czwartek, 25 kwietnia 2013

# Chapter Twenty #

 ~~ W książce ~~

Alice i Damien biegli przed siebie. Chcieli jak najszybciej oddalić się od Evelyn. Po drodze dziewczyna wyjaśniła chłopakowi, co się stało w chacie. Nie mógł uwierzyć, że dał się zaczarować Sukkubowi.
Stracili rachubę czasu. Nie wiedzieli, czy biegli kilka minut czy godzin. Alice była strasznie zmęczona. W końcu stanęła, oparła dłonie na kolanach, pochylając się do przodu. Kiedy oddech się jej unormował, zawołała:
 - Prue, do jasnej cholery wiem, że właśnie to czytasz, więc zrób coś! Ja już nie dam rady iść dalej.
- Co ty wyprawiasz? Oszalałaś? Chcesz ściągnąć na nas uwagę wilków czy Prue? A w ogóle to skąd wiesz, że to ona ma książkę, a nie ktoś inny?
- Mam przeczucie - odparła tylko. Wyprostowała się i rozejrzała dookoła. - Tu jest jeszcze ciemniej i zimniej niż nad strumykiem.
Nagle na najbliższym drzewie, na najniższej gałęzi zobaczyli grube, zimowe płaszcze, czapki i rękawiczki. Alice i Damien ucieszyli się na widok podarunków.
- Dzięki! - zawołali razem.
Ubrali się i od razu zrobiło im się cieplej. W kieszeni płaszcza Alice znalazła butelkę wody. Napili się i ruszyli w dalszą drogę. Nie uszli daleko, gdy usłyszeli czyjś przeraźliwy krzyk. Musieli zatkać uszy, by wytrzymać ten wysoki dźwięk. Pisk nie ustawał. Alice nie mogła wytrzymać. Upadła na ziemię i zwijała się z bólu. Damien usiadł obok niej i razem przeżywali męczarnie. Nie zauważyli, jak nad nimi przeleciała dziwna postać o bladej cerze i błękitnych oczach. Miała postrzępioną, długą suknię, białe włosy i długie zęby. To ona tak wysoko piszczała.

~~ Prue ~~


Dostałam wiadomość od Becky, że niedługo przyjdą do nas z eliksirem. Ucieszyłam się, bo Alice i Damien znów natrafili na jakiegoś stwora, a ja nie wiedziałam, jak im pomóc.
Zajęłam myśli czymś innym.
- Jak nazywa się moc, którą unieruchomiłam Damiena i Davida?
- Spowalnianie molekuł, czyli zwolnienie molekuł co daje efekt zatrzymania czasu - wyjaśnił Chris.
- Skąd też potoczna nazwa "Zamrażanie" - dopowiedziała Bella.
- A ty jaką mocą władasz? - spytałam dziewczynę.
- Mam wizje, które pozwalają mi zobaczyć przyszłość lub przeszłość. I zaczynam uczyć się glamouringu. Zmieniam swój wygląd za pomocą iluzji. Pokazać?
Pokiwałam głową. Bella powoli zaczęła zmieniać wygląd. Jej oczy miały dziwny kolor. Po chwili wyglądała jak Lucy Hale.
- Wow! - zawołałam. - To jest super!
- Dzięki - powiedziała i wróciła do swojego wyglądu.
Mijały sekundy, minuty, a Beck i David nie wracali. Zaczęłam się denerwować. Coś musiało się stać. Znów zaczęłam panikować. Chris to zauważył i zaczął mnie uspokajać.
- Kim, czy czym jest ten stwór? - zapytał.
- Nie wiem - odparłam.
- Bells, sprawdzisz?
Dziewczyna weszła między regały. Ja wstałam i zaczęłam chodzić wokół stolika. W końcu Chris wstał, stanął naprzeciwko mnie. Chłopak popatrzył mi w oczy. Uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam. Poczułam zapach jego perfum. Tylko one się nie zmieniły od czasu, gdy byłam jeszcze człowiekiem, gdy nie przejmowałam się Sukkubami, gdy siedzieliśmy w salonie na kanapie, jedliśmy pizzę i oglądaliśmy jakiś film czy mecz siatkówki. Gdy tak teraz nad tym myślałam, to wydawało mi się, że było to tak dawno! A minęły tylko trzy tygodnie. Trzy tygodnie, w których dowiedziałam się, że jestem Wilkołakiem, że posiadam super moc i że Wampiry chcą mnie zabić. Była też i dobra strona zmiany życia. Poznałam kilku fajnych ludzi i dopiero tutaj, w tej szkole uczę się rzeczy, które mnie naprawdę interesują, i wiem, że one mi się kiedyś w życiu przydadzą. I przybliżyłam się do Chrisa.
Chciałam, by ten uścisk trwał wiecznie jednak nic nigdy nie idzie po mojej myśli. Chris odsunął się ode mnie. Nadal na mnie patrzył jednak ja spoglądałam na swoje dłonie. Chłopak podniósł więc palcem mój podbródek. I wtedy musiałam spojrzeć mu w twarz. Chris bez słowa mnie pocałował. Namiętnie, powoli, czule i delikatnie. Był to nasz pierwszy taki pocałunek. I znając nas chyba ostatni. Chris wplótł swoje palce w moje włosy. Ja jedną rękę opierałam na jego piersi, a drugą założyłam na jego kark. Po chwili moja dłoń przejechała w górę na jego włosy, a jego ręce powędrowały wzdłuż kręgosłupa na moje pośladki. Myślałam, że ich dotknie i Bóg wie, co będzie robił. Jednak się myliłam. Jedna jego dłoń leżała na moim ciele, a drugą zaciskał na tej pierwszej. Jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie. Byłam przez niego uwięziona, lecz to mi się podobało.
Nagle zza regału wyskoczyła Bella, wołając:
- Hej, chyba znalazłam... och przepraszam. - Zmieszała się, gdy nas zobaczyła.
Oderwałam się od Chrisa i odsunęłam od niego. Tylko na kilka milimetrów, bo chłopak nadal trzymał mnie w potrzasku. Pocałował mnie w czubek nosa i dopiero po tym stanął obok mnie. Rękę trzymał na moim biodrze.
- To czym to coś jest? - zapytał jakby nigdy nic.
- Chyba raczej kto. Banshee. Była kiedyś wiedźmą, a teraz zabija niewinnych swoim piskiem. Może używać lewitacji, a ofiary znajduje za pomocą pewnego rodzaju telepatii. Wyczuwa ból, czy strach śmiertelników i ich zabija. Potrafi też zmienić osoby z nadprzyrodzonymi mocami w Banshee.
- Jak je unicestwić? - spytałam.
- Wystarczy pokonać swój lęk i użyć swojej mocy - wyjaśniła.
- Alice jeszcze nie ma aktywnej mocy - zauważyłam.
- Ale Damien ma. Zmiana w kamień. Potrafi osobę, która patrzy w jego oczy zamienić w głaz. Co prawda tylko na jakiś czas, ale to może wystarczyć, do czasu gdy ich stamtąd nie wyciągniemy - powiedział Chris.
- Warto spróbować - rzekłam.
Wyplątałam się z objęć chłopaka i usiadłam przy stole. Wzięłam do ręki długopis. Pomyślałam chwilę i zaczęłam pisać:

"Damien pomyślał, że musi coś zrobić. Nie znał istoty, która tak przeraźliwie krzyczała i nie wiedział, co robić. Jego jedyną bronią były oczy, które potrafiły zamienić wszystko w kamień. Musiał spróbować. Podniósł się więc na dygoczące nogi, wyprostował się i spojrzał w górę. Najpierw nie widział Banshee jednak po chwili zobaczył strzępek lecącej sukni, a obok jego właścicielkę. Białoskórą kobietę. Odetchnął głęboko, cały czas w myślach powtarzał: 
- Nie boję się, nie boję się!
Wyzbył się całego strachu. Spojrzał wiedźmie w oczy, zmrużył je. Teraz jego tęczówki miały inny kolor. Mijały sekundy, a pisk nie ustawał. Lecz Damien nie poddawał się. 
W końcu po jakiejś minucie krzyk zaczął słabnąć, aż całkowicie ustał. Posąg, w który zamieniła się Banshee, spadł z drzewa i roztrzaskał się na kilkanaście mniejszych kawałków. Dumny z siebie chłopak, uśmiechnął się. Odwrócił się w stronę leżącej dziewczyny, która nadal wiła się z bólu. Podszedł do niej i poruszony całą tą sytuacją, przytulił ją. 
- Już po wszystkim - szepnął jej do ucha. 
Alice pociągnęła nosem. Spojrzała w oczy chłopaka. Uśmiechnął się do niej, a dziewczyna wtuliła się w niego."

~~ U dyrektora ( w tym samym czasie) ~~

- A wie pan, że ... - Nie zdążyła skończyć Jen, bo ktoś otworzył drzwi klasy i uderzył profesora Collinsa w plecy. Nauczyciel szybko się odwrócił i zobaczył Becky i Davida, którzy wychodzili z sali.
- A co to ma znaczyć? - zapytał przyjaciół. Jednak nie czekał na odpowiedź. Od razu zaczął na nich krzyczeć. - Co wy sobie myślicie, włamując się do mojej klasy, kradnąc składniki i robiąc z nich jakiś eliksir? - Wskazał na fiolkę w ręce Becky.
- Możemy to wyjaśnić... - zaczęła, lecz nauczyciel jej przerwał.
- Będziecie się tłumaczyć przed dyrektorem! - zawołał i zaczął prowadzić ich ku wyjściu.
Szli szybko, co chwila popychani przez Collinsa. Po niecałych pięciu minutach byli już w gabinecie Starka. Dyrektor siedział w swoim fotelu niewzruszony tymi nagłymi odwiedzinami, co rozzłościło jeszcze bardziej nauczyciela, który starał się wyjaśnić powód, dla którego tu przyszedł. Gdy skończył, głos zabrał Stark:
- Dziękuję Thomasie za tę informację. Możesz już odejść. Sam się nimi zajmę - rzekł spokojnie z miłym lecz trochę wymuszonym uśmiechem. Nauczycie zawahał się. - Obiecuję, że dostaną należną im karę.
Collins skinął głową i wycofał się z pokoju. Dyrektor spojrzał na uczniów i odetchnął głęboko.
- Powinniście bardziej uważać. Nie sądzicie? Gdyby ktoś dowiedział się, że w mojej szkole podłożono jakiś przedmiot, który miał zabić ucznia, to by mnie wylali. A ta szkoła beze mnie przestałaby istnieć lecz oni, nauczyciele i wasi rodzice nie zdają sobie z tego sprawy. Macie ten eliksir? - zmienił szybko temat.
Becky pokiwała głową i pokazała fiolkę z płynem.
- Dobrze. Teraz wystarczy polać nim strony książki. Musicie uważać żeby wywar nie dotknął niczyjej skóry. I najlepiej wylać eliksir tam, gdzie historia aktualnie się kończy. - Zamilkł. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Dopiero po chwili Stark znów podjął rozmowę. - Udawajcie przed profesorem Collinsem, że dałem wam szlaban. Zero wychodzenia do miasta. To będzie najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich. A teraz idźcie uratować waszych przyjaciół.
Pożegnali się i wyszli. Gdy drzwi gabinetu zatrzasnęły się za nimi, rzucili się pędem do biblioteki.
Zdyszani wpadli do niej i zaczęli szukać Prue, Chrisa i Belli.  Znaleźli ich w najdalszym, najciemniejszym kącie biblioteki za regałami.
- Macie eliksir? - zawołała Prue, gdy tylko ich zobaczyła.
Becky podniosła fiolkę, bo po szaleńczym sprincie nie mogła wydobyć z siebie słowa. Wszyscy  ucieszyli się na widok zielonkawego płynu w buteleczce. Stanęli wokół stolika, na którym leżała otwarta książka. Becky wylała zawartość fiolki, która po dotknięciu papieru zrobiła się szarobiała. Z książki zaczęły buchać kłęby dymu, który podrażniał drogi oddechowe i wszyscy zaczęli kichać, kaszleć i prychać. Wokół nich była gęsta mgła. Nie widzieli siebie nawzajem, więc zaczęli panikować. Jednak ten stan rzeczy trwał krótko. Po jakiejś minucie cała mgła i dym wsiąknęły z powrotem do książki, a przed Chrisem, Davidem, Becky, Prue, Bellą i Jen stali Damien i Alice. Wszyscy znów byli razem w komplecie. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli jednej bardzo ważnej rzeczy...

~~~~~~~~~~~~
Hej ;* Były 4 komentarze. Jestem z was dumna :D dacie radę 5 czy to już za dużo? :) Mam nadzieję, że nie :)
Piszcie w komentarzach co wam się podoba, a co nie. Jeśli będę wiedziała to będę mogła zmienić to co wam się nie podoba :)
To chyba wszystko. Do następnego ;**

czwartek, 18 kwietnia 2013

# Chapter Nineteen #

 ~~ Prue ~~

Na ilustracji były dwie osoby. Wokół nich panowała koszmarna ciemność, lecz wydawało mi się, że w oddali można rozróżnić drzewa. Na twarzach postaci widniało przerażenie, zdziwienie i zaskoczenie. Dziewczyna patrzyła na coś poza obrazkiem, stała nieco z tyłu, a chłopak narysowany został tak, by jego wzrok utkwiony był w nas. Rozpoznałam ich. To byli Alice i Damien.
- Co oni tam robią? - spytałam.
- Gdy przeglądali książkę to ona wciągnęła ich do swojej historii. Taka jest moja teoria - odezwał się Chris.
- Ale jak mamy ich stamtąd wyciągnąć? - zapytał David.
- Może chodźmy do Starka? - zaproponowała Becky. Chris prychnął. - No co? Masz lepszy pomysł? - Pokręcił głową.
- Jeśli chcecie to idźcie. Ale według mnie tracicie tylko czas - wyraził swoje zdanie.
Wzięłam książkę do ręki. Ruszyliśmy ku wyjściu. Wszyscy, oprócz Chrisa.
- No chodź! - zawołałam za nim. Z ociąganiem ruszył się z miejsca.
Pokój Starka nie zmienił się od mojej ostatniej wizyty. Po prawej półki z książkami, po lewej kominek i czarne drzwi, a naprzeciwko duże okno. Na środku stało wielkie, zagracone książkami i różnymi papierami biurko, a za nim siedział dyrektor. Uśmiechnął się, widząc naszą delegację.
- Co was do mnie sprowadza? - spytał.
- Chodzi o Alice i Damiena - zaczęłam.
Opowiedzieliśmy Starkowi, co się stało. Każdy coś dopowiedział do historii. Każdy, oprócz Chrisa. Chłopak stał wyprostowany, z wysoko uniesioną głową. Nie odzywał się, tylko uważnie patrzył w twarz dyrektora.
- A ty co o tym myślisz, Chris? - zwrócił się do niego Stark.
- Ta książka jest zaczarowana. Wciągnęła Alice i Damiena do środka, gdy ci ją oglądali. Aby ich wydostać trzeba mieć specjalny eliksir jednak nie wiem dokładnie, jakie zawiera składniki - wyjaśnił, nie spuszczając wzroku z dyrektora.
Stark uśmiechnął się.
- Bardzo dobrze. Mam gdzieś tutaj książkę... - Wstał i podszedł do półek - która wszystko wyjaśnia.
- Ale dlaczego w naszej bibliotece jest taka książka, która jest, jakby nie patrzeć, niebezpieczna? - odezwała się Beck.
- To dobre pytanie - powiedział Stark. - Prawdopodobnie ktoś podrzucił ją do naszej szkoły. Ktoś chciał zaszkodzić jakiemuś naszemu uczniowi. - Mówiąc to, dyskretnie spojrzał na mnie.
- Ale jak taka książka mogłaby komuś zrobić krzywdę? - zdziwił się David.
- Może być napisane, że jakiegoś bohatera zabiją, geniuszu - odparłam, spoglądając na niego spode łba.
- Tak, musicie pilnować tej książki, bo ten, kto ją podłożył, może chcieć uśmiercić Alice i Damiena. Ktokolwiek stworzył tą książkę, może dopisywać swoją część opowiadania. Patrzcie, tu są puste kartki, a opowieść wydaje się nieskończona.
- A czy my moglibyśmy im pomóc, dopisując swoją część historii? - spytałam.
- Jeśli mają przeżyć, to nie ma innego wyjścia. Macie tutaj książkę. - Podał nam dość opasły i stary tom. - W niej znajdziecie potrzebne informacje.
- A ty co będziesz robił? - zapytał Chris Starka.
- Ja spróbuję dowiedzieć się, kto zaczarował tą książkę - odparł spokojnie.
Czułam narastające napięcie. Chris zarzucał dyrektorowi, że my odwalimy najczarniejszą robotę, a on będzie siedział i popijał kawę..? Nie widziałam w tym sensu. W końcu to nasi przyjaciele się wpakowali w tarapaty, a Stark chce, byśmy nauczyli się odpowiedzialności i tym podobnych rzeczy. Przynajmniej mam nadzieję, że o to mu chodziło.
- To my już pójdziemy... - powiedziałam.
Wzięłam książki, pociągnęłam Chrisa i wszyscy czworo wyszliśmy z gabinetu. Zaczęłam przeglądać książkę. Było w niej to, co już wiedzieliśmy i skład eliksiru, który może wyciągnąć Alice i Damiena z tego całego bagna.
- Powinniśmy się podzielić zadaniami - zasugerowała Becky.
- Tak, to dobry pomysł. Jedna para pójdzie szukać składników a druga będzie pilnować książki.
- Prue, ty powinnaś zostać z książką. Świetnie piszesz, a taki ktoś nam się właśnie może przydać - zaproponował Chris.
- Skąd wiesz, że piszę? - zdziwiłam się.
- Widziałem kiedyś w salonie twój zeszyt no i przeczytałem kawałek. Ja się nie znam, ale to było coś. Świetny pomysł i super napisane.
- No to Prue i Chris zostaną, a my pójdziemy na poszukiwanie składników. Interesowałam się eliksirami to chyba nie będzie aż tak źle.
Podałam jej książkę, którą dostaliśmy od Starka. Doszliśmy do biblioteki. A tam spotkaliśmy Bellę i Jen.
- Siemka, co tam? - zawołały razem.
- Nie mamy czasu na pogaduchy - rzucił szybko mój brat.
- Czekaj! Może chciałybyście nam pomóc? - spytałam ich.
- No jasne. A co miałybyśmy robić? - odezwała się Bella.
Wtajemniczyłam je  w całą historię. Bella weszła ze mną i Chrisem do biblioteki, a Jen poszła z moim bratem i Becky na poszukiwania składników do eliksiru.

~~ W książce ~~

Tymczasem Alice i Damien błąkali się po lesie. Nie wiedzieli, co dokładnie się stało. Dla nich pewne było tylko to, że mają przerąbane. Trzymali się razem, modląc się, by ich przyjaciele zorientowali się, gdzie się znajdowali i pomogli im.
W lesie było ciemno i robiło się coraz zimniej. Alice zaczęła się trząść, więc Damien objął ją ramieniem, by ją choć trochę ogrzać. Powoli szli przed siebie, oglądając się wokoło. Mieli nadzieję, że znajdą jakąś chatę, w której mogliby posiedzieć i się ogrzać. 
Wędrowali tak pół godziny, godzinę i nic. Ani śladu jakiegokolwiek budynku. Nie napotkali nawet jaszczurki, a między drzewami nad nimi było nienaturalnie cicho. Bali się tej ciszy. Bali się mroku i mgły, która skradała się do nich między pniami drzew. 
Nagle usłyszeli (choć może bardziej wyczuli), że ktoś się porusza po ich lewej stronie. Jak na komendę odwrócili się. Na początku nic nie widzieli, lecz po chwili z mgły wyłoniła się ładna dziewczyna. Wyglądała jakby mieszkała w tym lesie od zawsze. Nie była brudna, ale ubrania miała ze skóry i futra, pełno rzemyków, a u pasa wisiał ostro wyglądający nóż. Dziewczyna podeszła do przybyszów z uśmiechem na czerwonych ustach.
- Co wy tutaj robicie? - spytała pięknym melodyjnym głosem, który pieścił uszy Damiena. Alice natomiast przeszły ciarki. Wyczuła w dziewczynie wroga i jakoś nie chciała zdradzać jej, co robią.
- Szukamy jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy się ogrzać. Zbłądziliśmy - odpowiedziała szybko, zanim Damien zdążył otworzyć usta. To co, rzekła było poniekąd prawdą. 
- Chodźcie ze mną do mojej chaty. Tam jest ciepło i przytulnie. Będziecie mogli się posilić i odpocząć. 
Damien od razu się zgodził. Alice miała co do tego pewne wątpliwości, lecz nie widziała innego wyjścia. Sama by sobie w tym lesie nie poradziła. Więc poszła razem z nieznajomą i chłopakiem. 
Po drodze dowiedzieli się od dziewczyny, że ma na imię Evelyn. Mieszkała w lesie wraz ze swoją przyjaciółką Eve, którą aktualnie gdzieś wyniosło. Opowiadała, że obie były córkami górników, którzy mieszkają na skraju lasu w wiosce. Kobiety zajmują się domem, dziećmi i lasem, a mężczyźni pracują w kopalni. Jednak im nie odpowiadało takie życie. Cały czas się buntowały, więc gdy skończyły osiemnaście lat, wyrzucono je ze społeczeństwa, w którym żyły. Postanowiły więc przewędrować las i dotrzeć do drugiego skraju. Jednak po ponad roku czasu nadal go nie znalazły. Zamiast nowego życia gdzieś poza lasem, utknęły tutaj - w samym sercu dżungli. Znały tu każde zwierzę, stwora, ptaka, drzewo i każdą roślinę. To dzięki właśnie tym znajomościom przeżyły.
W końcu dotarli do małej, uroczej chatki. Z komina leniwie wydostawał się dym. Cały dom był z drzewa. Spadzisty dach, brązowe ściany i prymitywne okna. Niedaleko płynął strumyk.
Weszli do środka i od razu poczuli przyjemne ciepło buchające z wnętrza. Znajdowały się tam cztery pokoje. Oni cały czas siedzieli w tym z piecem. Było tam o wiele cieplej niż w pozostałych. Cała chatka była lekko zagracona, ale przytulna. Rozsiedli się wokół pieca. Evelyn dała im dwa futra, by mogli się przykryć. Potem podała świeżo zaparzonej, gorącej herbaty. Alice skuliła się i po chwili drzemała już oparta o jedną ze ścian chaty.
Tymczasem Evelyn usiadła blisko Damiena. Zaczęła go uwodzić, mówić tym swoim melodyjnym głosem. Pod jej wpływem mógłby zrobić wszystko. Był w nią wpatrzony jak w obraz i słuchał jej uważnie. A dziewczyna śpiewała mu starą pieśń w nieznanym chłopakowi języku. Mówiła ona o miłości i jej skutkach. Usiadła mu na kolanach i, nadal nucąc melodię, zaczęła go całować. A Damien nie mógł nic zrobić, bo był pod działaniem czaru piosenki.

~~ Prue ~~

- O nie!! Damiena usidlił Sukkub!! - krzyknęłam, patrząc na czarne litery, które same pojawiały się na pustej stronie książki. - Musimy coś zrobić.
- Po pierwsze nie panikuj! - powiedział spokojnie Chris. - Po drugie, wyjaśnij, kto to jest Sukkub. 
Wzięłam parę głębszych wdechów, by się uspokoić. Pozbierałam myśli i rzekłam już opanowanym głosem:
- Sukkub to demon przybierający postać nieziemsko pięknych kobiet, które nawiedzają mężczyzn w snach i kuszą ich seksem czym mogą ich zabić. Jedni twierdzą, że Sukkuby zabierają swoim ofiarom testosteron, spermę, energię lub nawet duszę, zaprzedając ją Szatanowi. 
- Dobra, a jak go pokonać? - spytała Bella. 
- Och nie wiem! - zawołałam zrozpaczona. - Mocami, które posiadamy na pewno nie.
- Bell, co ty byś zrobiła takiemu Sukkubowi, gdyby chciał uwieść twojego chłopaka? - zapytał Chris.
- Skopałabym mu tyłek - odparła. 
- Tylko jak? - spytał chłopak bezradnie.
- Już wiem! - krzyknęłam, wyrzucając do góry ręce. - Potrzebny nam jakiś facet, który odciągnie uwagę Evelyn od Damiena. I kurde, Alice musi się obudzić!
Chris i Bella spojrzeli na mnie. Widziałam w ich oczach ulgę i rozbawienie. Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam pisać pod czarnymi literami:

Wtem coś wyrwało Alice z drzemki. Było to pewne złe uczucie, które towarzyszyło jej przez całą drogę do chaty. Podniosła się do pozycji siedzącej. Wyprostowała nogi i dopiero wtedy do jej uszu dotarła dziwna usypiająca melodia. Rozejrzała się dookoła, dusząc ziewnięcie. W drugiej części pokoju siedzieli Damien i Evelyn. Całowali się i to dosyć namiętnie. Alice wstała i chciała ich rozdzielić, czując narastający niepokój. Jednak nie dała rady. Tylko się zmęczyła i spociła. 
Gdy dała za wygraną, do chaty wszedł nieziemsko przystojny mężczyzna. Sukkub od razu oderwał się od Damiena, czując bijący od przybysza testosteron. Czar rzucony  przez Evelyn na Damiena prysł. 
Alice bez wyjaśnień złapała chłopaka za rękę i rzuciła się z nim do ucieczki.

Moje koślawe litery zmieniły się w czarny, prosty tekst komputerowy.
- Udało się! - zawołał uradowany Chris, spoglądając na stronę przez moje ramię.
Odetchnęłam z ulgą.
- Muszę się czegoś napić - powiedziałam. Wstałam i wyszłam z biblioteki.

~~ Becky ~~

Wtajemniczona w całą sytuację Jen, wyjaśniła, że wszystkie składniki do eliksiru znajdą w pracowni chemicznej. Powiedziała, że profesor Collins od eliksirów wszystkie popołudnia spędza w swoim gabinecie, więc w klasie nie powinno go być. Na wszelki wypadek uzgodnili, że gdyby nauczyciel był w klasie, to Jen go czymś zajmie.
Na szczęście Collinsa nie było w pracowni. Jennifer stanęła na czatach przed drzwiami, a Becky i David weszli do środka. Pracownia okazała się nieduża. W rzędach stały wysokie stoły, a na nich wszelkie przyrządy do mieszania substancji chemicznych i tworzenia eliksirów. Z tyłu klasy znajdowały się szafy pełne fiolek, butelek i innych pudełek. Właśnie tam podeszła Beck.
Szukała na górnych półkach a David na dolnych. Znaleźli, odmierzyli, skruszyli wszystkie składniki. Został tylko ciemiernik czarny. Becky zastanawiała się, jednak nie przypominała sobie, by kiedykolwiek coś o nim słyszała.
- Nie mam pojęcia, czym jest ten ciemiernik i jak wygląda - zawołała, załamując ręce, opadła na najbliższe krzesło.
- Zadzwoń do Prue. Siedzą w bibliotece to mogą to dla ciebie sprawdzić.
- To dobry pomysł. - Uśmiechnęła się.
Wyciągnęła telefon i wybrała numer przyjaciółki.
- No i jak wam idzie? - Usłyszała jej głos w słuchawce.
- Został nam ciemiernik czarny. Możecie sprawdzić jak on wygląda?
- Pewnie. Zaraz wyślę ci zdjęcie.
- Dzięki.
Rozłączyła się. Po paru minutach dostała w smsie zdjęcie tego kwiatu. Teraz znalazła go bez problemu. Ustawili wszystkie składniki na jednym stole i zabrali się do przygotowywania eliksiru. Dodawali, mieszali, gotowali aż po godzinie wywar był gotowy. Wystarczyło go tylko przestudzić. Postanowili posprzątać ze stołu wszystkie rzeczy, które im zostały. Umyli fiolki i spodki, wyczyścili blat i pochowali wszystko do szafek. Wywietrzyli klasę i dopiero wtedy mogli ją opuścić. Wychodząc, wpadli na rozmawiającą z kimś Jen.

~~~~~~~~~~
hej :* jest taki jaki jest. Z niektórych części nie jestem zadowolona, ale ocenę zostawiam wam. Może uda wam się 4 komentarze? Mam taką nadzieję, tak więc 4 komentarze= 20 rozdział :)
do następnego. I życzę wszystkim tym, którzy będą w moje urodziny pisać testy gimnazjalne wszystkiego dobrego, żeby napisali jak najlepiej i wgl :) ;**

i jeszcze Liebster Award :D
odpowiedzi na pytania od Victorii (nie ten blog, ale na tamtym nie opyla mi się nowego posta robić):
1. najczęściej to jest pop, czasem też hip-hop
2. The Wanted.
3. tak, młodszego brata.
4. hehe zostawię to bez komentarza :D
5. hm... pojechać do Francji i USA!! ♥
6 Rok? może więcej...
7.  2-gim.
8. nie mam takiego. Ale ostatnio oglądałam "Wyścig z czasem", który jest fajny.
9. tak, 3 psy i jednego kota.
10. że w szkole? to historia i w-f.
11. laptopa!♥

i odpowiedzi do pytań zadanych przez Marchewę:
1. nie mam ulubionej :)
2. niebieski.
3. Johnny ^^ i Zuzka
4. "Czarodziejki" i "Dr Hause"
5. historia i w-f.
6. ciemny blond (tak sądzę)
7. ale żeś pytanie zadała -,- coś około 176 cm... może nice więcej... może nieco mniej (oby mniej)
8. kolor oczu :)
9. yy.... Obgryzanie paznokci tak sądzę.
10. uzależnienie od Góralków orzechowych!!!♥
11. siatkówkę!!!♥♥♥♥

Jeszcze raz dziękuję za nominację. ja już blogi nominowałam i zadałam pytania :**

niedziela, 14 kwietnia 2013

Liebster Award

Już raz byłam nominowana do tej nagrody (znaczy mój poprzedni blog był nominowany) i jest mi niezmiernie miło, że znów zostałam nominowana :)
dziękuję Veronice_Szn za nominację ;**


Regulamin:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.



moje odpowiedzi:
1. Natalia
2. 15
3. województwo łódzkie (mała miejscowość :D)
4. słucham trochę Linkin Park (moja przyjaciółka ich uwielbia), Ewelinę Lisowską trochę Mrozu czy Eminem. Wszystko po kolei :) 
5. Mam. 3 psy i jednego kota :)
6. Zmienia się. Aktualnie to zielony i fioletowy :)
7. Czyta i to sporo :) Przeważnie mają coś związanego z magią, ale czytam też zwykłe książki bez magii :)
8. I jedno i drugie, ale gdybym miała wybierać to psy.
9. praworęczna :)
10. nie mam ulubionego.
11. zdecydowanie Twix :)


i teraz moje pytania :
1. Jaką książkę lubisz najbardziej, i którą mogłabyś mi polecić?
2. Twój znak rozpoznawczy.
3. ulubiony przedmiot w szkole.
4. co lubisz robić w wolnym czasie?
5. Ulubiony zespół lub wykonawca.
6. Trzy miejsca które chciałabyś odwiedzić.
7. co cię inspiruje do pisania opowiadania?
8. Dlaczego postanowiłaś prowadzić bloga?
9. ulubiona słodycz. 
10. znienawidzony przez ciebie przedmiot szkolny. 
11. ulubione zwierzęta. 



Blogi, które nominuję to (chyba nie będzie aż 11):
1. http://takemyupbyangela123.blogspot.com
2.http://you-need-to-experience.blogspot.com/
3. http://anotherworldilove.blogspot.com/
4.http://onedirectionwhatmakesyoubeautiful.blogspot.com/
5.  http://faith-works-wonders.blogspot.com/
6.http://blog1dlovestory.blogspot.com/
Przepraszam jeśli kogoś ominęłam ;** Po prostu robię to na szybko i na razie żadne blogi nie przychodzą mi do głowy :) ♥♥

środa, 10 kwietnia 2013

# Chapter Eighteen #

Historię ze snami opowiadałam wiele razy. O kilka za dużo, według mnie. Raz Chrisowi w nocy. Raz Nancy, gdy się obudziłam i gdy już na nas nakrzyczała. Raz Starkowi i Radzie Szkoły i raz mamie przez telefon. W jakiś sposób dowiedziała się o tym, co mi się stało. I oczywiście Davidowi, Damienowi, Becky i Alice, gdy przyszli do mnie w poniedziałek po lekcjach.
Nie myślałam o tym, co widziałam w śnie. Nie myślałam, o tym, że to gdzieś tam się wydarzyło. Dla mnie to był tylko zwykły sen, o którym sensie szybko zapomniałam.
Nancy powiedziała, że wypuści mnie we wtorek wieczorem. Pod warunkiem, że zawroty głowy miną.
Stark zarządził jakieś nagłe zebranie Rady. Chris mi powiedział. Podobno się nieźle wkurzył, gdy dowiedział się, że zostałam zaatakowana. Tak to nazwał. Atak na jego uczennicę.
Dziś wtorek. Czułam się lepiej. Głowa mnie nie bolała i cieszyłam się, że w końcu stąd wyjdę. Miałam dość leżenia i patrzenia jak wszyscy robią coś za mnie. Ubrałam się w ciuchy, które rano podrzuciły Alice i Becky. Chłopcy obiecali wpaść do mnie wieczorem żeby zabrać mnie na kolację. Podobno nie wolno im spuścić mnie z oczu. Takie było rozporządzenie Starka. Usłyszałam to przez przypadek wczoraj wieczorem. Dyrektor myślał chyba, że śpię i powiedział to Chrisowi, który siedział przy mnie przez większość wolnego czasu.
Siedziałam i czytałam książkę. Nagle przede mną pojawiła się głowa mojego brata. Wzdrygnęłam się. Obok niego stał Damien.
- Gotowa? - spytał.
- A gdzie Chris?
- Nie mógł przyjść. Stark wezwał go do siebie - wyjaśnił mój brat.
Miałam już zejść z łóżka, gdy poczułam na karku czyjś ciepły oddech, a po chwili ktoś zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Wystraszyłam się, pisnęłam i podskoczyłam, wyrzucając ręce przed siebie.
David i Damien zaczęli się śmiać, lecz po chwili wszystko ucichło. Jednak wtedy się tym nie przejmowałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Chrisa. W jego oczach tańczyły złote iskierki. Był czymś zdziwiony i trochę rozbawiony.Nie patrzył na mnie tylko na coś ponad moim ramieniem. Uderzyłam go lekko w ramię, by zwrócił na mnie uwagę.
- Hej! Wystraszyłeś mnie! - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - A poza tym David mówił...
- Chciałem zrobić ci niespodziankę.
Wyciągnął zza pleców czerwoną różę i wręczył mi ją. A potem znów popatrzył na coś za mną. Zaczął się śmiać. Odwróciłam się i zamarłam.
- Co im się stało? - spytałam.
David i Damien stali jak posągi. Nie ruszali się, nawet nie oddychali.
- Twoja moc się uaktywniła - powiedział ze śmiechem Chris.
- Jak to... odczarować?
Nagle chłopcy zaczęli powoli się poruszać. W zwolnionym tempie. W sali znów słychać było ich śmiech.
- Widzisz, na razie twoja moc jest słaba, ale z czasem będziesz umiała to kontrolować - wyjaśnił Chris. Wziął z krzesła moją torbę - Idziemy?
Pokiwałam głową, bo nadal byłam wstrząśnięta całą tą sytuacją. Wyszliśmy z sali i poszliśmy do stołówki.
Wiadomość o tym, że miałam "wypadek" i byłam w szpitalu szybko się rozniosła i teraz wszyscy się na mnie patrzyli. Szłam przez jadalnie z chłopakami i dziwnie się czułam, wiedząc, że ponad połowa uczniów się na mnie patrzy. Wzięłam szybko swoją porcję i zaszyłam się przy naszym stoliku. Nienawidziłam być w centrum uwagi. Czułam się wtedy strasznie niekomfortowo.
Chłopcy dołączyli do mnie, a po chwili przyszły Alice i Becky. Beck gadała jak nakręcona. To wkurzało, ale przynajmniej nie musiałam się odzywać. W spokoju zjadłam kolację, przysłuchując się Becky, Damienowi i Davidowi. Kłócili się o coś.
Wstałam od stołu, a razem ze mną Chris.
- Dokąd idziesz? - spytała Becky.
- Muszę się przewietrzyć.
- Idę z tobą - odezwał się Chris.
- Ale... - Chciałam zaprotestować, lecz chłopak mi przerwał.
- Nie ma żadnego "ale". Samej cię nie puszczę. Więc albo idziesz ze mną, albo wcale. - Puścił do mnie oczko.
Zrezygnowana zgodziłam się. Chłopak uśmiechnął się słodko. Wyszliśmy ze stołówki. Na korytarzu chłopak złapał moją dłoń i splótł nasze palce. Popatrzyłam na niego lekko zdziwiona. On tylko wzruszył ramionami. Pokręciłam głową z niedowierzania, ale i uśmiechnęłam się.
Szliśmy chodnikiem, trzymając się za ręce i patrząc na drzewa białe od śniegu, oświetlone budynki i brudne, i mokre ławki. Nie odzywaliśmy się. Milczenie jest złotem, jak powiadają. Było miło tak spacerować po ośnieżonych drogach z jedną z najważniejszych mi osób na świecie.
Stanęliśmy pod lampą tuż obok ławki. Chris stał twarzą do mnie. Miał rozszerzone źrenice z tymi złotymi iskierkami. Bez słowa przybliżył się do mnie i zaczął całować. Nie opierałam się, bo uwielbiałam jego pocałunki. Jednak w tym było coś innego. Coś, co mnie przeraziło. Zaczęłam się szarpać. Chciałam się wyrwać, lecz nie mogłam. Był ode mnie silniejszy. Więc pozostawało mi tylko błaganie go w myślach.
Nie wiem czy usłyszał, ale przestał. Oderwał się ode mnie.
- Przepraszam. Po prostu księżyc... Boże! Zostały prawie dwa tygodnie do pełni, a ja... - Schował twarz w dłoniach. Upadł na najbliższą ławkę. Podeszłam do niego i usiadłam na drugim jej końcu, by chłopak nie czuł się osaczony. Lecz on przysunął się do mnie, położył się na ławce, a głowę oparł na moich nogach. Zdziwiona tym ruchem, nie wiedziałam, co robić. Położyłam rękę na jego głowie i delikatnie zaczęłam go po niej głaskać. Powoli zaczął się odprężać.
Gdy się już trochę uspokoił, wstał i powiedział:
- Powinniśmy iść.
Pomógł mi się podnieść i odprowadził pod domu. Pożegnaliśmy się. Podał mi moją torbę. Czułam, że nadal jest smutny.
Akurat wtedy Becky i Alice wracały z kolacji. Poczekałam na nie przed domem. Gdy mnie dogoniły, weszłyśmy razem do środka.
W pokoju było ciemno i dziwnie cicho. Alice zapaliła światło. Położyłam torbę na łóżku i wypakowałam jej zawartość do szafy. Różę położyłam na stoliku. Potem poszłam do łazienki.

~~ Becky ~~

Wstał zimny, lecz słoneczny poranek. Becky obudziła się jako pierwsza. Ubrała się i spakowała. Cały czas myślała. Napisała chyba z pięć listów do mamy, jednak nadal nie wiedziała, który ma wysłać. Układała też sobie w myślach rozmowę z Filipem. Chciała do niego zagadać. Tylko co miała mu powiedzieć?
- Hej Filip! Sądzę, że jesteś moim bratem. - Żenada! 
Gdy wyszła z łazienki, obudziły się Alice i Prue. Przed ósmą wyszły z pokoju i skierowały się do stołówki. Zjadły śniadanie. Po posiłku miały chwilę wolnego, więc pomogły Prue w nadrobieniu materiału. 
Potem odbywały się lekcje. Angielski, historia, biologia, WOS i zajęcia praktyczne, na których uczyli się o różnych eliksirach. Od następnego tygodnia miały się zacząć treningi sztuk walki i samoobrony. 
Po zajęciach Becky, David, Alice i Damien siedzieli w bibliotece. Beck z Davidem odrabiali zadania domowe, a Damien pokazywał Alice różne ciekawe książki. Stali z cztery kroki od stolika, przy którym siedzieli brat Prue i Rebecca. Co chwila wybuchali stłumionym śmiechem, szeptali coś do siebie, gdy nagle wszystko ucichło.
- Co, w końcu się opanowaliście? - spytała Becky, odwracając się w ich stronę. Jednak ICH tam nie było. W miejscu gdzie przed chwilą stali, leżała tylko mała książka. David i Becky zaczęli ich szukać po całej bibliotece, lecz na próżno. Nigdzie ich nie mogli znaleźć. Dziewczyna podniosła książkę i chciała ja otworzyć, jednak David ją powstrzymał. 
- To może być niebezpieczne. 
Chłopak wyciągnął telefon i zadzwonił do Chrisa. Nie tłumaczył mu co się stało, tylko kazał szybko przyjść do biblioteki. 
Po paru minutach do pomieszczenia wpadli Prue i Chris. Dziewczyna popatrzyła po twarzach Beck i swojego brata. 
- A gdzie Alice i Damien? 
- Chyba mamy problem - wyznała Becky i opowiedziała przybyłym to, co wiedziała. Podała im książkę. Chłopak przyjrzał jej się uważnie. Nie otworzył jej i reszcie też zakazał oglądania jej od środka. 
W końcu położył ją na stoliku, kazał się reszcie odsunąć jak najdalej. Sam stanął przed stolikiem, zmrużył oczy, których tęczówki zrobiły się złote. Książka otworzyła się na losowej stronie. Z jej wnętrza zaczęły buchać kłęby dymu, które owijały się wokół przyjaciół, przywołując ich bliżej siebie. 
- Nie podchodźcie! - zawołał do nich Chris. 
Po chwili dym ulotnił się, a chłopak powoli podszedł do stolika. Książka otwarta była na stronie z obrazkiem. 
- Ja tam bym się kłócił o to, kto w tej sprawie ma problem. - Westchnął Chris. 

~~~~~~~~~~
Hej, widzę, że coraz mniej osób komentuje posty. Tak więc następny rozdział pojawi się, gdy pod tym postem będzie co najmniej 3 komentarze (wiem, że się może udać, bo były kiedyś chyba 4). Dzisiaj jest krótszy, kolejne będą ciekawe (przynajmniej ja mam taką nadzieję, że będą dla was ciekawe). Zachęcam do głosowania w ankietach (po prawej na samej górze). 
To chyba tyle...
Pamiętajcie minimum 3 komentarze...
Bajo ;**

czwartek, 4 kwietnia 2013

# Chapter Seventeen #

Siedziałam w Commoun Grounds w jakiejś dziwnej, różowej sukience (co jest jeszcze bardziej dziwne, bo nie lubię różowych ubrań), a naprzeciwko mnie zobaczyłam roześmianą twarz Liama. Wyglądał elegancko, ale na luzie. Nie miałam pojęcia, co ja tam robiłam. Wyjrzałam przez okno. Słońce mocno świeciło, na niebie nie było ani jednej chmurki, a drzewa miały zielone liście.
- Chodź, pokażę ci coś! - zawołał podekscytowany chłopak.
Położył banknoty na stoliku, tuż obok dwóch szklanek i pociągnął mnie za rękę ku wyjściu. Na dworze było gorąco. Wiał lekki, ciepły i przyjemny wiatr. Liam tuż przed wyjściem na zewnątrz założył kapelusz o szerokim rondzie, a ręce schował głęboko w kieszenie. Chłopak zaprowadził mnie do czarnego auta z przyciemnionymi szybami. Otworzył drzwi od strony pasażera i poczekał aż wsiądę po czym zamknął je, a sam usiadł na siedzeniu kierowcy. Ruszyliśmy. Jechaliśmy jakiś czas, niewiele się do siebie odzywając. W końcu zatrzymaliśmy się przed wysokim budynkiem. Napis przed wejściem głosił, że to był hotel. Weszliśmy do środka. Liam podszedł do recepcji, zamienił kilka słów z kobietą za kontuarem, a potem zaprowadził mnie do windy i razem wjechaliśmy na najwyższe piętro. Z windy od razu wyszliśmy do wielkiego salonu z ogromnymi oknami. Na środku stała kanapa i fotele. Na ścianie wisiał duży plazmowy telewizor.
Liam uśmiechnął się, widząc moją zdumioną minę.
- To wszystko moje - odpowiedział na moje niezadane pytanie. Rozkrzyżował ręce i obrócił wokół własnej osi.
Podeszłam do jednego z okien. Wyjrzałam przez nie. Moim oczom ukazał się widok całego miasta. Wysokie wieże, biurowce, bloki, domki jednorodzinne, a w oddali drzewa. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Stał w cieniu i patrzył na mnie. Pozbył się tego śmiesznego kapelusza i marynarki.
- Napijesz się czegoś? - zapytał.
Pokręciłam głową. Podeszłam do kanapy i usiadłam na niej. Rozejrzałam się dookoła. Na ścianach zobaczyłam kilka obrazów, a po lewej mały korytarz. Chłopak podszedł do mnie. Usiadł i wciągnął nosem powietrze.
- Ślicznie pachniesz - szepnął, rozkoszując się moim zapachem.
Zaczerwieniłam się lekko. Liam przybliżył się do mnie. Źrenice mu się rozszerzyły. Miał przyspieszony oddech. Był zimny i mrożący krew w żyłach. Po moim ciele przebiegły dreszcze. Chłopak pochylił się nade mną i pocałował. Było w tym coś dziwnego...
Po chwili zrozumiałam co. Nie czułam jego emocji, nie słyszałam myśli. Było tak, jak przed siedemnastymi urodzinami.
Chłopak całował bardzo czule. Wplotłam palce w jego włosy. Liam podniósł mnie. Bez problemu wziął na ręce i nadal mnie całując, poszedł w stronę tego małego korytarzyka po lewej. Tam były dwoje drzwi. My weszliśmy przez te, które były lekko uchylone. Znaleźliśmy się w sypialni z wielkim, wygodnym łóżkiem na środku. Położył mnie na nim, a potem sam usiadł na mnie. Całował mnie, błądząc palcami po moim ciele.
Oderwał się od moich ust. Teraz całował obojczyki i szyję. Dyszałam lekko.
Nagle poczułam lekkie ugryzienie, pieczenie, a potem pożądanie, przyjemność i szczęście. Jęknęłam. Słyszałam ciche ssanie. W końcu Liam oderwał się od mojej szyi. Zakręciło mi się w głowie.
- Teraz już nikt nas nie rozdzieli - szepnął mi do ucha.
Oblizał wargi. Przez jeden moment widziałam jego długie, wystające kły. Przeszedł mnie dreszcz. Dopiero teraz poczułam, jakie on miał zimne ciało. Lodowate i strasznie twarde. Uśmiechnął się krzywo. Jednym szybkim ruchem zdarł ze mnie sukienkę. Rzucił ją za siebie. Leżałam na łóżku w samej bieliźnie (wyjątkowo skąpej) przed prawie obcym mi chłopakiem. Chciałam się wyrwać jednak przygwoździł mnie do materaca swoimi udami. Pochylił się i pocałował moją szyję. Potem znów zatopił kły w mojej żyle. Mimowolnie jęknęłam, a moje ciało przeszły spazmy ekstazy. Wiłam się z rozkoszy, a Liam nadal pił moją krew.
Po chwili przestał. Jęknął głośno.
Znów mnie całował, gdy drzwi z hukiem otworzyły się, a do sypialni wszedł jakiś chłopak. Liam wydał się nieco zdziwiony, ale nie skrępowany.
- No, no, no, kogo my tutaj mamy! - zawołał nowo przybyły. - Skoro już mamy naszego honorowego gościa, to chyba możemy zaczynać nasze małe przyjęcie powitalne. - Zaśmiał się szyderczo.
Wszystkie okna zasłonięto i zapalono świece. Zakuli mnie w srebrne kajdany, które parzyły moją skórę. Potem podszedł do mnie Liam. Nie za blisko jakby się czegoś bał lub wahał.
- Ty zdrajco!! Jak mogłeś!!! - zaczęłam krzyczeć.
Chłopak w mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie. Chciałam się wyrwać z uścisku kajdan, jednak z każdym ruchem moje nadgarstki były coraz bardziej poparzone i obdarte. Liam, patrząc mi w oczy, podniósł rękę. Coś w jego oczach mówiło do mnie, bym mu zaufała. Były pełne rozpaczy. Jednak ja nie ufałam iluzji. Nie wiedziałam, co chce zrobić z tą wyciągniętą dłonią i nawet nie zamierzałam czekać, by się o tym przekonać. Ugryzłam go w tę rękę. Chłopak zawył z bólu, a stojący obok blondyn wziął do ręki nóż i podszedł do nas. Zamachnął się...

Obudziłam się zalana potem. Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam w swoim łóżku w ciemnym pokoju. Słyszałam przyspieszone bicie mojego serca i miarowe oddechy dziewczyn. Wstałam, by napić się wody. Zakręciło mi się w głowie, więc złapałam się ściany. Po chwili powoli podreptałam w stronę łazienki. Zapaliłam w niej światło i podeszłam do umywalki. Gdy sięgnęłam po kurek, by odkręcić wodę, zobaczyłam na moim nadgarstku otarcia, ślady po oparzeniach i siniaki. Przeraziłam się. Spojrzałam w lustro. Na szyi miałam dwie małe blizny, a wokół niej zakrzepniętą krew. Jeszcze bardziej się wystraszyłam. Pokręciłam głową, niedowierzając w to, co zobaczyłam. Dotknęłam swojej szyi. Niestety, blizny po ukąszeniu były tam. Zaczęłam się wycofywać z łazienki. Zahaczyłam o coś. Straciłam równowagę i upadłam, uderzając się głową w coś ostrego. Straciłam przytomność.

Przez cały czas błądziłam w jakimś labiryncie. Było tam pełno dymu i mgły. Nie widziałam, dokąd idę. Co chwila wpadałam na żywopłoty wysokie na trzy może cztery metry.
Po jakimś czasie nie miałam siły dalej iść. Usiadłam na trawie. Nagle usłyszałam czyjeś szepty i chichoty. Po chwili z mgły wyłoniło się łóżko. Leżały na nim dwie, półnagie osoby. Obściskiwały się i całowały. Nie chciałam im przeszkadzać, więc po cichu zaczęłam się cofać na czworakach. Para nie zauważyła mnie, dopóki nie nadepnęłam kolanem na gałązkę, która pękła. Dziewczyna, która siedziała okrakiem na chłopaku, odwróciła głowę. Zamarła, widząc mnie. Ja również stanęłam jak wryta. To była Becky.
- Co się stało, kocie? - usłyszałam zbyt dobrze znany mi, uwodzicielski głos.
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie musiałam zobaczyć twarzy chłopaka. Po prostu wiedziałam, że to Chris.
- Och. - Nie ukrywał zdziwienia. - Skoro... skoro nas już zobaczyłaś, to powinniśmy ci powiedzieć, że... My się kochamy. To jest coś niezwykłego.
- Nigdy do nikogo czegoś takiego nie czułam - dodała Beck słodkim głosem, patrząc chłopakowi w oczy.
Pokręciłam głową. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Wstałam niezdarnie w trawy i zaczęłam biec. Słyszałam śmiechy. Po moich policzkach płynęły łzy, przez które nie widziałam drogi pod swoimi nogami. Potknęłam się o wystający korzeń (tak myślę, że to był korzeń) i upadłam. Podniosłam się szybko i znów zaczęłam biec. Poczułam, że coś idzie za mną. Odwróciłam głowę i zobaczyłam ogromnego pająka. Nie to, że się ich bałam. Po prostu nie lubiłam ich chudych i długich nóg, oczu, które wpatrywały się we mnie, bezustannie. Małe pająki przyprawiały mnie o dreszcze i mdłości. A ten był ze dwa razy większy ode mnie! Krzyknęłam, nie wiedząc, co robić. Zaczęłam uciekać jak najdalej od tego stwora. Skręciłam parę razy, by go zgubić. Udało się. Gdy zostałam sama, odetchnęłam z ulgą. Otarłam twarz z łez i ruszyłam dalej. Znów się o coś potknęłam.
- Kurde no! - mruknęłam i spojrzałam na dół, pod swoje stopy.
Już któryś raz tej nocy zamarłam. Tym razem ze strachu. Na trawie leżało ciało... Mojego brata! Był cały zakrwawiony, a z jego piersi sterczał srebrny nóż. Pochyliłam się nad nim. Znów zaczęłam płakać. Przytuliłam się do niego. Głaskałam jego zlepione potem i krwią włosy.
- Czemu on? - zapytałam ciszę i mgłę, która była wokół mnie i Davida.
Szlochałam tak jakiś czas, wtulona w sztywne ciało mojego brata. Gdy się trochę uspokoiłam, usłyszałam tuż obok swojego ucha świst. Odwróciłam się i w żywopłocie zobaczyłam strzałę. I kolejną, która leciała w moim kierunku. Uchyliłam się i strzała znów zatrzymała się w gałęzi krzaka.
Musiałam wybierać. Albo zostać z bratem i zginąć, albo uciekać i zostawić Davida samego. Wybrałam to drugie. Nie mogłam pomóc chłopakowi, a ja chciałam żyć. Może to i było egoistyczne. Nie wiem.
Uciekłam strzałom. Myślałam, że jestem bezpieczna, gdy nagle poczułam mocne uderzenie w plecy. Upadłam twarzą w kępę trawy. Przejechałam ręką po plecach. Wyczułam długa i mocną strzałę tuż pod lewą łopatką oraz ściekającą po plecach krew.
- Nie... - szepnęłam przerażona.
Usłyszałam jak ktoś do mnie podchodzi. Staje i szeleści jakby kurtką. Przekręciłam delikatnie głowę, by widzieć przybysza. Miał od brązowe, lokowate włosy. Gdy się do mnie uśmiechnął, w jego policzkach pojawiły się dołeczki. Z nożem w ręku, z łukiem i kołczanem na plecach i tym szyderczym uśmiechem wyglądał jak szaleniec.
Tyle zdołałam zapamiętać. Potem straciłam przytomność i wyrwałam się z tego koszmaru.

Byłam nieprzytomna całą niedzielę. Gdy się w końcu obudziłam, słońce już dawno zaszło za horyzont. Podniosłam powieki. Obraz był strasznie nieostry. Powoli zamrugałam parę razy. Dopiero wtedy zobaczyłam skrzydło szpitalne, łóżka, parawany, zieloną pościel, którą byłam przykryta i czuprynę jasnych włosów na moim łóżku. Odwróciłam delikatnie głowę w stronę gościa. Strasznie mnie zabolała, gdy nią ruszyłam. Z głową opartą na moim udzie leżał Chris. Wzdrygnęłam się na sam jego widok. A to obudziło chłopaka. Zdezorientowany szybko podniósł głowę i rozejrzał się wokoło.
- Co się dzieje? - zapytał. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął z ulgą. - W końcu się obudziłaś.
Wcześniej nie zauważyłam, że nasze palce były splecione. Szybko wyrwałam dłoń z jego uścisku. Chłopak przez chwilę wyglądał na zdziwionego, a potem zobaczyłam w jego oczach zrozumienie i smutek.
- Boże, Prue to wszystko nie tak jak myślisz.
- Pocałowałeś Becky?
- Tak, ale to.. No... Musisz mnie wysłuchać. Od początku. - Nie odezwałam się, więc ciągnął dalej. Opowiedział mi o wszystkim co się stało. - Gdyby nie te przeklęte perfumy, nie pocałowałbym jej - dodał po chwili. - Ona nie podoba mi się tak jak ty. - Przybliżył swoją twarz do mojej. Nasze usta dzieliły milimetry. - Nie kocham jej. A ciebie tak. - Pocałował mnie czule, ale i zachłannie. Gdy przerwał, odezwał się, lekko dysząc. Miał też małą chrypkę. - Kocham cię. - Przejechał grzbietem dłoni po moim policzku. - I przepraszam. Jestem idiotą i chyba nic tego nie zmieni.
Uśmiechnęłam się do niego. Podniosłam rękę i dotknęłam ją dłoni Chrisa, którą nadal głaskał mnie po policzku. Splotłam nasze palce. Nie miałam siły na inny gest, ale to chyba mu wystarczyło, bo uśmiechnął się.
Jednak po chwili mina mu zrzedła. Dotknął drugą ręką mojej szyi. Poczułam lekkie pieczenie.
- Co się stało? - zapytał z troską Chris.
Pokręciłam głową.
- Nie mam pojęcia. - Opowiedziałam mu, co mi się śniło. Wszystko dokładnie opisałam, pomijając fakt, że znałam chłopaka, który mnie ugryzł. - A potem znów sny. Tyle, że mniej wyraźne. Mniej realistyczne niż tamten. Byłeś tam ty i Beck... - Głos mi się łamał. - W łóżku... Pająki, strzały i martwy.... - Głos odmówił mi posłuszeństwa. - David - wyszeptałam i rozpłakałam się.
Chris objął mnie, głaskał po włosach, uspokajał. Gdy przestałam szlochać, zaczął mi wyjaśniać to, co wiedział lub czego się domyślał.
- Ten pierwszy sen wygląda mi na projekcje astralną... Polega ona na stworzeniu swojego ciała astralnego i przeniesieniu go w dowolne miejsce na ziemi. W twoim przypadku do jakiejś innej... hm... czasoprzestrzeni? To co brałaś za sen, wydarzyło się gdzieś tam naprawdę. Dlatego masz blizny od ukąszenia i kajdanek. Ten drugi to wytwór twojej wyobraźni. Nie mniej jednak ktoś mógł pomóc ci zobaczyć to, czego się boisz. Przeraża cię własna śmierć, nie lubisz pająków, nie zniosłabyś gdyby David umarł, bo jesteś z nim bardzo związana i boisz się... - zawahał się.
- Boję się, że cię stracę. Tak, to prawda - dokończyłam za niego. - Ale kto chciałby tego wszystkiego?
Gdy zadałam to pytanie, odpowiedź sama do mnie przyszła.
- Wampiry - szepnęliśmy razem. - To one mają moc pobudzania u kogoś strachu? Tak żeby ofiara mogła widzieć to, czego się boi?
- Na pewno nie wszystkie. Ale może kilka ma. - Ziewnął. - Sorki.
- Od kiedy tu siedzisz?
- Odkąd cię tu przyniesiono. Znaczy... Nancy wywaliła mnie na czas badania, ale potem cały czas przy tobie byłem.
- Powinieneś się wyspać. Jutro szkoła - przypomniałam mu.
- Tak właściwie to już dzisiaj. Jest po północy. Nie zostawię cię samej, nie ma  mowy. W pokoju i tak bym nie zasnął, a będąc tu przy tobie, będę miał pewność, że nic ci nie jest.
Pokręciłam głową, lecz od razu tego pożałowałam. Dotknęłam tyłu głowy ręką. Nie miałam bandaża. rany też nie czułam. Jedyne co wskazywało na to, że się uderzyłam to krew na moim włosach i bóle głowy. Na nadgarstkach też nie miałam już bardzo widocznych śladów. Tylko kilka małych zaróżowionych kresek. Jednak na szyi nadal znajdowały się dwie blizny.
- Nie zagoją się do końca. Przykro mi - odpowiedział.
- Przepraszam - wypaliłam nagle.
- Za co? - zdziwił się.
- Że się upierałam przy swoim. I że przeze mnie nie odzywaliśmy się do siebie.
- Oj głuptasie. Nie masz za co przepraszać. - Pocałował mnie.
Uśmiechnęliśmy się.
- A tak nawiasem mówiąc, to ten Filip jest całkiem fajny. - Widząc zdezorientowaną minę chłopaka, opowiedziałam mu o spotkaniu z bratem Beck.
- Wydawał się inny niż opisujesz. Zawsze myślałem, że muszę go unikać. Że on równa się kłopoty.
- Ty wszędzie widzisz zagrożenie - przypomniałam mu.
- Tak, ale to dlatego, że się o ciebie martwię. I nie chcę, żeby ci się coś złego stało.
- Nie przesadzaj. Jestem już dużą dziewczynką. I umiem sobie poradzić sama.
- Właśnie widzę. Zostawić się samą na moment, a ty już paradujesz z bliznami po ukąszeniu przez wampira.
Pokazałam mu język. Chłopak roześmiał się i pocałował mnie. Było tak, jakby nic się nie wydarzyło. I to było dobre. Dobre dla mnie, bo potrzebowałam choć odrobiny normalności.
Chris znów ziewnął. Wiedziałam, że nie pójdzie do swojego pokoju, więc przesunęłam się na swoim łóżku, robiąc mu miejsce obok siebie.
- Nancy mnie chyba zabije, że przeszkadzam ci w odpoczywaniu. - Uśmiechnął się, ściągnął buty i wskoczył pod kołdrę.
- A nie Stark?
- To co sądzi Stark mało mnie obchodzi. Gdy skończę osiemnaście lat to albo dostosuję się do jego reguł, albo wynocha ze stada. A ja nie chcę być marionetką w jego rękach, więc się nim nie przejmuję - powiedział poważnym i pełnym nienawiści głosem. Nie miałam siły na to odpowiadać. Nie byłam nawet pewna, czy sens tych słów do mnie dotarł.
Przytuliłam się do niego. Znów było jak dawniej. Tylko ja i on. Pocałował mnie w czoło. Po chwili zasnęłam i nie miałam już żadnych koszmarów. Wręcz przeciwnie. Był to sen pełen miłości, kwiatków i jednorożców. Tak, jednorożców.

~~~~~~
Hejka, miałam ten rozdział dodać dużo wcześniej, ale niestety męczyłam się nad stroną internetową na informatykę i nie miałam czasu. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Liczę na komentarze :) ;**
♥♥