wtorek, 21 maja 2013

# Chapter Twenty Three #

~~ Becky ~~

Dziewczyna w sobotę wysłała w końcu list do swojej biologicznej matki. Wszystkie inne jego wersje wrzuciła do kosza. Cała jej radość, która towarzyszyła jej przez cały poranek i południe, wyparowała, gdy zauważyła na stołówce, że coś dzieje się z Davidem. Bardzo go polubiła, ale nie mogła pojąć, czemu tak bardzo się tym przejęła. Nie odzywała się do nikogo, bo wiedziała, że jej głos może zdradzić wszystkie jej emocje. Więc cały smutek zamknęła w sobie. Nie potrafiła już nawet płakać, bo wszystkie łzy wyleciały z niej, gdy patrzyła na ciało Davida, pogrążone w bólu. Uspokoiła się nieco, gdy chłopak zmienił się w końcu w wilka. 
Cały czas zastanawiała się, czemu to akurat jej Nancy pozwoliła zostać przy cierpiącym chłopaku. Po tym, co zobaczyła, już nie uśmiechało się jej przechodzenie przemiany. Ale niestety, nie miała w tej sprawie nic do gadania. Był to nieunikniony proces.
Myślała, że w niedzielę obudziła się jako pierwsza, lecz się myliła. Prue nie spała już od dobrych paru minut i przyglądała się dziewczynie. Nie mogła znieść tego spojrzenia, więc uciekła do łazienki. Starannie się umyła, uczesała i zrobiła makijaż. Ubrała się powoli i dopiero po jakiś czterdziestu minutach wyszła. Jej miejsce w łazience zajęła Prue, której poranna toaleta zajęła znacznie mniej czasu niż Becky. 
- Hej, wiem, że coś cię męczy i wiem też, że mi nie powiesz, co.... - Zamilkła na moment Prue, gdy wyszła z łazienki. - Jeśli chcesz, to pokażę ci miejsce, w którym możesz się zawsze schować i nikt cię tam nie znajdzie, jeśli tego właśnie byś chciała. A wiem, że czasem tak trzeba.
Becky pokiwała głową. 
- No to chodźmy - szepnęła, wstając.
Prue wyprowadziła Becky z internatu, potem skręciły w lewo, prawo i jeszcze raz w lewo aż przed ich oczami ukazał się długi budynek, za którym widać było korony drzew, kołyszące się delikatnie na wietrze. Podeszły do wielkich drzwi. Prue, tłumacząc, gdzie się znajdują, uchyliła wrota i puściła Becky przodem.
W stajni było o wiele cieplej niż na dworze. Gdy tylko za dziewczynami zamknęły się drzwi, podbiegł do nich pies. Zaszczekał przyjaźnie. Prue pochyliła się i pogłaskała go.
- Trafiłam tu przez przypadek. Myślę, że ci się tu spodoba - powiedziała Prue, pociągając Becky do miejsca, w którym ostatnim razem siedziała.
Podeszły do boksu i zajrzały do środka, a tam...
Obok pięknego konia siedział na słomie Filip, jak zwykle ubrany od stóp do głowy na czarno. Mruczał coś na ucho do zwierzęcia, które co chwila parskało i rżało cicho. Chłopak nie dał po sobie poznać, że dziewczyny w jakikolwiek sposób go zaskoczyły. Nadal siedział, wpatrywał się w konia, a do zdziwionych dziewczyn rzucił ciche:
- Cześć.
- Hej. Nie wiedziałam, że zastanę tu kogoś o tej porze - odparła Prue. 
Chłopak zaśmiał się cicho. 
- Wiesz, że ostatnim razem wyraziłaś się podobnie? - spytał. - Tylko, że wtedy byłaś tutaj sama. - Spojrzał na Becky.
- Ach tak. Pomyślałam, że koleżance przyda się ciche miejsce, by wszystko poukładać. To jest Becky, a to Filip - przedstawiła ich sobie. 
Chłopak wyciągnął w kierunku Becky dłoń, którą dziewczyna lekko uścisnęła. Była strasznie twarda i zimniejsza od dłoni Prue. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc milczała. Prue też nie zdawała sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Zapomniała, co łączyło Becky i Filipa. 
- Becky...? - zapytał chłopak, specjalnie robiąc pauzę. 
- Becky Tonkin - odparła zachrypniętym głosem.
Filip zamarł na chwilę. Prue pacnęła się otwartą dłonią w czoło. 
- No tak! - zawołała. - Ale ja jestem głupia! - Zaśmiała się. - Becky, to jest twój brat jak sądzę. Filip, przed chwilą poznałeś swoją siostrę.
- Przyrodnią - sprostował. 
Popatrzyły na niego zdezorientowane. 
- Nie znam swojego ojca, nie wiem, kim jest ani gdzie jest i czy w ogóle jeszcze żyje. 
- Och - wyrwało się Prue. 
- Z Becky mamy tylko wspólną matkę. W ogóle mój ojciec zostawił ją od razu... No wiecie. Jeden mały numerek, przy którym nie uważali i pojawiłem się ja. Potem mama poznała Borisa i była szczęśliwa. No i urodziłaś się ty... Musieli cię oddać. Przynajmniej tak twierdzili.
- A czemu ciebie nie oddali? - wtrąciła się Becky. 
- Dobre pytanie. Mama twierdziła, że była już za późno, by mnie podmienić. Wiecie, miałem już te dwa lata, a wcześniej nie było widać zagrożenia.
- A co się stało... z no wiesz... tym dzieckiem, na którego miejsce mnie podrzucili nasi rodzice? 
- Mieszka z nami. Ma na imię Maya i chodzi teraz do normalnej szkoły w Manchesterze. Wie o nas wszystko i trochę jest jej smutno. W końcu my mamy super moce a ona nie, więc trudno jej się dziwić.
- A czy ja mogłabym ją kiedyś poznać? 
- Myślę, że tak. Jedynym naszym problemem będzie dojechanie do domu, ale sądzę, że moglibyśmy... Na przykład na święta... - zawahał się.
- Byłyby super - potwierdziła Becky. 
I tak Filip i Becky się poznali. Siedzieli ze sobą cały dzień. Dziewczyna rozchmurzyła się i nie myślała już o Davidzie. A Prue w pewnym momencie wycofała się ze stajni, widząc, że tylko by im przeszkadzała. 

~~~~

Kolejne dni mijały nadzwyczaj spokojnie. Żadnych nowych przygód, żadnych pułapek, czy jakichkolwiek innych niespodzianek. 
David wyszedł we wtorek ze skrzydła szpitalnego. Jak to określił, czuł się znakomicie. Nic go nie bolało, a co najważniejsze, był już w pełni Wilkołakiem.

~~ Prue ~~

W środę rano obudziłam się jako ostatnia. Szybko się umyłam, ubrałam i ze zniecierpliwionymi Becky i Alice, poszłam na śniadanie.
" Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Prue"- pomyślałam.
Wiedziałam, że wszyscy zapomnieli. Przeczuwałam to od samego początku.
I miałam rację. Przez wszystkie lekcje nikt nawet nie wspomniał o urodzinach. Nawet David co było dziwne, bo on przecież ma urodziny w tym samym dniu co ja. Zauważyłam, że był jakiś taki przygaszony. Więc po lekcjach zabrałam go na mały spacer. W końcu nie mogłam wytrzymać i wyciągnęłam z torby swój prezent dla niego. Podetknęłam mu go pod sam nos i zawołałam:
- Wszystkiego najlepszego, braciszku!
Od razu wrócił mu humor. Szybko rozpakował paczkę. Jego oczom ukazała się czapka.  W mgnieniu oka ją przymierzył. Pasowała idealnie.
- Widziałam, jak oglądałeś ją kiedyś w sklepie i powiedziałeś, że chciałbyś taką mieć, więc ci ją kupiłam.
Chłopak przytulił mnie mocno.
- Dzięki, jest świetna. Przepraszam. Ja prezent dla ciebie zostawiłem w pokoju. Może teraz pójdę po niego? - Wzruszyłam ramionami. - To zaraz wracam. Tylko mi się stąd nie ruszaj! - pogroził i pobiegł w stronę internatu.
W tej samej chwili poczułam w kieszeni wibracje. Wyciągnęłam telefon. To Rose do mnie dzwoniła.
- Halo?!
- Wszystkiego najlepszego! - wykrzyczała do słuchawki przyjaciółka.
- Dziękuję.
- I przekaż je dalej Davidowi, ok?
- Pewnie. Tak się cieszę, że pamiętałaś...
- Ja miałabym zapomnieć, kiedy urodziła się moja bratnia duszyczka? Chciałam ci wysłać prezent, ale nie znałam adresu, więc poprosiłam twoją mamę. Spodziewaj się niedługo od niej paczki, a gdy przyjdzie, od razu do mnie zadzwoń.
- Dobra zadzwonię, ale wiesz przecież, że nie musiałaś...
 - Oj tam nie musiałam. No jasne, że musiałam. Mam tylko nadzieję, że ci się spodoba - przerwała mi.
- Och Rose, kochanie jak ja się za tobą stęskniłam!
- Ja za tobą też, skarbie. - Zaśmiałyśmy się. - Kiedy w końcu przyjedziesz na stare śmieci?
- Raczej nie prędko. Wiesz, mamy mnóstwo nauki, a poza tym w ciągu roku nie powinniśmy wyjeżdżać.
- Czyli co, zobaczymy się dopiero we wakacje? - Usłyszałam w jej głosie smutek.
- Przykro mi, ale chyba w tej szkole wakacje są kiedy indziej. A raczej tak na serio to chyba w ogóle ich nie ma.
- Za jakie grzechy wasza matka was tam posłała? - zapytała. Zaśmiałam się.
- Chciała, żebyśmy skończyli jak najlepszą szkołę. A ta jest wprost stworzona dla nas. -  Starałam się nie kłamać, bo Rose znała mnie na wylot i wiedziała, kiedy chcę ją oszukać. - Tu jest na prawdę super.
- Ta jasne. Czyli w ogóle się nie zobaczymy?
- Nie no, nie! Przy najbliższej okazji wsiadam w pociąg i jestem u ciebie.
- Trzymam cię za słowo! - Zaśmiałyśmy się. - A co tam u ciebie i Chrisa? - spytała znacząco.
- Po staremu. Szaro, buro i ponuro, a na dodatek wszystko wskazuje na to, że zapomniał o moich urodzinach.
- On? Żartujesz sobie. Na pewno szykuje coś mega. Mogę się założyć.
- Dobrze wiesz, że ja się z tobą nie zakładam - zauważyłam.
- Bo zawsze mam rację - powiedziała dobitnie.
- Nie, bo zawsze znajdziesz sposób, żeby i tak wyszło po twojemu - wytknęłam jej.
- Przesadzasz. Ja jestem grzeczną dziewczynką - powiedziała zbyt poważnym głosem. Znów wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Co tam w starym, dobrym Londynie? - zapytałam.
- A wiesz, jak to zawsze. Tu kogoś porwali, tu kogoś zadźgali, zabili, zgwałcili, okradli.
- Pytałam raczej o naszych znajomych. - Wywróciłam oczami.
- A więc, ta dziewczyna, co chodzi z Mikiem, jest w ciąży. Chłopak się do tego dziecka nie chce przyznać. Wiesz, twierdzi, że z nią nie spał, ale chyba nikt mu nie wierzy. A dziewczyna wydaje się być zrozpaczona. No i Mike miał wypadek na motorze, wiesz?
- Nie, no skąd.
- No to teraz już wiesz. Podobno jechał wtedy od tej swojej i zderzył się z jakimś autem. Nie znam szczegółów. James mi tylko pokrótce opowiedział. Natomiast ja w końcu zdałam to głupie prawo jazdy!
- Gratuluję - zawołałam z nieco wymuszonym entuzjazmem. Jakoś nie mogłam się skupić na tym, co Rose do mnie mówiła. Coś mnie tknęło, gdy wypowiedziała imię mojego byłego... Przestań! - upomniałam się - Masz teraz Chrisa!- Wiesz Rose ja muszę kończyć. David mnie woła. Zadzwonię, gdy tylko dostanę paczkę. Pa, kocham cię! - pożegnałam się.
- Hej! Przekaż życzenia Davidowi. Ja ciebie też! Buźki.
Rozłączyłam się. Nie kłamałam, mówiąc, że David mnie woła. Na serio stał obok mnie i coś do mnie mówił:
- Nie wiedziałem, co ci dać... - Wręczył mi małe pudełeczko z kokardką na wierzchu. - Wszystkiego najlepszego - powiedział. Uśmiechnęłam się do niego. Zdarłam kokardkę i otworzyłam pudełeczko. W środku był obłożony czarnym materiałem. Moim oczom ukazał się wisiorek w kształcie serca.
- Dziękuję. Jest śliczny - zawołałam i rzuciłam mu się na szyję. Cmoknęłam go w policzek.
- Ciesze się, że ci się podoba. - Zaśmiał się.
- A tak przy okazji, mam ci złożyć serdeczne życzenia od Rosalie.
- Och, co tam u niej? - Przekazałam mu to, co powiedziała mi przyjaciółka. - A gdzie wszystkich wcięło? - spytałam, rozglądając się jakby reszta naszych przyjaciół miała za chwilę wyskoczyć zza drzew.
- Sam nie wiem. Nigdzie ich nie widziałem. Ale na pewno się znajdą. Odrobiłaś już lekcje? - zmienił temat.
Rozmawialiśmy o pracy domowej, idąc do biblioteki. Tam też nikogo nie było. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zabraliśmy się do pracy. W jakieś pół godziny wszystkie zadania miałam odrobione. Teraz musiałam tylko przeczytać w podręczniku fragmenty, którymi będziemy zajmować się na następnej lekcji. Wszystkie były o Wampirach. No tak. Profesorka coś tam gadała, że zaczniemy nowy dział.
Gdy starałam skupić całą swoją uwagę na czytaniu, do naszego stolika podszedł zdyszany Chris.
- Cześć! - rzucił łapiąc oddech.
Usiadł i wyciągnął książki. Jak gdyby nigdy nic zajął się swoimi zadaniami.
- Gdzie byłeś? - spytałam podejrzliwie, patrząc na jego twarz i próbują wyczytać coś z jego emocji. Był z niewiadomych mi przyczyn podekscytowany no i zmęczony.
- Pomagałem Damienowi w ważnej sprawie - odparł szybko bez zająknięcia. Nic nie wskazywało na to, że kłamał, więc dałam mu spokój.
- Idę do siebie - zakomunikowałam jakieś dziesięć minut później. Davida już nie było.
- Już? - zapytał Chris znad zeszytu.
- Nie mam co robić. Wszystko poodrabiałam, więc po co mam tu siedzieć?
- Nie chcę tu zostać całkiem sam! - zaprotestował i złapał mnie za rękę. Widział, że się zawaham. Uśmiechnął się do mnie słodko i już nie potrafiłam mu odmówić.
Zrezygnowana, usiadłam wygodniej na krześle. Chłopak posłał mi swój łobuzerski uśmieszek. Pokazałam mu język, splotłam ręce na piersi i zgrywałam niedostępną. Przybrałam poważny wyraz twarzy, jednak długo tak nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem już po kilkunastu sekundach. Chris pocałował mnie w czoło, a potem niechętnie wrócił do nauki, nadal uśmiechając się pod nosem. Po kilku minutach odłożył jednak długopis, zamknął książki i schował do plecaka.
- Więcej dzisiaj nie zrobię. Za bardzo mnie rozpraszasz i nie mogę się skupić.
- A więc to moja wina?
- Na to wygląda. Chodź, przejdziemy się. - Wyciągnął do mnie rękę, którą chwyciłam i razem wyszliśmy z biblioteki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć! Ten nieco dłuższy, co o tym sądzicie? Piszcie w komentarzach.
Ostatnio wyświetlono mojego bloga w Argentynie, Bahrajnie i Brunei Darussalamie (jeżeli tak się to odmienia). Normalnie myślałam, że padnę, gdy to zobaczyłam! Dziękuję ;*
Następny chyba dopiero w czerwcu, ponieważ cały tydzień mam sprawdziany, w przyszłym też, w sobotę mam rajd a po Bożym Ciele jadę na wycieczkę i wracam 4. tak więc postaram się dodać jak wrócę.
Au revior! ;* ♥

4 komentarze:

  1. Hola :) Nie ładnie że wszyscy zapomnieli o urodzinach Prue ale ja węszę moim detektywistycznym nosem że jednak nie zapomnieli i coś przygotowali ;D No ale dowiem się dopiero w czerwcu :) Rozdział boski jak zawsze i przepraszam za brak komentarza pod poprzednim postem który oczywiście przeczytałam ;*

    xoxo Lexi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lexi zgadzam się z Tobą coś tu mi śmierdzi na pewno nie zapomnieliby o urodzinach Prue. Nie mogę Zuza doczekać się następnego :D

      Usuń
  2. Bomba ^^ no znam ten ból... i to calkowicie... jedna klasa zbliża :D a co do rozdziału to zaczepisty i czekam na kolejne... That's all.. Weny, kocham :* Marchewa

    OdpowiedzUsuń