sobota, 17 maja 2014

*17. "Ciągle stoję pomiędzy"

Dedykacja tym razem dla RebellinousAngel♥ za niesamowicie długie, super mega motywujące komentarze! Nie mogę wyjść z podziwu, jak Ty potrafisz tak świetnie ubierać myśli w słowa :) Przeogromnie się cieszę, że jakimś trafem znalazłaś się na moim blogu i zostałaś na dłużej :) I uszczęśliwiasz mnie swoimi opiniami na temat postów. Dziękuję! ;*


"Jeśli chcesz oglądać tęczę, musisz dzielnie znieść deszcz."

~~*~~*~~*~~*~~

~~ Rose ~~

    Dni mijały strasznie szybko. Ale tak to już bywa. Gdy jest nudno, czas wlecze się niemiłosiernie długo, ale gdy coś się dzieje, gdy spędza się całe dnie z przyjaciółmi, mija jak z bicza strzelił. A przez ostatni tydzień nie mogłam narzekać na brak rozrywek. Odkąd przyjechałam do Dundee, zawsze coś się działo. A to graliśmy w siatkówkę, a to wybraliśmy się na wycieczkę nad morze. Wczoraj byłam z Prue w mieście na zakupach. Chodziłyśmy sobie po sklepach, przymierzałyśmy wszystko, co wpadło nam w ręce. Na początku rozmawiałyśmy o bardziej neutralnych tematach, jednak gdy wracałyśmy już do szkoły, przyjaciółka zaczęła wypytywać mnie o najróżniejsze rzeczy, wszystkie jakoś powiązane z chłopakami. Odpowiadałam na nie, bo nigdy nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic.Po dwunastym takim pytaniu zdenerwowałam się, przystanęłam na moment, spojrzałam jej prosto w oczy i zapytałam:
    - Mogę wiedzieć, dlaczego męczysz mnie tymi pytaniami?
    - Po prostu jestem ciekawa, tyle. - Wzruszyła ramionami.
    - Wiesz, że nie umiesz kłamać. Więc albo mów, o co chodzi, albo się przymknij - zaproponowałam.
    - No dobra, dobra. Chciałam tylko wybadać, czy masz jakiegoś chłopaka na oku...
    - I nie mogłaś zapytać mnie o to tak normalnie? Musiałaś owijać w bawełnę?
    - No bo widzisz.... - zmieszała się. - Chodzi o to, że...
    - Że masz na myśli konkretnego chłopaka - westchnęłam. Prue uśmiechnęła się do mnie dziękczynnie. - Przecież wiesz, że nie umawiam się z chłopakami. Na pewno nie z takimi, których wcześniej dokładnie nie poznam. A z tych, których znam, żaden mi się nie podoba.
    - A czy gdyby to był mój znajomy i gdybym powiedziała ci, że na sto procent cię nie skrzywdzi, zrobiłabyś wyjątek od swoich ścisłych reguł?
    - Lepiej powiedz, o kogo ci chodzi i dlaczego cię tak nagle napadło na swatanie mnie.
    Szłyśmy przez zielony park. Nad nami, wśród kołyszących się na wietrze drzew śpiewały ptaki, wiewiórki skakały z gałęzi na gałąź. Słońce przygrzewało mocno, ale, idąc alejami parku, byłyśmy schowane przed jego promieniami. Obie miałyśmy na nosach okulary przeciwsłoneczne, które w tamtej chwili służyły nam za opaski do włosów.
    - Tylko mi nie przerywaj i nie bądź zła, okey? - zapytała Prue, a ja jej obiecałam, że wysłucham jej ze stoickim spokojem i będę milczała jak grób. - Gdy przyjechałaś, od razu zauważyłam, już po pierwszym spotkaniu, że ty i Tom... No wiesz, wpadliście sobie w oko. - Nabrałam powietrza do płuc, by temu zaprzeczyć, ale przyjaciółka nie pozwoliła mi dojść do słowa. - Obiecałaś! - Pokiwałam tylko głową i wypuściłam głośno powietrze. - Poprosiłam Chrisa, by z nim o tym porozmawiał, ale nie udało mu się niczego z niego wyciągnąć. Z resztą nie dziwie mu się. Ach! No tak, ty nic nie wiesz! - zawołała, widząc moją zdezorientowaną minę.
    Opowiedziała mi o tym, dlaczego Tom zmienił szkołę. Musiał naprawdę mocno kochać tę dziewczynę, skoro nie mógł tam wytrzymać. Zawsze zazdrościłam Prue tego, że znalazła tego jedynego, z którym jest szczęśliwa, lecz w tamtym momencie spojrzałam na miłość od innej strony. Można kogoś kochać ponad życie, można snuć plany związane z tą osobą, lecz nigdy nie wiadomo, kiedy los się od nas odwróci i zamiast szczęścia, miłość przyniesie ból i smutek. Parę lat temu czułam się podobnie. Myślałam, że Phill to ten jedyny, kochałam go, ale dopiero po czasie okazało się, że on nie odwzajemniał moich uczuć. Wykorzystał mnie i zostawił. Typowy facet. Z czasem zdałam sobie sprawę, że ja go wcale nie kochałam. To było tylko głupie szczeniackie zauroczenie. Ale przez rok cholernie bolała jego strata. Nienawidziłam go za to, że mnie zostawił i że ta sytuacja sprawiała mi ból. Uważam, że Tom również sobie poradzi ze stratą Vivian. Różnica jest taka, że w ich przypadku to naprawdę była miłość.
    - Więc Chrisowi nie udało się nic wskórać, ale ja nadal byłam ciekawa, co on o tym wszystkim sądzi. I sama do niego poszłam - kontynuowała Prue. - Trochę się wkurzył, ale w końcu wyjawił mi, że bardzo mu przypominasz Vivian. Nie tylko z wyglądu, ale i z zachowania i to go bardzo intryguje. Z jednej strony przeraża, ale ciekawy jest, dlaczego macie tak dużo wspólnych cech. Pomyślałam, że ciebie też muszę wypytać o niego. Tak dla równości. I okazało się, że mam rację!
    - W czym? - zdziwiłam się.
    - No że ty i on... - Spojrzała na mnie znacząco.
    - A kto ci powiedział, że ja go lubię?
    - Twoje rumieńce na policzkach! Och wiedziałam! Tak bardzo się cieszę! Mówiłam Chrisowi, ale on mi nie wierzył. Wiadomo, chłopak się nie zna na takich sprawach tak jak dziewczyna. Poza tym znam cię już tak długo! - paplała jak nakręcona. Trudno mi było wejść jej w słowo, ale po chwili zamilkła na sekundę, by nabrać powietrza i przełknąć ślinę, więc wykorzystałam ten moment.
    - Nadal nie rozumiem, czym się tak podniecasz. Może mi się podoba, ale to nie znaczy, że od razu dopuszczę go do siebie. Całkowicie go nie znam i nie ufam mu. Tak jak reszcie chłopaków. Tak z reguły. Skoro mnie znasz, to doskonale o tym wiesz.
    - A czy myślisz, że ja o tym nie pomyślałam? Wszystko dokładnie przemyślałam i już mam plan. Ale nie mogę ci go zdradzić, bo wtedy mogłabyś coś zepsuć. A teraz się pośpiesz, bo chcę zdążyć na ten nowy film! - zawołała i pociągnęła mnie w kierunku szkoły.
    Odkąd tu przyjechałam wszystko wydawało mi się dziwne. Prue chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha, nie zachowywała się naturalnie. Coś ją gryzło. A raczej coś przede mną urywała i chciała mi to powiedzieć, ale albo nie wiedziała jak, albo nie mogła. Więc skoro to nie chodziło o Toma i ten jej misterny plan, to o co?

~~ Chris ~~

    - Jesteś pewna, że to zadziała? - zapytałem z powątpiewaniem. Cała ta akcja z intrygami mi się nie podobała. Według mnie Tom i Rose powinni sami ze sobą załatwiać swoje prywatne sprawy. Ale Prue oczywiście musiała się wtrącić. Co oni są małymi dziećmi, czy jak?
    - No jasne, że tak! - zapewniła. - Musimy tylko sprawić, żeby zaczęli ze sobą rozmawiać, bo do tej pory Rose spędzała czas tylko ze mną. A jeśli już gadała z Tomem to tylko jakieś pół słówka i to w naszej obecności, gdzie nie miała szansy się z nim zapoznać. Teraz musi się to zmienić. Jeśli pozna Toma to przekona się, jaki jest i będzie im o wiele łatwiej. Poza tym to tylko taka kolacja zapoznawcza. Nic oficjalnego, żadnych cudacznych nazw. Po prostu my, dobre żarcie i mile spędzony czas. Kiedy my będziemy się zajmować sobą, oni będą musieli zacząć ze sobą gadać. Jeśli to nie pomoże to się wycofam, obiecuję. Ale musisz się zgodzić, bo bez ciebie nawet nie mam co próbować.
    - Niech ci będzie. Jedna kolacja, a potem umywamy ręce. - Dziewczyna rzuciła się na mnie, przytuliła mocno i pocałowała namiętnie w usta. Uśmiechnąłem się delikatnie. - To co mam przygotować?
    - Ja zajmę się jedzeniem, ty możesz pomyśleć, gdzie byśmy je zjedli.
    - A może tak zorganizujemy piknik? - zaproponowałem.
    - Jesteś genialny! - zawołała Prue, biorąc z szafy duży koc i podając mi go. - Znajdź jakieś miejsce i porozmawiaj z Tomem. Ja zajmę się Rose.
    Staliśmy w pokoju dziewcząt. Blondynka siedziała w łazience, a my rozmawialiśmy cicho . Bardzo cieszyłem się, że Rose nas odwiedziła, ale powoli w mojej głowie zaczynał się rodzić niepokój. Prue za bardzo się starała, ciągle skakała wokół przyjaciółki. Nigdy tak się nie zachowywała i Rose mogła zacząć coś podejrzewać. Ich przyjaźń nigdy nie wymagała wysiłku. Po prostu się przyjaźniły, były ze sobą szczere. Wiedziały o sobie wszystko. Teraz, gdy się to zmieniło, Prue trudno zachować pozory.
    - Jesteś pewna, że dasz sobie radę? - zapytałem, przytrzymując ją za łokieć. Chciała odejść, lecz nie mogłem jej na to pozwolić. Musiałem się upewnić.
    - A co jest trudnego w przygotowaniu kolacji? Przecież wiesz, że lubię gotować. - Zaśmiała się nieco histerycznie.
    - Dobrze wiesz, że nie chodziło mi o to. Odkąd Rose przyjechała, zachowujesz się dziwacznie. Ona to zauważy. Albo już zauważyła. Nie możesz dopuścić do tego, by zaczęła węszyć. Nie powinna wiedzieć, kim naprawdę jesteśmy. Dla jej dobra. Znasz zasady. Człowiek nie może chociaż podejrzewać, że tacy jak my chodzą po ziemi. Jedynym wyjątkiem jest...
    - Miłość. Wiem o tym doskonale - przerwała mi. - Staram się zachowywać jak dawniej, ale kompletnie nie wiem, jak mieć przed Rose tajemnicę. Ona zawsze wszystko wiedziała. Jeśli ja jej nie powiedziałam to sama się domyślała. Nie potrafię tego teraz zmienić. Poza tym jeszcze nigdy nie miałam styczności z osobami z mojego starego życia teraz, po przemianie. Już nie pamiętam, jaka byłam kiedyś. To mnie zaczyna przerażać. Ale myślę, że dam radę. Muszę!
    Odwróciłem ją delikatnie twarzą do siebie i przytuliłem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, co czuła. Sam przecież też przez to przechodziłem. Tylko ja nie miałem nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć, a ona ma mnie.
    - Lepiej już pójdę poszukać Toma. Rose zaraz wyjdzie - szepnąłem jej do ucha, słysząc kliknięcie w zamku. Prue tylko pokiwała głową. Uśmiechnęła się słabo. Przejechałem opuszkiem kciuka po jej policzku, zatrzymując się na dolnej wardze. Pochyliłem się i musnąłem jej usta swoimi. Chciałem, by ta chwila trwała wiecznie. Nigdy nie miałem dość czasu spędzonego z ukochaną. - Na razie! - zawołałem tak, by usłyszała mnie Rose wychodząca z łazienki. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do biblioteki. Wiedziałem, że tam, między regałami z książkami, znajdę blondyna.


~~ Tom ~~

    Leżałem na kocu, spoglądając na zachodzące słońce. Było piękne. Pamiętałem, że Vivian kochała patrzeć na zachód i wschód słońca. Zawsze, gdy była smutna, coś ją trapiło, nie mogła spać, wychodziła z budynku i podziwiała, jak świat budzi się do życia, lub zasypia. Wtedy nie potrafiłem tego docenić, czasami śmiałem się z niej, że wolała wstać o czwartej rano i przesiedzieć ten czas na dworze, niż spędzić go w ciepłym łóżku. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, co ona w nim widziała. Ile bym dał, żeby siedziała teraz ze mną i patrzyła na ten sam zachód słońca co ja.
    Nasza miłość nie była trudna, nie wymagała poświęceń. Ona wiedziała wszystko o mnie, ja o niej. Już wiem, jaki skarb posiadałem i, jak głupi, dałem mu odejść. Teraz już nic nie będzie takie jak kiedyś. Już nie pokocham nikogo tak, jak jej. A jeśli pokocham to nie będzie to taka miłość jak tamta. Teraz to wiedziałem.
    Wyjeżdżając, myślałem, że zapomnę. Ale o czymś takim po prostu nie da się zapomnieć. Należy nauczyć się z tym żyć. A ja jeszcze nie potrafię iść naprzód. Ciągle stoję pomiędzy.
    Chris stał nieco dalej i odbijał piłkę. Czekaliśmy na dziewczyny. Dlaczego zgodziłem się tutaj przyjść? Dobre pytanie, na które próbowałem sobie odpowiedzieć.
    Po pierwsze ciekawiło mnie to, że Rose to kopia Vivian. Nie idealna, bo wiadomo, że dwóch takich samych osób nie ma, ale podobna. Po drugie nie miałbym co robić. Po trzecie kocham kuchnię Prue.
    Nic nie przemawiało do mnie, bym nie przychodził. Lecz gdy tak leżałem, zacząłem odczuwać niepokój. Nie miałem pojęcia, czym był spowodowany, ale coraz bardziej bałem się czegoś. Czegoś na pewno idiotycznie błahego. Po mojej głowie zaczęły się krzątać myśli typu: Co ja tu robię?, czy Oszalałem?
    Do moich nozdrzy doleciał zapach człowieka. Wydawało mi się, że serce na sekundę straciło swój rytm. Poczułem na sobie zaciekawione spojrzenie Chrisa, ale udałem, że nic się nie stało. Podniosłem się i usiadłem, by zobaczyć, jak Prue i Rose idą przez trawnik, niosąc kosz pełen smakowicie pachnącego jedzenia. Kiszki zagrały mi marsza. Od śniadania nic nie jadłem.
    Gdy stanęły obok koca, Prue uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Czyżby i ona usłyszała tę nagłą zmianę w rytmie mojego serca? Przecież to nic nie znaczyło! To tylko... Tylko co?
    Zalała mnie fala paniki. Co to miało znaczyć? Przecież serce nie zaczęło bić mocniej z powodu nadchodzącej uczty. Musiało istnieć inne wytłumaczenie.
    I to wytłumaczenie właśnie siadało obok mnie. Gdy Rose odgarnęła włosy do tyłu, znów poczułem zapach człowieka; słodki, intensywny. Każdy miał swój. Rose pachniała różami i skoszoną trawą. Był to przyjemny zapach. Przymknąłem powieki, delektując się nim. Wciągałem powoli powietrze i wolno je wypuszczałem. Musiałem wyglądać dziwnie, ale to mnie nie interesowało.
    Nim zaczęliśmy jeść, zauważyłem, że Chris i Prue siedzą nieco na uboczu, pozwalając tym samym na to, byśmy my, ja i Rose, mogli lepiej się poznać. Czy tego chciałem? No jasne, że tak. Nie wiedziałem tylko, jak zacząć rozmowę.
    - Piękny widok - mruknęła blondynka, spoglądając na czerwone niebo. Delikatny, ciepły wiatr porwał jej jasne włosy do tyłu. Ramiona miała nagie, widniała na nich gęsia skórka, ale nie narzekała na zimno.
    - Tak, bardzo ładny - odparłem, nie patrząc jednak na słońce, lecz na nią. Odwróciła głowę w moją stronę i widząc, że się jej przyglądam, zaróżowiła się. - Lubisz zachód? - zapytałem.
    - Kocham. To jest najlepsza pora dnia. Kończy się dzień, zaczyna noc. Jedne stworzenia idą spać, drugie się budzą. Porównywalny jest tylko wschód. A ty jak uważasz? - zainteresowała się.
    - Kiedyś myślałem, że nie ma w tym nic ciekawego. Ale dzisiaj, gdy siedziałem tutaj, zanim przyszłyście, dotarło do mnie, że w zachodzie słońca jest coś magicznego. Mógłbym na niego patrzeć cały czas.
    - Ja też - westchnęła. Potarła dłońmi odsłonięte ramiona. Zareagowałem odruchowo. Sięgnąłem po leżącą obok mnie bluzę i zarzuciłem ją jej na plecy. Okryła się nią szczelniej. - Dziękuję.
    Uśmiechnąłem się tylko, niezdolny wypowiedzieć choćby jedno słowo. Siedzieliśmy w ciszy, patrząc przed siebie. Nie zauważyłem, kiedy Chris i Prue ulotnili się, zostawiając nas samych.
    - Opowiedz mi coś o siebie - poprosiła znienacka.
    - Co chcesz wiedzieć? - zapytałem.
    - Wszystko, co jesteś w stanie mi powiedzieć. Chcę cię poznać, zanim się zaangażuję.
    - A chciałabyś? - szepnąłem z nadzieją w głosie.
    - Bardzo - wyznała, odwracając głowę w moją stronę. Spojrzała na mnie błękitnymi oczami, pełnymi strachu i nadziei. Coś we mnie pękło. Zrozumiałem, że Nyks przysłała do mnie Rose, bym zrozumiał, że miłość to dobra rzecz, że można kochać więcej niż tylko raz. Pochyliłem się i pocałowałem blondynkę.


~~*~~*~~*~~*~~

    Hej! MAM DO WAS MEGA GIGA DUŻĄ, WAŻNĄ PROŚBĘ! Napiszcie w komentarzach, jakie rozdziały mogłabym pokazać nauczycielce od polskiego, bym dostała piątkę na koniec roku! Brakuje mi kilku setnych i bardzo mi na tym zależy, a ja nie mam pojęcia, które wybrać! Nikt mi też nie umie doradzić. jeden mówi tak, drugi jak chcesz, a ja potrzebuje konkretnej odpowiedzi. Gdy już dostane konkretne propozycje, będzie mi łatwiej podjąć decyzję. Pomóżcie mi! Bo jak nie wy, to kto? :D
    Rozdział z lekkim opóźnieniem, ale wczoraj wieczorem miałam może z pół tej notki :) Do tego kompletnie niesprawdzonej. No i kolejna para? Nie no, muszę coś z tym zrobić -,- bo z mojego opowiadania robi się romans :D Ale powoli zacznie się akcja, obiecuję :) Tylko muszę to dokończyć, muszą przyjechać z "wakacji". Wydaje mi się, że ta notka jest taka... sama nie wiem. Trochę może nieprzemyślana. Co prawda myślałam o niej dużo, ale do ostatniej chwili nie miałam pojęcia, jak myśli ubrać w słowa, by powstał rozdział. Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodoba! :)
   CO SIĘ STAŁO, ŻE USUNĘŁY MI SIĘ WSZYSTKIE GŁOSY W ANKIECIE?? ;(
    Do następnego! Pamiętajcie o prośbie!
Zuza♥

piątek, 2 maja 2014

*16. "Miałem wszystko, o czym kiedyś marzyłem."

Tym razem z dedykacją dla kochanych dziewczynek, które wiedzą, co to "konkretny beton". Za te dziwne rozmowy na wfie, za wsparcie, rozśmieszanie, za jedną lekcję techniki, dzięki której dowiedziałam się, jak dziwnie jest Tam... ;p Za tę grę w Państwa, miasta...! Musimy to kiedyś powtórzyć! Było cudownie!! ;* Dziękuję za te niesamowite smsy i to, że mnie rozumiecie w pewnych sytuacjach jak nikt inny - no może oprócz Bells, ale ona to ona! ;* Boję się pomyśleć, co by było, gdyby pewne wydarzenia nie miały miejsca... ♥ Thank you!
I nie, nie śledziłam Cię!! ;p Ależ te wtorki są pamiętne! W każdym razie dedykacja dla moich dziewczynek i dla tego, co myśli, że mu wszystko wolno i że to frajda dla mnie go śledzić, gdy idzie do łazienki ;p ;**



"Pamiętaj, że wszystkie światy biegną do swego końca, oraz że szlachetna śmierć jest skarbem i nikt nie jest zbyt ubogi, aby go nabyć." - C.S. Lewis "Ostatnia Bitwa"


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Zayn ~~

   Przez ostatnie kilka dni zastanawiałem się, jakby to wszystko rozegrać, by wyszło jak najlepiej: zjawiskowo, skutecznie i boleśnie. Pragnąłem czerpać przyjemność z ich bólu, patrzeć na wykrzywione twarze, słuchać ich krzyku, błagań o litość.
    Byłem Wampirem i kręciło mnie to.
    Od wczoraj obserwowałem wysoki dom na przedmieściach. Niczym szczególnym się nie wyróżniał. Zwykły jednorodzinny dom, których pełno na całym świecie.
    Jak dotąd nic się nie wydarzyło. Nie dziwiło mnie to. W końcu dochodziła dziewiąta rano. W dodatku były wakacje. Kto normalny wstawałby tak szybko, gdyby nie musiał? Sam chętnie spędziłbym ranek w pokoju z woreczkiem krwi w dłoni. Jednak obowiązki wzywały. Za pięć dni wrócą do szkoły i szansa przepadnie. Poza tym nie chciałbym się narazić Stylesowi. Odkąd chłopaki go wystawili, bardzo skrupulatnie dobierał ludzi do ważnych zadań. Tylko tym, którym ufał, powierzał tajne misje. Reszta tworzyła sztuczny tłum wokół niego i uczyła się walczyć.
    Siedziałem między drzewami naprzeciwko domu na ławce skupiony na zadaniu. Nic nie miało prawa mnie rozproszyć.
    Utkwiłem wzrok w oknie i czekałem.
    Moja cierpliwość została nagrodzona. Już po kilku minutach ujrzałem, jak roleta podnosi się do góry. Po chwili pojawiła się blondynka, która uchyliła okno i wyjrzała na zewnątrz. Na jej ustach jaśniał uśmiech.
    - Już niedługo - mruknąłem przez zaciśnięte zęby.
    Koło dziewczyny zobaczyłem wysokiego bruneta, który pocałował ją delikatnie w policzek. Chyba ze sobą rozmawiali, bo zauważyłem ruchy warg.
    Potem zniknęli. Siedziałem jak na szpilkach, wpatrując się w widoczną między drzewami część domu. Wiedziałem, że nie powinienem wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, że musiałem czekać. Lecz chęć działania była silna, prawie nie do zniesienia. Właśnie, prawie. Wytrzymałem. Jestem Zayn Malik i nikt nie zdoła mnie pokonać! Zacisnąłem palce na niebieskiej szmatce i uśmiechnąłem się.


~~ Damien ~~

    - Najpierw chciałaś wyjść na zakupy jak najwcześniej, żeby mieć jak najwięcej czasu w centrum, a teraz ciągle czegoś szukasz. Nie moglibyśmy już iść? I czego ty właściwie szukasz?
    - Nie widziałeś mojej ulubionej bluzki? - zapytała Alice, wyłaniając się z pokoju na chwilę. Nie czekając na moją odpowiedź, wróciła do poszukiwań.
    - Jakiej?
    - Och, no wiesz...! - rzuciła zdenerwowana. - Ta taka niebieska z flagą Wielkiej Brytanii. Chciałam ją założyć, ale nigdzie jej nie ma.
    - Przykro mi, też jej nie widziałem. Może w ogóle jej nie zabrałaś ze sobą? - zasugerowałem. - Zawsze pakujesz się w takim chaosie, w którym nietrudno o pomyłkę. Poza tym mieszkasz z dwiema dziewczynami. Mogłaś na przykład wziąć spódnicę Prue, a Becky twoją bluzkę, nie uważasz?
    - Ale ja wiem, że ją pakowałam! Jestem tego pewna! - zawołała, wyrzucając wszystkie ciuchy z walizki.
    - Przecież już się ubrałaś. Poszukasz jej, jak wrócimy. Teraz marnujemy tylko czas!
    Spojrzała na mnie i już wiedziałem,  że wygrałem.
    - Chyba masz rację. Przepraszam. Nie wiem, dlaczego zaczęłam panikować. Później zadzwonię do Becky i spytam, czy aby jej nie zabrała. - Uśmiechnęła się.
    - Dobra decyzja. To co, możemy już iść? - spytałem.
    - Od kiedy ty jesteś takim fanem zakupów? - zdziwiła się, chwytając torebkę i ciągnąc mnie za sobą po schodach.
    - Sam się sobie dziwię. Co się ze mną dzieje?
    - Miłość zmienia ludzi - zauważyła. - Na lepsze! - podkreśliła i ruszyła biegiem do bramy. Pokręciłem głową, nie wierząc we własne szczęście. Miałem wszystko, o czym kiedyś marzyłem. Prawdziwych przyjaciół, ukochaną dziewczynę.
    Mamo, tato, szkoda, że nie jesteście tu ze mną. Wtedy byłoby idealnie.


~~ Alice ~~

   Słońce mocno przygrzewało, wiał ciepły, delikatny wiatr, który rozwiewał moje blond włosy. Postanowiliśmy przespacerować się do centrum handlowego, choć to kawałek od mojego domu. Pogoda była piękna, niebo bezchmurne, więc nawet dziesięć kilometrów nie robiłoby mi wielkiej różnicy.
    Idąc wzdłuż ulicy, przy której stał mój dom, słyszeliśmy ptaki, które przelatywały nad naszymi głowami, szukając pokarmu, czy gałązek do gniazd. Nie było tu wysokich biurowców, drapaczy chmur. Znajdowały się tutaj natomiast jednorodzinne domki; jedne skromne i bez przepychu, drugie natomiast wyglądem przypominały wille z filmów, które uwielbiałam oglądać.
    Im dalej wędrowaliśmy, tym coraz bardziej zmieniał się krajobraz. Coraz częściej pojawiały się wysokie budynki, w których ludzie od rana do wieczora pracowali, stare kamienice i kilka drapaczy chmur.
    Pokonywałam tę drogę już z milion razy, lecz teraz wydawała mi się całkiem inna. Nie dlatego, że coś się w tym miejscu zmieniło. Wręcz przeciwnie. Wszystko stało tak, jak zapamiętałam z ostatniej wycieczki. Jedyna zmiana to taka, że towarzyszył mi Damien.
    Pewnym krokiem skręciłam w dobrze znaną mi ulicę. Po minucie, może dwóch moim oczom ukazał się rząd małych sklepików. Podskoczyłam uradowana, pociągnęłam chłopaka za rękę, by się pospieszył. Uwielbiałam zakupy. A te w Japonii w szczególności. Zawsze znalazłam coś, co po prostu musiałam mieć!
    Tym razem miałam wytyczony cel. Niedługo Becky będzie miała urodziny i powinnam jej kupić jakiś prezent. Nie wiedziałam, czego dokładnie szukać, ale byłam pewna, że to właśnie tu tę rzecz znajdę.
    Weszliśmy do pierwszego sklepu. Przeglądałam ubrania na wieszakach, a Damien, jak to on, zaczął marudzić. Ogólnie to na wszystko. A to, że jestem wybredna, że mu się jeść chce, że jest za ciepło, że za zimno. W każdym sklepie znalazł coś, na co mógłby pomarudzić. Nie zwracałam na niego uwagi. Ciągle szukałam czegoś dla siebie i dla Becky. Może kupię coś również dla Prue?
    Przymierzyłam mnóstwo ciuchów, butów, bransoletek, naszyjników. Wypróbowałam chyba wszystkie kosmetyki. Po trzech godzinach dałam się namówić na lunch. Poszliśmy do kawiarenki. Zamówiliśmy kawę i coś do jedzenia i usiedliśmy przy stoliku.
    - Nareszcie chwila wolnego! - zawołał z ulgą Damien.
    - Nie przesadzaj, czym się tak zmęczyłeś? Tylko niesiesz jedną torbę, a gdy tylko wejdziemy do sklepu, ty od razu siadasz - powiedziałam ze zdziwieniem.
    - Po prostu... Nieważne. - Pokręcił głową. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienie, chłopak od razu rzucił się na kawę. Zauważyłam, że ostatnio prawie nie rozstaje się z czarnym napojem. Już miałam go o to zapytać, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam. Coś innego przykuło moją uwagę. A ściślej mówiąc, ktoś inny. Parę stolików dalej siedział chłopak, który wyglądał na chorego; miał delikatne cienie pod oczami, bladą skórę i nieco przekrwione oczy. Może nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby nie fakt, że się nam przyglądał i śledził odkąd wyszliśmy ze sklepu z butami.
    Szturchnęłam delikatnie Damiena w ramię i powiedziałam mu o moich spostrzeżeniach.
    - Ty też go zauważyłaś? Pijawa kręci się tu od jakiegoś czasu. Wydaje mi się, że chciałby z nami porozmawiać. - Uśmiechnął się łobuzersko i dopił swoją kawę. Wstał, nie spiesząc się. Włożyłam do ust ostatni kawałek ciasta i poszłam za nim. Dziwny chłopak również wstał i skierował się w nasza stronę.
    Gdyby był Wampirem, wyjaśniałoby to jego bladość i ogólny wygląd umarlaka. Tylko skąd taka pewność, że to nasz wróg numer jeden? Nigdzie nie czułam zapachu Pijawek, lecz może potrafił zrobić tak, żebyśmy go nie wyczuli? Albo miałam za mało wyczulony nos na ich odór?
    Wierzyłam jednak w instynkt Damiena. On by się w takiej sprawie nie pomylił. Tylko co zamierza zrobić?
    Tymczasem chłopak kierował mnie w rejony miasta, których nikt nie zamieszkiwał. Stały tam tylko stare, nieużywane od dawna budynki, które groziły zawaleniem. Idealne miejsce na konfrontacje z Wampirem.
    Wzdrygnęłam się na samą myśl o walce. Nas było dwóch, on jeden, ale i tak się bałam. Ćwiczenia, ćwiczeniami, ale prawdziwe życie wygląda zgoła inaczej. Ale i w tej kwestii całkowicie ufałam Damienowi. Przecież gdyby nie miał pewności, że wygramy, nie narażałby nas na tak wielkie niebezpieczeństwo, prawda?
    Mimo wszystko starałam sobie przypomnieć podstawy samoobrony. Na moją moc nie miałam co liczyć. Kompletnie nad nią nie panowałam. Zamrażałam wszystko wokół, kiedy tego nie chciałam. Jedynie raz udało mi się zamienić wodę w lód, gdy Damien chciał ją na mnie wylać. Całkiem niezła metoda na nauczenie mnie jak władać moją mocą. Tak naprawdę to bardzo zdziwił mnie fakt, że pozwolono mi wyjechać do Japonii z tak bardzo nieogarniętą mocą. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że zrobili to tylko dlatego, że Damien miał mi towarzyszyć. To do niego mieli pełne zaufanie. Wiedzieli, że nie pozwoliłby mi się zdemaskować przed ludźmi. Zdawali sobie sprawę, że potrafi mnie obronić przed całym złem świata. Był moim księciem na białym koniu. Tylko czy ja go potrzebowałam?
    Oczywiście, ze tak, idiotko - zawołała jakaś część mnie. Ta, która uwielbiała, gdy czytano jej bajki o księżniczkach.
    Wcale że nie! Doskonale dasz sobie radę sama. Dobrze wiesz, że bez twojej pomocy sobie nie poradzi. Musisz uwierzyć w siebie i swoją moc! - usłyszałam drugi głos w głowie, który bardziej mi się podobał. Wolałam być potrzebna niż zawadzać.
   A więc do dzieła!
   Damien zatrzymał się na końcu ślepej uliczki. Cała sceneria wyglądała dokładnie tak, jak na filmach akcji. Opuszczony zaułek, dobrzy i źli goście, którzy posiadają nadludzkie moce. I do tego na dokładkę ja. Miałam nadzieję, że, tak jak w filmach, dobra strona zwycięży.
    Odwróciliśmy się o sto osiemdziesiąt stopni. Stanęliśmy na ugiętych lekko w kolanach nogach i czekaliśmy. Już po chwili zjawił się wysoki brunet o czekoladowych oczach i z kilkudniowym zarostem na twarzy. Uśmiechał się jakby go ktoś przed sekundą uderzył mocno w brzuch. Nosił czarne dżinsy, szarą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę, spod której widać było coś niebieskiego. Do bioder przypięty miał pas z całym arsenałem noży. Z pewnością posrebrzanych. Prawą ręką powoli sięgnął do broni. Nie wyciągnął jej jednak. Zatrzymał dłoń na rękojeści i patrzył.
    Z gardła Damiena wydobył się cichy warkot.
    - Czego chcesz? Kim jesteś i kto cię przysłał? - zawołał, spoglądając mu prosto w oczy.
    - Chyba doskonale znasz odpowiedzi na swoje pytania - odparł spokojnie. - Ale skoro już zapytałeś. Jestem Zayn, przysłał mnie Styles i cóż... Mam za zadanie was zabić. - Wzruszył ramionami.
    - Nie wyglądasz jak Zayn Malik - zaprotestowałam. Chłopak tylko się zaśmiał. Zamknął oczy, a wokół niego pojawiło się mnóstwo małych świecących punktów. Gdy te już zniknęły, stał przed nami najprawdziwszy Zayn Malik.
    - Surprise! - Rozłożył ręce, śmiejąc się z naszych ogłupiałych min.
    Szybko otrząsnęliśmy się z zaskoczenia. Należało być czujnym przez cały czas. Mieliśmy do czynienia z groźnym przeciwnikiem. Do tego nieźle uzbrojonym. My nie posiadaliśmy nawet głupiego scyzoryka.
    Nim zdążyłam jakoś zareagować, Wampir rzucił się na nas z niesamowitą prędkością. Damien skoczył do przodu, jednocześnie odpychając mnie od nich. Przeleciałam kilka metrów, uderzyłam plecami w zabite deskami okno. Drewno połamało się i wpuściło mnie do budynku. Upadłam na twardą podłogę. Przez kilka minut kręciło mi się w głowie, nic nie mogłam przed sobą zobaczyć. Czułam tylko silny ból w głowie i plecach.
    Gdy znów zaczęłam myśleć, a mój wzrok mógł skupić się na konkretnych przedmiotach, spróbowałam wstać. Za pierwszym razem mi się to nie udało. Kiedy tak leżałam na plecach, mobilizując siły, poczułam zapach krwi. Nie miałam pewności, czy była to moja krew, czy Damiena, lecz świadomość tego, że Wampir mógł skrzywdzić mojego ukochanego, dodała mi energii. Podniosłam się obolała najpierw na kolana, potem stanęłam na chwiejących się nogach. Poruszyłam najpierw lewą ręką, następnie prawą, by sprawdzić, czy nic mi się nie stało. Podniósłszy prawą rękę do góry, poczułam niemiłosierny ból w barku i usłyszałam chrupanie kości. Skrzywiłam się, lecz to nie powstrzymało mnie przed niesieniem pomocy Damienowi. Zakodowałam sobie w głowie, by nie wykonywać gwałtownych ruchów prawym ramieniem. Podeszłam do okna, przez które wleciałam do starego budynku. Przeskoczyłam parapet z gracją Zmiennokształtnego. To co zauważyłam na zewnątrz, zmroziło mi krew w żyłach i sprawiło, że nie potrafiłam się ruszyć.
    Damien leżał na plecach w kałuży czerwonej krwi. Bez wątpienia była jego. Zayn stał nad nim, dzierżąc w dłoni ostry, srebrny sztylet. Nie widziałam całej jego twarzy, ale z tego fragmentu, który odwrócony był w moją stronę, dostrzegałam tryumf.  Chłopak podniósł broń nad głowę. Szykował się do ostatecznego uderzenia, gdy we mnie coś się zmieniło. Cały paraliż uciekł, została tylko obawa o chłopaka. Nie myśląc o niczym, ruszyłam biegiem w kierunku Wampira. Wpadłam na jego twarde plecy, wytrącając mu z dłoni broń. Usłyszałam wrzask zdziwienia i furii wydobywający się z jego klatki piersiowej. Szybko odsunęłam się od niego i z całej siły kopnęłam w brzuch. Zachwiał się delikatnie, lecz utrzymał na nogach. Sięgnął po następny nóż. Tego nie przewidziałam. Czyżbym za chwilę miała umrzeć? Zayn był coraz bliżej...
    W ostatnim momencie, kiedy chłopak pewniej zacisnął palce na rękojeści, podniosłam prawą rękę do góry. Całkowicie zapomniałam, że mnie bolała. Ale teraz nie obchodził mnie złamany bark. Liczyła się moc, którą Nyks mi podarowała, która wystrzeliła spomiędzy palców w postaci lodowatej mgły. Jak lina owinęła się najpierw wokół dłoni Zayn'a, w której trzymał sztylet, następnie ogarnęła go całego, zamieniając jego ciało w jeden wielki lód.
    Stałam tak jeszcze przez kolejne minuty z wyciągniętą ręką, patrząc w zamrożone oczy Wampira. Ocknęłam się z otępienia dopiero, kiedy usłyszałam cichy jęk Damiena. Podbiegłam do chłopaka, uklęknęłam i spojrzałam na zakrwawioną twarz. Z moich oczu pociekły łzy radości i ulgi.
    - Żyjesz - szepnęłam, całując go delikatnie w usta.
    - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - Zaśmiał się cicho. Próbował się podnieść, ale stanowczo mu tego zabroniłam, kładąc dłoń na jego piersi. - Gdzie ta Pijawa? - spytał, rozglądając się wokół.
    - Spokojnie. Poradziłam sobie z nim. Nie martw się. Już jesteśmy bezpieczni.
    - To dobrze. Nic ci nie jest?
    - Będę miała kilka ładnych siniaków i może gips, ale poza tym jest świetnie - odparłam. - Myślisz, że jak zadzwonię do mamy to po nas przyjedzie? Bo w takim stanie, w jakim ty jesteś, na pewno nie pojedziesz taksówką.
    - Lepiej skontaktuj się z babcią. Ona bardziej mnie lubi.
    - Chyba masz rację. Poczekaj tu i nigdzie się nie ruszaj! Zaraz wracam.
    - Zauważyłaś, że we wewnętrznej kieszeni kurtki miał twoją bluzkę? - zapytał, kiedy już miałam odejść. Zamarłam na moment, nie wiedząc, co robić. Postanowiłam, że najpierw powinnam pomóc chłopakowi.
    Wstałam, odeszłam parę kroków od Damiena, wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer babci. Rozmawiając z nią, zerknęłam w miejsce, gdzie zostawiłam Zayna. Po chłopaku nie było ani śladu.


~~*~~*~~*~~*~~

    Hej :) Jak tam majówka? U mnie padało, ale już jest ok. Jak Wam się podobał rozdział? Koniecznie piszcie, co o nim myślicie i czy domyślaliście się czegoś podobnego.
    W wolnej chwili zapraszam na mojego drugiego BLOGA - nie o wilkach, ale również fantastyka. Jeśli lubicie mój styl pisania, na pewno Wam się spodoba!
    Kto jeszcze nie głosował, niech odda swój głos w ANKIECIE!
    Tak szybko zleciał ten czas! jeszcze nie tak dawno zastanawiałam się, jaką sukienkę kupić na bal, a tu proszę, bal już w przyszłą sobotę, a ja nadal nie mam butów :D Ale co taam! :)
    Do zobaczenia!
Zuza♥