę z nim. Dziewczyny ciągle zawracały mi głowę dyskoteką. Zwłaszcza Alice, która po prostu miała świra na jej punkcie przez ostatnie kilka dni.


~~ Prue ~~

     Stałam za wielkim drzewem tuż przy wejściu na boisko wielofunkcyjne, przyglądając się zamyślonej Becky, która siedziała na ławce w parku. W dłoni trzymała niewielki papier. Na jej policzkach wykwitły rumieńce, uśmiechała się do siebie, czytając tekst z pomiętej kartki. Tuż obok mnie na boisku trenował Filip. Za chwilę to ja miałam zacząć strzelać, ale nie potrafiłam oderwać wzroku od dziewczyny. Coś mi nie dawało spokoju.
    - Hej, będziesz dzisiaj ćwiczyła? - zapytał Filip, wyciągając w moim kierunku łuk i strzałę.
    - Nie dzisiaj. Nie mam do tego głowy. Słuchaj - zmieniłam temat. - Odkąd wróciliście z Manchesteru, Becky zachowuje się... Inaczej.
    - Też to zauważyłaś? - Westchnął.
    - Trudno nie zauważyć. Chodzi z tą kartką przez całe dnie. Wiesz może, od kogo ją dostała? Bo nieszczególnie uwierzyłam w tę bajeczkę o jej koleżance z Londynu - powiedziałam. Usiadłam na trawie tuż obok naszego sprzętu. Filip zajął miejsce obok mnie.
    - Nie mam zielonego pojęcia - przyznał. - Zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu i nikt, kogo znam, nie przychodzi mi do głowy.
    - Wydaje mi się, że kogoś poznała. Wtedy, w Manchesterze. Tylko dlaczego robi z tego tak wielką tajemnicę? - zastanawiałam się głośno.
    - Tu jesteście! Wszędzie was szukałam! - usłyszeliśmy zdyszany głos Alice biegnącej w naszym kierunku. - Co wy tu robicie? - zapytała, zatrzymując się przy mnie. Popatrzyła na rozłożony łuk, kołczan pełen strzał i tarczę z kilkoma idealnie wbitymi strzałami.
    - Podziwiałam, jak Filip trenuje. Dlaczego nas szukałaś? - Spojrzałam na nią, mrużąc oczy.
    - Musisz mi pomóc - oznajmiła tylko. Pociągnęła mnie, więc wstałam, pożegnałam się z chłopakiem i poszłam za przyjaciółką.
    - W czym mam ci pomóc? - zdziwiłam się.
    - No wiesz, dyskoteka! - zawołała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Westchnęłam teatralnie. - A propos. Chris namówił cię na nią?
    Odkąd Stark ogłosił dyskotekę na początku lipca, zastanawiałam się, czy na nią iść. Nie miałam ochoty brać udziału w czymś tak wesołym, ale w końcu Chris oznajmił, że przecież nie musiałam tańczyć. Mogłam przyjść, posiedzieć, zjeść coś czy napić się.
    - Namówił, namówił - odparłam. Alice pisnęła głośno i pobiegła w stronę internatu, ciągnąc mnie za sobą.


***

     Nauczyciele i uczniowie organizujący dyskotekę naprawdę się postarali. Sala wyglądała wspaniale, nie wyszukanie, ale miała swój urok i chyba wszystkim przypadła do gustu. Wielkie dyskotekowe kule wisiały pod sufitem, tuż przy schodach na podwyższenie, na którym znajdował się cały sprzęt DJa, stały olbrzymie lampy, rzucające kolorowe światło dookoła. Duże okna zasłonięto ciemnymi zasłonami, dzięki czemu w pomieszczeniu panował półmrok rozświetlany tylko nielicznymi małymi lampkami, które ktoś poustawiał na stołach. Jedzenie i napoje znajdowały się pod oknami. Gdzieniegdzie wisiały balony, czy inne małe ozdóbki.
    Stałam, trzymając Chrisa za rękę, pod ścianą. Patrzyłam na wchodzących uczniów wystrojonych ładnie, choć na luzie. Nikt nie przejmował się wytwornymi kreacjami. Przyszli w tym, w czym czuli się wygodnie. Ja i mój chłopak również. Blondyn miał na sobie granatową koszulę w kratę i ciemne, wytarte dżinsy. Ja natomiast założyłam na siebie szarą bluzkę z rękawami sięgającymi do łokci i zwykłą, czarną spódniczkę z paskiem w talii, a do tego niewysokie równie czarne szpilki. Włosy Alice pomogła mi wyprostować, a potem sama zrobiłam delikatny makijaż.
    Z dziewczynami rozstałam się jeszcze w pokoju. Pokręciłam blondynce jej długie włosy, gdy ta niecierpliwie przeglądała się w lustrze, a potem uciekła w swojej błękitnej koszuli i jaśniutkiej spódniczce na wysokich beżowych sandałkach na koturnie. Becky natomiast wybrała czerwoną bluzkę w czarne kropeczki z kokardą na biuście oraz czarną, krótką spódniczkę. Do tego założyła czerwone, wysokie obcasy, wisiorek w kształcie serca, który dostała na urodziny i parę drobnych bransoletek. Włosy zostawiła rozpuszczone; układały się w delikatne fale, więc nic z nimi nie zrobiła.
    Wydawało się, że wszyscy bawili się wspaniale. Parkiet był cały zapełniony tańczącymi uczniami. Gdy puścili wolny kawałek, Chris namówił mnie do wkroczenia na parkiet. Do tej pory tylko staliśmy, słuchaliśmy muzyki i podjadaliśmy przekąski. Czasami ktoś przyszedł do nas, zagadał.
    Poruszaliśmy się w rytm muzyki, przytuleni mocno do siebie. Przymknęłam powieki, opierając głowę na ramieniu Chrisa.
    - Może się stąd ulotnimy? - zaproponował szeptem wprost do mojego ucha. - Alice nie będzie miała do ciebie pretensji, w końcu przyszłaś. A że wyszłaś wcześnie...
    Zaśmiałam się cicho. Pokiwałam tylko głową. Nie odrywając się od siebie, skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Już po chwili moje włosy rozwiał ciepły wiatr.


~~ Becky ~~

    Tańczyłam z wieloma osobami - Alice, Damienem, Filipem, Bellą, Alexem, Jen czy Nathanem. Wiedziałam, że rano nie będę w stanie podnieść się z łóżka, bo nogi będą mnie strasznie bolały. Ale nie przejmowałam się tym. Kochałam tańczyć i dawno tego nie robiłam, więc szalałam do utraty tchu.
    Gdy włączyli wolny kawałek, poszłam z Filipem się czegoś napić. Stanęliśmy przy stole, sącząc powoli z kieliszków. Na parkiecie zauważyłam tańczących Prue i Chrisa. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Obejmowali się mocno, chłopak szeptał jej coś do ucha, ona się cicho zaśmiała. Zaczęłam sobie wyobrażać, że ja i Louis również wirujemy w tańcu, nasze spocone ciała stykają się ze sobą...
    Chciałabym, żeby tak było. Ale to na razie niemożliwe. Zmiennokształtni są zbyt uprzedzeni do Wampirów. Nie mogłam powiedzieć moim przyjaciołom o nowym chłopaku, bo od razu pragnęliby jego śmierci. Więc ukrywałam ten sekret, choć było coraz trudniej.
    Nagle zakręciło mi się w głowie. Oparłam się jedną ręką o ścianę, drugą o stół i pochyliłam się nieco do przodu. Widząc, co zrobiłam, Filip od razu do mnie podskoczył. Złapał mnie i zaczął zalewać potokiem pytań.
    - Co się dzieje? Jak się czujesz? Chcesz usiąść? Może wyjść na dwór?
    - Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza - powiedziałam. Trzymając się jego ramienia, wyszłam z sali. Noc była już w pełni. Na niebie świeciło mnóstwo gwiazd, wiatr targał moimi włosami. Zrobiło się ciemno i zimno. Usiadłam na schodach prowadzących do pomieszczenia, które właśnie opuściliśmy. Zaczerpnęłam głośno powietrza i szybko je wypuściłam. Filip cały czas przyglądał mi się uważnie. - Już mi lepiej. To chyba przez zmęczenie - odparłam po chwili, gdy zawroty głowy minęły.
    - Jesteś pewna? - zapytał, martwiąc się. Pokiwałam delikatnie głową, uśmiechając się jak najszczerzej. Prawda była jednak taka, że nie czułam się najlepiej. Mocny pulsujący ból w skroni przybierał z każdą chwilą na sile. Gdy doleciał do mnie ostry zapach czyiś perfum, zebrało mi się na wymioty. Z trudem przełknęłam ślinę. Starałam się oddychać płytko, zaciskając mocno szczękę. Po jakim czasie zaczęłam kaszleć i dygotać. Wtedy Filip już nie dał się oszukiwać. Pociągnął mnie za rękę. Chwiejnie wstałam ze schodów. Chłopak przytrzymał mnie mocno, bym stanęła równo na ziemi, po czym ruszyliśmy chodnikiem.
    Gdy na moment ból głowy zelżał i zaczęłam normalnie myśleć, zdałam sobie sprawę, co mi dolegało. Przechodziłam przemianę. Bałam się tego od dnia moich urodzin, ale ten dzień nie nadchodził. I gdy na dyskotece choć na moment o tym zapomniałam, natura upomniała się. Przypomniała mi o sobie. I to w bardzo bolesny sposób.
    Filip niemalże mnie wlókł, bo nie byłam zdolna do zrobienia choćby jednego kroku bez potknięcia. Nie uszliśmy daleko. Stanęliśmy między drzewami. Nadal słyszałam muzykę i śmiech, choć dźwięki dochodziły do mnie jakieś zniekształcone. Tak, jakbym stała na dnie głębokiej studni. Nie widziałam wiele. Oczy zaszły mi łzami bólu. Nie miałam pojęcia, dlaczego się zatrzymaliśmy. Dowiedziałam się dopiero, gdy chłopak wziął mnie na ręce. Ruszyliśmy wtedy znacznie szybciej w stronę skrzydła szpitalnego.
    Nie pamiętam, jakim sposobem w końcu dotarliśmy do budynku. Dla mnie to były minuty niekończących się męczarni. Wydawało mi się, że krzyczałam, choć nie mogę przysiąc. Wtedy w głowie miałam tylko błaganie do Nyks o to, by ból wreszcie się skończył. Czułam słone, ciepłe łzy spływające po moich policzkach. Zaciskałam mocno powieki, ręce przytknęłam do głowy. Starałam się zagłuszyć, stłumić ból, który mnie otępiał. Nie potrafiłam myśleć, nie mogłam wykonać ruchów, które były mi potrzebne. Chciałam mocno objąć Filipa, ale mój organizm odmówił posłuszeństwa takiej bezsilnej istocie jaką byłam ja.
    W pewnym momencie wyplułam na koszulkę swojego brata czerwoną krew. Przeraziłam się. Mój głośny krzyk na chwilę obudził mózg. Zorientowałam się, że wchodzimy do jasno oświetlonego pomieszczenia. Filip położył mnie na tym samym łóżku, na którym leżało ciało Davida parę miesięcy temu. Od razu zwinęłam się w kłębek, zacisnęłam usta, wbiłam paznokcie w wewnętrzną cześć dłoni tak, że poleciała z nich krew. Ktoś obok mnie wołał różne rzeczy. Nie odróżniałam słów; zlały się one w jeden głośny krzyk w mojej głowie. Przytknęłam ręce do uszu, by nie słyszeć jazgotu, szurania, krzyków, rozmów, pukania, szmeru, szeptów.
    Było mi naprawdę niedobrze, lecz przez pewien czas potrafiłam to jakoś znieść. Lecz w końcu stało się. Zwymiotowałam na pościel, łóżko i podłogę, bo pielęgniarka nie zdążyła podać mi miski. Podejrzewałam, że nawet gdyby zdążyła, nie miałabym siły podnieść się i zwrócić wszystko do naczynia. Więc leżałam w towarzystwie wymiocin i krwi, wijąc się z bólu.
    Nancy starała się do mnie przemówić, podać mi jakieś leki, ale nie chciałam jej kompletnie słuchać. Nie chciałam niczego słyszeć. Pragnęłam być głucha na te dziwnie brzmiące w mojej głowie dźwięki. Gdy przybliżała łyżeczkę z lekarstwem do moich ust ja je bardziej zaciskałam. Po kilku nieudanych próbach pielęgniarka i Filip przytrzymali mnie tak, bym mogła połknąć śmierdzący syrop. Razem z płynem po gardle rozpłynęło się gorąco, a po nim poczułam lodowate zimno. I tak falami zalewały moje ciało. Najpierw przechodziło gorąco potem zimno. Tam, gdzie przeszły te fale, pozostało odrętwienie. Głowa mnie nie bolała, za to nie mogłam oddychać i przełykać śliny. Miałam suche gardło.
    Nie zdałam sobie sprawy, kiedy pojawił się ból w klatce piersiowej. Na zmianę ogarniało mnie gorąco, to znów zalewał zimny pot. Rzęziłam, próbując oddychać, lecz nie mogłam złapać powietrza w swoje płuca. Zaczęłam się dusić. Do tego czułam, jakby serce chciało mi się wyrwać z klatki piersiowej. Pracowało bardzo szybko - nad miarę swoich możliwości. Co chwila coś kłuło mnie w serce - jakby ktoś wkładał mi do niego igłę, wyciągał ją i znów kłuł w innym miejscu.
    Gdy płyn wraz z krwią dotarł do kończyn, nie potrafiłam nimi ruszyć; ręce zatrzymały się na głowie, zatykając uszy, nogi miałam zwinięte, dotykały brzucha. Krzyk uwiązł mi w zaschniętym gardle, oczy wyschły, więc płakać również już nie mogłam. Wiedziałam, że to już prawie koniec. Modliłam się tylko, żeby przyszedł jak najszybciej.
    Nareszcie zapanowały zbawienne ciemności.

~~*~~*~~*~~*~~

    Hej :) Strasznie Was przepraszam, że rozdział nie pojawił się na czas, ale przed terminem miałam napisane do fragmentu z Prue - ten był prawie skończony. A przemianę chciałam opisać jakoś wyjątkowo i czekałam, aż coś wymyślę, bo wtedy nie miałam na nią pomysłu, a ostatnio jak czytałam przemianę Prue to zdałam sobie sprawę, że ona była napisana okropnie. Dlatego przemianę Becky traktowałam jak coś takiego... Sama nie wiem, ale to był dla mnie bardzo ważne - to ostatnia przemiana w ich paczce i ostatni moment, by pokazać, jak to jest naprawdę.
    Ale wracając do tłumaczeń. No więc w weekend miałam tyle, ile miałam. Potem nadarzyła się okazja, by wyjechać do kuzynki - decyzję, że na sto procent tam pojadę podjęłam dopiero w niedzielę rano, godzinę przed wyjazdem, więc nie miałam jak Was poinformować, chyba  że ktoś czyta drugiego bloga, bo tam napisałam, że wyjadę, choć nie wiedziałam czy akurat wtedy, ale wolałam uprzedzić czytelników. A na tego bloga myślałam, że zdążę napisać rozdział. Niestety, nie zdążyłam. A u kuzynki nie miałam czasu pisać i nie miałam dostępu do internetu. Tam zawsze coś się dzieje i dlatego zrobiłam sobie tygodniowe wakacje od pisania. Mam nadzieję, że coś dały i że będę mogła szybciej napisać kolejny rozdział. Jeszcze raz Was przepraszam!
    Ktoś czekał na ten rozdział? Jak Wam się podoba? Tylko proszę, szczerze, bo nie wiem, czy takie coś Wam się podoba :) Musze jeszcze zaznaczyć, że w tym poście miał być jeszcze fragment z Louisem, ale jakoś teraz mi tu nie pasuje. Za fajnie skończyłam rozdział :D
    Co do Waszych blogów, to jeśli mam jakiekolwiek zaległości z tego tygodnia co mnie nie było, to nadrobię je albo po napisaniu posta na drugi bloga, albo w międzyczasie będę odwiedzała Wasze blogi, ale wtedy uprzedzam, komentarze będą króciutkie! ;p
    Chyba wszystko powiedziałam, co miałam do powiedzenia. Jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało - jeśli jest coś dla Was niejasne :)
    Do kolejnego!!
Zuza♥
PS. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA DWÓM KOCHANYM OSÓBKOM, KTÓRE SKOMENTOWAŁY OSTATNI POST! *,* WIELBIĘ WAS! ;**