sobota, 27 lipca 2013

# Chapter Thirty #

~~ Prue ~~

Shane i Chloe zostali z nami. Zachowywali się dziwnie. Trzymali się razem z Alice. Wiedziałam, że skrywają jakąś tajemnicę, której nie mogli nam ujawnić. Co jakiś czas przyłapywałam Shane'a, gdy ten na mnie patrzył. Nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Gdy zauważył, że na niego patrzę, zawsze odwracał wzrok.
Dziś jest niedziela, 17 marca. Siedziałam z Becky i starałyśmy się dobrać biżuterię do jej sukienki na wiosenny bal. Wszystko kupiłyśmy wcześniej. Teraz tylko musiałyśmy znaleźć odpowiedni naszyjnik.
- Widziałaś gdzieś to moje pudło, co je wczoraj dostałam? - spytałam, szperając w gratach pod łóżkiem.
- Nie, a co?
- Nie mogę go nigdzie znaleźć. Pamiętam, że wczoraj leżało tutaj. - Wskazałam na podłogę przy stoliku. - Potem wparowali Shane i Chloe i go już nie widziałam. Myślałam, że może je gdzieś przełożyłaś, czy coś.
- Nawet go nie dotykałam.
- Kurde, gdzie ono może być... - zastanawiałam się.
- Ale chyba nie chciałaś tego otwierać? - przestraszyła się.
- Nie, skąd. Po prostu postanowiłam tego pilnować,. Skoro jest niebezpieczne, nie powinno wpaść w niepowołane ręce. A teraz to gówno gdzieś przepadło!
- Nie przejmuj się. Na pewno się znajdzie - pocieszyła mnie Becky.
- Mam nadzieję.
Siedziałyśmy tak jeszcze z pół godziny, gdy ktoś zapukał do drzwi naszego pokoju.
- Proszę! - zawołałyśmy razem i się uśmiechnęłyśmy.
Do pokoju wszedł mój dawny przeciwnik z zajęć z samoobrony - Nathan.(rozdział 21 - zdjęcie) Niósł wielką paczkę.
- Cześć. Przepraszam, że przeszkadzam. - Rozejrzał się po pokoju. Widział nasz bałagan; porozrzucane ciuchy, biżuteria oraz książki na podłodze. - Przyniosłem paczkę. - Podniósł do góry pudełko. - Wczoraj się gdzieś zawieruszyła i dopiero dzisiaj ją znaleźliśmy.
Odebrałam od niego pudełko.
- Dzięki - powiedziałam.
- Nie ma za co. - Uśmiechnął się. Chciał chyba coś jeszcze dodać, ale tylko wycofał się, zamykając za sobą drzwi.
- Od mamy - oznajmiłam, patrząc na wypisany adres szkoły. - Ciekawe, co mi przysłała...
Rozdarłam papier i uchyliłam wieko pudła. Na samym wierzchu leżała złożona na pół karteczka. Treść była krótka:
"Mam nadzieję, że Tobie i Twoim koleżankom się spodoba".
W pudełku leżała para butów i coś czerwonego. Becky rzuciła się na szpilki. Szybko ściągnęła swoje trampki z nóg i wsunęła buty na stopy. Wstała i przeszła się kawałek. Potem zawróciła i stanęła przede mną.
- Są śliczne! - zawołała. Zaśmiałam się cicho.
Becky zaczęła krążyć po pokoju. Ja tymczasem zainteresowałam się owym  czerwonym czymś z pudełka. Była to peleryna z kapturem, która od razu skojarzyła mi się z Czerwonym Kapturkiem. Zarzuciłam pelerynę na plecy i zawiązałam sznurek pod szyją. Kaptur założyłam na głowę. Przejrzałam się w lusterku. Wyglądałam w tym dziwnie. Szybko zrzuciłam kaptur z głowy. Odwróciłam się w stronę Becky. Stała prosto, jakby jej ktoś wsadził kij w plecy. Miała dziwnie puste oczy i poważny wyraz twarzy.
- Muszę iść na bal - powiedziała jak robot.
Zbiła mnie tym z pantałyku.
- Pójdziemy w czwartek - oznajmiłam po chwili.
- Muszę iść na bal. - Pstryknęła palcami, a jej bluzka i spódniczka zmieniły się w śliczną sukienkę, która pasowała do butów. Nawet fryzura i makijaż jej się zmieniły. - Kareta już czeka.
Otworzyła drzwi i zniknęła na korytarzu. Nie zdejmując tej czerwonej peleryny, pobiegłam za nią. W drodze chwyciłam telefon. Wybrałam numer Chrisa. Gdy odebrał, rzuciłam tylko:
- Wyjdźcie z domu!
Becky, mimo wysokich obcasów, szła strasznie szybko. Musiałam biec, by ją dogonić, ale i tak stało się to dopiero w połowie drogi do bramy. Złapałam ją w biegu za rękę. Byłam od niej silniejsza, bo przeszłam już przemianę, lecz ona wyrwała swoją rękę z mojego uścisku bez żadnego wysiłku. Co się z nią działo?!
W sekundę później dołączył do mnie Chris, Damien i David. Oni również próbowali ją zatrzymać, jednak wszystko na próżno. Szła ku bramie, przed którą zajechała kareta zaprzężona w dwa białe konie. Po chwili Beck dotarła do bramy i zniknęła w karocy.
- Pójdę za nią - zaoferował Damien i już pobiegł, nie czekając na naszą zgodę.
- Co to było do jasnej cholery? - wrzasnął Chris.
- Nie wiem! - krzyknęłam zła na... Na wszystkich po trochu. Na Becky, dlatego że wzięła te cholerne buty i pojechała gdzieś ot tak. Na Chrisa, bo na mnie krzyczał  i na siebie, bo nie upilnowałam Beck i teraz będzie się szlajać nie wiadomo gdzie. Byłam prawie pewna, że znowu działała tu magia.
- Przepraszam - szepnął mi do ucha Chris, przyciągając mnie do siebie. - To te nerwy. Co się stało?
Opowiedziałam mu wszystko dokładnie, od początku. Uspokoił się i zastanawiał się nad całą tą sprawą, gdy David wypalił:
- A co ty masz na sobie?
Spojrzałam w dół. No tak! Peleryna. Odwiązałam sznurek pod szyją i przewiesiłam materiał przez ramię.
- To jest peleryna. Przymierzałam ją, gdy Becky zaczęła się dziwnie zachowywać. I jej nie zdjęłam, bo nie chciałam tracić ani sekundy - wyjaśniłam.
- Skąd ty ją wytrzasnęłaś? - Zaśmiał się. Brzmiał nieco sztucznie, jakby chciał zająć myśli czymś innym.
- Mama mi przysłała. Właściwie to sama nie wiem po co... - zastanawiałam się, dlaczego mama wysłała mi takie coś. Dobrze wiedziała, że to nie jest modne ani że ja czegoś takiego nie lubię, więc po jaką cholerę mi to?
- I co? - spytałam Chrisa po chwili. Właśnie chował telefon do kieszeni.
- Nic. Damien nadal za nią biegnie. Jedzie gdzieś na drugi koniec miasta, jak nie dalej. Co ją opętało? - Pytanie zadał jakby do siebie.
Nagle mnie olśniło.
- Buty - szepnęłam cicho, lecz Chris mnie usłyszał.
- Jakie znowu buty? - spytał.
- No mówiłam już. Dostałam paczkę od mamy. Przysłała mi tą pelerynę i buty, które założyła Becky, bo jej się bardzo spodobały. To po tym zaczęła się tak dziwnie zachowywać.
- Dobra, będziesz musiała pokazać mi to pudełko.
- No to chodźmy. Im szybciej, tym lepiej.
Poszliśmy w stronę domu dziewcząt. Weszliśmy do środka. Przemknęliśmy się niezauważalnie przez schody i stanęliśmy przed drzwiami, które prowadziły do mojego pokoju. Pchnęłam je i weszliśmy do środka. Nic się nie zmieniło. W pokoju nadal panował bałagan, a pudełko stało tam, gdzie je zostawiłam, na moim łóżku. Chris podszedł do niego i ostrożnie zajrzał do środka. Nic tam nie znalazł. Przynajmniej ja tak myślałam. Położyłam pelerynę na poduszce. Sama usiadłam na łóżku Becky i przyglądałam się poczynaniom Chrisa. Badał każdy milimetr pudła. W końcu spojrzał na mnie i orzekł smutnym głosem:
- Miałaś rację co do tych butów...
Przerwało mu wejście Alice.
- Hej - rzuciła jak gdyby nigdy nic. Chris ciągnął dalej swoje wyjaśnienia, a tymczasem nieświadoma niebezpieczeństwa Alice sięgnęła ręką do pudełka. Zamarła ze zdziwieniem w oczach. Zdążyła wyciągnąć czerwone jabłko i ugryźć kawałek. Upadła.
- Nie! - krzyknęłam i podbiegłam do dziewczyny. Ale ta już uderzyła o podłogę.

~~~~~~~~~~~~~~
Elo! Co tam u Was? Jak mijają wakacje? U mnie nudy! Tak się jaram! Dostałam w środę chyba "Władcę Pierścieni" od babci, co z tego, że stare wydanie i tak się cieszę.
Nie wiem kiedy kolejny, ale mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu.
Zaskoczyliście mnie tyloma głosami w ankiecie! Nie mam pojęcia czy to tylko parę osób na kilku komputerach, laptopach, czy rzeczywiście te 20 osób. Jeśli to drugie to bardzo się cieszę. :)

niedziela, 14 lipca 2013

# Chapter Twenty Nine #

Dostałam dziwną paczkę. Nie od mamy ani nikogo, kogo bym znała. Ta zaadresowana była bardzo cienkim, fikuśnym charakterem pisma. Coś mówiło mi, bym jej nie otwierała, więc jak do tej pory pudełko leżało nienaruszone pod moim łóżkiem. Podzieliłam się swoimi przypuszczeniami z dziewczynami. Alice i Becky chciały otworzyć karton i zobaczyć co znajdowało się w środku. W końcu zaczęłyśmy się o to kłócić. Chciałam wyrwać Alice paczkę z rąk, gdy coś głośno trzasnęło i w kącie pokoju rozbłysło olśniewające światło. Przerażone upuściłyśmy pudełko na podłogę. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na róg pokoju. Stała tam brunetka w naszym wieku i chłopak o jasnych włosach. Również nie mógł być starszy ode mnie. Uśmiechnęli się uradowani; najwyraźniej to nas spodziewali się ujrzeć.
- Kim jesteście? I co do jasnej cholery robicie w naszym pokoju?! I jak wy... - pytała, gestykulując przy tym zawzięcie Becky. Alice odsunęła się od niej, bojąc się, że oberwie. - Jak wy się tu dostaliście? Pojawiliście się tutaj znikąd...
- Nie znikąd... Z przyszłości. - Zaśmiała się dziewczyna.
- Z przyszłości? - wyszeptała Alice. Nikt jej nie odpowiedział. Coś mnie tknęło. Po co mieliby przenosić się w przeszłość?
Wzrok nowoprzybyłych utkwiony był w pudełku, o które przed chwilą się kłóciłyśmy.
- Nie otwierałyście go, mam nadzieję? - zapytał chłopak, dziwnie znanym mi głosem.
- Nie otwierałyśmy. Właśnie o to się kłóciłyśmy.
- To dobrze! - Odetchnął z ulgą. - Macie go nawet nie tykać! - ostrzegł. - Ono jest bardzo niebezpieczne! Wampiry wysłały wam to, by was zniszczyć. Dowiedziałybyście się dopiero za kilka lat...
- Kim wy jesteście i skąd mamy mieć pewność, że mówicie prawdę i że chcecie nam pomóc, a nie zaszkodzić? - zapytałam.
- A... Prue - zmieszał się. Wydawało mi się, że chciał do mnie powiedzieć jakoś inaczej. - Jak zwykle podejrzliwa. - Zaśmiał się nerwowo. - Nazywam się Shane i jesteśmy w przyszłości... Jakby to... jesteśmy dobrymi znajomymi. To jest Chloe. Moja dziewczyna i również wasza znajoma - wyjaśniał to wszystko jakoś niepewnie. Plątał się i zacinał, ale w końcu skończył przemawiać. - Chcesz dowodów na to, że nie jesteśmy waszymi wrogami? Proszę, Chloe, pokaż jej - zwrócił się do dziewczyny.
Chloe ściągnęła rękawiczkę z dłoni i skierowała rękę ku Becky. Ta niepewnie pochyliła się do przodu, by widzieć, co chce jej pokazać ciemnooka. Ja i Alice również podeszłyśmy bliżej. Naszym oczom ukazał się pierścień. Taki sam, jaki miała moja przyjaciółka na palcu.
- Becky z przyszłości dała nam ten pierścień. Znaczy dała go bardziej Chloe niż mnie. Pomyślała, że może nam uwierzycie, gdy zobaczycie coś znajomego.
Prychnęłam.
- I to ma nas niby przekonać do tego, że nie jesteście naszymi wrogami? Ja nadal wam nie wierzę.- Becky wglądała tak, jakby już przeciągnęli ją na swoją stronę. Alice nad czymś bardzo mocno się zastanawiała.
Chłopak, nic nie mówiąc, zmienił się w wilka, ściągając wcześniej w błyskawicznym tempie swoje ubrania. Był tak strasznie podobny do... Do kogo? Nie byłam pewna. Jednak to mnie w jakiś sposób trochę przekonało.
- Ok. Może i jesteście naszymi sprzymierzeńcami, ale kto was przysyła i po co? - spytałam.
- Sami się wysłaliśmy za zgodą wielu naszych opiekunów. W naszej przyszłości wszyscy już wiedzą o Wilkołakach i Wampirach i nie jest za dobrze. Wampiry wygrywają każdą z walk, ponieważ my uważamy, by nie rzucać się w oczy. Mamy wam pomóc pokonać Wampiry i uratować naszą przyszłość - wyjaśnił Shane. Chloe chrząknęła. - Dobra, nie wszystkie Wampy muszą zginąć - mruknął pod nosem.
- Jak to nie wszystkie? - zdziwiła się Becky.
- Normalnie. Niektóre staną po naszej stronie. - Chloe zaczęła tłumaczyć. Shane chrząknął ostrzegawczo. Dziewczyna zamilkła i nie powiedziała niczego więcej.
- Co wy tacy tajemniczy? - zainteresowała się Alice.
- Nie możemy wam wszystkiego powiedzieć. Gdybyśmy wszystko wyjawili, nasza przyszłość za bardzo by się zmieniła. Kto wie... Może byśmy z Chloe się nie urodzili... - Ostatnie zdanie wymruczał pod nosem, jednak ja i tak je usłyszałam.
- Z którego roku przybywacie? - zaciekawiłam się.
- To nie jest w tym momencie ważne - uciął szybko Shane.
- A jednak chcę wiedzieć! - oświadczyłam stanowczo.
- Ale nie ma takiej potrzeby! - zawołał.
Poczułam od niego zdenerwowanie. Nie wiedział, co robić. Ukrywał dużo więcej niż to, co musiał...
Z moich badań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Dzwonił Chris. Zdziwiona odebrałam.
- Co się dzieje? - spytał prosto z mostu.
- Co? - spytałam zdekoncentrowana.
- Czuję, że coś jest nie tak - wyjaśnił.
- Jak ty... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Mam przyjść?
- Ech, nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Daj mi chwilę. - Znów mi przerwał i rozłączył się.
Zdążyłam schować telefon i odwrócić głowę w stronę Chloe i Shane'a. Potem usłyszałam ciche pukanie w szybę. Spojrzałam w tamtym kierunku. Za oknem kucał na parapecie Chris. Miał mroczną minę, mrużył oczy. Szybko otworzyłam okno i wpuściłam go do środka. Stanął obok mnie i rozejrzał się dookoła.
- Kim oni są? - spytał, spoglądając na gości.
- Shane i Chloe, z przyszłości - przedstawiłam ich.
Chris zdziwił się jeszcze bardziej. Wpatrywał się w chłopaka z niedowierzaniem.
- Z jak dalekiej przyszłości przybywacie? - zapytał.
- Nie musicie tego wiedzieć! - zirytował się chłopak.
Pokazałam Chrisowi w myślach, co stało się przed jego przyjściem. Był zdezorientowany. Pewnie tak jak ja myślał, że są wrogami. Spojrzałam na Shane'a. Ten uśmiechał się pocieszająco do Chloe. Było w nim coś strasznie znajomego....
- Ta, ja też to zauważyłem - szepnął mi do ucha Chris.
- Jesteście razem? - spytał Shane. Nie był zdziwiony, raczej szczęśliwy. Pokiwałam lekko głową.
- Jak chcecie nam pomóc? - zwrócił się Chris do Shane'a.
- W niedalekiej przyszłości wydarzy się coś... I mamy nadzieję to coś powstrzymać. Lecz uprzedzam, nie możemy powiedzieć, co to jest. Sami do końca nie wiemy, kiedy to nastąpi - wyjaśnił Shane.
- A jak zamierzacie to zrobić?
- Chcemy powstrzymać was przed dokonaniem złej decyzji, która powinna zmienić naszą przyszłość. I musicie wiedzieć, że nikt nie może zorientować się, kim tak naprawdę jesteśmy.
- Dobra. Ty będziesz moim jakimś dalekim kuzynem. Tak szybko się nie połapią, bo jak może zauważyliście, jesteś do mnie podobny... Chloe będzie twoją dziewczyną, tego nie będziemy zmieniać. Teraz tylko wystarczy powiedzieć o tym Starkowi. Prue?
- Tak? - zdziwiłam się, że chce coś ode mnie.
- Pójdziesz z nimi do dyrektora.
- Ja? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak ty - rzucił szybko.- Ja idę naradzić się z Damienem.
Podszedł do okna, przeszedł przez nie i zniknął na dworze.
- No dobra... Chodźcie do Starka. I módlcie się, by nam uwierzył.
- Myślisz, że nam się uda? - zapytała Becky.
- Miejmy nadzieję - mruknęłam.
Wyszliśmy całą piątką z pokoju i poszliśmy do dyrektora. Byłam cała zestresowana. Czy dam radę?

~~ Shane ~~

- To dobrze, że Stark nam uwierzył. Będziemy mogli zająć się swoimi sprawami - powiedziała Chloe. 
Siedzieli sami w salonie w internacie dziewcząt. Reszta miała "naradę" związaną z ich przybyciem. Siedzieli jak najdalej od nich. 
- Dziwne jest patrzeć na nich, gdy są tak młodzi - westchnął Shane. - To krępujące, gdy patrzę, jak oni się obejmują czy całują. - Skinął głową w stronę Prue i Chrisa. - I jeszcze to przełażenie przez okno. Ciekawe, ile razy tak robi, gdy Prue jest sama w pokoju... - Zamyślił się.
- Och, jesteś nienormalny. - Szturchnęła go Chloe. - To ich sprawa, a ty nie powinieneś się do tego wtrącać. Pamiętaj, że nie mogą się dowiedzieć, kim jesteśmy naprawdę. 
- Wiem, wiem. Tak tylko myślę, czy.... 
- Przestań! 
- Dobra. Ciekawe, czy Becky już poznała Filipa. To by wszystko ułatwiło... 
- Co by ułatwiło? - zdziwiła się Chloe. 
- On jest taki jak ty... - zaczął, lecz dziewczyna mu przerwała trzepnięciem w ramię. 
- Mówiłam, żebyś mi tego nie wypominał! - zawołała. 
- Dobra, dobra. Tylko nie krzycz - syknął. 
- Przepraszam, ale obiecałeś...
- Pamiętam. - Uśmiechnął się skruszony. 
- Mam pytanie.... 
- Strzelaj. - Uśmiechnął się zachęcająco. 
- No, bo... Powiedziałeś... Powiedziałeś Prue, że jesteśmy razem... Czemu?
- Tak było chyba najłatwiej... - zawahał się. Zdziwiła go tym pytaniem. Już od dłuższego czasu mieli się ku sobie. "Może uda mi się z nią pogadać o naszych uczuciach właśnie tutaj?" pomyślał - Chyba nie masz mi tego za złe? Bo jeśli tak to... Przepraszam. - Spojrzał jej w oczy. Ta spuściła wzrok. Bardzo go lubiła i znała od małego, ale od niedawna jego spojrzenie, nie wiedzieć czemu, zaczęło ją peszyć. 
- Nie mam ci tego za złe. Po prostu się zdziwiłam, że to powiedziałeś i chciałam się dowiedzieć, dlaczego to zrobiłeś. 
- Sam nie wiem... Przepraszam. 
Dziewczyna zaśmiała się nieco sztucznie. 
- Nie wygłupiaj się. Nie masz za co przepraszać. Zrobiłeś wszystko, żeby się nie dowiedzieli, kim jesteśmy. Bo gdyby się dowiedzieli, to byłoby grubo... 
- A więc jednak coś więcej ukrywacie - powiedziała Alice. Nie zauważyli, kiedy podeszła. - Powiecie mi? Nie pisnę ani słówka. Po prostu gdybyście mi powiedzieli, może byłoby wam łatwiej. 
Shane i Chloe spojrzeli na siebie. Dziewczyna wzruszyła ramionami. 
- W sumie możemy Cio...  znaczy Ci - zmieszał się Shane - opowiedzieć. A więc słuchaj.... 
I zaczął opowiadać, a im dłużej mówił, tym Alice coraz bardziej nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. 
- I dlatego nikt nie może się dowiedzieć o nas prawdy. To zrujnowałoby całą przyszłość - podsumowała Chloe. 
- O rany... - wyszeptała tylko Alice. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Elo! i jest 29. :) jak wam się podoba? Jak myślicie kim są Shane i Chloe, co ukrywają? - Marchewa nie odzywaj się. ;p
Wielkie łał!!! Nie spodziewałam się tylu wejść, jestem pod wrażeniem i dziękuję. ;*
Rosemarie dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że komuś moje wypociny się podobają :)
Nowi bohaterowie w zakładce "Pozostali bohaterowie".
To chyba tyle. ;*

niedziela, 7 lipca 2013

# Chapter Twenty Eight #

Przez cały kolejne półtora miesiąca nie miałam żadnych snów, w których pojawiał się Liam. Spotkałam się z nim kilka razy i dawno już zapomniałam o całym tym Skojarzeniu.
Okazało się, że David i Becky są razem. Wtedy, w naszym pokoju, to właśnie o tym rozmawiali, a Becky potem zastanawiała się, czy dobrze zrobiła. Według mnie najważniejsze było to, że czuli się ze sobą szczęśliwi.
Codziennie chodziliśmy do szkoły, uczyliśmy się, co sobotę mieliśmy treningi. Już przyzwyczaiłam się do nowego życia. Zaczęłam powoli panować nad swoją mocą i przyjaciele już wiedzieli, żeby mnie nie straszyć. Ale gdy się skupiałam, potrafiłam zatrzymać, lecąca poduszkę, na której ćwiczyłam z Chrisem. Było okey, choć często się denerwowałam i mi nie wychodziło i wtedy się załamywałam i krzyczałam, że nigdy mi się nie uda. I gdy ktoś stał przede mną, to przez następne parę minut nie mógł się ruszać. Uczyłam się też odmrażać rzeczy, których molekuły spowolniłam, jednak to mi w ogóle nie wychodziło.
Obchodziliśmy też urodziny Damiena. Była to podwójna uroczystość, gdyż tego samego dnia wypadły uroczystości Pełni Księżyca. Było super. Bawiliśmy się do samego rana. Kilka dni temu swoje osiemnaste urodziny obchodziła również Jenn. Zrobiliśmy przyjęcie - niespodziankę. Była mega zaskoczona, widząc nas z tortem i prezentami.
Była sobota. Właśnie razem z Becky szykowałam się na spotkanie z Liamem i Niallem. Powiedzieli, że mają dla nas niespodziankę. Byli bardzo tajemniczy. Na początku bałam się, ale ciekawość wzięła górę i zgodziłam się z nimi spotkać.
Znowu ogarniała mnie panika, ale widząc radosną Becky, uspokoiłam się. Jej nastrój udzielił mi się.
Gdy byłyśmy gotowe, wyszłyśmy z pokoju. W mojej torbie schowane zostały nasze "przepustki" - jak je określała Beck. Po drodze spotkałyśmy Alice. Tylko ona wiedziała, dokąd tak naprawdę się wybierałyśmy. Chłopaki coś tam podejrzewali, ale nie pytali. Tylko Chris kiedyś zaczął badać, gdzie znikamy na tyle godzin. Było mi głupio go okłamywać. Powiedziałam, że musimy się odstresować. Wspomniałam, że Becky nie umie siedzieć na miejscu. Tak naprawdę chodziło mi o siebie i chyba załapał aluzję, bo więcej o nic nie pytał. Nie zabraniał mi też wypadów do miasta, tak jak to było w przypadku poznania Filipa, bo wiedział, że i tak postawię na swoim. Widziałam, że się męczył, bo taka już jego natura, więc swoje spotkania z chłopakami - chyba tylko jako przyzwoitka, ale nieważne - ograniczałam do minimum.
Szłam z Becky ulicą, oglądając wystawy sklepów. W drodze powrotnej miałyśmy wstąpić do sklepu i kupić parę drobiazgów. Punkt druga trzydzieści  dotarłyśmy do Common Grounds. Chłopcy już na nas czekali. Od razu podeszłyśmy do stolika i przywitałyśmy się. Gdy przyszła kelnerka, zbyli ją. Zrobiłam zdziwioną minę.
- Zabieramy was na wycieczkę - oznajmił Niall.
- Co? - wytrzeszczyłam oczy. - My nie możemy...
- Och nie bądź taka! - przerwała mi Becky. - Będzie fajnie. Nikt się nie dowie, że byłyśmy gdzieś poza kawiarnią. A poza tym zasady są po to, żeby je łamać.
- Co prawda to prawda.- Zaśmiał się Li. - Ale jeśli nie chcecie...
- Chcemy! - zaprotestowała moja przyjaciółka, wstając.
- To niedaleko - zaczął przekonywać mnie Liam.
- No dobra - dałam za wygraną, choć nadal mi się to nie podobało.
- Super! - ucieszył się blondyn. - Chodźmy!
Wstaliśmy od stoły. Wyszliśmy na parking przy kawiarni i skierowaliśmy się do najbliżej stojącego w cieniu, czarnego auta z przyciemnianymi szybami. Zadrżałam. Już gdzieś widziałam to auto. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to to samo auto, którym Liam w moim śnie zabrał mnie do siebie. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Li zauważył zmianę w mimice twarzy i zapytał, czy dobrze się czuję.
- Jest okej - odparłam bez przekonania, jednak chłopak nie drążył tematu.
Chłopcy zajęli miejsca z przodu samochodu, a my z tyłu. Liam prowadził. W mgnieniu oka znaleźliśmy się na jakiejś małej polanie, zapewne poza miastem. Na łące, która przypominała kształtem koło, stały stoły i ławki a na nich mnóstwo jedzenia i picia. Wszytko to otoczone było wysokimi drzewami i gęstymi krzewami. Plecami do nas w cieniu drzew po drugiej stronie polany stało dwóch chłopaków. Odwrócili się w naszą stronę, gdy wysiadaliśmy z auta. Jeden nieznacznie się skrzywił, lecz praktycznie od razu przywołał na swoją twarz sztuczny uśmiech. Miał czarne włosy, ubrany był w bejsbolówkę, czarne podarte spodnie i białe buty. Drugi uśmiechał się cały czas od ucha do ucha, ubrany w koszulkę w paski, czerwone spodnie, do których przyczepione zostały luźno puszczone szelki i białe buty. Chłopcy mieli na oko około dwudziestu lat. Paskowaty od razu do nas podbiegł. Zgadywałam, że to Louis. Nie myliłam się. Gdy Liam nas przedstawił, dowiedziałam się, że ten drugi to Zayn. Zachowywał się co najmniej dziwnie. Nie podchodził do mnie i do Becky, trzymał się z dala, jakbyśmy były trędowate.
Niall, Louis i Becky cały czas się śmiali. Blondyn zawstydzał dziewczynę, mówiąc jak to ona bardzo chciała ich poznać i w ogóle. Louis śmiał się dobrotliwie. Ja również do nich dołączyłam.
Siedzieliśmy na ławach przy stole. Jedliśmy owoce i ciastka, piliśmy. Ja, Becky i Liam tylko soki i wodę, ale podejrzewam, że chłopcy mieli coś mocniejszego. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Nagle Niall wstał, pobiegł do auta. Po chwili wrócił z gitarą w ręce. Usiadł i zaczął grać. Potem razem z chłopcami śpiewał kilka piosenek. Niektóre z nich znałam i śpiewałam razem z nimi. W końcu i moja przyjaciółka do nas dołączyła. Lou zaprosił ją do tańca, a mnie Liam. Zayn przyglądał się nam z niesmakiem, może nawet obrzydzeniem. Jednak na to nie zwracałam uwagi. Byłam zbyt szczęśliwa, by doszukiwać się czegoś, co miałoby mnie zmartwić czy zasmucić. Cieszyłam się towarzystwem tych normalnych chłopców. Właśnie tego było mi trzeba: kilka godzin wśród niemagicznych ludzi. Brakowało mi tego. Choć kochałam moich przyjaciół z legend, to przy nich czułam presję. Byli pewni, że wszystko zrobię, bo byłam córką Dereka Cartera, TĄ, która pokona te przeklęte Wampiry. Wciąż w centrum uwagi a ja tego nigdy nie lubiłam. I nadal nie przywykłam i chyba nigdy się tak nie stanie. Nienawidziłam, gdy się o mnie non stop rozmawiał. Nie cierpiałam tego! Więc cieszyłam się tym czasem spędzonym w towarzystwie chłopców z zespołu. Bo przy nich mogłam udawać normalną...
Mój wewnętrzny monolog przerwało pytanie Becky. Bardzo nieśmiały głosik był ledwo słyszalny:
- A czemu Harry z wami nie przyjechał?
Chłopaki spojrzeli na siebie ukradkiem. Dziewczyna to zauważyła, bo szybko dodała.
- Nie to, że się wtrącam. po prostu jestem ciekawa, bo wydawało mi się, że jesteście praktycznie nierozłączalni.
- Teoretycznie jesteśmy nierozłączni. W praktyce wygląda to nieco inaczej - powiedział Lou. Becky czekała na dalsze wyjaśnienia.
- No bo widzisz - podjął Liam, jąkając się. - Harry musiał zostać z matką. Ma sporo na głowie...
Becky pokiwała ze zrozumieniem głową. Intuicja podpowiadała mi, że chłopcy coś kręcili. Jednak nie wnikałam. W końcu to nie moja sprawa, co robił Harry. W ogóle to zdziwiłam się, gdy dowiedziałam się, że najpierw Niall, potem Lou chcą nas poznać. Było mi miło, ale coś mi nie pasowało. Bo przecież byłam (przynajmniej dla zwykłych ludzi) normalną nastolatką. Niczym szczególnym się wśród zwykłych nastolatek nie wyróżniałam. Więc miałam prawo się dziwić temu, że ci znani chłopcy chcieli się spotkać ze mną i z Becky, prawda?
Czas było wracać. Pożegnałyśmy się z chłopakami przed kawiarnią. Tamci weszli do środka, a ja z Becky poszłyśmy do szkoły. Po drodze wstąpiłyśmy tylko do sklepu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Hej. Nie było 4 komentarzy, ale chyba mnie zepsuje wesołego nastroju jaki ostatnio mam. Dużo was wchodzi na tego bloga, widzę po ilości wyświetleń (wczoraj było 38, a przedwczoraj też coś koło tego) i cieszę się z tego, dziękuję <3
Zapraszam Was serdecznie na mojego drugiego bloga, którego znajdziecie w zakładce "One day can change everything!"
Nie wiem kiedy pojawi się następny, chyba dopiero w przyszłym tygodniu.
Au revior! <3