wtorek, 21 maja 2013

# Chapter Twenty Three #

~~ Becky ~~

Dziewczyna w sobotę wysłała w końcu list do swojej biologicznej matki. Wszystkie inne jego wersje wrzuciła do kosza. Cała jej radość, która towarzyszyła jej przez cały poranek i południe, wyparowała, gdy zauważyła na stołówce, że coś dzieje się z Davidem. Bardzo go polubiła, ale nie mogła pojąć, czemu tak bardzo się tym przejęła. Nie odzywała się do nikogo, bo wiedziała, że jej głos może zdradzić wszystkie jej emocje. Więc cały smutek zamknęła w sobie. Nie potrafiła już nawet płakać, bo wszystkie łzy wyleciały z niej, gdy patrzyła na ciało Davida, pogrążone w bólu. Uspokoiła się nieco, gdy chłopak zmienił się w końcu w wilka. 
Cały czas zastanawiała się, czemu to akurat jej Nancy pozwoliła zostać przy cierpiącym chłopaku. Po tym, co zobaczyła, już nie uśmiechało się jej przechodzenie przemiany. Ale niestety, nie miała w tej sprawie nic do gadania. Był to nieunikniony proces.
Myślała, że w niedzielę obudziła się jako pierwsza, lecz się myliła. Prue nie spała już od dobrych paru minut i przyglądała się dziewczynie. Nie mogła znieść tego spojrzenia, więc uciekła do łazienki. Starannie się umyła, uczesała i zrobiła makijaż. Ubrała się powoli i dopiero po jakiś czterdziestu minutach wyszła. Jej miejsce w łazience zajęła Prue, której poranna toaleta zajęła znacznie mniej czasu niż Becky. 
- Hej, wiem, że coś cię męczy i wiem też, że mi nie powiesz, co.... - Zamilkła na moment Prue, gdy wyszła z łazienki. - Jeśli chcesz, to pokażę ci miejsce, w którym możesz się zawsze schować i nikt cię tam nie znajdzie, jeśli tego właśnie byś chciała. A wiem, że czasem tak trzeba.
Becky pokiwała głową. 
- No to chodźmy - szepnęła, wstając.
Prue wyprowadziła Becky z internatu, potem skręciły w lewo, prawo i jeszcze raz w lewo aż przed ich oczami ukazał się długi budynek, za którym widać było korony drzew, kołyszące się delikatnie na wietrze. Podeszły do wielkich drzwi. Prue, tłumacząc, gdzie się znajdują, uchyliła wrota i puściła Becky przodem.
W stajni było o wiele cieplej niż na dworze. Gdy tylko za dziewczynami zamknęły się drzwi, podbiegł do nich pies. Zaszczekał przyjaźnie. Prue pochyliła się i pogłaskała go.
- Trafiłam tu przez przypadek. Myślę, że ci się tu spodoba - powiedziała Prue, pociągając Becky do miejsca, w którym ostatnim razem siedziała.
Podeszły do boksu i zajrzały do środka, a tam...
Obok pięknego konia siedział na słomie Filip, jak zwykle ubrany od stóp do głowy na czarno. Mruczał coś na ucho do zwierzęcia, które co chwila parskało i rżało cicho. Chłopak nie dał po sobie poznać, że dziewczyny w jakikolwiek sposób go zaskoczyły. Nadal siedział, wpatrywał się w konia, a do zdziwionych dziewczyn rzucił ciche:
- Cześć.
- Hej. Nie wiedziałam, że zastanę tu kogoś o tej porze - odparła Prue. 
Chłopak zaśmiał się cicho. 
- Wiesz, że ostatnim razem wyraziłaś się podobnie? - spytał. - Tylko, że wtedy byłaś tutaj sama. - Spojrzał na Becky.
- Ach tak. Pomyślałam, że koleżance przyda się ciche miejsce, by wszystko poukładać. To jest Becky, a to Filip - przedstawiła ich sobie. 
Chłopak wyciągnął w kierunku Becky dłoń, którą dziewczyna lekko uścisnęła. Była strasznie twarda i zimniejsza od dłoni Prue. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc milczała. Prue też nie zdawała sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Zapomniała, co łączyło Becky i Filipa. 
- Becky...? - zapytał chłopak, specjalnie robiąc pauzę. 
- Becky Tonkin - odparła zachrypniętym głosem.
Filip zamarł na chwilę. Prue pacnęła się otwartą dłonią w czoło. 
- No tak! - zawołała. - Ale ja jestem głupia! - Zaśmiała się. - Becky, to jest twój brat jak sądzę. Filip, przed chwilą poznałeś swoją siostrę.
- Przyrodnią - sprostował. 
Popatrzyły na niego zdezorientowane. 
- Nie znam swojego ojca, nie wiem, kim jest ani gdzie jest i czy w ogóle jeszcze żyje. 
- Och - wyrwało się Prue. 
- Z Becky mamy tylko wspólną matkę. W ogóle mój ojciec zostawił ją od razu... No wiecie. Jeden mały numerek, przy którym nie uważali i pojawiłem się ja. Potem mama poznała Borisa i była szczęśliwa. No i urodziłaś się ty... Musieli cię oddać. Przynajmniej tak twierdzili.
- A czemu ciebie nie oddali? - wtrąciła się Becky. 
- Dobre pytanie. Mama twierdziła, że była już za późno, by mnie podmienić. Wiecie, miałem już te dwa lata, a wcześniej nie było widać zagrożenia.
- A co się stało... z no wiesz... tym dzieckiem, na którego miejsce mnie podrzucili nasi rodzice? 
- Mieszka z nami. Ma na imię Maya i chodzi teraz do normalnej szkoły w Manchesterze. Wie o nas wszystko i trochę jest jej smutno. W końcu my mamy super moce a ona nie, więc trudno jej się dziwić.
- A czy ja mogłabym ją kiedyś poznać? 
- Myślę, że tak. Jedynym naszym problemem będzie dojechanie do domu, ale sądzę, że moglibyśmy... Na przykład na święta... - zawahał się.
- Byłyby super - potwierdziła Becky. 
I tak Filip i Becky się poznali. Siedzieli ze sobą cały dzień. Dziewczyna rozchmurzyła się i nie myślała już o Davidzie. A Prue w pewnym momencie wycofała się ze stajni, widząc, że tylko by im przeszkadzała. 

~~~~

Kolejne dni mijały nadzwyczaj spokojnie. Żadnych nowych przygód, żadnych pułapek, czy jakichkolwiek innych niespodzianek. 
David wyszedł we wtorek ze skrzydła szpitalnego. Jak to określił, czuł się znakomicie. Nic go nie bolało, a co najważniejsze, był już w pełni Wilkołakiem.

~~ Prue ~~

W środę rano obudziłam się jako ostatnia. Szybko się umyłam, ubrałam i ze zniecierpliwionymi Becky i Alice, poszłam na śniadanie.
" Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Prue"- pomyślałam.
Wiedziałam, że wszyscy zapomnieli. Przeczuwałam to od samego początku.
I miałam rację. Przez wszystkie lekcje nikt nawet nie wspomniał o urodzinach. Nawet David co było dziwne, bo on przecież ma urodziny w tym samym dniu co ja. Zauważyłam, że był jakiś taki przygaszony. Więc po lekcjach zabrałam go na mały spacer. W końcu nie mogłam wytrzymać i wyciągnęłam z torby swój prezent dla niego. Podetknęłam mu go pod sam nos i zawołałam:
- Wszystkiego najlepszego, braciszku!
Od razu wrócił mu humor. Szybko rozpakował paczkę. Jego oczom ukazała się czapka.  W mgnieniu oka ją przymierzył. Pasowała idealnie.
- Widziałam, jak oglądałeś ją kiedyś w sklepie i powiedziałeś, że chciałbyś taką mieć, więc ci ją kupiłam.
Chłopak przytulił mnie mocno.
- Dzięki, jest świetna. Przepraszam. Ja prezent dla ciebie zostawiłem w pokoju. Może teraz pójdę po niego? - Wzruszyłam ramionami. - To zaraz wracam. Tylko mi się stąd nie ruszaj! - pogroził i pobiegł w stronę internatu.
W tej samej chwili poczułam w kieszeni wibracje. Wyciągnęłam telefon. To Rose do mnie dzwoniła.
- Halo?!
- Wszystkiego najlepszego! - wykrzyczała do słuchawki przyjaciółka.
- Dziękuję.
- I przekaż je dalej Davidowi, ok?
- Pewnie. Tak się cieszę, że pamiętałaś...
- Ja miałabym zapomnieć, kiedy urodziła się moja bratnia duszyczka? Chciałam ci wysłać prezent, ale nie znałam adresu, więc poprosiłam twoją mamę. Spodziewaj się niedługo od niej paczki, a gdy przyjdzie, od razu do mnie zadzwoń.
- Dobra zadzwonię, ale wiesz przecież, że nie musiałaś...
 - Oj tam nie musiałam. No jasne, że musiałam. Mam tylko nadzieję, że ci się spodoba - przerwała mi.
- Och Rose, kochanie jak ja się za tobą stęskniłam!
- Ja za tobą też, skarbie. - Zaśmiałyśmy się. - Kiedy w końcu przyjedziesz na stare śmieci?
- Raczej nie prędko. Wiesz, mamy mnóstwo nauki, a poza tym w ciągu roku nie powinniśmy wyjeżdżać.
- Czyli co, zobaczymy się dopiero we wakacje? - Usłyszałam w jej głosie smutek.
- Przykro mi, ale chyba w tej szkole wakacje są kiedy indziej. A raczej tak na serio to chyba w ogóle ich nie ma.
- Za jakie grzechy wasza matka was tam posłała? - zapytała. Zaśmiałam się.
- Chciała, żebyśmy skończyli jak najlepszą szkołę. A ta jest wprost stworzona dla nas. -  Starałam się nie kłamać, bo Rose znała mnie na wylot i wiedziała, kiedy chcę ją oszukać. - Tu jest na prawdę super.
- Ta jasne. Czyli w ogóle się nie zobaczymy?
- Nie no, nie! Przy najbliższej okazji wsiadam w pociąg i jestem u ciebie.
- Trzymam cię za słowo! - Zaśmiałyśmy się. - A co tam u ciebie i Chrisa? - spytała znacząco.
- Po staremu. Szaro, buro i ponuro, a na dodatek wszystko wskazuje na to, że zapomniał o moich urodzinach.
- On? Żartujesz sobie. Na pewno szykuje coś mega. Mogę się założyć.
- Dobrze wiesz, że ja się z tobą nie zakładam - zauważyłam.
- Bo zawsze mam rację - powiedziała dobitnie.
- Nie, bo zawsze znajdziesz sposób, żeby i tak wyszło po twojemu - wytknęłam jej.
- Przesadzasz. Ja jestem grzeczną dziewczynką - powiedziała zbyt poważnym głosem. Znów wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Co tam w starym, dobrym Londynie? - zapytałam.
- A wiesz, jak to zawsze. Tu kogoś porwali, tu kogoś zadźgali, zabili, zgwałcili, okradli.
- Pytałam raczej o naszych znajomych. - Wywróciłam oczami.
- A więc, ta dziewczyna, co chodzi z Mikiem, jest w ciąży. Chłopak się do tego dziecka nie chce przyznać. Wiesz, twierdzi, że z nią nie spał, ale chyba nikt mu nie wierzy. A dziewczyna wydaje się być zrozpaczona. No i Mike miał wypadek na motorze, wiesz?
- Nie, no skąd.
- No to teraz już wiesz. Podobno jechał wtedy od tej swojej i zderzył się z jakimś autem. Nie znam szczegółów. James mi tylko pokrótce opowiedział. Natomiast ja w końcu zdałam to głupie prawo jazdy!
- Gratuluję - zawołałam z nieco wymuszonym entuzjazmem. Jakoś nie mogłam się skupić na tym, co Rose do mnie mówiła. Coś mnie tknęło, gdy wypowiedziała imię mojego byłego... Przestań! - upomniałam się - Masz teraz Chrisa!- Wiesz Rose ja muszę kończyć. David mnie woła. Zadzwonię, gdy tylko dostanę paczkę. Pa, kocham cię! - pożegnałam się.
- Hej! Przekaż życzenia Davidowi. Ja ciebie też! Buźki.
Rozłączyłam się. Nie kłamałam, mówiąc, że David mnie woła. Na serio stał obok mnie i coś do mnie mówił:
- Nie wiedziałem, co ci dać... - Wręczył mi małe pudełeczko z kokardką na wierzchu. - Wszystkiego najlepszego - powiedział. Uśmiechnęłam się do niego. Zdarłam kokardkę i otworzyłam pudełeczko. W środku był obłożony czarnym materiałem. Moim oczom ukazał się wisiorek w kształcie serca.
- Dziękuję. Jest śliczny - zawołałam i rzuciłam mu się na szyję. Cmoknęłam go w policzek.
- Ciesze się, że ci się podoba. - Zaśmiał się.
- A tak przy okazji, mam ci złożyć serdeczne życzenia od Rosalie.
- Och, co tam u niej? - Przekazałam mu to, co powiedziała mi przyjaciółka. - A gdzie wszystkich wcięło? - spytałam, rozglądając się jakby reszta naszych przyjaciół miała za chwilę wyskoczyć zza drzew.
- Sam nie wiem. Nigdzie ich nie widziałem. Ale na pewno się znajdą. Odrobiłaś już lekcje? - zmienił temat.
Rozmawialiśmy o pracy domowej, idąc do biblioteki. Tam też nikogo nie było. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zabraliśmy się do pracy. W jakieś pół godziny wszystkie zadania miałam odrobione. Teraz musiałam tylko przeczytać w podręczniku fragmenty, którymi będziemy zajmować się na następnej lekcji. Wszystkie były o Wampirach. No tak. Profesorka coś tam gadała, że zaczniemy nowy dział.
Gdy starałam skupić całą swoją uwagę na czytaniu, do naszego stolika podszedł zdyszany Chris.
- Cześć! - rzucił łapiąc oddech.
Usiadł i wyciągnął książki. Jak gdyby nigdy nic zajął się swoimi zadaniami.
- Gdzie byłeś? - spytałam podejrzliwie, patrząc na jego twarz i próbują wyczytać coś z jego emocji. Był z niewiadomych mi przyczyn podekscytowany no i zmęczony.
- Pomagałem Damienowi w ważnej sprawie - odparł szybko bez zająknięcia. Nic nie wskazywało na to, że kłamał, więc dałam mu spokój.
- Idę do siebie - zakomunikowałam jakieś dziesięć minut później. Davida już nie było.
- Już? - zapytał Chris znad zeszytu.
- Nie mam co robić. Wszystko poodrabiałam, więc po co mam tu siedzieć?
- Nie chcę tu zostać całkiem sam! - zaprotestował i złapał mnie za rękę. Widział, że się zawaham. Uśmiechnął się do mnie słodko i już nie potrafiłam mu odmówić.
Zrezygnowana, usiadłam wygodniej na krześle. Chłopak posłał mi swój łobuzerski uśmieszek. Pokazałam mu język, splotłam ręce na piersi i zgrywałam niedostępną. Przybrałam poważny wyraz twarzy, jednak długo tak nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem już po kilkunastu sekundach. Chris pocałował mnie w czoło, a potem niechętnie wrócił do nauki, nadal uśmiechając się pod nosem. Po kilku minutach odłożył jednak długopis, zamknął książki i schował do plecaka.
- Więcej dzisiaj nie zrobię. Za bardzo mnie rozpraszasz i nie mogę się skupić.
- A więc to moja wina?
- Na to wygląda. Chodź, przejdziemy się. - Wyciągnął do mnie rękę, którą chwyciłam i razem wyszliśmy z biblioteki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć! Ten nieco dłuższy, co o tym sądzicie? Piszcie w komentarzach.
Ostatnio wyświetlono mojego bloga w Argentynie, Bahrajnie i Brunei Darussalamie (jeżeli tak się to odmienia). Normalnie myślałam, że padnę, gdy to zobaczyłam! Dziękuję ;*
Następny chyba dopiero w czerwcu, ponieważ cały tydzień mam sprawdziany, w przyszłym też, w sobotę mam rajd a po Bożym Ciele jadę na wycieczkę i wracam 4. tak więc postaram się dodać jak wrócę.
Au revior! ;* ♥

poniedziałek, 13 maja 2013

# Chapter Twenty Two #

David przechodził przemianę. To było pewne. A ja nie mogłam przy nim siedzieć. Musiałam stać na korytarzu, wiedząc, że mój brat za tymi cholernymi drzwiami przeżywa katusze. Damien powiedział, że w sali są z nim Nancy i Becky, jednak się nie uspokoiłam. Chodziłam od jednego kąta do drugiego, co chwila spoglądając na drzwi. Te nic mi jednak nie mówiły.
Chris i Alice starali się mnie uspokoić. Ale to nic nie dawało. Może dramatyzowałam, ale na prawdę się o niego bałam.
W końcu po jakiejś godzinie drzwi otworzyły się. Stała w mich Nancy. Podbiegłam do niej najszybciej, jak tylko umiałam.
- Wszystko dobrze - zapewniła mnie. - David przeszedł przemianę. Możesz do niego wejść, ale tylko na chwilkę. Jest bardzo zmęczony. Było mu naprawdę trudno...
Wyminęłam Nancy, która zaczęła coś tłumaczyć Chrisowi. Weszłam do sali. Na jednym łóżku po lewej stronie leżał mój brat, a obok niego siedziała Becky. Podeszłam do nich.
- Hej - szepnęłam. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - wychrypiał David. - Ale nie jest znowu aż tak źle. - Uśmiechnął się lekko.
Ja też obdarzyłam go marnym uśmiechem. Wymieniliśmy jeszcze parę zdań, potem przyszła Nancy.
- No dziewczyny, czas na was. David musi odpoczywać.
Pożegnałyśmy się i wyszłyśmy z sali. Becky nie odzywała się przez całą drogę do pokoju. Pogrążona w swoich myślach, nie zwracała na nic uwagi. Było to co najmniej dziwne, bo w normalnych okolicznościach buzia jej się nie zamykała. Nie pytałam jej o nic, bo wiedziałam, że i tak by mi nie odpowiedziała.
Gdy weszłyśmy do pokoju, Becky od razu weszła do łazienki. Ja skorzystałam z okazji i wybrałam numer mamy.
- Hej mamo! - zawołałam, gdy tylko odebrała.
- Prue? Och, tak się ciesze, że dzwonisz! Co tam u was?
- Wszystko dobrze. David właśnie przeszedł przemianę.
- To świetnie! Strasznie się za wami stęskniłam - pożaliła się.
- Ja za tobą też mamo! - Becky wyszła z łazienki i, nie zwracając na nic uwagi, położyła się na łóżku. Jej miejsce w łazience zajęła Alice.
- Wiesz, postanowiłam, że was odwiedzę, jak tylko dostanę parę dni wolnego. Chcę was w końcu zobaczyć.
- Byłoby super, gdybyś przyjechała! - Ucieszyłam się. - Tak dawno się nie widziałyśmy. Co tam w ogóle w domu? - zapytałam.
Mama zaczęła opowiadać, jak to bez nas jej się nudziło i jak cicho było wieczorami w domu. Żal mi się jej zrobiło. Ja miałam tutaj Davida i Chrisa, a ona została tam sama. Nie dała po sobie poznać, jak bardzo jest jej ciężko samej w tak wielkim domu. Znów zapytała o szkołę, zapewne nie chcąc wyjawić mi, jak sobie radziła w domu. Dom... Coraz rzadziej używałam tego pojęcia wobec budynku, w którym mieszka mama. Teraz mój dom był tutaj. W internacie.
Zaczęłam się zachwycać zajęciami, by pokazać mamie, że nie jestem na nią zła o to że zataiła przede mną prawdę. Czułam, że miała wyrzuty sumienia. A przecież nie powinna, bo zrobiła to dla naszego bezpieczeństwa.
W końcu po jakiejś półgodzinnej rozmowie pożegnałyśmy się. Weszłam do łazienki. Doprowadziłam włosy i makijaż do porządku. Gdy wyszłam, zaproponowałam dziewczynom, byśmy poszły na kolację. Sama umierałam z głodu. Alice przystała na tę propozycję, jednak Becky w ogóle się nie odzywała. Wiedziałam, że nie spała i nie wyprowadzałam Alice z założenia, że jednak już śni o Louisie Tomlinsonie. Dlatego wyszłyśmy z pokoju, uważając, by nie zrobić niepotrzebnego hałasu.
Na stołówce, przy naszym stoliku było inaczej niż zwykle. Bez najbardziej rozgadanych osób, zrobiło się jakoś cicho.
- Mama powiedziała, że nas odwiedzi - powiedziałam w końcu.
Chris spojrzał na mnie nieco czymś zdziwiony.
- To fajnie - powiedział.
Miałam coś dodać, jednak nie zdążyłam nawet otworzyć ust. Ktoś za mną głośno odchrząknął. Odwróciłam się więc i ujrzałam Starka. Gdy w stołówce zrobiło się cicho, zaczął mówić:
- W związku z tym, że za tydzień będzie pełnia, mam dla was kilka ogłoszeń. W każdą pełnię będziemy spotykać się w Sali Księżycowej, gdzie będziemy obchodzić to wspaniałe dla nas wydarzenie. Jest to bardzo ważne święto, więc proszę was, abyście się stosownie ubrali. Będziemy składać cześć Bogom i dziękować za wszystko, co nas w życiu spotkało. Osoby, które biorą bezpośredni udział w uroczystościach, zapraszam po kolacji do mnie na małe zebranie. Świętować zaczynamy po kolacji w niedzielę. To chyba wszystko. Smacznego i dobrej nocy.
Po tych słowach wyszedł ze stołówki.
- Mamy się stosownie ubrać. Co to znaczy? - zapytała Alice.
- Wiesz, coś w rodzaju stroju galowego. Ciemna sukienka czy spódnica. Możecie zapytać Bellę i Jen. One się na tym znają - zaproponował Damien.
- Dzięki za pomoc - powiedziała sarkastycznie. - Co ja bym bez ciebie zrobiła.
- Zawsze do usług. - Zaśmiał się.
Gdy skończyłyśmy jeść, podeszłyśmy do Belli i Jen. Zapytałyśmy je o to, w co wypada się ubrać w pełnię księżyca. Dziewczyny od razu zaczęły nam wszystko wyjaśniać i tłumaczyć. Nim się spostrzegłyśmy, zostałyśmy same w stołówce. Szybko wstałyśmy i ruszyłyśmy ku wyjściu.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Czas w dobrym i miłym towarzystwie szybko mijał. Nim się obejrzałam, już byłam w pokoju. Becky nadal leżała na łóżku plecami do pokoju. Nie odzywałyśmy się do niej, bo czułyśmy, że i tak się nie odezwie.
Dziwnie tak było siedzieć w ciszy w sobotni wieczór. Włączyłam muzykę, założyłam słuchawki na uszy i odpłynęłam w krainę snów.

***

Była noc. Gwiazdy przesłaniały ciemne chmury, więc wokół mnie nie było wiele widać. Mój wzrok zatrzymał się na dwóch świecących punktach naprzeciwko mnie. Z ciekawości podeszłam bliżej, by zobaczyć, co tak świeci. Wyciągnęłam przed siebie rękę na wysokość głowy. Dłoń dotknęła czegoś zimnego i twardego. Poczułam na swojej skórze czyjś oddech. Potem ktoś pocałował opuszki moich palców. Szybko wyrwałam rękę z uścisku nieznajomego. Ten zaśmiał się cicho, a po moich plecach przeszły dreszcze. Już gdzieś słyszałam ten śmiech. Uwodzicielski, pewny siebie i wcale nie wymuszony, naturalny. Nie potrafiłam skojarzyć, skąd znałam ten głos.
- Więc znów się spotykamy, Prue - szepnął melodyjnym, śpiewnym głosem. Dopiero teraz zorientowałam się, że mój rozmówca stoi tuż za mną.
"- Jak on mógł się tak szybko przemieścić?!" - przeszło mi przez głowę.
- Ach, kochana, czy najbardziej to cię interesuje? - zapytał, obchodząc mnie dookoła. Zadrżałam. - Och, nie masz się czego obawiać. Nie zrobię ci krzywdy. - W końcu poznałam ten głos. To był Liam. Mimowolnie dotknęłam blizny na swojej szyi. Ten gest rozśmieszył chłopaka. - Nawet gdy cię ugryzłem, nie zamierzałem zrobić ci krzywdy. Musisz przyznać, że nie było chyba aż tak źle prawda?
Przypomniałam sobie tamto wydarzenie. Tak, to prawda. Uczucie było nieziemskie, ale przecież to tylko...
- Sen? Tak, dla ciebie, kochana to był sen. Jednak nie dla mnie. Twój inteligentny kolega - zaakcentował ostatnie słowo - mądrze wyjaśnił to, co się stało. Oczywiście on uważa, że ty sama wysłałaś do mnie swoje astralne ciało. Muszę ci jednak powiedzieć, że trochę przy tym majstrowałem. Pomogłem twojej projekcji astralnej dostać się do Common Grounds. - Zamyślił się. - Byłaś taka apetyczna - powiedział rozmarzonym głosem. Pociągnął nosem. - I nadal pachniesz smakowicie - dodał.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam zachrypniętym głosem. Nadal niewiele widziałam.
- Sam nie wiem. Jakaś polana, tam dalej są drzewa i rzeczka. Słyszysz takie szemranie?
Jedyny odgłos, jaki teraz dochodził do moich uszu, to walenie mojego serca. Pukało w żebra, chciało się wydostać z klatki piersiowej. 
- Po co mnie tu ściągnąłeś?
- Chciałem znów cię zobaczyć z bliska.
Zrobił krok w moją stronę. Pochylił głowę, która zawisła parę milimetrów nad moją szyją. Serce przestało na moment bić. Nie oddychałam. Czekałam, co się dalej wydarzy.
Liam złożył kilka pocałunków na mojej szyi. Serce znów zaczęło funkcjonować, a ja zorientowałam się, że powinnam oddychać. Jednak wszystko było tylko dla zmyłki. W mgnieniu oka chłopak obnażył swoje kły i wbił je w moją skórę. Poczułam ukłucie, a potem chwilę popiekło. Tylko chwilkę, bo sekundę później ból przeistoczył się w coś niezwykłego.
- Aa! - krzyknęłam bardziej z rozkoszy niż ze strachu.

***

Obudziłam się zalana potem. Chyba krzyczałam przez sen, bo Alice i Becky spoglądały na mnie przerażone. Uspokoiłam je na tyle, że z powrotem położyły się spać. Dotknęłam szyi. Tam, gdzie była stara blizna po ukąszeniu, znów miałam coś lepkiego i ciepłego. Wymacałam na stoliku chusteczkę, którą przyłożyłam do rany. Położyłam się. Zastanawiałam się czemu w moich snach Liam był tym złym. Przecież kompletnie go nie znałam. Moja podświadomość nie powinna go tak od razu oceniać. A już na pewno nie powinnam mu była przyczepiać karteczki ze słowem "Wampir". Mimo, że to był tylko sen. Jednak może jakieś ziarenko prawdy w tym było? Przecież nie mogłam sobie tego wymyślić ot tak. Tak mi się wydawało.
Mimo moich przemyśleń, nie potrafiłam ustalić faktów. Od tego wszystkiego rozbolała mnie tylko głowa.
W swoich rozkminach zapomniałam o jednej istotnej rzeczy. O czymś, o czym kiedyś wspominał Chris...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć ;*
Co do tego rozdziału to.. Bez komentarza -,- po prostu według mnie go zawaliłam. Jest taki jakiś niejasny, zawikłany.... dziwny taki no... Pisałam go dosyć dawno i jakoś nie mogę znaleźć choćby zdania, które mogłabym całkowicie zmienić... No ale opinię zostawiam wam.
Dziękuję za 4 komentarze, oby tak dalej :)
Przepraszam za wszelkie błędy (ostatnio czytałam poprzednie posty i aż się za głowę złapałam, tyle było literówek i w ogóle...)
Takie małe pytanko. Którego z bohaterów lubicie najbardziej? (oprócz waszych ulubieńców z 1D).
Chyba tyle ode mnie, czekam na komentarze Cześć ;*

wtorek, 7 maja 2013

# Chapter Twenty One #

~~ Prue ~~

~Z Pamiętnika~
"19 stycznia, sobota, 04:04, pokój w internacie.
Siedzę na łóżku i wpatruję się w księżyc. Za tydzień pełnia. Widzę to i czuję. Wszyscy chodzą bardzo podekscytowani. Są mili jednak byle co ich rozstraja. Mają rozszerzone źrenice i krótki oddech. Sama też tak mam. I wiem, że to przez pełnię. To księżyc tak na nas działa. Pragniemy siebie nawzajem. Nie z miłości, lecz bardziej z potrzeby zaspokojenia swoich potrzeb, co według mnie jest obrzydliwe. Wczoraj na ławce przed domem wpadłam na parę, która się obściskiwała. Było to dla mnie co najmniej niezręczne i przyprawiające o mdłości. A niewzruszony Chris, który mi towarzyszył, powiedział żebym się przyzwyczaiła do takiego widoku, bo tak będzie co miesiąc. A nawet gorzej. A ja nie chcę się przyzwyczajać. To było dla mnie o wiele za dużo. Chciałabym znaleźć się w swoim starym łóżku, wśród starych plakatów i zdjęć. Chciałabym zobaczyć mamę, którą postrzegałam teraz w całkiem innym świetle. Bardzo mi jej brakowało. Chciałabym móc się do niej przytulić i poczuć zapach jej zbyt słodkich perfum. Lecz to niemożliwe. Jedyne uczucia, które są teraz wokół mnie to pożądanie i chciwość. Zero (ewentualnie w dużo mniejszym stopniu) miłości czy choćby sympatii. 
Dziś jest pierwszy trening. Ciekawe, co będziemy robić. A więc czas wstawać! Witaj nowy dniu! Obyś był lepszy od tych poprzednich!
"I czasem tak ciężko powiedzieć komuś, że się go potrzebuje...""

Skończyłam pisać około szóstej. Postanowiłam wstać, bo nie widziałam sensu w dalszym leżeniu i użalaniu się nad sobą. Poszłam do łazienki. Umyłam się, ubrałam, zrobiłam delikatny makijaż, a włosy związałam w koński ogon. Po zarwanej nocy nie chciało mi się spać.
Gdy wyszłam z łazienki, dziewczyny jeszcze spały. Nie budziłam ich, bo była sobota, a zajęcia mieliśmy zacząć dopiero przed południem.
Usiadłam na swoim łóżku, trzymając laptopa na kolanach. Włączałam różne strony internetowe. Zalogowałam się na facebooka. Przeglądałam zdjęcia znajomych, pisałam z Rose, która była dostępna i trochę na mnie zła i obrażona, za co, że się nie odzywałam. W końcu i tak mi to wybaczyła. Opowiadała co u niej, u Jamesa. Wspominała też coś o Michaelu, ale odkąd byłam z Chrisem, mój były mało mnie obchodził. Rose bardzo się ucieszyła, słysząc, że chodzę z Chrisem. Choć sama myśl o tym mnie trochę  przerażała, to w końcu to przyznałam. Na serio jesteśmy razem. 
Miałam już wyłączyć laptopa, gdy ktoś wysłał mi wiadomość. Liam napisał do mnie, więc wystukałam mu na klawiaturze odpowiedź.
- Heej! Z kim piszesz? - spytała Becky. Cmoknęła mnie w policzek. Usiadła obok mnie i spojrzała na ekran. - Oo cóż to za nowy men? 
- Kolega. Poznaliśmy się nie tak dawno.
- Ładny? - zapytała, śmiesznie poruszając brwiami.
- Tak. Ale nie w moim typie. Nie lubię sławnych gości.
- Czekaj, czekaj! - zawołała. - On jest sławny? 
- Tak. Śpiewa w takim jednym zespole - droczyłam się z nią. - One coś tam... Ma na imię Liam. 
- Żartujesz!!! - Pokręciłam głową ze śmiechem. Dziewczyna zaczęła skakać po całym pokoju i piszczeć. 
- Dobra. Ogarnęłam się! - zawołała po jakiejś minucie, siadając obok mnie. - To na serio jest Liam Payne z 1D? - Pokiwałam głową w odpowiedzi. - Znasz go i mi nie powiedziałaś? - Pacnęła mnie w ramię. Nie bolało, ale udałam obrażoną. - Musisz mnie z nim poznać. Koniecznie!
- Jesteś samolubna. Bijesz mnie, a potem żądasz, bym poznała się z jednym z najprzystojniejszych facetów na świecie. Chyba śnisz.
- No proszę, proszę, proszę, proszę!!!!!! - krzyczała mi do ucha.
- Nawet jeśli ja się zgodzę, to Liam też musi. Nie uważasz? 
- Tak. Wiem. Napisz do niego!
- Nie dasz mi spokoju, prawda? - zapytałam zrezygnowana. 
- Jak ty mnie dobrze znasz. 
- Dobra, napiszę, ale niczego nie obiecuję. 
- Dziękuję, dziękuje, dziękuję!! - Rzuciła mi się na szyję, o mało co nie wywalając laptopa i nie dusząc mnie.
- Puść mnie! - wydusiłam. 
- Och sorki, nie chciałam. 
Napisałam do Liama. Zgodził się na spotkanie z Becky. Gdy jej to powiedziałam, źrenice jej się rozszerzyły jeszcze bardziej, tak że momentalnie nie widziałam jej tęczówek. Śmiała się nieco histerycznie. 
Gdy Alice wyszła z łazienki, Becky wbiegła do niej podśpiewując jakąś piosenkę.
- Co jej jest? - spytała zdziwiona, patrzą na Becky.
- Lepiej nie pytaj - odparłam. 
Alice uśmiechnęła się i zaczęła wkładać zeszyty do torby. Pożegnałam się z Liamem. Umówiliśmy się w Common Grounds w przyszłą sobotę po obiedzie.
Gdy Becky w końcu wyszła z łazienki, mogłyśmy iść na śniadanie. Szybko dotarłyśmy na stołówkę i zjadłyśmy płatki kukurydziane z mlekiem. Od chłopaków dowiedziałyśmy się, że trening odbędzie się w sali gimnastycznej. Mięliśmy się tam stawić w sportowych strojach przed jedenastą. Została nam jeszcze godzina, więc poszłyśmy do pokoju.

***

Przebrałam się i teraz czekałam tylko na dziewczyny. W końcu mogłyśmy (Becky, Prue, Alice) iść. Alice wzięła swoją torbę, do której włożyłam pamiętnik i długopis, a Becky wzięła dużą butelkę niegazowanej wody.
Sala była jeszcze zamknięta, a przed nią zbierał się mały tłum. Stanęłyśmy pod dachem, a po chwili dołączyli do nas Damien, Chris i David. Chris ubrany był w czarne spodnie od dresu i szarą bluzę, Damien miał siwe spodnie i granatową bluzę z nadrukiem, a mój brat brązowe spodnie i bluzę w kolorowe paski. Rozmawiali o jakiś motorach. Nie wtrącałam się, bo nie interesuję się tymi sprawami. Za to Becky słuchała ich uważnie i od czasu do czasu coś opowiadała. Naprawdę znała się na rzeczy. 
Po chwili przyszedł jakiś facet i wpuścił nas do sali. Na końcu wszedł Stark. Mężczyzna przedstawił się jako John Philips. Zaczął opowiadać, czym będziemy się zajmować, że to jest bardzo ważne żebyśmy umieli się bronić, a w ostateczności atakować. Najpierw mięliśmy się uczyć samoobrony bez używania swoich nadprzyrodzonych mocy. Potem będziemy ćwiczyć chwyty z różnych sztuk walki typu karate. Coś mi się wydaje, że to będzie istna masakra.
John razem ze Starkiem podzielili nas na grupy. Osoby, które chodziły już na treningi były z tymi, którzy dopiero zaczynali. I tak ja znalazłam się z Alice i jakimiś dwoma chłopakami oraz Damienem. Becky była z moim bratem, barczystym kolesiem i dwoma dziewczynami. Philips zaczął nam tłumaczy, co mamy robić. Skupić się i odeprzeć atak (w moim przypadku Damiena). Chłopak nie mógł używać mocy, tak samo jak ja. Podniosłam lewą rękę i odparłam jego cios. Potem następny i jeszcze jeden. Tylko raz nie udało mi się i dostałam od niego kopniaka w ramię. Nie bolało tak mocno. Damien mnie pochwalił i zaczął ćwiczyć z Alice. A chłopcy z naszej grupy ciągle się bili. Zastanawiałam się, czy na serio się nie lubili, czy po prostu byli tak dobrzy.
Przypatrywałam się walce Alice i Damiena. Chłopak ewidentnie dawał jej fory. Mimo, że dziewczyna nie broniła się zbyt dobrze, nie została poważnie uderzona. Potem się zmieniliśmy. Ja ćwiczyłam z Nathanem - jednym z chłopców z naszej grupy, a Alice walczyła z Alexem - drugim chłopakiem. Damien patrzył na nas i mówił, co robimy źle. Nathan był miły i dał mi wygrać. Kopnęłam go w udo i gdy szliśmy na zbiórkę, nadal się za nie trzymał. 
Nawet się nie zorientowałam, kiedy minęły te trzy godziny. Wydawało mi się, że dopiero przed chwilą wchodziliśmy do sali, a już z niej wychodziliśmy. Czas mijał strasznie szybko. Szliśmy całą grupą na obiad. Becky nawijała, jak pokonała jakąś dziewczynę. Szła koło Chrisa, jednak chłopak się chyba znudził jej paplaniną i podszedł do mnie. Objął mnie w pasie i pocałował w policzek. 
-  I jak tam? - zapytał. Wzruszyłam ramionami. - Hej! Co jest? 
- Nic - odparłam szybko. Nie uwierzył, ale też mnie nie dręczył. Przyciągnął do siebie i pocałował w czoło.
Szliśmy cały czas w milczeniu. Byłam mu wdzięczna za to, że mnie nie naciska. Sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie chciałam, więc dzielić się moją melancholią z  nikim. Nawet z Chrisem. A już zwłaszcza z nim. 
Było mi miło czuć ciepło jego ciała tak blisko siebie. Nie czułam tak wielkiej różnicy jak kiedyś, między naszą ciepłotą ciała, ale nadal istniała minimalna różnica. Doszliśmy do stołówki znacznie szybciej, niż bym tego chciała. Nie byłam głodna, więc wzięłam tylko sok. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony i lekko zmartwiony. A ja tylko pokręciłam głową. 
- Powinnaś coś zjeść - zasugerował. 
- Nie chcę - odparłam. Widziałam jak dyskretnie wziął większą porcję niż zazwyczaj. Plus dodatkowe sztućce. Usiedliśmy przy stoliku, a Chris zaczął namawiać mnie, bym coś zjadła. W końcu zrezygnowana poczęstowałam się jego sałatką, którą zawsze jadł z niechęcią. Gdy wzięłam pierwszy kęs do buzi, od razu się uśmiechnął.
Powoli jadłam obiad, pod czujnym okiem Chrisa, przysłuchując się jak Becky i David zachwycali się zajęciami. Damien i Alice szeptali coś między sobą. A ja i Chris nie odzywaliśmy się. Zauważyłam, że on tak samo jak ja nie odzywał się, gdy nie miał nic szczególnego do powiedzenia. Nie paplał trzy po trzy, byleby przerwać ciszę, tak jak to zwykle robiła Becky. On po prostu był. Rozkoszował się tą ciszą, która ani jemu, ani mnie nie przeszkadzała. Moglibyśmy siedzieć tak przez wiele długich godzin i nadal by to się nam nie znudziło. Uśmiechnęłam się do niego znad talerza. Chłopak zachichotał. Dotknął kącika moich ust opuszkiem palca. Delikatnie starł sos od sałatki. A potem przejechał palcami po moim policzku. Zamknęłam oczy i przechyliłam głowę w stronę jego dłoni. Rozkoszowałam się tym dotykiem. Uśmiech cały czas gościł na mojej twarzy. Poczułam jego wargi na swoich ustach.
Gdy skończyliśmy obiad, pochodziliśmy we dwójkę po parku. Rzadko się do siebie odzywaliśmy. Siedzieliśmy na ławce, gdy podbiegł do nas pies. Był to ten sam zwierzak, którego spotkałam w stajni. Zaczęłam się z nim bawić, a Chris przyglądał się nam. Śmiał się z nas, ale po chwili do nas dołączył. 
Nagle gdzieś w pobliżu usłyszeliśmy wołanie Alice. Rozejrzeliśmy się dookoła. Dziewczyna biegła w naszą stronę. Była czymś wystraszona.
- Co się stało? - zapytałam, gdy podbiegała bliżej.
- Coś dzieje się z Davidem - wysapała. 
- Co? - krzyknęłam. 
- No źle się poczuł. Potem jakby tak zemdlał i Becky i Damien zabrali go do skrzydła szpitalnego. Mnie kazali wam powiedzieć. Więc jestem. 
- Musimy iść do niego! - zawołałam i zaczęłam biec w stronę szpitalika. 
- Hej! - krzyknął za mną Chris - Zaczekaj!
Dogonił mnie. Złapał za rękę i zatrzymał przy sobie. 
- Chyba wiem co mu jest. Nie denerwuj się tak. W ten sposób mu nie pomożesz. 
- Jak ja mam się nie denerwować?! Mojemu bratu coś jest. A w TYM  świecie COŚ to może być wszystko. Może nawet umierać!
- On nie umiera! - krzyknął na mnie Chris. - Przynajmniej nie tak, jak myślisz... - dodał ciszej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, rozdział pojawiłby się wcześniej, ale czekałam i liczyłam, że może ktoś jeszcze skomentuje. No ale skoro nie skomentowaliście, to postanowiłam dodać ze względu na to, że dzisiaj mijają cztery miesiące odkąd zaczęłam prowadzić tego bloga. 4 miesiące, 974 wyświetlenia, 25 postów ( z tym) i 76 komentarzy. 
Cieszę się z tego bardzo. Oby tak dalej! Mam nadzieję, że dalsza część opowiadania was nie znudzi i że będziecie komentować posty. Nie mówię, że każdy ma wszystkie komentować. Raz na jakiś czas żebym wiedziała, że czytacie i że wam się podoba (lub nie). 
Ostatnio miało być 5 komentarzy. Nie było. Zawiodłam się na was, bo na serio myślałam, że dacie radę, bo dużo was tu wpada. Ale daję wam jeszcze szansę. Minimum 4 komentarze nowy rozdział.
 Jeśli macie jakieś pytania, lub pomysły, czy skargi sama nie wiem... To piszcie w komentarzach sugestie co do następnych postów, na pewno wezmę je pod uwagę, bo liczę się z waszym zdaniem. Komentarze bardzo motywują i ja staram się komentować blogi, które czytam, bo wiem ile jeden taki komentarz znaczy. Wam to zajmie minutę może nawet mniej (zwłaszcza, że mam wyłączona weryfikację obrazkową), a mnie na serio ucieszą nawet króciutkie typu fajne, super, lub nudne.... itp. Jeśli chcecie dowiedzieć się co będzie w dalszych rozdziałach to komentujcie, a jeśli nie chcecie to trudno. A muszę wam powiedzieć, że jak na razie pomysłów mi nie brakuje... 
Chyba wszystko... pamiętajcie. 4 komentarze nowy rozdział....
Bajo! 
Wasza Zuzka♥