niedziela, 29 września 2013

Epilog

Zainteresowany kontynuacją? Czytaj notkę po rozdziałem :) 


~ Z Pamiętnika ~
"28 marca, czwartek, 6:30 po południu, strych.
Chris zaproponował to miejsce. Jest ono doskonałe na otworzenie portalu. Gdy tylko Becky i Chloe uporają się z zaklęciem, będziemy musieli pożegnać naszych przyjaciół z przyszłości.
Siniaków na moich nogach już nie widać, a i otarcia od kajdan zniknęły. Zostały tylko wspomnienia. Stark zaproponował mi sesję u psychologa szkolnego, lecz odmówiłam. Powiedziałam, że nie mnie jest potrzebna rozmowa tylko Becky. I tak dziewczyna była już na dwóch takich spotkaniach i nieco się uspokoiła. Widać, że kochała Davida. Szkoda, że znali się tak krótko. Aż żal mi było patrzeć na dziewczynę. W jej oczach widziałam rozpacz i smutek, które ja ukrywałam głęboko w sobie. Do tej pory obie mamy koszmary o przedwczesnej śmierci Davida. I nie sądzę, by szybko zniknęły.
Obchody Pełni Księżyca odbyły się wyjątkowo szybko i nie tak hucznie jak zawsze. Była to smutna uroczystość, bo większość uczniów jak i nauczycieli nie mogło uwierzyć w wypadek mojego brata, byli nim wstrząśnięci.
Wczoraj był jego pogrzeb. Razem z Becky wypłakałyśmy całą wodę ze swoich organizmów. Większość ubranych na czarno Zmiennokształtnych uroniło łzę czy dwie. Nawet teraz, gdy o tym piszę zbiera mi się na płacz...
Becky chudnie, opuściła się w nauce. Modlę się, by ten stan rzeczy nie trwał wiecznie, bo szczerze to wolałam tą uśmiechniętą, pełną życia Rebeccę. Śmierć Davida jeszcze bardziej zbliżyła ją do Filipa i to przy nim pierwszy raz się dzisiaj uśmiechnęła. Słabo i tylko ustami, ale to zawsze coś.
Uch, dziewczyny skończyły już zaklęcie, a Damien czepia się, że "Ciągle trzymam swój nos w tym zeszycie".
A idź na jagody ty Wilku!!!
Wszyscy się już zebrali...
Alice, Damien, Filip, Becky, Chris, Bells, Jen, Chloe i Shane. No i oczywiście ja.
Żegnajcie moi przyjaciele! Będzie mi was brakować...
"Things will never be the same"."

Wszyscy usiedliśmy na podłodze i wspominaliśmy. Każdy mówił jakąś miłą myśl związaną z Davidem i nie tylko. Wspominaliśmy, jak zapuszczał włosy tylko dlatego, by spodobać się dziewczynie, jak dostał piłką od kosza w nos i wiele innych dziwnych sytuacji. Głównie mówiłam ja lub Chris, czasem Damien coś tam dodał.
- Czy nasze życie kiedyś będzie normalne? - spytała Jen.
- Jeśli ma się za przyjaciółkę Prue, to nie można liczyć na normalne i spokoje życie - zauważył Chris.
- To właśnie jest zaletą bycia jej przyjacielem. Ekscytujące życie pełne wrażeń! - zaśmiał się cicho Filip.
- Nie ma to jak codzienna dawka adrenaliny - powiedział poważnie Chris. Droczyli się ze mną, ale i tak posłałam im mordercze spojrzenia.
- Och kotek, oni tylko żartują. Nie masz co sobie brać tego do serca. Na serio - rzekł Damien, obejmując mnie ramieniem. Zaśmialiśmy się cicho. Był to nasz pierwszy śmiech w tym tygodniu.
- Dzięki, chociaż ty jeden mnie rozumiesz - odparłam poważnie.
- Hej! To moja dziewczyna! Odwal się od niej! - zawołał ze śmiechem Chris, rzucając się na niego. Zaczęli się szturchać po koleżeńsku.
- Ej, nie bijcie się o mnie - zawołałam, śmiejąc się.
Choć na chwilę zapomnieliśmy o wszystkich problemach. Chłopcy dali sobie jeszcze po jednym pacnięciu w ramię i przestali.
- Czas się zabrać do roboty - powiedział Shane. Pokiwaliśmy smutno głowami. Wstaliśmy. Becky wzięła kartkę z zaklęciem, a Chloe zaczęła rysować znak na pustej ścianie. Wyszedł jej bardzo kształtnie. Beck stanęła parę metrów przed malowidłem, by w odpowiednim momencie wypowiedzieć słowa z kartki jako potomkini Czarodziejek. Podeszłam do Chloe i przytuliłam ją mocno do siebie.
- Dziękuję, że nam pomogliście. - Cmoknęłam ją w policzek. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Do zobaczenia w przyszłości! - zaśmiała się Alice, biorąc Chloe w ramiona. Poszłam pożegnać Shane'a. Również go przytuliłam. Trzymał mnie w ramionach dosyć długo jak na zwykły pożegnalny uścisk. Uśmiechnęłam się w duchu. Musimy być bardzo zżyci w przyszłości.
- No to... Cześć - rzekł, gdy w końcu mnie puścił.
- Hej - zaśmiałam się podnosząc rękę do góry.
Shane ujął rękę Chloe i podeszli do ściany. Becky zaczęła recytować zaklęcie i kontury rysunku błysnęły. Potem znak zrobił się cały niebieski i skrzył.
- Czas na nas - oznajmił Shane, ale nie ruszył się. Zerknął jeszcze raz na mnie, potem na Chrisa. Uśmiechnął się szeroko i dopiero wtedy pociągnął dziewczynę do portalu. Chloe odwróciła się w stronę Alice, która pokiwała głową, jakby wiedziała, o co dziewczynie chodziło. Potem przelotnie zerknęła w stronę Becky.
- O co jej chodziło? - zapytałam Alice po cichu, patrząc jak nasi goście znikają w ścianie. Po chwili portal się zamknął, a po znaku nie było nawet śladu.
- Ale co? - zdziwiła się.
- No te wszystkie spojrzenia i w ogóle.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Coś ci się przewidziało.
- Ale ja wiem co widziałam! - zaprzeczyłam. - Ty i Chloe...
- Wszystko okej? - wtrącił się Damien, przyciągając dziewczynę do swojego boku. Nadal nie mogłam przyzwyczaić się do ich widoku, do tego, że byli razem. Nadal pamiętałam jak na początku roku się ze sobą gryźli, jak przysłowiowy pies z kotem.
- Tak - zapewniła Alice. - Po prostu Prue nie może pogodzić się z rzeczywistością. - Rzuciła w moją stronę nic nie mówiące mi spojrzenie i wyszła za Damienem ze strychu.
- Szkoda, że już musieli iść, prawda? - odezwała się Becky, podchodząc do mnie. Pokiwałam tylko głową. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowę. - Bardzo ich polubiłam.
- Tak, ja też. Ale może kiedyś ich spotkamy. W przyszłości? - powiedziała Bella.
- Mam tylko nadzieję, że wszystko nam się udało, że zmieniliśmy przyszłość. - Chris podszedł do nas niezauważalnie. Przynajmniej ja go nie zauważyłam. Znów tylko kiwnęłam głową.
- Nie przejmuj się tak tym wszystkim. Wrzuć na luz... - urwał w pół słowa Filip. Gdyby nie urwał, pewnie bym się niczym nie przejęła. A tak przypomniałam sobie co przytrafiło się Davidowi. Oczy zaszły mi łzami.
- Lepiej już pójdę - powiedziałam i wybiegłam. To był koniec. Koniec wszystkiego co do tej pory miałam. Koniec dziecięcego życia. Dopiero po stracie najbliższej mi osoby dowiedziałam się, czym tak naprawdę dysponujemy. Jakie nasze moce były potężne, jak silnych mieliśmy wrogów. Jeden zły ruch i można stracić wszystko. Tak jak ja.
Ale do odważnych świat należy, a ja właśnie taka jestem. Postanowiłam pomścić śmierć mojego brata i zaginięcie ojca, nie patrząc na konsekwencje. Po trupach do celu.

KONIEC części 1. 

Some stories stay with us forever ♥

~~~~~~~~~~~~~~~
Elo!! A więc tak. Nie wiem od czego zacząć. Na początku chciałabym was przeprosić za długość tego posta. Wiem, jest mega krótki, chyba najkrótszy po prologu, ale nie wiedziałam co napisać, a ostatnie rozdziały były chyba wystarczająco długie.
Zainteresowany kontynuacją?
Jeśli tak to bardzo mnie to cieszy :) Skończyłam tak a nie inaczej, by zobaczyć czy mam dalej pisać. Jeśli nie to nie będzie mi aż tak bardzo żal tego opowiadania, bo je skończyłam, ale mam nadzieję, że jednak chcecie, bym dalej publikowała to co piszę :)
Aby pojawiła się nowa część poproszę 5 pozytywnych komentarzy pod tym postem :) Jeśli jest coś niezrozumiałe, macie jakieś pytania, to piszcie właśnie w komentarzach, a na pewno odpowiem :)
Mam nadzieję, że będzie tych 5 komentarzy, bo uwielbiam prowadzić bloga, kocham pisać i wszystko wszystko co jest z tym związane :) Nie wiem czy coś tu jeszcze dodać...
Jeśli blog wam się podoba to polecajcie go innym, jeśli czytacie to komentujcie, a jeśli chcecie więcej dodajcie się do obserwowanych (jeśli macie konto) :)
Do następnego, mam nadzieję, prologu! ♥ ;** ;*
Zuza♥



Z racji, że jutro jest dzień chłopaka, chciałabym życzyć wszystkich chłopcom, chłopakom, mężczyznom wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń, wszystkiego czego sobie życzycie, i wspaniałych prezentów od waszych dziewczyn :D ;** ♥

sobota, 21 września 2013

# Chapter Thirty Seven #

~~ Filip ~~

Wiedział, że David nie żyje. Nie czuł bicia jego serca, nie czuł krwi przepływającej przez jego żyły. A zabiły go jego własne wiązki elektryczności. Oczywiście nie jedna. Po jednej niewiele by mu się stało. Właściwie nic. Było co najmniej pięć takich kul, które trafiły prosto w piersi, blisko serca.
Filip widział z daleka jak Prue próbuje go reanimować i podszedł do nich. Złapał ich i wyobraził sobie swój pokój w internacie. Po chwili ich ciała zaczęły lśnić i dla potencjalnych gapiów zniknęli.
Filip zaryzykował żeby uratować Prue, która była zmęczona, rozkojarzona i nie zdolna do obrony. Postanowił, że jeśli przez to jego tajemnica wyjdzie na jaw, trudno. Przynajmniej jego dar się do czegoś przydał.
Gdy znaleźli się w pokoju, szybko przebrał białą koszulę na swoją ulubioną bluzę, naciągnął na głowę kaptur i czekał. Już wszystko załatwił. Dziewczyna zdawała się nieprzytomna. Na nic nie reagowała. Chyba nawet nie zorientowała się, że znajdowała się teraz w innym miejscu. Cały czas tylko płakała. Cała osmolona, upaprana krwią Davida i błotem. I śmierdziała krwią. Lecz już nie świeżą, tylko krwią trupa.
- Prue... - odezwał się łagodnie Filip. - Prue...
Dziewczyna podniosła oczy.
Właśnie takiej reakcji się spodziewał.

~~ Prue ~~

- Gdzie ja jestem? - krzyknęłam przez łzy, oglądając się dokoła. Klęczałam na środku jakiegoś ciemnego pokoju. Pod nogami wyczułam coś miękkiego, chyba dywan. Niewiele widziałam, bo jedyne światło przedzierało się przez okno. Obok mnie stała mała szafka, a na niej jakaś książka i fotografia. Dalej niepościelone łóżko. Pod oknem znajdowało się jeszcze jedno. Pościel nienaruszona, przykryta starannie kocem. Naprzeciw mnie zobaczyłam drzwi, a dalej szafy i kolejne drzwi, które prowadziły na korytarz.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się szybko i moim oczom ukazała się blada twarz, skryta pod czarnymi włosami, opadającymi chłopakowi na oczy, które jako jedyne w tym pokoju nie okazały się czarne. Miały nienaturalny fioletowy kolor z czerwonym poblaskiem. Chłopak odrzucił do tyłu kaptur bluzy i przejechał dłonią po włosach, odgarniając je z czoła. Kolorowy poblask zniknął z oczu, jednak nie wyzbyłam się uczucia, że coś było nie tak.
- Prue... - Spojrzał mi w oczy. Teraz go poznałam.
- Filip, co się dzieje? Gdzie jesteśmy? - spytałam.
- Jesteśmy w moim pokoju w internacie - odpowiedział.
- Jak my się tu dostaliśmy? I gdzie jest reszta?
- Ja... - Spuścił głowę. - Teleportowałem się z tobą i Davidem, a tamci powinni zaraz wrócić.
- Gdzie jest David? - Głos mi się załamał.
- Zaniosłem go do Nancy. Powiedziała, że niewiele może... - szepnął. Wstałam i wytarłam łzy.  - Dokąd idziesz? - zdziwił się.
- Do brata, a gdzie indziej miałabym iść?
- Czekaj - zawołał, wyciągając coś z szafy. - Załóż to. Na dworze jest już zimno. - Podał mi jedną ze swoich ciemnych bluz. Z wdzięcznością wciągnęłam ciuch na moją sukienkę, która nadawała się już tylko do śmieci.
Podziękowałam mu i ruszyłam ku wyjściu. On za mną. Zbiegłam szybko po schodach, nie zwracając uwagi na głośne szepty za moimi plecami. Chciałam po prostu jak najszybciej dotrzeć do skrzydła szpitalnego. Wybiegłam z budynku w ciemną, zimną noc. Nie zważałam na zmęczenie, chłodny wiatr, biczujący moje nagie nogi i policzki. Mój cel był już blisko. Ostatnie parę metrów pokonałam w mgnieniu oka. Wpadłam do skrzydła szpitalnego, gdzie kilka pielęgniarek krzątało się wokół jakiegoś chłopaka, który nie wyglądał za dobrze, ale i nie okazał się moim bratem.
Jedno łóżko było zasłonięte kotarą i to właśnie zza niej wyszli Nancy i Stark. Gdy mnie ujrzeli, na ich twarze wypłynęło współczucie. Podeszłam do nich na chwiejnych nogach. Filip ciągle deptał mi po piętach.
- Gdzie on jest? - spytałam.
- Prue, tak mi przykro... - zaczęła Nancy, lecz nie dałam jej skończyć.
- Gdzie jest David!? - krzyknęłam na całe gardło.
Kobieta, nic nie mówiąc, odsunęła się i pokazała łóżko za parawanem. Weszłam tam i zobaczyłam spokojnie leżącego Davida, przykrytego do szyi białym prześcieradłem. Oczy miał zamknięte, twarz umytą z wszelkiego brudu i krwi. Wyglądał jakby spał. Jedyne, co mnie zaniepokoiło to to, że jego klatka piersiowa nie podnosiła się ani o milimetr. Usiadłam na krzesełku stojącym tuż obok łóżka i złapałam jego zimną dłoń. Spojrzałam na Nancy, która stała obok mnie.
- A więc to prawda? - zapytałam łamiącym się głosem. Nie czekałam na odpowiedź. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zaczęłam płakać. - Czemu ty? - pytałam jego martwe ciało przez łzy. - To ja miałam zginąć... - szeptałam między jednym napadem szlochu a drugim. - Tak bardzo cię kocham braciszku... Co ja bez ciebie teraz zrobię? - Pocałowałam go w zimny policzek.
- Przepraszam... - usłyszałam głos Starka. - Filip właśnie nam powiedział, co się stało. Czy oni cię jakoś skrzywdzili?
- Zabili mi brata! Czy to mało? - zaszlochałam.
- Oczywiście, ale czy tobie...
- Nic mi nie jest! Dajcie wy mi kurwa wszyscy święty spokój! - krzyknęłam, zanosząc się płaczem.
Stark pociągnął Nancy do wyjścia.
- Może trzeba dać jej coś na uspokojenie? - usłyszałam jeszcze.
Nie wiem, ile tak siedziałam i płakałam. Nie rejestrowałam przez ten czas żadnych dźwięków, zapachów, dotyku. Pierwsze, co doleciało do moich uszu to krzyk. Ten głos był pełen bólu i cierpienia. Zaraz potem kilka osób przebiegło przez salę i zatrzymało się przy łóżku Davida.
- Niee...!! - zawyła Becky, opadając na drugie krzesło, po drugiej stronie łóżka. Ukryła twarz w pościeli.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam głowę i zapłakanymi oczami ujrzałam Chrisa. Wstałam z krzesełka i wpadłam w jego ciepłe ramiona. Objął mnie najmocniej jak tylko potrafił. Wtuliłam się w jego brudną koszulę.
- Chodź - szepnął mi do ucha.
- Ale... - Chciałam zaprotestować, ale gdy spojrzałam na Becky... Wiedziałam, że chciałaby choć przez chwilę pobyć sama z nim. Zrobiłam krok do przodu i zachwiałam się. Zmęczenie wzięło górę nad moim ciałem. Chłopak wziął mnie na ręce, a ja swoje zarzuciłam mu na szyję. Wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego za resztą naszych przyjaciół.
Jak jeden mąż, bez żadnej komendy, wszyscy skierowaliśmy się do salonu w domu dziewcząt. Chris chciał mnie zanieść na górę, ale ja zaprotestowałam.
- Muszę jeszcze o coś spytać...
Więc posadził mnie na kanapie i usiadł tuż obok mnie. Odszukałam wzrokiem Filipa.
- Powiedziałeś, - zwróciłam się do niego - że Teleportowałeś się z nami... Jak to możliwe? Przecież wśród Zmiennokształtnych tylko Uzdrowiciele mogą się Teleportować - zauważyłam.
- Tak, to prawda. Przepraszam was wszystkich, powinienem wam to wcześniej powiedzieć, ale bałem się, że no wiecie... Ja już teraz w całej szkole uchodzę za dziwaka. Nie chciałem was do siebie zniechęcać mówieniem wam o tym, kim jestem.
- Czekaj! - wytrzeszczyłam oczy. - Chcesz nam powiedzieć, że jesteś...
- Dhampierm. Tak jestem pół-wampirem, pół-wilkołakiem. Prue, pamiętasz jak opowiadałem ci o swojej rodzinie? Jedyne, co wiem o swoim ojcu to to, że był Wampirem. Tyle. Odziedziczyłem po nim zęby, - wysunął swoje kły - Teleportację i to, że żeby przeżyć, raz w miesiącu muszę wypić pół litra krwi. To znacznie mniej niż normalne Wampiry. One muszą pić taką dawkę raz na tydzień... Ja... Nie jestem taki jak oni... Wychowałem się wśród Zmiennokształtnych i ludzi, chodzę tu do szkoły, bo Stark zauważył, że nie zrobię nikomu krzywdy - zaczął wyjaśniać, widząc miny Chrisa i Damiena. Oni najbardziej byli źle nastawieni do jakichkolwiek Wampirów.
Shane i Chloe nie wydawali się zdziwieni. Pewnie od początku znali prawdę.
- To stad wiedziałeś, gdzie szukać Prue? - zainteresowała się Bella.
- Tak. Mam takie coś, że wyczuwam Wampira, gdy tylko się zbliży, a że tu nie ma żadnego, to byłem pewien, że są w tej chacie.
- Dziękuję - odezwałam się słabym głosem.  - Gdyby nie ty... - zadrżałam, przypominając sobie, co mogłoby się stać.
- Właściwie, to co się stało tam na górze? - spytał Damien. Chris spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową.
- Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj - zaproponował blondyn.
Siedzieliśmy tak. Wszyscy gadali jakieś bzdury. Unikali tematu Davida. Przysypiałam, gdy usłyszałam głos Filipa.
- Nie bój się, nie zdradzę twojego sekretu, Chloe.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, a ja zasnęłam.

Leżałam na czymś co przypominało materac, ale było strasznie podziurawione, mokre, brudne i śmierdziało. Obok mojego uda rozlało się coś i chyba wolałam nie wiedzieć, co to było. Poruszyłam rękoma tylko na parę milimetrów. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że jestem przykuta kajdankami do ramy łóżka. To samo z nogami rozłożonymi na całą szerokość. Byłam nagusieńka, taką, jaką mnie Bóg stworzył. Usta ktoś zakleił mi taśmą. Czułam strach, ból, podniecenie. Nie wiedziałam, czy to były moje uczucia czy kogoś innego.
Coś lub ktoś poruszył się w drugim końcu pomieszczenia. Zabrzęczały kajdany i łańcuchy. Nagle drzwi otworzyły się szeroko i ujrzałam ciemną postać. Podszedł do mnie, przejechał palcem po kroczu, brzuchu, między piersiami, aż dotarł do zaklejonych ust. Moje ciało drżało pod wpływem jego dotyku.
- Przyszedł czas na kolejną ratę twojej zapłaty. Mam nadzieję, że ta będzie bardziej owocna, bo poprzednia nie nadawała się do niczego. A twoje ciało jest zdolne zdziałać cuda - szepnął mi do ucha.
Usiadł okrakiem na mojej klatce piersiowej. Ściągnął swój szlafrok. Tuż obok moich ust ukazał się jego przyjaciel w całej swojej glorii. Oderwał taśmę i brutalnie wsadził mi go do ust. Podniósł się i docisnął. Wepchnął go jeszcze głębiej. Moje serce biło jak szalone, oczy prawie wyskoczyły mi z orbit.
- Ssij! - warknął, przytykając mi nóż do policzka. Robiłam, co kazał, bo się bałam, a on uśmiechał się zadowolony. Robił i kazał mi robić różne rzeczy, a gdy wytrysnął do moich ust płyn, chłopak wygiął się do tyłu, rozchylił lekko usta i krzyknął cicho. Nie połykałam jego spermy.  W moim przekonaniu było to obrzydliwe. Nie wiem jak, ale wyczuł to i wsadził mi penisa jeszcze głębiej. Nie potrafiłam już utrzymać nasienia w gardle. Musiałam połknąć. Zaśmiał się złośliwie.
Usłyszałam podzwanianie łańcuchami.
- Musisz jeszcze poczekać. Niebawem i tobą się zajmę. Ale musisz przyznać, że ona jest apetyczna - zwrócił się do kogoś za swoimi plecami.
Miałam nadzieję, że to już koniec, lecz on nie zadowolił się takim finałem.
- To było nic. - Uśmiechnął się. - Stać cię na więcej. Dużo więcej. - Zakleił mi usta z powrotem.
Ukląkł między moimi nogami. Wziął do ust moją perełkę i zaczął się bawić. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Jedną ręką trzymał nóż, a drugą wepchnął we mnie. Macał mnie od środka. Potem wyjął i znów to samo. Trwało to dobre pół godziny.
W końcu usiadł na mnie i zaczął przybliżać swojego twardego przyjaciela do mojego krocza. Musnął wargi, łechtaczkę, wszystko z zewnątrz. Dotknął czubkiem penisa mojej pochwy. Zanurzył jego koniec we mnie, a potem wbił całego na raz brutalnie i ostro. Jęknął, a z moich oczu poleciały łzy. Złapał oburącz ramy nad moją głową i zaczął poruszać się. Wbijał go we mnie całą swoją siłą. Czułam jak ociera się o ściany pochwy, wchodząc i wychodząc.
Jest dla mnie za duży - pomyślałam. - Przecież on przebije się na wylot.
Tak się czułam. Z każdym pchnięciem wydawało mi się, że czubkiem puka w moje plecy. Był wszędzie, w całym moim ciele. W dole mojego brzucha zaczynało rosnąć nieprzyjemne ciepło.
Łóżko skrzypiało i niebezpiecznie się chwiało, lecz on nie przestawał. Poruszał się coraz szybciej i ostrzej. Po kilku minutach brutalnego seksu z jego przyjaciela wylała się sperma. Wraz z nasieniem, po moim organizmie rozeszła się fala rozkoszy. Chłopak wygiął się do tyłu i pojękiwał coraz głośniej lecz nie przestawał.
Słyszałam plaśnięcia, które wydawały nasze nagie ciała, spotykając się ze sobą, jego krzyki, podzwanianie łańcuchów i skrzypnięcia łóżka przy każdym jego ruchu. Chciałam żeby już przestał. Zaczęłam szamotać się pod jego ciałem, lecz on tylko przeniósł swoje dłonie na moje piersi i zaczął je masować. Całował moją żuchwę nie przestając wbijać swojego przyjaciela we mnie. Nie było między nami miejsca, tak jak nie było miejsca we mnie. Penis wypełniał całą mnie i jeszcze więcej. Znów wytrysnął nasienie, jęknął mi prosto w ucho, które całował.
Na koniec pchnął brutalniej niż dotychczas. Całe łóżko przesunęło się przez ten gwałtowny ruch. Opadł na mnie nie wyciągając penisa. On nadal tam tkwił, a ja czułam takie przyjemne ciepło tam w środku, którego nie chciałam czuć.  Przez jego ciało przechodziły spazmy rozkoszy. Dyszał ciężko do mojego ucha.
- A nie mówiłem, że stać cię na dużo więcej? To był najostrzejszy seks jaki dotychczas uprawiałem, a musisz mi uwierzyć, mam w tym pewne doświadczenie.
Poruszył się, bo chciał przygryźć płatek mojego ucha i wtedy wsunął penisa głębiej. Zaśmiał się łobuzersko. Ostatnie kropelki nasienia wpłynęły we mnie. Leżeliśmy tak połączeni dobre dziesięć minut nic nie robiąc. Penis nadal wypełniał moją pochwę. I mnie i jemu było przyjemnie. Z jedną różnicą. On tego chciał, a ja nie.
Do zejścia ze mnie pobudził go dźwięk łańcuchów.
- Ach, już prawie zapomniałem o tobie. - Wstał z łóżka, przesuwając moje ciało, bo nie wyjął swojego przyjaciela. Zrobił to specjalnie. Czułam to.
Założył szlafrok i podszedł do drugiego rogu pokoju. Oświetlił pomieszczenie i moim oczom ukazało się drugie łóżko, do którego przykuty był blondyn. Zamarłam na moment, ale po chwili już zaczęłam się wyrywać, lecz nie pozwalały mi na o kajdany. Chłopak podszedł do blondyna z ostrym nożem w ręku. Miał na ustach ten szalony uśmiech.
- Widzisz Prue, kochanie, mój ojciec zginął z rąk Dereka Cartera i teraz w końcu mogę pomścić jego śmierć. Mam was obu i zrobię, co mi się tylko spodoba. Z tobą już robię. - Zaśmiał się. - Kochanie, czas pożegnać się ze swoim braciszkiem.
Pochylił się nad nim i pchnął nożem prosto w brzuch. David ani nie pisnął. Poruszył tylko nogami. Ja natomiast nie mogłam wytrzymać. Próbowałam się wyrwać kajdanom, lecz bez skutku. Szarpiąc się oderwała mi się jedynie taśma z ust. Zaczerpnęłam głęboko powietrza. Chłopak znów zamierzał się do uderzenia. Krzyknęłam, lecz to nic nie dało.
- Styles, zostaw go!!!

- Zostaw Davida! - zawołałam, płacząc. Zerwałam się z łóżka. Znów byłam w swoim pokoju. Najwidoczniej Chris przyniósł mnie tutaj, gdy zasnęłam. Zrobiło się już jasno. Nikogo nie w pomieszczeniu nie zauważyłam. Wyjrzałam przez okno. Słońce stało już wysoko na niebie, a między drzewami przechadzali się uczniowie.
Przetarłam oczy. Miałam na sobie starą, rozwleczoną bluzkę zamiast sukienki i nową bieliznę. Jednak nadal czułam na sobie dotyk Harry'ego. Jego dłonie na moich piersiach, jego usta na moich wargach...
Zadrżałam. Wstałam i pobiegłam do łazienki. Ściągnęłam ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Musiałam zmyć dotyk Stylesa ze swojego ciała.
Stałam pod prysznicem dobre dwadzieścia minut, jednak nie mogłam wyzbyć się przeczucia, że nadal mam na udach dłonie Harry'ego. Spojrzałam w dół. Miałam wielkie siniaki na nogach i biodrach. Nie będę mogła nosić spódniczek czy krótkich spodenek przed dobry tydzień.
Ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż, lecz nie do końca udało mi się ukryć to, że płakałam. Wysuszyłam i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpuszczone. Wyszłam z łazienki. Wzięłam do ręki telefon i odblokowałam go. Dochodziło południe. Wybrałam numer Alice.
- Halo?! - usłyszałam jej głos po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć. - Głos miałam zachrypnięty, więc odchrząknęłam. - Gdzie jesteście?
- W bibliotece. Nie chcieliśmy cię budzić... Przyjdziesz?
- Zaraz będę.
- To czekamy.
Rozłączyłam się, złapałam klucze i wyszłam z pokoju. Powoli poszłam do biblioteki. Jednak gdy zrobiłam parę kroków, wszystko zaczęło mnie boleć. Mimo, że jestem Zmiennokształtnym i moje rany szybko się goją to jednak wydarzenia minionej nocy dały mi się we znaki. Jako tako dokuśtykałam do budynku. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele. Byli przybici i niewiele rozmawiali.  Przyjrzałam się ich twarzom. Mieli w oczach smutek, ale gdy mnie zobaczyli, przywołali na twarz uśmiech, lecz oczy nadal pozostawały pełne żalu.
- Gdzie Becky? - spytałam, zauważając, że tylko dziewczyny nie ma z nami.
- Cały czas siedzi przy... - zawahała się Alice. Wiedziałam, co chciała powiedzieć. Że siedzi przy ciele Davida, ale to byłoby ostateczne. A żadne z nas nie było na to gotowe.
- Jak się czujesz? - zmienił temat Chris. Pokazał mi w myślach fragment mojego snu. Uśmiechnął się skruszony i współczujący.
- Nawet mi nie przypominaj - jęknęłam. - Na szczęście to tylko sen. A swoją drogą, znowu grzebałeś mi w myślach.
- One same do mnie krzyczą. Tak jakby prosiły o pomoc. Lecz nie mogłem nic zrobić... Poza tym nie wiedziałbym, co zrobić, nawet gdybym mógł się przy tobie znaleźć. - Spuścił głowę. - Najlepiej bym temu skurwielowi urwał... - Uśmiechnęłam się mimowolnie. Usiadłam bliżej niego i oparłam głowę na jego ramieniu. Pocałował mnie w czubek głowy.
- Wszystko będzie dobrze. Jeszcze zobaczysz.
Westchnęłam. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że kiedykolwiek może być okej.
- Gdy spałaś, - przerwał milczenie Damien - Stark zwołał zebranie.
- Powiedział o śmierci Davida i ogłosił, że pogrzeb odbędzie się dzień po pełni. Jest to obowiązkowy dzień żałoby dla wszystkich. I uczniów i pracowników szkoły. Mówił też żeby, wiesz... - zastanowiła się nad słowami Chloe - żeby ci się jakoś nie narzucać i w ogóle... Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co się stało. A nam się oberwało.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Ano za to, że poszliśmy ratować cię sami. Że nie powiedzieliśmy mu, co się stało! - zawołał Damien.
- A Filipowi oberwało się za to, że używał wampirzej mocy - wypomniała Alice.
- To już nie można używać swoich mocy? - niedowierzałam.
- No właśnie można. Nikomu innemu przecież tego nie wytknął. Tylko mi. Bo na początku nauki zakazał mi Teleportacji. Myślałem, że wiecie, żeby nikt się o mnie nie dowiedział, ale teraz widzę, że ma w tym jakiś swój interes.
- Mówiłem, że jemu nie można ufać - mruknął Chris.
- Przepraszam. To wszystko moja wina. To że David umarł i to że wy musieliście się narażać - pociągnęłam nosem i zacisnęłam mocno szczękę, by się nie rozpłakać.
- Hej! Zrobiłabyś to samo dla każdego z nas.
- Przecież to nie twoja wina! Co ty gadasz! - zawołała Alice.
- David nie umarł na marne. Musisz tak na to spojrzeć - odezwała się Chloe. - To było jego przeznaczenie. Umrzeć w twojej obronie. Na pewno jest dumny z tego, jak umarł.
Po moich policzkach popłynęły łzy.
- Przepraszam, ale uznałam, że powinnaś o tym wiedzieć - powiedziała Chloe.
- Po pogrzebie chcemy wrócić do siebie. Chyba już wypełniliśmy swoją misję - podjął temat Shane.
Zbił mnie tym z pantałyku.
- Waszą misją było dopilnowanie, by David umarł? - zezłościłam się.
- Nie, oczywiście, że nie! - zaprotestował Shane. - Mieliśmy zapobiec ujawnieniu magii. A tak stało się w naszych czasach. W naszej przeszłości Wampiry siedziały w Twierdzy bardzo długo, aż w końcu wszystko wyszło na jaw. Na szczęście teraz nikt nas nie widział i możemy wrócić do domu. Tylko potrzebujemy waszej pomocy. A szczególnie pomocy Becky...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema! Co tam u Was? Macie rozdział wcześniej niż planowałam :) Dziękuję za miłe komentarze ;**
Jak już wspominałam pod tamtym postem, następny będzie niespodzianką, którą dodam na pewno do końca września. :)
Teraz taka mała prywata :D Mam pytanie do Was, do Rosemarie i Niki :) Którego z bohaterów lubicie najbardziej? Może być przeze mnie wymyślony, lub członek 1D :) Liczę na odpowiedzi w komentarzach, a dlaczego mi to potrzebne to dowiecie się później ;**
Do następnego, wasza zakatarzona, zakichana i obolała Zuza ♥

piątek, 13 września 2013

# Chapter Thirty Six #

~~ Prue ~~

Zaprowadzili mnie na górę do niskiego pomieszczenia, w którym nie było okna, przez co nie miałam czym oddychać. Światło dawała mała lampka, postawiona w rogu. Na środku leżał stary materac, który zapewne pamiętał wiele nocy. Na drewnianej podłodze pełno stało butelek i puszek po piwach, opakowań po prezerwatywach, jak i samych zużytych kondomów.
Położyli mnie na materacu, przykrytym włochatym kocem, spod którego widać było dziwnie wyglądającą białą plamę. Pachniało tu również nie za ciekawie.
Przykuli mnie srebrnymi łańcuchami do ściany. Metal parzył niemiłosiernie moją skórę. Usta zakleili taką szeroką taśmą klejącą, której nie sposób było odkleić bez uszkodzeń naskórka.
Próbowałam się dowiedzieć, czego ode mnie chcieli, lecz nikt nie kwapił się do wyjaśnień. Louis, bo to on przywitał mnie w drzwiach, wyglądał jakby mi współczuł, lecz nie zrobił nic, by mi pomóc. To właśnie on z jakimś chłopakiem,
Justin
którego nie znałam, zamknęli mnie w tym obskurnym pomieszczeniu, przez którego nieszczelne ściany wiał lodowaty wiatr. Chciałam ściągnąć szpilki, by choć trochę ulżyć nogom, lecz nie udało mi się.
Po jakiejś pół godzinie, może krócej, drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich Louisa i Jacka. Za nimi szedł ten nieznany mi koleś. Rozmawiali przyciszonymi głosami.
- Ej, stary, wiesz, że nadal jesteś tym psem? - odezwał się do Jacka chłopak o niskim, gburowatym głosie. Był starszy ode mnie o dobre parę lat.
Jack zaśmiał się najpierw po jackowemu, lecz już po chwili jego głos się zmienił. Od tego dźwięku zimny pot wstąpił mi na plecy i dreszcze przeszły przez całe ciało.
- Dzięki, Justin. Zapomniałem całkowicie o tym cyrku. - Te słowa wypowiadał już przemienionym Zayn.
" - Zmiennokształt - pomyślałam. - A to łajza. Zmienił się w Jacka, by uprowadzić mnie niepostrzeżenie z balu. Nie ujdzie im to na sucho!" - Zatrzęsłam się ze złości. Zadzwoniły łańcuchy, a moje nadgarstki zaczęły krwawić. Chłopcy zmarszczyli nosy.
- Ble! - krzyknął Justin. - Co za odór!
- Nie mam pojęcia jak Liam mógł to coś wypić - westchnął Louis, zatykając nos dłonią.
- Liam jest tych psów wart - warknął Zayn. - Ja tam się nie dziwię. I w sumie dobrze, że Harry go ukarał. Żal mi tylko Nialla, bo mu namącił w tej blond głowie.
Moje serce zabiło mocniej. Co zrobili Liamowi? - wołała moja dobra strona, lecz ta wilcza zagłuszyła ją - Co cię on obchodzi? To plugawa Pijawka! Zdradził cię!
Zatrzęsłam łańcuchami, próbując je zerwać. Nie zważałam na ból i krew, której zapach ewidentne męczył Wampiry. Łzy bezsilności zapiekły mnie pod powiekami, gdy zdałam sobie sprawę, że sama z tego nie wyjdę. Jestem zdana na łaskę i niełaskę Wampirów.
Nagle drzwi znów skrzypnęły i do  i tak zatłoczonego już pokoiku wszedł Harry. Włosy miał potargane jakby dopiero co wstał lub stoczył jakąś zaciętą walkę. Uśmiech na jego ustach był szaleńczy. On cały, w przetartych dżinsach i podziurawionej koszulce, wyglądał na szaleńca. Coś błysnęło w jego dłoni. Tak, to było wypolerowane ostrze długiego sztyletu. Wyglądało ostro i z pewnością takie było. Ostre i zrobione ze srebra.
Stanął przed materacem, tak że mnie miał u swoich stóp. Nie odezwał się jednak do mnie. Swoje pierwsze słowa skierował do Lou.
- Idź, zanieś Liamowi jedzenie. I sprawdź, co dzieje się z Horanem. - Lou posłusznie wyszedł, rzucając mi ostatnie współczujące spojrzenie. - Malik! - zawołał. - Chłopcy na dole szukają kogoś do pokera. Przyłącz się do nich. - Zayn chciał zaprotestować, ale pod wzrokiem Stylesa ugiął się i wyszedł. - Justin, stań na straży i dopilnuj, by nikt nam nie przeszkadzał.
Chłopak również wyszedł, a Harry podszedł do drzwi i zamknął je na klucz, a potem jeszcze na zasuwę.
- W końcu się spotykamy - zwrócił się do mnie, chodząc w tę i z powrotem przed łóżkiem, obracając sztylet w dłoni. - Chciałbym cię ugościć jak należy, ale niestety, nie mamy czasu. Przed południem powinniśmy być już w Londynie na próbie. A mamy już w pół do drugiej. Poza tym liczę na to, że twoi przyjaciele zjawią się tutaj, urządzając nam miłą niespodziankę. - Zaśmiał się i ukucnął tuż przy mojej głowie. Przejechał ostrzem noża po moim policzku, robiąc na nim krwawy ślad. Zapiekło mocno. - Ach, taka piękna! - Westchnął i zerknął w dół, wzdłuż mojego ciała. Zatrzymał wzrok tam gdzie sukienka opinała się, ukazując to i owo. Zawiesił wzrok na biodrach, gdzie sukienka podwinęła się, tak że widać było całe udo i skrawek bielizny. - Aż trudno się oprzeć... Ale może jednak starczy nam czasu na małe co nieco? - Podniósł pytająco brwi. Przejechał dłonią po moich piersiach na lewy bok, gdzie odnalazł zamek, który zwinnym ruchem rozpiął. Ściągnął ze mnie sukienkę, usiadł na mnie okrakiem i sięgnął po zapinanie stanika. Rozpiął go, a jego oczom, które rozbłysły, ukazały się moje dwie jędrne piersi. Pochylił się i złożył na nich kilka pocałunków, powodując że moje sutki stwardniały. Sięgnął lewą dłonią do lewej piersi i zaczął ją ugniatać, bawić się nią, nie odrywając ust od prawej, której sutek przygryzał swoimi kłami. Nie wiem, czy chcący czy nie, przegryzł skórę i zlizał kropelki krwi. Mimo przerażenia, czułam rozkosz, narastające podniecenie. Byłam w końcu Zmiennokształtnym, a Harry o tym doskonale wiedział i bezczelnie wykorzystywał moje słabości. Chciałam jęknąć na głos, chciałam krzyczeć lecz plaster taśmy uniemożliwiał mi to.
Teraz przejechał ustami niżej, nadal dłońmi pieszcząc moje sterczące piersi. Składał pocałunki na całym brzuchu aż dotarł do koronki majtek. Nie zerwał ich lecz brutalnym kopniakiem rozsunął moje nogi jak najszerzej. Przejechał językiem po wewnętrznej stronie uda, zahaczając o koronki. Znów jęknęłam lecz to było raczej buczenie, bo taśma wszystko zagłuszyła.
Przejechał dłońmi po talii, dotarł do bioder. Złapał mocno moje uda, robiąc na nich siniaki. Jeszcze bardziej rozsunął mi nogi i pochylił się. Przejechał językiem po mojej bieliźnie, składał pocałunki, aż  w końcu, w najmniej oczekiwanym momencie wysunął kły i jednym szarpnięciem ściągnął ze mnie resztę ubrania. Chwilę bawił się moją perełką, lizał ją, całował, a ja coraz bardziej się otwierałam. Wziął ją między zęby i delikatnie przygryzał, a ja nie mogłam już dłużej wytrzymać, tak bardzo pragnęłam spełnienia. Uniosłam biodra, by Harry wiedział, że jestem gotowa. On tylko się zaśmiał.
- Och kochanie, to dopiero początek - szepnął, nie podnosząc głowy. Przejechał językiem po wargach, zlizywał z nich wszytko i nic, brał do ust, ssał, przygryzał. Wepchnął we mnie swój język, pokręcił nim parę razy, wyciągnął i oblizał. Zamruczał zadowolony, widząc, co się ze mną działo. Zwijałam się z pragnienia. Chciałam więcej ale nie tak. Musiałam szczytować, pragnęłam orgazmu. Oddech miałam szybki i płytki, urywany. Chłopak popatrzył mi w oczy. Zobaczyłam w nich pożądanie, ale i chęć zemsty jednak na to drugie nie zwracałam uwagi. Byłam zbyt zajęta proszeniem go o więcej. Uśmiechnął się łobuzersko. Nie tak jak Chris, w jego uśmiechu było coś szalonego...
Jedną ręką nadal bawił się wszystkim, co miałam między nogami, a drugą sięgnął do własnych spodni. Rozpiął je i szybko się ich pozbył. Potem rozszarpał bokserki i wyrzucił za siebie. Widziałam jego grubego, długiego i stojącego przyjaciela i wzięła mnie jeszcze większa chcica, by poczuć go w sobie. To musiało być nieziemskie uczucie... Rozmarzyłam się, przymykając oczy.
Chłopak przejechał kciukiem po wargach, wprawiając moje ciało w drżenie. Muskał palcami zewnętrzne strony mojej pochwy, a ja podniosłam biodra jeszcze wyżej. Harry stanowczym ruchem uziemił mój tyłek. Nie przestając masować kciukiem z zewnątrz, wepchnął we mnie dwa lodowate palce tak mocno i daleko, że przejechałam z materacem parę centymetrów pod ścianę. Zabrzęczały łańcuchy, gdy zwijałam się z rozkoszy, lecz to nie był orgazm.
Bawił się chwilę we mnie, poznawał moje ciało od środka i gdy byłam na granicy spełnienia, wyszedł ze mnie. Jego palce były mokre. Chwilę majstrował jeszcze tam między moimi nogami, potem poczułam ciężar jego ciała na swoich biodrach i jego męskość zbliżającą się d mnie. Musnął moją perełkę, wargi i wszystko z zewnątrz, a ja myślałam:
"- No dalej! Ulżyj i mnie i sobie! Widzę jak tego pragniesz!"
Usłyszałam czyjeś krzyki na dole, lecz Harry nie przejął się nimi. Zbliżał powoli swojego przyjaciela do mnie. Musnął. Czubek jego penisa dotknął mojej pochwy. Otworzyłam się na niego jeszcze szerzej. Czekałam na tak upragnione spotkanie. Zanurzył go nieco głębiej i już szykował się do ostrego wbicia się we mnie, gdy drzwi za plecami Harry'ego trzasnęły i stanęły otworem.
Chłopak szybko zszedł ze mnie, wyciągając swojego stojącego przyjaciela. Chciał nakrzyczeć na zbirów, bo czułam, że był pewien, że to jeden z jego "kumpli". Lecz nie. To był ktoś zupełnie inny.
Harry zamarł, lecz tylko na ułamek sekundy. Rzucił się na Chrisa, który uskoczył w ostatniej chwili. Styles przeleciał przez drzwi i wpadł w ręce Davida. Za moim bratem mignęła mi znajoma twarz lecz przy tym świetle i w tym stanie niewiele do mnie docierało.
Nie zdawałam sobie sprawy, że po moich policzkach lecą łzy, a nogi mam szeroko rozstawione. Nadal po moim ciele przepływały spazmy rozkoszy, ale w już dużo mniejszych dawkach.
Chris podszedł do mnie i delikatnie przysiadł na materacu. Bardzo ostrożnie zerwał mi taśmę z ust, a z mojego gardła wydobył się tłumiony od pewnego czasu krzyk, teraz pomieszany ze łzami i szlochem.
- Już dobrze, cii, spokojnie. - Pogłaskał mnie po głowie.Chciałam mu się rzucić w ramiona, ale łańcuchy nadal krępowały mi ruchy. - Zaraz ktoś przyjdzie i zdejmiemy ci to cholerstwo - szepnął, całując mnie w zakrwawiony policzek. Po ranie nie zostało ani śladu, prócz zaschniętej krwi.
- Przepraszam - wycharczałam przez suche i zaciśnięte gardło. - Ja nie mogłam się temu oprzeć... nie miałam pojęcia, że tak bardzo tego potrzebuję - szepnęłam, spoglądając mu w oczy, w których, o dziwo, nie zauważyłam złości tylko uśmiech.
- Spokojnie, w domu jakoś temu zaradzimy - uśmiechnął się łobuzersko. Ktoś chrząknął. Odwróciliśmy wzrok w tamtym kierunku. na progu stał Liam i Niall.
- Sorry. Chłopaki nas przysłali, by wam pomóc z łańcuchami - wyjaśnił Nial, umyślnie spoglądając Chrisowi w oczy. Byłam mu za to wdzięczna.
Od Liama natomiast biło tak straszne poczucie winy, że aż rozbeczałam się jeszcze bardziej. Chłopak to chyba zrozumiał. W końcu byliśmy Skojarzeni.
- Przepraszam, ale naprawdę jest mi tak strasznie przykro. To wszystko moja wina. - Mówiąc to, razem z Horanem rozkuwali mnie. Łańcuchy były czerwone od mojej krwi, a nadgarstki piekły mocno.
- Trzymaj. - Podał mi czystą chusteczkę, którą z wdzięcznością wzięłam i przytknęłam najpierw do jednego, potem do drugiego nadgarstka.
- Hej, chłopaki! - usłyszeliśmy czyjeś wołanie. Do pokoju wpadł Shane, który, gdy tylko mnie zobaczył, zmieszał się i odwrócił wzrok. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Potrzebna nam wasza pomoc. Nie zgadniesz Chris, co się stało...
- Przybyli nowi? - westchnął znużony. Niall i Liam wybiegli z pokoju.
- Nie tylko aby ich wesprzeć, ale i nas... - mówił zagadkowo.
- Co?! - przeraził się Chris. - Żartujesz! - Shane zaprotestował. - Cholera, jeżeli Wampiry ich nie zabiją, to ja to zrobię! Kurwa, miały zostać w domu! - przeklinał przerażony. - Wszystkie trzy? - spytał, podnosząc mnie i moją sukienkę z ziemi.
- Nie. Chloe została. Przyjdźcie jak najszybciej.
I już go nie było.
- Co się stało? - spytałam, ściągając szpilki. Chris rozglądał się wkoło materaca.
- A gdzie reszta? - spytał, mając na myśli moją bieliznę.
- Leży gdzieś, w strzępkach - wymamrotałam. Czułam, że na moje policzki wypływają rumieńce. Wyrwałam mu sukienkę z ręki i założyłam na siebie. - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Becky i Alice mimo zalecenia przyszły tu za nami. Dasz radę iść? - spytał, patrząc na moje chwiejne ruchy. - Będziemy musieli znaleźć teleportera... - westchnął. - Nie lubię prosić ich o pomoc. Chodź. - Objął mnie w pasie jedną ręką. - Wziąłbym cię na ręce, ale muszę mieć wolną dłoń. Ty też miej ręce w pogotowiu.
Wyszliśmy z domu bez żadnych niespodzianek, ale to, co zastaliśmy przed nim, zmroziło mi szpik w kręgosłupie. Trwała tu najzajadlejsza walka jaką widziałam. Co chwila świstały wokół kule energii, wody, ognia. Damien zamienił kilku Wampirów w posągi i zmiótł je z powierzchni ziemi. Filip ogłuszał swoje ofiary, Jenn je zatapiała, a David paraliżował dzięki elektrokinezie. Jednak wielu Wampirom nic nie było, bo w odpowiednim momencie wytwarzały tarczę. Zamroziłam Justina, który skradał się do Alice. Chłopak stał na pisku i stracił równowagę. Poleciał do tyłu do wielkiego dołu pełnego żółtego piachu i wystających korzeni. Za Justinem poleciało tam jeszcze kilku innych.
Wampiry zaczęły zataczać wokół nas koło. Stłoczyliśmy się na środku, plecami do siebie, tak że każdy miał przed sobą przynajmniej jednego przeciwnika. Ja stanęłam twarzą w twarz z Justinem, który już zdążył się pozbierać, a Chris wpatrywał się w mroczne oczy Zayna. Mój chłopak zamachnął się wolną ręką, chcąc wysłać Wampira za pomocą telekinezy jak najdalej stąd, lecz Zayn uśmiechnął się tylko i odepchnął atak przy pomocy tarczy. Potem zwrócił głowę ku Becky. Przemieszczając się z wampirzą szybkością, podszedł do niej, chcąc zepchnąć ją w ten wielki dół po piachu, lecz Chris był szybszy. Odepchnął chłopaka od naszej przyjaciółki, a ja zamroziłam jakiegoś nieznanego mi Wampira - dziewczynę.
Jednak przeraźliwy krzyk za domem, zdekoncentrował mnie i już po chwili dziewczyna mogła się ruszać. Ja tymczasem pobiegłam za dom, bo bardzo dobrze znałam ten głos.
Wpadłam akurat w momencie, w którym wiązka elektryczności, wytworzona przez mojego brata odbiła się od tarczy Harry'ego i trafiła w jego pierś. Wyrzuciłam ręce przed siebie, zamrażając niespodziewającego się Stylesa. Chris zajął się nim, a ja podbiegłam do Davida. Miał na wpół przymknięte oczy i nie oddychał. Zaczęłam więc ugniatać jego klatkę piersiową na mostku. Po moich policzkach spływały gorzkie łzy. Nie przestawałam go reanimować nawet, gdy poczułam czyjąś zimną rękę na ramieniu.
- Obudź się, cholero! - warknęłam.
- To na nic - szepnął Filip. - On nie żyje.
Zawyłam z rozpaczy, lecz nie mogłam do siebie dopuścić takich myśli. On tylko śpi...
Jedyne, co pamiętam to to, że Filip dotknął ramienia Davida, a potem ukłucie w brzuchu i ciemność....


~~ Becky ~~

Alice nie mogła wysiedzieć, więc postanowiła odszukać przyjaciół w lesie. Becky poszła za nią, bo bała się, że przyjaciółka się zgubi.
Bez trudu dotarły przed domek, prawie w tym samym momencie, w którym walka zaczęła się na dobre. Chcąc nie chcąc, dołączyły do niej. Odpierały ataki Wampirów z pomocą innych Zmiennokształtnych.
Nagle Becky stanęła oko w oko z Louisem. Chłopak pchnięty jakąś niewidzialną siłą, poleciał na nią, dziewczyna straciła równowagę i dalej potoczyli się razem.
Toczyli się po stoku po dołku, wykopanym przez jakiś ludzi. We włosy Becky powczepiały się różne gałęzie, liście i piasek, a ubrania zahaczały o wystające korzenie, drąc się.
Gdy dotarli na sam dół, oboje leżeli przez sekundę, parę metrów od siebie. Gdy zorientowali się, co się stało, szybko zerwali się z piasku i stanęli naprzeciwko siebie, gotowi do walki.
Już chcieli się na siebie rzucić, gdy Lou odwrócił się do tyłu i uderzył Zayna w brzuch. Ten zatoczył się i upadł. Tommo zrobił to, bo coś w oczach dziewczyny go zaintrygowało. Wtedy jeszcze nie wiedział, co to było, ale nie potrafił jej skrzywdzić.
Uśmiechnął się tylko i dołączył do Liama i Nialla, którzy już dawno przeszli na stronę Zmiennokształtnych.
Pobite i ranne Wampiry zalśniły i zniknęły. Teleportowały się do swoich kryjówek. Damien, Chris i Jack podziękowali za pomoc Horanowi, Liamowi i Louisowi. Uścisnęli sobie dłonie i po chwili ich tez już nie było.
- Gdzie Prue? - zapytała Alice.
- Filip zabrał ją i Davida do domu - oznajmił Jack. - Wszyscy cali?
Pokiwali głowami. Tylko Becky stała, nadal myśląc o Tomlinsonie. Dlaczego jej nie zaatakował? Dlaczego uderzył swojego kolegę i Wampira? Dlaczego ją oszczędził? Nie mogła znaleźć na te pytania odpowiedzi.
- Jeżeli wszyscy są cali to wracamy do szkoły. - Głos Chrisa wybudził brunetkę z jej świata. - A z wami, policzę się potem - pogroził dziewczynom.
Ruszyli w drogę powrotną do szkoły. Cieszyli się zwycięstwem i tym, że są cali i zdrowi. Nie mieli pojęcia co zastaną w szkole...

~~~~~~~~~~~~~
Elo! ;** Jak tam w szkole? Mnie się już odechciewa :D Same kartkówki, sprawdziany i wszystko inne.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Ach i przepraszam za wiecie co, za scenę z Harrym :D ale serio ja to pisałam może w połowie sierpnia i nie byłam sobą i w ogóle :D Samej mi się teraz śmiać się chce z siebie :D
Dziękuję za miłe komentarze :)
Jeszcze jeden post i będę miała dla was niespodziankę. Dla niektórych miłą, a dla niektórych złą, ale to tylko będzie zależeć w sumie od was :)
Życzę cierpliwości na następne dni szkoły i miłego weekendu ;**

środa, 4 września 2013

# Chapter Thirty Five #

~~Z Pamiętnika ~~
" 21 marca, czwartek Pierwszy Dzień Wiosny, 05:37 rano, pokój.
Miałam kłopoty z zaśnięciem, a gdy w końcu zasnęłam, dręczyły mnie koszmary, więc gdy się obudziłam dziesięć minut temu, zaprzestałam tych bezsensownych prób. Postanowiłam więc napisać w pamiętniku.
Mam mętlik w głowie. Odebrałam chyba z dwadzieścia wiadomości z przeprosinami od Liama na facebooku. Nie odpisałam na żadną, bo byłam na niego zła. Jak on mógł coś takiego zrobić? A to wszystko przez tą moją naiwność. Byłam głupia, ufając pierwszej lepszej osobie, której całkowicie nie znałam. I mam za swoje. Tylko z drugiej strony bardzo go polubiłam i chyba mu już wybaczyłam. Zwłaszcza po tych przeprosinach i zapowiedziach, że już nie będzie pracował dla Harry'ego.
A propos. Becky nie chciała uwierzyć, że członkowie jej ulubionego zespołu są Wampirami i że chcą mnie zabić. Chyba z dwie godziny Shane, Chris i ja rozmawialiśmy z nią, ale i tak nie sądzę, by w pełni nam uwierzyła.
Chris już się na mnie nie gniewa. Przyznał, że go poniosło i że każdemu mogło się to zdarzyć. Teraz opuszczał mnie tylko, gdy szliśmy spać. Bał się zostawić mnie samą jakby Pijawy (nauczyłam się tego od Shane'a) miały wyłonić się zza rogu i mnie porwać.
Już dzisiaj Bal Wiosenny. Ciekawe, jak to będzie. Nigdy nie byłam na takim balu i mam nie małą tremę.
Jednak nie to nie dawało mi spać. Czułam, że coś się dzisiaj wydarzy i coś mi się wydaje, że to nie będzie miłe....
"Zazdrość to nie brak zaufania, tylko lęk przed utratą bliskiej osoby""

Z racji tego, że dzisiaj Bal odwołali nam popołudniowe lekcje, by moglibyśmy się odpowiednio naszykować. Umówiłyśmy się z dziewczynami, że spotkamy się w moim pokoju po południu i będziemy się czesać i malować.
Cały ranek i przedpołudnie minęło spokojnie. Dopiero po obiedzie zaczęło się piekło. Jen, Bella, Chloe przyszły do naszego małego pokoju, w którym i normalnie było ciasno. Gdy poszłam się umyć, Jen myślała nad makijażem dla Chloe, a Becky stała z rękoma we włosach Alice. Wzięłam długą i gorącą kąpiel. Gdy wyszłam z łazienki w bieliźnie i w szlafroku, byłam zrelaksowana i wypoczęta. Usiadłam na łóżku, suszyłam włosy i patrzyłam jak Jenny starannie rysuje kreski na górnej i dolnej powiece Chloe. Po chwili Jen skończyła, a brunetka wyglądała prześlicznie. I tak wzajemnie sobie pomagałyśmy; to jedna robiła fryzurę, a druga makijaż.
Dochodziła siódma i pozostało nam tylko włożenie ubrań i mogłyśmy iść. Każda z nas wyglądała pięknie, wyjątkowo. Wszystko idealnie pasowało - tak jak sobie każda wymarzyła.
Nagle każda z nas dostała smsa o tej samej treści. Uśmiechnęłyśmy się. Nasi partnerzy byli już gotowi i czekali na nas na dole. Ja szłam oczywiście z Chrisem, Becky z Davidem, a Chloe z Shanem. O dziwo, Damien zaprosił Alice tuż po tym jak pocałował ją, by odczarować ją z bycia Śnieżką. To on okazał się jej Księciem z bajki. A Chris o tym wiedział i chciał o tym powiedzieć, żeby ją ratować, ale nie dawałam mu dojść do słowa. Jennifer idzie z Nathanem, a Bella z Alexem.
Chris zaprosił mnie tydzień po tym, jak ogłoszono Bal Wiosenny. Mój brat nie był gorszy i po paru dniach spytał Becky, czy poszłaby z nim. Na szczęście w naszym wypadku nie było jak w tanich komediach czy romansidłach,e wszystko działo się na ostatnią chwilę.
Wzięłam torebkę, do której schowałam telefon, chusteczki i parę innych potrzebnych drobiazgów i wyszłam za dziewczynami, zamykając drzwi na klucz. Zeszłyśmy po schodach na dół. Chłopcy śmiali się i o czymś rozmawiali, jednak, gdy pojawiłyśmy się w zasięgu ich wzroku, zamilkli. Każda z nas podeszła do swojego partnera.
- Wyglądasz wspaniale - szepnął mi do ucha Chris. Uśmiechnęłam się. - Idziemy? - Wszyscy się zgodzili, więc dołączyliśmy do tłumu przy drzwiach. Każdy ubrany był wieczorowo. Dziewczyny w sukienki i szpilki, chłopcy w garnitury i białe koszule. Niektórzy mieli muchy lub krawaty. Chris splótł nasze palce i ruszyliśmy oświetlonymi chodnikami do Sali Księżycowej, z której słychać było już muzykę. Gdzie nie spojrzeć porozwieszano różnokolorowe ozdoby. Wszędzie spacerowali wystrojeni uczniowie i nauczyciele.
Bal urządzali trzecio- i czwartoklasiści z pomocą najstarszych klas, więc wcześniej żadne z nas nie widziało wystroju sali. Gdy tam weszliśmy, nie poznałam tego pomieszczenia. Sala kompletnie nie wyglądała jak co miesiąc podczas pełni. Teraz stało tu kilka długich stołów, uginających się pod ciężarem jedzenia. Naprzeciwko drzwi było podniesienie, na którym ustawiono cały sprzęt muzyczny. Dziurę w suficie zasłonięto szybą, przez którą spoglądało gwieździste niebo. Na środku pozostawiono mnóstwo miejsca do tańczenia.
Podeszliśmy do stołu, przy którym było jeszcze sporo wolnego miejsca. Usiedliśmy całą dwunastką w jednym końcu stołu tuż przy drzwiach.
Gdy wybiła godzina ósma, na podwyższenie wszedł Stark w towarzystwie dwóch uczennic. Jedną z nich okazała się Evelyn - wiceprzewodnicząca szkoły i szefowa Dzieci Księżyca. Druga okazała się przewodniczącą szkoły - Julia , która była rok starsza od Evelyn i w tym roku kończyła szkołę. Zaczął Stark.
- Witam was moi drodzy uczniowie na Wiosennym Balu. Witam szanownych nauczycieli i pracowników szkoły. Pewnie nie wszyscy znają te młode damy towarzyszące mi. Oto Julia Star i Evelyn Torres. To one kierowały organizacją dzisiejszej imprezy i nadal będą dyrygować przebiegiem uroczystości. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. - Oddał mikrofon Julii. Pożegnały go oklaski.
- Dobry wieczór kochani. Chcę, byście wiedzieli, że nie będziemy długo marudzić. Życzę wam tylko udanej zabawy. - Od razu zeszła z podwyższenia. Rozległy się głośne oklaski.
- Pierwszym punktem programu będzie taniec w wykonaniu najstarszych klas.
Zauważyłam, że Julia dołączyła na parkiecie do swojego partnera. Evelyn natomiast stanęła obok Judy - swojej najlepszej przyjaciółki. Rozległy się pierwsze dźwięki muzyki i zaczęli tańczyć. Nie byle jaki taniec, ale walc angielski. Patrzyłam na nich jak zauroczona. Nie zauważyłam, kiedy muzyka ucichła, a tancerze ukłonili się i odeszli, by zająć miejsca przy swoich stołach. Rozległy się gromkie brawa, piski i gwizdy.
- Walc angielski tańczony przez najstarszy rok to tradycja każdego balu w naszej szkole - usłyszałam głos Evelyn, gdy wszyscy zajęli swoje miejsca. - Teraz życzę wam tylko smacznego! - Zeszła ze sceny.
Włączyli cicho muzykę, a kelnerzy zaczęli przynosić nam kolację. Powiedzieliśmy sobie "Smacznego" i zaczęliśmy jeść. Było to coś zupełnie innego od tego, co jadaliśmy na co dzień. Smakowało jak z jakiejś najlepszej restauracji na świecie.
Po kolacji zaczęły się tańce. David od razu porwał Becky na parkiet. Oboje uwielbiali tańczyć. Mój brat nie miał już na sobie marynarki, a krawat nie przylegał idealnie do szyi. Damien poszedł z Jennifer, a Nathan poprosił Alice. Rozmawiałyśmy właśnie z Bellą, gdy do naszego stolika podszedł Filip.
- Chcesz zatańczyć? - zapytał, wyciągając rękę w moją stronę.
- Chętnie. - Uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń, wstając od stołu. Filip pociągnął mnie na środek sali. Chłopak był bardzo dobrym tancerzem. Przetańczyliśmy ze sobą dwa kawałki, potem podszedł Chris i tańczyłam z nim, a Filip odbił swoją siostrę mojemu bratu.
Bawiliśmy się świetnie. Tańczyłam z wieloma chłopakami. Z tymi, których znałam bardzo dobrze i z tymi, których nie znałam prawie wcale. Około północy podszedł do mnie Jack,
Jack
brat Chrisa.
- Cześć, jeszcze się chyba nie poznaliśmy - odezwał się. - Jestem Jack.
- Hej, ty musisz być bratem Chrisa. - Ucieszyłam się, bo spotykaliśmy się po raz pierwszy i w końcu mogliśmy porozmawiać. Uścisnęliśmy sobie dłonie na powitanie. - Chris opowiadał mi kiedyś o tobie.
- Mam  nadzieję, że coś dobrego. - Zaśmiał się. - Ale niestety, nie przyszedłem tutaj na pogaduchy. Musisz iść ze mną. Stark chciał cię widzieć, a ja mam cię bezpiecznie zaprowadzić.
Zgodziłam się. Jack poprowadził mnie ku wyjściu z sali. Szliśmy oświetlonym chodnikiem; chłopak nadawał szybkie tempo, a w  moich szpilkach było to bardzo niewygodne.
- Poczekaj, nie tak szybko! - zawołałam. Stanął i odwrócił się w moją stronę.
- Przepraszam, zapomniałem, że masz obcasy.
Zaczekał na mnie i gdy się z nim zrównałam, ruszyliśmy dalej. Skierował się do lasu. Gdy minęliśmy budynek stajni, chłopak złapał mnie mocno za ramię i szarpnął, bym szła szybciej.
- Dokąd mnie prowadzisz? - zawołałam, przekrzykując wiatr, odgłosy muzyki i naszych kroków.
- Zobaczysz. - Zaśmiał się złowieszczo.
Jego palce ściskały boleśnie moją rękę. Znów szarpnął. Niecierpliwiły go moje powolne kroki.
Trwało to dobre pół godziny. Szarpał, popychał, nadawał zabójcze tempo. Nie rozglądałam się, więc nie miałam pojęcia, dokąd mnie prowadził. Wiedziałam jednak, że to wszystko nie wróży nic dobrego. Przez całą drogę próbowałam się wyrwać z jego stalowego uścisku, krzyczałam i starałam się go zamrozić, lecz wszystko na marne. Dobrze wiedział, co potrafię i był na to przygotowany.


~~ Chris ~~

- Widzieliście gdzieś Prue? - pytał, chodząc od jednego do drugiego.
- Kogo szukasz? - zaciekawiła się Bella. Właśnie wróciła z Alexem z parkietu.
- Prue. Zostawiłem ją na parę minut przy stoliku i teraz nie mogę jej znaleźć - powiedział zdenerwowany, ciągle rozglądając się dokoła.
- Widziałam jak szła gdzieś z Jackiem. Wychodzili z sali - wyjaśniła szybko Bells.
- Dzięki - zawołał Chris i pobiegł w kierunku wyjścia.
W tym samym czasie, po drugiej stronie drzwi stał brat Chrisa. Chciał wejść do środka, gdy drzwi same się otworzyły i ujrzał blondyna. Dawno się nie widzieli, więc Jack ucieszył się na jego widok.
- Cześć, jak się masz? - zawołał.
- Tak, tak, ciebie też miło widzieć. Gdzie podziałeś Prue? - Chris rozejrzał się dokoła, jakby spodziewał się, że dziewczyna gdzieś tam stoi.
- Prue? - zdziwił się jego brat. - O kim ty mówisz?
- O mojej dziewczynie, którą jakieś pół godziny temu wyprowadziłeś z sali! - krzyknął, tracąc nas sobą kontrolę.
- Co? - zapytał głupkowato. - Nic nie wiem o żadnej Prue.
- Bella powiedziała, że widziała cię jak ja prowadziłeś gdzieś na zewnątrz. - Starał się uspokoić.
- Ale ja byłem u Nancy. Zaprowadziłem Aarona, bo źle się poczuł. Właśnie od niej wracam - zaprotestował Jack.
- To skoro nie ty ją wyprowadziłeś, to musiał to być... - Nie dokończył. Oboje wiedzieli, kto mógł zabrać Prue w ciemną noc nie mówiąc nic nikomu.
- Pijawy - szepnęli razem. Wbiegli do sali. Chris podszedł do tańczących Davida i Alice.
- Narada przed salą - zawołał do nich. - Za dziesięć minut! - Pobiegł dalej do Becky i Filipa.
Gdy wszystkich znajomych powiadomił o  zbiórce, wyszedł przed salę. Tam na uboczu stali Alice, Damien, David, Becky, Filip, Bella, Jenn, Jack, Shane i Chloe.
- Prue porwali. Myślę, że to sprawka Wampirów. - Nie owijał w bawełnę. Od razu przeszedł do konkretów. - Musimy ją znaleźć. Niestety nie mam pojęcia, gdzie ją zabrali. Ma ktoś jakiś pomysł?
- Może do ich mieszkania? - zaproponowała Bella.
- Nie, za daleko. - Pokręcił głową Jack.
- Kiedyś... - zaczął nieśmiało Filip. Wszyscy zachęcili go do mówienia. - Kiedyś widziałem taką małą chatę w lesie za stajnią. Może tam ją zabrali?
- Warto spróbować - zgodził się Jack.
- Słuchajcie, jeżeli nie chcecie, nie musicie iść. Nikogo do tego nie zmuszę - powiedział Chris, zdając sobie sprawę z powagi tego zadania i zagrożenia, jakie na nich czyhało.
- Ej, stary, to moja siostra! - zauważył David.
- A moja tak jakby... bratowa? - Uśmiechnął się Jack.
- Pójdziemy z tobą - zaofiarowały Bella i Jen, odrzucając na bok szpilki i torebki.
- Ja tym bardziej - rzekł z powagą Shane. - Ale Chloe z Becky i Alice powinny zostać, bo jeszcze nie przeszły przemiany i nie mają aktywnej mocy - zauważył.
- Tak, masz rację. Zostaniecie i dopilnujecie wszystkiego tutaj. Może wróci... - powiedział bez przekonania Chris.
- W żadnym wypadku! Idziemy z wami! - zaprotestowały wszystkie trzy.
- Nie, nie idziecie. Wystarczy nam jedna dziewoja do uratowania - rzekł David, kładąc ręce na ramionach Becky. - Nie chce się martwić i o ciebie - szepnął.
- Ale to także nasza przyjaciółka! - wyjaśniła.
- Lepiej dla nas wszystkich będzie, gdy zostaniecie na miejscu - wtrącił się Filip.
- Ej, nie będziesz mi tu teraz bratować! - zawołała Becky.
- Sorki mała, zostałaś przegłosowana - powiedział Damien. - Zostajecie i ani się ważcie stąd ruszać. Poproszę Nathana i Alexa, by mieli na was oko.
- Dzięki za niańki! - naburmuszyła się Alice, odwracając się od niego.
- Niedługo wrócimy - obiecał David Becky, całując ją na pożegnanie. - I obiecuję, że wynagrodzę ci ten wieczór.
- Bądź ostrożny i bez Prue ani się waż wracać! - Zaśmiała się. Przedłużyła pocałunek, nie chcąc się z nim rozstawać. - Kocham cię - szepnęła cichutko.
- Ja ciebie też kocham. - Było to ich pierwsze takie wyznanie. Uśmiechnęli się oboje. Potem Becky przytuliła się do Filipa i pociągnęła Chloe, która żegnała się z Shanem i Alice, ciągle gniewającą się na cały świat.
- No to w drogę! - zarządził Chris. - Prowadź - zawołał do Filipa.
Wszyscy podążyli za nim w nieznane. Nie mieli pojęcia, co ich tam spotka...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejj!!!! Jesteście tam? Bo coś mi się wydaje, że nie, bo pod ostatnim doczekałam się tylko dwóch komentarzy, co mnie bardzo zasmuciło, ale nie o tym.
Chciałam ogłosić, że w moim mini konkursie bezkonkurencyjnie wygrał Chris z wynikiem 67 głosów, potem była Prue, a resztę miejsc możecie zobaczyć po prawo :) Bardzo mnie ucieszyło, że były aż 72 głosy ;*. Dziękuję, jesteście wielcy!!
Poza tym chciałam wam powiedzieć, że teraz rozdziały będą pojawiać się rzadziej niż jak to było do tej pory, ze względu na rok szkolny.
Jak się podoba szablon? Robiła wszechzdolna Marchewa!! której serdecznie jeszcze raz dziękuję ;** Wiesz, że cię kocham! ♥
Przepraszam za wszelkie błędy, lecz piszę to na szybko :) Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, jeśli tak proszę o komentarze, jeśli nie też o nie proszę :D
Do następnego ;**