~~ Filip ~~
Wiedział, że David nie żyje. Nie czuł bicia jego serca, nie czuł krwi przepływającej przez jego żyły. A zabiły go jego własne wiązki elektryczności. Oczywiście nie jedna. Po jednej niewiele by mu się stało. Właściwie nic. Było co najmniej pięć takich kul, które trafiły prosto w piersi, blisko serca.
Filip widział z daleka jak Prue próbuje go reanimować i podszedł do nich. Złapał ich i wyobraził sobie swój pokój w internacie. Po chwili ich ciała zaczęły lśnić i dla potencjalnych gapiów zniknęli.
Filip zaryzykował żeby uratować Prue, która była zmęczona, rozkojarzona i nie zdolna do obrony. Postanowił, że jeśli przez to jego tajemnica wyjdzie na jaw, trudno. Przynajmniej jego dar się do czegoś przydał.
Gdy znaleźli się w pokoju, szybko przebrał białą koszulę na swoją ulubioną bluzę, naciągnął na głowę kaptur i czekał. Już wszystko załatwił. Dziewczyna zdawała się nieprzytomna. Na nic nie reagowała. Chyba nawet nie zorientowała się, że znajdowała się teraz w innym miejscu. Cały czas tylko płakała. Cała osmolona, upaprana krwią Davida i błotem. I śmierdziała krwią. Lecz już nie świeżą, tylko krwią trupa.
- Prue... - odezwał się łagodnie Filip. - Prue...
Dziewczyna podniosła oczy.
Właśnie takiej reakcji się spodziewał.
~~ Prue ~~
- Gdzie ja jestem? - krzyknęłam przez łzy, oglądając się dokoła. Klęczałam na środku jakiegoś ciemnego pokoju. Pod nogami wyczułam coś miękkiego, chyba dywan. Niewiele widziałam, bo jedyne światło przedzierało się przez okno. Obok mnie stała mała szafka, a na niej jakaś książka i fotografia. Dalej niepościelone łóżko. Pod oknem znajdowało się jeszcze jedno. Pościel nienaruszona, przykryta starannie kocem. Naprzeciw mnie zobaczyłam drzwi, a dalej szafy i kolejne drzwi, które prowadziły na korytarz.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się szybko i moim oczom ukazała się blada twarz, skryta pod czarnymi włosami, opadającymi chłopakowi na oczy, które jako jedyne w tym pokoju nie okazały się czarne. Miały nienaturalny fioletowy kolor z czerwonym poblaskiem. Chłopak odrzucił do tyłu kaptur bluzy i przejechał dłonią po włosach, odgarniając je z czoła. Kolorowy poblask zniknął z oczu, jednak nie wyzbyłam się uczucia, że coś było nie tak.
- Prue... - Spojrzał mi w oczy. Teraz go poznałam.
- Filip, co się dzieje? Gdzie jesteśmy? - spytałam.
- Jesteśmy w moim pokoju w internacie - odpowiedział.
- Jak my się tu dostaliśmy? I gdzie jest reszta?
- Ja... - Spuścił głowę. - Teleportowałem się z tobą i Davidem, a tamci powinni zaraz wrócić.
- Gdzie jest David? - Głos mi się załamał.
- Zaniosłem go do Nancy. Powiedziała, że niewiele może... - szepnął. Wstałam i wytarłam łzy. - Dokąd idziesz? - zdziwił się.
- Do brata, a gdzie indziej miałabym iść?
- Czekaj - zawołał, wyciągając coś z szafy. - Załóż to. Na dworze jest już zimno. - Podał mi jedną ze swoich ciemnych bluz. Z wdzięcznością wciągnęłam ciuch na moją sukienkę, która nadawała się już tylko do śmieci.
Podziękowałam mu i ruszyłam ku wyjściu. On za mną. Zbiegłam szybko po schodach, nie zwracając uwagi na głośne szepty za moimi plecami. Chciałam po prostu jak najszybciej dotrzeć do skrzydła szpitalnego. Wybiegłam z budynku w ciemną, zimną noc. Nie zważałam na zmęczenie, chłodny wiatr, biczujący moje nagie nogi i policzki. Mój cel był już blisko. Ostatnie parę metrów pokonałam w mgnieniu oka. Wpadłam do skrzydła szpitalnego, gdzie kilka pielęgniarek krzątało się wokół jakiegoś chłopaka, który nie wyglądał za dobrze, ale i nie okazał się moim bratem.
Jedno łóżko było zasłonięte kotarą i to właśnie zza niej wyszli Nancy i Stark. Gdy mnie ujrzeli, na ich twarze wypłynęło współczucie. Podeszłam do nich na chwiejnych nogach. Filip ciągle deptał mi po piętach.
- Gdzie on jest? - spytałam.
- Prue, tak mi przykro... - zaczęła Nancy, lecz nie dałam jej skończyć.
- Gdzie jest David!? - krzyknęłam na całe gardło.
Kobieta, nic nie mówiąc, odsunęła się i pokazała łóżko za parawanem. Weszłam tam i zobaczyłam spokojnie leżącego Davida, przykrytego do szyi białym prześcieradłem. Oczy miał zamknięte, twarz umytą z wszelkiego brudu i krwi. Wyglądał jakby spał. Jedyne, co mnie zaniepokoiło to to, że jego klatka piersiowa nie podnosiła się ani o milimetr. Usiadłam na krzesełku stojącym tuż obok łóżka i złapałam jego zimną dłoń. Spojrzałam na Nancy, która stała obok mnie.
- A więc to prawda? - zapytałam łamiącym się głosem. Nie czekałam na odpowiedź. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zaczęłam płakać. - Czemu ty? - pytałam jego martwe ciało przez łzy. - To ja miałam zginąć... - szeptałam między jednym napadem szlochu a drugim. - Tak bardzo cię kocham braciszku... Co ja bez ciebie teraz zrobię? - Pocałowałam go w zimny policzek.
- Przepraszam... - usłyszałam głos Starka. - Filip właśnie nam powiedział, co się stało. Czy oni cię jakoś skrzywdzili?
- Zabili mi brata! Czy to mało? - zaszlochałam.
- Oczywiście, ale czy tobie...
- Nic mi nie jest! Dajcie wy mi kurwa wszyscy święty spokój! - krzyknęłam, zanosząc się płaczem.
Stark pociągnął Nancy do wyjścia.
- Może trzeba dać jej coś na uspokojenie? - usłyszałam jeszcze.
Nie wiem, ile tak siedziałam i płakałam. Nie rejestrowałam przez ten czas żadnych dźwięków, zapachów, dotyku. Pierwsze, co doleciało do moich uszu to krzyk. Ten głos był pełen bólu i cierpienia. Zaraz potem kilka osób przebiegło przez salę i zatrzymało się przy łóżku Davida.
- Niee...!! - zawyła Becky, opadając na drugie krzesło, po drugiej stronie łóżka. Ukryła twarz w pościeli.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam głowę i zapłakanymi oczami ujrzałam Chrisa. Wstałam z krzesełka i wpadłam w jego ciepłe ramiona. Objął mnie najmocniej jak tylko potrafił. Wtuliłam się w jego brudną koszulę.
- Chodź - szepnął mi do ucha.
- Ale... - Chciałam zaprotestować, ale gdy spojrzałam na Becky... Wiedziałam, że chciałaby choć przez chwilę pobyć sama z nim. Zrobiłam krok do przodu i zachwiałam się. Zmęczenie wzięło górę nad moim ciałem. Chłopak wziął mnie na ręce, a ja swoje zarzuciłam mu na szyję. Wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego za resztą naszych przyjaciół.
Jak jeden mąż, bez żadnej komendy, wszyscy skierowaliśmy się do salonu w domu dziewcząt. Chris chciał mnie zanieść na górę, ale ja zaprotestowałam.
- Muszę jeszcze o coś spytać...
Więc posadził mnie na kanapie i usiadł tuż obok mnie. Odszukałam wzrokiem Filipa.
- Powiedziałeś, - zwróciłam się do niego - że Teleportowałeś się z nami... Jak to możliwe? Przecież wśród Zmiennokształtnych tylko Uzdrowiciele mogą się Teleportować - zauważyłam.
- Tak, to prawda. Przepraszam was wszystkich, powinienem wam to wcześniej powiedzieć, ale bałem się, że no wiecie... Ja już teraz w całej szkole uchodzę za dziwaka. Nie chciałem was do siebie zniechęcać mówieniem wam o tym, kim jestem.
- Czekaj! - wytrzeszczyłam oczy. - Chcesz nam powiedzieć, że jesteś...
- Dhampierm. Tak jestem pół-wampirem, pół-wilkołakiem. Prue, pamiętasz jak opowiadałem ci o swojej rodzinie? Jedyne, co wiem o swoim ojcu to to, że był Wampirem. Tyle. Odziedziczyłem po nim zęby, - wysunął swoje kły - Teleportację i to, że żeby przeżyć, raz w miesiącu muszę wypić pół litra krwi. To znacznie mniej niż normalne Wampiry. One muszą pić taką dawkę raz na tydzień... Ja... Nie jestem taki jak oni... Wychowałem się wśród Zmiennokształtnych i ludzi, chodzę tu do szkoły, bo Stark zauważył, że nie zrobię nikomu krzywdy - zaczął wyjaśniać, widząc miny Chrisa i Damiena. Oni najbardziej byli źle nastawieni do jakichkolwiek Wampirów.
Shane i Chloe nie wydawali się zdziwieni. Pewnie od początku znali prawdę.
- To stad wiedziałeś, gdzie szukać Prue? - zainteresowała się Bella.
- Tak. Mam takie coś, że wyczuwam Wampira, gdy tylko się zbliży, a że tu nie ma żadnego, to byłem pewien, że są w tej chacie.
- Dziękuję - odezwałam się słabym głosem. - Gdyby nie ty... - zadrżałam, przypominając sobie, co mogłoby się stać.
- Właściwie, to co się stało tam na górze? - spytał Damien. Chris spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową.
- Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj - zaproponował blondyn.
Siedzieliśmy tak. Wszyscy gadali jakieś bzdury. Unikali tematu Davida. Przysypiałam, gdy usłyszałam głos Filipa.
- Nie bój się, nie zdradzę twojego sekretu, Chloe.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, a ja zasnęłam.
Leżałam na czymś co przypominało materac, ale było strasznie podziurawione, mokre, brudne i śmierdziało. Obok mojego uda rozlało się coś i chyba wolałam nie wiedzieć, co to było. Poruszyłam rękoma tylko na parę milimetrów. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że jestem przykuta kajdankami do ramy łóżka. To samo z nogami rozłożonymi na całą szerokość. Byłam nagusieńka, taką, jaką mnie Bóg stworzył. Usta ktoś zakleił mi taśmą. Czułam strach, ból, podniecenie. Nie wiedziałam, czy to były moje uczucia czy kogoś innego.
Coś lub ktoś poruszył się w drugim końcu pomieszczenia. Zabrzęczały kajdany i łańcuchy. Nagle drzwi otworzyły się szeroko i ujrzałam ciemną postać. Podszedł do mnie, przejechał palcem po kroczu, brzuchu, między piersiami, aż dotarł do zaklejonych ust. Moje ciało drżało pod wpływem jego dotyku.
- Przyszedł czas na kolejną ratę twojej zapłaty. Mam nadzieję, że ta będzie bardziej owocna, bo poprzednia nie nadawała się do niczego. A twoje ciało jest zdolne zdziałać cuda - szepnął mi do ucha.
Usiadł okrakiem na mojej klatce piersiowej. Ściągnął swój szlafrok. Tuż obok moich ust ukazał się jego przyjaciel w całej swojej glorii. Oderwał taśmę i brutalnie wsadził mi go do ust. Podniósł się i docisnął. Wepchnął go jeszcze głębiej. Moje serce biło jak szalone, oczy prawie wyskoczyły mi z orbit.
- Ssij! - warknął, przytykając mi nóż do policzka. Robiłam, co kazał, bo się bałam, a on uśmiechał się zadowolony. Robił i kazał mi robić różne rzeczy, a gdy wytrysnął do moich ust płyn, chłopak wygiął się do tyłu, rozchylił lekko usta i krzyknął cicho. Nie połykałam jego spermy. W moim przekonaniu było to obrzydliwe. Nie wiem jak, ale wyczuł to i wsadził mi penisa jeszcze głębiej. Nie potrafiłam już utrzymać nasienia w gardle. Musiałam połknąć. Zaśmiał się złośliwie.
Usłyszałam podzwanianie łańcuchami.
- Musisz jeszcze poczekać. Niebawem i tobą się zajmę. Ale musisz przyznać, że ona jest apetyczna - zwrócił się do kogoś za swoimi plecami.
Miałam nadzieję, że to już koniec, lecz on nie zadowolił się takim finałem.
- To było nic. - Uśmiechnął się. - Stać cię na więcej. Dużo więcej. - Zakleił mi usta z powrotem.
Ukląkł między moimi nogami. Wziął do ust moją perełkę i zaczął się bawić. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Jedną ręką trzymał nóż, a drugą wepchnął we mnie. Macał mnie od środka. Potem wyjął i znów to samo. Trwało to dobre pół godziny.
W końcu usiadł na mnie i zaczął przybliżać swojego twardego przyjaciela do mojego krocza. Musnął wargi, łechtaczkę, wszystko z zewnątrz. Dotknął czubkiem penisa mojej pochwy. Zanurzył jego koniec we mnie, a potem wbił całego na raz brutalnie i ostro. Jęknął, a z moich oczu poleciały łzy. Złapał oburącz ramy nad moją głową i zaczął poruszać się. Wbijał go we mnie całą swoją siłą. Czułam jak ociera się o ściany pochwy, wchodząc i wychodząc.
Jest dla mnie za duży - pomyślałam. - Przecież on przebije się na wylot.
Tak się czułam. Z każdym pchnięciem wydawało mi się, że czubkiem puka w moje plecy. Był wszędzie, w całym moim ciele. W dole mojego brzucha zaczynało rosnąć nieprzyjemne ciepło.
Łóżko skrzypiało i niebezpiecznie się chwiało, lecz on nie przestawał. Poruszał się coraz szybciej i ostrzej. Po kilku minutach brutalnego seksu z jego przyjaciela wylała się sperma. Wraz z nasieniem, po moim organizmie rozeszła się fala rozkoszy. Chłopak wygiął się do tyłu i pojękiwał coraz głośniej lecz nie przestawał.
Słyszałam plaśnięcia, które wydawały nasze nagie ciała, spotykając się ze sobą, jego krzyki, podzwanianie łańcuchów i skrzypnięcia łóżka przy każdym jego ruchu. Chciałam żeby już przestał. Zaczęłam szamotać się pod jego ciałem, lecz on tylko przeniósł swoje dłonie na moje piersi i zaczął je masować. Całował moją żuchwę nie przestając wbijać swojego przyjaciela we mnie. Nie było między nami miejsca, tak jak nie było miejsca we mnie. Penis wypełniał całą mnie i jeszcze więcej. Znów wytrysnął nasienie, jęknął mi prosto w ucho, które całował.
Na koniec pchnął brutalniej niż dotychczas. Całe łóżko przesunęło się przez ten gwałtowny ruch. Opadł na mnie nie wyciągając penisa. On nadal tam tkwił, a ja czułam takie przyjemne ciepło tam w środku, którego nie chciałam czuć. Przez jego ciało przechodziły spazmy rozkoszy. Dyszał ciężko do mojego ucha.
- A nie mówiłem, że stać cię na dużo więcej? To był najostrzejszy seks jaki dotychczas uprawiałem, a musisz mi uwierzyć, mam w tym pewne doświadczenie.
Poruszył się, bo chciał przygryźć płatek mojego ucha i wtedy wsunął penisa głębiej. Zaśmiał się łobuzersko. Ostatnie kropelki nasienia wpłynęły we mnie. Leżeliśmy tak połączeni dobre dziesięć minut nic nie robiąc. Penis nadal wypełniał moją pochwę. I mnie i jemu było przyjemnie. Z jedną różnicą. On tego chciał, a ja nie.
Do zejścia ze mnie pobudził go dźwięk łańcuchów.
- Ach, już prawie zapomniałem o tobie. - Wstał z łóżka, przesuwając moje ciało, bo nie wyjął swojego przyjaciela. Zrobił to specjalnie. Czułam to.
Założył szlafrok i podszedł do drugiego rogu pokoju. Oświetlił pomieszczenie i moim oczom ukazało się drugie łóżko, do którego przykuty był blondyn. Zamarłam na moment, ale po chwili już zaczęłam się wyrywać, lecz nie pozwalały mi na o kajdany. Chłopak podszedł do blondyna z ostrym nożem w ręku. Miał na ustach ten szalony uśmiech.
- Widzisz Prue, kochanie, mój ojciec zginął z rąk Dereka Cartera i teraz w końcu mogę pomścić jego śmierć. Mam was obu i zrobię, co mi się tylko spodoba. Z tobą już robię. - Zaśmiał się. - Kochanie, czas pożegnać się ze swoim braciszkiem.
Pochylił się nad nim i pchnął nożem prosto w brzuch. David ani nie pisnął. Poruszył tylko nogami. Ja natomiast nie mogłam wytrzymać. Próbowałam się wyrwać kajdanom, lecz bez skutku. Szarpiąc się oderwała mi się jedynie taśma z ust. Zaczerpnęłam głęboko powietrza. Chłopak znów zamierzał się do uderzenia. Krzyknęłam, lecz to nic nie dało.
- Styles, zostaw go!!!
- Zostaw Davida! - zawołałam, płacząc. Zerwałam się z łóżka. Znów byłam w swoim pokoju. Najwidoczniej Chris przyniósł mnie tutaj, gdy zasnęłam. Zrobiło się już jasno. Nikogo nie w pomieszczeniu nie zauważyłam. Wyjrzałam przez okno. Słońce stało już wysoko na niebie, a między drzewami przechadzali się uczniowie.
Przetarłam oczy. Miałam na sobie starą, rozwleczoną bluzkę zamiast sukienki i nową bieliznę. Jednak nadal czułam na sobie dotyk Harry'ego. Jego dłonie na moich piersiach, jego usta na moich wargach...
Zadrżałam. Wstałam i pobiegłam do łazienki. Ściągnęłam ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Musiałam zmyć dotyk Stylesa ze swojego ciała.
Stałam pod prysznicem dobre dwadzieścia minut, jednak nie mogłam wyzbyć się przeczucia, że nadal mam na udach dłonie Harry'ego. Spojrzałam w dół. Miałam wielkie siniaki na nogach i biodrach. Nie będę mogła nosić spódniczek czy krótkich spodenek przed dobry tydzień.
Ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż, lecz nie do końca udało mi się ukryć to, że płakałam. Wysuszyłam i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpuszczone. Wyszłam z łazienki. Wzięłam do ręki telefon i odblokowałam go. Dochodziło południe. Wybrałam numer Alice.
- Halo?! - usłyszałam jej głos po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć. - Głos miałam zachrypnięty, więc odchrząknęłam. - Gdzie jesteście?
- W bibliotece. Nie chcieliśmy cię budzić... Przyjdziesz?
- Zaraz będę.
- To czekamy.
Rozłączyłam się, złapałam klucze i wyszłam z pokoju. Powoli poszłam do biblioteki. Jednak gdy zrobiłam parę kroków, wszystko zaczęło mnie boleć. Mimo, że jestem Zmiennokształtnym i moje rany szybko się goją to jednak wydarzenia minionej nocy dały mi się we znaki. Jako tako dokuśtykałam do budynku. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele. Byli przybici i niewiele rozmawiali. Przyjrzałam się ich twarzom. Mieli w oczach smutek, ale gdy mnie zobaczyli, przywołali na twarz uśmiech, lecz oczy nadal pozostawały pełne żalu.
- Gdzie Becky? - spytałam, zauważając, że tylko dziewczyny nie ma z nami.
- Cały czas siedzi przy... - zawahała się
Alice. Wiedziałam, co chciała powiedzieć. Że siedzi przy ciele Davida, ale to byłoby ostateczne. A żadne z nas nie było na to gotowe.
- Jak się czujesz? - zmienił temat Chris. Pokazał mi w myślach fragment mojego snu. Uśmiechnął się skruszony i współczujący.
- Nawet mi nie przypominaj - jęknęłam. - Na szczęście to tylko sen. A swoją drogą, znowu grzebałeś mi w myślach.
- One same do mnie krzyczą. Tak jakby prosiły o pomoc. Lecz nie mogłem nic zrobić... Poza tym nie wiedziałbym, co zrobić, nawet gdybym mógł się przy tobie znaleźć. - Spuścił głowę. - Najlepiej bym temu skurwielowi urwał... - Uśmiechnęłam się mimowolnie. Usiadłam bliżej niego i oparłam głowę na jego ramieniu. Pocałował mnie w czubek głowy.
- Wszystko będzie dobrze. Jeszcze zobaczysz.
Westchnęłam. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że kiedykolwiek może być okej.
- Gdy spałaś, - przerwał milczenie Damien - Stark zwołał zebranie.
- Powiedział o śmierci Davida i ogłosił, że pogrzeb odbędzie się dzień po pełni. Jest to obowiązkowy dzień żałoby dla wszystkich. I uczniów i pracowników szkoły. Mówił też żeby, wiesz... - zastanowiła się nad słowami
Chloe - żeby ci się jakoś nie narzucać i w ogóle... Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co się stało. A nam się oberwało.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Ano za to, że poszliśmy ratować cię sami. Że nie powiedzieliśmy mu, co się stało! - zawołał Damien.
- A Filipowi oberwało się za to, że używał wampirzej mocy - wypomniała Alice.
- To już nie można używać swoich mocy? - niedowierzałam.
- No właśnie można. Nikomu innemu przecież tego nie wytknął. Tylko mi. Bo na początku nauki zakazał mi Teleportacji. Myślałem, że wiecie, żeby nikt się o mnie nie dowiedział, ale teraz widzę, że ma w tym jakiś swój interes.
- Mówiłem, że jemu nie można ufać - mruknął Chris.
- Przepraszam. To wszystko moja wina. To że David umarł i to że wy musieliście się narażać - pociągnęłam nosem i zacisnęłam mocno szczękę, by się nie rozpłakać.
- Hej! Zrobiłabyś to samo dla każdego z nas.
- Przecież to nie twoja wina! Co ty gadasz! - zawołała Alice.
- David nie umarł na marne. Musisz tak na to spojrzeć - odezwała się Chloe. - To było jego przeznaczenie. Umrzeć w twojej obronie. Na pewno jest dumny z tego, jak umarł.
Po moich policzkach popłynęły łzy.
- Przepraszam, ale uznałam, że powinnaś o tym wiedzieć - powiedziała Chloe.
- Po pogrzebie chcemy wrócić do siebie. Chyba już wypełniliśmy swoją misję - podjął temat Shane.
Zbił mnie tym z pantałyku.
- Waszą misją było dopilnowanie, by David umarł? - zezłościłam się.
- Nie, oczywiście, że nie! - zaprotestował Shane. - Mieliśmy zapobiec ujawnieniu magii. A tak stało się w naszych czasach. W naszej przeszłości Wampiry siedziały w Twierdzy bardzo długo, aż w końcu wszystko wyszło na jaw. Na szczęście teraz nikt nas nie widział i możemy wrócić do domu. Tylko potrzebujemy waszej pomocy. A szczególnie pomocy Becky...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema! Co tam u Was? Macie rozdział wcześniej niż planowałam :) Dziękuję za miłe komentarze ;**
Jak już wspominałam pod tamtym postem, następny będzie niespodzianką, którą dodam na pewno do końca września. :)
Teraz taka mała prywata :D Mam pytanie do Was, do Rosemarie i Niki :) Którego z bohaterów lubicie najbardziej? Może być przeze mnie wymyślony, lub członek 1D :) Liczę na odpowiedzi w komentarzach, a dlaczego mi to potrzebne to dowiecie się później ;**
Do następnego, wasza zakatarzona, zakichana i obolała Zuza ♥