czwartek, 28 lutego 2013

#Chapter Thirteen#

~~Prue~~
Po lekcjach chciałam iść do Starka, jednak okazało się, że nie wiedziałam, gdzie go znajdę. Stałam na korytarzu przed stołówką i zastanawiałam się, gdzie może przebywać dyrektor szkoły. Pewnie siedział w swoim biurze. Tylko gdzie może być ten jego gabinet?
- Siema! - usłyszałam za sobą głos. Wzdrygnęłam się. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Damiena. Po trzeciej lekcji trochę się rozchmurzył i znów stał się sobą. - Coo robisz?
- Wiesz może, gdzie znajdę Starka? Muszę z nim pogadać. 
- Oo... Minęły dwa dni w szkole, a ty już chcesz uciekać. Nieładnie, nieładnie.  - Pokręcił głową ze śmiechem. 
- Nie chcę uciekać. Po prostu muszę wyjść w sobotę. To co, pokażesz mi gabinet Starka, czy sama mam go znaleźć? 
- No dobra. Chodź. 
Pociągnął mnie za rękę w stronę brązowych drzwi. Gdy je otworzył, moim oczom ukazały się drewniane schody, a na nich leżał czerwony, zakurzony dywan. Złapałam się jedną ręką drewnianej, brązowej poręczy. Pod palcami poczułam jakieś rzeźby. Spojrzałam na nie. Zobaczyłam roślinne motywy, wijące się wokół całej poręczy. Zaczęłam jeździć palcami po ich żłobieniach. Były piękne, a zarazem tajemnicze.
- Idziesz? - usłyszałam z góry głos Damiena. 
- Już, już. - Oderwałam dłoń od poręczy i wbiegłam po schodach na górę. 
Stanęłam na początku długiego korytarza. Za mną znajdowało się wielkie okno, a obok niego duży fikus. Przede mną był hall, a w nim po prawej i po lewej stronie bordowe drzwi. Damien stał przy najbliższych. Trzymał rękę na złotej kołatce. Zastukał nią i po chwili pociągnął drzwi za klamkę w kształcie wilka. Powiedział coś, a potem przepuścił mnie w drzwiach. Weszłam do środka. Zobaczyłam duży pokój. Naprzeciwko drzwi było okno, po prawej stały półki z książkami i dziwnymi  przedmiotami. Po lewej znajdowały się czarne drzwi i kominek, w którym palił się ogień. Po środku stało duże biurko, przed którym były dwa krzesła. Za biurkiem na wysokim i wygodnie wyglądającym fotelu siedział Stark. Przed nim leżały sterty papierów i książek, które najwidoczniej przeglądał zanim przyszliśmy. Na biurku stała jeszcze klatka z dziwnym ptakiem. Pióra miał koloru ognia, a oczy wielkie i zielone. 
- Feniks - szepnęłam zachwycona. 
- Tak, tak. - Stark uśmiechnął się do mnie. - Damien, możesz nas zostawić samych, dziękuję. 
Damien wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Czułam, że Stark przyglądał mi się uważnie, jednak nie miałam odwagi spojrzeć w jego stronę. Wiedziałam, że gdy napotkam jego wzrok, on wyczyta ze mnie wszystko jak z otwartej księgi. Nie mając większego wyboru, utkwiłam spojrzenie w feniksie. 
- Ma na imię Blaze. Ale chyba nie o nim przyszłaś porozmawiać, prawda? 
Przytaknęłam. Powiedziałam mu, że chciałabym wyjść w sobotę na jakieś dwie, trzy godziny do miasta. 
- Tylko do Commound Grounds? - zapytał, gdy skończyłam mówić.
Pokiwałam głową. 
- A więc dobrze. Ale tylko na góra dwie godziny. I tylko do kawiarni. Nie dłużej ani nie dalej.
Uśmiechnęłam się do niego. 
- Dziękuję. Obiecuję, że wrócę przed piątą.
- Tutaj masz moje pozwolenie. - Podał mi zapisaną czarnym tuszem kartkę. - Gdyby któryś z nauczycieli cię zaczepił, wystarczy, że pokażesz im to, a nie będziesz miała kłopotów. 
Jeszcze raz podziękowałam Starkowi, schowałam kartkę do torby między zeszyty i wyszłam z gabinetu, grzecznie się żegnając.
Zbiegłam po schodach, zastanawiając się gdzie mogła się podziać reszta. Alice nie wróciła na żadną lekcję, więc musiało stać się coś poważnego, ale gdy w czasie przerw podchodziłam do skrzydła szpitalnego, Nancy wyganiała mnie, mówiąc że Alice potrzebuje odpoczynku i że na pewno wróci do nas jeszcze dzisiaj.
Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę biblioteki. Weszłam między rzędy archiwum. Siedzieli tam Chris, Damien, David i Becky. Przeglądali jakieś papiery i w ogóle mnie nie zauważyli. 
- Hej, Alice jeszcze nie przyszła? - spytałam. 
Becky i David wzdrygnęli się i odwrócili w moją stronę zdziwieni. Damien i Chris zaczęli się z nich śmiać. Po chwili ogarnęli się, a Damien powiedział:
- Nie, jeszcze jej nie widzieliśmy.
- Za to znaleźliśmy dokumenty o mojej rodzinie! - zawołała podekscytowana Becky. - Ty wiesz, że zostałam podmieniona? - Pytająco uniosłam brwi, bo nie miałam zielonego pojęcia, co to oznaczało. Westchnęła i ciągnęła dalej. - To znaczy, że Victoria i Zachary Tonkin nie są moimi biologicznymi rodzicami. Piszą tutaj, że część Zmiennokształtnych tak robi. "Dla dobra swoich pociech". 
- Co?? - Teraz to już do reszty zgłupiałam. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów. - Czy to znaczy, że nasza mama....
- Nie! - zawołał Chris. - Yvonne jest waszą biologiczną matką. Razem z waszym ojcem wynieśli się do świata ludzi, byście mieli normalne dzieciństwo i jednocześnie żebyście spędzili je razem. Jednak nikt nie przewidział tego, że twój tata zmierzy się z Myrninem... - wyjaśnił. 
- A czy... - Zaświtała mi w głowie pewna myśl. - Czy twój ojciec...?- Nie musiałam kończyć. Chłopak dobrze wiedział, o co chciałam zapytać. Mimowolnie dotknęłam jego policzka, na którym nie tak dawno widniała blizna. Zobaczyłam grymas na jego twarzy. 
- Niestety jest. Ale nie jest Zmiennokształtnym i nie akceptuje nas. Mnie i Jacka. Mama nie powiedziała mu, że jest Wilkołakiem. Dopiero, gdy Jack miał jechać do szkoły, dowiedział się i wpadł w furię. Mamy bał się tknąć, bo wierzył, że jest od niego silniejsza. Brat wyjechał, więc na rozładowanie jego złości pozostałem mu ja. Gdy tylko za mamą zamykały się drzwi, obrywałem. Po powrocie ojciec tłumaczył, że jestem strasznie niezdarny. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się, co się dzieje. Zakazała mu się do mnie zbliżać, a mi kazała uciekać jak najdalej, gdyby znów podniósł na mnie rękę. No i przez następny rok był spokój. Potem przyjechałem tutaj, a po powrocie do domu wyprowadziłem się. Traf chciał, że musiałem przyjść do nich akurat wtedy, gdy mamy nie było. Jestem od ojca o wiele silniejszy po przemianie, ale nie miałem serca mu cokolwiek robić. W końcu to dzięki niemu żyję, nie? Dałem się uderzyć raz. Z zaskoczenia, ale niestety wpadłem na szafę, uderzyłem okiem w jej róg, a nóż przejechał mi po policzku.
Zamilkł, jakby dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co powiedział.Wokół nas zaległa idealna cisza. Wszyscy trawili słowa wypowiedziane przez Chrisa. Nie wiedziałam, jak zareagować w takiej sytuacji. Spojrzałam po twarzach zebranych. Becky wyglądała na poruszoną, przejętą i wystraszoną. David siedział osłupiały, Damien był zdziwiony, a ja zdezorientowana. Nigdy nie przypuszczałam, że za tym podbitym okiem kryła się dłuższa historia, której w innych okolicznościach pewnie bym nie poznała.
Bez zastanowienia podeszłam do Chrisa i przytuliłam go. Objął mnie mocno, jakby od tego zależało nasze życie. Schował twarz w moich włosach i wziął głęboki oddech.
- Dziękuję - wyszeptał mi do ucha tak, by nikt oprócz mnie tego nie usłyszał. Pogłaskałam go lekko po głowie, a on cicho zamruczał. Zachichotałam nerwowo.
Usłyszałam szelest papieru obok nas. To Becky odwróciła od nas wzrok i zajęła się przeglądaniem dokumentów. Jednak wiedziałam, że w głębi duszy dałaby wszystko, by dowiedzieć się, co mnie łączyło z Chrisem. Damien i David również znaleźli sobie zajęcie, byle tylko na nas nie patrzeć. To pomogło pozbierać się Chrisowi. Uśmiechnął się blado do mnie. Puścił mnie i podszedł do najbliższego regału. Zaczął wodzić palcem po grzbietach książek, zapewne czytając tytuły i szukając odpowiedniej. Gdy już znalazł - była to zielona książka, stara i zakurzona - usiadł z powrotem obok mnie.
- Wiem tylko tyle, że należymy do tej samej watahy. Jack mi wspominał, że znalazł kiedyś papiery, gdzie była moja rodzina, twoja Prue i Damiena. W sumie to nigdy nie przydzielają członków dwóch różnych watah do jednego pokoju, więc ty i Alice pewnie też należycie do naszej - zwrócił się do Becky. Przewrócił kilka stron.
- A gdzie jest teraz twój brat? - zaryzykowałam. - Chyba jeszcze nie skończył szkoły, nie?
- Nie. Pewnie nie wrócił jeszcze z terenu. Na trzecim roku są zajęcia, gdzie szuka się podmienionych dzieci Zmiennokształtnych, by móc je objąć ochroną.
Znów zaczął czytać książkę. A mnie nurtowało jeszcze jedno pytanie:
- A co się stało z moim ojcem?
Chris podniósł wzrok znad książki i popatrzył na mnie.
- Nic konkretnego nie wiem. A nawet gdybym wiedział, to nie wolno mi z tobą o tym rozmawiać. Nie jestem do tego uprawniony. Więc nie pytaj o to więcej - odparł. Jego twarz skamieniała i nie było na niej odzwierciedlenia ani jednego uczucia.
- Krążą pogłoski, że umarł. Ale niektórzy mówią, że ukrywa się gdzieś poraniony i oszpecony przez Wampiry. Pewnie nie może stać się człowiekiem. Wiesz, gdyby go Wamp ugryzł, to tak by się stało - powiedział Damien. - Ale to tylko przypuszczenia. Moje i innych z drugiego roku. Więc nie masz co brać tego sobie do serca.  A jak tam rozmowa ze Starkiem? - zmienił temat.
W innych okolicznościach byłabym mu wdzięczna za zmianę tematu, jednak nie tym razem. Wpadłam z deszczu pod rynnę.
- Gadałaś ze Starkiem? O czym? - zapytał Chris z Davidem jednocześnie.
- A co, czy to jakaś zbrodnia rozmawiać z dyrektorem szkoły, do której się chodzi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
David speszył się i nic na to nie odpowiedział, jednak Chris nie dawał za wygraną.
- Można, ale to dziwne... Muszę cię uprzedzić, że od Starka niewiele się dowiesz - odparł. Nie wiedziałam, co miał na myśli. - Och dobrze wiesz! Pewnie pytałaś o ojca, a gdy ci nie odpowiedział to zaczęłaś pytać nas! - krzyknął.
Wkurzyłam się na niego. Po pierwsze znów grzebał w moich myślach. Po drugie krzyczał na mnie, a po trzecie oskarżał mnie o coś, czego nie zrobiłam i wchodził buciorami w moje życie.
- Chyba się zapominasz. To moje życie i chcę je przeżyć według własnych zasad! A ty nie masz nic do gadania w tej sprawie. - Gdyby nie praca domowa, najchętniej wyszłabym z biblioteki. Musiałam jednak znaleźć informację na temat watahy, więc oddaliłam się jak najbardziej od Chrisa i zaczęłam wertować książkę. Zbyt szybko bym mogła cokolwiek w niej znaleźć, bo byłam nieźle wkurzona .
Zastanawiałam się, czemu Chris tak zareagował na wieść o tym, że rozmawiałam ze Starkiem. Popatrzyłam w jego stronę. Łypnął na mnie spode łba. Nadal był zły. Wróciłam wzrokiem do książki.
Nagle ogarnęła mnie złość, frustracja, ale jednocześnie strach i troska. Zobaczyłam młodszego Chrisa stojącego przed ojcem. Chłopak kulił się, gdy ojciec podniósł rękę i uderzył go. I znowu. Wtedy chłopak wstał trochę niezdarnie, pobiegł do drzwi, chwycił kurtkę i wybiegł z domu.  Zanim drzwi się zamknęły, usłyszałam przekleństwa wypowiadane przez ojca, pod adresem Chrisa. Ból i strach nasilał się, gdy przybliżałam się do chłopaka.
Scena się zmieniła. Chris stał przed Starkiem z dumnie podniesioną głową i obojętnym wyrazem twarzy. Nie słyszałam słów, jednak widziałam, że dyrektor krzyczał. Gdy skończył, Chris odpowiedział mu coś spokojnie i kiwnął lekko głową. Wyszedł. A mnie ogarnęła wściekłość i zarazem bezradność. I bunt. Chęć sprzeciwienia się. Chęć pokazania całemu światu, że ja się nie mylę, że wiem, co robię.
Zamrugałam oczami, by pozbyć się łez. Spojrzałam na teraźniejszego chłopaka. Ten patrzył na mnie ze zdziwieniem i ciekawością. Czułam, że chciał wiedzieć, co się dokładnie stało. Jednak nie potrafiłam tego w żaden sposób wytłumaczyć.
"Co to było? - usłyszałam w głowie głos Chrisa. Nie odpowiedziałam. - Czy ty zdajesz sobie sprawy, że to była empatia? - Nic nie zrozumiałam, więc ciągnął dalej. - Każdy Zmiennokształtny potrafi czytać w myślach i ma zdolność empatii. Mniej lub bardziej rozwiniętą".
"- Co to takiego?" - zapytałam, zapominając o złości.
"- To dar pozwalający na przejęcie emocji innych ludzi i odczuwanie tego, co oni. Dzięki tego typu mocy można również podłączyć się do kanału emocjonalnego osób z nadprzyrodzonymi mocami i przejąć ich umiejętności. Bardzo niewielu opanowało to przejęcie mocy, a o widzeniu różnych sytuacji z przeszłości to już nie wspomnę" - wyjaśnił Chris spokojnie.
"- A ty... Czy ty potrafisz coś takiego?"
"- Czasem wiem, co kto czuje w danym momencie, ale to się zdarza sporadycznie. Masz wielki dar, a to dopiero początek..."
"- A ty co potrafisz?" - zaciekawiłam się.
"- Telekineza i początki lewitacji - odparł krótko, lecz po chwili wyjaśnił. - Telekineza to zdolność do przenoszenia obiektów za pomocą mocy umysłu. Ja przenoszę je za pomocą oczu, od niedawna ręką. Niektórzy potrafią też za pomocą głosu."
"- A lewitacja to zdolność do magicznego przemieszczania się w powietrzu bez używania jakichkolwiek narzędzi i bez pomocy innych."
Chris uśmiechnął się pod nosem. Pochwalił mnie w myślach. Przestałam się na niego złościć. W końcu jest moim przyjacielem i to dobrze, że się o mnie troszczył.
Wróciłam do czytania książki. Znalazłam tam parę informacji o rodzinie i stadzie. M.in.:
"Rodzina Carterów od pokoleń należy do Wolvesów. Wataha ta pochodzi z południowych Włoch. Jest jedną z najliczniejszych i najpotężniejszych "rodzin" na świecie. Po Dereku Carterze nie ma stałego przywódcy. Aktualnie, formalnie jest nim Stark Evans, dyrektor szkoły w Dundee. "
Widziałam znane mi nazwiska:
- Wood,
- Stone,
- Ryan,
- Black.
Zrobiłam z tego krótką notatkę, a potem odłożyłam książkę na miejsce. Już miałam wychodzić, jednak zatrzymał mnie krzyk Becky. Odwróciłam się w jej stronę. Wyglądała na zdziwioną i lekko wystraszoną, a w jej oczach tańczyły iskierki. 
- Co się stało? - zapytaliśmy wszyscy razem.

~~~~~~~~~~~~~~~~
hej ;* co sądzicie o rozdziale? dziękuję za komentarze ;** jesteście kochani :)
Nowy bohater jest w "Pozostali bohaterowie" ;)
Dotychczasowe zestawy ubrań projektowała Marchewa. Ja tylko wybierałam, które do jakiej bohaterki :)♥

czwartek, 21 lutego 2013

#Chapter Twelve#

Obudziłam się o wpół do siódmej. Nie mogłam spać dalej. Wzięłam więc laptopa, włączyłam go i zalogowałam się na facebooku. Miałam nową wiadomość. Od Liama. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeczytałam ją.

"Prue, mam Ci coś ważnego do powiedzenia. Spotkajmy się w ten weekend."

Wysłał ją wczoraj, więc wiadomość była aktualna. Zastanowiłam się. Nie mogłam bez pozwolenia wychodzić poza teren szkoły. Jednak gdybym poszła do Starka i poprosiła go o zgodę, to może by mnie wypuścił.

"Hej, chętnie się z tobą spotkam. W sobotę? Tylko nie wyrwę się dalej niż do Common Grounds w Dundee. Wiesz gdzie to jest? Jeśli tak, to postaram się być tam po drugiej  w sobotę."

Wiedziałam o Common Grounds dzięki Chrisowi, który zabrał mnie tam w zeszłym tygodniu na uczczenie mojej przemiany. Byłam tam tylko raz, ale dzięki mojej super sprawnej wilczej orientacji w terenie, łatwo odnajdę drogę. Zwłaszcza, że kawiarnia znajdowała się niedaleko szkoły.
Już miałam wyłączyć laptop, gdy zobaczyłam następną wiadomość od Liama.

"Może być w sobotę. Tak, wiem, gdzie to jest. Będę czekał, a jeśliby coś się zmieniło, to napisz mi proszę ;* Będę miał czerwoną bluzę i tulipana.

Uśmiech sam zagościł mi na ustach.
Wyłączyłam komputer prawie w tym samym momencie, w którym obudziła się Becky. Chwilę mi się przyglądała, a potem rzuciła beztrosko:
- Heej! Co tam?
- Nic. Pójdę się ubrać - odparłam, wstając z łóżka.
Wyciągnęłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki.
Gdy wróciłam niecałe pół godziny później, dziewczyny rozmawiały o czymś szeptem. Kiedy zobaczyły, że jestem w pokoju, zamilkły. Zastanowiłam się, czy rozmawiały o mnie, czy o czymś o czym nie chcą, żebym wiedziała. Jednak zdałam sobie sprawę, że jakoś mało mnie to obchodziło. Usiadłam na łóżku. Wzięłam książkę do ręki i zaczęłam czytać, lecz nie mogłam się na niej skupić. Becky poszła do łazienki, a Alice ukradkiem spoglądała na mnie. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam:
- Czemu cały czas ktoś mi się przygląda?
Alice zaróżowiła się. Zmieszana zapytała prosto z mostu:
- Czemu nam nie powiedziałaś, że przeszłaś już przemianę?
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Ja... hm.. Zmieniłoby to coś? - Wzruszyłam ramionami.
- Nie, chyba nie. Po prostu... No... To nie moja sprawa, ale wiesz, jaka jest Beck. Wszędzie wścibia ten swój marchewkowy nos. I poprosiła mnie, bym cię o to zapytała i no... O to co wczoraj widziałyśmy. Ja jej mówiłam, że nie powinno nas to obchodzić, ale jej się nie da przemówić do rozumu. Normalnie jak grochem o ścianę.
- Zauważyłam. A skąd wiecie o mojej przemianie? - zainteresowałam się.
- Chłopcy coś o tym mówili podczas kolacji. Ciebie już wtedy nie było.
- Aha. A co do Chrisa... To sama nie wiem, co jest między nami. Czy coś w ogóle jest... - Chciałam, by mój głos nie zabrzmiał smutno, ale chyba mi się nie udało.
- Oj uwierz mi, coś między wami jest i to na pewno nie ściana.
Uśmiechnęłam się do niej, a ona zrobiła to samo. Byłam jej wdzięczna za to, co powiedziała. Podeszłam do niej i przytuliłam ją. Dziewczyna zdziwiła się tym nagłym okazaniem uczuć, jednak również mnie objęła.
Przed ósmą wyszłyśmy z pokoju. Przed domem już czekali na nas chłopcy. Przywitaliśmy się cmoknięciem w policzek. Chris uśmiechnął się łobuzersko. Poszliśmy do stołówki. Blodyn szedł strasznie blisko mnie. Przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Niby przypadkiem musnął moje ramię swoim. Chciałam się odsunąć, jednak gdy robiłam krok w przód, on mnie doganiał. Starałam się nie zwracać na niego uwagi i dlatego włączyłam się w rozmowę, którą prowadzili David i Alice. Becky przyglądała mi się uważnie. A Damien szedł obok i nic nie mówił. Patrzył niewidzialnym wzrokiem przed siebie.
Nagle ogarnęła mnie rozpacz, ból i poczucie winy. Przed oczami zobaczyłam płonący samochód, usłyszałam czyjeś przeraźliwe krzyki. Nagle z płomieni, ledwo unosząc się na nogach, wyszedł chłopak. Miał może z czternaście lat, ciemne, krótko obcięte włosy. Był średniego wzrostu. Całą bluzkę miał w strzępach, tak jak spodnie. Był cały usmolony. Kaszlał, próbując zaczerpnąć świeżego powietrza. Zauważyłam jaśniejsze plamy na jego policzkach, które pozostały od łez. W oddali słyszałam wycie syren.
"Policja, pogotowie i straż już jadą, jednak zanim dotrą może być już za późno" - pomyślałam ponuro.
I miałam rację. Oprócz chłopca nie było co ratować. Auto ugaszono, lecz nie wyciągnięto ludzi, którzy pozostali w środku. Okazało się, że to najbliższa rodzina tego chłopca. Czułam to.
Chłopiec siedział obok karetki na noszach. Chcieli go zabrać do szpitala, ale uparł się, że musi zostać. Że tam - wskazał na samochód - są jego rodzic. W końcu podszedł do niego jakiś policjant, poklepał go po ramieniu i powiedział:
- Damien, musisz pojechać do szpitala. Chyba wiesz, że oni... - jąkał się. - Że oni tego nie przeżyli, prawda?
Damien?!
Znów widziałam teraźniejszość. Spojrzałam w stronę chłopaka. Ten popatrzył na mnie ze zdziwioną i wystraszoną miną. Wyszeptał "przepraszam" i pobiegł w przeciwnym kierunku, do którego zmierzaliśmy. Reszta popatrzyła na mnie zdezorientowana. Ja tylko wzruszyłam ramionami. Postanowiłam, że nie powiem nikomu, co widziałam. W końcu skoro Damien robił z tego taką tajemnicę, to nie powinnam tego rozgadywać na prawo i lewo.
Zastanawiałam się, czemu opuścił swoje tarcze ochronne, skoro nie chciał, by ktoś o tym wiedział i czemu tylko ja to odczułam i zobaczyłam. Ruszyłam w stronę stołówki. Tak samo jak Becky, David i Chris. Wszyscy tylko nie Alice. Mruknęła coś, że musi gdzieś iść i pobiegła w tę samą stronę co Damien. Chyba nikt się tym nie zainteresował oprócz mnie. Popatrzyłam na nią. Po chwili zniknęła za drzewami.
Reszta natomiast chciała koniecznie się dowiedzieć o co chodziło. Czemu Damien uciekł i dlaczego Alice nie towarzyszyła nam na śniadaniu i gdzie się znajdowali. Umiałam odpowiedzieć tylko na jedno pytanie, ale nie zrobiłam tego. Po prostu znów wzruszyłam ramionami (po części dlatego też, że miałam usta pełne kanapki).

~~ Alice ~~

- Dosyć mam już tych cholernych kanapek! - mruknęła Alice, idąc żwawym krokiem przez korytarz. - Czy nikt tu nie ma ryżu?!
Szła mrużąc oczy z irytacji. Wpatrywała się w mętne płytki na podłodze. Zrezygnowała ze śniadania nie tylko dlatego, że nie przepadała za tutejszym jedzeniem. Chciała dowiedzieć się co się stało Damienowi. Jednak sama przed sobą nie mogła się do tego przyznać. 
"Ryż, ryż, pałeczki - myślała - ryż, ryba, ryż, sushi, ramen..." Jeb!! Nagle jej rozmyślania przerwały drzwi, które walnęły ją z hukiem. Wszystkie kości się jej zatrzęsły. 
- Auuuua! - jęknęła. Jej głos został stłumiony przez pięciocentymetrową warstwę drewna pomalowaną na bezpłciowy kolor. 
- O Jezus Maria! - usłyszała głos. - Nic ci nie jest Alice?
Zasłoniła rękoma twarz. 
"Chyba wgniotłam sobie nos na lewą stronę!" - pomyślała.
- Tyyy.... - Jej głos ociekał nienawiścią. - Ja cię chyba... Damien?! 
- Nic ci nie jest? - ponowił pytanie. 
- Mam zmasakrowaną twarz - zaczęła wyliczać. - Wszystko mnie boli i chyba na drzwiach zostało moje odbicie... Ale wszystko w porządku - powiedziała z ironią. - Miło, że pytasz. 
Damien był naprawdę zatroskany. 
- Przepraszam - powiedział. - Mogę ci jakoś pomóc?
- Kup mi nową twarz i kabriolet. 
- Kabriolet? - Damien zgłupiał. - Po co ci kabriolet? 
- Kurde, miałam nadzieję, że się uda - powiedziała zrezygnowana Alice. - Dobra, zapomnijmy o tym. Od dzisiaj masz u mnie dług, jasne? - Pogroziła mu palcem. - Zapamiętaj to sobie! 
Damien uśmiechnął się.
- Raczej nie prędko o tym zapomnę!

~~ Damien ~~

Damien pomógł Alice pozbierać się z podłogi. Miał straszne wyrzuty sumienia i chciał choć w małej mierze się zrewanżować. Wmawiał sobie, że czego się nie dotknie, wszystko wcześniej czy później się wali. Wypadek rodziców, który wspominał przed śniadaniem. To z jego winy tata nie utrzymał kierownicy i wjechał w drzewo.  I to przez niego właśnie tam zginęli jego rodzice. Spalili się żywcem. Chłopak nie mógł sobie wybaczyć, że podczas jazdy kłócił się z rodzicami. I to o taką błahostkę. Nie chciał jechać razem z nimi na to głupie przyjęcie. W końcu ojciec się wkurzył i stracił panowanie nad pojazdem. Gdy auto zaczęło się palić, spanikował. Rodzice próbowali się wydostać z auta, jednak ich drzwi były zablokowane. Mama krzyknęła do niego, by się ratował. Najpierw nie wiedział jak, lecz po jakiejś sekundzie dotarło do niego, że w szybie obok niego zrobiła się dziura, przez którą mógłby się przecisnąć. Zawsze był chudy, więc bez problemu wydostał się z płonącego auta. Spojrzał na swoich rodziców. Byli przerażeni, ale zdecydowanie kazali mu stamtąd uciekać. Więc ruszył. I teraz nie może przestać myśleć o tym, że mógł im pomóc, że nadal by żyli, gdyby nie jego głupota i tchórzostwo.
Sam nie wiedział, czemu akurat dzisiaj wspominał te ostatnie chwile z rodzicami. I nie miał pojęcia, dlaczego Prue również to zobaczyła. Wyglądało to tak, jakby czytała mu w myślach, ale był pewny, że jego tarcze działały dobrze. 
Do tego jeszcze ten incydent z Alice. Naprawdę nie widział dziewczyny. Zastanawiał się, jak to możliwe, by Prue mogła dowiedzieć się prawdy o jego przeszłości, gdy otwierał drzwi. Nie myślał o tym, że ktoś może za nimi stać i dlatego z impetem (wkurzony na siebie), popchnął wrota, które uderzyły w dziewczynę. Bardzo ją polubił, więc było mu przykro, że jego pech dotknął także ją. Jednak mimo bólu, dziewczyna nadal potrafiła żartować, więc trochę się uspokoił. Bo właśnie taką ją lubił. Roześmianą osobę, która w każdym temacie znajdzie coś choć odrobinę śmiesznego. 
Zaprowadził ją do skrzydła szpitalnego, gdzie Nancy się nią zaopiekowała, a jego odesłała na lekcje. Nie chciał iść. Nie zamierzał pokazywać się swoim przyjaciołom, bo był pewny, że Prue opowiedziała im o wypadku i że będą mieli do niego pretensje (tak samo jak on miał do siebie) o to, że nie pomógł swoim rodzicom. Nie wiedział jednak, co zrobić ze sobą, więc w końcu postanowił iść prosto do klasy tuż przed dzwonkiem na lekcję. W klasie już wszyscy siedzieli, a jemu zostało jedynie wolne miejsce między Davidem, a Prue. Usiadł i w tym samym momencie na jego ławce pojawiła się mała, złożona na pół karteczka. Wziął ją do ręki i zaczął czytać:

"Nikomu nie powiedziałam o tym, co widziałam. Skoro ty to skrywasz, to ja nie powinnam nikomu o tym mówić, ba nie powinnam tego nawet widzieć. Sama nie wiem, czemu to zobaczyłam. Przepraszam. 
Prue
P.S. Widziałeś może Alice?"

Szybko nabazgrał pod spodem:

"Dzięki, że nikomu nie powiedziałaś. Ja też nie mam zielonego pojęcia czemu. Myślałem, że moje tarcze działają idealnie, ale chyba się myliłem. A Alice musiała iść do Nancy."

Gdy to przeczytała, spojrzała na chłopaka. Chciała go o to zapytać, jednak do klasy weszła nauczycielka, która uciszyła wszystkie rozmowy. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;** jest kolejny, co sądzicie?
"~~Alice~~" pisała moja przyjaciółka, której dziękuję <3
Chciałabym Wam polecić bloga:
http://faith-works-wonders.blogspot.com/
Jest super. Autorka świetnie pisze i ma fajne pomysły więc jeśli mielibyście czas i ochotę to poczytajcie :) ;**
I oczywiście proszę o głosowanie w ankiecie. ;**

sobota, 16 lutego 2013

#Chapter Eleven#

Rano obudziłam się jako pierwsza. Wzięłam telefon do ręki i odblokowałam go. Dochodziła siódma. Poczłapałam do łazienki, gdzie umyłam się, zrobiłam makijaż i ubrałam. Gdy wyszłam z niej, dziewczyny budziły się. Sięgnęłam po torbę, do której włożyłam słuchawki, długopis i jakiś zeszyt. Wzięłam telefon do ręki - za piętnaście ósma. Dostałam smsa.
"Zejdźcie na dół. Idziemy na śniadanie"
Zawołałam do dziewczyn, by się pospieszyły. Sama zaczęłam ubierać płaszcz. Przełożyłam torbę przez ramię. Becky i Alice po chwili ubrały się i dołączyły do mnie. Zeszłyśmy po schodach. Przed domem jak zwykle czekali na nas chłopcy. Przywitałam się z Davidem cmoknięciem w policzek. Z Chrisem chciałam zrobić to samo, jednak bałam się jego reakcji. Jak się okazało, niepotrzebnie, bo to on sam podszedł do mnie i musnął mój policzek swoimi ustami. Już sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Od wczoraj jego zachowanie totalnie się zmieniło i to mnie zbiło z tropu. Próbowałam wedrzeć się do jego myśli jednak na próżno. Jego tarcze ochronne pracowały na pełnych obrotach.
- Byłyście już u Nancy po wasze czipy? - zapytał David ze śmiechem, wyrywając mnie tym samym z rozmyślań.
- Tak. Czy wasze ramię też tak bolało? - spytała Becky. 
- Przez pierwsze dwa dni - wyjaśnił Damien.
Znów poczułam na sobie spojrzenie Chrisa. Chyba chciał coś powiedzieć, jednak Becky zaczęła paplać o zajęciach, które zaczynały się zaraz po śniadaniu, więc nie znalazł okazji.
Doszliśmy do drzwi wejściowych. Pierwsze weszły Becky i Alice, za nimi David i Damien. Zostałam nieco w tyle, więc drzwi zdążyły zamknąć się tuż przed moim nosem. Wyciągnęłam rękę, ale Chris był ode mnie szybszy. Jednym szybkim ruchem otworzył drzwi, trzymał je, bym mogła przed nim wejść do środka.
- Dzięki - mruknęłam.
Chłopak tylko się uśmiechnął, a mnie przeszły dreszcze. Gdy przechodziłam obok niego, nie mogłam skoncentrować się na niczym. Myśli wyleciały mi z głowy. Czułam tylko mój żołądek, który fikał koziołki. Chris wszedł od razu za mną. Czułam jego bliskość, ciepło jego oddechu na moim karku.
- Przepraszam za wczoraj - szepnął. - Nie chciałem, by tak się wszystko potoczyło.
Chciałam ruszyć naprzód, jednak chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Stanęłam niewyobrażalnie blisko niego. Delikatnie podniósł mi podbródek i musiałam spojrzeć mu w oczy. Wtedy świat wokół nas przestał istnieć. Zatraciłam się w jego hipnotyzującym spojrzeniu. Dotknął ręką mojego policzka.
"Nawet nie wiesz, jak bardzo cię pragnę" - usłyszałam jego myśli.
Pochylił się nade mną i musnął moje usta swoimi wargami. Z mojego gardła wydobył się ten sam warkot co wczoraj. Chris uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się łobuzerskie iskierki. Ujął moją twarz swoimi dłońmi, pocałował mnie namiętnie i długo. Oparłam ręce na jego klatce piersiowej i oddałam pocałunek. Przybliżyłam się do niego jeszcze bardziej, choć mogłoby się wydawać, że już nie było miejsca.
Nagle za moimi plecami ktoś chrząknął głośno. Chciałam oderwać się od Chrisa, jednak ten pogłębił pocałunek. Odepchnęłam go z całej siły od siebie. Dyszeliśmy lekko. Chłopak nie patrzył na mnie. Wpatrywał się w punkt nad moim ramieniem. Odwróciłam się szybko i napotkałam spojrzenie Starka. Zaczerwieniłam się i spuściłam wzrok.
Stark był dyrektorem i wolałam sobie nie wyobrażać, co zamierzał nam powiedzieć. Jednak on tylko się uśmiechnął i rzekł do nas:
- Chodźcie. Za chwilę odbędzie się spotkanie w stołówce i chciałbym, żeby wszyscy byli na nim obecni.
- Oczywiście, już idziemy - odparłam i ruszyłam w stronę stołówki. Chris szedł zaraz za mną. Nie odezwał się do mnie ani słowem.
Weszliśmy do jadalni, a Stark po chwili do nas dołączył. Wzięliśmy jedzenie i usiedliśmy przy stoliku obok Davida, Damiena, Becky i Alice. Dyrektor stanął przodem do wszystkich uczniów. Gdy wszelkie rozmowy umilkły, zaczął swoją przemowę:
- Jeszcze raz witam serdecznie nowych uczniów. Jak wiecie, dzisiaj rozpoczyna się nowy rok szkolny. Chciałbym nowym uczniom przedstawić, a starym przypomnieć pewne zasady, które was obowiązują. Po pierwsze nie wolno wam opuszczać terenów szkolnych bez zgody nauczyciela. Nie wyjeżdżacie do rodzin w ciągu roku szkolnego. Możecie ich odwiedzać w Święta Bożego Narodzenia, lecz tylko na kilka dni, gdyż nie wiemy, jak zareagujecie na nowe środowisko po przemianie, a wszyscy do tego czasu ją już przejdą. Chciałbym, abyście uczyli się systematycznie, bo tu chodzi o wasze życie. Wszystko, czego tutaj uczymy to odzwierciedlenie waszego przyszłego życia. I jeśli się czegoś nie nauczycie, to będzie większe prawdopodobieństwo, że nie zapanujecie nad sobą w świecie ludzi, gdzie mieszka większość Zmiennokształtnych. Wszystko inne jest dozwolone. Oczywiście do granic przyzwoitości. - Może mi się wydawało, ale czułam, jakby to zdanie mówił do mnie i Chrisa. - Mam nadzieję, że będziecie się tutaj czuć równie dobrze jak w domu. Lekcje zaczynają się o dziewiątej. Szczegółowy plan zajęć dla was mam tutaj. - Wskazał stolik przed sobą. Było tam kilka grup kartek. - Tu dla pierwszego roku, tu dla drugiego i tak dalej. - Pokazywał po kolei następne kupki. - Proszę, żebyście podchodzili tutaj po kolei i brali po jednej kartce dla siebie.
Wstało kilka osób, a ja zaczęłam jeść swoje śniadanie. Czułam na sobie wzrok Davida i Becky, którzy pewnie chcieli wiedzieć, gdzie byłam z Chrisem. Szybko zjadłam śniadanie. Prawie gdy skończyłam, przyszła nasza kolej na odebranie swojego planu. Wzięłam kartkę ze stolika i wyszłam ze stołówki za resztą uczniów. Gdy stanęłam przed budynkiem, nie wiedziałam dokąd pójść dalej, więc poczekałam na resztę paczki. Gdy do mnie dołączyli, Chris i Damien zaprowadzili nas do budynku, w którym odbywało się większość lekcji.
Była za piętnaście dziewiąta, gdy w końcu doszliśmy do klasy na pierwszą lekcję. Okazała się nią historia. Gdy oglądałam plan, zauważyłam, że część lekcji ma tę samą nazwę "Zajęcia praktyczne". Mieliśmy je prawie codziennie. Każde z jakimś innym nauczycielem.
Gdy weszłam do klasy, były tylko dwa wolne miejsca. Jedno obok Chrisa, a drugie po przeciwnej stronie klasy obok pryszczatego chłopaka, który głupkowato się uśmiechał. Wybrałam więc miejsce obok Chrisa. Chłopak uśmiechnął się, gdy przez przypadek musnęłam ręką jego kark, a w jego oczach tańczyły wesołe iskierki, które mnie w nim pociągały. Zmieszana usiadłam na krześle. Zaczęłam rozglądać się po sali. Jednak czułam, że Chris mi się bacznie przygląda. Już miałam się spytać, o co mu chodziło, gdy do klasy weszła trzydziestoletnia kobieta. Wysoka, ciemnowłosa ruszyła żwawo między stolikami.
- Witam was na pierwszej lekcji historii. Chris! - Zwróciła się do chłopaka. - Przynieś książki. Znajdziesz je w tamtej szafie. - Wskazała na tył klasy. - Rozdaj je wszystkim - rozkazała.
Chris wstał i poszedł na tył klasy. Otworzył szafę. Wyjął książki i każdemu położył jedną na stoliku. Potem usiadł, a kobieta podziękowała mu.
- Na naszych lekcjach będziecie poznawać historię Zmiennokształtnych. Na następną lekcję macie dowiedzieć się, do jakich watah, stad czy gromad należycie. Wszelkie informacje na temat waszych rodzin znajdziecie w Archiwum, które jest w Bibliotece. A teraz otwórzcie książki na stronie dziewiątej.
Kazała nam przeczytać pierwszy rozdział, a sama zaczęła sobie poprawiać makijaż. Nie dowiedziałam się niczego ciekawego. Wszystko to już wiedziałam, jednak starałam się udawać, że jestem choć trochę tym zainteresowana.
W końcu lekcja dobiegła końca, a następną (na szczęście) mieliśmy dopiero w czwartek. W normalnej szkole zawsze lubiłam historię, jednak po tej lekcji miałam już dość. Bo jeśli każda nasza lekcja będzie tak wyglądać, to przecież niczego pożytecznego się nie nauczymy z samych książek.
Na pozostałych trzech lekcjach było podobnie. Zwykłe lekcje, które czasami nawiązywały do Zmiennokształtnych.
Szliśmy na biologię. Byłam przekonana, że będzie tak, jak na poprzednich lekcjach, jednak myliłam się. Profesor Jenkins zaczął opowiadać nam o różnicach między organizmem ludzkim, a Zmiennokształtnym. Na czym one polegały i jak odróżnić Zmiennokształtnego od zwykłego człowieka. Zaciekawiło mnie to, bo w żadnej książce tego nie znalazłam. Jednak lekcja szybko się skończyła. Następna była związana z naszymi mocami. Uczyliśmy się jakie zdolności możemy posiadać - Telekineza czy Teleportacja, a jakie na pewno mamy - czytanie w myślach i telepatyczne porozumiewanie się - i jak rozpoznać jaką kto ma moc po jej zademonstrowaniu.
Po obiedzie zaczynały się zajęcia praktyczne. Dowiedzieliśmy się, że tych zajęć będzie więcej w przyszłym roku, kiedy wszyscy przejdą już przemianę. Na dzisiejszej lekcji opuszczaliśmy tarcze ochronne i próbowaliśmy wedrzeć się do umysłu innych osób. Ćwiczyliśmy w parach. Ja byłam z Alice, Becky z moim bratem, a Chris z Damienem. Po kilku próbach udało mi się zobaczyć jakiś dziwny dom. Było mi o tyle łatwiej od pozostałych, bo próbowałam już tego na Chrisie.
Po czwartej po południu mięliśmy w końcu czas dla siebie. Poszłam z dziewczynami do biblioteki. Odrobiłyśmy prace domową na jutro. Zaczęłyśmy szukać w Archiwum czegoś o naszych rodzinach, jednak bez czyjejś pomocy się z tym nie uporamy. Postanowiłyśmy więc, że wrócimy tutaj jutro z Chrisem lub Damienem (a najlepiej z obojgiem) i wtedy zaczniemy poszukiwania od początku.
O siódmej jak zwykle poszliśmy do stołówki na kolację. Czułam na sobie wzrok Chrisa, jednak żadne z nas nie odezwało się do siebie po porannym pocałunku. Chciałam się go spytać o to, co o mnie myślał, jednak nie mogłam tego zrobić przy Becky czy Davidzie, bo zaczęłyby się kłopotliwe pytania.
Wieczorem, gdy się umyłam, leżałam w łóżku z książką o Wilkołakach. Jednak żadne słowo z niej do mnie nie docierało. Ciągle myślałam o tym, co się wydarzyło rano.
Dziewczyny jeszcze nie wróciły z kolacji. Pewnie zagadały się z Davidem i Damienem. Bardzo dobrze się z nimi dogadywały i cieszyłam się z tego, ponieważ wyglądało na to, że spędzimy ze sobą koleje pięć lat.
Usłyszałam jakiś hałas na dworze. Pomyślałam, że to pewnie dziewczyny wracały ze stołówki, jednak po chwili ktoś zapukał w okno. To na pewno nie mogły być Alice i Becky. One weszłyby bez pukania przez drzwi, bo w końcu to także i ich pokój. Uklękłam przed oknem na łóżku i wyjrzałam przez nie. Na dworze świeciły lampy, jednak światło nie dostawało się na tę wysokość. Jedyne światło, które oświetlało twarz przybysza, wydobywało się z mojej lampki nocnej.
Zastanawiałam się, kto to może być i czy powinnam otworzyć okno, jednak zanim zdążyłam podjąć jakąkolwiek decyzję, usłyszałam głos chłopaka:
- Wpuść mnie! To ja Chris!
Zdziwiona otworzyłam okno i odsunęłam się, by mógł wejść do środka. Z gracją przeszedł przez parapet i, uważając, by nie ubrudzić mi łóżka, stanął na podłodze przede mną.
- Co ty tu robisz? - spytałam.
- Muszę z tobą porozmawiać - oznajmił poważnie.
- To słucham - powiedziałam.
- Chodzi o to, co się dzisiaj stało. Chciałbym cię przeprosić. Za to co zrobiłem i za to co mógłbym zrobić.
- Nie rozumiem. - Pokręciłam głową.
- Och Prue!!!! Nawet nie wiesz, jak na mnie to wszystko działa. Gdy stoisz tak obok mnie. Gdy do mnie mówisz. Jesteś taka pociągająca. Mam ochotę wziąć cię do pokoju i pieprzyć się z tobą do utraty sił. Ale wiem, że mi nie wolno. I powstrzymywałem się, gdy byłaś człowiekiem. Ale gdy przeszłaś przemianę...  Boże, nawet nie wiesz, jak moje hormony wariują!! - Złapał się za głowę. - Nie chcę cię stracić. Nie chcę cię skrzywdzić. Ale jeśli czegoś nie zrobimy, to ja oszaleję i w końcu zrobię coś, czego będę żałować do końca życia... - zakończył z grymasem na twarzy.
Spojrzał na mnie. Nagle ogarnęło mnie uczucie, jakie opisywał. Podniecenie. Ekscytacja. Usłyszałam jego myśli tak ociekające namiętnością, jak jakiś dobry pornos. Zobaczyłam sny, na których reżyserzy mogliby się wzorować. Wiedziałam, że chłopak opuścił swoje tarcze ochronne specjalnie, by mi pokazać co czuł, gdy mnie widział. Spojrzałam mu w oczy. Tańczyły w nich złote iskierki. Wdarłam się głębiej do jego umysłu. Zobaczyłam jego ojca, uderzającego go w twarz. Potem mnie ocierającą mu krew z policzka i następna scena. Spałam wtulona w Chrisa u niego tej samej nocy. Potem widziałam mnie przechodzącą przemianę i gdy staliśmy tuż przed pocałunkiem przed drzwiami stołówki. Chris podszedł do mnie. Zaczęłam zastanawiać się, co to wszystko może znaczyć. Jednak długo nie dane mi było myśleć, bo gdy chłopak zbliżył się do mnie, moje hormony zaczęły szaleć. Zabrakło mi tchu i zrobiło mi się strasznie gorąco. Chłopak pochylił się nade mną. Musnął moje usta swoimi wargami. Podniosłam dłonie i położyłam je na jego policzkach. Oddech miałam przyspieszony, jakbym przed chwilą skończyła bieg.
Chris patrzył na mnie pożądliwym wzrokiem. Czułam jak rozbiera mnie z mojej piżamy wzrokiem. Oparł ręce na moich biodrach. Przycisnął do siebie tak, że nie było miejsca, w którym  nasze ciała się nie stykały.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy - szepnął. Poczułam jego ciepły oddech na mojej twarzy.
- Ja wiem, że nie zrobisz - odezwałam się lekko zachrypniętym głosem.
Chwilę błądził ustami po mojej twarzy, aż w końcu odnalazł wargi i natarł na nie z dzikością wilka, który siedział w nim od tak dawna. Całowaliśmy się namiętnie. Ściągnęłam z Chrisa czarną kurtkę, w której do mnie przyszedł i rzuciłam ją na łóżko. W pewnym momencie dotknęłam plecami zamkniętych drzwi do łazienki. Oparłam się o nie.
Całował moją szyję. Ja lekko dyszałam. Nie usłyszałam dźwięków dochodzących zza drzwi mimo mojego nowego, wyostrzonego słuchu. Chris chyba także nie usłyszał, bo nie przerywał pocałunku. Gdy znów napotkał moje usta i wpił się w nie, do pokoju wpadły roześmiane Alice i Becky. Nie zauważyły nas, więc mogliśmy się od siebie oderwać i choć trochę uspokoić. Chris nadal stał blisko mnie. Nie chciał mnie zostawić. Słyszałam jego myśli, które przeklinały dziewczyny, że akurat wtedy weszły i nam przeszkodziły. Oparł ręce o drzwi tuż przy mojej głowie. Nie mogłam się od niego uwolnić. Czułam jego przyspieszony oddech na mojej skórze. Miał lekko zaróżowione policzki i rozczochrane włosy.
"Ja pewnie też tak wyglądam" - pomyślałam.
"Wyglądasz ślicznie i pociągająco z rumieńcami" - usłyszałam Chrisa.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Och, chyba przyszłyśmy w złym momencie - powiedziała Becky.
Kompletnie zapomniałam, że one znajdowały się razem z nami w pokoju. Spojrzałam ponad ramieniem Chrisa. Miały zmieszane miny. Chłopak posłał im serdeczny uśmiech i powiedział:
- Ja właśnie wychodziłem.
Podszedł do łóżka. Ubrał kurtkę i spojrzał na stolik, na którym stało nasze zdjęcie i książka. - Ale wiesz, że możesz to przeczytać jak Zmiennokształtny, nie? - zapytał pokazując książkę. A w myślach dodał - "Ładne zdjęcie"
Uśmiechnął się do mnie. Nie wiedziałam, co chciał przez to powiedzieć. Gdy starałam się wedrzeć do jego umysłu, napotkałam te cholerne tarcze ochronne.
- Kiedyś ci powiem, co miałem na myśli - rzekł tajemniczo.
Wspiął się na parapet, przeskoczył przez niego i po chwili wylądował zgrabnie na ziemi.
Czułam spojrzenie dziewcząt na sobie. Nie chciałam im wyjaśniać całej sytuacji, bo sama nie do końca wiedziałam, co o tym myśleć. Zerknęłam więc na zegarek, unikając wzroku Becky, która byłą bardziej ciekawa, co tutaj się działo niż Alice. Blondynka szukała czegoś w szafie, natomiast Beck wpatrywała się we mnie intensywnie. Dochodziła północ. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Wyglądałam dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Potargane włosy, jeszcze lekko zaróżowione policzki i rozmazany tusz pod lewym okiem. Umyłam twarz i rozczesałam włosy. Wyglądałam teraz o niebo lepiej. Wyszłam z łazienki i od razu położyłam się w swoim łóżku, nie zwracając uwagi na szepty dziewczyn.
Nawet gdybym nie chciała słyszeć tego, o czym gadały, to i tak słyszałam. Mój przeklęty słuch działał idealnie.
Becky wypytywała Alice, co sądziła o tej scenie, której były świadkami. Blondynka wzruszyła tylko ramionami i powiedziała, że to nie ich interes i nie zamierzała się wtrącać w moje prywatne życie chyba, że sama bym ją o to poprosiła. Odetchnęłam głęboko. Będę Alice dozgonnie wdzięczna za tę uwagę, bo Becky pomarudziła jeszcze coś pod nosem i przymknęła się. Po kolei każda weszła do łazienki. Gdy zostałam sama z Beck, ta usiłowała wyciągnąć coś ze mnie, ale udawałam, że spałam. W końcu dała sobie spokój i więcej się nie odezwała.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;** Chciałam Was tylko zachęcić do głosowania w ankiecie, która jest na górze po prawej. Z góry dziękuję ;** 

sobota, 9 lutego 2013

#Chapter Ten#

Całe dnie przesiadywałam albo w bibliotece z Chrisem, albo sama w pokoju. Chciałam poznać historię mojej rodziny i Chris pomagał mi przy tym. Tyle, ile wiedział, wyjaśnił mi, a resztę wyczytałam z książek, które znalazłam w bibliotece.
W niedzielę rano dowiedziałam się, że wieczorem przybędą do nas nowi uczniowie. Mieliśmy ich godnie powitać, czekając na nich przed szkołą. Tak więc po południu wyszłam z domu z resztą dziewcząt i podążyłam za nimi do głównej bramy. W tłumie zobaczyłam Davida i Chrisa, więc dołączyłam do nich.
Nie musieliśmy  długo czekać, bo po jakiś dziesięciu minutach nadjechał autokar, który wjechał przez główną bramę na teren szkolny. Gdy się zatrzymał, dyrektor szkoły - Stark - podszedł do niego. Powiedział coś do kierowcy, który po tych słowach wypuścił ludzi z autokaru. Ustawili się przed nami w szeregu. Stark zaczął wygłaszać mowę powitalną. Potem powiedział, by wszyscy nowi uczniowie zgłosili się do skrzydła szpitalnego, gdzie dostaną klucze do swoich pokoi. Natomiast tym, którzy uczęszczali do tej szkoły wcześniej, nakazał opiekować się nimi, służyć im pomocom. Po tych słowach mogliśmy się rozejść. Razem z Chrisem i Davidem odczekaliśmy, aż wszyscy ruszyli do domów, żeby się nie przepychać.
- Ciekawe, kogo mi przydzielą... - zastanawiałam się.
- Z nami zamieszka mój kumpel, Damien. Był ze mną na szkoleniu i podobno wyjechał, by kogoś sprowadzić z Japonii, ale nie znam szczegółów - powiedział Chris.
- On umie japoński? - zdziwiłam się.
- Nie, skąd. - Zaśmiał się. - Ta dziewczyna jest europejką i doskonale zna angielski.
Tłum uczniów już się rozszedł, więc poszliśmy w stronę domów.
- To do zobaczenia na kolacji - zawołałam, gdy doszliśmy do internatu. - Pamiętajcie zadzwonić!
Ruszyłam szybko do pokoju. Chciałam się w nim znaleźć przed nowymi współlokatorkami. Otworzyłam drzwi. Ściągnęłam buty i płaszcz, który powiesiłam na wieszaku przy drzwiach. Podeszłam do łóżka przy samym oknie, które zajmowałam. Poprawiłam pościel. Przesunęłam lekko zdjęcie, które postawiłam na stoliku. Przedstawiało mnie, Davida, Chrisa i Rose. Zrobiliśmy je tuż przed świętami. Usta drgnęły mi w lekkim uśmiechu na widok roześmianej Rose. Odkąd wyjechałam, rozmawiałam z nią tylko dwa razy. Zadzwoniłabym do niej choćby zaraz, jednak Chris zabronił mi, bo bał się, że ktoś mógł się dowiedzieć, gdzie przebywaliśmy.
Położyłam się na łóżku. Czytałam książkę, którą pożyczyłam z biblioteki. Dzięki niej coraz bardziej rozumiałam, kim jest Zmiennokształtny i w jakie zwierzęta może się zmieniać. Najbardziej znane były Wilkołaki.
Nagle usłyszałam śmiech na korytarzu, szczęk kluczy w zamku i skrzypnięcie otwieranych drzwi.
- Dziwne, były otwarte. - Usłyszałam roześmiany, lecz zdziwiony zarazem głos jakiejś dziewczyny. Miała burzę ciemnych włosów na głowie. Stała do mnie tyłem i wciągała do pokoju walizkę. Za nią do pokoju weszła wysoka blondynka, uśmiechnięta od ucha do ucha. Gdy mnie zobaczyła, zdziwiła się i wyjąkała:
- Och, cześć!
Jej towarzyszka odwróciła się twarzą do mnie.
- Hej, jesteśmy twoimi współlokatorkami - przywitała się - Jestem Becky, a to jest Alice. - Wskazała na blondynkę.
- Hej, ja mam na imię Prue. - Wstałam. - Może wam pomóc? - zaproponowałam.
- Nie, dzięki. Poradzimy sobie. To łóżko jest wolne? - zapytała Becky.
Pokiwałam głową. Dziewczyny szybko się rozgościły. Porozwalały swoje rzeczy po całym pokoju. Miałam nadzieję, że nie będzie tak przez cały czas.
- O której jest kolacja? - zainteresowała się Becky. - Umieram z głodu.
- O siódmej - odparłam krótko.
Wtem ktoś do mnie zadzwonił. Zerknęłam na wyświetlacz. Chris. Odebrałam.
- Siema, idziemy na kolację. Jak teraz zejdziesz to zdążysz zabrać się z nami. - Usłyszałam głos mojego brata.
- A ty przypadkiem nie masz swojego telefonu? - zdziwiłam się. 
- No... Pewnie leży gdzieś tam, w pokoju...- odparł tylko.
Wywróciłam oczami.
- Za pięć minut jestem na dole. Ale macie na mnie zaczekać! - zawołałam i rozłączyłam się. - Idziecie na kolację? Czekają na nas.
Dziewczyny ochoczo pokiwały głowami. Ubrałyśmy płaszcze i buty i wyszłyśmy, zamykając pokój na klucz.
Chris, David i jeszcze jakiś chłopak czekali na nas przed wejściem do domu. Przedstawiłam dziewczyny. Okazało się, że mojemu bratu i Chrisowi towarzyszył Damien, a Alice to ja Japonka, którą miał do nas sprowadzić. Ruszyliśmy w stronę stołówki. Po drodze dziewczyny zasypywały chłopców pytaniami. Alice wydawała się z czegoś niezadowolona, jednak chyba tylko ja to dostrzegłam.
W stołówce usiedliśmy przy tym samym stoliku co zwykle. Wśród wielu uczniów zauważyłam Bellę i jej koleżankę z pokoju Jen. Zaprzyjaźniłyśmy się trochę przez te parę dni. Uśmiechnęłam się do nich, a te pomachały mi z sąsiedniego stolika.
Dziś siedziałam między Davidem, a Chrisem, a naprzeciwko mnie był Damien. Z przymusu jadłam swoją porcję. Czułam na sobie spojrzenie innych, a najbardziej Chrisa.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską w głosie.
Przełknęłam kęs mięsa.
- Tak, chyba tak - odparłam niepewna co właściwie się ze mną dzieje. Huśtawki nastroju podobno były normalne krótko przed i po przemianie, więc nie zastanawiałam się nad tym dłużej. Odłożyłam widelec, bo wiedziałam, że już niczego nie przełknę.
- Będziesz to jadła? - zapytał.
Pokręciłam głową. Chris przybliżył się do mnie i wziął moją porcję. Nie oddalił się. Czułam jego kolano obok mojej nogi, jego ramię obok mojego. Znów poczułam ciepło bijące od jego ciała. Moje myśli zaczęły się mieszać, poczułam pustkę w głowie, a żołądek zrobił salto. Przed oczami przemknęła mi noc, gdzie byłam z nim równie blisko. Z mojego gardła wydobył się dziwny dźwięk, którego nie mogłabym do niczego porównać. Było mi dobrze, czując tą bliskość Chrisa.
Chłopak w tym samym momencie się odsunął. Cały czar prysł.
- Przepraszam - bąknął znad talerza. - Powinienem to przewidzieć... - Odłożył widelec i sięgnął po butelkę wody. Jemu także odechciało się jeść.
Gdy dziewczyny skończyły kolację, wstałam razem z nimi od stolika. Cmoknęłam brata w policzek. To samo chciałam zrobić z Chrisem, ale gdy się odwróciłam w jego stronę, nieznacznie pokręcił głową i powiedział bezgłośnie "przepraszam". Widziałam w jego oczach czający się smutek.
Założyłam płaszcz i wyszłam za dziewczynami ze stołówki.
- Co jest między tobą, a Chrisem? - spytała Becky. - Wiem, że David to twój brat. Chodzisz z Chrisem?
Spojrzałam na nią i wysiliłam się na uśmiech.
- Nie, skąd w ogóle taki pomysł - odparłam.
- Podczas kolacji zachowywaliście się dość dziwnie - zauważyła.
- Wydawało ci się. To tylko mój przyjaciel.
Usłyszałam jak przez mgłę jej myśli:
"Wcale mi się nie wydawało! Dobrze wiem, co widziałam. Dowiem się co cię z nim łączy! Nie zbyjesz mnie byle czym!" 
Więcej nic. Jej tarcze ochronne nie pozwoliły mi na wdarcie do jej myśli. Choć nieświadoma tego, potrafiła się bronić.
Jutro zaczynały się zajęcia, więc jako pierwsza poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i gdy tylko dotknęłam głową poduszki, zmorzył mnie sen.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, dodaję wcześniej, bo w następnym tygodniu chyba mi się dnie uda :) Czekam na wasze komentarze ;** Ach..  Nowych bohaterów już dodałam :) Paa ;** ♥

środa, 6 lutego 2013

#Chapter Nine#

Gdy pociąg zatrzymał się, chłopcy pomogli mi wyjść. Wsadzili do taksówki razem z torbami. Na końcu sami wcisnęli się do auta i ruszyliśmy. Czułam się okropnie. Ból głowy się nasilał, a przez ten cholerny kaszel nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Do tego wszystkiego doszły jeszcze nudności.
- Zaraz będziemy na miejscu. Rok szkolny zaczyna się siódmego stycznia, więc pewnie się nas nie spodziewają... - usłyszałam głos Chrisa. Chciałam coś powiedzieć, lecz kaszel nie dawał mi dojść do słowa.
Nagle poczułam dziwny metaliczny posmak w ustach. Zakrztusiłam się i wyplułam przed siebie.
- O cholera! - wyrwało się któremuś. - Jest gorzej niż myślałem. Może pan jechać szybciej? - krzyknął do kierowcy.
Poczułam czyjeś ręce, które próbowały mnie lekko objąć. Jednak w tym samym momencie znów kaszlnęłam, a z ust poleciała krew. Tym razem jednak trafiła do torby, którą podał mi David.
Po jakiś dziesięciu minutach męczarni zatrzymaliśmy się. Chris wziął mnie na ręce i poszedł jak najszybciej w stronę jakiegoś budynku, który był przed nami, a którego nie mogłam zobaczyć przez łzy, które cisnęły mi się do oczu. Usłyszałam czyjeś krzyki i po chwili ogarnęła mnie ciemność.
Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, ujrzałam przez mgłę łez łózka i stoliki, i jakąś kobietę, która zaczęła wszystkim rozkazywać. Chris położył mnie na najbliższym łóżku. Kobieta podała mi jakiś płyn, który wyglądał jak wino i palił mnie w gardło. Zadziałał niemal od razu. Przestałam pluć krwią, jednak głowa nadal mnie strasznie bolała i kaszlałam bezustannie. Teraz czułam jakby ktoś podpalił mi wnętrzności. Wszystko się we mnie skręcało. Zacisnęłam powieki. Wszystkie moje narządy wewnętrzne fikały koziołki, nie mogąc znaleźć swojego miejsca. Ale nie tylko one źle się zachowywały. Nie czułam nóg. Nie mogłam nimi poruszyć. W ogóle wydawało mi się, że ich nie mam.
"Zaraz umrę - pomyślałam. - Przecież to nie może być przemiana. Ona nie może być taka bolesna... Na pewno coś poszło nie tak i już nigdy nie zobaczę Chrisa ani Davida.... "
Nagle z mojego gardła wydobył się głośny  krzyk, który po chwili zmienił się w donośne wycie.
Przestałam kaszleć, ból głowy był teraz tylko lekką migreną, a moje wnętrzności opanowały się i znów miałam czucie w nogach. Odetchnęłam z ulgą. A więc udało się.
Otworzyłam oczy, które do tej pory miałam zamknięte. Wszystko wydawało się strasznie ostre, jaskrawe i wyraziste. Zamrugałam kilka razy, by wzrok przyzwyczaił się do tej zmiany. Spojrzałam na prawo. Tam na krzesełku siedział Chris wpatrzony we mnie z łobuzerskim uśmiechem. Zerknęłam na siebie. Bluzka, w którą ubrałam się w domu, była cała w strzępach. To samo stało się ze spodniami i bielizną. Zawstydzona sięgnęłam po koc, który leżał obok mnie.
Chris uśmiechnął się jeszcze szerzej. W jego oczach pojawiły się kolorowe iskierki.
- Wyglądałaś pięknie... - szepnął. Chciał chyba coś jeszcze dodać, lecz do sali wparowało sporo rozgadanych osób, więc zamilkł.
Wśród tych ludzi zauważyłam mojego brata i tę kobietę, która podała mi nie tak dawno jakiś lek. Wszyscy stanęli wokół mojego łóżka.
- Czy już po wszystkim? - zwrócił się mężczyzna w niebieskim podkoszulku do Chrisa.
- Myślę, że tak - odparł chłopak oficjalnie.
Mężczyzna pokiwał głową.
- David nam wszystko wyjaśnił - ciągnął dalej. - Witam z powrotem w naszej szkole. - Uśmiechnął się i podał Chrisowi dłoń, którą chłopak uścisnął, jednak z lekkim dystansem. - Prue, ciebie też witam serdecznie. Chris się tobą zaopiekuje na czas pobytu w tej szkole - dodał, mówiąc do mnie. - Wszystkiego dowiesz się właśnie od niego lub na zebraniu, które odbędzie się rano siódmego stycznia, gdy dołączą do nas pozostali Zmiennokształtni w twoim wieku. Ja jestem Stark Evans. Isabell pokaże Ci twój pokój. - Pokazał dziewczynę, która wyglądała na nieco rozkojarzoną. - A ty Chris zajmiesz ten pokój co ostatnio. Będziesz na razie mieszkał z Davidem.
Skinął głową i wyszedł, a za nim pobiegło parę innych osób.
- Przyniosłem dla ciebie jakieś ubrania - odezwał się mój brat, kładąc rzeczy na łóżku.
- Dzięki. Zostawicie mnie bym mogła się ubrać? - spytałam.
Chris, David i Bella, dziewczyna, która miała zaprowadzić mnie do pokoju, wyszli. Szybko się ubrałam i wyszłam z pomieszczenia. Chłopcy i Bella czekali na mnie przed drzwiami. Dziewczyna wyprowadziła nas  z budynku, w którym byliśmy. Szła chodnikiem, który prowadził między drzewami do dwóch dosyć sporych budynków naprzeciwko nas. Po lewej i po prawej także znajdowały się jakieś zabudowania, lecz teraz nie miałam siły, by o to pytać. Bella stanęła przed jednym z dwóch jednakowych domków.
- Internat dla chłopców znajduje się tam. - Wskazała drugi dom.
- Doskonale o tym wiem, ale... - zaczął Chris.
- Och, dam sobie radę. Tylko co...? - Nie dał mi skończyć, musiał się wtrącić.
- Są w pokoju - odpowiedział Chris na moje niezadane pytanie.
Spojrzałam na niego spode łba. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Twoje myśli są zbyt głośne. Ale nie martw się, popracujemy nad tym. - Uśmiechnął się do mnie.
Bella pociągnęła mnie w kierunku drzwi. Gdy stanęłyśmy na korytarzu, zaczęła mi wszystko objaśniać.
- Tam jest salon z telewizorami. - Pokazała w lewo. - A tam kuchnia, choć posiłki zawsze jemy w stołówce, która znajduje się w tym samym budynku, w którym byliśmy przed chwilą. A do pokoju idzie się tutaj. - Wskazała schody na prawo od nas. - Numer twojego to 194. Znajduje się na trzecim piętrze. Gdybyś czegoś potrzebowała to zadzwoń do mnie. - Podała mi mały zwitek papieru i uśmiechnęła się - A tu masz klucze do pokoju.
- Dzięki -odpowiedziałam tylko. Wydawała się miłą i bezpośrednią osobą.
Bella wyszła  z domu, a ja powlokłam się schodami na górę. Na trzecim piętrze stanęłam na początku korytarza. Był tam numer 140. Poszłam w głąb hallu. Mój pokój okazał się być jednym z najdalszych pomieszczeń, bo za nim było tylko jeszcze troje drzwi. Otworzyłam kluczem te spod numeru 194. Nikogo w nim nie zastałam. W pokoju znajdowały się trzy łóżka, dwie garderoby, kilka półek, drzwi do łazienki, a przy łóżkach stały stoliki. Jedno duże okno wychodziło w stronę wejścia do domu. Było z niego dobrze widać  wszystkie budynki i park, który znajdował się w samym środku zabudowań.
Pokój miał ściany limonkowo - piaskowe. Na podłodze leżał dywan wyglądem przypominający trawę. Pościel była koloru liliowego. Na łóżku pod oknem ujrzałam swoje torby. Z podręcznej wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Rose.
- No i co ja mam jej powiedzieć? - spytałam ciszę, która zalegała wokół mnie. Nikt mi nie odpowiedział. Wybrałam numer Chrisa. Chłopak odebrał strasznie szybko.
- Wszystko okey - oznajmiłam, wyprzedzając pytanie. - Chcę się tylko dowiedzieć, co takiego mam powiedzieć Rose. Dzwoniła do mnie chyba z milion razy.
- Musisz coś wymyślić. Najlepiej powiedz to, co David wszystkim z drużyny.
- Czyli?
- Że mama zmusiła was do zmiany szkoły. Postawiła was przed faktem dokonanym. Nic o tym nie wiedzieliście... W sumie to jej za bardzo nie okłamiesz - zaprzeczył temu, o czym teraz myślałam.
- Taa, dobra spoko. Muszę do niej zadzwonić.
- Czekaj! Pamiętaj. Kolacja o siódmej. Będziemy czekać przed domem, okey?
- Dobra, dobra na razie.
- Cześć.
Rozłączyłam się i wybrałam numer przyjaciółki. Gdy odebrała, zaczęła na mnie krzyczeć. Uspokoiła się po dobrych pięciu. minutach. Wtedy opowiedziałam jej kłamstwo, jakie wymyślił Chris z moim bratem. Chyba w nie uwierzyła. Czułam się okropnie, że nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Do tej pory wszystko o mnie wiedziała.
Ziewnęłam. Przypomniało mi to, że nie spałam od około trzydziestu godzin. Pożegnałam przyjaciółkę, obiecując, że się niedługo odezwę i rozłączyłam się.
Padłam na łóżko zmęczona i przytłoczona wszystkimi wydarzeniami. Zastanawiałam się, jak to będzie dalej.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk nadchodzącego smsa. Sięgnęłam po telefon i przeczytałam krótką wiadomość od Chrisa:
"Zejdź na dół!"
Niechętnie wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Na dworze wiał lodowaty wiatr, który, o dziwo, mi nie przeszkadzał. Rozejrzałam się dookoła. Naprzeciwko mnie, na ławeczce pod jednym z wysokich drzew, siedział David, a Chris przechadzał się obok niego w tą i z powrotem. Gdy mnie zobaczyli, David wstał z ławki, a Chris zatrzymał się w miejscu. Omiótł mnie spojrzeniem, a  w jego oczach pojawiły się błyszczące iskierki, które po chwili zniknęły.
- Po kolacji macie zgłosić się do lekarza - oznajmił Chris.
- Niby po co? - zdziwiłam się.
- Lepiej jeśli ona ci to wyjaśni. Idziemy? - I nie czekając na naszą odpowiedź, ruszył ku budynkowi, w którym przeszłam przemianę. Razem z Davidem ruszyłam za nim.

***

Weszliśmy do budynku. Szliśmy cały czas prosto aż doszliśmy do ogromnego pomieszczenia. Stało tam mnóstwo stolików, a wokół nich krzesełka. Sala była dobrze oświetlona przez mnóstwo okien i lamp. Po drugiej stronie, po prawo znajdowała się lada, a na niej stały różne potrawy. Za ladą stała kobieta o rudych włosach, która pilnowała porządku przy wydawaniu jedzenia.
W sali znajdowało się sporo osób. Część siedziała już przy stolikach, a część stała jeszcze w kolejce po kolację. Chris stanął na jej końcu. Ja i David poszliśmy za nim. Gdy przyszła moja kolej, wzięłam tylko frytki, surówkę i wodę. Chris usiadł przy jednym stoliku w kącie. Usiadłam naprzeciwko niego, a David obok mnie. Jedliśmy w ciszy, która mi nie przeszkadzała. Skończyłam pierwsza i musiałam czekać na chłopców. Zaczęłam rozglądać się po sali. Część osób przy najbliższych stolikach przyglądała mi się z zainteresowaniem. Niektórzy szeptali ze swoimi sąsiadami.
- O co im chodzi? - spytałam Chrisa, pochylając się ku niemu.
Chłopak rozejrzał się dookoła.
- Wiesz, jesteś tutaj dosyć znana. I do tego przyjechaliśmy wcześniej niż wszyscy. Mają o czym gadać, bo pewnie dowiedzieli się, że przeszłaś przemianę.
Popatrzyłam na sąsiedni stolik. Siedział tam chłopak o ciemnych włosach, który mi się przyglądał. Gdy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się i wrócił do jedzenia.
W końcu chłopcy skończyli jeść i mogliśmy wyjść ze stołówki. Skierowaliśmy się w stronę skrzydła szpitalnego. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym przeszłam przemianę. Przywitała nas ta sama kobieta - Nancy. Kazała nam usiąść. Gdy to zrobiliśmy, przyniosła mikroskopijne plakietki.
- Wszczepię to wam pod skórę. Będzie to wasze zabezpieczenie - zwróciła się do mnie i Davida.
- Nie mam zielonego pojęcia, o co tu chodzi - odparłam.
- Nie powiedziałeś jej - wyrzuciła Chrisowi.
- Pomyślałem, że ty jej to lepiej wytłumaczysz. Jesteś lekarzem i kobietą...
Nancy wywróciła oczami, westchnęła i zaczęła wyjaśniać.
- Zmiennokształtni mają taki... większy popęd seksualny niż zwyczajni ludzie. Oczywiście nie wszyscy tak mają, ale nie chcemy ryzykować, więc każdemu nowemu uczniowi wszczepiamy ten środek antykoncepcyjny. - Wskazała na mały czip.
- Czyli że my wszyscy jesteśmy takimi dziwkami? - spytałam.
- Och Prue! To nie tak! Seks to część naszego życia. Jedni potrzebują go mniej inni więcej. Sama zobaczysz jak to jest, gdy będziesz trochę starszym wilkiem - odparł Chris.
- To co, możemy zaczynać? - zapytała Nancy.
- Tak! - powiedział trochę zniecierpliwiony David, ja tylko lekko kiwnęłam głową.
Położyłam płaszcz na łóżku i podwinęłam rękaw bluzki. Odwróciłam wzrok, bo wolałam na to nie patrzeć. Poczułam lekkie ukłucie, a potem ramię trochę zapiekło. Nancy nalepiła mi plaster w tym miejscu, gdzie znajdował się czip. Potem odeszła do Davida. Na to też nie patrzyłam. Z pomocą Chrisa ubrałam płaszcz.
- A ty? - spytałam Chrisa, gdy Nancy skończyła z moim bratem i oddaliła się od nas.
- Mnie założono go już gdy byłem tu ostatnim razem. - Podwinął rękaw i pokazał ramię, na którym znajdowało się ciemne wypuklenie, wyglądające jak znamię.
Pokiwałam lekko głową.
- Możemy iść - zawołał David.
Wyszliśmy z budynku. Było dosyć jasno, bo lampy, które stały wzdłuż chodników, świeciły mocno. Padał śnieg, który pokrywał wszystko wokół białą kołderką. Szliśmy przed chwilę w ciszy, którą w końcu przerwał mój brat:
- To co robimy?
- Ja biorę gorący prysznic i kładę się spać - odparłam.
- Tak, ja też jestem zmęczony - przyznał Chris.
Doszliśmy do internatu dla dziewcząt.
- To dobranoc - powiedziałam i pocałowałam mojego brata w policzek. Potem zbliżyłam się do Chrisa.Gdy go cmoknęłam w policzek, znów zobaczyłam te błyszczące iskierki, które tańczyły mu wokół tęczówek. Uśmiechnął się. - Zadzwońcie  do mnie, gdy będziecie schodzić na śniadanie! - zawołałam do nich, gdy wchodziłam do domu.
- Zadzwonimy! - zapewnił David.
Gdy weszłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic i położyłam się na łóżku zmęczona całym dniem.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;* Jest następny... :) Trochę dłuższy :) Nowych bohaterów postaram się dodać dzisiaj, a jeśli mi się nie uda to dopiero w piątek wieczorem :) Czekam na wasze opinie ;**

piątek, 1 lutego 2013

#Chapter Eight#

Leżałam na siedzeniu w pociągu z głową na kolanach mojego brata. Jechaliśmy gdzieś na północ. Chciałam się dowiedzieć, co jest grane, czemu wyjeżdżamy z domu, jednak chłopcy nie chcieli mi powiedzieć. Uparli się, że powinnam trochę odpocząć, zanim dowiem się prawdy.
Jedno było pewne: uciekaliśmy jak najdalej od Londynu.
Po powrocie do domu z Sylwestra, Chris kazał mi jak najszybciej spakować najpotrzebniejsze rzeczy. David zostawił w kuchni jakiś list, w którym podobno wszystko wyjaśnił mamie. Potem pojechaliśmy do mieszkania Chrisa, skąd wziął ciemną torbę, a potem na stację. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz... Po jaką cholerę to wszystko??
Poczułam, że ktoś przykrywa mnie czymś ciepłym. Gdy poczułam ciepło na udzie, usłyszałam szelest i poczułam, jak David porusza się. Zaryzykowałam i lekko uchyliłam powieki. Chris trzymał w rękach koc, którym mnie przykrywał, a David złapał go za dłoń. Oboje patrzyli sobie w oczy.
- Lepiej żebyś jej nie dotykał - warknął mój brat.
- Nie przesadzaj, nic jej nie zrobię.
- Czyżbyś nauczył się w końcu panować nad... sobą? Dobrze wiem, że... staje ci, gdy tylko zobaczysz jakąś ładną laskę.
- To prawda, ale z nią jest inaczej. Nie traktuję jej tak. Dobrze wiesz, że mi nie wolno. Doskonale też wiesz, że nie mogę TEGO powstrzymać. Ze mną jest bardziej bezpieczna niż z tobą.
- Czyżby? - zadrwił mój brat.
- Nie zaczynaj znowu. Nie skrzywdzę jej. Podoba mi się, to prawda i pociąga mnie, ale to już kompletnie inna sprawa.
- Nawet nie próbujesz zaprzeczyć. - Prychnął David.
- Bo cię znam i wiem, że i tak postawisz na swoim. A teraz puść moją rękę i pozwól mi ją przykryć, bo zmarznie.
David puścił rękę Chrisa, a ten okrył mnie szczelnie kocem.
Nie warto było już udawać, że spałam. Przeciągnęłam się i powoli usiadłam na siedzeniu obok Davida.
- To co? Teraz powiecie mi, czemu uciekamy, czy znów wymyślicie jakiś powód?
- Jak się czujesz? - zapytał Chris.
- Ech, dobrze. Czuję się dobrze. A teraz mówcie! - rozkazałam.
- Nie wiem, od czego zacząć....
- Dokąd jedziemy i dlaczego?
- Jedziemy do Dundee, bo.... tam jest taka szkoła... dla Zmiennokształtnych,... A my nimi jesteśmy. I normalnie przemianę przechodzi się w swoje urodziny lub miesiąc po, ale z tobą jest coś... dziwnego, bo zaczęłaś słyszeć nasze myśli szybciej niż normalnie. Dziwię się też, że jeszcze nie kaszlesz i że nadal dobrze się czujesz.... A jedziemy do Dundee, bo w tej szkole dowiesz się wszystkiego o sobie i o całym naszym gatunku - streścił Chris.
Zamurowało mnie. Siedziałam z szeroko otwartymi ustami i oczami i wpatrywałam się zdumiona w Chrisa. 
- Jeszcze raz. Że niby kim jestem? - spytałam w końcu.
- Zmiennokształtnym. Prościej mówiąc Wilkołakiem. Jest też kilka innych ras Zmiennokształtnych, na przykład jeden z nauczycieli w Dundee jest Koniokształtnym.
- A co z tym czytaniem w myślach?
- Każdy z nas potrafi normalnemu człowiekowi wkraść się do umysłu. Zmiennokształtnym także można poszperać w myślach, jednak w większości przypadkach tarcze ochronne nie pozwalają na to.
- Tarcze.... Co?? - spytałam zdezorientowana.
- Tarcze ochronne. Taki jakby mur, który broni i nie pozwala wszystkim wedrzeć się do umysłu tego, który posiada owe tarcze.
Popatrzyłam po ich twarzach.
- Świetny żart. - Zaśmiałam się lecz urwałam, bo oni pozostali poważni. - Wy żartujecie, nie? - Spróbowałam się uśmiechnąć, jednak wyszedł mi z tego raczej grymas. Oni nadal pozostali poważni. - Nie żartujecie? - Pokręcili głowami. - A więc jestem wilkołakiem...
- I my też! - zawołał David.
- Ja przeszedłem swoją przemianę ponad rok temu, a David jest chłopakiem, więc przejdzie ją trochę później niż ty.
- I wy o wszystkim wiedzieliście i mi nie powiedzieliście? - wyrzuciłam im.
- Nie mogliśmy. Ja obiecałem Chrisowi, a on musiał cię chronić, więc nie wchodziło w grę uświadamianie cię wcześniej, niż to było konieczne - wyjaśnił David.
- Chronić przed czym?? - zawołałam.
Chris posłał mojemu bratu minę, mówiącą "Zabiję cię!"
- Bo widzisz... Ech to trudniejsze niż myślałem. Oo - krzyknął, jakby sobie coś przypomniał. - Pamiętasz twój sen? O tych pięciu facetach, których spotkaliśmy w lesie?
Pokiwałam głową.
- Oni są Wampirami. Złe bestie... No, ale przejdźmy do sprawy. Wasz ojciec jakieś czternaście lat temu pokonał ich przywódcę, Myrnina. Te się wściekły, zaczęły szukać go, więc on musiał was zostawić i uciec. A teraz wampiry chcą znaleźć ciebie... Żeby się zemścić.
- Ale czemu akurat mnie?
- Bo jesteś córką sławnego w  świecie Zmiennokształtnych Dereka Cartera.
- Ale jest przecież jeszcze David... - zaprotestowałam słabo.
- Tak, to prawda, ale syn Myrnina, Harry usłyszał kiedyś treść pewnej wizji, która mówi o tym, że to córka Cartera pokona syna Myrnina, który będzie chciał się zemścić za śmierć ojca - streścił Chris. - Wiem, że to trochę zagmatwane, ale wszystkiego dokładniej dowiesz się w szkole.
Przemyślałam te wszystkie nowe informacje.
- Czyli, że nasz tata był Zmiennokształtnym?
- Był Samcem Alfa w stadzie wilków. Dostojny z brązową sierścią i piwnymi oczami. - Popatrzyłam zdziwiona na Chrisa. - No co, widziałem zdjęcie, gdy byłem na szkoleniu. W sumie, będę chodził z wami na zajęcia. Przeszedłem szkolenie, ale to i tak za mało.
- Jakie szkolenie? - zaciekawiłam się.
- Wybrali mnie spośród wielu, abym cię chronił i w odpowiednim czasie przyprowadził do szkoły, a że już się znaliśmy, uznano mnie za najlepszego do tej roli. Jednak aby opuścić szkołę przed ukończeniem jej i aby spotkać ludzi i normalnie funkcjonować, przeszedłem kilkumiesięczne szkolenie. Nauczyli mnie podstaw o życiu Zmiennokształtnych, ale szczególny nacisk kładli na sztuki walki.
Zastanowiłam się, czego jeszcze o nim nie wiem.
- Wielu rzeczy mała, wielu rzeczy. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Ej!! Nie dałam ci pozwolenia na grzebanie mi w mózgu! - Chciałam coś jeszcze powiedzieć, lecz zakręciło mi się w głowie i zaczęłam kaszleć.
- Oho... Zaczyna się. Na szczęście został nam już mały kawałek drogi do przebycia. Za jakieś pół godziny powinniśmy być na miejscu. Musisz wytrzymać, Prue. - Poczułam, że sytuacja jest poważna, bo Chris rzadko mówił do mnie po imieniu.
Poza tym od tego kaszlu czułam się, jakby ktoś próbował wyrwać mi płuca. A głowa rozbolała mnie niemiłosiernie.

~~~~~~~~~~
Hej ;* Wiem, że krótki, przepraszam ;* Następny będzie dłuższy ;) Czekam na wsze opinie. ;** I miłego weekendu! ♥
Ach i wszystkiego najlepszego Harry!!!!!! ;**