piątek, 14 czerwca 2013

# Chapter Twenty Five #

~~Z Pamiętnika ~~
"26 stycznia, sobota, 2.15 po południu, pokój.
Jestem po obiedzie. Becky szykuje się na spotkanie z Liamem. Mam chwilę wolnego. I gdy teraz tak nad tym myślę, to wydaje mi się, że popełniam błąd, że czegoś ważnego nie zauważam. Nie wiem, co to jest, ale to coś jest bardzo blisko. Cichutki głosik gdzieś z tyłu głowy szepcze, żebym nie szła. Jednak ten drugi głos, dużo donośniejszy zagłusza go odpowiednimi argumentami. Więc nadal mam zamiar iść do Commoun Grounds.
Dzisiaj rano przyszła paczka od mamy. W środku znalazłam prezenty i pieniądze. Dostałam dwie nowe książki, płytę i album ze zdjęciami. Na płycie były różne piosenki i kilka filmików z mojego poprzedniego życia. Jedno zdjęcie w albumie było ucięte. Dobrze wiedziałam, dlaczego. Byłam na nim ja, a na odciętej połowie Mike. Wszystko to dla mnie wiele znaczyło.
Jak obiecałam, od razu zadzwoniłam do Rose i jej podziękowałam. Gadałyśmy dobre pół godziny i jeszcze mi było mało. Tak strasznie mi jej brakowało!
Och! Becky właśnie wyszła z łazienki! Czas iść na to spotkanie! Tak strasznie się czymś denerwuję, tylko co to jest?!
"Mówi się, że potrzeba tylko minuty żeby kogoś zauważyć, godziny żeby go ocenić i dnia żeby polubić, ale całego życia, by go później zapomnieć."

~~ Prue ~~

Włożyłam pamiętnik do torby, którą przewiesiłam przez ramię. Becky co chwila mnie poganiała. 
- Ach, zapomniałabym! - zawołała i podbiegła do stolika. Wzięła jakieś papierki i wrzuciła je do torebki - Nasze "przepustki" - wyjaśniła. - Możemy już iść.
Otworzyła drzwi i prawie wybiegła z pokoju. Szybko ją dogoniłam. Poszłyśmy razem ku bramie.
- Posłuchaj, ja muszę po drodze wstąpić do księgarni... - zaczęłam.
- Nie ma problemu. Ja też zamierzałam zajrzeć do jakiegoś sklepu. Może spotkamy się na miejscu? - zaproponowała. Zawahałam się. - Nie bój się, nie zgubię się. 
- No dobrze. Tylko uważaj na siebie. 
Zaśmiała się i poszła w swoją stronę. Ja również udałam się do sklepu. Szybko znalazłam potrzebne mi książki, zapłaciłam za nie i udałam się do kawiarni. 

~~ Becky ~~

Dziewczyna szła ulicami i szukała sklepu, w którym mogłaby kupić coś, co założyłaby na jutrzejszą uroczystkość. Była już w kilku sklepach, jednak nic nie znalazła. 
Stanęła przed wystawą jednego ze sklepów i wyjęła telefon, by sprawdzić godzinę. Zrobiła parę kroków do przodu, nie odrywając wzroku od komórki. Nie słyszała, że ktoś biegnie w jej stronę. Zorientowała się dopiero, gdy owy ktoś wpadł na nią, wytrącając jej telefon i torbę z rąk. Upadła. Chłopak, nie patrząc na nią, wziął wypchany czymś plecak i jej torebkę i pognał do przodu. Nie uciekł daleko. Zatrzymał go młody mężczyzna, który przyglądał się temu zajściu z daleka. Wyrwał mu torebkę Becky i uderzył mocno w brzuch. Z jego gardła wydobył się dziwny warkot. Złodziej uciekł mu. Chłopak zawahał się na moment, a potem podbiegł do leżącej nadal na ziemi Becky.
- Hej, nic ci nie jest? - zapytał. Miał bardzo miły głos. Pomógł jej wstać, podtrzymując za ręce.
- Nie, nic mi nie jest.
Popatrzyła na chłopaka, który jej pomógł. Miał blond włosy, a gdzieniegdzie u nasady były brązowe. Zielone oczy spoglądały na nią. Było w nich widać troskę i taki dziwny, dziki błysk.
- To chyba twoje. - Wyciągnął ku dziewczynie otwartą umięśnioną dłoń, na której leżała jej komórka. W drugiej ręce trzymał pasek od torebki. Becky wzięła od niego swoje rzeczy. Skrzywiła się, gdy poruszyła prawym ramieniem. Podziękowała chłopakowi, który patrzył na nią podejrzliwie.
- Nic mi nie jest, naprawdę. Po prostu, gdy upadłam, uderzyłam się - wyjaśniła. 
Chłopak nie uwierzył, ale przestał ją o to wypytywać. 
- Co kupujesz? - Wskazał zaciekawiony na szybę sklepu, przed którym stali. 
- Ech, muszę mieć na jutro coś eleganckiego - westchnęła. - Chyba pół miasta przeszłam i mam nadzieję, że tutaj w końcu coś znajdę.
- No to na co czekasz, chodźmy. - Pociągnął ją ku wejściu. 
Sklepik był mały, ale to w nim Becky znalazła to, czego szukała. Kupiła cały komplet ubrań na jutrzejszą uroczystość. Jej wybawiciel cały czas jej towarzyszył. Rozstali się dopiero pod sklepem.
- No to do widzenia. Miło było cię poznać - pożegnał się chłopak i odszedł. 
- Cześć - mruknęła. - Czekaj! - dodała po chwili, ale już jej nie usłyszał. - Nawet nie wiem, jak masz na imię - szepnęła sama do siebie i poszła w stronę kawiarni. 
W mgnieniu oka dotarła do kawiarenki. Weszła do środka i rozejrzała się dookoła. W tłumie od razu rozpoznała twarz Prue, która, gdy ją zauważyła, pomachała jej. Naprzeciwko niej, a tyłem do Becky siedział jakiś blondyn, a obok niego Liam. Becky uśmiechnęła się i podeszła do stolika. 
- Hej! - rzuciła do zebranych.
Chłopcy odwrócili się w jej stronę.

~~ Prue ~~

Liam przyprowadził ze sobą swojego kolegę z zespołu. Miał na imię Niall. Koniecznie chciał nas poznać, więc Liam zabrał go ze sobą. W ogóle nie był podobny do tego chłopaka z plakatu Becky. Miał nieco inny kolor oczu, był trochę bledszy, a jego usta wydawały się być krwisto czerwone. 
Gdy kelner przyniósł nasze zmówienia, dołączyła do nas Becky. Zachowywała się co najmniej dziwnie. Z niedowierzaniem wpatrywała się w rozbawionego czymś Nialla. Przedstawiłam ich sobie. 
- Co za miły zbieg okoliczności - odezwał się do mojej przyjaciółki. Ta zaśmiała się nerwowo. Spojrzałam na nią z niemym pytaniem w oczach.
- Później ci wyjaśnię. - Machnęła ręką. 
Gdy kelner przyniósł Becky to, co zamówiła, nieco się odprężyła. Zaczęła zadawać chłopcom przeróżne pytania, a oni chętnie jej na wszystkie odpowiadali. 
- Niall, czy ty na prawdę tak dużo jesz? - spytała, patrząc  to na chłopaka, to na jego talerz. 
- Ja? - obruszył się - Jem tyle, co wszyscy. 
Becky zarumieniła się, a chłopaki roześmiali. Niall jako pierwszy zjadł to, co dostał i jeszcze coś zamówił. Tak dużo zjadł, a ciało miał idealne. Jak on to robił? 
Kątem oka zauważyłam, że Liam się uśmiechnął. 
- Tak bardzo chciałabym poznać resztę zespołu! - westchnęła Becky. - Jesteście genialni! 
Pomyślałam, że najchętniej poznałaby tylko Louisa, na którego punkcie miała świra.
- Lou na pewno ucieszyłby się, gdyby cię poznał - wyznał Liam, jakby czytając w moich myślach. 
Dziewczynie oczy rozbłysły. 
- Tak myślisz? - spytała wyższym z podekscytowania głosem. 
- Jestem tego pewny. Uwielbia swoje fanki. Na pewno byście się dogadali. - Wskazał na jej bluzkę w paski i czerwone spodnie. Zaśmiała się cicho. 
Miło nam się rozmawiało. Gdy byłam z nimi, nie słyszałam niczyich myśli, nie czułam żadnych emocji. Byłam przez to nadzwyczaj spokojna, odprężona i nie zwracałam uwagi na to, że jest w tym coś dziwnego.
Żartowaliśmy, śmialiśmy się, jedliśmy i piliśmy. Całe popołudnie razem z Becky spędziłyśmy w towarzystwie chłopców z 1D. Było miło, ale ten czas szybko minął. Nim się obejrzałyśmy, już musiałyśmy wracać. Chłopcy odprowadzili nas. W połowie drogi między szkołą, a Common Grounds pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę. Ja z Becky ku bramie, a chłopcy po chwili zniknęli za zakrętem w ciemnej uliczce. 
Robiło się coraz ciemniej, gdy szłyśmy w stronę szkoły, lecz nie spieszyłyśmy się, bo po co. Wszystkie moje zmartwienia były daleko ode mnie. Może gdzieś na Antarktydzie, albo w ogóle na innej planecie. Niczym się nie przejmowałam. Po prostu szłam. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Elo! Jak wam się podoba? Liczę na komentarze... U góry po prawej macie ankietę, zachęcam do głosowania :) To tyle ode mnie. Nareczka ;*

3 komentarze:

  1. Mua :*
    Boskie boskie :D
    pamiętam kiedy to pisałaś... ja robiłyśmy projekt u Alicji :D oglądanie Pingwinów z Madagaskaru przez Skype me gusta :D
    No ja czekam na next :D
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Powinni twoje opowiadanie wydac w postaci ksiazki genialnie sie czyta a tresc wciaga i nie nudzi:) Rosemarie

    OdpowiedzUsuń
  3. Powinni twoje opowiadanie wydac w postaci ksiazki genialnie sie czyta a tresc wciaga i nie nudzi:) Rosemarie

    OdpowiedzUsuń