czwartek, 4 kwietnia 2013

# Chapter Seventeen #

Siedziałam w Commoun Grounds w jakiejś dziwnej, różowej sukience (co jest jeszcze bardziej dziwne, bo nie lubię różowych ubrań), a naprzeciwko mnie zobaczyłam roześmianą twarz Liama. Wyglądał elegancko, ale na luzie. Nie miałam pojęcia, co ja tam robiłam. Wyjrzałam przez okno. Słońce mocno świeciło, na niebie nie było ani jednej chmurki, a drzewa miały zielone liście.
- Chodź, pokażę ci coś! - zawołał podekscytowany chłopak.
Położył banknoty na stoliku, tuż obok dwóch szklanek i pociągnął mnie za rękę ku wyjściu. Na dworze było gorąco. Wiał lekki, ciepły i przyjemny wiatr. Liam tuż przed wyjściem na zewnątrz założył kapelusz o szerokim rondzie, a ręce schował głęboko w kieszenie. Chłopak zaprowadził mnie do czarnego auta z przyciemnionymi szybami. Otworzył drzwi od strony pasażera i poczekał aż wsiądę po czym zamknął je, a sam usiadł na siedzeniu kierowcy. Ruszyliśmy. Jechaliśmy jakiś czas, niewiele się do siebie odzywając. W końcu zatrzymaliśmy się przed wysokim budynkiem. Napis przed wejściem głosił, że to był hotel. Weszliśmy do środka. Liam podszedł do recepcji, zamienił kilka słów z kobietą za kontuarem, a potem zaprowadził mnie do windy i razem wjechaliśmy na najwyższe piętro. Z windy od razu wyszliśmy do wielkiego salonu z ogromnymi oknami. Na środku stała kanapa i fotele. Na ścianie wisiał duży plazmowy telewizor.
Liam uśmiechnął się, widząc moją zdumioną minę.
- To wszystko moje - odpowiedział na moje niezadane pytanie. Rozkrzyżował ręce i obrócił wokół własnej osi.
Podeszłam do jednego z okien. Wyjrzałam przez nie. Moim oczom ukazał się widok całego miasta. Wysokie wieże, biurowce, bloki, domki jednorodzinne, a w oddali drzewa. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Stał w cieniu i patrzył na mnie. Pozbył się tego śmiesznego kapelusza i marynarki.
- Napijesz się czegoś? - zapytał.
Pokręciłam głową. Podeszłam do kanapy i usiadłam na niej. Rozejrzałam się dookoła. Na ścianach zobaczyłam kilka obrazów, a po lewej mały korytarz. Chłopak podszedł do mnie. Usiadł i wciągnął nosem powietrze.
- Ślicznie pachniesz - szepnął, rozkoszując się moim zapachem.
Zaczerwieniłam się lekko. Liam przybliżył się do mnie. Źrenice mu się rozszerzyły. Miał przyspieszony oddech. Był zimny i mrożący krew w żyłach. Po moim ciele przebiegły dreszcze. Chłopak pochylił się nade mną i pocałował. Było w tym coś dziwnego...
Po chwili zrozumiałam co. Nie czułam jego emocji, nie słyszałam myśli. Było tak, jak przed siedemnastymi urodzinami.
Chłopak całował bardzo czule. Wplotłam palce w jego włosy. Liam podniósł mnie. Bez problemu wziął na ręce i nadal mnie całując, poszedł w stronę tego małego korytarzyka po lewej. Tam były dwoje drzwi. My weszliśmy przez te, które były lekko uchylone. Znaleźliśmy się w sypialni z wielkim, wygodnym łóżkiem na środku. Położył mnie na nim, a potem sam usiadł na mnie. Całował mnie, błądząc palcami po moim ciele.
Oderwał się od moich ust. Teraz całował obojczyki i szyję. Dyszałam lekko.
Nagle poczułam lekkie ugryzienie, pieczenie, a potem pożądanie, przyjemność i szczęście. Jęknęłam. Słyszałam ciche ssanie. W końcu Liam oderwał się od mojej szyi. Zakręciło mi się w głowie.
- Teraz już nikt nas nie rozdzieli - szepnął mi do ucha.
Oblizał wargi. Przez jeden moment widziałam jego długie, wystające kły. Przeszedł mnie dreszcz. Dopiero teraz poczułam, jakie on miał zimne ciało. Lodowate i strasznie twarde. Uśmiechnął się krzywo. Jednym szybkim ruchem zdarł ze mnie sukienkę. Rzucił ją za siebie. Leżałam na łóżku w samej bieliźnie (wyjątkowo skąpej) przed prawie obcym mi chłopakiem. Chciałam się wyrwać jednak przygwoździł mnie do materaca swoimi udami. Pochylił się i pocałował moją szyję. Potem znów zatopił kły w mojej żyle. Mimowolnie jęknęłam, a moje ciało przeszły spazmy ekstazy. Wiłam się z rozkoszy, a Liam nadal pił moją krew.
Po chwili przestał. Jęknął głośno.
Znów mnie całował, gdy drzwi z hukiem otworzyły się, a do sypialni wszedł jakiś chłopak. Liam wydał się nieco zdziwiony, ale nie skrępowany.
- No, no, no, kogo my tutaj mamy! - zawołał nowo przybyły. - Skoro już mamy naszego honorowego gościa, to chyba możemy zaczynać nasze małe przyjęcie powitalne. - Zaśmiał się szyderczo.
Wszystkie okna zasłonięto i zapalono świece. Zakuli mnie w srebrne kajdany, które parzyły moją skórę. Potem podszedł do mnie Liam. Nie za blisko jakby się czegoś bał lub wahał.
- Ty zdrajco!! Jak mogłeś!!! - zaczęłam krzyczeć.
Chłopak w mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie. Chciałam się wyrwać z uścisku kajdan, jednak z każdym ruchem moje nadgarstki były coraz bardziej poparzone i obdarte. Liam, patrząc mi w oczy, podniósł rękę. Coś w jego oczach mówiło do mnie, bym mu zaufała. Były pełne rozpaczy. Jednak ja nie ufałam iluzji. Nie wiedziałam, co chce zrobić z tą wyciągniętą dłonią i nawet nie zamierzałam czekać, by się o tym przekonać. Ugryzłam go w tę rękę. Chłopak zawył z bólu, a stojący obok blondyn wziął do ręki nóż i podszedł do nas. Zamachnął się...

Obudziłam się zalana potem. Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam w swoim łóżku w ciemnym pokoju. Słyszałam przyspieszone bicie mojego serca i miarowe oddechy dziewczyn. Wstałam, by napić się wody. Zakręciło mi się w głowie, więc złapałam się ściany. Po chwili powoli podreptałam w stronę łazienki. Zapaliłam w niej światło i podeszłam do umywalki. Gdy sięgnęłam po kurek, by odkręcić wodę, zobaczyłam na moim nadgarstku otarcia, ślady po oparzeniach i siniaki. Przeraziłam się. Spojrzałam w lustro. Na szyi miałam dwie małe blizny, a wokół niej zakrzepniętą krew. Jeszcze bardziej się wystraszyłam. Pokręciłam głową, niedowierzając w to, co zobaczyłam. Dotknęłam swojej szyi. Niestety, blizny po ukąszeniu były tam. Zaczęłam się wycofywać z łazienki. Zahaczyłam o coś. Straciłam równowagę i upadłam, uderzając się głową w coś ostrego. Straciłam przytomność.

Przez cały czas błądziłam w jakimś labiryncie. Było tam pełno dymu i mgły. Nie widziałam, dokąd idę. Co chwila wpadałam na żywopłoty wysokie na trzy może cztery metry.
Po jakimś czasie nie miałam siły dalej iść. Usiadłam na trawie. Nagle usłyszałam czyjeś szepty i chichoty. Po chwili z mgły wyłoniło się łóżko. Leżały na nim dwie, półnagie osoby. Obściskiwały się i całowały. Nie chciałam im przeszkadzać, więc po cichu zaczęłam się cofać na czworakach. Para nie zauważyła mnie, dopóki nie nadepnęłam kolanem na gałązkę, która pękła. Dziewczyna, która siedziała okrakiem na chłopaku, odwróciła głowę. Zamarła, widząc mnie. Ja również stanęłam jak wryta. To była Becky.
- Co się stało, kocie? - usłyszałam zbyt dobrze znany mi, uwodzicielski głos.
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie musiałam zobaczyć twarzy chłopaka. Po prostu wiedziałam, że to Chris.
- Och. - Nie ukrywał zdziwienia. - Skoro... skoro nas już zobaczyłaś, to powinniśmy ci powiedzieć, że... My się kochamy. To jest coś niezwykłego.
- Nigdy do nikogo czegoś takiego nie czułam - dodała Beck słodkim głosem, patrząc chłopakowi w oczy.
Pokręciłam głową. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Wstałam niezdarnie w trawy i zaczęłam biec. Słyszałam śmiechy. Po moich policzkach płynęły łzy, przez które nie widziałam drogi pod swoimi nogami. Potknęłam się o wystający korzeń (tak myślę, że to był korzeń) i upadłam. Podniosłam się szybko i znów zaczęłam biec. Poczułam, że coś idzie za mną. Odwróciłam głowę i zobaczyłam ogromnego pająka. Nie to, że się ich bałam. Po prostu nie lubiłam ich chudych i długich nóg, oczu, które wpatrywały się we mnie, bezustannie. Małe pająki przyprawiały mnie o dreszcze i mdłości. A ten był ze dwa razy większy ode mnie! Krzyknęłam, nie wiedząc, co robić. Zaczęłam uciekać jak najdalej od tego stwora. Skręciłam parę razy, by go zgubić. Udało się. Gdy zostałam sama, odetchnęłam z ulgą. Otarłam twarz z łez i ruszyłam dalej. Znów się o coś potknęłam.
- Kurde no! - mruknęłam i spojrzałam na dół, pod swoje stopy.
Już któryś raz tej nocy zamarłam. Tym razem ze strachu. Na trawie leżało ciało... Mojego brata! Był cały zakrwawiony, a z jego piersi sterczał srebrny nóż. Pochyliłam się nad nim. Znów zaczęłam płakać. Przytuliłam się do niego. Głaskałam jego zlepione potem i krwią włosy.
- Czemu on? - zapytałam ciszę i mgłę, która była wokół mnie i Davida.
Szlochałam tak jakiś czas, wtulona w sztywne ciało mojego brata. Gdy się trochę uspokoiłam, usłyszałam tuż obok swojego ucha świst. Odwróciłam się i w żywopłocie zobaczyłam strzałę. I kolejną, która leciała w moim kierunku. Uchyliłam się i strzała znów zatrzymała się w gałęzi krzaka.
Musiałam wybierać. Albo zostać z bratem i zginąć, albo uciekać i zostawić Davida samego. Wybrałam to drugie. Nie mogłam pomóc chłopakowi, a ja chciałam żyć. Może to i było egoistyczne. Nie wiem.
Uciekłam strzałom. Myślałam, że jestem bezpieczna, gdy nagle poczułam mocne uderzenie w plecy. Upadłam twarzą w kępę trawy. Przejechałam ręką po plecach. Wyczułam długa i mocną strzałę tuż pod lewą łopatką oraz ściekającą po plecach krew.
- Nie... - szepnęłam przerażona.
Usłyszałam jak ktoś do mnie podchodzi. Staje i szeleści jakby kurtką. Przekręciłam delikatnie głowę, by widzieć przybysza. Miał od brązowe, lokowate włosy. Gdy się do mnie uśmiechnął, w jego policzkach pojawiły się dołeczki. Z nożem w ręku, z łukiem i kołczanem na plecach i tym szyderczym uśmiechem wyglądał jak szaleniec.
Tyle zdołałam zapamiętać. Potem straciłam przytomność i wyrwałam się z tego koszmaru.

Byłam nieprzytomna całą niedzielę. Gdy się w końcu obudziłam, słońce już dawno zaszło za horyzont. Podniosłam powieki. Obraz był strasznie nieostry. Powoli zamrugałam parę razy. Dopiero wtedy zobaczyłam skrzydło szpitalne, łóżka, parawany, zieloną pościel, którą byłam przykryta i czuprynę jasnych włosów na moim łóżku. Odwróciłam delikatnie głowę w stronę gościa. Strasznie mnie zabolała, gdy nią ruszyłam. Z głową opartą na moim udzie leżał Chris. Wzdrygnęłam się na sam jego widok. A to obudziło chłopaka. Zdezorientowany szybko podniósł głowę i rozejrzał się wokoło.
- Co się dzieje? - zapytał. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął z ulgą. - W końcu się obudziłaś.
Wcześniej nie zauważyłam, że nasze palce były splecione. Szybko wyrwałam dłoń z jego uścisku. Chłopak przez chwilę wyglądał na zdziwionego, a potem zobaczyłam w jego oczach zrozumienie i smutek.
- Boże, Prue to wszystko nie tak jak myślisz.
- Pocałowałeś Becky?
- Tak, ale to.. No... Musisz mnie wysłuchać. Od początku. - Nie odezwałam się, więc ciągnął dalej. Opowiedział mi o wszystkim co się stało. - Gdyby nie te przeklęte perfumy, nie pocałowałbym jej - dodał po chwili. - Ona nie podoba mi się tak jak ty. - Przybliżył swoją twarz do mojej. Nasze usta dzieliły milimetry. - Nie kocham jej. A ciebie tak. - Pocałował mnie czule, ale i zachłannie. Gdy przerwał, odezwał się, lekko dysząc. Miał też małą chrypkę. - Kocham cię. - Przejechał grzbietem dłoni po moim policzku. - I przepraszam. Jestem idiotą i chyba nic tego nie zmieni.
Uśmiechnęłam się do niego. Podniosłam rękę i dotknęłam ją dłoni Chrisa, którą nadal głaskał mnie po policzku. Splotłam nasze palce. Nie miałam siły na inny gest, ale to chyba mu wystarczyło, bo uśmiechnął się.
Jednak po chwili mina mu zrzedła. Dotknął drugą ręką mojej szyi. Poczułam lekkie pieczenie.
- Co się stało? - zapytał z troską Chris.
Pokręciłam głową.
- Nie mam pojęcia. - Opowiedziałam mu, co mi się śniło. Wszystko dokładnie opisałam, pomijając fakt, że znałam chłopaka, który mnie ugryzł. - A potem znów sny. Tyle, że mniej wyraźne. Mniej realistyczne niż tamten. Byłeś tam ty i Beck... - Głos mi się łamał. - W łóżku... Pająki, strzały i martwy.... - Głos odmówił mi posłuszeństwa. - David - wyszeptałam i rozpłakałam się.
Chris objął mnie, głaskał po włosach, uspokajał. Gdy przestałam szlochać, zaczął mi wyjaśniać to, co wiedział lub czego się domyślał.
- Ten pierwszy sen wygląda mi na projekcje astralną... Polega ona na stworzeniu swojego ciała astralnego i przeniesieniu go w dowolne miejsce na ziemi. W twoim przypadku do jakiejś innej... hm... czasoprzestrzeni? To co brałaś za sen, wydarzyło się gdzieś tam naprawdę. Dlatego masz blizny od ukąszenia i kajdanek. Ten drugi to wytwór twojej wyobraźni. Nie mniej jednak ktoś mógł pomóc ci zobaczyć to, czego się boisz. Przeraża cię własna śmierć, nie lubisz pająków, nie zniosłabyś gdyby David umarł, bo jesteś z nim bardzo związana i boisz się... - zawahał się.
- Boję się, że cię stracę. Tak, to prawda - dokończyłam za niego. - Ale kto chciałby tego wszystkiego?
Gdy zadałam to pytanie, odpowiedź sama do mnie przyszła.
- Wampiry - szepnęliśmy razem. - To one mają moc pobudzania u kogoś strachu? Tak żeby ofiara mogła widzieć to, czego się boi?
- Na pewno nie wszystkie. Ale może kilka ma. - Ziewnął. - Sorki.
- Od kiedy tu siedzisz?
- Odkąd cię tu przyniesiono. Znaczy... Nancy wywaliła mnie na czas badania, ale potem cały czas przy tobie byłem.
- Powinieneś się wyspać. Jutro szkoła - przypomniałam mu.
- Tak właściwie to już dzisiaj. Jest po północy. Nie zostawię cię samej, nie ma  mowy. W pokoju i tak bym nie zasnął, a będąc tu przy tobie, będę miał pewność, że nic ci nie jest.
Pokręciłam głową, lecz od razu tego pożałowałam. Dotknęłam tyłu głowy ręką. Nie miałam bandaża. rany też nie czułam. Jedyne co wskazywało na to, że się uderzyłam to krew na moim włosach i bóle głowy. Na nadgarstkach też nie miałam już bardzo widocznych śladów. Tylko kilka małych zaróżowionych kresek. Jednak na szyi nadal znajdowały się dwie blizny.
- Nie zagoją się do końca. Przykro mi - odpowiedział.
- Przepraszam - wypaliłam nagle.
- Za co? - zdziwił się.
- Że się upierałam przy swoim. I że przeze mnie nie odzywaliśmy się do siebie.
- Oj głuptasie. Nie masz za co przepraszać. - Pocałował mnie.
Uśmiechnęliśmy się.
- A tak nawiasem mówiąc, to ten Filip jest całkiem fajny. - Widząc zdezorientowaną minę chłopaka, opowiedziałam mu o spotkaniu z bratem Beck.
- Wydawał się inny niż opisujesz. Zawsze myślałem, że muszę go unikać. Że on równa się kłopoty.
- Ty wszędzie widzisz zagrożenie - przypomniałam mu.
- Tak, ale to dlatego, że się o ciebie martwię. I nie chcę, żeby ci się coś złego stało.
- Nie przesadzaj. Jestem już dużą dziewczynką. I umiem sobie poradzić sama.
- Właśnie widzę. Zostawić się samą na moment, a ty już paradujesz z bliznami po ukąszeniu przez wampira.
Pokazałam mu język. Chłopak roześmiał się i pocałował mnie. Było tak, jakby nic się nie wydarzyło. I to było dobre. Dobre dla mnie, bo potrzebowałam choć odrobiny normalności.
Chris znów ziewnął. Wiedziałam, że nie pójdzie do swojego pokoju, więc przesunęłam się na swoim łóżku, robiąc mu miejsce obok siebie.
- Nancy mnie chyba zabije, że przeszkadzam ci w odpoczywaniu. - Uśmiechnął się, ściągnął buty i wskoczył pod kołdrę.
- A nie Stark?
- To co sądzi Stark mało mnie obchodzi. Gdy skończę osiemnaście lat to albo dostosuję się do jego reguł, albo wynocha ze stada. A ja nie chcę być marionetką w jego rękach, więc się nim nie przejmuję - powiedział poważnym i pełnym nienawiści głosem. Nie miałam siły na to odpowiadać. Nie byłam nawet pewna, czy sens tych słów do mnie dotarł.
Przytuliłam się do niego. Znów było jak dawniej. Tylko ja i on. Pocałował mnie w czoło. Po chwili zasnęłam i nie miałam już żadnych koszmarów. Wręcz przeciwnie. Był to sen pełen miłości, kwiatków i jednorożców. Tak, jednorożców.

~~~~~~
Hejka, miałam ten rozdział dodać dużo wcześniej, ale niestety męczyłam się nad stroną internetową na informatykę i nie miałam czasu. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Liczę na komentarze :) ;**
♥♥

3 komentarze:

  1. Zmieniłaś troche :D
    dłuuugi...:D lool :D tego nie można powiedzieć o moich postach....
    Nwm co tu jeszcze dodać....
    ten blondyn z hotelu to wiem kto :D ten z lokowatymi włosami też wiem kto :D
    MEGAŚNY!!!
    Piszesz bombowo i nwm który raz to powtarzam... Ja nie dorównuje ci do pięt...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wczoraj ale dzisiaj komentuje :) Bosko kochana na serio :) Lokowate włosy i dołeczki od razu wiadomo o kogo chodzi :D Wow Liam wampirem! Szczerze to się nie spodziewałam że to tak wyjdzie i zaczynam rozumieć że reszta 1D też będzie miała coś wspólnego z wampirami chociaż nie chcę nic wnioskować :)Czekam na następny z niecierpliwością :)

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh jednorozcow ;) ale w tym rozdziale duzo seksu ale powiem ze jest naprawde ekstra:p podoba mi sie jak wprowadzasz chlopakow z 1d naprawde fajnie:)ta opowiesc wciaga i to naprawde mocno. . . Rosemarie

    OdpowiedzUsuń