piątek, 13 września 2013

# Chapter Thirty Six #

~~ Prue ~~

Zaprowadzili mnie na górę do niskiego pomieszczenia, w którym nie było okna, przez co nie miałam czym oddychać. Światło dawała mała lampka, postawiona w rogu. Na środku leżał stary materac, który zapewne pamiętał wiele nocy. Na drewnianej podłodze pełno stało butelek i puszek po piwach, opakowań po prezerwatywach, jak i samych zużytych kondomów.
Położyli mnie na materacu, przykrytym włochatym kocem, spod którego widać było dziwnie wyglądającą białą plamę. Pachniało tu również nie za ciekawie.
Przykuli mnie srebrnymi łańcuchami do ściany. Metal parzył niemiłosiernie moją skórę. Usta zakleili taką szeroką taśmą klejącą, której nie sposób było odkleić bez uszkodzeń naskórka.
Próbowałam się dowiedzieć, czego ode mnie chcieli, lecz nikt nie kwapił się do wyjaśnień. Louis, bo to on przywitał mnie w drzwiach, wyglądał jakby mi współczuł, lecz nie zrobił nic, by mi pomóc. To właśnie on z jakimś chłopakiem,
Justin
którego nie znałam, zamknęli mnie w tym obskurnym pomieszczeniu, przez którego nieszczelne ściany wiał lodowaty wiatr. Chciałam ściągnąć szpilki, by choć trochę ulżyć nogom, lecz nie udało mi się.
Po jakiejś pół godzinie, może krócej, drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich Louisa i Jacka. Za nimi szedł ten nieznany mi koleś. Rozmawiali przyciszonymi głosami.
- Ej, stary, wiesz, że nadal jesteś tym psem? - odezwał się do Jacka chłopak o niskim, gburowatym głosie. Był starszy ode mnie o dobre parę lat.
Jack zaśmiał się najpierw po jackowemu, lecz już po chwili jego głos się zmienił. Od tego dźwięku zimny pot wstąpił mi na plecy i dreszcze przeszły przez całe ciało.
- Dzięki, Justin. Zapomniałem całkowicie o tym cyrku. - Te słowa wypowiadał już przemienionym Zayn.
" - Zmiennokształt - pomyślałam. - A to łajza. Zmienił się w Jacka, by uprowadzić mnie niepostrzeżenie z balu. Nie ujdzie im to na sucho!" - Zatrzęsłam się ze złości. Zadzwoniły łańcuchy, a moje nadgarstki zaczęły krwawić. Chłopcy zmarszczyli nosy.
- Ble! - krzyknął Justin. - Co za odór!
- Nie mam pojęcia jak Liam mógł to coś wypić - westchnął Louis, zatykając nos dłonią.
- Liam jest tych psów wart - warknął Zayn. - Ja tam się nie dziwię. I w sumie dobrze, że Harry go ukarał. Żal mi tylko Nialla, bo mu namącił w tej blond głowie.
Moje serce zabiło mocniej. Co zrobili Liamowi? - wołała moja dobra strona, lecz ta wilcza zagłuszyła ją - Co cię on obchodzi? To plugawa Pijawka! Zdradził cię!
Zatrzęsłam łańcuchami, próbując je zerwać. Nie zważałam na ból i krew, której zapach ewidentne męczył Wampiry. Łzy bezsilności zapiekły mnie pod powiekami, gdy zdałam sobie sprawę, że sama z tego nie wyjdę. Jestem zdana na łaskę i niełaskę Wampirów.
Nagle drzwi znów skrzypnęły i do  i tak zatłoczonego już pokoiku wszedł Harry. Włosy miał potargane jakby dopiero co wstał lub stoczył jakąś zaciętą walkę. Uśmiech na jego ustach był szaleńczy. On cały, w przetartych dżinsach i podziurawionej koszulce, wyglądał na szaleńca. Coś błysnęło w jego dłoni. Tak, to było wypolerowane ostrze długiego sztyletu. Wyglądało ostro i z pewnością takie było. Ostre i zrobione ze srebra.
Stanął przed materacem, tak że mnie miał u swoich stóp. Nie odezwał się jednak do mnie. Swoje pierwsze słowa skierował do Lou.
- Idź, zanieś Liamowi jedzenie. I sprawdź, co dzieje się z Horanem. - Lou posłusznie wyszedł, rzucając mi ostatnie współczujące spojrzenie. - Malik! - zawołał. - Chłopcy na dole szukają kogoś do pokera. Przyłącz się do nich. - Zayn chciał zaprotestować, ale pod wzrokiem Stylesa ugiął się i wyszedł. - Justin, stań na straży i dopilnuj, by nikt nam nie przeszkadzał.
Chłopak również wyszedł, a Harry podszedł do drzwi i zamknął je na klucz, a potem jeszcze na zasuwę.
- W końcu się spotykamy - zwrócił się do mnie, chodząc w tę i z powrotem przed łóżkiem, obracając sztylet w dłoni. - Chciałbym cię ugościć jak należy, ale niestety, nie mamy czasu. Przed południem powinniśmy być już w Londynie na próbie. A mamy już w pół do drugiej. Poza tym liczę na to, że twoi przyjaciele zjawią się tutaj, urządzając nam miłą niespodziankę. - Zaśmiał się i ukucnął tuż przy mojej głowie. Przejechał ostrzem noża po moim policzku, robiąc na nim krwawy ślad. Zapiekło mocno. - Ach, taka piękna! - Westchnął i zerknął w dół, wzdłuż mojego ciała. Zatrzymał wzrok tam gdzie sukienka opinała się, ukazując to i owo. Zawiesił wzrok na biodrach, gdzie sukienka podwinęła się, tak że widać było całe udo i skrawek bielizny. - Aż trudno się oprzeć... Ale może jednak starczy nam czasu na małe co nieco? - Podniósł pytająco brwi. Przejechał dłonią po moich piersiach na lewy bok, gdzie odnalazł zamek, który zwinnym ruchem rozpiął. Ściągnął ze mnie sukienkę, usiadł na mnie okrakiem i sięgnął po zapinanie stanika. Rozpiął go, a jego oczom, które rozbłysły, ukazały się moje dwie jędrne piersi. Pochylił się i złożył na nich kilka pocałunków, powodując że moje sutki stwardniały. Sięgnął lewą dłonią do lewej piersi i zaczął ją ugniatać, bawić się nią, nie odrywając ust od prawej, której sutek przygryzał swoimi kłami. Nie wiem, czy chcący czy nie, przegryzł skórę i zlizał kropelki krwi. Mimo przerażenia, czułam rozkosz, narastające podniecenie. Byłam w końcu Zmiennokształtnym, a Harry o tym doskonale wiedział i bezczelnie wykorzystywał moje słabości. Chciałam jęknąć na głos, chciałam krzyczeć lecz plaster taśmy uniemożliwiał mi to.
Teraz przejechał ustami niżej, nadal dłońmi pieszcząc moje sterczące piersi. Składał pocałunki na całym brzuchu aż dotarł do koronki majtek. Nie zerwał ich lecz brutalnym kopniakiem rozsunął moje nogi jak najszerzej. Przejechał językiem po wewnętrznej stronie uda, zahaczając o koronki. Znów jęknęłam lecz to było raczej buczenie, bo taśma wszystko zagłuszyła.
Przejechał dłońmi po talii, dotarł do bioder. Złapał mocno moje uda, robiąc na nich siniaki. Jeszcze bardziej rozsunął mi nogi i pochylił się. Przejechał językiem po mojej bieliźnie, składał pocałunki, aż  w końcu, w najmniej oczekiwanym momencie wysunął kły i jednym szarpnięciem ściągnął ze mnie resztę ubrania. Chwilę bawił się moją perełką, lizał ją, całował, a ja coraz bardziej się otwierałam. Wziął ją między zęby i delikatnie przygryzał, a ja nie mogłam już dłużej wytrzymać, tak bardzo pragnęłam spełnienia. Uniosłam biodra, by Harry wiedział, że jestem gotowa. On tylko się zaśmiał.
- Och kochanie, to dopiero początek - szepnął, nie podnosząc głowy. Przejechał językiem po wargach, zlizywał z nich wszytko i nic, brał do ust, ssał, przygryzał. Wepchnął we mnie swój język, pokręcił nim parę razy, wyciągnął i oblizał. Zamruczał zadowolony, widząc, co się ze mną działo. Zwijałam się z pragnienia. Chciałam więcej ale nie tak. Musiałam szczytować, pragnęłam orgazmu. Oddech miałam szybki i płytki, urywany. Chłopak popatrzył mi w oczy. Zobaczyłam w nich pożądanie, ale i chęć zemsty jednak na to drugie nie zwracałam uwagi. Byłam zbyt zajęta proszeniem go o więcej. Uśmiechnął się łobuzersko. Nie tak jak Chris, w jego uśmiechu było coś szalonego...
Jedną ręką nadal bawił się wszystkim, co miałam między nogami, a drugą sięgnął do własnych spodni. Rozpiął je i szybko się ich pozbył. Potem rozszarpał bokserki i wyrzucił za siebie. Widziałam jego grubego, długiego i stojącego przyjaciela i wzięła mnie jeszcze większa chcica, by poczuć go w sobie. To musiało być nieziemskie uczucie... Rozmarzyłam się, przymykając oczy.
Chłopak przejechał kciukiem po wargach, wprawiając moje ciało w drżenie. Muskał palcami zewnętrzne strony mojej pochwy, a ja podniosłam biodra jeszcze wyżej. Harry stanowczym ruchem uziemił mój tyłek. Nie przestając masować kciukiem z zewnątrz, wepchnął we mnie dwa lodowate palce tak mocno i daleko, że przejechałam z materacem parę centymetrów pod ścianę. Zabrzęczały łańcuchy, gdy zwijałam się z rozkoszy, lecz to nie był orgazm.
Bawił się chwilę we mnie, poznawał moje ciało od środka i gdy byłam na granicy spełnienia, wyszedł ze mnie. Jego palce były mokre. Chwilę majstrował jeszcze tam między moimi nogami, potem poczułam ciężar jego ciała na swoich biodrach i jego męskość zbliżającą się d mnie. Musnął moją perełkę, wargi i wszystko z zewnątrz, a ja myślałam:
"- No dalej! Ulżyj i mnie i sobie! Widzę jak tego pragniesz!"
Usłyszałam czyjeś krzyki na dole, lecz Harry nie przejął się nimi. Zbliżał powoli swojego przyjaciela do mnie. Musnął. Czubek jego penisa dotknął mojej pochwy. Otworzyłam się na niego jeszcze szerzej. Czekałam na tak upragnione spotkanie. Zanurzył go nieco głębiej i już szykował się do ostrego wbicia się we mnie, gdy drzwi za plecami Harry'ego trzasnęły i stanęły otworem.
Chłopak szybko zszedł ze mnie, wyciągając swojego stojącego przyjaciela. Chciał nakrzyczeć na zbirów, bo czułam, że był pewien, że to jeden z jego "kumpli". Lecz nie. To był ktoś zupełnie inny.
Harry zamarł, lecz tylko na ułamek sekundy. Rzucił się na Chrisa, który uskoczył w ostatniej chwili. Styles przeleciał przez drzwi i wpadł w ręce Davida. Za moim bratem mignęła mi znajoma twarz lecz przy tym świetle i w tym stanie niewiele do mnie docierało.
Nie zdawałam sobie sprawy, że po moich policzkach lecą łzy, a nogi mam szeroko rozstawione. Nadal po moim ciele przepływały spazmy rozkoszy, ale w już dużo mniejszych dawkach.
Chris podszedł do mnie i delikatnie przysiadł na materacu. Bardzo ostrożnie zerwał mi taśmę z ust, a z mojego gardła wydobył się tłumiony od pewnego czasu krzyk, teraz pomieszany ze łzami i szlochem.
- Już dobrze, cii, spokojnie. - Pogłaskał mnie po głowie.Chciałam mu się rzucić w ramiona, ale łańcuchy nadal krępowały mi ruchy. - Zaraz ktoś przyjdzie i zdejmiemy ci to cholerstwo - szepnął, całując mnie w zakrwawiony policzek. Po ranie nie zostało ani śladu, prócz zaschniętej krwi.
- Przepraszam - wycharczałam przez suche i zaciśnięte gardło. - Ja nie mogłam się temu oprzeć... nie miałam pojęcia, że tak bardzo tego potrzebuję - szepnęłam, spoglądając mu w oczy, w których, o dziwo, nie zauważyłam złości tylko uśmiech.
- Spokojnie, w domu jakoś temu zaradzimy - uśmiechnął się łobuzersko. Ktoś chrząknął. Odwróciliśmy wzrok w tamtym kierunku. na progu stał Liam i Niall.
- Sorry. Chłopaki nas przysłali, by wam pomóc z łańcuchami - wyjaśnił Nial, umyślnie spoglądając Chrisowi w oczy. Byłam mu za to wdzięczna.
Od Liama natomiast biło tak straszne poczucie winy, że aż rozbeczałam się jeszcze bardziej. Chłopak to chyba zrozumiał. W końcu byliśmy Skojarzeni.
- Przepraszam, ale naprawdę jest mi tak strasznie przykro. To wszystko moja wina. - Mówiąc to, razem z Horanem rozkuwali mnie. Łańcuchy były czerwone od mojej krwi, a nadgarstki piekły mocno.
- Trzymaj. - Podał mi czystą chusteczkę, którą z wdzięcznością wzięłam i przytknęłam najpierw do jednego, potem do drugiego nadgarstka.
- Hej, chłopaki! - usłyszeliśmy czyjeś wołanie. Do pokoju wpadł Shane, który, gdy tylko mnie zobaczył, zmieszał się i odwrócił wzrok. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Potrzebna nam wasza pomoc. Nie zgadniesz Chris, co się stało...
- Przybyli nowi? - westchnął znużony. Niall i Liam wybiegli z pokoju.
- Nie tylko aby ich wesprzeć, ale i nas... - mówił zagadkowo.
- Co?! - przeraził się Chris. - Żartujesz! - Shane zaprotestował. - Cholera, jeżeli Wampiry ich nie zabiją, to ja to zrobię! Kurwa, miały zostać w domu! - przeklinał przerażony. - Wszystkie trzy? - spytał, podnosząc mnie i moją sukienkę z ziemi.
- Nie. Chloe została. Przyjdźcie jak najszybciej.
I już go nie było.
- Co się stało? - spytałam, ściągając szpilki. Chris rozglądał się wkoło materaca.
- A gdzie reszta? - spytał, mając na myśli moją bieliznę.
- Leży gdzieś, w strzępkach - wymamrotałam. Czułam, że na moje policzki wypływają rumieńce. Wyrwałam mu sukienkę z ręki i założyłam na siebie. - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Becky i Alice mimo zalecenia przyszły tu za nami. Dasz radę iść? - spytał, patrząc na moje chwiejne ruchy. - Będziemy musieli znaleźć teleportera... - westchnął. - Nie lubię prosić ich o pomoc. Chodź. - Objął mnie w pasie jedną ręką. - Wziąłbym cię na ręce, ale muszę mieć wolną dłoń. Ty też miej ręce w pogotowiu.
Wyszliśmy z domu bez żadnych niespodzianek, ale to, co zastaliśmy przed nim, zmroziło mi szpik w kręgosłupie. Trwała tu najzajadlejsza walka jaką widziałam. Co chwila świstały wokół kule energii, wody, ognia. Damien zamienił kilku Wampirów w posągi i zmiótł je z powierzchni ziemi. Filip ogłuszał swoje ofiary, Jenn je zatapiała, a David paraliżował dzięki elektrokinezie. Jednak wielu Wampirom nic nie było, bo w odpowiednim momencie wytwarzały tarczę. Zamroziłam Justina, który skradał się do Alice. Chłopak stał na pisku i stracił równowagę. Poleciał do tyłu do wielkiego dołu pełnego żółtego piachu i wystających korzeni. Za Justinem poleciało tam jeszcze kilku innych.
Wampiry zaczęły zataczać wokół nas koło. Stłoczyliśmy się na środku, plecami do siebie, tak że każdy miał przed sobą przynajmniej jednego przeciwnika. Ja stanęłam twarzą w twarz z Justinem, który już zdążył się pozbierać, a Chris wpatrywał się w mroczne oczy Zayna. Mój chłopak zamachnął się wolną ręką, chcąc wysłać Wampira za pomocą telekinezy jak najdalej stąd, lecz Zayn uśmiechnął się tylko i odepchnął atak przy pomocy tarczy. Potem zwrócił głowę ku Becky. Przemieszczając się z wampirzą szybkością, podszedł do niej, chcąc zepchnąć ją w ten wielki dół po piachu, lecz Chris był szybszy. Odepchnął chłopaka od naszej przyjaciółki, a ja zamroziłam jakiegoś nieznanego mi Wampira - dziewczynę.
Jednak przeraźliwy krzyk za domem, zdekoncentrował mnie i już po chwili dziewczyna mogła się ruszać. Ja tymczasem pobiegłam za dom, bo bardzo dobrze znałam ten głos.
Wpadłam akurat w momencie, w którym wiązka elektryczności, wytworzona przez mojego brata odbiła się od tarczy Harry'ego i trafiła w jego pierś. Wyrzuciłam ręce przed siebie, zamrażając niespodziewającego się Stylesa. Chris zajął się nim, a ja podbiegłam do Davida. Miał na wpół przymknięte oczy i nie oddychał. Zaczęłam więc ugniatać jego klatkę piersiową na mostku. Po moich policzkach spływały gorzkie łzy. Nie przestawałam go reanimować nawet, gdy poczułam czyjąś zimną rękę na ramieniu.
- Obudź się, cholero! - warknęłam.
- To na nic - szepnął Filip. - On nie żyje.
Zawyłam z rozpaczy, lecz nie mogłam do siebie dopuścić takich myśli. On tylko śpi...
Jedyne, co pamiętam to to, że Filip dotknął ramienia Davida, a potem ukłucie w brzuchu i ciemność....


~~ Becky ~~

Alice nie mogła wysiedzieć, więc postanowiła odszukać przyjaciół w lesie. Becky poszła za nią, bo bała się, że przyjaciółka się zgubi.
Bez trudu dotarły przed domek, prawie w tym samym momencie, w którym walka zaczęła się na dobre. Chcąc nie chcąc, dołączyły do niej. Odpierały ataki Wampirów z pomocą innych Zmiennokształtnych.
Nagle Becky stanęła oko w oko z Louisem. Chłopak pchnięty jakąś niewidzialną siłą, poleciał na nią, dziewczyna straciła równowagę i dalej potoczyli się razem.
Toczyli się po stoku po dołku, wykopanym przez jakiś ludzi. We włosy Becky powczepiały się różne gałęzie, liście i piasek, a ubrania zahaczały o wystające korzenie, drąc się.
Gdy dotarli na sam dół, oboje leżeli przez sekundę, parę metrów od siebie. Gdy zorientowali się, co się stało, szybko zerwali się z piasku i stanęli naprzeciwko siebie, gotowi do walki.
Już chcieli się na siebie rzucić, gdy Lou odwrócił się do tyłu i uderzył Zayna w brzuch. Ten zatoczył się i upadł. Tommo zrobił to, bo coś w oczach dziewczyny go zaintrygowało. Wtedy jeszcze nie wiedział, co to było, ale nie potrafił jej skrzywdzić.
Uśmiechnął się tylko i dołączył do Liama i Nialla, którzy już dawno przeszli na stronę Zmiennokształtnych.
Pobite i ranne Wampiry zalśniły i zniknęły. Teleportowały się do swoich kryjówek. Damien, Chris i Jack podziękowali za pomoc Horanowi, Liamowi i Louisowi. Uścisnęli sobie dłonie i po chwili ich tez już nie było.
- Gdzie Prue? - zapytała Alice.
- Filip zabrał ją i Davida do domu - oznajmił Jack. - Wszyscy cali?
Pokiwali głowami. Tylko Becky stała, nadal myśląc o Tomlinsonie. Dlaczego jej nie zaatakował? Dlaczego uderzył swojego kolegę i Wampira? Dlaczego ją oszczędził? Nie mogła znaleźć na te pytania odpowiedzi.
- Jeżeli wszyscy są cali to wracamy do szkoły. - Głos Chrisa wybudził brunetkę z jej świata. - A z wami, policzę się potem - pogroził dziewczynom.
Ruszyli w drogę powrotną do szkoły. Cieszyli się zwycięstwem i tym, że są cali i zdrowi. Nie mieli pojęcia co zastaną w szkole...

~~~~~~~~~~~~~
Elo! ;** Jak tam w szkole? Mnie się już odechciewa :D Same kartkówki, sprawdziany i wszystko inne.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba :) Ach i przepraszam za wiecie co, za scenę z Harrym :D ale serio ja to pisałam może w połowie sierpnia i nie byłam sobą i w ogóle :D Samej mi się teraz śmiać się chce z siebie :D
Dziękuję za miłe komentarze :)
Jeszcze jeden post i będę miała dla was niespodziankę. Dla niektórych miłą, a dla niektórych złą, ale to tylko będzie zależeć w sumie od was :)
Życzę cierpliwości na następne dni szkoły i miłego weekendu ;**

3 komentarze:

  1. Ochh, przecudny rozdział. Cudnie piszesz! <3 <3 :**

    OdpowiedzUsuń
  2. JA NIE MOGE! Swietny rozdzial! Normalnie po mistrzowsku napisany! Rosemarie

    OdpowiedzUsuń
  3. przepraszam że tak późno... ale już ci mówiłam jaki tego powód... DAVID!!! ;( BECZĘ!!! dlaczego ?! Nie no wiem dlaczego... ale mimo wszystko przeżywam... Co do rozdziału to wiesz co ja sądzę moje guru :* Nwm co by tu jeszcze....
    Weny...
    P.S. Co z tego że ja mam twój zeszyt :D :P

    OdpowiedzUsuń