wtorek, 29 stycznia 2013

#Chapter Seven#

Przez te pięć dni śnieg sypał nieustannie. Chris przyszedł tylko raz. Dziś miał mnie zabrać na imprezę sylwestrową do Jamesa.
Już po obiedzie zaczęłam się na nią szykować. Pomalowałam paznokcie i, czekając aż wyschną, czytałam książkę. Po chwili wzięłam laptopa. Zalogowałam się na facebooku. Sprawdziłam pocztę. Była. Jedna wiadomość od tajemniczego Liama. Szybko wystukałam odpowiedź na klawiaturze. Po chwili przyszła kolejna:

"Hej, co taka piękna dziewczyna robi na fejsie w Sylwestra?"

Odpisałam mu:

"Szykuję się. Właśnie czekam aż mi lakier na paznokciach wyschnie. A  tak w ogóle to mogłabym Cię spytać o to samo... No... Nie widziałam Cię, ale to dziwne, że siedzisz teraz na facebooku, zamiast ubierać się na Sylwestra czy coś..."

"To bardziej skomplikowane niż sądzisz. Bardziej skomplikowane w moim przypadku."

Zaintrygowała mnie ta odpowiedź. Jednak zanim zdążyłam go o to zapytać, doszedł do mnie głos mojego brata:
- Mogłabyś się zacząć ubierać, co? Chris będzie u nas za niecałe dwie godziny, a znając ciebie to i tak za mało.
Zaśmiałam się. Pożegnałam się z Liamem, wyłączyłam laptop i powędrowałam do swojego pokoju.
W łazience wzięłam długą kąpiel, potem, owinięta szlafrokiem, weszłam do swojej sypialni. Wyciągnęłam z szafy ciuchy i położyłam ją na łóżku. Zrobiłam makijaż, uczesałam się i dopiero wtedy włożyłam sukienkę, buty i resztę dodatków.
Do torebki włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy. Właśnie wtedy usłyszałam głosy w salonie, a potem pukanie do drzwi. Nie czekając, aż powiem "proszę", David wszedł do pokoju, mówiąc:
- Mam nadzieję, że jesteś ubrana... Wow! - Stanął w progu jak wryty.
Uśmiechnęłam się i okręciłam wokół własnej osi. Za moim bratem stanął Chris.
- Wyglądasz... - zaczął
- Nieziemsko - dokończył mój braciszek.
Chris pokiwał głową.
- To co, idziemy? - spytał.
- Pewnie - odparłam. Ubrałam szalik i płaszcz. Popatrzyłam na mojego brata.
- A ty co, nie idziesz? - spytałam.
- Idę, tylko później. Muszę jeszcze coś zrobić.
Wzruszyłam ramionami i wyszłam razem z Chrisem przed dom. Szybko przeszliśmy do stojącej na ulicy taksówki. Gdy usiedliśmy i podaliśmy adres, kierowca ruszył sprzed mojego domu.
Przez całą drogę wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo. Nagle poczułam czyjąś rękę na mojej dłoni. To Chris próbował zwrócić moją uwagę na siebie. Spojrzałam na niego.
- Przepraszam... - wyszeptał.
Zdziwiłam się.
- Za co?
- Masz do mnie pretensje, że nie przychodziłem częściej...
- Skąd ty...? - zapytałam. Rzeczywiście, było mi trochę przykro, ale czy naprawdę aż tak to po mnie widać?
- Po prostu to czuję - wyjaśnił szybko. Jak na mój gust za szybko.
- Wcale nie mam pretensji. Po prostu się zastanawiam...
- Nie zaprzątaj tym sobie głowy, a przynajmniej nie teraz, okey?
Pokiwałam lekko głową. Zabrzmiało to trochę, jakby uważał, że nie powinnam o tym nic wiedzieć, ale nie chciałam wszczynać kłótni. Nie teraz. Nie przed fantastycznie zapowiadającą się imprezą.
Właśnie dojechaliśmy na miejsce. Chris zapłacił taksówkarzowi, zanim wyszliśmy.
Dom Jamesa był chyba jednym z najbardziej oświetlonych w tej okolicy. Wokół okien porozwieszane zostały migające, kolorowe światełka, a przez okna widziałam oświetlone pomieszczenia w domu.
Razem z Chrisem przeszliśmy przez chodnik i stanęliśmy na progu. Zadzwoniłam do drzwi. Po chwili otworzył nam roześmiany James. Gdzieś w tle słychać było muzykę.
- Och, cześć Prue! Jak miło cię widzieć, wchodźcie!
Przywitaliśmy się, zostawiliśmy kurtki w korytarzu i poszliśmy prowadzeni przez Jamesa w głąb domu. Muzyka narastała. Doszliśmy do salonu, gdzie było już sporo ludzi. W tym Rose, moja najlepsza przyjaciółka. Od razu podeszła do nas i przywitała się. Zaczęła nas wszystkim po kolei częstować.
- A gdzie David? - spytała rozglądając się dookoła. - Miał przyjść z wami...
- Powiedział, że musi coś jeszcze zrobić, ale na pewno wkrótce się pojawi - wyjaśniłam.
Cały czas przybywało gości. Ujrzałam też swojego byłego z jakąś laską. Rose również to zauważyła i powiedziała do mnie:
- Ciekawe, czy znalazł już sobie kogoś czy to tylko przyjaciółka.
- On nie uznaje przyjaźni damsko-męskiej - wyjaśniłam. Rose pokiwała głową, uśmiechając się do mnie.
Widziałam chyba wszystkich z drużyny mojego brata. Wszystkich, oprócz jego samego.
- Chodź, zatańczymy - zaproponował Chris.
Zgodziłam się. Po kilku kawałkach poszliśmy się czegoś napić. Przy stoliku z napojami spotkaliśmy Rose. Spytałam się, czy widziała może mojego brata. Ta jednak pokręciła głową.
- Nie martw się o niego. Jest dużym chłopcem, poradzi sobie - zapewnił mnie ze śmiechem Chris. - Au! - zawołał, choć wiedziałam, że to go nie zabolało, bo uderzyłam delikatnie.
- To nie było śmieszne - odparłam.
- Wiem, ale powinnaś wyluzować.
- Okey. Może przesadzam.
W końcu przestałam się przejmować moim bratem i zaczęłam się bawić. Starałam się unikać Mike'a i jego dziewczyny. Udawało mi się to. Cały czas spędzałam z Rose i Chrisem. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszedł David.

***

Właśnie dochodziła północ. Zebraliśmy się wszyscy przed domem z szampanem. Odliczaliśmy sekundy do północy:
- Dziesięć! Dziewięć!... - Chłopcy zaczęli szykować fajerwerki.
- Osiem! Siedem! Sześć!... - Zaczęło mi się kołować w głowie.
- Pięć! Cztery!... - Świat zaczął wirować przed moimi oczami.
- Trzy! Dwa!... - Złapałam się kurczowo ramienia Chrisa, by nie upaść.
- Jeden! Szczęśliwego Nowego Roku!!! - krzyknęli wszyscy, a na niebie pojawiły się kolorowe fajerwerki.
W mojej głowie natomiast coś eksplodowało. Wrzaski, piski i krzyki usłyszałam ze zdwojona siłą. Zmrużyłam oczy. Jeden głos był bardzo wyraźny, gdzieś bardzo blisko mnie.
"No i następny rok dobiegł końca. Teraz będę musiał jeszcze bardziej opiekować się Prue, bo..."
- Co mówiłeś? - spytałam, Chrisa, bo to na pewno był jego głos.
- Prue, ja nic nie mówiłem - odparł, przyglądając mi się uważnie.
- No przecież słyszałam. Coś o tym, że rok się skończył....
Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Zaciekawienie przerodziło się w zdziwienie i... ból? Odciągnął mnie od tłumu, który świętował Nowy Rok.
- Jesteś pewna, że słyszałaś właśnie te słowa?
Lekko pokiwałam głową, bo strasznie mnie bolała od tego hałasu.
- Niech to szlag! - zawołał i pociągnął mnie w stronę domu. Stał tam David w towarzystwie Rose. Chłopak szepnął coś mojemu bratu, który zaczął tłumaczyć coś Rosie. Nie usłyszałam co, bo Chris wyprowadził mnie na ulicę, gdzie nie było żadnego z naszych imprezowiczów.
- Dokąd mnie prowadzisz? Co się dzieje? - zawołałam.
Im dalej byliśmy od domu Jamesa, tym coraz mniej głosów słyszałam, a ból głowy zelżał.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Musimy natychmiast wyjechać.
- Wyjechać? Ale dokąd? - zapytałam.
- Opowiem ci wszystko w drodze. Teraz musimy się spieszyć! - krzyknął. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, bo to bardzo bolało. Zaczęłam się szarpać, więc przystanął na chwilę. Popatrzył mi w oczy. - Musisz mi zaufać.
- Ale dlaczego musimy wyjechać? - upierałam się.
- Bo twoja przemiana nastąpi wcześniej, niż się tego spodziewaliśmy. A teraz rusz się! - zawołał, pociągając mnie znów za sobą.
- Co?? - krzyknęłam, bo myślałam, że źle usłyszałam przez ten ból głowy. - Przemiana? Jaka?
- Mała, pytania później, teraz trzeba się stąd jak najszybciej wydostać!

~~~~~~~~~~~~
Elo ;* Jak Wam się podoba? Mam teraz taki mały zastój weny i nie wiem o czym teraz pisać. Więc może w komentarzach napiszcie czego chcielibyście więcej? Może to by mnie jakoś natchnęło... :) Dziękuję za miłe komentarze ;**
♥♥

piątek, 25 stycznia 2013

#Chapter Six#

- Tak jest u mnie - usłyszałam ściszony głos gdzieś obok mnie. Cisza i znów szept. - Wiem, nie jestem głupi. Nie zrobię czegoś, czego nie będzie... - Chris rozmawiał przez telefon i ten ktoś teraz mu przerwał. - Och, dobrze wiem, że księżyc... - zirytował się. Znów nastała cisza. - Nie musisz mi tego przypominać, aż za dobrze wiem, kim jestem i do czego jestem zdolny - westchnął przeciągle nadal nieco rozzłoszczony.
Otworzyłam oczy. Było nadal ciemno. Przekręciłam się w stronę, z której dochodził głos Chrisa. Chłopak siedział na biurku, huśtając nogami tak, jak to ja robiłam wczoraj wieczorem.
Gdy zauważył, że nie śpię, uśmiechnął się i powiedział do telefonu:
- Muszę kończyć. Przyprowadzę ją rano do domu... Na razie.
Rozłączył się. Wstał i podszedł do mnie.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić - powiedział, siadając na łóżku. - David dzwonił - dodał.
- Nic się nie stało. Zdążyłam się zorientować, że rozmawiacie o mnie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Spojrzałam mu w oczy. Utonęłam w nich. Były takie wspaniałe... Nasze twarze zaczęły przybliżać się do siebie. Widziałam w jego oczach błysk, który zauważyłam już wcześniej. Czyżby to było... Nie... A może jednak...?
Gdy moje usta były milimetry od  jego, on odchylił się lekko i musnął wargami mój policzek. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i położył się na plecach. Obie ręce splótł pod głową. Ja również się położyłam. Nie mogłam jednak zasnąć. Myślałam nadal nad tym, co zobaczyłam w jego oczach. I to nie pierwszy raz. Po prostu dopiero dziś potrafiłam nazwać to uczucie... Pożądanie. Przez moje ciało przeszły dreszcze, gdy to sobie uświadomiłam.
Wierciłam się na łóżku nie mogąc zmrużyć oka. W końcu zniecierpliwiony Chris przybliżył się do mnie. Znów mogłam poczuć ciepło bijące z jego ciała. Odwróciłam się twarzą do niego. Położyłam dłonie na jego piersi, a on swoją oparł na moim biodrze. Czułam jego płynny oddech na swojej twarzy, gdy całował mnie w czoło. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam, wiedząc, że przy nim nic mi nie grozi.

 ***

Otworzyłam oczy. Znów stałam w tym samym cholernie dziwacznym lesie. I tym razem panowały w nim ciemności. Znów nikogo przy mnie nie było. I znów to samo nikłe światło pojawiło się gdzieś daleko przede mną.
Zaczęłam biec w tamtą stronę, bo już wiedziałam, co za chwilę się stanie. Usłyszałam wycie. Stanęłam przerażona. Potem inny głos zawył, a po mojej prawej stronie pojawiły się te same żółtawe oczy. Cofnęłam się o dwa kroki. Punkty zniknęły. Po chwili z krzaków wyłonił się Chris. Miał na sobie tylko czarne dresowe spodnie. Podszedł do mnie i przytulił. Gdy w końcu mnie puścił, poczułam lodowaty wiatr. Chris zasłonił mnie swoim ciałem, a ja już wiedziałam, co będzie potem. Krzyknęłam głośno.
- NIEEEE!!!!!!
Obudziłam się, nadal krzycząc. Siedziałam zlana potem na łóżku. Obok mnie był przerażony Chris. Czułam to. Czułam jego obecność, jego gorące ciało. I niemałe zdezorientowanie.
- Już dobrze. To tylko sen - zapewniał mnie. Mówił cicho. Jego usta znajdowały się przy moim uchu. Po moich policzkach leciały łzy. Przytuliłam się do Chrisa, który objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami. Czarne strugi leciały po moich policzkach i wsiąkały w jego białą koszulkę, robiąc na niej ciemne plamy.
Gdy trochę się uspokoiłam, odsunął się ode mnie. Popatrzył mi w załzawione oczy i uśmiechnął się.
- To tylko sen... Nie masz się czego bać. Ze mną jesteś bezpieczna.
- Dziękuję - szepnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Połóż i prześpij się jeszcze.
Oderwałam się od niego i popatrzyłam mu w oczy.
- Chyba już nie zasnę - odparłam, kręcąc głową.
- To może opowiesz mi co ci się śniło? - zaproponował niepewnie.
Pokiwałam głową i zaczęłam mówić. Opowiedziałam mu cały sen ze szczegółami. Dodałam, że już nie pierwszy raz mi się to przytrafiło. Zaśmiał się nerwowo i rzekł:
- Ale masz wybujałą wyobraźnię.
Przyjął to lekceważąco, jednak coś w jego wyrazie twarzy mówiło mi, że choć trochę go to obeszło i się tym przejął. Sięgnął po telefon, który leżał na biurku, odblokował go i powiedział:
- Jest dziesiąta. Powinniśmy się zbierać, bo David mnie zabije, jeśli nie odstawię cię do południa do domu. Idziesz pierwsza do łazienki czy ja?
- Obojętnie - odparłam, wzruszając ramionami.
Wziął więc jakieś ciuchy z szafy i wszedł do łazienki. Ja tymczasem opadłam na poduszkę i myślałam. Zastanawiałam się, co sądzi o mnie Chris. Zachowywał się cały czas jakby mu na mnie zależało. Tylko nie wiedziałam, czy traktował mnie jak siostrę czy dziewczynę...
Po dwudziestu minutach Chris wyszedł, ubrany w czarne dresy i niebieską koszulkę. Chwyciłam za swoje ubrania i, gdy wchodziłam do łazienki, chłopak zakładał bluzę w szaro-białe paski.
Szybko umyłam się, ubrałam i zrobiłam kitkę. Gdy wychodziłam z łazienki, Chris rozmawiał z kimś przez telefon.
- Nie dam rady teraz .- Cisza. - No tak. - Znów cisza. - Dobra postaram się wieczorem, ale niczego nie obiecuję. Cześć. - Rozłączył się. Schował telefon do kieszeni.
Dopiero teraz zauważyłam, że rana na policzku prawie zniknęła, została różowa kreska, a siniak zrobił się mały i zielono-żółty. Gdy chłopak zobaczył na co patrzę, odpowiedział:
- U mnie tak zawsze jest. Wszystko szybko się goi.
- Ale jak...?
- Sam nie wiem, tak po prostu jest -  przeszkodził mi. - Gotowa? - zmienił temat.
- Możemy iść. - Uśmiechnęłam się blado.
Założyliśmy buty i kurtki i wyszliśmy z domu. Na dworze było strasznie zimno. W nocy spadło trochę śniegu i teraz drzewa, trawniki i dachy domów okrywała biała kołderka, a na ulicach było błoto. Szliśmy chodnikiem w stronę mojego domu. Minęliśmy park, w którym się wczoraj spotkaliśmy.
Ciągle spoglądałam na Chrisa. Dziwiło mnie to, że tak szybko rana mu się zagoiła. To nie było normalne. Zastanawiałam się, jak on mógł to zrobić. Od razu pomyślałam, że jest wampirem czy czarodziejem, albo jeszcze jakimś innym stworem rodu z "Sagi Zmierzch" czy "Harry'ego Pottera". Wtedy nawet nie wiedziałam, jak blisko byłam rozwiązania...
W końcu doszliśmy do mojego domu. Stanęłam tyłem do drzwi, a przodem do Chrisa.
- Wejdziesz? - spytałam.
- Nie dziś - powiedział, a uśmiech z mojej twarzy wyparował.
Chris uśmiechnął się na widok mojej miny.
- Przyjdę jutro - zapewnił mnie. Pocałował w czoło i odszedł, ciągle się uśmiechając.
Weszłam do domu. Od razu poczułam ciepłe powietrze z wnętrza mieszkania. Ściągnęłam kurtkę i buty, które zostawiłam w korytarzu. W salonie nikogo nie było. Tak samo w kuchni. Poszłam więc do swojego pokoju, by wziąć czyste ubranie, a potem do łazienki, by wziąć długą i relaksującą kąpiel.
Po niecałej godzinie siedziałam w salonie z kanapkami i kubkiem gorącej herbaty. Oglądałam powtórkę jakiegoś programu. W końcu poszłam po laptopa. Gdy już siedziałam z nim na kolanach, zalogowałam się na facebooku. Po paru minutach wyświetliła mi się wiadomość od... Liama. Na początku nie mogłam sobie przypomnieć, kim on jest, jednak w końcu zorientowałam się, że już kiedyś z nim pisałam. Odpisałam mu szybko.
Gdy David wrócił do domu, ciągle siedziałam z laptopem na kolanach.
- Hej mała! Co tam? - rzucił obojętnie, ale ja wiedziałam, że chciał wybadać, co się wczoraj stało.
Spojrzałam na niego znad ekranu laptopa, uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Hej, tutaj nic, a jeśli chodzi ci o to, jak było u Chrisa to możesz zapytać prosto z mostu, a nie owijać w bawełnę.
Zaśmiał się.
- No więc jak było u Chrisa? Co robiliście?
- W porządku. Głównie gadaliśmy i spokojnie nic się nie stało... - zapewniłam go, widząc jego minę. - Mógłbyś mieć więcej zaufania do nas.
- Och przepraszam, że się martwię - odparł sarkastycznie.
- Przecież wiesz, o co mi chodzi. Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.
Usiadł na kanapie i objął mnie ramieniem.
- Ale tak na poważnie, wszystko dobrze?
- TAK! Wszystko jest okey! - zawołałam.
- To się cieszę, bo gdyby coś ci się stało...
- To co? - spytałam.
- To Chris pożegnałby się ze swoją piękną buźką - powiedział przekornie. Droczył się ze mną, lecz wiedziałam, że bardzo się o mnie martwił, mimo, że w nocy znajdowałam się pod opieką jego najlepszego przyjaciela. Lecz może właśnie o to chodziło? Że chłopaki od tylu lat się przyjaźnili?
- Już się pożegnał - szepnęłam do siebie.
- Co? - Brat przesunął się bliżej mnie.
- Nie nic. Głośno myślę. Uważam, że jesteś przewrażliwiony. Taka mała sugestia...
Zaśmiał się.
- Kocham się, wiesz? - zapytał.
- A ja ciebie nie. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Idę do siebie - powiedział i wszedł do swojego pokoju.
Znów zostałam sama. Odpisałam Liamowi i położyłam się na kanapie, myśląc o Chrisie, o tym co jego ojciec mu zrobił i jak szybko doszedł po tym do siebie.


~~~~~~~~~~~~
Hej ;*  Nie wiem... Chyba trochę krótkawy... Następne postaram się pisać dłuższe... Co sądzicie? Miłego weekendu ;** ♥

wtorek, 22 stycznia 2013

#Chapter Five#

Wstał mroźny lecz słoneczny poranek dwudziestego piątego grudnia. Boże Narodzenie. Co się z tym kojarzy? Rodzinna atmosfera, wspólne posiłki, rozmowa, radość. Jednak mnie te święta kojarzą się z czymś, czego wolałabym nie wspominać. Dlatego, że właśnie dwudziestego piątego grudnia, gdy miałam trzy lata, ojciec spakował się i bez pożegnania wyszedł, by nigdy nie wrócić. Pamiętam to tak dobrze, jak żadne inne wydarzenie z mojego życia. Byłam jeszcze mała i nie mogę sobie przypomnieć szczegółów związanych z nim, ale jego odejście to był dla mnie szok. No bo to przecież mój tata...
Ubrałam się, zrobiłam makijaż i poszłam do kuchni, gdzie mama przygotowywała śniadanie. Davida jeszcze nie było. Nie dziwiłam mu się, bo mnie też nie chciało się wstawać.
- Idź go obudź - powiedziała mama na powitanie. Żadnego "Dzień dobry", żadnego "Cześć'. Zdążyłam się przyzwyczaić, że ten dzień był dla niej najgorszym w całym roku i choć starała się to przed nami ukryć, nie udawało jej się, bo zawsze, co roku zachowywała się podobnie, nieco oschle.
Odwróciłam się w stronę drzwi i wyszłam z kuchni. Powędrowałam do pokoju mojego brata. Zapukałam. Z głębi pokoju usłyszałam ciche "proszę", więc weszłam.
- Cześć. Śniadanie jest już na stole.
- Dzięki. Zaraz przyjdę. - Uśmiechnął się ponuro.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
Pokiwał lekko głową.
- Wiesz, co dzisiaj jest... - zaczął. - Chciałbym o tym choć na chwilę zapomnieć i cieszyć się świętami.
Podeszłam do niego i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
- Wiem jak się czujesz - szepnęłam, spuszczając wzrok na swoje kolana.
Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu. Potem David odezwał się:
- Możesz mnie puścić? Muszę się ubrać. - Zaśmialiśmy się krótko.
Oderwałam się od niego i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Moją uwagę przykuły prezenty pod choinką. Co roku mama starała się, by te święta okazały się normalne i kupowała nam jakieś upominki. A ja z bratem kupowaliśmy prezent jej, by nie było jej przykro. Jednak widok prezentów przypominał mi sceny z filmów, gdzie wesoła rodzina razem rozpakowuje prezenty i cieszy się nawet z najgłupszych upominków. Łza zakręciła mi się w oku. Zamrugałam kilka razy i starałam się, by jej nie uronić. Udało się. Poczłapałam powoli do kuchni, gdzie mama czytała gazetę rozłożoną na stole z kubkiem kawy w ręku.
Usiadłam naprzeciw niej. Nalałam soku do szklanki i upiłam łyk. Po chwili dołączył do nas David. Zaczęliśmy jeść w ciszy śniadanie, zresztą jak zwykle w jakiekolwiek święto. Czasem tylko ja lub David o coś zapytaliśmy. Dziś też tak było.
- David, przyjedzie dzisiaj Chris? - spytałam obojętnie między kęsami mojej kanapki.
- Powiedział, że może wieczorem, a co? - zaciekawił się.
- Nic,  tak się tylko pytam - odparłam szybko. Poczułam jak się rumienię. Nienawidziłam tego. Choć niektórzy uważali, że to urocze, jak na przykład Chris, nie cierpiałam tego uczucia, tego, że przez rumieńce każdy mógł odczytać ze mnie emocje jak z otwartej księgi.
Po skończonym śniadaniu każdy udał się w swoją stronę. Gdy przechodziłam przez salon, nie spojrzałam na choinkę. Swój prezent odpakuję później - jak zawsze.
Mama wyszła z domu. David został w salonie, gdzie oglądał jaki program sportowy. Ja poszłam do swojego pokoju. Włączyłam cicho muzykę, wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki i położyłam się na łóżku. Otworzyłam lekturę i zaczęłam czytać.
Tak mnie wciągnęło czytanie, że nie wiedziałam nawet, kiedy minęło południe i zbliżała się pora obiadu. Z tego "transu" wyrwał mnie David, wchodząc do pokoju, by poinformować mnie, że za chwilę będzie obiad. Odłożyłam więc książkę i poszłam do kuchni. Obiad minął w trochę lepszej atmosferze niż śniadanie. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Czasem wybuchaliśmy śmiechem, choć rzadko. David i ja, gdy skończyliśmy jeść, pomogliśmy mamie posprzątać. Potem poszliśmy do salonu, by rozpakować prezenty. Dostałam następną do kolekcji poduszkę i książkę oraz dwie śliczne bransoletki z przywieszkami. I wtedy znów każdy rozszedł się do swoich pokoi. Ja wróciłam do czytania "Melancholii Sukuba".

~~~~

Właśnie wracałam z krótkiego spaceru, gdy zauważyłam znajomą postać, skradającą się w ciemności. Od razu go poznałam. Prze moje ciało przeszły dziwne dreszcze, w ogóle nie związane z zimnem. Podeszłam do chłopaka, który w jednej ręce niósł czarną torbę. 
- Hej! - zawołałam. 
Wzdrygnął się i odwrócił twarzą do mnie. Miał kaptur na głowie jednak wiedziałam, że to on. Chris.
- Cześć, mała. Nie powinnaś tak robić. A co gdybym nie był tym kim jestem?
Wzruszyłam ramionami. Spod kaptura patrzyła na mnie para błyszczących oczu. Była w nich złość, frustracja...
"Czy to przeze mnie?" 
Następnie moją uwagę przykuł cień, który znajdował się tuż pod okiem. Wystraszyłam się. Odrzuciłam jego kaptur i w bladym świetle latarni spojrzałam na jego twarz. Przez prawy policzek rysowała się długa, czerwona kreska, z której sączyła się krew. Natomiast jego lewe oko było całe napuchnięte i fioletowe.
- Co ci się stało? - spytałam, dotykając siniaka pod lewym okiem. Syknął z bólu. Byłam przerażona. Przejechałam delikatnie palcami po jego nieskaleczonym policzku. Zadrżał, a w jego oczach zobaczyłam coś, czego nie potrafiłam nazwać. Przynajmniej nie teraz. 
Opanowałam się i sięgnęłam do kieszeni płaszcza, z której wyciągnęłam paczkę chusteczek. Wzięłam jedną i przycisnęłam do rany. 
- Powiesz mi, co się stało? - powtórzyłam. 
- Spadłem ze schodów. 
- Z tego co mi David mówił, w domu nie masz schodów. Jest tylko parter - zauważyłam. 
Zaklął pod nosem. 
- Przy mnie nie musisz nikogo udawać. Chcę ci pomóc, ale nie potrafię. Nie, kiedy mnie okłamujesz. 
Spojrzał mi w oczy. 
- Nie mogę...
- Biłeś się z kimś? 
- Nie do końca...
- Ktoś cię uderzył? Popchnął? - Pociągnęłam go w stronę domu. Nie zaprotestował, tylko lekko skinął głową w odpowiedzi na moje pytanie. - Kto? - wystraszyłam się, przystając na moment, lecz niema od razu znów ruszyłam. 
Pokręcił tylko głową. Nie chciał o tym rozmawiać, rozumiałam to doskonale. 
- Musi cię zbadać lekarz. - powiedziałam. Tym razem to Chris stanął i popatrzył na mnie.
- To nic poważnego - skłamał. Widziałam, że krew nadal spływa po jego policzku, mimo chusteczki. 
- I musisz to zgłosić na policję - dodałam poważnie. 
- I co to da? Oni mi nie uwierzą! - krzyknął. 
- Powiesz mi? Może ja uwierzę - odparłam spokojnie, pociągając go, by szedł za mną. 
- Nie mogę! - powtórzył sfrustrowany. 
- Ale czemu? - Nie dawałam za wygraną. 
- Bo on mnie zabije! Powiedział żebym mu się nigdy więcej na oczy nie pokazywał. Dobrze, że nie miałem tam wielu swoich rzeczy. Jedyne, czego będę żałować to moje czarne adidasy, które zostały pod łóżkiem... - Pierwsze zdanie wykrzyczał, lecz potem jego głos słabł, aż w końcu ledwo go słyszałam. Mówił tak jakby do siebie, więc mu nie przerywałam. 
Zastanowiłam się chwilę. I wtedy straszna prawda uderzyła mnie w twarz.
- Czy to... Czy to twój ojciec cię tak urządził? 
Znów przystanął i znów spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegłam ból, strach, ale jednocześnie złość i coś jeszcze... Błysk, który za moment zniknął. 
Wzruszył ramionami. Jego twarz stała się kamienną maską bez żadnych uczuć. 
- Dokąd mnie prowadzisz? - zmienił temat.
- Idziemy do mnie. Skoro nie chcesz iść na pogotowie, muszę to przemyć i jakoś opatrzyć.
- Nie mogę iść do ciebie - zaprotestował.
- To gdzie pójdziesz? - spytałam. 
- Mam małe lokum, nawet niedaleko stąd. Tam trzymam większość swoich rzeczy, w tym apteczkę - podkreślił. - Tam też od jakiegoś czasu nocuję. Tam pójdę. 
- Ale ja nie pozwolę żebyś był sam. Idę z tobą - powiedziałam stanowczo.
- Nie możesz! - zawołał. 
- Mogę. Sam sobie nie poradzisz - stwierdziłam. 
- Radziłem sobie jakoś do tej pory to czemu miałbym sobie nie poradzić teraz? 
- Po pierwsze: dobrze powiedziane: JAKOŚ, a po drugie: masz przyjaciół, więc nie musisz cały czas ze wszystkim radzić sobie sam. - Chciał zaprotestować, lecz byłam szybsza. - To gdzie to twoje coś, w czym mieszkasz? - Rozejrzałam się dookoła, jakby mieszkanie miało samo stanąć przede mną.
Uśmiechnął się lekko i poprowadził mnie przez park. Gdy przeszliśmy pomiędzy drzewami, skręciliśmy w lewo w ciemną uliczkę. Znów poszliśmy w lewo i stanęliśmy przed obskurną kamienicą. Chris popatrzył na mnie. Uśmiechnęłam się do niego. 
- Chodź, bo zimno się robi - powiedział i otworzył drzwi. Wpuścił mnie przed siebie. Weszliśmy do środka jednak tam było równie zimno jak na dworze. Poprowadził mnie schodami na poddasze. Otworzył kluczem drzwi i pozwolił mi przejść pierwszej. Tutaj okazało się być cieplej niż na klatce schodowej. Po lewej stronie znajdowały się białe drzwi. Pod oknem stało biurko, obok łóżko, a naprzeciwko, w rogu, szafa. Regał był przepełniony książkami i płytami. Nad łóżkiem wisiał plakat jakiejś drużyny siatkarskiej.
- Przepraszam za bałagan. Rzadko mam tutaj gości. - Podszedł do łóżka, zgarnął ubrania i  wrzucił do szafy. Rozejrzałam się.
- To gdzie masz apteczkę? - spytałam, ściągając kurtkę.
Wstał, wziął czerwone pudełko z białym krzyżem. Położył na biurku i otworzył. Zaczął wyciągać z niego różne rzeczy. Zauważyłam, że ręce mu się trzęsą. Podeszłam do niego i chwyciłam za jego gorące dłonie, które trzymały małą buteleczkę.
- Usiądź - rozkazałam, pokazując na łóżko i zabierając od niego flakonik.
Posłuchał, a ja zaczęłam "bawić się" w pielęgniarkę. Opatrzyłam mu ranę, założyłam opatrunek  i posprzątałam po sobie.
- Bardzo boli? - spytałam.
Potrząsnął głową. Uśmiechnął się i opadł na łóżko, tak że nogi opierał na podłodze.
- Fajnie tu masz. - Rozejrzałam się. - Od jak dawna tutaj mieszkasz? - spytałam, siadając na biurku. Huśtałam nogami w przód i w tył.
Chris spojrzał na mnie kątem oka.
- Od jakiegoś czasu... Pół roku, może trochę więcej. Gdy wróciłem z Dundee, wyprowadziłem się z domu. Jednak dzisiaj postanowiłem tam wrócić, żeby zabrać resztę swoich rzeczy. No i stało się to, czego najbardziej się obawiałem. - Gdy to mówił, patrzył w sufit, nie na mnie. Wyciągnął z kieszeni telefon. - Jest późno. Zostaniesz na noc, a rano odprowadzę cię do domu, okey?
Pokiwałam lekko głową. Podszedł do szafy, wyciągnął koszulkę i podał mi ją.
- Tam. - Wskazał białe drzwi. - Jest łazienka.
- Dzięki. - Wzięłam koszulkę i poszłam w pokazaną przez Chrisa stronę.
Umyłam się i ubrałam bluzkę chłopaka. Była rozciągnięta i za długa na mnie. Sięgała mi do połowy ud. Wzięłam swoje ubrania i wyszłam. Położyłam ciuchy na podłodze pod biurkiem.
- Nie obrazisz się, jeżeli oboje będziemy spali na jednym łóżku? Nie ma tutaj miejsca, żeby spać na ziemi.
Przełknęłam kulę, która zgromadziła się w moim gardle. Nie chodziło o to, że się bałam. O nie. Pewnie będzie nawet fajnie. Tak, nawet bardzo fajnie,lecz mimo wszystko coś mnie zaniepokoiło. Musiałam mieć dziwną minę, bo chłopak roześmiał się.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię - przyrzekł.Zrobiło mi się głupio, ponieważ tyle razy byliśmy razem,naprawdę blisko siebie a ja bałam się położyć z nim do łóżka. Chłopak obrócił jednak wszystko w żart, więc nieco się odprężyłam.
Wszedł do łazienki z białą koszulką i zielonymi spodenkami w ręce. Usiadłam na łóżku z podkulonymi nogami. Myślałam o tym co się stało. O tym, co mi dziś wyznał. Zadrżałam na samą myśl o tym, że ojciec mógł uderzyć własnego syna. Oczywiście w telewizji wiele się działo, ale nigdy jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że rodzic może podnieść rękę na dziecko. Może dlatego, że swojego taty nie znałam, a mama nigdy nie pochwalała takich metod wychowawczych, więc nigdy nas nie uderzyła.
Zrobiło mi się zimno, więc przykryłam się kołdrą, która leżała obok mnie. Położyłam się skulona. Po dwudziestu minutach przyszedł Chris. Położył się na drugim końcu łóżka. A mnie nadal było zimno i drżałam. Chłopak spojrzał na mnie. Przybliżył się i objął mnie mocno choć niepewnie. Jego ciało było niesamowicie gorące. Znów zadrżałam. Tym razem pod wpływem jego bliskości. Czułam bicie jego serca, jego ciepły oddech na mojej skórze, jego wysportowane ciało, które leżało strasznie blisko mojego. Jego ręka spoczywała na mojej talii, a usta na czubku mojej głowy. Pocałował mnie tak, jak to robiła kiedyś mama na dobranoc, gdy byłam mała. Poczułam się bezpiecznie. Zamknęłam więc oczy i odpłynęłam w krainę snów.

~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;* Chciałam Was tylko zachęcić do czytania i polecania mojego bloga koleżankom (jeżeli Wam się podoba).
Następny postaram się dodać w weekend ;*

piątek, 18 stycznia 2013

#Chapter Four#

Szłam jakąś ścieżką. Wokół mnie rosło mnóstwo drzew.  Korony były tak gęste, że najmniejsze światło nie przedostawało się tutaj, na dół. Wokół panowała ciemność. Tylko jakby na końcu ścieżki widziałam jakieś blade światełko. Zaczęłam iść ku niemu coraz szybciej.
Nagle, gdzieś po mojej prawej stronie usłyszałam wycie. Głośne i donośne. Zaraz po nim, jakby w odpowiedzi coś zawyło dalej, głębiej w lesie. Przerażona stanęłam twarzą w stronę, z której dochodził ten odgłos. Przez moje ciało przebiegł dreszcz. Gdy znów dało się słyszeć wycie, było znacznie bliżej niż poprzednim razem. Poczułam, że powinnam stamtąd jak najszybciej uciec, jednak nie mogłam się ruszyć. Coś zaszeleściło niebezpiecznie blisko mnie. Nagle między  krzakami pojawiły się dwa świecące punkty. Tak, to były oczy. Wielkie i żółte. Wpatrywały się we mnie. Czułam, że gdzieś nie tak dawno je widziałam. Nie mogłam sobie przypomnieć. Jak punkciki szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły, by po chwili pojawić się znowu, tym razem znacznie wyżej. Było w nich coś innego, nie widziałam w nich tego błysku żółci. Teraz wyglądały zbyt znajomo, bym nie mogła ich rozpoznać. Upewniło mnie w swoich przekonaniach to, że po chwili spomiędzy drzew wyłoniła się postać chłopaka.
- Chris!! - zawołałam i podbiegłam do niego. Rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam. On ten uścisk odwzajemnił. Zakręcił mną. Gdy mnie w końcu postawił na ziemi, powiedziałam.
- Jak dobrze, że jesteś. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się bałam. Tam. - Wskazałam trzęsącym palcem krzaki, gdzie przed chwilą były dwa świecące punkty. - Tam coś było. Widziałam jego ślepia, to coś wyło tak przeraźliwie, ale chyba uciekło, gdy ty się pojawiłeś...
Chris podniósł mój podbródek, tak żebym spojrzała mu w oczy.
- Mała... Nie wiem... - jąkał się. Wpatrywał się w moje oczy, szukając czegoś. - To byłem ja - szepnął, nie odwracając wzroku.
- Nie, to nie byłeś ty. - Zaśmiałam się. - Tam stało jakieś zwierzę, jego oczy były takie... - Nie mogłam znaleźć określenia.
- Wilcze? - podpowiedział. - To byłem ja. Jestem człowiekiem, który potrafi zmieniać się w wilka.
Nagle z jego gardła wydobył się taki dźwięk, jakiego się nie spodziewałam. Zawarczał. Następnie stanął tak, by osłonić mnie swoim ciałem. Zawiał lodowaty wiatr. Zmrużyłam oczy, by piasek, który zaczął wirować wokół nas, nie wpadł mi do nich. Gdy znów je otworzyłam, zobaczyłam pięć pięknych, rosłych postaci, stojących przede mną i Chrisem. Ledwie dostrzegałam rysy ich twarzy, ale wydawało mi się, że gdzieś już ich widziałam.
- A więc znów się spotykamy - odezwał się męski głos spośród piątki.
Chris na początku nic nie odpowiedział. Zawarczał na nich i dopiero wtedy się odezwał:
- Wiem czego chcecie! Ale nigdy jej nie dostaniecie! Nigdy!
Drugi męski głos zaśmiał się.
- Czy myślisz, że dasz radę sam jeden i to w swojej nędznej ludzkiej postaci? - zadrwił.
Chris skoczył naprzód.
- NIE!! - wydarł mi się z gardła przerażający krzyk.
Jednak chłopak rzucił mi tylko przelotnie ten swój łobuzerski uśmiech i w locie zmienił się w pięknego wilka, rozrywając swoje dżinsy na strzępy. Dech zaparło mi w piersiach. Jednak pięć postaci jakoś nie przejęło się tym. Rzucili się na niego tak szybko, że  tylko mogłam zaobserwować tumany kurzu i pisaku. Wiał tak lodowaty wiatr, że na moje ciało wstąpiła gęsia skórka...

Obudziłam się przerażona. Cały czas trzęsłam się ze strachu i zimna. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Znów byłam w swoim pokoju, w którym panowały egipskie ciemności. Za oknem szalała zawierucha. Coś było jednak nie tak. Czułam, że ktoś się we mnie wpatruje. Mrugnęłam i wtedy zobaczyłam znów te dwa dziwne punkciki świecące w ciemności za oknem. Krzyknęłam i podkuliłam nogi. Ślepia zniknęły, a do mojego pokoju wszedł zaspany David.
- Czy ty wiesz, która jest godzina? - spytał, zapalając światło.
- Przepraszam, wydawało mi się, że ktoś był za oknem.
- Pewnie ci się przyśniło - zauważył, jednak rozejrzał się dookoła. - Nikogo tu nie ma.
- Ale dałabym głowę... - zaczęłam, ale brat mi przerwał:
- Idź spać, mała. Nie zamierzam rano na ciebie czekać. - Wyszedł, zgaszając światło. - Dobranoc. - Zamknął drzwi.
W pokoju znów zrobiło się ciemno. Położyłam się z podkulonymi nogami. Nie mogłam jednak zasnąć. Ciągle myślałam o moim śnie i o tych oczach. Czułam, że coś niedługo się stanie, że to coś odmieni moje życie. Nie wiedziałam jednak co. Czułam też, że Chris coś przede mną ukrywa. Te jego oczy... Teraz ten sen...
Całą noc zastanawiałam się nad tym. Dwa błyszczące punkty już się nie pojawiły, ale i tak wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Chciałam się do kogoś przytulić. Od razu, gdy o tym pomyślałam, przed oczami pojawił mi się obraz uśmiechniętego Chrisa. Czemu? Sama nie wiem. Bo był moim przyjacielem? Nie do końca o to chodziło... Bo znam go od tak dawna i tak wiele razy byliśmy sami, przytulaliśmy się? Ale tylko tak po koleżeńsku, więc to chyba nadal nie to... Czyżbym... Nie... To nie możliwe żebym zakochała się w najlepszym kumplu mojego brata i swoim... A może jednak?
Gdy zadzwonił budzik, wstałam z łóżka i powlokłam się do łazienki. Odbyłam poranną toaletę, ubrałam się, uczesałam i zrobiłam makijaż. Potem z pokoju wzięłam torbę z książkami i telefon i poszłam do kuchni. Wypiłam kubek kawy, ubrałam płaszcz i szalik i razem z Davidem wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz.

~~~~~~~~~~~~
Hej ;* Wiem, że krótki, no ale tak wyszło... :) Następny będzie nieco dłuższy :) Co o nim sądzicie? Czekam na wasze opinie :*

poniedziałek, 14 stycznia 2013

#Chapter Three#

Obudził mnie dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Otworzyłam oczy. Położyłam laptopa na stoliku, który już dawno się wyłączył. Wstałam z kanapy i poczłapałam na korytarz.  Tam, opierając się o ścianę, stał mój brat. Ściągał buty, chwiejąc się. Za nim znajdował się Chris. Czuwał, żeby David się nie przewrócił. Zauważył mnie i uśmiechnął się przepraszająco.
- Cześć. Przepraszam, jeśli cię obudziliśmy. No, ale sama widzisz... - westchnął.
- Taa... Chodź musimy go położyć.
Pomogłam Chrisowi zaprowadzić mojego brata do jego pokoju. Położyliśmy go na łóżku i przykryliśmy kołdrą. Wyszliśmy po cichu, zamknęłam drzwi.
- Napijesz się czegoś? - zapytałam. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła piąta nad ranem.
- Lepiej już pójdę - odparł z ociąganiem.
Wyczułam, że wcale nie chciał wychodzić. Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale nie zamierzałam go o to wypytywać.
- Chodź, zrobię kawy - zaproponowałam tylko.
Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę kuchni. Nalałam do czajnika wody. Naszykowałam kubki i wsypałam do nich kawę. Potem wyciągnęłam cukier i łyżeczki i położyłam na stole. Chris usiadł na jednym krzesełku, a ja naprzeciwko niego. Siedzieliśmy tak w ciszy, którą przerwał dopiero dźwięk gotującej wody. Wstałam, wyłączyłam i zaparzyłam kawę. Postawiłam kubek przed chłopakiem.
- Dzięki - powiedział i przemieszał zawartość kubka.
- Gdzie byliście, że on się tak opił? - zagadnęłam.
- Byliśmy w klubie... Próbowałem go powstrzymać, ale mi się nie udało. Przepraszam - powiedział i spuścił głowę.
- Przecież to nie twoja wina. - odparłam. - Nie jesteś jego niańką. - Uśmiechnęłam się. Nachyliłam się ku niemu, więc był zmuszony, by podnieść wzrok. Gdy zobaczył moją minę, od razu się uśmiechnął.
Nagle zaczęliśmy rozmawiać o mnie. Nie wiedziałam czemu, ale opowiedziałam mu wszystko, co do tej pory leżało mi na sercu. Dawno tak nie siedzieliśmy i nie rozmawialiśmy, teraz głównie chłopcy przejmowali się nadchodzącym sezonem i rozgrywkami. Po za tym od rozmów miałam Rose, lecz ostatnio dawno się nie widziałyśmy i brakowało mi naszych pogawędek.
Wzięliśmy kubki i przenieśliśmy się na kanapę w salonie. Podkuliłam nogi, włączyłam telewizor, lecz od razu go przyciszyłam. Siedzieliśmy i gadaliśmy. Nagle głowa opadła mi na ramię Chrisa. Było strasznie, nienaturalnie ciepłe. Zaciekawiło mnie to, jednak zmęczenie wzięło górę. Zasnęłam wtulona w jego umięśnioną rękę.

~~~~~~

Obudziłam się, przykryta kocem i wtulona w Chrisa. Spojrzałam na chłopaka. Miał zamknięte oczy i chyba spał. Nagle przebiegł mnie dreszcz. Nie wiedziałam, czym on był spowodowany...
Chciałam wstać, jednak przeszkadzała mi w tym ręka Chrisa, która otaczała mnie w pasie. Delikatnie ściągnęłam z siebie jego dłoń. W tym samym czasie chłopak obudził się. Przeciągnął się i ziewnął. Spojrzał na mnie.
- Dzień dobry! - zawołałam. Uśmiechnął się.
- Hej, wyspałaś się? 
- Na tyle, na ile to było możliwe. Przepraszam, że cię obudziłam. 
- No weź, przecież to ja ci tu siedzę na głowie, nie masz mnie za co przepraszać. To bardziej ja powinienem ci podziękować... A więc dziękuję - powiedział i pocałował mnie w policzek. Lekko zawstydzona, wzięłam do ręki telefon i odblokowałam go. Dochodziła jedenasta. Ściągnęłam więc koc z nóg, wstałam i poszłam powoli do kuchni, po drodze zabierając ze stolika kubki po kawie. Położyłam je na szafce. Pobiegłam szybko do łazienki. Doprowadziłam się do porządku, wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w nowe ciuchy.  Wróciłam do kuchni. Rozejrzałam się dookoła. Zastanawiałam się, czy mama wróciła na noc do domu. Cały ten czas spędziłam na kanapie w salonie, jednak nie słyszałam, by wchodziła do domu. Stałam zamyślona, oparta o blat. Tak zastał mnie Chris. Podszedł do mnie i uśmiechnął się.
- Co jest? - spytał. Otrząsnęłam się i spojrzałam mu w oczy. 
- Sorka, zamyśliłam się. Zastanawiałam się, czy mama wróciła wczoraj do domu. 
- Nie ma jej... - powiedział i urwał. 
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się. 
Odwrócił się. Burknął coś pod nosem o tym, że ma strasznie wyostrzony słuch.
- O cholera moja głowa! - usłyszeliśmy z salonu głos mojego brata.
- Trzeba było tyle nie pić - odparłam, gdy pojawił się w drzwiach kuchni. 
- Taa, nie musisz mi teraz prawić kazań - stwierdził. - Masz coś na ból głowy? 
Zaczęłam szukać w szafce za mną jakiś leków. Gdy znalazłam, podałam jedną tabletkę bratu. Podziękował, nalał do szklanki wody i popił nią proszek. 
- O Chris! - Dopiero teraz zauważył chłopaka. - Dzięki, stary. 
Tamten znów coś burknął cicho. 
- Pójdę już - odezwał się po chwili milczenia. 
- Bez śniadania cię nie puszczę - odparłam. - Co chcecie zjeść? 
David zaczął wymyślać dania, które mogłabym zrobić. Chris natomiast usiadł na jednym z krzesełek obok stołu. Od pewnego czasu śledziłam każdy jego ruch. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zamiast uciec wzrokiem, patrzyłam w jego śliczne oczy jak zahipnotyzowana. Wyłączyłam się na wszystko inne. Istniał tylko on i ja. Nie zauważyłam, gdy mój brat przestał mówić i przypatrywał się nam ze zdziwieniem. 
-... przeszkadzam? - usłyszałam jego głos, który wybudził mnie z transu. Zamrugałam kilka razy. Chris uśmiechnął się łobuzersko. Spojrzałam na brata. 
- Mówiłeś coś? 
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał, unosząc brew. 
- Nie wiem, co masz na myśli. Wielu rzeczy o mnie nie wiesz - odparłam.
- I tak się dowiem. - Zrezygnował z dalszej rozmowy na ten temat. Usiadł na krzesełku obok Chrisa. - To co na to śniadanie? 
- Ty zrób coś do picia, a ja kanapki. 
Zgodził się. Zaczęłam wyciągać z lodówki niezbędne rzeczy. Położyłam wszystko na stole. Chris przyniósł chleb, a ja zaczęłam wszystko po kolei kroić.
Po 15 minutach śniadanie stało zrobione na stole. Na dużym talerzu, ułożone w piramidkę, były kanapki. David wziął swój kubek z herbatą i poszedł do salonu. Chwyciłam za talerz i już miałam podnieść kubek, gdy Chris mnie uprzedził. Wziął oba kubki, mówiąc:
- Nie jestem taki, jak twój brat.
Poszliśmy do salonu i usiedliśmy przed telewizorem na kanapie. Mój brat oglądał mecz siatkówki. Lubiłam tę grę. Zawsze z Rose chodziłyśmy na wszystkie mecze, które rozgrywali chłopcy z miejskiego klubu, do którego należeli mój braciszek i Chris. Często we wakacje grałyśmy z nimi na boisku, które jest niedaleko mojej szkoły. 
Dziś była powtórka jakiegoś, jak to oznajmił mój brat, ważnego meczu. Siedziałam ramię w ramię z Chrisem. Czułam ciepło bijące z jego ciała. Zainteresowało mnie to. Zaczęłam się kręcić tak, by przybliżyć się jeszcze bardziej do niego, jednak żeby tego nie odczuł. Gdy moja skóra dotknęła jego rozpalonego ramienia, chłopak drgnął i spojrzał na mnie. Przez ułamek sekundy widziałam w jego oczach coś, co mnie przeraziło, a zarazem przyciągnęło do niego. Gdy Chris mrugnął, jego oczy stały się normalne, a ja zarumieniona, spojrzałam tępo w telewizor i nie odwracałam wzroku przez dłuższy czas. Czułam jednak, że Chris nadal się na mnie patrzył.
Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Minęło dwadzieścia minut, a mi wydawało się, że minęły godziny, odkąd usiedliśmy na kanapie. W tym czasie wypiłam swoja herbatę i zjadłam dwie kanapki. Wzięłam do ręki trzecią i ostatnią z talerza. Powoli przeżuwałam każdy kęs, czując na sobie wzrok Chrisa. David, zafascynowany meczem, nie zwracał na nas najmniejszej uwagi. Obiecałam sobie, że nie spojrzę na Chrisa, jednak oczy same skierowały się w jego kierunku. Gdy napotkałam jego wzrok, cały otaczający nas świat, przestał istnieć. Coś w nim przyciągało mnie, może nawet podniecało. Jednak wtedy przypomniał mi się ten jego błysk w oczach, gdy go dotknęłam. Był jak u jakiegoś drapieżnego zwierzęcia, gdy ktoś naruszył jego teren. Teraz, mimo, że siedziałam blisko niego, nie było niczego takiego w jego oczach. Wręcz przeciwnie. Mogłam w nich zobaczyć troskę... Troskę o kogo? O mnie? Lekko prawie niezauważalnie skinął głową. Jakby czytał w moich myślach. To także mnie przeraziło, ale i zaintrygowało. 
Nic z tego nie rozumiałam. Może ten błysk  w jego oczach i to skinienie tylko mi się przewidziały? Tak, to na pewno było to...
Chris pierwszy odwrócił wzrok. Zaczął dyskutować z moim bratem na temat meczu. 
"Jak on może coś z niego wiedzieć, skoro cały czas mi się przyglądał?" Przemknęło mi przez głowę. Myśląc o tym, wzięłam puste szklanki i talerz i zaniosłam wszystko do kuchni.


~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;* Jak Wam się podoba? Piszcie w komentarzach. Pod ostatnim postem były tylko dwa komentarze, więc nie wiem czy ktoś to czyta oprócz tych dwóch osób. Więc jeśli to czytasz, to zostaw po sobie ślad w postać komentarza :) z góry dziękuję ;*

piątek, 11 stycznia 2013

#Chapter Two#

Obudziłam się na kanapie w salonie, gdzie przez okna wpadało wątłe światło poranka. Usiadłam i rozejrzałam się dokoła. Na stoiku zauważyłam kartkę.

"Hej, musiałam wyjść do pracy. Powinnam wrócić przed trzecią. David śpi w pokoju. Jeśli chcecie, zamówcie na obiad pizzę.
Kocham, Mama"

Zerknęłam na zegarek - dochodziła dziesiąta. Zwlokłam się z kanapy i poczłapałam do kuchni. Nalałam sobie soku, zrobiłam kanapkę i wróciłam do salonu. Oglądałam telewizję, głównie same powtórki. Po godzinie dołączył do mnie David.
- Siema, młoda!
- Cześć, braciszku!
- O drugiej mam trening, a potem wpadnie do nas Chris i paru innych.
- Spoko, a czemu mi to mówisz?
- Miałbym do ciebie taką prośbę... Chcę żebyś nam nie przeszkadzała....
- Och, okey. Wszyscy mnie olewają. Chłopak ze mną zrywa, jestem chora i mam siedzieć cicho w swoim domu jakbym nie istniała - rzuciłam mu obojętnym tonem, jednak w środku gotowałam się ze złości.
- Ej, nie o to mi chodziło! - zaczął się bronić. - Musimy po prostu coś przedyskutować. I wiesz...
- Ta, jasne - zbyłam go, odrywając się od niego, ponieważ próbował mnie przytulić.
Poszłam do pokoju. Wzięłam świeże ciuchy i powędrowałam do łazienki. Odświeżyłam się, ubrałam i wyszłam. Postanowiłam zrobić porządki w pokoju. Starłam kurze z półek, odkurzyłam, poukładałam wszystko i poprawiłam trochę łóżko. Była niemalże pierwsza. Poczłapałam do kuchni, zrobiłam sobie herbatę i zaniosłam ją do pokoju. Położyłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać książkę pt. "Marina". Była ciekawa i straszna. Tak się wciągnęłam w fabułę, że nic, co działo się wokół mnie nie docierało do mojego umysłu. Dopiero, kiedy ktoś trzasnął drzwiami podniosłam wystraszony wzrok znad książki. Ostrożnie podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Przeszłam po cichu do salonu, a tam....
Na szczęście nie było żadnych włamywaczy ani potworów. Na kanapie siedział Chris. Zdziwiłam się.
- Co ty tu robisz?
- Ja? Przyszedłem do Davida, a potem mamy iść na trening, a później może skoczymy na jakąś imprezę albo coś.
- Aha, a gdzie mój brat?
- Poszedł zapłacić za pizzę. Właśnie mieliśmy cię zawołać.
- Aha, a kto trzasnął drzwiami?
- Zadajesz dzisiaj strasznie dużo pytań. - Uśmiechnął się. - To pewnie David. Wiesz, jest dzisiaj straszny wiatr. A co? Coś się stało?
- Nie nic. Po prostu trochę się wystraszyłam. Czytałam taką książkę i....
- Pizza! - zawołał mój brat, pojawiając się w salonie.
Usiadłam na kanapie obok Chrisa. David po drugiej stronie. Włączyli telewizor. Jedliśmy i oglądaliśmy jakiś beznadziejny film. Chłopcy rozmawiali o meczu, który odbył się wczoraj. Poszłam do kuchni. Wzięłam trzy szklanki i sok i wróciłam do salonu. Postawiłam wszystko na stole. Nalałam soku do szklanek. Wzięłam jedną do ręki i usiadłam z powrotem. Chłopaki zobaczyli, co zrobiłam i się uśmiechnęli.
- Dzięki, czytasz w myślach - powiedział ze śmiechem David. Chris natomiast jakby zbladł, słysząc tą uwagę.
- Taa, szósty zmysł - odparłam, pukając się palcem w skroń.
Skończyłam jeść i już miałam wrócić do pokoju, gdy ktoś złapał mnie za rękę.
- Możemy pogadać? - zapytał Chris.
- Tak, jasne. Chodź do kuchni - powiedziałam lekko zdziwiona.
Pociągnęłam go za rękę, która oplotła moją. Czułam się odrobinę niezręcznie, gdy Chris trzymał mnie za dłoń, jednak niczego nie zrobiłam. Nie chciałam go urazić, więc nie wyrwałam dłoni z jego uścisku. Weszliśmy do kuchni. Chris puścił moją rękę, więc mogłam odejść od niego na kilka metrów. Położyłam szklankę na blacie po czym oparłam się o niego. Stałam twarzą do chłopaka, który usiadł na krześle przy stole.
- To o czym chciałeś porozmawiać? - zaczęłam.
- Zastanawiałem się... Co robisz w Sylwestra?
- Miałam iść z Mikem do Jamesa, ale teraz po tym wszystkim... Szczerze to o tym nie myślałam... - powiedziałam ze smutkiem.
- To co powiesz na to, żebyśmy poszli razem...? Co?
- A ty nie idziesz z Skylar?
- Widzę, że ktoś tu jest niedoinformowany. Nie jestem już z Skylar.
- Przykro mi...
- Spoko, jakoś w sumie nie żałuję. Nie wiem czemu.
- Według mnie, nie pasowaliście co siebie.
- Taa... Dobra nie rozklejajmy się, nie ma powodu. - Uśmiechnął się. - To co? Pójdziesz ze mną na tę imprezę?
- Chętnie. - Również się uśmiechnęłam.
- Fajnie. To jeszcze... Ustalimy szczegóły.
Przytulił mnie, odwrócił się i wyszedł. Po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy wciągnęłam nosem zapach jego perfum.
Stałam tak dobre dziesięć minut. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Davida.
- Wychodzimy na trening, narka!
- Cześć! - usłyszałam drugi głos, należący do Chrisa.
- Pa! - krzyknęłam trochę zdezorientowana.
Posprzątałam w kuchni i wróciłam do salonu. Tam również trochę ogarnęłam. Usiadłam na kanapie, podkulając nogi pod brodę. Włączyłam jakiś program. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Rose.
- Halo!?
- Hej, przyjdę na tego Sylwestra...
- To świetnie! Masz już w czym iść?
- To znaczy się? - Myślami byłam gdzie indziej, więc nie zrozumiałam, o co jej chodziło.
- Wiesz w czym przyjdziesz? W co się ubierzesz? - dopytywała ze śmiechem, jakbym była chora na umyśle. Może i tak było.
- Nie. Dopiero parę minut temu podjęłam decyzję. A tak w ogóle to przyjdę z Chrisem.
- A on przypadkiem nie chodził ze Skylar?
- Chodził. Czas przeszły.
- Ach... Może wyskoczymy na małe zakupy?
- Dzisiaj nie bardzo... W poniedziałek po szkole?
- Dobra. A wychodzisz na imprezę jakąś?
- Dzisiaj?
- No... tak.
- Niestety nie. Jeszcze się leczę. Muszę kończyć. Cześć. Do poniedziałku!
- Hej!
Rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na kanapę obok mnie. Nie mogłam, może nie chciałam się ruszać. Sama nie wiem. Po moich policzkach poleciały pierwsze łzy. Tak, płakałam. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam. Czułam się bezradna, samotna i zagubiona w tym wielkim świecie. Osunęłam się na poduszkę. Leżałam i płakałam. Nie znałam powodu, lecz czasami człowiek nie potrzebuje go, by zacząć ryczeć. Łzy po prostu same zbierają się w twoich oczach i wypływają z nich, kiedy zostajesz sam.
Nie mogłam przestać. Gdzieś w oddali słyszałam telefon. Ktoś dzwonił do mnie. Nawet wtedy się nie podniosłam i nie odebrałam. Zaraz! Przecież moja komórka leży obok mnie!. Podskoczyłam i szybko odnalazłam ręką telefon. Tak, nikt nie dzwonił. Rozejrzałam się po salonie. Nikogo w nim nie było. Lecz dźwięk nadal słyszałam. Dochodził z korytarza. Ucichł. Teraz ktoś szeptał. Pauza i znowu szept. Nie zdziwiło mnie to, że słyszałam ten szept wyraźnie jakby ten ktoś stał tuż obok mnie i mówił mi coś do ucha.
 "Pewnie to mama - pomyślałam. - Na pewno jest już po trzeciej."
 Spojrzałam na zegarek - faktycznie, trzecia minęła już dawno temu. Podeszłam do drzwi. Wyjrzałam ostrożnie na korytarz, wstrzymując powietrze. Nie wiedziałam, kogo tam zastanę. Czułam, że moje serce na moment zamarło.
Lecz po chwili wypuściłam głośno powietrze. Serce zaczęło bić. Co prawda zbyt szybko, ale to szczegół. Na korytarzu, odwrócony do mnie plecami, stał Chris. Rozmawiał przez telefon. Szeptem.
- A ty znów mnie wystraszyłeś! - zawołałam z ulgą, że to on, a nie ktoś obcy.
Chłopak wzdrygnął się i odwrócił. Uśmiech pojawił się na jego twarzy. Ten piękny, pełen skruchy, mówiący "przepraszam", słodki uśmiech. Zakończył rozmowę.
- Przepraszam - powiedział - Widziałem, że leżałaś. Myślałem, że śpisz i nie chciałem cię budzić. Chłopaki niedługo przyjdą.
- Ahaa. Wejdź! - zaprosiłam go do środka, robiąc mu przejście w drzwiach. Pomyślałam, jak muszę wyglądać. Pewnie od płaczu miałam zaczerwienione oczy, a od leżenia na kanapie potargane włosy. Przejechałam po głowie ręką, by choć trochę przeczesać kosmyki moich długich włosów.
Weszliśmy do salonu.
- Chcesz coś do picia? - zaproponowałam.
- A co polecasz? - spytał i uśmiechnął się.
- Kawa, herbata, cappuccino, sok, woda i cola chyba jeszcze jest, jeżeli David jej nie wypił.
- Może być sok.
- Już się robi - odparłam i powędrowałam do kuchni. Myślałam, że chłopak zostanie w salonie, lecz się myliłam. Szedł za mną. Usiadł na krzesełku i bacznie przyglądał się moim ruchom. Nalałam soku do szklanek i jedną podałam Chrisowi.
- Dzięki - powiedział.
Uśmiechnęłam się tylko. Usiadłam na blacie. Wzięłam szklankę z sokiem i upiłam łyk. Nastała krępująca cisza. Wypiłam już połowę soku. Chris nadal się na mnie patrzył. W końcu nie wytrzymałam i spytałam:
- No co? Czemu się tak na mnie patrzysz?
Odwrócił wzrok, lecz za chwilę spojrzał na mnie z powrotem.
- Ja? Patrzę się? Przywdziało ci się coś.
- Oj nie kłam. Po prostu powiedz prawdę. Czemu się patrzysz?
- No... Bo... Mam oczy? - spróbował.
- Jak tam chcesz. - Dałam za wygraną, machając przy tym ręką.
Wróciłam do picia soku. Niespodziewanie Chris wstał i podszedł do zlewu. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Nalał do kubka wody i zaczął go myć.
- Zostaw, ja to zrobię - powiedziałam, zeskakując z blatu i podchodząc do niego.
- Nie. Chcę jakoś pomóc. Cały czas tu siedzę i aż mi głupio, że wszyscy robicie coś za mnie.
- A właściwie to czemu... Oczywiście ja Cię nie wyrzucam. Nawet cieszę się, że tu jesteś, ale czemu nie spędzasz wolnych dni z rodziną?
- Ja... - zająkał się. Nie spodziewał się takiego pytania. - Ja nie dogaduje się z nimi zbytnio.
Czułam, że powiedział mi prawdę, ale nie do końca. Często się kłóciłam z mamą czy bratem. Wtedy wychodziłam, lecz po godzinie czy dwóch, wracałam. Nie od razu rozmawiałam z nimi, ale stopniowo gniew opadał, wyparowywał i znów było jak dawniej.
Zamierzałam chłopaka wypytać jeszcze o pewne sprawy, lecz wtedy w mieszkaniu zapanował chaos.
- Siema! Jesteśmy! - krzyczał mój brat. Po chwili znów. - Gdzie wy jesteście?
- W kuchni. Już idziemy - odkrzyknął Chris i pociągnął mnie za rękę w stronę salonu. Puścił ją, gdy zobaczył, że podążam za nim.
W salonie była chyba cała ich drużyna. Stanęłam oniemiała. David to zauważył. Podszedł do mnie i szepnął:
- Spokojnie są tylko na jakieś góra pół godziny. Musimy coś omówić.
- Okey. To ja wam nie przeszkadzam. Idę do siebie - odparłam normalnym głosem.
Gdy tylko weszłam do pokoju, włączyłam muzykę. Położyłam się na łóżku i myślałam. Zaczęłam nucić piosenkę, którą włączyłam. Troublemaker. Olly'iego Murs'a i Flo Ridy. Najpierw tylko nuciłam, potem śpiewałam cicho, a po chwili wydzierałam się na całe gardło. Tańczyłam, biegałam po całym pokoju. Nagle usłyszałam brawa. Przestałam śpiewać w połowie zdania i stanęłam tak, aby widzieć drzwi. Właśnie w nich stał Chris, a za nim David. Oboje klaskali.
- Nieźle śpiewasz - zaczął mój brat.
- I świetnie tańczysz - odezwał się Chris. - Nie wiedziałem, że masz taki talent!
Zawstydziłam się.
- Dziękuję - odparłam lekko zaróżowiona.
- Przyszedłem się pożegnać  - rzekł Chris.
- A ja usłyszałem jak śpiewasz i przy okazji chciałem ci powiedzieć, ze niedługo wychodzę, a mamy jeszcze nie ma.
- Okey. To do zobaczenia, Chris - pożegnałam się z chłopakiem, a do brata powiedziałam. - Za chwilę przyjdę do salonu.
Wyszli z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wyłączyłam muzykę. Spędziłam w nim ponad dwie godziny. Poszłam do salonu. Nikogo w nim nie było. Weszłam do kuchni i zrobiłam kolację - herbatę i kanapki. Usiadłam przed telewizorem. Włączyłam TV i laptopa. Zalogowałam się na facebooku. Miałam jakąś wiadomość. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać:

"Hej, mam na imię Liam. Piszę do Ciebie, bo hm... nudzi mi się. Kumple szykują się na randki, a ja... no cóż siedzę sam na kanapie przed telewizorem, z laptopem na kolanach no i piszę. Fajnie by było gdybyś odpisała. Czekam :)"

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Chłopak był dostępny, więc napisałam do niego:

"Cześć, jestem Prue. Ja też się nudzę. Jestem chora i zdołowana. W środę zerwał ze mną chłopak..."

Dopiero po chwili doszło do mnie, co napisałam, więc wystukałam szybko wiadomość:

"Matko! Nie wiem czemu Ci to napisałam. Przepraszam :)"

"Ej! Głowa do góry! Opowiesz mi o tym? Dobrze Ci to zrobi." 

"Nie może lepiej nie..."

"No weź, nie będę się śmiał ani niczego komentował. Po prostu wysłucham. A raczej przeczytam :)"

I nie wiem czemu, ale opowiedziałam mu. Napisałam mu jak się czuję, co chciałabym teraz robić. Co lubię, a czego nie.
Pisałam z nim do późna w noc. W końcu zasnęłam z laptopem na kolanach.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć ;** Jak wam się podoba? Chyba nieco dłuższy niż tamten :) Czekam na wasze opinie. Było mi miło gdy zobaczyłam pod tamtym postem 5 komentarzy dziękuję ;*
Jutro postaram się dodać Epilog do mojego starego opowiadania więc jeśli ktoś jest zainteresowany to zapraszam :)
Papa ;* ♥♥

środa, 9 stycznia 2013

#Chapter One#

Jestem Prue, mam prawie siedemnaście lat i lubię mnóstwo rzeczy.
Trochę śpiewam i tańczę. W przerwach kiedy nie piszę i nie czytam. Mam duży pokój oddalony od sypialń pozostałych członków mojej rodziny, więc nikomu nie przeszkadza muzyka pod głoszona na maxa - tak jak to lubię najbardziej.
Czasem pobrzdąkam na gitarze, lecz według mnie idzie mi to koszmarnie. Uwielbiam cykać fotografie. Całą jedną ścianę pokoju obklejoną mam zdjęciami. Na drugiej, fioletowej wiszą plakaty, a obok stoi biurko z laptopem. Na środku położony został miękki, kolorowy dywan, a na nim brązowy stolik.
Minęły dwa dni od tamtej środy... Nie byłam w szkole. Po pierwsze źle się czułam psychicznie. Po drugie natomiast rozchorowałam się. Miałam gorączkę, katar i kaszel. Weekend, a ja musiałam siedzieć w domu, przykuta do łóżka, zmuszona oglądać telewizję lub słuchać jak to mój braciszek ględzi, że musi siedzieć ze mną, kiedy nie ma mamy (z ojcem nie utrzymujemy kontaktów. Mama twierdzi, że nie żyje). Jak to na niego przystało, dramatyzuje.
Ja i mój brat jesteśmy bliźniakami, choć teraz nie wyglądamy podobnie. Kiedyś było inaczej. Mieliśmy blond włosy, niebieskie oczy i podobne, wręcz identyczne rysy twarzy. Teraz ja mam ciemne włosy (farbowane, ale przed i tak nie były takie jak mojego brata). Chłopak nadal posiada jasne włosy, jest jednak ode mnie wyższy. I to o wiele. Wcześniej to ja zawsze byłam ta wysoka. Zapuszcza włosy. A na imię ma David. Chodzimy do tej samej klasy. Strasznie różni nas charakter. David jest chłopakiem lubiącym ryzyko i niebezpieczeństwo. Ja natomiast jestem bardziej odpowiedzialna i, choć lubię sobie pomarzyć, większość czasu stąpam twardo po ziemi. Co nie znaczy, że nie lubiłam poszaleć. Uwielbiam imprezy. Znałam jednak umiar. W ciągu roku szkolnego rzadko kiedy chodzę do klubów, ale we wakacje to co innego. Lecz nie piję. Mam złe wspomnienia. Mój dziadek kiedyś upijał się do nieprzytomności (wtedy mieszkaliśmy z dziadkami) i znienawidziłam alkohol. Toast na urodzinach czy w Sylwestra. To tyle. Jestem jeszcze młoda, ale wiem, że moi rówieśnicy już zaczynają pić, palić i ćpać. Mówię temu stanowcze NIE!
W ciągu tych dwóch dni przeczytałam sześć książek, które miałam w domu. Na dziś został mi tylko program telewizyjny. Mama obiecała oczywiście wstąpić do biblioteki, ale wróci dopiero wieczorem, a do tego czasu będę zdana na telewizor i internet.
Nagle dostałam smsa. Od Rose, mojej najlepszej przyjaciółki, którą znałam, odkąd pamiętam.

"Hej, co się dzieje? Mike się o Ciebie pytał. Opowiedział mi wszystko. W ogóle nie przejmuj się nim. Odpisz. Czekam."
Napisałam jej wiadomość:

"Hej. Czyli już wiesz? Przepraszam, powinnam Ci powiedzieć, ale jakoś tak wyszło... A nie było mnie w szkole, bo się rozchorowałam" - wysłałam.

"Och tak mi przykro. Ale przyjdziesz do Jamesa na Sylwestra?"

"Ale on tam będzie... Jakoś nie mam ochoty się z nim spotykać."

"Zastanów się jeszcze. Zaproszenie jest nadal aktualne. Czegoś Ci potrzeba? Przyjść?

"Nie, dzięki, nie chcę Cię zarazić. Prześpię się. Do zobaczenia!" - zakończyłam.

James to nasz wspólny kumpel. To znaczy się mój i Mike'a. Jest w jego wieku. Brązowooki brunet, dosyć wysoki. Wydaje się strasznym przeciwieństwem mojego byłego, nie tylko jeśli chodzi o wygląd.
James organizował w tym roku Sylwestra u siebie, a ja, jako dziewczyna jego najlepszego przyjaciela, byłam zaproszona. Teraz to co innego. Niby Rose, która mu pomaga, powiedziała, że mogę przyjść, ale... Sama nie wiem. Do końca roku zostało ponad dwa tygodnie, więc jeszcze mogę się zastanowić.
Skakałam po kanałach. Jakoś nic ciekawego nie było. Dochodziło wpół do trzeciej i zaczynałam się robić troszeczkę głodna. A to znaczyło, że zdrowieję. Poszłam do kuchni. Wyciągnęłam jakąś zupę z lodówki, przygrzałam ją i zjadłam. Po chwili, ściągnięty zapachem, do kuchni, wszedł David.
- Ej! Miałaś leżeć! Marsz do łóżka!
- No, ale byłam głodna i nie chciałam ci przeszkadzać. Poza tym nie jestem już małym dzieckiem. I umiem sobie podgrzać zupę.- Mimo, że byliśmy bliźniakami, zawsze traktował mnie jak młodszą siostrę. Może dlatego, że się pierwszy urodził... Zawsze był nadopiekuńczy wobec mnie.
- Ale JA miałem się tobą opiekować.
- No dobra. To zrób mi herbatę, a ja wracam na kanapę pod kołdrę. - Dałam za wygraną. Uśmiechnęłam się do brata. Ten tylko naburmuszył się, burknął coś pod nosem i wskazał mi drzwi. Sam wziął czajnik i nalał wodę.
Wróciłam przed telewizor. Opatuliłam się kołdrą. Przełączyłam na jakiś program. Natrafiłam akurat na "Przygody Merlina". Zostawiłam, bo bardzo lubiłam ten serial i wszystko inne, co było związane z magią. David przyniósł mi herbatę, więc mu podziękowałam mu, zabierając od niego kubek. Wrócił do kuchni, a po chwili przyszedł z talerzem . Usiadł i zaczął jeść.
- Musimy to badziewie oglądać? - zapytał z pełną buzią. Czasami zastanawiałam się, czy może ktoś inny go wychował, bo często zachowywał się jak jakaś nieucywilizowana małpa (choć może tym porównaniem obraziłam niczego sobie nieświadome zwierzęta).
- Nie musisz. Możesz nie patrzeć lub po prostu wyjść. I to nie jest badziewie i nie mówi się z pełną buzią - wytłumaczyłam mu.
- No dobra, jak tam chcesz. Ja za chwilę wychodzę do Chrisa.
- Aha. A mogłabym wziąć zeszyty?
- Spoko. Tylko niczego więcej nie ruszaj i nie narób bałaganu!
- Och, większego niż tam jest, to nie da się zrobić!
- Ha ha! Śmieszne - odparł sarkastycznie. - Dobra ja spadam. Narka. - Pochylił się i cmoknął mnie w policzek.
- No cześć!
Była akurat przerwa na reklamy. Przyniosłam więc swoje książki do salonu. Potem poszłam do pokoju mojego brata. Rzadko tam bywałam, bo David nie lubił jak się wchodziło na "jego teren". Gdy weszłam do pokoju, ogarnął mnie bałagan. Jak to na mojego braciszka przystało, (a przede wszystkim chłopaka) wszędzie walały się brudne i czyste ciuchy, jakieś kartki, książki i kable. Przedarłam się do biurka. Wzięłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, uważając na dziwną, zieloną kanapkę. Już miałam wychodzić, gdy moją uwagę przykuły zdjęcia powieszone na jego tablicy nad biurkiem. Na jednym byłam ja, on, Rose i jeszcze jeden blondyn. Pamiętałam to zdjęcie. Zrobił je James jakieś pół roku temu na imprezie z okazji zakończenia roku szkolnego.
Przyjrzałam się bliżej chłopakowi, który stał między mną a Rose. Był w drużynie siatkarskiej razem z moim bratem. A na imię miał Chris. Często do nas wpadał, nie tylko dlatego, że kumplował się z moim bratem. Przede wszystkim był moim przyjacielem. Śliczny blondyn, wysoki z niebieskawymi oczami. Poznałam go dzięki Davidowi, ale niemal od razu się polubiliśmy i od tamtej pory często spędzaliśmy czas we czwórkę.
David popowieszał tylko te fotografie, na których była Rose. Często znajdowałam się tam ja i mój braciszek. Czasami wydawało mi się, że lubił ją bardziej niż by wypadało lubić przyjaciółkę swojej siostry, ale wolałam nie wtrącać się w ich sprawy.
Gdy skończyłam oglądanie, poszłam do salonu i zaczęłam przepisywać zadania. Nie wspomniałam, że dobrze się uczymy. Oboje. Nie jesteśmy "kujonami". Po prostu to, co potrzebne, zapamiętujemy z lekcji czy ze strony z podręcznika. To naprawdę się przydaje, zwłaszcza mojemu bratu, który przed podręcznikami spędza niezwykle mało czasu.
Przez te dwa dni zdążyli sporo zrobić. Niemal do szóstej kończyłam przepisywanie notatek i robienie prac domowych. Zostało mi tylko wypracowanie z angielskiego. O tej właśnie porze wróciła do domu mama. Zostawiłam wszystkie książki w salonie i poszłam do kuchni, gdzie była mama. Wyciągała z torby zakupy. Pomogłam jej. Z teczki, którą zawsze zabierała do pracy, wyciągnęła dwie książki, które mi podała. Podziękowałam jej i pobiegłam do salonu. Posprzątałam po sobie; rzeczy Davida zaniosłam do jego pokoju a wszystko, co należało do mnie, do swojego. Wróciłam przed telewizor. Zaczęło mi się robić zimno, więc położyłam się na kanapie, przykryłam kocem i zasnęłam.


~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;* reszta postów powinna być takiej wielkości... Może nieco dłuższe lub krótsze... (to zależy od wątku...) na razie nie dzieje się nic ciekawego, ale obiecuję, że więcej życia będzie w kolejnych postach :D
Zachęcam do komentowania, bo to mnie motywuje, nawet nie wiem jak by były obraźliwe czy coś :D
bajoo! ;* ☻ ♥

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Prolog

- Moje życie jest do bani!
- Kochanie, po prostu się w nim pogubiłaś. Straciłaś panowanie.
- Nie! Jestem do niczego! A ty mnie nie pocieszaj, tylko przytul! - Rozpłakałam się. Wtuliłam się w mamę. Czułam zapach jej perfum. Jak dla mnie za słodkie. Ale to mi nie przeszkadzało.
Właśnie opowiedziałam jej co się stało. A było to tak:
Dzień jak co dzień. Śnieżna środa. Jakiś tydzień do Bożego Narodzenia. Wszędzie czuć magię tych świąt. Wszystko było super. Od około sześciu miesięcy chodziłam z moim chłopakiem Mikem. Było świetnie.
Właśnie w ową środę zadzwonił do mnie i powiedział, że musimy się spotkać, bo ma mi coś ważnego do powiedzenia. Umówiliśmy się w kawiarni niedaleko mojego domu. Gdy dotarłam na miejsce, jego jeszcze nie było. Zamówiłam sobie gorącą czekoladę i czekałam, siedząc przy stoliku. Po chwili zjawił się i on. Ściągnął czapkę, szalik i kurtkę i powiesił na wieszaku. Podszedł do mnie. Usiadł. Uśmiechnęłam się, lecz on nadal miał grobową minę. To mnie zaniepokoiło.
Właśnie wtedy powiedział mi, że nie możemy być razem. Zatkało mnie. Tyle razy obiecywał mi, że już zawsze będziemy razem, że mnie kochał. I nagle taki cios w serce!
Czułam napływające łzy. Nie słuchałam jego argumentów. Po prostu chwyciłam swoje rzeczy i wybiegłam. Nie chciałam, by widział, że płaczę.
Pobiegłam do parku. Znałam w nim jedno ciche miejsce, do którego lubiłam wracać. Tam też się udałam. Odgarnęłam śnieg z ławki i usiadłam na niej, nie zważając na to, że była mokra. Podkurczyłam  nogi i szlochałam. Gapiłam się bezmyślnie przed siebie.
Wszystkie plany co do świąt i Sylwestra diabli wzięli. Na tę myśl rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Zmarzłam. Cała dygotałam z zimna. Drżącą ręką wyciągnęłam telefon. Odblokowałam go i zerknęłam na godzinę. Dochodziła czwarta po południu. Nic więc dziwnego, że było mi zimno. Siedziałam tak od ponad godziny. Ściemniło się. Cóż, zimą to normalne, że o tej godzinie zapadał już zmrok.
Wstałam i powlokłam się do domu jak najdłuższą drogą. Nie zastałam w nim nikogo (chyba że brat siedział cicho w pokoju, nie dając znaku życia). Ściągnęłam płaszcz, kozaki i szalik. Pozostawiłam wszystko na korytarzu. Poszłam do pokoju i zmieniłam swoje mokre ubrania na suchy i wygodny dres. Na nogi założyłam grube, kolorowe skarpety. Powędrowałam do łazienki. Przemyłam twarz, lecz i tak było widać, że płakałam.
Potem zajrzałam do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Nie znalazłam niczego, co mogłabym zjeść. Skubnęłam liść sałaty i zamknęłam ją. W szafkach także niczego nie było. W końcu zrobiłam sobie kubek gorącej herbaty owocowej.  Poszłam do pokoju, wzięłam pierwszą lepszą książkę i zaczęłam ją czytać.
I taką znalazła mnie mama godzinę później. Zaczytaną, zapłakaną, leżącą na łóżku z kubkiem do połowy wypitej, zimnej już herbaty owocowej. Spytała, co się stało. A ja jej wszystko opowiedziałam.
Nic nie wskazywało na to, że moje życie aż tak radykalnie się zmieni. A jednak.
Od tamtej chwili wszystko się zaczęło...