piątek, 28 marca 2014

*14. "...Zapukałem do jej umysłu, a ona otworzyła mi drogę w nieznane...."

♥ Ten rozdział dedykuję tylko i wyłącznie mojej Soundless, dzięki której założyłam swojego pierwszego bloga, za to, że pomagasz mi w tworzeniu tej historii i za to, że nasze pomysły niewiele się od siebie różnią. Za odpały na przerwach, na lekcjach, ale i za te w domu, za dziwne historyje, które układasz z Alice o mnie i "wiadomo kim" - to głównie ona coś tam wymyśla, ale nieważne ;p. Za cierpliwość do mnie i moich blogów, za szablony, za te trzy lata razem. Mogłabym się rozpisywać na kilka stron, za co chcę Ci podziękować, ale to nie ma sensu, więc piszę tylko: Dziękuję ;** ♥ i oby tak dalej!! Mam nadzieję, że nas - czytaj mnie - przyjmą do tego technikum! <3


"A gdy nasze wargi się zetknęły, wiedziałem, że gdybym nawet dożył setki i zwiedził wszystkie kraje świata, nic nie da się porównać z tą jedną chwilą, gdy po raz pierwszy pocałowałem dziewczynę moich marzeń i byłem pewny, że moja miłość będzie trwała wiecznie" - Nicolas Parks.


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Becky ~~

    Nudziło mi się już siedzenie w domu i słuchanie o Czarodziejkach. To było bardzo ciekawe, ale po paru godzinach wykładu na temat zastosowania różnych ziół do eliksirów, myślałam, że głowa mi eksploduje. Postanowiłam więc wyjść na miasto i pozwiedzać. W sumie, mama również mnie do tego namawiała, ale wcześniej. Bała się o mnie, to zrozumiałe. Z jednej strony pragnęła, bym spędzała czas na świeżym powietrzu, z drugiej jednak nie chciała się ode mnie oddalać. Tak długo musiała czekać na to spotkanie! I oczywiście nie mogła dopuścić, by pod jej opieką ktoś na mnie napadł czy po prostu potrącił. Nie daj Boże skręciłabym kostkę!
    Trochę naśmiewałam się z jej nadopiekuńczości, ale po chwili namysłu doszłam do wniosku, że pewnie zachowywałabym się podobnie, gdyby chodziło o moją córkę. 
    Stanęłam na chodniku i rozejrzałam się. Żwawo ruszyłam przed siebie, wystawiając twarz na słońce. Było strasznie gorąco, a na dodatek miałam na sobie ciemne ciuchy, co tylko potęgowało upał, który czułam, ale nie mogłam sobie pozwolić na inny ubiór. Jeszcze nie teraz. 
    Szłam, oglądając wystawy sklepów, kamienice i domy. Byłam zafascynowana Manchesterem, jego zabytkami i zielenią miasta. Znajdowało się tu sporo parków, a w części, w której się znajdowałam, przed każdym domem prezentowały się zadbane ogródki z kolorowymi kwiatami i zielonymi krzewami.
    Głowę trzymałam wysoko w górze, chłonąc promienie słoneczne, i nie patrzyłam, co się działo przede mną. Obserwowałam leniwie przepływające białe obłoczki. Nagle wielkie BUM!! I upadłam.

~~ Louis ~~

    Wyjechałem z Londynu, bo nie mogłem przestać myśleć o tej Brunetce, z którą stanąłem oko w oko w marcu. Czułem, że ona odegra jeszcze jakąś ważną rolę w moim życiu. Lecz jak się z nią skontaktować?
    Liam uważał, że nie dało się ze mną wytrzymać pod jednym dachem, ale dyplomatycznie mi tego nie mówił. Napomknął coś ostatnio, żebym zrobił sobie wakacje. Mieliśmy nadzieję, że to nam wszystkim zrobi dobrze. Więc wsiadłem w samochód. Wylądowałem na ulicy z torbą na ramieniu, patrząc wokoło. Nie miałem pojęcia, dlaczego akurat tutaj przyjechałem. Liam stwierdził, że Manchester to idealne miejsce na wakacje, a ulica Long Street jest wyjątkowa. Więc poszedłem tą ulicą, zastanawiając się, co ja tam robiłem. Zadawałem sobie to pytanie chyba dwudziesty raz tego dnia. Czemu Liamowi tak bardzo zależało na tym, bym tu był? Czy coś wiedział? Czy tylko przeczuwał?
    Nagle moje myśli przerwał wypadek. Niechcący wszedłem w drogę jakiejś chodzącej burzy włosów, która przewróciła się na chodnik.
    - O Matko! Przepraszam! Nie zauważyłem cię! Zamyśliłem się i nagle... Nic ci nie jest? - Mówiłem jak nakręcona katarynka, pomagając dziewczynie stanąć na nogi. Moja torba leżała jakieś dwa metry ode mnie. 
    - Uch – jęknęła dziewczyna,  otrzepując bluzkę. Dopiero po chwili podniosła głowę i nasze spojrzenia się spotkały.
    Zamarliśmy oboje. Dziewczyna cała zesztywniała, a przez moje ciało przeszło rozkoszne ciepło. Uśmiechnąłem się do niej, lecz dziewczyna nadal stała nieruchomo.
    - Cześć. - Wyciągnąłem do niej dłoń. - Jestem Louis - przedstawiłem się. Nie uścisnęła ręki.
     - Wiem, kim jesteś – warknęła przez zaciśnięte usta. Uniosłem do góry brew. Nie miałem pojęcia, o co jej chodziło. - Twój przyjaciel zabił mojego chłopaka – syczała jak wąż, mrugając nienaturalnie szybko. 
    - On nie jest... - Chciałem zaprzeczyć, ale to była prawda. Harry'ego zaliczałem do swoich najbliższych przyjaciół. Ale teraz zdecydowanie już nim nie jest. Jedyne, co nas teraz łączy to zespół, który może i tak się lada chwila rozpaść. - Przykro mi – szepnąłem.
    - I słusznie. – Spojrzała mi w oczy. Znów poczułem ciepło rozlewające się po całym moim ciele. Jej mina złagodniała, nabrała zdziwionego wyrazu. - Czekaj... To ty... To ty uderzyłeś Zayna. To ty wtedy odszedłeś.  zostawiając mnie... Czemu?
    - Co czemu? - zdezorientowałem się jej paplaniną.
    - Czemu mnie zostawiłeś? Czemu nie zabiłeś? Dałbyś radę... - szeptała, patrząc intensywnie w moje oczy.
    - Ja... Sam nie wiem. – Dlaczego to zrobiłem?
    Szukałem w głowie odpowiedzi na jej pytanie, lecz nie mogłem znaleźć. Zaświtała mi tylko jedna, niewyraźna myśl. Oczy. Jej oczy pełne strachu, ale i zdeterminowania. 
     - To ty, ty zrobiłaś coś, widziałem to w twoich oczach, powiedziało mi, że razem możemy zbudować lepszą przyszłość, taką bez walk i waśni pomiędzy naszymi gatunkami. Dałaś mi nadzieję na lepsze życie, bez rozkazów Stylesa. Tym jednym spojrzeniem uratowałaś nie tylko siebie... - Dlaczego to mówiłem? Nawet sam nie wiedziałem, co dokładnie oznaczały te słowa, ale ona chyba zrozumiała, bo pokiwała wolno głową i spuściła wzrok.
    - Dzięki. – Patrząc w buty, nieśmiało się uśmiechnęła. Nie widziałem tego, ale to poczułem. To było coś, czego jeszcze nigdy nie doznałem.
    - Napijesz się kawy? - zaproponowałem. - W ramach przeprosin za wszystko – dodałem szybko. Wzruszyła ramionami. Nie ufała mi jako Wampirowi, ale zaczęła się przekonywać do mojej ludzkiej, męskiej strony. Uśmiechnąłem się do niej najładniej jak tylko potrafiłem. - Nie daj się prosić – namawiałem ją, aż w końcu wiedziałem, że uległa.
    - Okey – zgodziła się nieśmiało.
    - Świetnie. Znasz tu jakieś miłe miejsce? - Rozejrzałem się w poszukiwaniu torby. Dziewczyna pokręciła głową.
    - Nie pochodzę stąd – odparła. Podniosłem torbę z ziemi i pociągnąłem dziewczynę za rękę.
    - Jak masz na imię? - zapytałem, zdając sobie sprawę, że nie znałem jej tożsamości.
    - Rebecca, ale wolę Becky - odpowiedziała. 
    - Becky – szepnąłem, jakbym chciał zapamiętać jej imię.
    Doszliśmy do hotelu, w którym miałem mieszkać. Weszliśmy do środka. Załatwiłem wszystkie sprawy w recepcji, zostawiłem tam torbę i poszedłem z Becky do kawiarenki, w której nikogo nie było oprócz barmanki, która przyjęła nasze zamówienia.
    Zajęliśmy miejsca pod ścianą w ciemnym kącie pomieszczenia.
    - Co tam u Prue? - spytałem, przypominając sobie imię córki Dereka.
    - Dobrze, na tyle, na ile to jest możliwe... - odparła. Na początku nie skojarzyłem, co miała na myśli, lecz po chwili zrozumiałem. Śmierć brata. I chłopaka Becky.
    Barmanka przyniosła nasze zamówienia. Becky wzięła sztućce do ręki i zaczęła jeść. Przyglądałem się temu z zafascynowaniem. To prawda, że jedliśmy ludzkie jedzenie, ale jakoś szczególnie nigdy mi nie smakowało. Dziewczynę to chyba speszyło, bo odłożyła widelec i już miała położyć nóż, gdy stało się coś strasznego.
    Sztuciec wypadł jej z ręki, drasnął opuszek jej palca i upadł z brzdękiem na podłogę. Dziewczyna spojrzała na mnie wielkimi, przerażonymi oczami. A ja po prostu siedziałem. Nie dotarł do mnie jeszcze zapach krwi i dlatego byłem w miarę przytomny. Wziąłem Becky pod rękę i zaprowadziłem na górę, biorąc wcześniej z recepcji swoją torbę i klucz.
    Gdy otwierałem drzwi, poczułem to. Ten słodki zapach krwi, pomieszany z mokrym psem. Ale woń wilka mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Było w niej coś podniecającego.
    Mój wampirzy mózg szybko zarejestrował, jak wyglądał hotelowy pokój. Wielkie, małżeńskie łoże po prawo, tuż obok szafka nocna z małą lampką. Za łóżkiem zobaczyłem balkonowe okno, którego widok wychodził na ogród. Po przeciwnej stronie stała drewniana, masywna szafa z lustrem zamiast lewego skrzydła drzwi. Następnie znajdowały się drzwi do łazienki. Ściany pokoju pomalowane zostały na brzoskwiniowo. Był przytulny, choć ogromny. Może to przez te ciepłe kolory w nim panujące? 
    Rzuciłem wszystko tuż przy drzwiach, które zamknąłem kopniakiem. Nie minęło nawet pół sekundy. Becky pewnie nawet nie zauważyła, że na ułamek sekundy odleciałem. Podszedłem do wystraszonej dziewczyny, która próbowała zlizać krew z palca. Przyglądałem się jej intensywnie.
    - Nie masz się czego bać – zapewniłem cicho, biorąc do ręki jej dłoń i całując skaleczony palec. Na moich wargach została kropelka krwi. Dziewczyna oddychała bardzo głośno, jej serce waliło jak oszalałe. Zaśmiałem się w duchu. Zgarnąłem jej włosy z policzka za ucho i przejechałem po żuchwie, przyprawiając jej ciało o dreszcze.
    Po chwili nasze usta się złączyły. Zapukałem językiem w jej wargi, a ona, o dziwo, je otworzyła. Całowaliśmy się namiętnie, w międzyczasie muskając opuszkami palców nasze ciała. Uniosłem ją delikatnie i zaniosłem na łóżko. Zjechałem ustami niżej. Całowałem jej szyję, ramię, przedramię, nadgarstek. Nie wiem, kiedy moje kły wysunęły się i zatopiły w jej ciepłej tętnicy. Nie chciałem się pożywiać. Byłem najedzony, bo tuż przed wyjazdem piłem i to sporo. Chciałem po prostu... No cóż, jest tylko jedno wytłumaczenie. Chciałem jej zaimponować, chciałem, by poczuła się lepiej, chciałem, by była moja.
    I chyba tak się stało. Zapukałem do jej umysłu, a ona otworzyła mi drogę w nieznane.

~~ Becky ~~

    To co mi robił, było... Nie do opisania. Nawet zapomniałam, że jesteśmy urodzonymi wrogami. W tamtej chwili liczył się tylko on. Gdy zaczął pić moją krew, poczułam się cudownie... Rozkosz i pożądanie mieszały się w moim organizmie, wychodząc przez usta w postaci krzyków i jęków. To było coś niezwykłego.
    Nagle, w jednej chwili, usłyszałam jego myśli, pragnienia, marzenia. Zrozumiałam, co się stało wtedy w dniu balu wiosennego.
    Nie chciał mnie zabić, tak po prostu, bo mu się spodobałam. Tak, spodobało mu się coś w moich oczach, ale to przecież ja...
    Wiedziałam, że ani on, ani Liam czy Niall nie utrzymywali kontaktu z Harrym ani z Zaynem. W jednej chwili odpuściłam mu wszystkie winy, zaufałam mu. Nie miałam pojęcia, co się z nami działo, co się będzie dziać potem. Liczyła się tylko chwila. On i ja.
    Od śmierci Davida z nikim nie było mi tak dobrze. Może to tylko uczucie, które potem zniknie wraz z Louisem. A może nie. Może obaj zostaną na dłużej. Tego chciałam. Chciałam być kochaną, pożądaną, kochać i pożądać.
    Wolną ręką znalazłam jego pasek od spodni. Rozpięłam delikatnie, z małą pomocą chłopaka, który nadal pił moją krew. Ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
    Lou oderwał zakrwawione usta, jakby słyszał to, co myślałam. Oblizał je, schował kły i pocałował namiętnie, w międzyczasie dobierając się do mojej bluzki. Ściągnęliśmy wszystkie nasze ubrania, pieściliśmy się, lecz to nie to dawało mi tą wielką rozkosz. To uczucie płynęło z nadgarstka. Wiem, głupie, ale taka była prawda. Jakby ugryzienie Louisa spowodowało jakieś połączenie.
    „Spowodowało” - usłyszałam jego głos w głowie.
    „Jak to?” - zdziwiłam się.
    „To Skojarzenie, lecz czy chcesz bym ci o tym teraz opowiadał?”
    Przejechał dłońmi wzdłuż mojego uda, mówiąc tym gestem, że ma inne plany. Tak samo jak ja. Potem dowiem się co to za Skojarzenie.
    „Mądra dziewczynka” - zaśmiał się w myślach.
    Natarłam na jego usta z jeszcze większym pożądaniem, aż zaparło mu myślowy dech. Nie myśleliśmy o niczym. Tylko o sobie. I to bardzo intensywnie, przez następną godzinę.

    Gdy w końcu opadliśmy na poduszki, trochę kręciło mi się w głowie. Lou powiedział, że prawdopodobnie wypił za dużo mojej krwi. Lecz nie przejmowałam się. W końcu mój organizm szybko przyzwyczai się i wyprodukuje odpowiednią ilość tych wszystkich czerwonych krwinek czy czegoś tam jeszcze. Chłopak zaśmiał się, słysząc moje myśli.
    - Miałeś mi powiedzieć, co to jest Skojarzenie – przypomniałam, wtulając się w jego nagie ciało.
    - Skojarzenie to wymiana krwi. Takie powiązanie między Wampirami a innymi stworzeniami.
    - A czym to się różni od zwykłego picia krwi? - zaciekawiłam się.
    - Gdybym chciał się tylko pożywić, wypiłbym krew i cię zostawił, tak, że byś niczego nie pamiętała. Skojarzenie jest wtedy, gdy, pijąc krew, próbuje się połączyć z drugą osobą umysłami. To dlatego usłyszałaś moje myśli, gdy piłem, choć wtedy jeszcze nie do końca byliśmy Skojarzeni.
Nie wiem czy zrozumiałam do końca, o co w tym wszystkim chodziło.
    - A dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, bo to pytanie nie dawało mi spokoju.
    - Bo odkąd cię pierwszy raz ujrzałem tam w lesie, nie mogę przestać o tobie myśleć. Śnisz mi się praktycznie co noc. Pragnąłem znów cię zobaczyć, powiedzieć ci cześć, lecz nic o tobie nie wiedziałem. Teraz, gdy tak myślę, to sądzę, że zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Wierzysz w przeznaczenie? Ja jak do tej pory nie wierzyłem, ale chyba coś w tym jest. Skojarzyłem nas, byś mi już nigdy więcej nie uciekła. Teraz znajdę cię, choćbyś była na drugim końcu świata - szeptał mi do ucha.
    Trochę mnie to zaniepokoiło. Jako Wampir był mega zaborczy. Chciał mieć mnie tylko dla siebie. Ten tekst, że znajdzie mnie gdziekolwiek bym nie była, przyprawił mnie o dreszcze. Od teraz będzie wiedział, co robię, z kim, gdzie i jak... Lecz z drugiej strony... Chciałam te wszystkie rzeczy robić z nim. Chciałam, by mógł mnie znaleźć, choćby w innej galaktyce. To było straszne i miłe za razem. Ale czy powinnam wiązać się z chłopakiem trzy miesiące po śmierci poprzedniego? Czy ktoś pomyśli, że nie kochałam Davida? Kochałam go. Ale co, jeśli Lou ma rację z tym przeznaczeniem? David miał mnie nauczyć jak kochać, by potem móc cieszyć się szczęściem z innym? Czy to aby nie samolubne? Nie wiem. Ale wiem jedno. Wpadłam po uszy, zakochując się w Wampirze Louisie Williamie Tomlinsonie.
    Straciłam poczucie czasu. Nie wiedziałam, ile tak leżałam wtulona w Lou. Z błogiej ciszy wyrwał mnie dźwięk telefonu. 
    - Nie odbieraj - mruknął mi do ucha, oplatając mnie rękoma w talii. 
    - Chociaż zobaczę kto to - szepnęłam, próbując jakoś wyjść spod kołdry.
    Chłopak westchnął i wypuścił mnie. Zaczęłam szukać swojej torebki, w której znajdował się telefon, lecz nie mogłam jej znaleźć. Rozejrzałam się po pokoju.
    - Tego szukasz? - spytał  Louis machając torebką w powietrzu. Opierał się na łokciu i patrzył w moje oczy. Cały jego tors i umięśnione, blade nogi były odkryte. Przygryzłam dolną wargę. Chłopak zaśmiał się i w wampirzym tempie przemieścił, by znaleźć się tuż przede mną. Zakręciło mi się w głowie.
    - Skąd to masz? - zdziwiłam się, przypominając sobie dopiero po chwili do czego służą usta.
    - Mam większą orientację niż ty. Jestem szybszy i sprytniejszy - wymruczał mi do ucha. Na moją nagą skórę wstąpiła gęsia skórka.
    - Już niedługo - odparłam.
    - Nie mogę się doczekać - szepnął i pocałował mnie namiętnie. W międzyczasie próbowałam przechwycić torebkę z nadal dzwoniącym telefonem, lecz bez skutku. Chłopak schował ją za swoimi plecami.
    - Ale ten ktoś jest upierdliwy - westchnął, odrywając usta od moich.
    - Daj mi torebkę - zażądałam, wyciągając rękę przed siebie.
    - A co z tego będę miał? - Uniósł brwi do góry.
    - Zobaczymy - szepnęłam, przejeżdżając palcem po jego klatce piersiowej i uśmiechając się uwodzicielsko. Westchnął tylko zrezygnowany i podał mi ramiączko torby.
    - Trzymam cię za słowo - ostrzegł.
    Szybko wyciągnęłam telefon, oddalając się od Louisa. I tak będzie słyszał o czym rozmawiam, lecz może mój rozmówca nie usłyszy jego. A dzwonił do mnie nie kto inny, a Filip. Zwiesiłam ramiona, bo uderzyła mnie fala rzeczywistości. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przytknęłam telefon do ucha.
    - Halo!?
    - Gdzie jesteś? Czemu nie odbierasz telefonu? Wiesz jak się martwiliśmy? - Czytaj "martwiłem", bo mama sama wygoniła mnie z domu, stwierdzając, że za mało przebywam na słońcu.
    - Poszłam się przejść i straciłam poczucie czasu. Która jest godzina?
    - Dochodzi siódma. Kiedy będziesz?
    - Nie wiem, ale nie bój się, wrócę cała i zdrowa. - Zaśmiałam się serdecznie.
    Usłyszałam, że Lou coś tam do siebie mamrocze.
    - Jest ktoś z tobą? - Nie umknął uwadze mojego brata nawet najcichszy szmer.
    Zmieszałam się. Co miałam mu powiedzieć?!
    - Mówiłam, jestem na spacerze. Właśnie zatrzymałam się po coś do picia i wokół mnie jest mnóstwo osób - wymyśliłam na poczekaniu.
     - Wiesz, że wyczuję czy z kimś byłaś? - Niestety wiedziałam. Aż za dobrze pamiętałam sytuację, gdy wyczuł, co mama przygotowała na obiad, będąc jeszcze na chodniku.
    - Wiem, zawsze mi o tym przypominasz - wytknęłam mu. - Poradzę sobie. A teraz muszę kończyć, jeśli chcesz, bym wróciła do domu na noc.
    - A spróbuj nie wrócić - pogroził ze śmiechem. - I tak cię wytropię.
    - Dobra, dobra. Nie przechwalaj się już tak. Do zobaczenia.
    - Cześć.
    Rozłączyłam się i opadłam na łóżko. Louis wyszedł z łazienki.
    - Twój brat jest Dhampirem? - zdziwił  się. Pokiwałam tylko głową.
    - Nieźle, prawda? Mój brat to pół-wampir, skojarzyłam się z Wampirem, choć jestem Zmiennokształtnym i nasze gatunki się nienawidzą. Co za... - znów westchnęłam.
    - Twój brat mnie wyczuł i dlatego do ciebie zadzwonił - stwierdził. - Wyczuł, że jest gdzieś w pobliżu Wampir i chciał się upewnić, że wszystko z tobą w porządku.
    Nawet o tym nie pomyślałam. Ale to chyba najbardziej prawdopodobne.
    - I co ja mam teraz zrobić? Wywącha, że się z tobą spotkałam...
    - Możesz wziąć prysznic. Co prawda nie zmyje zapachu naszego Skojarzenia ani tego co tu robiliśmy, ale gdyby chciał to wyczuć, to musiałby się do ciebie zbliżyć tak, jak bratu nie wolno zbliżać się do siostry.
    - Serio myślisz, że się nie połapie?
    - Miejmy nadzieję. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w usta.
    Wstałam niechętnie i poczłapałam do łazienki. Umyłam się i ubrałam. Doprowadziłam się do stanu, w jakim weszłam do tego pokoju. Na koniec spryskałam się swoimi perfumami.
    - I jak? - spytałam, wychodząc z łazienki. Chłopak pochylił się nade mną i wciągnął powietrze.
    - Ja czuję. Ale myślę, że Filip nie wyczuje mojego zapachu. Przynajmniej nie tak od razu.
    Odetchnęłam z ulgą. Wzięłam swoją torebkę i już miałam nacisnąć klamkę, gdy zatrzymał mnie jego głos.
    - Spotkamy się jeszcze, prawda? - Odwróciłam się do niego z uśmiechem.
    - Musimy - zapewniłam go.
    Szybko znalazł się tuż przy mnie i wziął w ramiona.
    - Puść, wariacie! Bo znowu przesiąknę twoim zapachem!
    Odsunął się ode mnie.
    - Odprowadzę cię - zaproponował.
    Rozważałam tą propozycję, lecz jemu nie mogłam odmówić.
    Szliśmy chodnikiem, trzymając się za ręce i nie odzywając się do siebie. Na skrzyżowaniu, z którego widać było mój dom, stanęliśmy i wymieniliśmy się numerami telefonów.
    - Zadzwonię - obiecał.
    - Mam nadzieję - zaśmiałam się, wspięłam na palce i pocałowałam na pożegnanie.
    Potem odwróciłam się i szybko pognałam do domu w świetle zachodzącego słońca i zapalających się latarni ulicznych. Nie zerkałam do tyłu na chłopaka, bo gdybym go zobaczyła, rzuciłabym się na niego i nie puściła.
    Przez całą drogę do domu modliłam się, by Filip niczego się nie domyślił.
    Stanęłam przed drzwiami, wsunęłam klucz w zamek, przekręciłam go i otworzyłam drzwi. Zalał mnie zapach Zmiennokształtnych zupełnie odmienny od zapachu Louisa. Chłopak pachniał jakimiś owocami egzotycznymi, a dom pachniał... Domem, ciepłem, ogniskiem i specyficznym zapachem wilka.
    Weszłam dalej i od razu wpadłam na Filipa. Zaczął mnie obwąchiwać. Chyba coś wyczuł, bo zmrużył oczy i przyglądał mi się ze zdziwieniem.
    - Wiesz, zabawna historia. - Postanowiłam grać. - Spotkałam tutaj swojego dawnego kolegę ze szkoły! Tutaj! Wyobrażasz sobie? Tak się zagadaliśmy, że nie wiedziałam, że aż tyle czasu minęło.
    Nie uwierzył, ale darował sobie pytania. I dobrze. Nie miałam już siły. Zjadłam szybko kolację i poczłapałam do pokoju. Padłam na łóżko w tym samym momencie, w którym dostałam smsa.
    - Moje łóżko jest takie puste i zimne bez ciebie - przeczytałam wiadomość od Louisa. Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim. Nie rozumiałam, jakim cudem się w nim zakochałam tak po prostu. Ale gdyby się tak zastanowić, to on podobał mi się już wcześniej, gdy słuchałam One Direction. Może serio istnieje coś takiego jak przeznaczenie? Sama już nie wiem... Czy ja coś w ogóle wiem? Chyba nic.


~~*~~*~~*~~*~~

    Hej ;* Soundless, jeśli spodziewałaś się czegoś innego to wybacz mi :D
    Rozdział pisany daaaawno temu! Jak mnie wzięła na to wena, czyli tuż po pomyśle, czyli gdzieś tak we wrześniu, dzisiaj tylko trochę dopracowałam.
    Co o nim sądzicie? Dla mnie jest... ok... Choć mógłby być lepszy, wiem o tym. Może zdziwiło Was to, że tak na siebie wpadli i już od razu do łóżka, ale podkreślam, ona niedługo przejdzie przemianę, a on to Wampir, więc nie powinno was to dziwić. No i boję się, że tam w pewnym momencie nieco przesadziłam, ale jeśli zauważycie kiedy, to sami mi powiedzcie :)
    Ankieta oczywiście musi być. Proszę o oddanie głosów tym razem na najlepszą parę opowiadania! Jestem ciekawa, kto wygra ;p
    Do następnego ;*
Zuza ♥

piątek, 14 marca 2014

*13. "... Nie potrafił mieć przede mną żadnych tajemnic."

Dla całej mojej kochanej klasy ♥ Za umilanie mi czasu w szkole, za te dziwne słowa na fejsie, za to, że dzięki Wam mam tyle wspaniałych pomysłów na bloga. Za tę wycieczkę do kina, za śmiechy na lekcjach, za te mega dziwne rekolekcje - ach poczułam się, jakbym była na własnym ślubie *,* przez tę komunię. Za całokształt ogólnie. Choć często zachowujecie się dziecinnie - do Was mówię, chłopcy - to i tak bym Was teraz nie zamieniła *,* Dziękuję ;*


"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie." - J.K. Rowling


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Bella ~~

    To było kompletne dno. Próbowałam wymyślić coś, cokolwiek, co by nam pomogło. Bez skutku. Żaden mój pomysł nie wypalił. Zaproponowałam, byśmy stanęli po przeciwnych stronach pokoju i z rozbiegu na siebie wpadli. Alex się zgodził. Zrobiliśmy tak, jak chciałam. Nic się nie wydarzyło. Oprócz tego, że zderzyliśmy się tak mocno, że głowy bolały nas przez kolejne dziesięć minut. Na koniec byliśmy już tak zdesperowani, że padliśmy na kolana i błagaliśmy Nyks o odwrócenie tego całego procesu. Przynajmniej ja błagałam, bo Alex spoglądał na mnie jak na wariatkę, przekrzywiając głowę jak zaciekawiony pies.
    Gdy już wyczerpałam limit szalonych pomysłów, niechętnie zgodziłam się na propozycję Alexa. Chłopak obiecał, że po obiedzie jeszcze raz wszystko dokładnie przeanalizujemy.
    Pragnęłam zostać pod kołdrą przez cały dzień, nie chciałam, by ktokolwiek mnie dzisiaj widział, ale niestety, musiałam zwlec się z łóżka. Ubrałam Alexa ciuchy, te, w których wczoraj do mnie przyszedł. Gdy zapinałam rozporek od spodni, ręka lekko mi zadrżała. Miałam tylko nadzieję, że Alex tego nie zauważył. On, w przeciwieństwie do mnie, nawet nie starał się nie patrzeć. Gdy wybrałam dla niego rzeczy, jakie miał założyć, stwierdził, że powinien zadbać o moje ciało jak najlepiej i dlatego poszedł wziąć prysznic. Próbowałam do tego nie dopuścić, ale niestety, chłopak dopiął swego.
    Pokój wydawał mi się teraz nieco mniejszy. Wcześniej, gdy stałam, nie miałam głowy do tego, by przyglądać się sypialni. Teraz, nie zajęta niczym innym, mogłam dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć. Nadal czułam się tam jak w domu, ale coś mi nie pasowało. Sufit znajdował się jakby niżej niż jeszcze wczoraj wieczorem, kiedy kładłam się spać. Aby otworzyć lub zamknąć okno nie musiałam już stawać na palcach. Teraz bez wysiłku dosięgałam klamki.
    Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego wszystko wydaje się być takie inne. Przecież miałam ciało wyższego ode mnie Alexa! To zrozumiałe, że postrzegałam pewne rzeczy z nieco innej perspektywy. Zauważyłam na przykład, że najwyższy czas wyprać firankę lub przetrzeć kurze na wyższych półkach. Bycie wysokim ma jednak swoje plusy - nie tylko to, że można doskonale grać w koszykówkę czy siatkówkę.
    Gdy Alex wrócił z łazienki, wyglądał na bardzo zadowolonego. Raz przyłapałam go na tym, że "poprawiał" biust. Od razu go zbeształam i przypomniałam, że jeszcze nie tak dawno to on zabraniał mi dotykania jego ciała.
    - Wyluzuj! Naprawdę, nie masz się czego wstydzić! - Puścił mi oczko. Jęknęłam, sięgając po leżącą obok mnie poduszkę. Uderzyłam nią w moje... jego... pośladki. Wzdrygnął się, ale nic nie powiedział. Uśmiechnął się tylko do mnie. Już chciał wyjść, ale zatrzymałam go w progu ze szczotką w ręce.
    - Rozczesz włosy - poleciłam. Gdyby ktoś nas teraz zobaczył... - A potem pamiętaj, proszę, zrobić makijaż. Nie chcę wyglądać tak- wskazałam ręką na niego od góry do dołu.
    - Serio? Naprawdę nie rozumiem, czemu kobiety się malują. A przynajmniej nie wiem, dlaczego ty używasz tych wszystkich mazideł. Jesteś ładna i bez nich.
    - Ludzie mają skłonność do poprawiania wszystkiego. Nawet gdy to coś jest perfekcyjne to znajdą coś, co można zmienić. My, kobiety upiększamy siebie dzięki kosmetykom. Próbujemy wyglądać perfekcyjnie. I to dla was, mężczyzn.
     - A jeśli ktoś już wygląda idealnie?
    - Nie słuchałeś mnie?
     - Z perfekcyjnością można przesadzić - zauważył.
    - To prawda, ale jak na razie mnie daleko do ideału.
    - Polemizowałbym - mruknął, ale udałam, że tego nie słyszałam. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie i gdy chłopak rozczesał włosy, wyszliśmy z pokoju.
    Przez całą drogę modliłam się, by nikogo nie było w kuchni. I najwidoczniej Nyks mnie wysłuchała, bo do śniadania zasiedliśmy sami.

~~ Alex ~~

    - To widzimy się za półtorej godziny u mnie? - chciała się upewnić, gdy zjedliśmy śniadanie i posprzątaliśmy ze stołu.
    - Co?? - zawołałem i już miałem zaprotestować, gdy do kuchni weszła mama Belli.
    - Alex, idziesz już? - zapytała, widząc ubierającą się Bellę w moim ciele. Zdusiłem w sobie chęć odpowiedzi. Dziewczyna milczała. Dopiero po chwili zorientowała się, że powinna odpowiedzieć.
    - Ja... Tak, już idę. Obiecałamem mamie, że jej pomogę. Jutro odbędzie się u nas rodzinny obiad. A właśnie, czy Bella mogłaby przyjść?
    - Ale czy twoi rodzice nie mieliby nic przeciwko? W końcu to rodzinna uroczystość.
    - Ee... - zdołała tylko wymruczeć. Westchnąłem w myślach.
    - Przecież Alex jest dla nas jak rodzina. I to chyba działa w drugą stronę...
    - Och tak, tak - przytaknęła ochoczo Bella, uśmiechając się promiennie.
    - No dobrze - wzruszyła ramionami. - Czemu nie?
    - To do widzenia! I widzimy się u mnie! - zawołała.
    Wyszła z kuchni, a ja zostałem sam z jej mamą. O Nyks! Miej mnie w opiece! Chciałem wyjść i zaszyć się gdzieś w pokoju.
    - Hej, Bells! Możemy porozmawiać?
    - Jasne. - Odwróciłem się w jej stronę. Starałem się, by głos mi nie zadrżał. Spojrzałem na kobietę, która wyglądała jak starsza wersja Belli. - Co tam?
    - Usiądź, proszę. - Wskazała na krzesło naprzeciwko niej. Moje serce zabiło mocniej. - Chciałam zadać ci kilka pytań.
    - Strzelaj - mruknąłem. Czułem, jak moje ręce się pociły.
    - Alex to miły i sympatyczny chłopiec... - zaczęła. Ciekawe jakie "ale" kryło się za tą gadaniną.
    Spojrzała na mnie, jakby uważała, że powinienem coś powiedzieć. Milczałem jednak jak zaklęty.
    - Ty go lubisz, prawda? - Uśmiechnęła się zachęcająco.
    - Tak. Jest moim przyjacielem.
    - Wydawało mi się, że jest kimś więcej.
    - To było dawno temu - szepnąłem, spuszczając wzrok na swoje dłonie, które zaciskałem w pięści pod stołem.
    - Kotku - powiedziała, pochylając się do przodu. Próbowała spojrzeć mi w oczy, ale unikałem tego jak ognia. - Przecież widzę, jak na niego patrzysz. Może nie jesteście parą, ale chciałabyś tego. Nawet nie próbuj zaprzeczyć! - zawołała, widząc jak otwieram usta. - Odkąd tu przyjechaliście, nie rozstajecie się. Wszędzie chodzicie razem, dobrze się czujecie w swoim towarzystwie. Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda?
    - Tak, wiem. Po prostu nie ma o czym rozmawiać - zdołałem wydukać. Nie wiedziałem, co wyczuła z moich emocji, ale nie odpuściła.
    - Czemu jesteś smutna? Alex ma kogoś?
    - Co? Och... Nie, nie ma.
    - No to w takim razie czemu nie zawalczysz o tę miłość?
    - Jaką miłość? - Zdenerwowałem się. Kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć. Bo gdybym strzelił jakąś gafę? Bella by mnie chyba zabiła.
    - Jak to jaką? Próbuję ci powiedzieć, że, mimo wszystko, wy nadal się kochacie.
    - Ja może tak, ale on... - zawahałem się. - Ale on chyba nie. Zerwaliśmy, bo mieliśmy jakiś powód. Zostaliśmy przyjaciółmi, bo...
    - Bo? - pociągnęła mnie za język. Mnie natomiast zamurowało. Dlaczego zostaliśmy przyjaciółmi? Większość par unikała siebie jak ognia po rozstaniu, nienawidziła się. A my?
    - My chyba nadal się kochamy - szepnąłem, nie zdając sobie z tego sprawy. Wiedziałem, co ja czułem do Belli, ale nie sądziłem, że ona też. W końcu to ona stwierdziła, że nie powinniśmy ze sobą być. Ale dlaczego zostaliśmy przyjaciółmi? Bo nam na sobie nadal zależało. Bo chcieliśmy być blisko siebie. Bo pragnęliśmy zatrzymać tą drugą osobę przy sobie, bo nie potrafiliśmy bez siebie funkcjonować. Bo mimo wszystko się kochaliśmy!
    Jaki ja byłem głupi!!!
    Palnąłem się otwartą dłonią w czoło. Mama zaśmiała się cicho. Całkowicie zapomniałem o tym, że siedziała tak blisko.
    - Dziękuję - zawołałem i pocałowałem ją w policzek.
    - Czyli miałam rację? - Uniosła pytająco brew.
    - Mam nadzieję! - Uśmiechnąłem się, czując ogromną ulgę. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że coś mnie przytłaczało.
    - No to na co czekasz? Powiedz mu to! - krzyknęła, wstając od stołu. Pociągnęła mnie za sobą i próbowała wypchnąć z domu.
    - Czekaj! Nie mogę... Nie mogę tak od razu... - wystraszyłem się. Sam nie wiedziałem czego. - Pójdę! - przyrzekłam. - Umówiłam się z Alexem w południe u niego. Wtedy mu powiem, okey?
    - Na pewno?
    - Na pewno!
    W końcu udało mi się wyrwać. Uciekłem szybko do pokoju Belli, zamykając za sobą drzwi. Musiałem to wszystko poukładać i jeszcze raz dokładnie przemyśleć. Co miałem jej powiedzieć? Jak się zachować? Czemu tak panikowałem?
    - Jeśli się mylę, trudno - mruknąłem, by dodać sobie otuchy. - Ale mam nadzieję, że nie.

~~ Bella ~~

    Coraz mniej podobała mi się ta zamiana ciał. Czułam się niekomfortowo, myśląc o tym, że zostawiłam Alexa sam na sam z moim ciałem. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co on mógł z nim zrobić.
    Wstrząsnął mną dziwny dreszcz, gdy przypomniałam sobie jego oczy po wyjściu z łazienki. Były takie radosne! Jakby wygrał milion funtów w totka. Dlaczego? Bo był facetem i przez większość swojego życia nie myślał głową tylko kompletnie inną częścią ciała. Mimo, że jego ciało już tego nie posiadało.
    Chciałam się umyć, ale... no cóż, nie byłam taka jak Alex. Przynajmniej tak myślałam na początku, bo po chwili dotarło do mnie, że mogłabym się jakoś odegrać za ten prysznic. I za wszystko, co jeszcze miał zrobić.
    Wzięłam więc jakieś ciuchy z szafy i poszłam do łazienki. Gdy się myłam, opuszczały mnie wszystkie złe emocje, odprężyłam się. Przez moment nie przejmowałam się niczym. Czułam tylko krople spływające po umięśnionym, ślicznie opalonym ciele.
    Gdy wyszłam z kabiny, byłam spokojna jak nigdy, jednak gdy się ubierałam, powróciły wszelkie troski. Największym moim utrapieniem było pytanie: w jaki sposób zamieniliśmy się ciałami? To wydawało mi się być kluczem do całej tej sprawy.
    Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Splotłam ręce pod głową i wpatrywałam się w sufit. Oprócz jednej małej muszki niczego tam nie było. Dlatego z zafascynowaniem obserwowałam wędrówkę owada. Wolałam na razie nie wychylać nosa zza drzwi. Nie chciałam napotkać gdzieś rodziny Alexa, bo nie miałam pojęcia, co bym im powiedziała. Na pewno strzeliłabym jakąś gafę i wszystko wyszłoby na jaw. A może dzięki temu ktoś by nam pomógł?
    - Albo prędzej wysłali do wariatkowa - mruknęłam pod nosem. - Lepiej nie ryzykować i poczekać. Pożyjemy, zobaczymy.
    Po kilku minutach do pokoju wszedł Alex. Na szczęście pomalował rzęsy tuszem. Chociaż tyle. Przyjrzałam mu się uważniej. Wyglądał jakoś inaczej. Był podekscytowany, oczy mu błyszczały. Uśmiechnął się do mnie promiennie.
    - Cześć - rzucił beztrosko. Usiadł obok mnie na łóżku.
    Mimo tej zewnętrznej radości był spięty. Denerwował się czymś. Poznałam to po dłoniach zaciśniętych w pięści.
    - Czeeść. - Przeciągnęłam samogłoskę. - Powiesz mi, dlaczego jesteś w tak szampańskim humorze?
    - Co? Och... Ja tylko chciałem ci powiedzieć, że... Znalazłem taką fajną sukienkę u ciebie w szafie. - Brzmiało to, jakby wymyślił wszystko naprędce. - Zastanawiałem się tylko, dlaczego w niej nie chodzisz. Wyglądałabyś ekstra!
    - Nie lubię czerwieni. Kojarzy mi się z krwią. A kupiłam ją tylko dlatego, że inne na mnie nie pasowały.
    - A ja ją założę na jutrzejszy obiad i będziesz musiała się do niej przekonać.
    - Nie w tym życiu!
    - Mogłabyś się tak łaskawie ze mną nie kłócić? Przyszedłem, by ci poopowiadać o swojej rodzinie, a nie przekonywać cię do swoich racji.
    - Zamieniam się w słuch.
    Nadal nie wiedziałam, co przede mną chciał ukryć, ale na pewno się dowiem. Bo Alex nie potrafił mieć przede mną żadnych tajemnic.


~~*~~*~~*~~*~~

    Wiecie jak to jest mieć cztery dni wolne od zajęć lekcyjnych a potem od razu w piątek taki stres, bo chemia, fizyka i biologia w jeden dzień? Do tego zapowiedziana kartkówka z dwóch lektur z polskiego i rzekoma kartkówka z fizyki? I oczywiście matematyka i angielski! Po prostu wybiłam się z rytmu i trudno mi się było przestawić ;( Ale już wszystko powoli ogarniam, nawet opowiadanie, chociaż trzeba by się było ruszyć, bo zapasik się kurczy - kiedyś miałam do 10 rozdziałów naprzód, teraz mam napisany tylko 14. Frustrujący jest ten brak czasu ;( Ale już nie smęcę. Co będzie, to będzie. Nauczyłam się ostatnimi czasy żyć chwilą - tak szczerze to polecam. Planujcie tylko to, co musicie, bo reszta i tak się pokomplikuje i nie wyjdzie po waszej myśli ;p
   W każdym razie, obiecałam dłuższy. Mam nadzieję, że taki jest. I że nie jest jakiś niezrozumiały czy coś - pisałam go na pięć podejść, więc wybaczcie, jeśli coś przeoczyłam!
    Miało być dzisiaj krótko, a ja jak zwykle gadam swoje, już się przymykam ;p Paa <3
Zuza♥