sobota, 23 listopada 2013

*5 "... Chyba mózg mi się przegrzał..."

Dla wszystkich anonimów, którzy komentują. Dzięki Wam, wiem, że ktoś to czyta i że mam dla kogo prowadzić tego bloga, że wam się podoba, za co jestem wam wdzięczna ;*


Sądzisz, że coś o mnie wiesz, ale to tylko wspomnienia, nic więcej. - Haruki Murakami.


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Prue ~~

- Uch, jak ja nienawidzę egzaminów! - jęczała Alice, idąc z klasy historii w stronę łazienki.
- Wiemy, wspominałaś już o tym... Jakieś dziesięć razy - westchnęła Becky, która szła tuż za nią. Ja człapałam na samym końcu.
Weszłyśmy do szkolnej łazienki. Zawsze je lubiłam, bo były przestronne, czyste i ładnie urządzone. Podeszłam do jednej z dwóch białych umywalek, które były naprzeciwko drzwi. Alice zniknęła po lewo w pierwszej z brzegu kabinie. Odkręciłam kran i starannie umyłam spocone dłonie. Wytarłam je papierowym ręcznikiem, który zgniotłam i wrzuciłam do kosza, stojącego między umywalkami. Dopiero wtedy spojrzałam w długie lustro, wiszące na ścianie. Moje długie, ciemne włosy nie chciały się dzisiaj w ogóle układać, dlatego związałam je w niesfornego koka na czubku głowy. Byłam blada, niestarannie pomalowana i chuda. A wszystko przez te egzaminy. Chciałyśmy je zdać jak najlepiej, więc uczyłyśmy się do późna, a dzisiaj o mało nie zaspałyśmy na pierwszy test. Na szczęście angielski i inny język obcy - w moim i Becky przypadku hiszpański, a Alice japoński - już napisane. Nie było wcale tak źle, a pytania z angielskiego okazały się dosyć łatwe. Gorzej było jednak z hiszpańskim. Zrobiłam tylko jakąś połowę zadań. Na drugą po prostu nie starczyło mi czasu.
- Co zaznaczyłyście w 15? Ja wahałam się między "C", a "D" - usłyszałam głos Becky.
- Wahałaś się między Tolkienem, a Amandą Hocking? - zdziwiła się Alice, podchodząc do umywalki. Odkręciła kran.
- Wiesz, nie czytałam nic tolkienowskiego, więc mam prawo się wahać - powiedziała. - W końcu zaznaczyłam Amandę, bo jej trylogię czytałam...
- Ja zaznaczyłam Suzanne Collins. Pamiętam, że nasza kochana pani Nelson kiedyś o niej wspominała.... - odparłam.
- A ja byłam wierna Legolasowi i postawiłam na Tolkiena - przyznała Alice.
- Znając nasze szczęście, poprawną odpowiedzią będzie Stefanie Mayer - mruknęła brunetka. Musiałam się z nią zgodzić, choć dziwne byłoby, gdyby Zmiennokształtny pisał dobrze o Wampirach, prawda? A pytanie piętnaste brzmiało: "Który z podanych autorów książek jest Zmiennokształtnym?". Byłam przekonana, że to Suzanne Collins. Do teraz. Dziewczyny zasiały we mnie ziarno niepewności.
Wyszłyśmy z łazienki na pusty korytarz. Ci, którzy skończyli już pisać, na pewno wylegli na dwór, ponieważ było tak przyjemnie, że aż szkoda marnować czasu na przesiadywanie w czterech ścianach. My również skierowałyśmy się do wyjścia.
Słońce mocno przygrzewało, wiał lekki, ciepły wiaterek, a wszystkie możliwe miejsca do siedzenia były zajęte. Nam to nie przeszkadzało. Podeszłyśmy do wielkiego, rozłożystego dębu obok internatu i rozsiadłyśmy się na miękkiej trawie. Becky i Alice wyprostowały nogi i oparły się plecami o pień drzewa. Ja usiadłam po turecku naprzeciwko nich.
- Co zamierzacie zrobić z tymi dwoma tygodniami wolnego? - zapytała Alice, czyszcząc okulary.
- Zostaję w szkole z Chrisem - powiedziałam, bawiąc się zawieszką bransoletki.
Co powiedzieć, gdy spytają, dlaczego nie jadę do Londynu?
- Rozumiem. Ja jadę do Japonii, do rodziców - odpowiedziała blondynka.
- A ty? - zwróciłam się do Becky, która do tej pory siedziała, wpatrując się przed siebie, wyraźnie nad czymś myśląc.
- Ja? - wyrwała się z zamyślenia. - Em... - Wyraźnie nie wiedziała, jak zacząć.
- Mów - zachęciłam ją, kładąc jej dłoń na kolanie.
Odwróciła się w moją stronę i, patrząc mi w oczy, powiedziała.
- Jadę do Manchesteru.
- Do Manchesteru? - zdziwiła się Alice, marszcząc czoło. - Dlaczego akurat tam?
- Tak, do Manchesteru. Pojadę tam z Filipem. Do moich biologicznych rodziców - powiedziała cichutko, spuszczając wzrok. - Tylko nie wiem, czy to dobry pomysł... - Znów podniosła na mnie spojrzenie swoich zielonych oczu.
Jej tęczówki były koloru świeżej trawy. Duże, błyszczące, szczere i mądre, że bardziej się nie dało. Teraz nie były już tak smutne, jak tydzień czy dwa temu. To w tych oczach zakochał się mój brat. Mówią, że oczy są odzwierciedleniem serca i duszy. Jeśli tak jest naprawdę, to wiem, teraz już na pewno, że to, co łączyło tych dwoje, choć trwało krótko, było prawdziwe i szczere. Ja przeżyłam śmierć swojego brata, a ona swojej drugiej połówki, pokrewnej duszy...
- Powinnaś jechać. - Przywołałam się do porządku, uśmiechając się. - Naprawdę. To świetny pomysł.
- Wiecie, chyba macie rację. Tylko, że trochę się boję, jak zareagują - wyznała.
- Na pewno wszystko będzie dobrze - przekonywałam.
- Tak... Pewnie tak. Jakby co, będzie Filip. Jak mi to proponował, powiedział, że gdy będzie coś nie tak, to zawsze możemy wrócić do szkoły. - Wyraźnie poprawił się jej nastrój.
- Jak to: Filip proponował? - zapytała Alice. - Chcesz powiedzieć, że to on wysunął propozycję?
Becky kiwnęła głową.
- To tym bardziej powinnaś jechać, moja droga. Oni też chcą cię poznać. Inaczej Filip by cię nie pytał o... No wiesz o co mi chodzi. Eh... Chyba mózg mi się przegrzał - stwierdziła blondynka, masując się po czole.
- A to dopiero początek - zauważyłam.
- Nawet mi nie mów. Ja już mam dość - jęknęła, zamykając oczy.
- Właśnie. Ja muszę iść, zrobić powtórkę - oznajmiła Becky, podnosząc się, otrzepując spódniczkę i łapiąc torbę. - Na razie! - I już jej nie było. Tak, cała ona. Taką Rebeccę to ja rozumiem. Znów jest sobą. No, przynajmniej po części.
- Jak ona może się tyle uczyć? - spytała Alice. - Nie robi nic innego, tylko się uczy i uczy, a jak nie uczy to czyta albo gdzieś znika. Fakt, teraz rzadziej, ale mimo wszystko.
Westchnęłam.
- Cóż... Ona po prostu taka jest. Teraz jest sobą. Lub stara się znów sobą być...


~~ Becky ~~

Zasnęłam z książką od fizyki na kolanach. To moja pięta achillesowa.
Przeciągnęłam się. Zebrałam książki do torby. Za oknem biblioteki było ciemno, a świeca już prawie się wypaliła. Wyciągnęłam telefon. Dochodziła północ. Ledwo powłócząc nogami, udałam się do internatu dziewcząt. Gdy znalazłam się w pokoju, dziewczyny już spały. Rzuciłam torbę obok łóżka. Szybko się przebrałam w piżamę, składającą się z krótkich spodenek i niebieskiego T-shirtu, padłam na łózko, po czym odpłynęłam w krainę Morfeusza.

- Becky, Becky. Obudź się - usłyszałam głos.
Tak mi znany. Tak drogi. Otworzyłam oczy i ujrzałam osobę, do której ów głos należał.
- David? - spytałam wzruszona, nie mogąc uwierzyć.
Chciałam płakać, rzucić mu się na szyję, znów być bezpieczna w jego ramionach. I zrobiłam to, co chciałam.
- Cii... Nie płacz. Wiesz, jak tego nienawidzę - wyszeptał.
- Ale jak to możliwe? - spytałam, patrząc w jego błękitne niczym niebo o poranku oczy.
- Widzisz... Poprosiłem Boginię, by pozwoliła mi się z tobą zobaczyć. Pożegnać. Nie mogłem znieść, jak bardzo przeżywasz moje odejście - powiedział cicho, ciągle tuląc mnie do siebie. - Pozwoliła mi na to, bo nie mogła patrzeć na twoją rozpacz. Będę tu z tobą tę noc. Ostatnią. Ale nie martw się. Zawsze będę przy tobie. Bo jesteś moją pokrewną duszą. Najdroższą osobą na świecie. Rozumiesz? - spytał. - Ja zawsze będę przy tobie. Nawet wtedy, gdy nie będziesz o tym wiedzieć. Nigdy cię nie zostawię, ale ty musisz iść dalej. Żyć dalej. Bądź szczęśliwa. Radosna jak wiosna. Taka, jaką byłaś wcześniej, kochanie. Zrób to dla mnie - poprosił.
Pokiwałam głową, wciąż tuląc się do tak dobrze znanego mi ciała Dave'a.
- Musisz spać. Jutro egzamin - szepnął.
- A zaśniesz ze mną? - wychrypiałam.
- Oczywiście. - Pocałował czubek mojej głowy.
- Jeśli możesz mnie dotknąć... - zaczęłam - To czy pocałować też możesz? - spytałam.
- Tak. Ale tylko raz. Jeden - szepnął, zbliżając usta do moich. Po chwili moje i jego wargi złączyły się w ostatnim wspólnym pocałunku, który trwał i trwał. Który mógłby trwać wiecznie. Niestety, tak się nie stało. Dave, patrząc mi w oczy, starł kciukiem łzę z mojego policzka.
- Kocham cię. Zawsze będę - wyznał cicho.
- Ja też cię kocham. I nigdy nie przestanę - wyszeptałam.
- A teraz czas spać - powiedział.
W pewnej mierze to on mnie do tego nakłonił. Do położenia się pod kocem. Chwilę potem znalazł się obok mnie, tuląc do siebie tak, jak potrafił tylko on, a ja byłam szczęśliwa, bo miałam przy sobie tak dobrze mi znane drugie ciało. I choć wiedziałam, że nim ta noc dobiegnie końca, jego już nie będzie, to cieszyłam się, że mogę tu z nim być. Że złagodził mój smutek po jego stracie i że dał mi wskazówki, jak żyć dalej, bez niego.

Kiedy rano się obudziłam, nie było go. Tak jak powiedział. Mógł być ze mną tylko ostatnią, jedyną noc. Z początku myślałam, że to tylko sen. Tak, tak myślałam. Jednak, gdy zobaczyłam na pościeli bransoletkę z błękitną przywieszką w kształcie serca, wiedziałam już, że był tu naprawdę i że ciągle będzie nade mną czuwał. Przyrzekłam sobie, że choćby nie wiem co, nigdy, przenigdy nie ściągnę tej bransoletki. Dowodu jego obecności.


~~ Prue ~~

Gdy rano się obudziłam, Becky już nie spała. Siedziała na łóżku i przyciskała coś do piersi. Niebieską bransoletkę. Nie chcąc jej przeszkadzać, wstałam i udałam się do łazienki.
Po dwudziestominutowej toalecie byłam gotowa. W pokoju dziewczyny powtarzały jeszcze jakieś wzory. Mnie już głowa bolała od całej tej matmy i fizyki i postanowiłam nie powtarzać nic przed egzaminem, bo i tak niczego się już nie nauczę. Wczoraj razem z Alice zakuwałyśmy prawie do jedenastej i mam nadzieję, że to wystarczy.
Gdy dziewczyny były gotowe, wyszłam za Alice i Becky z pokoju, pogrążona we własnych myślach. Najpierw zastanawiałam się nad jutrzejszym egzaminem. Geografia jest prosta, więc się nią nie martwiłam. Gorzej z biologią. W londyńskiej szkole zawsze miałam średniawe oceny z tego przedmiotu. Gdy przyjechałam tutaj, obiecałam sobie, że będę miała jak najlepsze stopnie, jednak po wczorajszym hiszpańskim, wątpię, bym dotrzymała obietnicy.
Kolejną rzeczą, o której myślałam, był sen. Bardzo dziwny sen. Śnił mi się David. Powiedział, że mnie bardzo kocha, ale też, że nie mogę obwiniać się za jego śmierć, co robiłam do tej pory. Mówił coś o przeznaczeniu, o tym, że u Nyks jest mu wspaniale i że kiedyś znów się spotkamy. Chciałam, by tak było. Chciałam znów się przytulić do tego głupka. Ale to niemożliwe, nie teraz. Dziś rano postanowiłam sobie, że choćby nie wiem co, nigdy o nim nie zapomnę, ale i nie będę rozpaczać, bo wiem, że trafił do prawdziwego raju. Czułam, że Becky również o nim śniła. Była spokojniejsza i uśmiechała się z byle powodu, co nie zdarzało jej się ostatnio za często.
Potem wspominałam o mamie. Czy będzie zła, gdy się dowie, że mimo wolnego, nie przyjechałam do niej? Co będzie z Rose? Tak bardzo za nią tęskniłam! Tak bardzo chciałabym z nią pogadać. Na żywo, bo Skype i telefon się nie liczą. A może...? Nie... Stark by się nie zgodził. Choć, czemu nie? Może warto zapytać?
Uśmiechnęłam się do swoich genialnych myśli. W końcu znalazłam rozwiązanie!

Kolejne dni mijały bez żadnych niespodzianek. Biologia okazała się prostsza niż myślałam, za to historia i WOS, z którymi nigdy nie miałam problemów, okazały się być jednymi z trudniejszych testów. Jednak i z nimi dałam radę.
W piątek był egzamin z najgorszego przedmiotu, jak mogli wymyślić - chemia. Test pisemny zdawaliśmy we wtorek, natomiast praktyka odbyła się właśnie w piątek. Mieliśmy uwarzyć eliksir uzdrawiający. Męczyłam się nad nim do jedenastej, lecz nie wiem, czy zrobiłam coś użytecznego.
Po południu sprawdzali nasze umiejętności podczas walk. Mój egzaminator pochwalił mnie za niebezpieczny, choć przydatny unik i zablokowanie. Postawił mi piękne "Powyżej oczekiwań" czyli normalną piąteczkę. Byłam z siebie dumna, bo, choć kochałam grać w siatkę, to nigdy jakoś bardzo dobra z wf nie byłam. Chris i Damien chwalili się swoimi "Wybitnymi" z samoobrony, czyli szóstkami. Becky dostała "P", a Alice "Zadowalający", bo niby coś tam źle zrobiła, lecz sama nie wiedziała co dokładnie.
Na sam koniec tygodnia testów mieliśmy egzamin z samokontroli. Przez cały dzień zastanawiałam się, co będziemy musieli zrobić. W końcu, bo tuż przed kolacją moja ciekawość została zaspokojona. Otóż wszyscy nauczyciele sprawdzali, jak zachowamy się w różnych sytuacjach, czy nie zdradzimy swojej natury, czy nie zmienimy się w zwierzę, lub czy nie użyjemy swoich mocy. Na szczęście i ten egzamin jakoś przeżyłam z jednym tylko błędem - zamroziłam lecącą w moją stronę piłkę lekarską. Niby błahy błąd, ale mogłabym w świecie ludzi narazić się na nieprzyjemności.
Na szczęście egzaminy już za nami! Jutro trzeba będzie się pożegnać z Becky, Alice, Damienem i resztą, bo praktycznie wszyscy opuszczają szkołę. No i powinnam w końcu porozmawiać z dyrektorem o moim pomyśle!


~~*~~*~~*~~*~~

Hej :) Po pierwsze: jak wam się podoba szablon? :) I na tym i na drugim blogu zrobiony przez Marchewę!! Ubóstwiam cię po prostu! ;*
Rozdział pisany z Marchewą :D Za co również ci dziękuję :) Jakieś pytania? Walcie śmiało :) "P" to mam nadzieję wiadomo co oznacza :) - Powyżej oczekiwań - z Harry'ego Pottera :)
http://zuzkamalfoy.tumblr.com/
http://oneworldmanylivesonefuture.blogspot.com/
Zaglądajcie! :)
Nie przedłużam :)
Do następnego ;*
Zuza♥

piątek, 15 listopada 2013

* 4. "... Gdybym miał serce, biłoby jak oszalałe..."

Ten rozdział jest dla Rosemarie za to, że gdy zaczęłaś czytać, skomentowałaś nie tylko te rozdziały, które pojawiły się na blogu, gdy go już czytałaś, ale i te, które opublikowałam już wcześniej. Dziękuję za miłe słowa, które podnoszą mnie na duchu, gdy je czytam. Dzięki takim komentarzom mam ochotę pisać dalej, bo wiem, że mam dla kogo ;*


"Cel jest wielki, kiedy mu się poświęcasz, lecz staje się mały, kiedy robisz sobie z niego tytuł do chwały."*


~~*~~*~~*~~*~~

Już od tygodnia wszędzie porozwieszane były kartki z datami egzaminów, numerami klas, w których poszczególne roczniki będą pisać testy i przedmioty, które będziemy zdawać. Dokładnie wszystkie potrzebne informacje. Za każdym razem, gdy przechodziłam obok takich kartek, po moim ciele przechodziły dreszcze. W oczy od razu rzucał się wielki napis "EGZAMINY".

"Egzaminy semestralne jak co roku odbędą się w połowie czerwca - od 10. do 14. Klasy pierwsze będą pisały w sali od historii, drugie w sali biologicznej, trzecie w klasie języka angielskiego, czwarte w sali matematycznej, a testy dla piątego roku odbędą się w klasie geograficznej. Prosimy uczniów o przybycie do klas 10 minut przed rozpoczęciem każdego egzaminu.
Rozkład egzaminów:
1. Poniedziałek
- 9.00 am. - 10.30 am. - język angielski
- 10.30 am. - 11.00 am. - przerwa.
- 11.00 am. - 12.00 am. - inny język obcy, wybrany przez zdającego. 
2. Wtorek
- 9.00 am - 11.00 am. - matematyka
- 11.00 am. - 11.30 am. - przerwa
- 11.30 am. - 1.00 pm. - fizyka i chemia.
3. Środa
- 9.00 am. - 10.00 am. - biologia
- 10.00 am. - 10.30 am. - przerwa
- 10.30 am. - 11.30 am. - geografia.
4. Czwartek
- 9.00 am. - 10.30 am. - historia
- 10.30 am. - 11.00 am. - przerwa
- 11.00 am. - 12.00 am. - WOS.
5. Piątek
- 9.00 am - 11.00 am. - praktyka z chemii (eliksiry).
- od 4.00 pm. - samoobrona.
Uczniowie, którzy przeszli przemianę, powinni stawić się również na test z samokontroli o 7.00 pm. (pierwszy rocznik i co godzinę kolejny) w piątek w Sali Księżycowej."

Cały plan tego tygodnia znałam już na pamięć i na wyrywki.
Przez ostatni tydzień padało, wiało i było strasznie zimno. Było to tak, jakby pogoda odzwierciedlała nasze uczucia. Zresztą, to chyba prawda. Ostatnio, gdy Damien dostał swój test, który rozwiązywaliśmy na lekcji, tak się wkurzył, że przez kolejne dziesięć minut nad jego głową fruwały płatki śniegu, które spadały na jego włosy i blat stołu, topiąc się i tworząc kropelki wody.

Była pora kolacji. Siedzieliśmy wszyscy przy stolikach i zajadaliśmy się kanapkami z wędliną i żółtym serem, rozmawiając o wszystkim i o niczym, gdy do stołówki wszedł Stark. Uciszył wszystkich ruchem ręki. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
- Witam was moi drodzy uczniowie. Mam dla was kilka ogłoszeń. Po pierwsze, pewnie już o tym wiecie, ale pragnę przypomnieć, że egzaminy semestralne rozpoczną się dziesiątego czerwca i będą trwać do czternastego czerwca. W związku z nimi i z wydarzeniami ostatnich miesięcy postanowiłem zrobić wam niespodziankę i piętnastego czerwca po południu będziecie mogli wyjechać na małe wakacje do końca miesiąca. Odwiedzić rodziców lub inną rodzinę. Tych, którzy chcą wyjechać, proszę o zgłoszenie się do mnie lub profesora Phillipsa. Będziecie musieli podać miejsce, do którego chcecie wyjechać, byśmy mogli załatwić bilety. Tych, którzy zostaną, proszę, by zapisali się u Nancy lub profesora Collinsa, byśmy wiedzieli, ilu was zostanie.
Większość uczniów ucieszyła się z wolnego, lecz nie ja i Chris. Gdyby chłopak wrócił, jego ojciec przypominałby mu o tym, kim jest, a według ojca Chrisa jesteśmy podgatunkiem, zwierzętami, które można traktować gorzej od muchy. Według mnie nie miał po co wracać. Tak samo jak ja. W Londynie mieszkała Rose i moja mama, ale gdybym tam pojechała, wszystko by mi przypominało o Davidzie, nie mogłabym już tam normalnie funkcjonować.
Choć z drugiej strony fajnie byłoby zobaczyć Rosalie i mamę...
- Mój pokój na strychu nadal jest wolny - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się dobrodusznie. - Jak chcesz. - Wzruszył ramionami.
- Nie chcę. - Pokręciłam głową. - Wiesz, gdybym weszła do domu, od razu przypomniałby mi się David...
- Nie musimy wracać do TWOJEGO domu - zauważył z łobuzerskim uśmieszkiem. Trzepnęłam go w ramię i oboje zaśmialiśmy się. - Ale wiesz, ja cię do niczego nie zmuszam. Nawet jak zostaniemy tutaj, to będzie fajnie. - Poruszył brwiami.
Pokręciłam głową z uśmiechem na ustach. On zawsze wiedział, jak mnie rozweselić, poprawić humor. Przytuliłam się do niego. Objął mnie ramieniem i trwaliśmy w tym uścisku dobre kilka minut. Na koniec pocałował mnie w czoło i niestety musieliśmy już iść.
Myślałam nad pomysłem, by odwiedzić Londyn i zamieszkać u Chrisa, ale to chyba również przypomniałoby mi o bracie, a rana była za świeża, by ją rozdrapywać. Dlatego lepiej, byśmy zostali tutaj, gdzie, jak sądzę, zostanie mało uczniów, bo większość będzie chciała zobaczyć swoich bliskich.

~~ Becky ~~

Filip zaproponował, byśmy się przeszli, po tym jak Stark oznajmił te "wakacje". Wyszliśmy ze stołówki i poszliśmy w stronę parku i boiska. Przechadzaliśmy się chodnikiem, nad nami, między koronami drzew śpiewały ptaki, lekki, ciepły i przyjemny wietrzyk rozwiewał moje włosy. Czułam słodki zapach kwiatów, skoszonej trawy i rosy.
Nie odzywałam się, tak samo jak Filip. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Zatrzymaliśmy się dopiero pod betonowym murem, otaczającym szkolne tereny. Usiedliśmy w cieniu rozłożystego drzewa, oparliśmy się plecami o jego twardą korę. Przymknęłam na chwilę oczy. Pierwszy raz od wielu już dni było mi... Dobrze. Co prawda nadal rozpaczałam po utracie Dave'a, lecz teraz jakoś wszystkie te problemy zeszły na dalszy plan. Cieszyłam się z czerwonych już promieni słonecznych, które starały się przebić przez najniższe gałęzie drzewa, z wiosennego wiatru, który delikatnie muskał moje policzki i z obecności Filipa, z tego, że siedział tu pod tym drzewem ramię w ramię ze mną.
Spojrzałam na chłopaka, który wydawał się nad czymś intensywnie rozmyślać. Nie wiedziałam, czy mogłam mu przerwać. Po chwili jednak dotarło do mnie, że to on poprosił mnie o rozmowę i gdy otworzyłam usta, on odwrócił się w moją stronę.
- To o czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam.
- Ja... - zawahał się, więc zachęciłam go kiwnięciem głowy. - Zastanawiałem się... Bo skoro Stark powiedział, że możemy wyjechać... To zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś może pojechać ze mną do mamy i Borisa? Znaczy - zmieszał się - twojego ojca? - Uśmiechnął się nieśmiało. Wpatrywał się we mnie, oczekując odpowiedzi. A mnie odebrało mowę. Bo, owszem, chciałam poznać rodziców, ale teraz, gdy nadarzyła się okazja, by ich odwiedzić, to zaczęłam się irracjonalnie bać. No bo co, jeśli coś pójdzie źle? Co jeśli oni wyobrażali mnie sobie inaczej? Co jeśli ich zawiodę? Nie chciałam tego.
- Ja... - Przełknęłam gulę. Zaczęłam tak samo jak Filip i w duchu uśmiechnęłam się, lecz na zewnątrz nadal siedziałam wyprostowana, z nic niemówiącym wyrazem twarzy. - Ja chciałabym, i to bardzo... Ale... - Czy mogłam mu powiedzieć, że bałam się spotkać z własnymi rodzicami? Czy mnie wyśmieje? Czy mogę mu zaufać?
- Boisz się - stwierdził, patrząc mi głęboko w oczy. - To zrozumiałe. Ja też bym się bał, gdyby ktoś mi powiedział, że zaprowadzi mnie do ojca, którego nigdy nie widziałem. Ale zapewniam cię, mama i Boris są spoko. To jedni z najlepszych rodziców, jakich mogliśmy mieć. Mają wady, bo w sumie kto ich nie ma, ale są w porządku, jak na rodziców. Wychowali Mayę jak własną córkę, licząc na to, że ty również będziesz miała szczęśliwe dzieciństwo, co dobrze o nich świadczy. Tak więc mówię ci, nie masz się czego bać. - Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie. - To co, jedziemy? - zapytał. Pokiwałam tylko głową, niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Po prostu przytuliłam się mocniej do niego, wrzeszcząc na siebie w myślach za brak zaufania do niego, za ten głupi strach przed tym spotkaniem.
- Cieszę się, że cię mam - szepnęłam cichutko, lecz wiedziałam, że mnie usłyszał. W końcu był Dhampirem.

~~ Prue ~~

Zastanawiałam się, co robiliby moi rodzice, gdyby teraz razem siedzieli w Londynie. Czy przyjechaliby na pogrzeb Davida? Pewnie tak.
A myślałam nad tym, bo mama w ogóle nie pojawiła się ani na pogrzebie, ani przez ostatnie miesiące w szkole. Czy była jej aż tak obojętna śmierć jedynego syna? Chyba nie. Więc czemu nie przyjechała?
Zawsze mówiła, że David strasznie przypomina jej tatę. Oczywiście nie była osobą skorą do zwierzeń, ale gdy ją już coś napadło to opowiadała i opowiadała. Te blond włosy i rysy twarzy. Podobno budowę ciała również odziedziczył po nim. Nie wiem, nigdy go nie widziałam. Babcia wspominała, że mój nos jest identyczny do nosa ojca, tak jak niebieskie oczy.
Och tato, jesteś tam? Krzyczałam w myślach to pytanie od jakichś 13 lat i nic. Ale gdy tak mówiłam, czy pisałam o nim, to wydawało mi się, że jest gdzieś przy mnie. Może patrzy na mnie z góry?
"- Nie zabił!" - przemknęło mi przez głowę zdanie, wypowiedziane przez Liam'a w Twierdzy Strażnika Bajek. Wydaje się, że zdarzyło się to tak dawno temu!
"- Nie zabił!" - znów obiło mi się o czaszkę i dopiero za tym drugim razem dotarł do mnie sens tych dwóch słów. Serce zabiło mocniej.
- Mój tata żyje - szepnęłam obłąkańczym głosem. Jak w amoku sięgnęłam po laptop, włączyłam go i zalogowałam się na facebooku. Miałam ponad 20 nowych wiadomości. Nie zwracając na nie uwagi, napisałam krótkie pytanie do Liama - ostatniej osoby, z którą chciałabym mieć jakikolwiek kontakt. Ale tylko on mógł mi pomoc, znał odpowiedź na moje pytanie.
Odpowiedź pojawiła się w sekundę po wysłaniu mojej wiadomości. Jedno "Tak" wywróciło mój świat do góry nogami. Zakręciło mi się w głowie.

~~ Liam ~~

Siedziałem na parapecie, zastanawiając się nad sensem mojego życia. Po co istnieję? Kiedyś pracowałem dla Harry'ego. To on zamienił mnie w to, czym teraz jestem. Nie jestem mu ani trochę za to wdzięczny, bo przez bycie Wampirem spotykały mnie same przykrości. Tylko wtedy, tuż po X-Faktorze coś znaczyłem, żyłem dla kogoś i dla czegoś. Teraz nic dla siebie nie znaczyłem, nie mogłem spojrzeć na siebie w lustrze, mogłem nie istnieć. Dlaczego? Bo zachowałem się jak ostatni kretyn bez własnego zdania. Bo pomogłem Styles'owi zbliżyć się do Prue, bo przez nas zginął jej brat. Codziennie czułem jej smutek, czułem to, jak przeżywała wszystko od nowa. A to wszystko przeze mnie, przez to, że napisałem do niej, że się z nią zaprzyjaźniłem, a potem tak okrutnie zdradziłem.
Nagle poczułem, że koniecznie muszę włączyć facebooka. Gdy to zrobiłem, okazało się, że to Skojarzenie, bo zobaczyłem wiadomość od Prue. Moje serce zabiło szybciej. A raczej to, co z serca zostało.W końcu się do mnie odezwała!
Drżącą ręką kliknąłem ikonę, by wyświetlić treść wiadomości. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Nie tego jednego, krótkiego pytania. Ale nie zrażając się, odpisałem od razu w wampirzym tempie.
Dość długo czekałem na odpowiedź, ale na szczęście odpisała. Chciała się spotkać, by dowiedzieć się, co wiem. Mimo, że chciała się spotkać w konkretnej sprawie, czysto biznesowej, można by powiedzieć, to i tak się ucieszyłem. W końcu ja zobaczę, a to chyba najważniejsze!
Umówiliśmy się w Common Grounds piętnastego czerwca o trzeciej po południu. Gdybym miał serce, biłoby jak oszalałe. Uśmiechałem się jak głupi do ekranu laptopa, na którym było zdjęcie Prue.
Nagle do pokoju wpadł bez pukania Louis.
- Nie nauczyli cię pukać? - warknąłem jak każdy Wampir, gdy ktoś naruszył jego terytorium. - Sorry - mruknąłem, spuszczając wzrok. Nie mogłem przyzwyczaić się do mieszkania pod jednym dachem z Tomlinsonem i Horanem.
- Co tam? - Jak zwykle starał się być wesoły. Wzruszyłem ramionami, a w kącikach moich ust pojawił się uśmiech. Czułem to. - Co jest? - zapytał. O Hekate! Jak on mnie zna!
- Prue do mnie napisała - opowiedziałem mu całą historię.
- Gdy się z nią spotkasz, spytaj ją o tę jej przyjaciółkę... - mruknął. Uśmiechnąłem się pod nosem i zgodziłem się zapytać, co u jej przyjaciółki. Jak jej było?


~~*~~*~~*~~*~~

* Antonie Saint - Exupery
Hej :) Co tam? Och u mnie ciężko! Mnóstwo nauki i wszystkiego... :)
Rozdział może krótszy od pozostałych, ale mam nadzieję, że się wam spodobał :) Jak pewnie niektórzy z was zauważyli, że pod tamtym postem odpisywałam na komentarze i będę się starała to robić z każdym, oczywiście sensownym :) Rosemaire pytałaś ostatnie o Shane'a i Chloe :) I za to Ci dziękuję również, ponieważ podsunęłaś mi bardzo ciekawy pomysł na kolejny rozdział, ale to troszkę później będzie :)Och miałam coś napisać i zapomniałam. Moja skleroza jednak boli... -,- no nic, jak mi się przypomni to powiadomię was o tym, co miałam do powiedzenia :)
To chyba tyle :)
Do kolejnego ;*
Zuza♥

piątek, 8 listopada 2013

*3. "... To były najlepsze urodziny na świecie!..."

Dla Alice za to, że jest z tymi swoimi wadami, dzięki którym mam różne pomysły na opowiadanie. Za to, że jesteś, lub że Cię nie ma, nawet nie wiesz, ile Ci zawdzięczam, ile zawdzięcza Ci moje opowiadanie. Dziękuję ;* Choć pewnie tego nie przeczytasz ( za co się nadal focham) to i tak musiałam publicznie ci podziękować! <3


"Everything that kills me makes me feel alive"


~~*~~*~~*~~*~~

Sobota i niedziela minęły spokojnie. W poniedziałek Alice obchodziła swoje siedemnaste urodziny. Przygotowywaliśmy jej imprezę, o której pewnie wiedziała a miała być niespodzianką. Przez cały dzień Damien pilnował, by na wieczór wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Za bardzo się starał, jakby ktoś się pytał o moje skromne zdanie.
Lekcje jak to lekcje; nic ciekawego ani nic nowego. Same powtórki przed egzaminami, które miały się odbyć w połowie czerwca. Na samą myśl o nich robiło mi się niedobrze. Pracy domowej było po dziurki w nosie, dlatego razem z Becky, która ostatnio starała się nadrobić wszelkie zaległości, i Alice ślęczałyśmy w bibliotece nad książkami do samej kolacji a i tak wszystkiego nie zrobiłyśmy. Na szczęście to, co nam zostało, było na czwartek.
Na kolacji nie towarzyszył nam Tom. Co dziwniejsze, w ogóle go nie widziałam na stołówce. Zapytałam o niego chłopaków, lecz oni również nic nie wiedzieli.
- Co się nim przejmujesz. Jest dorosły - zauważył Damien, w rekordowym tempie pochłaniając swoją porcję.
- I nowy - dodałam. - Poza tym to aktor. Gwiazda! Może go porwali, albo...
- Hej! Hej! Wyhamuj, proszę, z tą swoją wybujałą wyobraźnią!
- Sorry. To o czym my...?
- Muszę spadać - oznajmił Dam, wstał i wyszedł.
- Na pewno nie wiecie nic o tym Brisingamenie?
Pokręciliśmy głowami.
- Brisingamen to w mitologii nordyckiej - odezwał się za mną męski głos - złoty lub bursztynowy naszyjnik bogini Frei. Kiedy go zakładała, żaden mężczyzna nie mógł się jej oprzeć. Brisigamen miał mieć też właściwość dawania zwycięstwa armiom w bitwie. Został wykonany przez czterech krasnoludów ze Svartalfeimu, Brisingów: Alfrigoja, Berlinga, Dvalina i Greeea. Żeby dostać naszyjnik, Freja zgodziła się oddać każdemu z nich.
Właścicielem tego głosu był Tom. Mówił, patrząc przed siebie, jakby czytał z niewidzialnej strony. Potem spojrzał na Becky.
- Siadaj i opowiadaj! - rozkazała brunetka, robiąc miejsce przy stole i wyciągając zeszyt i długopis.
- Do czego ci to potrzebne? Przecież mitologia nordycka nie jest przedmiotem obowiązkowym.
- Mam napisać o tym naszyjniku, by poprawić ocenę. A ty skąd o nim wiesz? - zainteresowała się.
- Fotograficzna pamięć - odparł krótko, pukając się w skroń.
- Super! - zawołała. - No, opowiadaj, co tam wiesz o tym Brisingamenie.
Tom opowiedział jej mit, a dziewczyna pilnie notowała. Tymczasem Chris odpisywał komuś na smsa.
- Do kogo piszesz? - zainteresowałam się.
- Musimy już iść. - Spojrzał na mnie znacząco a ja w mig pojęłam, o co mu chodziło.
- Szkoda - zasmuciła się Becky, wstała od stołu i wyszła ze stołówki, pociągając za sobą Alice.
- Może pójdziesz z nami? - zaproponowałam Tomowi, który przyglądał się temu z niemałym zdziwieniem.
- Co szykujecie? - spytał, wypijając do dna kubek z wodą.
- Imprezę urodzinową dla Alice. Niby niespodzianka, ale znając życie to o wszystkim wiedziała już trzy tygodnie temu. To co, idziesz z nami?
- Nie powinienem, w końcu urodziny to uroczystość bardziej dla rodziny i przyjaciół - odparł smutno. Miał chyba złe doświadczenia związane z takimi imprezami.
- No nie daj się prosić. Zabawisz się, poznamy się lepiej. Będzie fajnie, zobaczysz! - nalegałam.
- Nawet nie mam dla niej prezentu.
- Na pewno się nie obrazi. - Zaśmiałam się. Niechętnie się zgodził. Po drodze zatrzymał się przed jednym z drzew, urwał gałąź z młodymi listkami i pąkami.
- Jakie są ulubione kwiaty Alice? - zapytał.
- Nie wiem - odparłam szczerze zaskoczona. Przystanęłam obok niego, marszcząc czoło i zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Każda dziewczyna lubi róże, nie? - Wzruszył ramionami Chris. Pokiwałam rozważnie głową. Może nie każda, ale wolałam nie komplikować sytuacji.
Tom położył gałąź na swoich dłoniach. Zamknął oczy, a gdy je otworzył, były kolorowe jak tęcza. Wpatrywał się w gałąź, która pod wpływem tego wzroku zamieniała się w piękny bukiet z żółtych róż.
- Jest śliczny, na pewno jej się spodoba - pochwaliłam jego pracę.
- Jaka to moc? Przypomina Transmogryfikację, ale ona działa, z tego co wiem, tylko na ciało posiadacza tej mocy - zainteresował się Chris.
- Masz rację, ale moja Transmogryfikacja jest na tyle rozwinięta, że mogę ją przenosić na różne przedmioty - wyjaśnił.
- No dobra. Chodźmy, chodźmy. Mamy być przed Becky i Alice, a ja muszę jeszcze skoczyć po prezent - ponagliłam. Weszliśmy do internatu dla dziewczyn. Chłopcy poszli do salonu, a ja wbiegłam po schodach na górę, by zabrać z pokoju paczkę dla blondynki.


~~ Tom ~~

Poniedziałkowy ranek minął spokojnie. Poznałem swoją klasę, poziom nauczania i wychowawców. Lecz przez całe przedpołudnie otaczały mnie tłumy piszczących dziewczyn. W San Francisco wszyscy się już do mnie przyzwyczaili a tutaj byłem nowy, tak samo jak moja sława. Gdy w końcu się od nich uwolniłem, obiad się już skończył. Ukryłem się pośród drzew i patrzyłem na przechodniów. Nie widziałem wielu takich, których znałem. Nagle dojrzałem Starka w towarzystwie młodej brunetki z mojego roku. Chyba się kłócili. Podszedłem bliżej, by podsłuchać, o czym rozmawiają.
- Nie, nie możemy! - mówił cicho, ale stanowczo dyrektor. Judy, bo to ona towarzyszyła Starkowi, wydawała się być zawzięta w swoich postanowieniach.
- Nie pozwolę żebyś mnie tak traktował! Nie jestem rzeczą, szmatą, którą można wyrzucić, gdy się zużyje. Myślałam, że o tym wiesz, w końcu jesteś dorosły. Ale jak widać, myliłam się co do ciebie i twoich poglądów. Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego! Nie odzywaj się do mnie, nie przychodź.
- Będziemy udawać, że nic się między nami nie wydarzyło? Myślałem, że mnie kochasz... - zauważył wzburzony.
- Jeśli tak ma wyglądać nasza miłość, to ja pasuję. - Pokręciła głową, odwróciła się na pięcie i odeszła. Stark wyglądał na zdezorientowanego. Po chwili przywołał jednak na usta uśmiech, który nie dosięgał oczu i ruszył przed siebie. Chyba zależało mu na szczęściu dziewczyny.
Tymczasem o mało nie zdradziłem swojej kryjówki, gdy usłyszałem, że uczennica spotykała się z dyrektorem. I to nie były korepetycje. Oni ze sobą byli! Sypiali ze sobą! Byłem tak zdruzgotany swoim odkryciem, że siedziałem w krzakach dobrych kilka minut. Gdy pierwszy szok minął, opamiętałem się, skarciłem w myślach.
"Niech robią co chcą, są dorośli, co mi do tego. Poza tym ja nie jestem odpowiednim kandydatem do potępiania innych. Sam nie jestem święty".
Westchnąłem i zacząłem zmierzać w stronę stołówki na kolację. Z tacą pełną jedzenia podszedłem do stolika, przy którym siedział Chris i ta cała jego banda. Właśnie stanąłem za Prue, gdy ta brunetka, chyba Becky, zapytała o Brisingamen. Bez namysłu opowiedziałem w skrócie to, co wiedziałem o tym klejnocie. Czasem tak miałem. Gdy ktoś o coś zapytał, przed oczyma pojawiało mi się to coś i od razu wiedziałem o nim wszystko. Oczywiście jeśli kiedykolwiek o tym czymś słyszałem lub czytałem. Wszyscy byli pod wrażeniem. Lecz ja nie uważałem fotograficznej pamięci za jako taki dar od Nyks. Ten sam efekt uzyskałbym, gdybym się czegoś bardzo długo uczył. Choć to byłoby czasochłonne, więc nie narzekałem.
Potem nasunęło się to zaproszenie na urodziny Alice. Impreza urodzinowa. Coś ukłuło mnie po lewej stronie klatki piersiowej. Widziałem w oczach Prue, że posmutniałem, dlatego starałem się przybrać weselszą minę. Niezbyt często ujawniałem swoje emocje, a po stracie Vivian nigdy specjalnie przed nikim się nie otworzyłem. Tylko ona i Will wiedzieli, że jednak potrafię okazywać większa gamę uczuć niż to robiłem na co dzień.
Od zawsze byłem skryty. Teraz to zaproszenie przywołało smutne fragmenty mojego życia. Kiedy zajmowałem się głupim przyjęciem, Vivian zamordowano! Chyba nigdy sobie tego nie daruję!
Zgodziłem się, lecz wychowany w dobrej, szanującej się rodzinie, nie mogłem sobie pozwolić na przyjście bez prezentu dla jubilatki. Dlatego też zmieniłem gałąź w bukiet żółtych róż, ulubionych kwiatów Vivian.
Weszliśmy do salonu w domu dla dziewcząt, gdzie poznałem Filipa, który spoglądał na mnie nieufnie i Bellę, uśmiechniętą od ucha do ucha, zapewne fankę. Usiadłem na jednym z wolnych foteli, a kwiaty położyłem na stoliku obok tortu.
Nie czekaliśmy długo na przybycie dziewczyn. Gdy podeszły do stolika, wszyscy krzyknęli "Sto lat!". Stanąłem za nimi, biorąc kwiaty do ręki. Zastanawiałem się, co miałbym jej powiedzieć. Czy wystarczą zwykłe życzenia, czy raczej powinienem wytłumaczyć swoją obecność?
Na szczęście, gdy przyszła moja kolej, a Alice mnie zobaczyła, Prue pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Zaprosiłam go, chyba nie masz nic przeciwko?
- Nie, skąd. Czemu miałabym być przeciwna?
Obie uśmiechnęły się do mnie promiennie.
- To dla ciebie. - Wręczyłem jej bukiet. - Wszystkiego najlepszego. - Próbowałem uśmiechnąć się jak najbardziej wiarygodnie, lecz wiedziałem, że wyszedł z tego krzywy grymas.
- Dziękuję. Są naprawdę śliczne! I cieszę się, że przyjąłeś zaproszenie - powiedziała rozradowana Alice.
- Czas na tort! - zawołała Bella, niosąc małe ciasto w czekoladowej polewie.


~~ Alice ~~

To były jedne z najlepszych urodzin, jakie miałam w życiu! Żadne, nawet te piętnaste, gdy dostałam swoje upragnione kimono, nie przebije tego dnia! Nawet nie miałam pojęcia, że zwykłe siedzenie z przyjaciółmi, niedrogie prezenty to najlepsze urodziny EVER!
Mimo żałoby, mimo, że nie znaliśmy się z Tomem zbyt dobrze, wszyscy świetnie się bawiliśmy. Śmialiśmy się z wielu żartów opowiedzianych przez Damiena, rozmawialiśmy na przeróżne tematy, omijając szerokim łukiem Dave'a i szkołę.
Tom na początku wydawał się nieobecny, lecz z czasem i on dodał jakiś komentarz do prowadzonej rozmowy. Uśmiechałam się głupkowato, podczas gdy Felton opowiadał jak wyglądała jego dawna szkoła, czym się różniła od tej tutaj. Jacy byli uczniowie i nauczyciele. Powiedział, że bardzo zdziwiło go to ciepłe powitanie z naszej strony, jak i to, że ludzie, zwłaszcza dziewczyny, piszczały na jego widok, prosząc o autograf. Mówił, że odzwyczaił się od tego.
Po tym przyszedł czas, by rozpakować prezenty. Pierwszy był od Prue i Chrisa. Dostałam od nich kupony do nowootwartej chińskiej restauracji. W końcu będę mogła zjeść coś porządnego i normalnego! Oprócz tego w tym samym pudełku znalazłam dziesięciopak Grześków toffi i paczki żelek oraz przywieszkę w kształcie smoka. Becky podarowała mi najnowszą płytę Linkin Park, od Filipa dostałam, wybierane przez brunetkę kolczyki, które na końcu łańcuszka miały małe listki. Bella kupiła czerwony kapelusz i sweterek w czarno - białe paski, przyniosła również wielki kolaż, zrobiony ze zdjęć z Japonii jak i ze szkoły, byliśmy tam wszyscy. Oznajmiła, że zrobiła go Jenn, której było bardzo przykro, ale nie mogła przyjść, bo musiała zostać na jakiś dodatkowych zajęciach. A Damien? Od niego dostałam bukiet żółtych tulipanów. Powiedział, że ma jeszcze jakąś niespodziankę, jednak na nią musiałam nieco poczekać.
Nie wiedziałam ile to "nieco" dla niego znaczy, dlatego, gdy przyjęcie się skończyło i zostałam z nim w salonie sam na sam, trochę się denerwowałam. Zaśmiał się, czując, jak się niecierpliwię. Wstał z kanapy i pociągnął mnie za sobą. Wyciągnął z kieszeni chustkę, którą zasłonił mi oczy.
- Musisz mi zaufać - szepnął, gdy chciałam ściągnąć materiał z oczu. - Ufasz mi? - zapytał podejrzliwie, lecz czułam w jego głosie rozbawienie.
- Teoretycznie - odparłam, przekrzywiając nieco głowę. Wkurzało mnie to, że nie mogłam niczego zobaczyć.
Chłopak poprowadził mnie, uśmiechając się. Po prostu wiedziałam, że na jego różowe usta wpełzł złośliwy uśmieszek, który teraz ich tak szybko nie opuści. Wyszliśmy na dwór. Czułam świeże powietrze i delikatny wiatr we włosach. Szliśmy tak dosyć długo chodnikiem aż w końcu znów zostaliśmy otoczeni przez mury.
- Uwaga schody - ostrzegł mnie Damien. Stąpałam teraz ostrożniej, by się nie wywrócić. - Poczekaj. - Stanęłam posłusznie. Usłyszałam ciche skrzypnięcie, a w moje nozdrza uderzył zapach ryb i ryżu. - Chodź - szepnął do mojego ucha chłopak. Ruszyłam, lecz po paru krokach znów kazał mi się zatrzymać. Oddalił się ode mnie. Słyszałam skrzypnięcie, a potem poczułam jak odwiązuje mi chustkę i ściąga ją z oczu. - Wszystkiego najlepszego - usłyszałam jego głos tuż przy uchu. Otworzyłam oczy i ujrzałam niski stolik, nakryty białym obrusem, wokół niego leżało mnóstwo miękkich poduch, a na nim...
Ryba, ryż, sushi, owoce morza i inne potrawy z Japonii i nie tylko. Pośrodku między półmiskami paliły się dwie długie świece, tak samo jak wszędzie dookoła.
Odwróciłam się przodem do Damiena i zarzuciłam mu ręce na szyję. Miałam łzy w oczach, łzy szczęścia, łzy radości.
- Dziękuję - szepnęłam i pocałowałam go. On uśmiechnął się tylko, splótł nasze palce i poprowadził mnie do stolika. Usiedliśmy na poduchach i zaczęliśmy jeść, rozmawiając i śmiejąc się.
Tak, to były najlepsze urodziny na świecie! To była najwspanialsza noc, jaką kiedykolwiek przeżyłam!

~~*~~*~~*~~*~~

Hej ;) W końcu znalazłam czas na przepisanie tego rozdziału!! Jak wam się podoba? Według mnie ten mój Tom jest jakiś na razie bezpłciowy.... Chodzi mi o jego charakter. Będę musiała nad nim popracować :) Proszę o komentarze, bo nawet nie wyobrażacie sobie jak mi jest smutno, gdy widzę u innych tyle komentarzy, a u siebie tylko po 2, 3... Aż odechciewa mi się pisać...
Gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować:
http://zuzkamalfoy.tumblr.com/
Śmiało wchodźcie :) :
http://oneworldmanylivesonefuture.blogspot.com/
To chyba tyle, do następnego! <3