piątek, 28 sierpnia 2015

~5. "...jak ja mam wrócić?"

Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,
pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.
Kiedy wymawiam słowo Cisza,
niszczę ją.
Kiedy wymawiam słowo Nic,
stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie. 
- Wisława Szymborska




~~ Bella ~~

   Siedziałam wieczorem w bibliotece i kończyłam swoją pracę domową na jutrzejszy dzień. Nie była ciężka, ale robiłam ją przez dobrych kilka godzin, ponieważ nie potrafiłam się na niej skupić. Czytałam kilka razy polecenie, potem pisałam parę zdań, zamyślałam się, a kiedy w końcu wróciłam na ziemię, wszystko zaczynałam od początku. Doprowadzało mnie to do szału, lecz nie umiałam nad tym zapanować. Myśli same uciekały mi do tragicznych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu godzin.
    Alex obiecał, że jak tylko upora się z własnymi lekcjami, przyjdzie do mnie. Jak na razie siedziałam sama w cichym i najdalszym zakątku biblioteki, który już dawno temu sobie upodobałam. Lubiłam przychodzić i siadać właśnie tam, przy stoliku pomiędzy ostatnimi rzędami półek. Na przeciwko znajdowało się okno, delikatnie zasłonięte przez szafę, ale i tak widziałam pochmurne niebo.
    Stolik był nieduży, ale spokojnie zmieściłaby się koło mnie jeszcze jedna osoba, która odrabiałaby lekcje. Miałam ten luksus, że mogłam się rozłożyć na całym biurku oraz zająć drugie krzesło i nie ściskać się ze wszystkimi książkami, których potrzebowałam do napisania odpowiedzi na temat zadany przez nauczycielkę. Niewielka lampka oświetlała cały stolik oraz kawałek ściany. Reszta biblioteki pogrążona była w półmroku. Jedynie przy biurku bibliotekarki oraz przy tych stolikach, które stały niedaleko niej, świeciły nieco mocniejsze oraz większe światła, tym samym rozpraszając mrok.
    Chłopak mnie nie zaskoczył. Słyszałam jego kroki oraz bicie serca już z daleka. Nie wiedziałam, dlaczego tak się działo, ale pasowało mi to. Odkąd wróciliśmy do szkoły, odkąd wyznaliśmy sobie miłość, staliśmy się dla siebie jeszcze bardziej bliscy niż wcześniej. I to jakoś oddziaływało na mój instynkt, może na moją moc. Nie byłam tego pewna. Wiedziałam jednak, że od tamtej pory zawsze wiedziałam, kiedy Alex był niedaleko mnie.
    Pocałował mnie na powitanie a potem zrzucił moją torbę i parę książek, które na niej leżały, na ziemię po czym sam usiadł na krześle. Zajrzał mi przez ramię, w jakim punkcie swojej pracy domowej utknęłam i westchnął przeciągle.
    - Ile ci to jeszcze zajmie? - zapytał, opierając się wygodnie o oparcie krzesła.
    - Czy ja wiem... - Wzruszyłam ramionami, przeglądając notatki. Przetarłam oczy, by móc lepiej widzieć oraz odgonić senność. Nie mogłam teraz sobie pozwolić na chwilę słabości, choć byłam już trochę zmęczona. - Jeszcze chwilę i powinnam skoczyć. - Zerknęłam na Alexa i uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak zerknął na zegarek.
    - Masz dokładnie trzynaście minut i dwadzieścia dwie, jeden sekund - odliczał, wpatrując się w zegarek, który nosił na nadgarstku.
    - Nie przeszkadzaj mi jeszcze przez moment to zdążymy spokojnie na kolację - powiedziałam tylko i zabrałam się do pracy. Chłopak tymczasem posłusznie oddalił się od stolika i zajął się przeglądaniem książek, które stały na najbliższym regale.
    Zaczynałam pisać podsumowanie, kiedy przed oczami pojawiła się delikatna mgła. Mrugnęłam kilka razy, sądząc na początku, że to ze zmęczenia. Jednak nawet przetarcie pięściami nie pomogło. Wtedy już upewniłam się, że to coś, co przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Jęknęłam cicho a długopis wypadł mi z ręki i poturlał się pod stół. Usłyszałam ciche kroki Alexa, ale nie zauważyłam już jego twarzy, gdy pochylił się nade mną, by zobaczyć, co się stało. Przed moimi oczami ukazała się ogromna polana, na której bujnie rosła trawa przemieszana z ziołami oraz kolorowo kwitnącymi kwiatami. Słońce oświetlało całą łąkę. W oddali dostrzegłam las, lecz nie zainteresowałam się nim ani trochę. Moją uwagę przykuło jezioro, więc to tam skierowałam swoje kroki. Kiedy byłam już nieco bliżej, zobaczyłam drewniany pomost, a na nim dwie osoby. Nie rozpoznałam ich od razu, choć wydawały mi się znajome. Dopiero kiedy usłyszałam głos dziewczyny, przystanęłam, zdziwiona, zbyta z tropu.
    - Pięknie tutaj - szepnęła rozmarzonym głosem, rozglądając się dokoła. Bose nogi moczyła w wodzie, co jakiś czas huśtając nimi i wprawiając wodę w delikatni ruch. Odgarnęła długie włosy do tyłu i odchyliła lekko głowę.
    - Prue? - szepnęłam. Miałam ochotę podbiec do niej i uściskać ją, nawet zrobiłam kilka chwiejnych kroków, lecz po chwili dotarło do mnie, że to tylko moja wizja, że oni mnie nie zobaczą.
    - Tak - odpowiedział jej chłopak. David nie wydawał się zachwycony pięknem tego miejsca. Zachowywał się, jakby gdzieś mu się spieszyło. Siedział obok siostry jak na szpilkach, rozglądając się nerwowo to tu to tam.
    - Mieszkasz tutaj? Gdzieś w pobliżu? - zainteresowała się, zerkając na blondyna. Tymczasem ja stanęłam za nimi i przysłuchiwałam się tej rozmowie, nie bardzo wiedząc, dlaczego taka wizja mnie nawiedziła.
    - Nie. Mieszkam u Nyks, tam jest jeszcze piękniej niż tutaj. Tam jest ogromne miasto, choć nie takie jak na ziemi. Nie ma tam samych murów. Tam przeważają rośliny, drzewa, kolorowe kwiaty, dużo domów jest z drewna lub kamieni, które są jasne i nie ponure jak beton. Tam jest całkiem inaczej niż tutaj. Mówiłem ci, jesteśmy w Przedsionku, a jak sama nazwa mówi, to dopiero początek drogi - wyjaśnił.
    - Tam, to znaczy gdzie? - zapytała, ciekawa wszystkiego.
    - No już mówiłem, w mieście Nyks. Tak to między sobą nazywamy, bo nikt nigdy tego miejsca nie nazwał. - Wzruszył ramionami.
    - My?
    - Wszyscy inni zmarli - odpowiedział, spuszczając głowę.
    - Już nie mogę się doczekać, aż tam dotrę - westchnęła. - Kiedy tam pójdziemy? - zapytała ożywiona.
    - Prue, słuchaj - powiedział poważnie. Dziewczyna spojrzała na niego zaciekawiona, z uśmiechem a ustach. - Ty... Ty nie możesz iść dalej. Nyks... ona kazała mi cię zawrócić. Wyjaśnić... Cholera, to nie jest twoje przeznaczenie być tutaj! - zawołał.
    - Ale David? - pisnęła cicho. - Przecież tutaj jestem...
    - Ale musisz wrócić. Musisz wrócić i zapobiec rzezi, która niedługo nastąpi - powiedział smutno.
    - Jakiej rzezi? - spytała szeptem.
    - Nasz ojciec kazał pojmać i stawić przed sąd wszystkie Wampiry, co do jednego. Jest strasznie zły za to, co nam się przydarzyło. Chce się zemścić za naszą śmierć. Pragnie złapać wszystkich i ich zabić. A ja boję się o Becky. Nie mam pojęcia, jak przeżyje śmierć kolejnej, tak bliskiej dla niej osoby. Jeżeli Derek dowie się, że chodzi z Wampirem, nie dosyć, że jego zabiją, ona również może mieć kłopoty...
    Obie słuchałyśmy wyznań Davida z niemałym przejęciem. Chłonęłam każdą informację, ponieważ wszystko wydawało mi się ważne na wagę złota. Becky i Louis są w ogromnym niebezpieczeństwie - zakodowałam pierwszą wiadomość. Prue musi wrócić na ziemię, by im dopomóż - druga wiadomość.
    Potrząsnęłam głową i spojrzałam na koleżankę i jej brata. Zaraz że co? Czy on przed chwilą powiedział, że Prue wróci? Że znów będzie z nami chodziła na zajęcia, że w końcu wszyscy będą szczęśliwi?
    - Ale David, jak ja mam wrócić? - zadała najważniejsze pytanie. Chłopak zwiesił ramiona, odnalazł dłonią jakiś kamyk i rzucił nim w jezioro.
     - Właśnie w tym tkwi problem, że nie mam zielonego pojęcia - szepnął zmęczony.
    Ostatni raz spojrzałam na tę dwójkę. Łza w oku mi się zakręciła, więc przymknęłam powieki. Kiedy je znów uchyliłam, dostrzegłam stojącego nade mną Alexa.
    - Wszystko w porządku? - zapytał z przejęciem. Pokiwałam delikatnie głową.
    - Muszę spotkać się z Becky, Chrisem i pozostałymi - oświadczyłam, zbierając w pośpiechu swoje rzeczy.
    - Ale co się stało? - zawołał chłopak, pomagając mi.
    - Chodź, nie marudź - powiedziałam, pociągając go za sobą.
    Modliłam się, by cała paczka jadła jeszcze wspólnie kolację. Zwykle tak robili, więc miałam nadzieję, że i tego wieczoru zasiedli do posiłku wspólnie. Wpadłszy do stołówki, od razu ruszyłam w stronę ich stolika. Wszyscy podnieśli na mnie wzrok zaintrygowani. Opadłam na najbliższe krzesełko i przez moment czekałam, aż unormuję oddech. Potem zaczęłam opowiadać swoją wizję. Im dalej brnęłam w historię, tym więcej uśmiechu pojawiało się na twarzach zebranych.
    - A nie mówiłem? - zawołał Shane, jeszcze zanim dobrnęłam do końca opowieści.
    - Czyli... czyli to prawda? - zapytał Chris. W jego oczach dostrzegłam łzy przemieszane z niedowierzaniem, ale i nadzieją, wiarą na powrót ukochanej. Pokiwałam tylko głową, ponieważ sam jego widok spowodował, że się wzruszyłam. On naprawdę kochał Prue. - Przepraszam - szepnął tylko, wstał od stołu i wyszedł. Wszyscy spoglądaliśmy za nim, jednak nikt tego nie skomentował. Każdy z nas wiedział, że chłopak musiał wszystko sam sobie poukładać i zmierzyć się z tym w pojedynkę.
    Wśród całego tego zamieszania zapomniałam o czymś, co okazało się być później kluczowe. Kiedy w końcu sobie o tym przypomniałam, było o wiele za późno, by naprawić mój błąd.

~~*~~*~~*~~*~~

    Hej, witam Was serdecznie pod koniec wakacji <3 Kurczę, rozdział chyba nieco krótszy, ale nie chciałam już niczego innego w nim opisywać.
    Jak tam przygotowania do roku szkolnego? Ja kompletnie tego nie czuję, nie wyobrażam sobie tego, że już niedługo, już tuż tuż, będę w szkole O.o Mam jedynie nadzieję, że mój plan lekcji pozwoli mi na pisanie nowych rozdziałów :D

piątek, 14 sierpnia 2015

~4. "Jedynie w oczach dostrzegłem jego ogromny ból."

"Przeznaczenie każdego zmienia się wraz z jego wyborami." - Kristin Cast




~~ Alice ~~

    Właśnie dobiegały końca dzisiejsze lekcje. Frekwencja tego dnia nie bardzo spodobała się nauczycielom, lecz niewiele zdawali się zauważać. Co prawda pan Collins, który niekoniecznie nas lubił, pewnie za ten incydent w jego pracowni, marudził pół lekcji, że większość klasy olała jego zajęcia. Nikomu się nie dziwiłam. Sama wolałabym zostać pod ciepłą kołdrą, zwłaszcza, kiedy na dworze panowała tak okropna pogoda. Ale pokój przypominał mi o Prue, tam nadal leżały jej rzeczy, tam nadal stało puste łóżko, które pościeliła, zanim ruszyła pomóc ojcu. Niczego nie ruszałyśmy od tamtego dnia.
    Nie potrafiłam znieść tej ciszy, która panowała przez cały czas w pokoju. Po tym, jak wszyscy dowiedzieli się, kim był chłopak Becky, ona również stała się małomówna, choć to kompletnie do niej niepodobne. Dlatego z dwojga złego wolałam pojawić się na lekcjach, zająć czymś głowę, mieć co robić, by nie wspominać przyjaciółki.
    Damien pierwszy opuścił salę po naszej ostatniej tego dnia lekcji. Szepnął mi do ucha, że spotkamy się później, po czym zniknął. Zdziwiona, śledziłam go, dopóki nie wyszedł za drzwi. Nawet nie zauważyłam, kiedy do mojego stolika podeszła Becky.
    - Nadal jest wkurzony? - zapytała, pomagając mi się spakować.
    - Chyba przejął rasistowskie poglądy od Chrisa. Nie przejmuj się nim, przejdzie mu. Jak chcesz, mogę z nim porozmawiać - zasugerowałam.
    - Tak, tylko że Chris nie skreślił mnie całkowicie po tym, jak się dowiedział - westchnęła. - Mogłabyś? Starałam się zamienić słowo z Filipem przed zajęciami, ale mnie, no cóż, nie bójmy się tego słowa, olał.
    - Jasne, czemu nie. - Wzruszyłam ramionami. - Chodźmy, bo zjedzą nam cały obiad, jeśli się nie pospieszymy.
    Na stołówce, przy naszym stałym stoliku, zastałyśmy już Damiena i Chrisa. W całkowitej ciszy jedli swoje porcje. Kiedy do nich dołączyłyśmy, uśmiechnęłam się do chłopców. Damien przywitał mnie i zrobił dla mnie miejsce obok siebie. Na Becky, niestety, nawet nie spojrzał. Zaproponowałam, byśmy udali się po obiedzie gdzieś razem. Niemal od razu się zgodził, zapewne nie zdając sobie sprawy, że zamierzałam z nim poruszyć drażliwy temat.
    Po posiłku wyszliśmy na zewnątrz. Zanosiło się na burzę, czułam w powietrzu zapach deszczu, same chmury mówiły wszystko. Wiatr zerwał się już podczas przedostatniej przerwy między zajęciami, lecz nie przegonił ciemnych obłoków. Wręcz przeciwnie, sprowadził ich jeszcze więcej. Mimo pogody, szliśmy dalej. Chłopak poprowadził mnie do zacisznego miejsca, gdzie mogliśmy spokojnie porozmawiać. Usiedliśmy na ławce otoczonej drzewami za boiskiem wielofunkcyjnym. Z chodnika byliśmy nie do dostrzeżenia. Tylko gdyby ktoś chciał skorzystać z boiska, zauważyłby nas. Ale komu przyszłoby do głowy, by wychodzić na dwór i trenować, kiedy lada chwila mogła rozpętać się burza? No właściwie nikt.
    Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie miałam pojęcia, jak zacząć rozmowę, więc wcale się nie odezwałam. Damien, z nieco łobuzerskim uśmiechem, pochylił się i musnął swoimi wargami moje usta. Przymknęłam na chwilę powieki, by rozkoszować się tą chwilą. Dawno nie spędziliśmy czasu sam na sam. Zawsze coś było ważniejsze. I nie przeczę, wojna z Wampirami, pomoc przyjaciołom a już zwłaszcza śmierć przyjaciółki, wydawała się ponad to. Ale cóż, dla mnie Damien był równie ważny co pozostali. I czułam, że go odrobinę zaniedbałam ostatnimi czasy.
    - Słuchaj, musimy porozmawiać - szepnęłam, przerywając pocałunek. Odsunęłam się od chłopaka delikatnie. Damien jęknął niezadowolony, ale nie protestował. - Później możemy robić, co będziesz chciał, ale najpierw musisz mnie wysłuchać - powiedziałam. Spojrzał na mnie zaciekawiony. - Chciałam... - Przełknęłam ślinę, bo nagle w moim gardle pojawiła się gula, która uniemożliwiła mi mówienie. - Chciałam z tobą pogadać na temat Becky... - Od razu zamierzał mi przerwać, lecz mu na to nie pozwoliłam. - Wiem, że razem z Filipem się o nią martwicie i to nawet jest fajne, ale nie możecie kogoś niańczyć, jeśli ten ktoś tego nie chce. Musisz zrozumieć, że Becky i tak zrobi to, co będzie uważała za słuszne. Naszym zadaniem jest być przy niej i ją wspierać a nie się obrażać i strzelać fochy, bo nas nie posłuchała. Mną ta wiadomość również wstrząsnęła, ale potem, kiedy zobaczyłam, jak Louis i Becky na siebie patrzą... Oni się naprawdę kochają... - dodałam po chwili zastanowienia.
    Widziałam, jak jego myśli w głowie się kotłują. Trochę już go znałam i wiedziałam, kiedy tak się działo. Marszczył przy tym brwi a na czole pojawiały mu się zmarszczki. Do tego zacisnął usta w wąską kreskę i zmrużył oczy.
    - To nadal nie zmienia faktu, że jest Wampirem. A słyszałaś, co Derek zamierza z nimi zrobić? - zapytał. - Może i się zmienił, może i na lepsze. Nie twierdzę, że nie. Ale dyrektor nie będzie taki łaskawy. Kiedy się dowie, zrobi wszystko, by go ukarać. Z resztą, chyba się mu nie dziwisz?
    - Ale to nie fair, żeby skazywać kogoś za coś czego nie zrobił! - zawołałam. - A poza tym odbiegamy od tematu.
    - Może masz rację. Może za ostro zareagowałem. Przeproszę Becky, kiedy tylko się spotkamy, może tak być? - zaproponował.
    - Byłoby fajnie - powiedziałam i mocno go przytuliłam. - Dziękuję. Teraz niepotrzebne nam kłótnie. Powinniśmy być wszyscy dla siebie oparciem a nie utrapieniem - szepnęłam, ale chłopak z pewnością mnie usłyszał.

~~ Shane ~~

    Po południu wszyscy skryliśmy się przed burzą w salonie w internacie dziewcząt. Wokół nas panowała atmosfera gorsza, niż na pogrzebie. Chris siedział najdalej od nas wszystkich, Tom w ogóle się nie pojawił, wmawiając, że źle się czuje. Tak naprawdę wszyscy już wiedzieli, że przyjechała Rose i że się pokłócili. Tylko nikt nie domyślał się, o co im poszło.
    Chloe spoglądała co jakiś czas na mnie. Wydawało mi się, że chciała mi coś tym spojrzeniem przekazać, lecz nie potrafiłem odgadnąć, co. Alice, Damien i Becky rozmawiali przyciszonym głosami o Prue. Wspominali wesołe chwile, które zapamiętali z jej udziałem. Kiedy Alice powiedziała o tym, że przyjaciółka zawsze umiała ich wysłuchać i starała się im pomóc, nie wytrzymałem i znów podniosłem głos na nich wszystkich.
    - Czy wy naprawdę tego nie rozumiecie? Cholera, nie zamierzałem wam tego mówić, ale widzę, że nie ma innego wyjścia, byście wzięli się w garść! Jestem synem Chrisa, to już wiecie. Ale nie wiecie, że moją mamą jest Prue. Na początku przeraziłem się, że zniknę zaraz po jej śmierci, ale skoro się tak nie stało to musi to coś oznaczać. A mnie przychodzi do głowy tylko jedno rozwiązanie. Że Prue wróci do nas cała i zdrowa, tylko musimy dać jej trochę czasu - zakończyłem nieco ciszej niżby wypadało. Zerknąłem na Alice, która nagle dostała olśnienia.
    - No tak! - Zaśmiała się. - Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam? Przecież mówiliście mi o tym! Ale ja byłam głupia. Przecież to jasne, że skoro ty nadal tu jesteś, to Prue w przyszłości żyje!
    - Co ty bredzisz? - zdziwił się Damien.
    - A to, że nie możemy się załamywać! Kurczę, dzięki temu, co powiedział Shane, czuję, jakby mi odjęto z dwadzieścia lat! - Znów się zaśmiała. - Ona żyje! - szepnęła, pochylając się ku chłopakowi.
    - I ty mu wierzysz? - zapytał Chris, pierwszy raz wtrącając się do rozmowy. Zerknął na mnie ukradkiem.
    - No jasne, że tak! - żachnęła się. - Od początku wiedziałam, kim tak naprawdę są, nigdy nie miałam co do tego wątpliwości! Shane jest tak do was podobny! A skoro nadal tutaj jest z nami to oznacza tylko jedno! Pomyśl logicznie! - Próbowała go przekonać. Była naprawdę podekscytowana swoim odkryciem.
    - Dla mnie liczą się fakty. A faktem jest, że Prue leży teraz martwa w kostnicy i niedługo odbędzie się jej pogrzeb! - zawołał, pokazując palcem bliżej nieokreślony cel. Wstał, nie oglądając się już na nikogo, wyszedł.
    Dobrze go rozumiałem. Nie chciał wzbudzać w sobie nadziei, która by go zabiła, gdyby okazała się złudną. Ale czy chociaż raz nie mógłby mnie posłuchać? Zawsze musiał być taki uparty i stawiać na swoim.
    Westchnąłem przeciągle i spojrzałem na wszystkich po kolei. Oczywiście Alice uśmiechała się do mnie, Chloe w pewnym momencie złapała mnie za rękę, więc teraz ściskałem ją, by dodać sobie otuchy. Wydawało mi się, że Becky przekonuje się do tego, co powiedziałem. Jedyne Damien siedział nieco podejrzliwy.
    - Dlaczego wcześniej nam o tym nie powiedziałeś? - zapytał po chwili.
    - A jak byś zareagował, gdybym powiedział ci, że w przyszłości masz trójkę dzieci, nawet spoko pracę, a kiedy byliśmy młodsi, przyjeżdżaliśmy do ciebie na wakacje?
    Zaniemówił. Wpatrywał się we mnie w osłupieniu. Oczywiście, że nie powiedziałem mu całej prawdy, to z pewnością miałoby wpływ na naszą przyszłość, a nie chciałem jej aż tak zmieniać. Pragnąłem jednak, by uświadomił sobie, że czasami może i fajnie jest dowiedzieć się o tym, co cię czeka, ale nie zawsze to muszą być wesołe rzeczy. Nie zamierzałem go dołować, więc wspomniałem tylko o przyjemnych rzeczach, ale wydawało mi się, że poskutkowało.
    - Czy to prawda? - zapytał po chwili, nadal rozmyślając nad swoją przyszłością.
    - Jasne, że nie! - żachnąłem się. - Oczywiście, nie wszystko. Nie mogę zdradzać ci takich rzeczy! Ale gdybyś się dowiedział, że twoi rodzice zginą właśnie w tym wypadku, na pewno zrobiłbyś coś, by temu zapobiec. A czasami pewne wydarzenia muszą mieć miejsce, inaczej nie ukształtują nas takiego, jakim jesteśmy...
    Damien spuścił tylko głowę, przygarbił się nieco. Mimo wielu lat, które minęły od śmierci jego rodziców, blizna nadal straszliwie bolała. Alice szybko go przytuliła i zaczęła mu coś szeptać na ucho. Po pewnym czasie znów się wyprostował i przywołał na usta uśmiech. Jedynie w oczach dostrzegłem jego ogromny ból.

~~ Tom ~~

    Leżałem na łóżku i wpatrywałem się tępo w sufit. Myśli ciągle krążyły wokół Rose. Zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo naciskałem? Przecież czułem, że nie była gotowa! Ale z drugiej strony, czy nadszedłby kiedykolwiek ten odpowiedni moment? Czy później zareagowałaby inaczej?
    Miałem tylko nadzieję, że mnie nie znienawidzi przez to wszystko. Przestraszyła się i wcale się jej nie dziwiłem. Byłem czymś, co mogło przerażać normalnych ludzi. Co ja mówię! Zmiennokształtni na pewno są straszni dla ludzi.
    - Ale Rosie mnie zna. Wie, że jestem inny. Po prostu musi to wszystko przemyśleć - mówiłem sam do siebie. - Obiecała, że zadzwoni.
    Lecz telefon pozostawał głuchy przez cały dzień. Powoli zacząłem tracić nadzieję, co chwila spoglądając na wyświetlacz i upewniając się, czy aby nic mi nie umknęło, żadna wiadomość. Niestety, nic się nie działo.
    Już miałem zejść na kolację, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Podbiegłem do nich, by je otworzyć, zastanawiając się, kogo do mnie przywiało. Jeszcze zanim je uchyliłem, poczułem zapach człowieka i byłem niemalże pewny tego, kogo zastanę. Nie zdziwił mnie więc widok stojącej na progu Rosie, w której włosach dostrzegłem małe kropelki deszczu. Miała spuszczoną głowę, a kiedy na mnie spojrzała, zobaczyłem skruchę w jej oczach. Zaprosiłem ją szybko do pokoju. Dziewczyna weszła i stanęła zaraz za mną. Odwróciwszy się do niej, wiedziałem, dlaczego tutaj przyszła.
    - Przepraszam, że tak zareagowałam. Strasznie mi teraz głupio za moje zachowanie. Musisz jednak zrozumieć, że nie tyle co mnie zaskoczyłeś, to wystraszyłam się. Nigdy nawet nie przypuszczałam, nie myślałam, że magia i temu podobne rzeczy istnieją naprawdę. Chyba nikt normalny w to nie wierzy. - Zaśmiała się nieco nerwowo. - Chciałam, żebyś wiedział, że kocham cię takiego, jakim jesteś - wyszeptała. - Nawet z tymi twoimi super mocami. - Uśmiechnęła się delikatnie. Podszedłem do niej i przytuliłem najmocniej tak tylko mogłem. Kamień spadł mi z serca, kiedy usłyszałem jej wyznania.
    - Dziękuję - powiedziałem po chwili. - I przepraszam, że cię wystraszyłem. Naprawdę tego nie chciałem, ale nie mogłem już znieść tego, że muszę cię okłamywać. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że jednak mnie nie zostawisz. - Pocałowałem ją.
    - Co nie zmienia faktu, że, mimo tego, że Prue nie żyje, nie mogę się na nią gniewać, że mi nie powiedziała tego wcześniej! - zawołała z uśmiechem lecz przez łzy.
    - Tak strasznie cię kocham! - szepnąłem jej do ucha po czym znów złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.

~~*~~*~~*~~*~~

    Chciałabym podziękować Adzie Katarzynie za rady, którymi się ze mną podzieliła. W pewnych kwestiach nawet nie zdawałam sobie sprawy, że coś jest nie tak. Takie spojrzenie na rozdziały kogoś, kto nie miał z nimi styczności przy tworzeniu bardzo mi na pewno pomogą, jeśli będę chciała coś niecoś poprawić (a zapewne to się stanie, kiedy zakończę całość opowiadania i zasiądę nad tekstem, by poprawić go nie tylko z literówek czy gorszych powtórzeń, ale też i jeśli chodzi o fabułę). Szanuję każde zdanie i opinię, byleby była wypowiedziana w sposób kulturalny, a Ty to potrafisz ;)
    A ja jak zwykle mam mnóstwo zaległości u Was, za co Was przepraszam. Postaram się w najbliższym czasie wpaść i ponadrabiać choć odrobinkę <3