środa, 30 października 2013

*2 "...Nikt nie mówił, że będzie super i bezboleśnie..."

Dla wszystkich, którzy tak jak ja mają świra na punkcie Toma *,*


"Minute of silence for my Pain"


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Tom~~

Wiele kilometrów przeszedłem, by dostać się tutaj. Mijałem rzeki, jeziora, góry, doliny, duże miasta i małe wioski, lasy i łąki. Wszystko to dla normalnego człowieka byłoby pewnie ładne, może nawet piękne. Normalny człowiek powiedziałby, że to wędrówka jego życia, wymarzona wycieczka. Normalny człowiek wynająłby chociaż rower czy zamówiłby taksówkę. Ale nie ja. Dla mnie wszystkie te mijane miejsca były zwyczajne. Nie widziałem w nich nic ciekawego. Dla mnie to była po prostu droga do nowego życia, do nowej szkoły. Może okaże się lepsze, jeżeli Nyks pozwoli. Nie wynajmowałem pokoi, bo szkoda mi na nie pieniędzy, skoro mogłem nocować pod lub na drzewie. Za taksówkę również trzeba było zapłacić. Ale po co mi auto, skoro mam nogi?
Tak, nie byłem normalny. Wszyscy mi to od początku wytykali. Kuzyni, potem koledzy w szkole, nawet dziewczyna. Rodzice tłumaczyli, że to przez ciągły stres na planie filmowym. Ale to nie to. Teraz już to wiedziałem. 
Zaczął się rok, w którym miałem skończyć siedemnaście lat i wszystko się wyjaśniło. To, że John i Maria nie byli moimi prawdziwymi rodzicami, to, że biologiczni zginęli w walce dobra ze złem, to, że byłem inny. Co nie znaczyło, że dziwny. Raczej wyjątkowy. 
Od stycznia 2009 roku uczęszczałem do szkoły, do której chodzili wszyscy tacy jak ja. Wyjątkowi. To tam poznałem co to miłość i przyjaźń. W końcu znalazłem swój kąt. Ale i to musiało się kiedyś skończyć. 
Zabili ich piątego maja. W dzień jej urodzin. Pół godziny przed przyjęciem ona i mój najlepszy
William
kumpel wyszli na spacer. Will miał ją czymś zająć, podczas gdy ja szykowałem imprezę. Gdy wszytko było gotowe, zadzwoniłem do niego. Odebrał, powiedziałem mu, by wracali i nagle coś trzasnęło i połączenie zostało przerwane. Zdenerwowałem się i spróbowałem dodzwonić się do Willa ponownie lecz bez skutku. Niespodziewanie usłyszałem w myślach głos Vivian. Szeptała, że mnie kocha, a potem nic, pustka. Rzuciłem wszystko i wybiegłem z salonu. Odnalazłem ich. Oboje leżeli na ziemi martwi. Próbowałem przywrócić ich do życia, lecz niestety moje wysiłki poszły na marne. Straciłem wszystkich, na których mi zależało, których kochałem.
To dlatego postanowiłem przenieść się do szkoły w Dundee. To jedna z niewielu szkół, które uczą takich jak ja. Wyjątkowych. W San Francisco wszystko przypominało mi o Willu, Vivian i rodzicach, których nigdy nie poznałem.
Tymczasem stanąłem przed dużą czarną bramą. Była otwarta, co po zachodzie słońca niespotykany widok. Przekroczyłem bramę i ruszyłem w kierunku budynków, by tam zapytać, gdzie znajdę dyrektora. Zauważyłem ładną brunetkę, biegnącą chodnikiem w stronę dwóch identycznych domów, które przed chwilą mijałem. Podbiegłem do niej, wołając już z daleka, by się zatrzymała.
- Cześć, wiesz może, gdzie znajdę Starka Evansa? - zapytałem.
Dziewczyna miała rozmazany tusz, opuchnięte oczy i zaciśnięte w cienką kreskę usta. Oparzoną ręką wskazała budynek po mojej prawej stronie.
- Gdy wejdziesz po schodach na pierwsze piętro, Starka znajdziesz za pierwszymi brązowymi drzwiami.
- Dzięki. - Zerknąłem jeszcze raz na jej dłoń. Widząc to, dziewczyna schowała rękę do kieszeni i szybkim krokiem ruszyła do domu za mną.
Ja również poszedłem przed siebie. Wszedłem do środka budynku, który pokazała mi brunetka. Wbiegłem po schodach na górę i już po chwili stałem przed brązowymi drzwiami. Zapukałem, a gdy ze środka usłyszałem stłumione "Proszę", wszedłem.
Biuro jak biuro. Wszędzie książki, papiery, wieczny bałagan na biurku. Pod oknem siedział Stark. Wstał, gdy wszedłem do środka.
- Dobry wieczór - przywitał się i wyciągnął dłoń przed siebie. Uścisnąłem ją na powitanie. - Thomas, prawda?
- Tom - poprawiłem. Nienawidziłem brzemienia swojego pełnego imienia.
- Tak, oczywiście, Tom - zreflektował się dyrektor. - Cieszę się, że w końcu do nas przybyłeś.
- Ja też. To była długa podróż.
- Nie przeczę. Twoje rzeczy już dawno do nas dotarły. Czekają na ciebie w pokoju. Czy będzie ci przeszkadzało to, że umieszczę cię z dwoma osiemnastolatkami? Bo niestety wszystkie wyremontowane pokoje są zajęte, oprócz tego jednego miejsca.
Wzruszyłem ramionami. Było mi obojętne, z kim dzieliłem pokój, byleby dało się z nimi żyć.
- Nie będzie mi to przeszkadzało - zapewniłem.
- To dobrze. - Wyglądał jakby mu ulżyło. - Zaraz poproszę kogoś, by pokazał ci pokój i resztę szkoły.
Wziął do ręki telefon i nacisnął jeden przycisk.
- Przyślij mi tu Damiena - oznajmił do słuchawki.
- Alice przechodzi przemianę i jest z nią u Nancy - usłyszałem czyjś głos w telefonie.
- No to... - zamyślił się. - Evelyn? Julię?
- Evelyn ma spotkanie z Dziećmi Księżyca. A Julia wyjechała do ojca.
Stark westchnął, zrezygnowany.
- To zawołaj mi tu Chrisa.
- Dobrze, zaraz przybędzie do twojego gabinetu.
Mężczyzna odłożył telefon na biurko.
- Zaraz przyjdzie tu twój współlokator. Pokaże ci pokój, oprowadzi po szkole.
Pokiwałem tylko głową. Po chwili do gabinetu wszedł młody, wysoki chłopak o niedbale ułożonych blond włosach. Spojrzał na mnie przelotnie, a potem zwrócił się do dyrektora przez zaciśnięte zęby.
- Chciałeś mnie widzieć? - spytał. Wyczuwałem od niego niechęć do Starka, może nawet złość.
- Tak. Chris, to jest Tom. Tom, to jest Chris. Od dzisiaj  będziecie razem mieszkali.  Chciałbym, żebyś zapoznał go z zasadami, pokazał co, gdzie i jak.
- Zaraz, zaraz. On zajmie TO łóżko? - spytał Chris. Coś tu było nie tak. Stark mi czegoś nie powiedział, czy to ten chłopak miał coś do mnie?
- Tak, zamie łóżko Davida, które posprzątaliśmy dzisiaj przed południem.
- Zabraliście jego rzeczy? - krzyknął z furią w oczach.
- Myślałem, że wiesz. Nie byłeś w pokoju?
Pokręcił głową.
- Cały dzień siedziałem z Damienem u Prue i Alice.
- Właśnie, jak się czuje Prue i Rebecca? - Stark jakby posmutniał.
- A jak mają się czuć? Straciły chłopaka i brata! Bratnią duszę, kogoś, kogo kochały, ufały mu. Po takiej tragedii trudno jest pozbierać się w dwa miesiące!
- Przepraszam, ja tylko... - zawahał się dyrektor.
- Daruj sobie te gatki szmatki. Mam tylko nadzieję, że nie wywaliliście jego rzeczy na śmietnik.
- Nie, oczywiście, że nie. Gdybyście chcieli je przejrzeć, tylko powiedzcie.
- Dobra, mogę już iść?
- Proszę.
Podszedł do drzwi. Gdy je otworzył, odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Idziesz? - zapytał. Wstałem więc i ruszyłem za nim.
- Sorry, to nie moja sprawa, ale co się tak właściwie stało i kim jest David? - spytałem, bo czułem się głupio, gdy oni o tym rozmawiali, a ja nie miałem pojęcia o co chodziło.
- David był moim kumplem i bratem mojej dziewczyny. Wampiry dwa miesiące temu zamordowały go, gdy ratował swoją siostrę.
Szybko dotarliśmy pod drzwi z numerem 126.
- Tu masz swoje klucze. - Podał mi je, gdy wchodziliśmy do środka. - To łóżko jest twoje. - Wskazał na świeżo pościelone łoże, stojące tuż przy wejściu. - Wszystkie puste półki w szafie mogą być również twoje.
Skinąłem głową. Rozejrzałem się po pokoju. Mało miejsca, ale cóż, jakoś się przeżyje.
- Damiena chyba już dzisiaj nie poznasz - powiedział, biorąc bluzę z szafy. Potem podszedł do drzwi. - Muszę jeszcze coś załatwić. Czuj się jak u siebie - oznajmił i wyszedł, a ja zostałem sam.
- No to zapowiada się świetny rok - westchnęłam. Wszedłem do łazienki, by wziąć prysznic.

~~ Prue ~~

Chris przed chwilą poszedł do Starka. Ciekawe co znowu od niego chciał. Postanowiłam, że skorzystam z okazji i pójdę się umyć. Alice przebywała jeszcze w skrzydle szpitalnym, a Becky nie wróciła po tym, jak widziała mnie i Chrisa w pokoju. Wyszłam za nią, lecz jej nie znalazłam. Pewnie chciała być sama, ale zrobiło mi się przykro. Szukałam jej po całym internacie, ale jej nie znalazłam. Zaszyła się gdzieś. Nie można powiedzieć, była dobra w ukrywaniu się.
Podczas gdy ja byłam pod prysznicem, Becky wróciła do pokoju. Kiedy wyszłam z łazienki, siedziała na swoim łóżku ze spuszczoną głową. Patrzyła na swoje dłonie. Wycierając ręcznikiem włosy, usiadłam obok niej.
- Hej, wszystko okej? - zapytałam, spoglądając na nią. Zobaczyłam resztki rozmazanego tuszu, czerwone oczy. Znów płakała. Chciałam dotknąć jej dłoni, by dodać jej otuchy, lecz Becky cofnęła rękę. Dopiero wtedy zauważyłam, że się oparzyła.
- Co się stało?
- Siedziałam i nagle BUM! - szepnęła, drżącym głosem. - Nie wiem, co zrobiłam. Po prostu ręka mi zapłonęła.
- Może to przejaw twojej mocy? - zasugerowałam. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Przybliżyłam się do niej i objęłam ramionami.
- Tak mi przykro - szepnęłam. Becky zarzuciła mi ręce na szyję.
- Bardzo mi go brakuje - łkała, chowając twarz w moje włosy. Zaczęłam ją głaskać po plecach.
- Wiem, mnie również - mówiłam cicho.
Siedziałyśmy tak dobrych kilkanaście minut. Becky płakała, a ja ją pocieszałam i przytulałam. Samej zrobiło mi się przykro i łzy zakręciły mi się w oczach, ale postanowiłam być twarda. Dla niej i dla Davida!
- Dzięki. - Uśmiechnęła się przez łzy. Pocałowałam ją w policzek i mocno przytuliłam.
- Hej, nie uwierzycie co się stało! - zawołał Chris, wpadając przez okno do pokoju. Becky szybko starła łzy i nie podnosząc głowy, pognała do łazienki.
- To ja was...
- Nie, zostań - poprosił chłopak, łapiąc ją za przedramię. Dziewczyna wróciła na miejsce obok mnie.
- No to słuchamy, co się takiego ważnego wydarzyło? - spytałam.
- Poszedłem do Starka, pamiętasz? Tam spotkałem takiego Toma. I Stark kazał mi go zaprowadzić do pokoju. On będzie z nami mieszkał! A wszystkie rzeczy Davida sprzątnęli, jakby nic nie znaczył, jakby go nigdy nie było - wołał wstrząśnięty. Poczułam jak Becky skamieniała. Mięśnie miała napięte, a oparzoną ręką ściskała poduszkę. Popatrzyłam na Chrisa, nie wierząc w to, co powiedział.
- Ten chłopak - odezwała się Becky, podnosząc głowę. Spojrzała w oczy mojemu chłopakowi. - To wysoki blondyn w czerni?
- Tak, skąd to wiesz?
- Pytał mnie o drogę do gabinetu dyrektora.
- Nie mogę w to uwierzyć, że ot tak spakowali jego rzeczy... - Pokręciłam głową.
- Stark powiedział, że gdybyśmy chcieli je przejrzeć, to mamy do niego przyjść.
- Przynajmniej tyle. - Westchnęła moja przyjaciółka. - Pójdziemy jutro? - zwróciła się do mnie, błagającym głosem.
- Jasne - rzekłam, przełykając gulę.
- Dzięki, jesteście super. - Wyciągnęła ramię do Chrisa. Ten podszedł do nas i w trójkę przytuliliśmy się.
Po chwili wyswobodziła się z uścisku i poszła do łazienki.
- Co z nią? - zapytał, kiwając głową na zamknięte drzwi.
- Stara się. - Wzruszyłam ramionami. - Która godzina?
- Po północy - odparł, zerkając na zegarek.
- Wiesz coś może o Alice? - Pokręcił tylko głową. Szum w łazience umilkł. - Lepiej, żebyś już poszedł.
- Masz rację. Do zobaczenia jutro! - Nachylił się i pocałował w usta.
- Na razie - szepnęłam, przygryzając dolną wargę. Chris uśmiechnął się łobuzersko. - Jesteś niemożliwy! - Westchnęłam. Dobrze wiedział, że go pożądałam, że to mnie podniecało. Lecz teraz nie miałam głosy do tego. Nie powinnam o tym myśleć w tych okolicznościach.
- I za to mnie kochasz. - Zaśmiał się. Chłopak podszedł do okna i wyskoczył przez nie na zewnątrz. Pokręciłam głową i położyłam się na swoim łóżku. Nie wiem, kiedy zasnęłam ani nie pamiętam jak Becky wróciła z łazienki.

Rano obudził mnie budzik. Nie miałam siły wstawać, ale po chwili przypomniałam sobie o umówionym treningu z Filipem, więc podniosłam się niechętnie z łóżka, wzięłam wygodne ciuchy i poszłam do łazienki.
Gdy wyszłam, Becky również już nie spała.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej, już nie śpisz? - zdziwiła się, szperając w szafie.
- Tak. Poczekać na ciebie? - spytałam.
- Jasne. - Wzruszyła ramionami. - Czemu nie.
Weszła do łazienki, a ja usiadłam na łóżku i sięgnęłam po książkę, którą zaczęłam czytać kilka dni temu. Nie dokończyłam strony, gdy dziewczyna otworzyła drzwi.
- Możemy iść. - Odłożyłam więc książkę i wyszłyśmy na korytarz.
Na stołówce nie było dużo osób, kiedy tam doszłyśmy. Wzięłyśmy swoje porcje i usiadłyśmy przy swoim stałym stoliku. Gdy wzięłam do ręki kanapkę, zadzwonił mój telefon.
- Halo?! - odebrałam, przełykając kęs chleba.
- Cześć, jesteście już na śniadaniu? - zapytał Chris.
- Tak, a co?
- Nic, zaraz przyjdziemy - powiedział i się rozłączył.
Niedługo po tym Chris pojawił się na stołówce. Za nim szedł wysoki blondyn, ubrany w ciemne dżinsy, poprzecierane na udach i kolanach, czarne adidasy i również czarną koszulę. Gdy podszedł bliżej, od razu go poznałam. Serce na moment zapomniało, co ma robić. Chris podszedł do mnie i pocałował.
- Cześć. Tom, to jest moja dziewczyna Prue i przyjaciółka Becky. Dziewczyny to jest Tom...
- Felton! - wpadłam  mu w słowo. Chłopcy zdziwili się, lecz Tom od razu to zamaskował i podał mi dłoń, którą uścisnęłam, uśmiechając się głupkowato. Potem to samo zrobiła Becky. Chłopcy poszli po swoje porcje.
Jedliśmy, rozmawiając. Pytałam chłopaka o jego starą szkołę. Jakie panowały w San Francisco zasady, czy uczyli się czegoś innego niż u nas. Odpowiadał, ale moje pytania go chyba męczyły, bo wydawał się niezadowolony z tego zainteresowania.
Gdy kończyliśmy posiłek, dołączyli do nas Alice i Damien. Chris przedstawił nowoprzybyłych Tomowi.
- I jak? Wszystko w porządku? - spytałam przyjaciółkę.
- Teraz już tak. Czemu nikt mi nie powiedział, jaka przemiana jest ciężka? - wyrzuciła nam, a my zaśmialiśmy się.
- Nikt nie mówił, że będzie super i bezboleśnie. - Damien wzruszył ramionami. Spojrzałam na zegarek.
- O Cholera! - zaklęłam. - Muszę iść! - Wypiłam do końca sok i posprzątałam po sobie.
- Gdzie idziesz? - zainteresował się Chris.
- No boisko - odparłam.
- Pójdziemy z tobą, co? - spytał Toma. Ten tylko wzruszył ramionami, wstając. - Pokażę ci co, gdzie i jak.
Więc ze stołówki wyszliśmy w trójkę.
- Tu masz stołówkę, skrzydło szpitalne a na górze gabinety nauczycieli. - Chris wskazał na budynek, z którego właśnie wyszliśmy. - Tutaj są wszystkie klasy i biblioteka - mówił, gdy mijaliśmy schody, prowadzące do głównego wejścia. Poszliśmy dalej obok internatu na jego tyły. - Po lewej jest główna brama, a po prawej hala sportowa. - Pokazywał rękoma blondyn. - A przed nami znajduje się boisko. Dalej jest stajnia i magazyn z różnymi rupieciami.
Przeszliśmy między wysokimi drzewami, by stanąć przed wejściem.
- To ja idę. Bawcie się dobrze. Miło było cię poznać Tom. Na razie! - Cmoknęłam Chrisa w policzek i pognałam przed siebie.
Filip już tam był i ćwiczył. Nie chcąc go rozpraszać, stanęłam nieco z tyłu, oparłam się o ogrodzenie i czekałam aż wypuści strzałę, przyglądając się jego zwinnym ruchom, by potem móc je powtórzyć.
- Siema! - zawołał, wystrzeliwując strzałę, która wbiła się w sam środek tarczy. Wzdrygnęłam się, a chłopak odwrócił w moją stronę.
- Myślałam, że... - zaczęłam, ale Filip tylko się zaśmiał.
- Zmiennokształtni chodzą cicho, ale jako Dhanpir usłyszałem cię jeszcze zanim weszłaś na boisko. Zwłaszcza, że nie kryłaś się i stąpałaś dosyć głośno.
- Wow! - Potrafiłam tylko westchnąć. Podeszłam do niego. - To co, od czego zaczynamy? - zapytałam podekscytowana.
- Naszykowałem dla ciebie łuk. Jest mniejszy od tego, którego używam, przez co będzie ci łatwiej go utrzymać i wycelować. - Podał mi mój cały nowy sprzęt. - Stańmy może bliżej tarczy - zaproponował. Zgodziłam się. - Strzelałaś kiedyś? - Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Patrzyłam tylko jak ty to robisz - przyznałam, zakładając kołczan na plecy. Stanęłam przodem do tarczy i sięgnęłam po strzałę.
- Po pierwsze: bezpieczeństwo. Gdybyś teraz wystrzeliła i nie trafiła w tarczę z tyłu jest pole siłowe, które uniemożliwi przebiciu się strzały na drugą stronę. Poza tym mam to. - Wskazał na rękaw ze sztywnej skóry. Pomógł mi go wsunąć na przedramię. - Ochroni cię przed uderzeniem cięciwy. Dobra, to teraz patrz.
Pokazał mi w jaki sposób zakładać wycięcie w osadzie strzały na cięciwę, potem jak naciągnąć łuk trzema palcami, trzymając strzałę między palcem wskazującym, a serdecznym i w końcu, jak zwolnić cięciwę podczas strzału.
- Staraj się używać mięśni grzbietu, nie tylko ramion. Uczucie powinno być takie, jakbyś ściągała łopatki do siebie. - pouczył. - W ten sposób łuk będzie stawiał mniejszy opór, a poza tym, łatwiej z niego celować.
Spróbowałam. Robiłam wszystko według wskazówek Filipa. Za pierwszym razem strzała trafiła w pole siłowe za tarczą. Dopiero za dziesiątym razem strzała utkwiła na krawędzi tarczy. Był to dla mnie nie mały wysiłek i radość z dużych postępów.
- Szybko się uczysz - zauważył. Usiedliśmy w cieniu drzewa. - Kim był ten chłopak, który szedł z Chrisem? Nigdy go tu wcześniej nie widziałem.
- To Tom Felton. Przeniósł się do nas na czwarty rok z San Francisco.
- A czemu się przeprowadził? - zainteresował się.
- Nie wiem. Nic nie mówił, a mi głupio było zapytać. - odparłam. Pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Idziemy? Niedługo będzie obiad - powiedział, patrząc na słońce.
- Tak długo już tu siedzimy? - zdziwiłam się. - Gdzie chowasz sprzęt?
- Do magazynu. Chodź, pokażę ci.


~~*~~*~~*~~*~~

Hej, co tam u was? Bo u mnie masakrycznie -,- Szkoła mnie wykańcza.... Na szczęście teraz parę dni wolnego.
Dodałabym ten rozdział wcześniej, ale wiadomo sprawdziany i kartkówki i w ogóle... To cud, że przeżyłam. Poza tym mam mnóstwo problemów... Przechodzę ciche dni z przyjaciółkami, a jedyna bliska mi osoba, która zawsze wie jak mnie pocieszyć, mój misiek kochany siedzi teraz daleko ode mnie i nie ma jak się przytulić....! -,-
Rozdział długi i nawet nawet, według mnie. Opis uczenia się strzelania zaczerpnęłam z "Zwiadowców", a zdjęcie Toma w zakładce "Głowni bohaterowie".
To chyba tyle... Do kolejnego <3

niedziela, 20 października 2013

*1 "...Piekielna, popieprzona, pedantyczna Pijawa..."

Dla tych, którzy tu wchodzą i czytają te moje wypociny <3 ;*


"Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły."*

~~*~~*~~*~~*~~

Czerwone słońce chyliło się już ku zachodowi, chowając się za drzewami i budynkami. Kolejny wiosenny dzień dobiegał końca. Ptaki wracały do swoich niedawno uwitych gniazd, by zaopiekować się nowonarodzonymi pisklętami. Kwiaty zamykały się powoli, by znów otworzyć się z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Krople rosy osadzały się na źdźbłach zielonej trawy. Słońce odbijało się w nich, sprawiając wrażenie jakby polana była pokryta magicznym, błyszczącym proszkiem.
Spoglądałam na ten nieziemski widok spomiędzy zielonych liści wysokiego drzewa, na którego gałęziach siedziałam. Chowałam się tutaj, gdy chciałam być sama, pomyśleć. I jak na razie nikt mnie nie znalazł.
Widziałam stąd miasto za bramą, parking, salę do ćwiczeń i kawałek internatu. Pode mną znajdowało się boisko wielofunkcyjne, a wokół mnie zieleń drzew.
Nagle gdzieś w dole coś świsnęło. Wzdrygnęłam się, lecz byłam na tyle opanowana, by nie krzyknąć i nie spaść. Jak najciszej potrafiłam, opuściłam się na rękach na niższe gałęzie. Gdy wymacałam stopami jako taki stabilny grunt, puściłam gałąź, którą trzymałam i ukucnęłam, by dojrzeć, co się działo na dole.
W zasięgu mojego wzroku była duża tarcza z wbitą w sam środek długą strzałą. Zaciekawiona zeszłam jeszcze niżej.
- Nie musisz się kryć. Wiem, że tam jesteś - usłyszałam spokojny głos, zbliżający się w moim kierunku. Zeskoczyłam na ziemię, otrzepałam się i spojrzałam na chłopaka.
- Filip - zdziwiłam się. - Co ty tu robisz?
- Ćwiczę. - Wskazał na tarczę. Dopiero teraz zauważyłam, że na plecach miał kołczan ze strzałami a w prawej dłoni łuk.
- Po co właściwie ćwiczysz strzelanie z łuku, skoro możesz skopać wszystkim tyłki gołymi rękoma?
Wzruszył ramionami.
- Łuk przydaje się, gdy musisz z kimś walczyć, a mogą cię widzieć zwykli ludzie. Wtedy zamiast kuli ognia, czy energii, wystrzelić można strzałę Poza tym lubię to. A ty co tam robiłaś? - zapytał, pokazując drzewo.
Tym razem to ja wzruszyłam ramionami.
- Myślałam - odparłam krótko.
- Coś często myślisz - zauważył. Gdy zobaczył moją zdziwioną minę, dodał. - Widziałem cię tu parę razy. - Westchnęłam. Czyli jednak ktoś wiedział o mojej kryjówce... - O czym myślałaś? - zainteresował się.
O czym myślałam? Dobre pytanie. W sumie sama nie wiedziałam. O Davidzie. Tak. Zawsze moje myśli wędrowały w jego kierunku, nawet wtedy, gdy wydawało mi się, że tak nie było. Zastanawiałam się, co by teraz robił, co by mi doradził w danej chwili, co by było, gdyby żył.
Zamrugałam, uniemożliwiając łzom wypłynięcie z oczu, które zebrały się pod moimi powiekami.
Drugą rzeczą, o której myślałam, były Wampiry. W moich snach regularnie pojawiał się Harry i ta jego szaleńcza morda. Za każdym razem ja i on byliśmy w tej samej sytuacji. Ja przykuta kajdankami, nie mogąca się ruszyć, a on zjawiał się i robił ze mną co tylko chciał, zadając mi bój a jednocześnie rozkosz. Nienawidziłam tych snów, tych koszmarów, w których pod koniec zawsze ginął kolejny mój bliski, przyjaciel, rodzina.
- Prue? - spytał Filip, wytrącając mnie z zamyślenia.
Zamrugałam zdezorientowana, przypominając sobie zadane wcześniej przez niego pytanie.
- O szkole - odparłam w końcu co było prawdą w najmniejszym stopniu.
- Aha - rzekł i wysłał kolejną strzałę w tarczę, rozłupując poprzednią wzdłuż na pół.
- Niesamowite - wyszeptałam.
- Co takiego? - Odwrócił się w moją stronę.
- To. - Wskazałam na łuk, kołczan i tarczę.- Rany, jesteś świetny - przyznałam z niemałym uznaniem.
- Przesadzasz, ale dzięki. - Uśmiechnął się lekko.
Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl.
- Tak się zastanawiam... - wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Tak? - spytał, nakłaniając mnie, bym mówiła dalej.
- Ale to głupie. - Machnęłam ręką, rezygnując z powiedzenia tego, co zamierzałam.
- Nie no, powiedz - poprosił. - Teraz już tak łatwo nie odpuszczę.
- No dobra. Tak sobie pomyślałam, że może mógłbyś mnie nauczyć strzelać z łuku, ale pewnie nie będziesz chciał, więc nie było pytania - paplałam bez sensu.
Miałam ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Tylko bardziej się pogrążałam.
- Jeśli tylko chcesz, to czemu nie? - oznajmił.
- Serio? - spytałam zdziwiona.
- Serio - przytaknął.
- To kiedy? - dopytywałam.
- Możemy nawet jutro. Przecież jest sobota.
- Okey.
-  Zaraz po śniadaniu?
Skinęłam głową, uśmiechając się jak głupi do sera.
- Em... To ja lecę - rzekłam trochę skołowana. Nie potrafiłam opisać tego, co działo się we mnie od środka. - Cześć - mruknęłam cicho, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Nie czekając na jego odpowiedź, zwróciłam się w stronę internatu.
- Do jutra! - zawołał za mną.
Pobiegłam do pokoju, mając nadzieję, że nikogo w nim nie zastanę. Alice dużo czasu ostatnio przebywała z Damienem. Nie  pamiętam, kiedy ostatni raz dłużej rozmawiałyśmy na osobności. A bardzo tego potrzebowałam. Szczerej rozmowy z kimś, komu David nie był jakoś szczególnie bliski. Blondynka zmieniła się. Już nie była tą otwartą, kochającą wszystkich dziewczyną, którą poznałam w styczniu. Stała się bardziej lekkomyślna, żartowała sobie z wielu rzeczy, z których nie przystoi się śmiać. W dużym uproszczeniu upodobniła sięa do Damiena, co mnie wkurzało. Nie dało się z nią normalnie, poważnie porozmawiać. Zawsze coś było ważniejsze, ale kurde, co jest ważniejsze od przyjaciółki?
Becky natomiast w wolnych chwilach, czyli wtedy gdy nie przebywaliśmy na lekcjach, zaszywała się gdzieś na długie godziny. Nie miałam pojęcia, co robi, ale skoro jej to w jakiś sposób pomagało, nie miałam serca jej tego odbierać...
Stanęłam przed drzwiami pokoju już po kilki minutach. Wygrzebałam z kieszeni klucz i włożyłam go do zamka. Przekręciłam go z cichym kliknięciem. Weszłam do środka i rozejrzałam się. Dziewczyn nie było. Zamiast nich na moim łóżku leżał jak gdyby nigdy nic Chris.
- Co ty tu robisz? - spytałam zdziwiona. Położyłam klucze na stoliku, zamykając wcześniej nimi drzwi.
- Leżę. - Uśmiechnął się, siadając.
- A co poza tym? - Usiadłam obok niego.
- Czekałem na ciebie.
Po tych słowach nastała cisza.
- Ja... - zawahałam się. Co miałabym mu powiedzieć? Od śmierci Davida w ogóle nie znajdowałam dla niego czasu, lub może nie chciałam. Powinien coś na ten temat powiedzieć, ale nie mówił. Doskonale wiedział, albo przynajmniej wyobrażał sobie co, musiałam czuć. Był przy mnie chociażby myślami, choć zdawał sobie sprawy co działo się WTEDY i o czym co noc śnię. Więc po chwili wahania zaczerpnęłam powietrza i wydusiłam z siebie najgłupsze i najprostsze słowo jakie mogło mi przyjść do głowy. - Cześć.
Chłopak zaśmiał się cicho, odgarniając włosy z mojego policzka. Pochylił się i złożył na nim delikatny pocałunek.
- Hej - szepnął mi do ucha. Poczułam na skórze jego ciepły oddech. Westchnęłam, przymykając oczy. Tak dawno mnie w ten sposób nie dotykał. Tak czule i delikatnie.
- Czekałeś tu na mnie z jakiegoś konkretnego powodu, czy tylko tak sobie? - zadałam w końcu nurtujące mnie pytanie. Pokiwał tylko głową. - To znaczy?
- Najpierw postanowiłem tu zaczekać, bo się za tobą stęskniłem, ale potem Damien zabrał Alice do Nancy. To chyba przemiana, więc poprosił mnie, bym przekazał wam, co się z nią dzieje.
Jakoś nie obeszło mnie to, że moja przyjaciółka stawała się Wilkiem. Przecież był z nią Damien, będzie wszystko okej. A nawet gdybym tam poszła, to i tak Nancy by mnie nie wpuściła. A może po prostu to do mnie jeszcze nie dotarło?
Oparłam głowę na jego ramieniu. Chłopak objął mnie ręką, przyciągając bliżej siebie.
- A gdzie Becky? - zainteresował się. Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Ja... Chciałam cię przeprosić... - szepnęłam, spoglądając mu w oczy.
- Za co? - zdziwił się.
- Za wszystko co zrobiłam i za to, czego nie zrobiłam. - Słyszałam jak głos mi drżał. Chris pocałował mnie, uniemożliwiając mi dalsze mówienie.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i zmieniłam pozycję, by było nam wygodniej. Usiadłam mu na kolanach. jedną dłoń wplątałam w jego włosy, a drugą przycisnęłam mu do policzka. On natomiast błądził swoimi rękoma po moich plecach. W końcu prawą dłoń zatrzymał na karku a lewą u nasady kręgosłupa. Jednym ruchem położył mnie na łóżku, nie przestając całować.
Gdy w końcu się ode mnie oderwał, dyszeliśmy oboje. Położył się tuż obok mnie, plecami do drzwi. Głowę oparł na łokciu. Patrząc mi głęboko w oczy, wziął w dłoń niesforny kosmyk moich włosów z policzka i założył je za ucho. Przejechał kciukiem po mojej żuchwie, zatrzymując się na ustach. Obrysował ich kontur, a ja zaśmiałam się cichutko. Przysunęłam się do niego i wtuliłam w tak dobrze znane mi ciało jak mała dziewczynka. Poczułam, jak odsuwa włosy z szyi i składa na niej miliony delikatnych pocałunków. Zadrżałam pod wpływem jego ciepłego dotyku. Przymknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą szczęścia.
Nagle usłyszałam ciche kliknięcie w zamku. Otworzyłam oczy, lecz ciało Chrisa przesłaniało mi cały świat. Podniosłam głowę lekko do góry i między ręką, a głową chłopaka mignęły mi ciemne, kręcone włosy, znikające za drzwiami. Zerwałam się z łóżka, co nie umknęło uwadze Chrisa.
- Co robisz? - zawołał za mną, gdy sięgnęłam po klamkę.
- Poczekaj tutaj. Zaraz wrócę - obiecałam i wybiegłam na korytarz.

~~ Becky ~~

Nie wytrzymałam tego widoku. Widoku Chrisa i Prue tak blisko siebie. Tak zakochanych, tak szczęśliwych...
Biegłam na strych. Tam zwykle siedziałam, jeśli nie byłam w bibliotece. Zamknęłam drzwi i usiadłam na podłodze tuż obok nich. Objęłam kolana ramionami i ukryłam w nich twarz. Nie kryłam łez. Płakałam najszczerzej jak tylko mogłam.
Tak bardzo jej zazdrościłam. Zazdrościłam im obu. I Prue, i Alice. Obie miały chłopaków, którzy je kochali, a one miały kogo kochać. Ja nie miałam. Nie miałam już najbliższej mi osoby. Nie było Davida. Nie mógł objąć mnie swoimi umięśnionymi ramionami. Nie mógł mnie dotknąć. Nie mógł powiedzieć, jak bardzo mnie kocha.
Łzy leciały ciurkiem z moich oczu, a ja ciągle miałam przed oczami Dave'a, który się ze mną żegna, by iść ratować swoją siostrę. Jak publicznie mówi, że mnie kocha i całuje namiętnie.
Nie bez powodu przesiadywałam właśnie tu, na strychu. To tutaj zaszywaliśmy się z Davidem, gdy chcieliśmy być sami. Tysiące wspomnień pojawiło się znów przed moimi oczami, jakbym oglądała film.

"Weszłam do pokoju, który zajmowałam w internacie razem z Alice i Prue. Chwilę potem usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi. To był Dave. 
- Ehm... Mogę wejść? - spytał. 
- Jasne - odparłam i odsunęłam się od drzwi. 
Gdy znalazł się w środku, zamknął je za sobą. Chwilę żadne z nas nie mówiło nic. 
- Ja po prostu chciałem, żebyś wiedziała... 
- Chcę ci coś powiedzieć... - zaczęliśmy w tym samym momencie. 
- No to ty mów pierwsza. Dziewczynom się ustępuje - powiedział. 
- Chodzi o to, że... Ale nie wiem jak to powiedzieć... - zaczęłam. 
Podszedł do mnie bliżej. Stał tak blisko, że po moim ciele przebiegły ciarki. 
- Najlepiej prosto, od serca - poradził. 
- Kiedy ja nie wiem jak - odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. - Dave ja...
- Cii. Nic więcej nie mów - szepnął i nachylił się w moim kierunku.
Pocałował mnie. Założyłam mu ręce na szyję, a on położył swoje na moich biodrach. 
- Czy będziesz moją dziewczyną? - spytał cichutko, patrząc z błyszczącymi oczyma, prosto w moje tęczówki. 
- Tak - wyszeptałam.
Po czym nasze usta znów złączyły się w pocałunku. Były one coraz bardziej zachłanne. Odsunęłam go od siebie. 
- Lepiej żebyś już poszedł...
- Masz rację. Przepraszam - szepnął Dave. - Dobranoc - wyszeptał, muskając moje usta swoimi. 
Potem zniknął za oknem, zeskakując zwinnie w śnieg. "

Zmiana sceny... Każda kolejna miała miejsce na tym strychu...

" David siedział oparty o ścianę, a ja leżałam z głową na jego kolanach. On bawił się moimi włosami, opowiadał jak to niedługo będziemy we dwójkę biegać po lesie w ciałach zwierząt..."

Zmiana sceny...

" Leżeliśmy na podłodze i patrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo.
- Czy myślisz czasem nad przyszłością? - spytał.
- Czasem - przyznałam. 
- Bo ja tak - wyznał. - W mojej przyszłości mam przy boku piękną kobietę Wilkołak, a wokół nas biega gromadka dzieci.
Zasmuciłam się na tę wiadomość. 
- A wiesz kto jest tą kobietą? - spytał. 
- Nie - przyznałam smutno. 
- Ty, głuptasie. - Zaśmiał się, siadając na mnie w rozkroku, nachylając się w moją stronę, po to, by po chwili mnie pocałować."

Zmiana sceny...

"Ja i David po obchodach Pełni Księżyca w lutym. On odczuwał moc księżyca i pożądanie. Ja tylko to drugie. Całowaliśmy się namiętnie, nie minęła chwila, gdy nie mięliśmy na sobie ubrań. Dotykaliśmy wzajemnie swoich nagich ciał. Nim zdaliśmy sobie sprawę, że to co robimy,  jest nieodpowiednie, było już po wszystkim. 
Stało się. David przykrył nas kocem znalezionym w szafie. Wtuliłam się w jego nagie ciało. On pocałował mnie w czoło. 
- Obiecaj mi coś - szepnęłam.
- Co tylko zechcesz, moja księżniczko - odpowiedział.
- Obiecaj, że zawsze tak będzie, że nigdy mnie nie zostawisz - prosiłam. 
- Obiecuję - wyszeptał, a nasze usta złączyły się w pocałunku."

"Obiecuję". To słowo jak echo rozsadzało moją czaszkę. Tamte dwa miesiące były najszczęśliwszymi w moim życiu. Aż nagle wszystko prysnęło. Ostatnia scena...

"- Gdzie David? - spytałam Chrisa. 
Nic nie odpowiedział. 
- Filip, gdzie on jest? - zapytałam łamiącym głosem. 
- Becky tak mi przykro - zaczął, spoglądając przelotnie na łóżko w skrzydle szpitalnym, wokół którego zasunięta była biała kotara. 
Pełna obaw pognałam do tego właśnie łóżka. Zamaszyście rozsunęłam parawan. Moje serce zamarło. Dave leżał na łóżku przykryty pod szyję białym prześcieradłem. nie oddychał, nie ruszał się. Opadłam na krzesło obok jego łóżka i zawyłam:
- Dave!!!"

Dlaczego musiał mnie opuścić? Byliśmy tacy szczęśliwi, a teraz? Codziennie przeżywałam to na nowo mimo, że minęły już dwa miesiące. Codzień moje serce krwawiło. Nie miałam najbliższej mi osoby w tym świecie. Nie ma jej i nie będzie. Jakby tego było mało, śmierć tej osoby została spowodowana przez jednego z moich idoli - Harry'ego Edwarda Styles'a. Nienawidziłam go całym moim połamanym sercem. Już nie słuchałam One Direction i nigdy tego nie będę robić. Piekielna, popieprzona, pedantyczna Pijawa! Co ja mu zrobiłam? Dlaczego on mi to zrobił? Przecież nawet mnie nie znał!
Krzyknęłam bezsilnie i uderzyłam pięścią w ścianę. Moja dłoń stanęła w ogniu. Patrzyłam na nią ze strachem i łzami w oczach. Szybko cofnęłam rękę. W ścianie został smolisty ślad. Przerażona zrobiłam kilka kroków w tył, aż w końcu się wywróciłam. Upadłam na tą rękę, którą uderzyłam w ścianę. Zapiekło.
- Cholera! - syknęłam.
Złapałam torbę i opuściłam strych, puszczając się sprintem po schodach.



~~*~~*~~*~~*~~
Klikamy, czytamy i komentujemy :D

* Czesław Miłosz "O Wierze i Nadziei".
Hej, ostatnio zapomniałam dodać zdjęcie Davida i przypomniało mi się dopiero jak to przepisywałam :) A jestem z niego dumna, ponieważ nie wiem jakim cudem, ale zrobiłam tą błyskawicę, tak, że nie widać ciemnego tła, które miała :D
Dziękuję Kasi za nominację, ale jak już wspominałam, nie biorę udziału, choć na pytania odp. ale to na jej blogu <3
Rozdział pisany z Marchewą ( w sumie, nie oszukujmy się, to ona pisała większą część tego rozdziału :D). Lepiej bym tego nie opisała :) A gdyby nie ty Marcheweczko, to ten rozdział pewnie w ogóle by nie powstał, lub powstałby dopiero... uhuhu!!!!  Tak więc dziękuję ;*
Tuż pod zdjęciem jest link do mojego drugiego opowiadania :) Chcę wiedzieć, co o nim myślicie :)
Co sądzicie o 1. rozdziale? Jak dla mnie jest fajny, nawet może trochę lepiej niż fajny, ale to tylko moja skromna opinia :)
Pozdrawiam cieplutko ;*
Zuza♥

piątek, 11 października 2013

*PROLOG*

Dedykuję ten post wszystkim, którzy napisali komentarze pod ostatnimi postami, to dzięki wam wstawiam ten prolog ;** 


"Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, 
nawet jeśli jesteś smutna, 
ponieważ nigdy nie wiesz,
 kto może się zakochać w twoim uśmiechu."


~~*~~*~~*~~*~~

Wszędzie panowały ciemności. Nic nie było widać, a jedyny dźwięk jaki można usłyszeć to kapanie wody. Żadnych odgłosów chrapania, rozmowy czy choćby miarowych oddechów. 
Niespodziewanie w tych nieprzeniknionych ciemnościach pojawiło się małe, niebieskie światełko, które z każdą chwilą rosło, aż stało się wielkim błyszczącym portalem, przez który przeleciały dwie postacie. Portal zniknął tak szybko, jak się pojawił, ale przybysze nadal leżeli na ziemi. 
- Nareszcie w domu! - szepnął jeden z nich. Chłopak wstał i rozejrzał się, jednak nic nie zobaczył. Nawet swojej towarzyszki, która ślamazarnymi ruchami próbowała się podnieść z podłogi. Nie tego się spodziewali. Tu powinno być jasno, głośno, ciepło i sucho, a nie zupełnie na odwrót. 
Badając stopami grunt, a rękoma wymachując przed twarzą, powoli zaczął się poruszać. W końcu dotarł do czegoś, co w jego mniemaniu miało kształt szafki. Zaczął macać blat, by znaleźć coś, cokolwiek co umożliwiłoby mu obejrzenie wszystkiego dokoła i zlokalizowaniu ich położenia. 
Znalazł świecę a nawet dwie. Teraz problem polegał na tym, by te świece jakoś zapalić. 
- Masz zapałki? - zapytał. Dziewczyna pokiwała głową, ale zorientowała się, że chłopak jej nie widzi więc dodała:
- Tak. - Miała zachrypnięty, drżący od emocji głos. 
Zaczynała bać się tej ciemności, nie podobała jej się ta głucha cisza. 
Jej towarzysz zaczął coś paplać, więc ruszyła za jego głosem, by po chwili wpaść w jego ramiona. Nie specjalnie oczywiście. Po prostu potknęła się o coś. Wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę zapałek. Dobrze, że jej wujek palił papierosy. Inaczej nie nosiłaby ze sobą zapałek, bo po co.  Chłopak drżącymi rękoma wyciągnął zapałkę z pudełeczka i przejechał czerwonym końcem o jego bok. Błysnął pomarańczowy ogień, a wokół poleciało parę iskier. Podetknął palący się koniec do świecy. Zajęła się od razu. Potem druga. Następnie wziął do ręki jedną ze świec i oświecił pomieszczenie. Nie dawała wielkiego światła, ale on miał bardzo dobry wzrok. Mógł więc ujrzeć malutkie pomieszczenie bez okien, z drewnianymi małymi drzwiami, nisko zwieszonym sufitem, tak, że chłopak prawie go dotykał, a do niskich nie należał. Na lewo od nich stało łóżko. Ale co to było za łóżko! Same dechy i sprężyny przykryte cienkim, podziurawionym kocem. Dalej znaleźli piec i komódkę, na której leżała gruba, oprawiona w skórę księga. Na szafie obok nich były brudne metalowe naczynia.
Ostrożnie podeszli do komody. Chłopak wyciągnął rękę i otworzył książkę. Na pierwszej stronie narysowana została mapa. Wyglądała całkiem inaczej od tych, które przywykł oglądać. Dalej strony zapisane były w nieznanym dla niego języku, więc nie przeglądał jej dalej. I tak nic by nie zrozumieli.
- Gdzie my jesteśmy? - wystraszyła się dziewczyna, wtulając się w ciepłe ramiona jej przyjaciela. Jeszcze raz zlustrowali pomieszczenie, w którym nigdy dotąd nie byli.
- Nie mam pojęcia, ale nie wygląda mi to na nasze czasy, - westchnął - tylko raczej średniowiecze, chociaż może i tam bywało lepiej....
Coś przykuło jego uwagę. Nie tylko wzrok miał super sprawny. Także i słuch był bardzo wyczulony. Tak samo jak węch na różnego rodzaju zapachy.
Stanęli w obronnych pozach, gotowi do ataku, na ugiętych w kolanach nogach. Coś zbliżało się do nich. Coś co nie pachniało znajomo. Ani ładnie.
Dziewczyna skrzywiła się, gdy do jej nosa doleciał smród zgniłych jajek, połączony z zapachem znoszonych skarpetek. Odór stawał się coraz silniejszy.
Najpierw skrzypnęły drzwi i wraz ze snopem ostrego światła, bijącego z pochodni, do pomieszczenia wlała się nowa fala odurzającego smrodu. Dwóm przyjaciołom aż obiad wrócił do przełyku, który z trudem z powrotem przełknęli. Za pochodnią wczłapał się potężny, zgarbiony mężczyzna. Przyjrzeli mu się uważniej. Był niski i zgarbiony, długie ręce zwisały mu wzdłuż ciała. Twarz zasłonięta bujnymi czarnymi kręconymi włosami i brodą opadającą na zaokrąglony brzuch. Całe ciało utrzymywało się na dwóch krótkich, ale grubych i silnych nogach. Spod burzy włosów spoglądały na nich zielone oczy, a okrągły nos zmarszczył się, gdy mężczyzna próbował ich wywąchać. Ubrany był w futra od stóp do głowy, przez co wydawał się taki potężny. W rzeczywistości mierzył o ponad głowę mniej od chłopaka.
Mężczyzna był tak samo zaskoczony widokiem dwóch obcych mu osób, co dziewczyna i chłopak. Zamarł na moment w miejscu z wyciągniętą nad głowę włócznią.
Gdy pierwszy szok i zdziwienie minęło, opuścił broń i ufnie podszedł do dziewczyny. Oni nie przejawiali takiej ufności wobec przybysza. Cofnęli się o parę kroków.
- Wy nie mieć czego się bać. Ja wasz przyjaciel. Musieć was przedstawić rada - wyjaśnił w ich języku, tak by go zrozumieli. - Wszyscy się ucieszyć na wasze przybycie. - Uśmiechnął się. W jego zielonych oczach można było dostrzec wesołe iskierki.
- Kim jesteś? Gdzie my jesteśmy? - zawołał powoli chłopak, tak by mężczyzna mógł go zrozumieć.
- Zaraz, zaraz. Wszystko dowiedzieć się na rada.
- A kiedy zacznie się ta rada? - Powoli zaczął irytować go ten facet.
- Już za chwilę. Wy musieć iść za mną! - zawołał i ruszył ku drzwiom. Chcąc nie chcąc, przyjaciele powędrowali za nim. Okazało się, że wylądowali w piwnicy, gdzie ich przewodnik sypiał.
Szli po kamiennych schodach w górę. Robiło się coraz cieplej i jaśniej a co najważniejsze, bardziej sucho. Korytarz oświetlały wielkie pochodnie, płonące po obu stronach.
Dotarli do małych drewnianych drzwi, które stanęły otworem, gdy tylko zbliżyli się do nich. Chłopak musiał się sporo schylić, by nie przywalić głową w futrynę. Znaleźli się w przestronnym, niskim korytarzu z licznymi okrągłymi oknami po jeden stronie i drzwiami po drugiej. Mężczyzna poprowadził ich wzdłuż korytarza. Gdy minęli okienko, dziewczyna wyjrzała na zewnątrz. Domek stał na skraju polany, zewsząd otoczonej wysokimi i grubymi drzewami. Przez ich korony i pnie ledwie przedostawały się czerwone promienie zachodzącego słońca. Po lewo od chatki dostrzegła niskie domki zbudowane z drewna i przykryte słomą. Gdzieś z oddali unosił się dym znad dużego ogniska, które rozpalili mieszkańcy.
Podeszli do jednych, solidnie wyglądających drzwi, które również same się otworzyły. Za nimi dostrzegli niskiego, lecz dobrze zbudowanego mężczyznę o jasnych, prostych włosach, jasnozielonych oczach, różanych policzkach i małych ustach wykrzywionych w szczerym uśmiechu. Mężczyzna miał na sobie białą koszulę z kołnierzem a na niej brązową kamizelkę. Spodnie koloru khaki podwinięte do kostek, a na stopach nie miał butów. Skłonił się, ściągając wyimaginowany kapelusz z głowy.
- Witam was serdecznie - przywitał się po angielsku, jednak w jego wymowie było słychać twardy akcent, którego nie mogli skojarzyć. - Nazywam się Silas. Chodźcie, Rada już czeka. - Poprowadził ich wydeptaną ścieżką wijącą się między domkami.
Dotarli do środka wioski, gdzie paliło się duże ognisko, dające światło i ciepło. Wokół niego zgromadzili się starzy i młodzi, mężczyźni i kobiety, dorośli i dzieci. Wszyscy byli do siebie podobni. Jasne włosy, zielone lub niebieskie oczy, rumiane policzki. Mężczyźni nosili podwinięte spodnie w kolorach brązu i zieleni, białe koszule i kamizelki. Kobiety miały natomiast sukienki koloru pisakowego i przed kolana, gdy były młode, różowe lub czerwone i do kolan, gdy miały mężów i dzieci, a czarne lub brązowe do ziemi nosiły starsze kobiety. Wszystkie posiadały podobny krój, na ramiączkach. Niektóre ubrały białe sweterki w czarne delikatne wzorki. Żadna nie miała butów. Dzieci do dziesiątego roku życia założyły kolorowe ciuchy, nosiły to, co rodzice posiadali. Gdy skończyło dziesięć lat, musiało ubierać się zgodnie z wymogami.
Silas pokazał im wolne miejsca, gdzie mieli spocząć. Gdy wszyscy zebrali się, wstał najstarszy mężczyzna w wiosce, który miał 50 lat i przemówił.
- Otwieram 1495 posiedzenie Rady Plemiennej. Dziś jest szczególny dzień, nie tylko ze względu na połączenie węzłem małżeńskim dwójki młodych ludzi, ale również dlatego, że przybyli do nas goście z innego wymiaru. - Ku zdziwieniu przybyszów, ten siwy mężczyzna mówił po angielsku. Koło niego siedział chłopak, na oko osiemnastolatek, ubrany  w czarne spodnie, nie podwinięte, co go wyróżniało. Nie miał również brązowej kamizelki. Po drugiej stronie starca skuliła się młodziutka dziewczynka w białej sukience i wianku z polnych kwiatów na głowie. Wyglądała na najwyżej piętnaście lat. Miała długie, prawie białe włosy, duże niebieskie oczy i okrągłe czerwone usta.
Gdy starzec mówił o nich, wszystkie oczy zwróciły się w ich kierunku. Byli zachwyceni.
- Witamy was w naszych skromnych progach. Bogowie zesłali was do nas, byśmy razem świętowali ten jakże cudowny dzień, bo oto mój syn Kartik zwiąże się na zawsze węzłem małżeńskim z tą oto młodą damą - Felicity, by dać początek wielkim czasom, o których mówi przepowiednia. Teraz, jeśli pozwolicie, przybliżę naszym gościom - zwrócił się do pozostałych - przebieg tych uroczystości. Najpierw połączymy młodych psychicznie, z  błogosławieństwami rodziny jak i Boga, bo bez tego nie ma udanego małżeństwa, potem odbędzie się uczta, na którą zapraszamy wszystkich, bez wyjątku, a na koniec razem z młodymi udamy się do ich nowego domu, - wskazał na ustrojony kwiatami i lampionami domek - by podziwiać cud połączenia fizycznego. Od tego momentu Felicity będzie tylko Kartika i odwrotnie. Jeśliby ktoś w jakikolwiek sposób zburzył święty związek, spalimy go. Za parę dni zostanie złożona ofiara w podzięce dla Bogów.
Wszyscy powstali. Kartik i Felicity stanęli przed ogniskiem obok siebie. Najstarszy - Merrin - połączył ich dłonie długim sznurem, wziął bukiecik ziół, który zapalił w ognisku, a następnie ugasił i zaczął nim wymachiwać wokół nich, dymiąc ich twarze. Potem podeszli rodzice i dziadkowie i uczynili to samo. Merrin wygłaszał mowę w ojczystym języku, więc dwójka przyjaciół nic nie rozumiała. Stała z boku i przyglądała się temu dziwnemu zjawisku. Na koniec wymienili się złotymi obrączkami z wygrawerowanym imieniem swojego małżonka. To był symbol przynależności do siebie tej dwójki. Młoda para pocałowała się szybko, rozwiązano sznury i wszyscy goście podążyli za nimi do długich stołów zastawionych różnymi dziwacznymi potrawami. Zaczęli jeść i pić, lecz dwójce przyjaciół nie za bardzo smakowały budynie z ziół polnych, roślin, potrawki z żab czy ślimaki w błotnym sosie.
Po dwugodzinnej uczcie goście powstali. Kartik wziął Felicity na ręce i zaniósł do udekorowanego domu. Wszyscy podążyli za nimi. Weszli do sypialni. Goście stłoczyli się wokół łóżka obsypanego płatkami róż, na którym leżeli nowożeńcy. Całowali się namiętnie. Kartik błądził dużymi, umięśnionymi dłońmi po kruchym ciele Felicity. Goście byli zachwyceni tym widokiem. Dziewczyna drżącymi dłońmi rozpinała guziki koszuli chłopaka, on rozwiązał jej suknię, która opadła na łóżko. Nie miała nic pod spodem. Kartik, jakby chcąc zasłonić jej nagie ciało przed ciekawskimi spojrzeniami, położył się na niej.Z trudem ściągnął swoje spodnie. Nie pieścili się tak, jakby to robiła normalna para nowożeńców. To było obleśne patrzeć jak się obściskują na oczach wszystkich. Brunetka nie wytrzymała tego widoku. Skryła twarz w ramieniu swojego przyjaciela. On natomiast patrzył na nich jak zahipnotyzowany. Nie rozumiał kultury plemienia, ale i nie odczuwał wobec tego seksu żadnej negatywy.
- Przepraszam - szepnął Kartik do ucha Felicity.
Usłyszała to tylko dziewczyna i ci całkiem nowi, dziwnie ubrani, zesłani przez Bogów ludzie.
Za co on ją przepraszał? - przemknęło im przez głowę. - Za to, że musi to robić? Przecież się zgodziła....
Niestety Felicity nie miała nic do gadania w tej sprawie. Tradycją było to, że po ślubie wszyscy goście idą z małżeństwem do sypialni, by upewnić się, że z tego związku powstanie nowy człowiek.
Tradycją też było to, że ojciec 18-19 latka wybierał dla niego najbardziej odpowiednią dziewicę i urządzał im wesele. To był wielki zaszczyt dla dziewczyny jak i jej rodziny, gdy chłopak miał być wodzem w przyszłości, gdy jego ojca już nie będzie na tym świecie.
Wśród młodych dziewcząt również panowały różne obyczaje. Na przykład, gdy pojawi się pierwsza miesiączka i dziewczyna staje się kobietą i jest zdolna do poczęcia, wyprawia się huczną imprezę, dzięki której wiadomo, którą dziewczynę można wybrać na przyszłą żonę. Bo tylko taką, zdolną do płodzenia dzieci i zdrową wybierano. Tą, która nie miała za sobą pierwszego krwawienia, nie można było wydać za mąż. Był to grzech, bo według zasad plemienia, podstawą małżeństwa jest spłodzenie potomka, najlepiej chłopca pierwszego.
Kartik wszedł w Felicity, której oczy były ogromne ze strachu. Ktoś z tłumu wydał okrzyk radości, lecz go uciszono. Po jednym pchnięciu nie poczną dziecka. Chłopak brutalnie złapał za oba nadgarstki dziewczyny i trzymając je nad jej głową, gwałtownie i szybko poruszał się w niej. Dziewczyna zacisnęła mocno powieki i usta. Czuła, jakby Kartik chciał przebić się na wylot, to bolało. Czuła całą sobą jego erekcję, lecz ona zamykała się, nie chciała tego. Chłopak nie zwracał uwagi na to, że Felicity robi się coraz ciaśniejsza. Chciał doprowadzić ją lub siebie w końcu do orgazmu. Wtedy wszyscy sobie pójdą i będą mieli spokój. Będzie miał ją tylko dla siebie. Więc poruszał się coraz brutalniej. Łóżko zaczęło trzeszczeć i skrzypieć, a wśród gapiów słychać było pomruki zadowolenia. Jednak nie odeszli. Czekali na ten pewny znak, że to już na pewno już.
- Dasz radę synu - mruknął pod nosem Merrin. Pamiętał swój pierwszy raz. Robił to ze swoją żoną bardzo długo. Oboje opadli już z sił, lecz pod presją nie mogli szczytować.
Dziewczyna opierała się fali rozkoszy, która rozlewała się po jej ciele i która kazała otworzyć jej usta. Lecz po tych kilkunastu minutach była już zmęczona tą walką, więc rozchyliła lekko wargi, a z jej gardła wydobył się cichy jęk. Nikt, prócz Kartika, go jednak nie usłyszał. Chłopak czując, że za chwilę koniec, wziął się w sobie i pchnął najmocniej jak potrafił. Felicity zabrakło tchu. Zaczęła krzyczeć i jęczeć na zmianę. Zwijała się z rozkoszy pod umięśnionym ciałem Kartika. Goście zaczęli klaskać i wiwatować. Większość wzięła swoje dzieci (które, ku zgorszeniu dwójki przyjaciół, oglądały tą scenę miłosną) i wrócili do siebie, by w swoich domach zaznać rozkoszy równej tej, której zażywała teraz para młoda. Zostali tylko, według dziewczyny, najbardziej zboczeni, którzy chcieli się podniecić czyimś seksem.
Kartik wykonał jeszcze parę mocnych pchnięć, doprowadzając siebie do orgazmu i zdarcia gardła przez Felicity. Było ich słychać w lesie. Spłoszyli sarny i ptaki z drzew. Chłopak opadł na Felicity, bo nie chciał pokazywać jej ciała innym. Dopiero, gdy wszyscy wyszli, zszedł z niej i położył się obok. Uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Jesteś twardą sztuką - sapnął.
Dwójka przyjaciół wyszła jak najszybciej się dało. Dziewczyna nie rozumiała jak tak można! Wychodzić za mąż w wieku 15 lat i uprawiać seks na oczach całej wioski!
Poprosili Silasa o jakiś kąt do spania. Zaprowadził ich do najwyższej chaty tuż obok domu nowożeńców. Życzył im dobrej nocy i uśmiechnął się. Położyli się na małym łóżku bardzo blisko siebie. Dziewczynę trochę peszyła ta bliskość, ale po chwili skarciła się w myślach. Od tak dawna podobał jej się ten chłopak, a ona wstydziła się przy nim leżeć. Chłopak przytulił ją do siebie. Czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że jutro czeka ich pracowity dzień. Muszą się stąd jakoś wydostać i trafić do swojego czasu i wymiaru.
Tymczasem w głowie wodza układał już się plan składania dwóch młodych ofiar w podzięce Bogom. Będzie to szczególna ofiara, bo tym razem złożą ludzi, a nie zwierzęta i rośliny jak co roku. Uśmiechnął się, bo wiedział, że jego plan jest doskonały.

~~*~~*~~*~~*~~

Heeej :D Co tam u Was? Jak się podoba nowy prolog? A wygląd bloga? A zdjęcia bohaterów? Od tej chwili postaram się, by posty były dłuższe (coś koło tego co powyżej), ale wiadomo jedne mogą być dłuższe inne krótsze :) Nie mogłam się powstrzymać i dodałam go szybciutko :D  Kogoś informować o nowych rozdziałach? Jeśli tak to piszcie w komentarzach swoje gadu :)
Dziękuję za komentarze i tyyyle wyświetleń :) ♥ Od teraz, może nie każdy ale część postów, będzie dedykowana komuś, zależnie od sytuacji, mojego nastroju czy różnych innych :D
Nie wiem czy to wszystko, ale kończę :) Do następnego ;*
Ps. Misiek, ten cytat u góry dostałam ostatnio od Ciebie, więc teraz się odwdzięczam ;* Wracaj do mnie szybciutko :D ;*
Pps. Widzicie całą grafikę po prawej? Bo mój wyśmienity monitor jest za mały i nie wyświetla mi całej -,-  jednak mam nadzieję, że wy ją widzicie :) Za wygląd bloga i za psucie sobie nerwów :D dziękuję Marchwie mojej niezastąpionej ;*
Zuza♥

czwartek, 3 października 2013

Takie coś ode mnie :D

A więc tak, jeszcze jeden komentarz i na 100% pojawi się tutaj w najbliższym czasie nowa część, a warto, oj warto, bo mam mnóstwo pomysłów, czy świetnych? Sami ocenicie :)

Nie jestem pewna, czy mi się udało, ale tym opowiadaniem chciałam pokazać, co to prawdziwa przyjaźń i miłość.(Pewnie mi się to nie udało ale trudno :D) Chciałam pokazać, że jeżeli naprawdę na czymś nam zależy to powinniśmy o to walczyć do końca. To nie miało być puste opowiadanie lecz historia o przyjaźni, odwadze i różnych przygodach, których nikt z nasz pewnie by nie przeżył :D To opowiadanie w pewnym sensie było odzwierciedleniem moich marzeń i pragnień, moich emocji, ale i życia prywatnego. W sumie, pewnie chociaż część opowiadań na blogspocie i nie tylko takimi są. :)

W drugiej części będę chciała pokazać jak pewne wydarzenia mogą zmienić ludzi aż nie do poznania. Niektórzy będą uciekać, chować się przed prawdą, inni będą zakopywać swoje uczucia w sobie. Będą też tacy co swoje smutki starać się będą ukrywać za innymi emocjami lub może nawet topić je w alkoholu, tłumić narkotykami?
Czy odnajdą szczęście? Czy śmierć odmieni ich życie na zawsze? Czy Becky odnajdzie miłość? Co kryje się za częstymi zniknięciami Prue? Co wniesie do życia przyjaciół nowy bohater? Czy Harry znów stanie na drodze do szczęścia bohaterów? I chyba najważniejsze... Czy Prue pomści śmierć brata i co tak na prawdę działo się przez te wszystkie lata z Derekiem Carterem?
Więcej przygód, nowi bohaterowie, intrygi i niebezpieczeństwo będą przeplatać się z miłością, namiętnością, zdradą i pożądaniem. Postaram się też, by w tej nowej części było więcej o innych bohaterach, trochę więcej o 1D, z czego na pewno ucieszą się ich fanki :)

Mam nadzieję, że uda mi się napisać coś takiego, że się nie pogubię i że wam się spodoba. Byłoby mi miło gdybyście zostawiali po sobie komentarz, bo to bardzo motywuje do dalszej pracy :)

Jeśli będzie jeszcze jeden komentarz to prolog postaram się dodać do końca października, ewentualnie coś na początku listopada. Zmieni się wygląd bloga dzięki Marchewie, która już zrobiła szablon i tylko czeka aż pozwolę jej go zmienić :D Oraz zdjęcia bohaterów, które sama robiłam ( z pomocą Marchewy). Staram się też pisać długie posty, przedłużone opisami pomieszczeń, miejsc le też i uczuć. Mam  tylko nadzieję, że was tym nie zanudzę :)

Od siebie powiedziałam chyba wszystko :) Masz pytanie, pisz śmiało, na pewno na nie odpowiem :)

A teraz małe coś, które sama robiłam, trochę dziwne, ale taam... :)
Oto trzy zdjęcia, które łączą tematykę starej, skończonej części z nową, którą piszę :) Mam nadzieję, że nie ma błędów, bo ostatnio musiałam niestety poprawiać :)
Do zobaczenia ;*
Pozdrawiam, Wasza Zuza♥