piątek, 26 grudnia 2014

*29. "Gdy ma się nadzieję, ma się już bardzo wiele."

Rozdział dla Ali, która mnie rozumie i wspiera jak mało kto na tym świecie! *,* Kochana nie tak dawno miała urodzinki i dlatego też chciałabym Ci życzyć jeszcze raz wszystkiego co najlepsze w życiu, uśmiechu, zdrowia szczęścia i ty już wiesz czego tam jeszcze! Kocham Cię baaardzo mocno :p <3


"Zabijamy samych siebie, by nie ranić innych"


~~ Prue ~~

    Postanowiłam kolejny dzień przeznaczyć na poszukiwania ojca. Dzień wcześniej nawet zadzwoniłam do Liama z pytaniem, czy chciałby mi pomóc. Od razu zaczął wmawiać mi, żebym na razie dała sobie spokój i nie narażała się znowu na niebezpieczeństwo. Wysłuchałam go spokojnie, nie przerywając mu. I tak, bez względu na to, co by powiedział, ruszyłabym. Nie mógłby mi zabronić ani w żaden inny sposób przeszkodzić w realizacji mojego planu. Przyjęłam do wiadomości to, że się o mnie bał. I byłam mu za to wdzięczna, ale sama również umiałam o siebie zadbać. Nie potrzebowałam ciągłego pilnowania.
    Gdy kazał mi przysiąc, że nie pójdę bez niego, lub kogokolwiek innego, zapadła cisza. Nie chciałam skłamać. Nie wiedziałam, co powiedzieć, by móc iść a jednocześnie zrobić tak, by Liam nie podejrzewał mnie o samowolną wyprawę.
    - Wiedziałem - odparł zrezygnowany, gdy nadal milczałam.
    - Zrozum mnie... - zaczęłam, ale mi bezpardonowo przerwał.
    - Jasne, że cię rozumiem. Ale nie mam pojęcia, dlaczego nie możesz trochę odczekać? Aż się wszystko uspokoi? Domyślam się, że twoi przyjaciele są bardzo podejrzliwi i coraz trudniej ci jest się wyrwać z domu - zauważył.
    Trafił w sedno. Chris od jakiegoś czasu nie spuszczał ze mnie oka. Jakby przeczuwał, że chciałam uciec. Kończyły mi się wymówki, których mogłabym użyć, by wyjść ze szkoły. Było coraz trudniej.
    Ale przecież nie mogłam się w takim momencie poddać! Gdybym odpuściła, mój ojciec zostałby gdzieś w obcym świecie całkiem sam. A ja bym nigdy go nie poznała. A bardzo chciałam go zobaczyć, przytulić się do niego, porozmawiać z nim. Po prostu go poznać, zobaczyć, jakim jest człowiekiem. Czy jestem do niego podobna. A może David miał coś z ojca? Mama kiedyś opowiadała, że byli podobni do siebie. Więc tym bardziej zależało mi na odnalezieniu taty.
    Znów milczałam przez długi czas, więc Liam uznał, że domyślił się wszystkiego bardzo dobrze. Nie było więc sensu wyprowadzać go z błędu.
    - Po prostu muszę. Proszę, nie przekonywuj mnie, bo to i tak nic nie da. Ja i tak wyruszę - zakończyłam smutnym głosem. Rozłączyłam się i szybko schowałam telefon w najgłębszy kąt szafy, nie chcąc słyszeć ani widzieć, że Wampir próbuje się do mnie dodzwonić.
    Oczywiście wstałam wcześnie rano. Nie miałam ochoty spotykać się z nikim przed moją podróżą. Zepsułabym sobie humor i tyle. Nie wiedziałam, co na siebie włożyć. Mapa kierowała mnie tym razem do ciepłych rejonów Francji nad Może Śródziemne, więc w końcu postawiłam na letnie ciuchy.

***

    Wylądowałam w centrum zatłoczonego miasta, gdzie na drogach powoli robił się korek, ludzie spieszyli do pracy. Niektórzy już na swoich stanowiskach sprzedawali aromatycznie pachnącą kawę, ciepłe jeszcze pieczywo czy świeże warzywa i owoce. Słońce już mocno świeciło, ale na szczęście wiał przyjemny wiatr, rozwiewając moje rozpuszczone włosy. Przystanęłam na chwilę, przymykając oczy. Wciągnęłam głęboko powietrze, w którym wyczułam słony zapach morza. Znaczyło to, że znajduję się niezwykle blisko brzegu. Zapragnęłam zmienić swoje dzisiejsze plany. Już nawet ruszyłam za zapachem soli, lecz po chwili się powstrzymałam. Miałam inne zadanie do wypełnienia! Z niechęcią zaniechałam wizyty na plaży i skierowałam się w stronę, którą mi podpowiadała mapa.
    Okolica była przepiękna. Wąskie uliczki pokryte brukiem. Budynki znajdujące się niesamowicie blisko siebie i drogi. Balkony obwieszone kwiatami i ziołami. Mnóstwo małych sklepików, uśmiechniętych, miłych ludzi, wiele zieleni w centrum miasta. Na sam widok tego wszystkiego z mojej głowy wyparowały wszelkie troski. Zaczęłam się cieszyć pobytem w tym jakże uroczym miejscu. Rozglądałam się uważnie dokoła, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów i niczego nie przegapić.
    Mapa zaprowadziła mnie do piaskowej kamienicy, na której parterze znajdowała się mała kawiarenka z wystawionymi na zewnątrz stolikami i krzesłami. Oczywiście na balustradzie balkonu zawieszone były doniczki z kwiatami. Na dole również nie brakowało zieleni. Gdzie się tylko dało ustawiono kwitnące o tej porze roku krzewy i donice z kolorowymi kwiatami.
    Zastanawiałam się, czy dobrze trafiłam. Rozejrzałam się dokoła, szukając jakiejś tabliczki, która powiedziałaby mi, gdzie się dokładnie znajdowałam. Niczego takiego nie znalazłam. Kawiarnia była już otwarta, więc postanowiłam tam poszukać pomocy. Weszłam przez uchylone drzwi do środka i rozejrzałam się uważnie. W pomieszczeniu było bardzo widno; wielkie okna wpuszczały mnóstwo światła, a ściany pomalowane na piaskowy kolor odpowiednio je odbijało. Po drugiej stronie znajdował się bar a za nim wejście do kuchni. Na całej przestrzeni poustawiane zostały stoliki, a wokół nich krzesełka. Wszystko zostało wykonane z ciepłego drewna. Cały wystrój sali - kwietniki i obrazy na ścianach, półki, na których stały zdjęcia w ramkach - sprawiał, że kawiarnia była przytulna.
    - Dzień dobry! - zawołałam, szukając kogokolwiek do rozmowy. Podeszłam do baru i zadzwoniłam dzwoneczkiem, który tam znalazłam. Po chwili zza drzwi wyszła młoda kobieta. Włosy miała związane w koński ogon z tyłu głowy. Twarz przyjazną i uśmiechniętą. Ubrana była w białą bluzkę z kołnierzykiem i czarną spódniczkę przed kolano. W pasie zawiązany miała bordowy, krótki fartuszek.
    - Bonjour! W czym mogę pomóc? - zapytała z wyraźnie słyszalnym akcentem francuskim. Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
    -  Dzień dobry, nazywam się Prue Carter. Chciałam się spytać, jak mam dotrzeć pod ten adres? - Pokazałam jej karteczkę z wypisaną nazwą ulicy i numerem domu. Kobieta zmarszczyła na chwilę nos a potem spojrzała na mnie.
    - To tutaj. Budynek, którego pani szukała. Właśnie w nim się znajdujemy - odpowiedziała.
Petra
    - To dobrze, bo już myślałam, że zabłądziłam - odparłam. Nieco mi ulżyło. Ale i tak najgorsze było przede mną. Nie miałam pojęcia, czy mogłam zaufać tej kobiecie, czy dobrze zrobię, wyjawiając jej prawdę...
    - Mogłabym zapytać, dlaczego pani szukała mojej kawiarni? - odezwała się uprzejmie, lecz wyczułam od niej ostrożność.
    - Szukam mojego ojca. I ktoś zaufany wskazał mi ten adres - zaczęłam. Zauważyłam niewielką zmianę w jej postawie. Jej mięśnie nieco się spięły, a uprzejmy uśmiech niemal zniknął z jej ust.
    - Kto pani udzielił takich informacji?
    - Jeden znajomy - powiedziałam wymijająco.
    - Jak pani się nazywa? Mogłaby pani powtórzyć? - zapytała, przyglądając mi się uważnie. Nie wiedziała, co w tej sytuacji zrobić. Czułam to.
    - Prudence Carter - oznajmiłam, uśmiechając się grzecznie.
    - A czy mogłabym poprosić o jakiś dowód tożsamości?
    - Oczywiście. - Wyciągnęłam z torby legitymację szkolną i podałam jej. Obejrzała każdy milimetr dokumentu nim mi go oddała.
    - Przepraszam, ale ja z reguły nikomu nie ufam. Ale myślę, że ty jesteś tym, za kogo się podajesz. Nie wyczuwam od ciebie złych intencji ani emocji. Jestem Petra.
    - Pani również potrafi odczytywać uczucia innych? - zapytałam ucieszona, że może poznałam kogoś, kto ma podobny dar do mojego.
    - Czasami uda mi się powiedzieć, jakie targają kimś jakieś wielkie emocje. To nic takiego. Zwykła intuicja. - Wzruszyła skromnie ramionami. Ale ja wiedziałam, że to nie była zwykła intuicja. Jednak nie drążyłam tematu, bo nie chciałam się z nią kłócić. - Ale nie mówmy o mnie. Proszę, usiądź - zaprosiła mnie, pokazując jeden ze stolików stojących obok mnie. Sama wyszła zza baru i usiadła naprzeciwko mnie. - Może się czegoś napijesz? - Gdy pokręciłam głową, ta przeszła do konkretów. - Musiałam się upewnić, że nie jesteś oszustem. Wielu ludzi już mnie tak podchodziło, ale nikomu jeszcze się nie dałam. Oczywiście chodzi ci o Dereka... - umilkła, bym mogła potwierdzić. - Jesteś trochę do niego podobna - zauważyła. - Ale poznałam cię dopiero po bliższym przyjrzeniu się.
    - Zna pani mojego ojca - ucieszyłam się.
    - Oczywiście, że znam. Mieszkał tutaj jakiś czas, potem musiał przenieś się w inne miejsce, ponieważ nadal go szukali. Nie jest nigdzie bezpieczny. Dlatego cały czas jest w ruchu. Trudno będzie go namierzyć. Ale pomogę ci w tym. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by go odnaleźć. Ponieważ zaprzyjaźniliśmy się przez ten czas, gdy był tutaj.
    - Odzyskał ludzką postać? - zdziwiłam się.
    - Ależ skąd! - żachnęła się. - Ale znaleźliśmy inny sposób na komunikację. Twój ojciec potrafił, jak samiec alfa połączyć się z moim umysłem. W ten sposób przekazywaliśmy sobie swoje myśli, poznawaliśmy się. To naprawdę wspaniały człowiek. Mam nadzieję, że się w końcu spotkacie i pomożesz mu doprowadzić się do postaci człowieka.
    - Też mam taką nadzieję - mruknęłam, spuszczając głowę. Kobieta uścisnęła moją dłoń, która leżała na stole.
    - Będzie dobrze. Trzeba mieć nadzieję. Gdy ma się nadzieję, ma się już bardzo wiele.

***

    Opuszczając Francję, czułam pewną pustkę. Był to bardzo piękny kraj warty zobaczenia i zwiedzenia. Jednocześnie wizyta w tym kraju podniosła mnie na duchu i dodała nowych sił. Petra obiecała odezwać się, gdy tylko znajdzie jakieś informacje o moim tacie. Ona miała większe znajomości niż ja wśród Zmiennokształtnych. Chociaż trafniej byłoby powiedzieć, że ja nie miałam znajomości wcale wśród tych Zmiennokształtnych, którzy się liczą w świecie. Ruszyłam więc do domu pełna nadziei na szybkie odnalezienie ojca. Już za długo przebywał bez rodziny na wygnaniu u różnych ludzi. Czas, by wracał do domu.
    Gdy tylko weszłam do pokoju, dziewczyny zalały mnie potokiem pytań. Wydawało mi się, że pytały o wszystko. Trajkotały trzy po trzy, nie dając mi dojść do słowa.
    - Hej, hej! - krzyknęłam w końcu. - Wiecie, gdzie jest może Chris? Muszę z nim koniecznie porozmawiać. Mam ważną sprawę - wyjaśniłam szybko.
    - Bardzo się o ciebie martwił, gdy mu powiedziałyśmy, że jak rano wstałyśmy, ciebie już nie było. Wydaje mi się, że mówił coś o bibliotece - powiedziała Alice. - Nie powiesz nam, gdzie byłaś?
    - Później! - zawołałam, wychodząc z pokoju. Usłyszałam jeszcze jak Becky coś zaczęła mówić do blondynki, ale nie potrafiłam rozróżnić konkretnych słów.
    W mgnieniu oka znalazłam się w bibliotece. Odnalazłam chłopaka między regałami książek. Uśmiechnęłam się na jego widok od ucha do ucha. Zarzuciłam mu ręce na szyję i namiętnie pocałowałam. Nieco zdziwiony, potrzebował ułamka sekundy, by pocałunek odwzajemnić. Poczułam, że mu ulżyło, gdy zobaczył mnie całą i zdrową.
    - Cześć - przywitałam się.
    - Hej - mruknął. Nadal był niezadowolony z tego, że sama gdzieś wyszłam, nie mówiąc mu o niczym wcześniej.
    - Muszę z tobą porozmawiać - zaczęłam poważnie. Chris spojrzał na mnie nieco przestraszony. Uspokoiłam go, mówiąc, że to nie jest coś, czym miałby się martwić. Przynajmniej nie tak jak myślał. Musiała minąć chwila, nim wykrztusiłam to, co chciałam mu powiedzieć. - Chyba odnalazłam mojego ojca...

~~*~~*~~*~~*~~

   Hej! Oczywiście dedykacja pisana na początku grudnia :D Więc wzmianka o urodzinach i w ogóle :) Mam nadzieję, że rozdział jest okej. Dziękuję seoanie, że skomentowała! :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

*28. "...urwę ci głowę, bo coś mi się wydaje, że akurat twoja będzie nam zbędna..."

Rozdział z dedykacją dla Seoany i Nesti :) Za miłe słowa pod ostatnim rozdziałem :) Za to, że przeczytały i skomentowały  rozdział, za co jestem im wdzięczna <3 Cudownie jest przeczytać kochane słowa, które podnoszą na duchu :) Dziękuję *,* 



"Pomoc może nadejść z najmniej oczekiwanej strony..."
 - Zwiadowcy: Ziemia skuta lodem, John Flanagan.



~~*~~*~~*~~*~~

~~ Chris ~~

    Siedzieliśmy z Prue na kocu pod murem bardzo długo. Dziewczyna opierała głowę na moim ramieniu, patrząc na zachodzące za drzewami i budynkami szkolnymi słońce. Spoglądałem na nią od czasu do czasu, bawiąc się jej włosami. Nawijałem cienki kosmyk na swój palec, założyłem jej niesforne włosy za ucho, odgarnąłem wszystkie kosmyki na plecy, bym mógł widzieć całą jej twarz. A wyglądała naprawdę pięknie. Pomarańczowe światło odbijało się w jej niebieskich oczach, sprawiając, że błyszczały. Wyglądała na naprawdę odprężoną i zrelaksowaną. Uśmiechała się delikatnie, przez co wokół jej oczu zauważyłem maleńkie zmarszczki. Musnąłem opuszkiem palca te niewielkie bruzdy. Prue przymknęła oczy, delektując się moim dotykiem i jeszcze bardziej wtulając twarz w moją koszulę. Przejechałem palcem wzdłuż jej policzka, zatrzymując się na podbródku. Pochyliłem się nieco nad nią i pocałowałem ją. Dziewczyna szybko ujęła moją twarz w swoje dłonie, odwracając się w moją stronę. Wplotła palce między moje włosy. Moje dłonie powędrowały wzdłuż jej pleców aż dotarły do bioder. Delikatnie naparłem na nią. Dziewczyna położyła się na kocu a ja na niej. Całowaliśmy się namiętnie, poznając swoje ciała coraz bardziej natarczywie.
    Nie mam pojęcia, jak potoczyłaby się dalej sytuacja, gdyby nie zadzwonił telefon. Najpierw nawet nie oderwaliśmy się od siebie. Ale gdy dźwięk stał się wkurzający, odsunąłem się od dziewczyny i usiadłem obok, szukając po wszystkich kieszeniach telefonu. Prue jęknęła cicho, gdy przestaliśmy się całować.
    - Chociaż zobaczę, kto się dobija - powiedziałem, wyciągając telefon z przedniej kieszeni dżinsów. Spojrzałem na ekran, gdzie pojawił się numer telefonu Damiena. - Muszę odebrać. - Westchnąłem teatralnie i przejechałem palcem po wyświetlaczu. - No co tam? - odezwałem się już do chłopaka, który był po drugiej stronie.
    - Skończyliście już tę swoją schadzkę? - zapytał. W jego głosie słyszałem rozbawienie.
    - Nic ci do tego - odparłem tylko. - Mów, czego chcesz, bo jestem trochę zajęty.
    - Zwołaliśmy zebranie na strychu. Za piętnaście minut macie się tam pojawić, inaczej pójdziemy tam po was i was zgarniemy tak czy inaczej. Zrozumiano?
    - A nie moglibyście się obejść bez nas choć raz? - zapytałem bez nadziei. Od razu wiedziałem, jaką dostanie odpowiedź.
    - Nie. Tu chodzi o Shane'a i Chloe. Czyli musimy skorzystać z wiedzy i pomysłów wszystkich. Nawet tak mało rozwiniętych umysłowo jak ty.
    - Pożałujesz tych słów. Poczekaj, aż cię dopadnę. Zaraz tam będziemy i urwę ci głowę, bo coś mi się wydaje, że akurat twoja będzie nam zbędna - odpyskowałem, rozłączając się. - Idziemy! - zakomenderowałem szybko, podnosząc Prue z koca. Zwinąłem cały piknik w mgnieniu oka. Po chwili już byliśmy w drodze do szkoły.

***

    Wszyscy już znajdowali się na strychu. Jedni siedzieli na kanapie, drudzy na dywanie na podłodze, jeszcze inni na krzesłach. A Damien stał w najdalszym kącie pomieszczenia i spoglądał na drzwi wejściowe. Gdy przybyliśmy do pokoju, szybko odwrócił wzrok. Uśmiechnąłem się mimo woli. Przez cały czas próbowałem utrzymać poważny wyraz twarzy, ale jego niemała obawa rozbroiła mnie.
    - No w końcu się pojawiliście! - zawołała zniecierpliwiona Alice. Siedziała na kanapie razem z Becky i Tomem. Oparte plecami o mebel siedziały Bells i Jen. Na krzesełkach nieco dalej przycupnęli Filip i Alex.
    - Wcześniej nie mogliśmy. Przyszliśmy jak najwcześniej to było możliwe - wyjaśniłem. pociągając Prue za rękę, by poszła za mną. Usiedliśmy naprzeciwko kanapy na miękkim dywanie.
    - Ta jasne, nie musisz się nam tłumaczyć. Najważniejsze, że już jesteście - wtrąciła się Becky.
    - Zaczęliście już? - chciała wiedzieć Prue.
    - Nie, czekaliśmy na was. Chcieliśmy, by każdy był w temacie. Teraz możemy już zacząć - powiedziała Bella.
    - Ma ktoś jakiś pomysł, jak zrobić, by wizja Belli się nie spełniła? - zapytał Damien.
    - Musimy się do nich jakoś dostać, gdziekolwiek się teraz znajdują - powiedziałem.
    - Ameryki w tym momencie nie odkryłeś - zauważył mój przyjaciel. - Na to to chyba każdy wpadł, geniuszu - odparł z przekąsem.
    - Nie bądź taki cwany - odparowałem.
    - Chłopaki, uspokójcie się! - zawołała moja dziewczyna głośno. - Mamy tu poważny temat do obgadania a wy zachowujecie się jak jakieś dzieciaki z przedszkola!
    - Prue ma racje - poparła ją Bella.
    - Sorki - odrzekliśmy razem z Damienem jednocześnie. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie, uśmiechając się do siebie od ucha do ucha.
    - Myślę, że nie musielibyśmy się przedostawać do świata, w którym obecnie znajdują się Chloe i Shane - zastanawiała się na głos Alice.
    - Co masz na myśli? - zainteresowałem się. Wszyscy spojrzeli na blondynkę, czekając, aż przedstawi nam swój tok rozumowania. - Uważam - podjęła po chwili milczenia - że wystarczy, jak się z nimi w jakiś sposób skontaktujemy. Nie musimy się bezpośrednio narażać na to, że my także utkniemy w tamtym wymiarze. Po prostu możemy najpierw z nimi porozmawiać a następnie spróbować im pomóc przedostać się do naszego świata.
    - Okej, załóżmy, że to dobry pomysł - zaczęła Becky.
    - To jest dobry pomysł - wtrąciła się przyjaciółce Alice, podkreślając każde słowo.
    - Okej, jest dobry. Ale jak wcielić go w życie? W jaki sposób mielibyśmy się porozumieć między światami z Chloe i Shanem? - zadała kluczowe pytanie brunetka.
    - I tu na scenę wchodzisz ty. - Uśmiechnęła się do niej Alice. Tom, słysząc rozmowę dziewczyn, aż się zachłysnął powietrzem, gdy pojął, o co chodziło blondynce. Pokiwał z uznaniem głową, szczerząc zęby w stronę zadowolonej z siebie dziewczyny.
    - Naprawdę genialny pomysł - poparł ją. - Tylko myślisz, że się uda? - zapytał z powątpiewaniem.
    - Musi - odparła z przekonaniem. - Nie mamy innego wyjścia.
    - Hello! Mógłby mi ktoś w końcu wyjaśnić, na czym polega ten wasz cały genialny plan? - odezwał się trochę zły Damien.
    - I powiedzieć mi, co ja mam z nim wspólnego? - dodała Becky, spoglądając to na Toma, to na Alice niepewnym wzrokiem.
    - To proste. - Wzruszyła ramionami blondynka. - Pomagałaś Chloe otworzyć portal, który przeniósł ich do tamtego świata. Więc teraz musisz zrobić to samo... To znaczy nie to samo. Nie otworzyć portal, tylko za pomocą swojego ducha, skontaktować się z duchem Chloe.
    Spojrzała na ich niewyraźne miny, które wszystkie wyrażały to samo - zagubienie, zdezorientowanie i niedowierzanie. Tylko jeden Tom dalej zachęcał ją do głębszego tłumaczenia swojego planu.
    - Chodzi mi o to, że Chloe również musi mieć, jakieś powiązania z twoją rodziną, skoro tyle wiedziała na temat portalu, którego użyli w marcu. A skoro jest powiązana z twoją rodziną, to oznacza, że także i z tobą. A jeśli jest powiązana, to znaczy, że możesz się z nią bez problemu skontaktować.
    - No dobra, powiedzmy, że rozumiem sens tego, co powiedziałaś przed chwilą. To teraz pytanie do ciebie: jak ja niby mam to zrobić? Nigdy przecież czegoś takiego nie próbowałam - zaprotestowała słabo.
    - Powinnaś porozmawiać o tym ze swoją mamą - zasugerował Tom. - Ona na pewno będzie wiedziała, co zrobić w takiej sytuacji, jak ci pomóc.
    - Popieram - zgodziła się z Tomem Alice.
    - Dlaczego ja? - jęknęła brunetka.
    - Bo nie ja - odpowiedział mądrze Damien.
    - Baardzo śmieszne. Ha. Ha. Ha. Mówiłam poważnie - zirytowała się Becky. Spojrzała na swojego brata, który do tej pory siedział cicho. - A może byś mnie tak poparł? Albo chociaż w ogóle się odezwał? - naskoczyła na niego.
    - Ja? - zdziwił się nieco. Jego siostra pokiwała energicznie głową. - Uważam, że Alice miała dobry pomysł - zaczął ostrożnie. - Ale nie powinno wszystko być na twojej głowie. Musimy podzielić się obowiązkami. To jasne, że ty będziesz odgrywała główną rolę w całym tym przedstawieniu, ale to nie znaczy, że inni nie mogą ci pomóc.
    - A czy ktoś powiedział, że zostawimy ją bez pomocy? - zawołała Bella. - To jasne, że to dużo jak na jedną osobę.
    - Ja proponuję, byś razem z Filipem pogadała z mamą i wyciągnęła z niej wszystkie potrzebne nam informacje. Potem znowu się spotkamy i rozdzielimy resztę obowiązków. A tymczasem w każdej wolnej chwili każdy, podkreślam każdy, ma za zadanie szperać w bibliotece. Może znajdziemy coś ciekawego, co nam się przyda - rozporządziła Prue stanowczym głosem. - Wszystkim odpowiada taki układ? - zapytała dla pewności.
    - Jak najbardziej - odezwał się jako pierwszy Damien. Reszta pokiwała ochoczo głowami. Tylko Becky pozostawała z kwaśną miną.
    - Spokojnie, nie ma się czym stresować - zapewnił Filip, kładąc swoją dłoń na jej ręce. - Wszystko się uda. - Po chwili wahania w końcu i ona niechętnie skinęła głową.
    - No to mamy wszystko ustalone - powiedziałem, wstając z podłogi. - Mam nadzieję, że to oznacza koniec posiedzenia, bo zrobiłem się strasznie głodny. - Wyciągnąłem do góry ręce, prostując się i przeciągając. - Idziemy? - Spojrzałem na Prue, która już stała obok mnie.
    - Jasne. Jeśli oczywiście już możemy iść. - Rozejrzała się dokoła, szukając oznak sprzeciwu wśród zgromadzonych. Gdy go nie zauważyliśmy, pożegnaliśmy się i wyszliśmy z pokoju.

~~ Prue ~~

    Od razu ze spotkania poszliśmy do żeńskiego internatu, gdzie w małej kuchence przy salonie zrobiliśmy późną kolację, którą zjedliśmy, oglądając telewizję. Nie miałam pojęcia, co właściwie oglądaliśmy. Głowę cały czas zaprzątały mi myśli o Chloe i Shanie. Niby mieliśmy jakiś tam pomysł. Chłopaki uważali, że był dobry, ale ja i tak się martwiłam. I miałam się martwić dopóki tamta para nie stanie naprzeciwko mnie i nie zobaczę na własne oczy, że już im nic nie grozi.
    Siedziałam, opierając głowę o ramię Chrisa. Czułam się przy nim naprawdę bezpieczna. Nie zdziwiłam się więc, że zasnęłam.
    Gdy się obudziłam, wydawało mi się, że śniłam o Stylesie i Maliku, którzy razem coś kombinowali, byleby tylko się mnie pozbyć. Zobaczywszy jednak śpiącego obok mnie Chrisa, który wyglądał słodko i tak bezbronnie, od razu ten pomysł wyleciał mi z głowy. Potem, kiedy przypomniało mi się, że jednak coś takiego pamiętam, zgoniłam wszystko na przewidzenia i mary senne. I może gdyby nie to, zapobiegłabym dalszemu rozwojowi wypadków, który okazał się dla nas naprawdę tragiczny.

~~*~~*~~*~~*~~

    Heejooo :D Taki tam spojler na końcu rozdziału. Rozdział o dziwo pisało mi się przyjemnie. Czasami miałam jakieś zgrzyty, ale na szczęście udało mi się go skończyć. Jestem ciekawa Waszych opinii na jego temat.
    Tak więc do kolejnego!