środa, 28 sierpnia 2013

# Chapter Thirty Four #

Próbowałam się podnieść z podłogi i bronić przed czymś, co znów skradało się w naszą stronę. I z jednej jak i z drugiej strony słyszeliśmy skrobanie i ciche sapanie. Podparłam się ręką i ukucnęłam, choć nie obyło się bez bólu. Zachwiałam się. W desperacji złapałam się tego, co miałam pod ręką. Była to gorąca rura. Upadłam, pociągając za sobą pochodnię. Na szczęście nie oparzyłam się, jednak mało brakowało. Nie potrafiłam stanąć o własnych siłach. Rana rwała mnie niemiłosiernie, gdy tylko próbowałam się ruszyć. Do obrony miałam tylko ogień, płonący na pochodni. To dużo, tak myślę.
Znów pochodnie przede mną zapaliły się, a na ścianie mogłam zobaczyć cień. Chris zajęty był wypatrywaniem niebezpieczeństwa za moimi plecami, dlatego nie widział jak przede mną pojawiał się nowy stwór. A to oznaczało, że to ja musiałam się zająć... tym czymś... Właściwie co to było?
Odpowiedź na to pytanie przyszła jakieś pół sekundy później. Podchodziły do nas dwa Kwintopędy. Ile ich tu jeszcze było? Pewnie całe mnóstwo!
Podniosłam rękę, w której trzymałam pochodnię. Stworzenie zatrzymało się dwa metry przede mną. Spoglądało raz na mnie, raz na ogień. Nie ruszyło się. Ja również nie wykonywałam żadnych gwałtownych ruchów. Nie tylko dlatego, że nie mogłam.
Za moimi plecami, Chris już zmagał się ze swoim potworem, który nie zamierzał czekać i zaatakował od razu. Słyszałam sapanie stwora i szybki oddech chłopaka. Nagle coś zaszurało i usłyszałam głośny krzyk Chrisa. Przerażona, odwróciłam się. Zobaczyłam leżącego blondyna, który został przygwożdżony do ziemi przez kupę ciemnobrązowej sierści. Na chwilę Kwintopęd zdekoncentrował się i spojrzał na mnie. To jednak wystarczyło chłopakowi. Wyrwał się z uścisku stwora. Nie było mi dane patrzeć na tę walkę ani pomóc Chrisowi. Mój własny Kwintopęd dał o sobie znać, widząc że nie celuję już w niego pochodną. Szybko zamachnęłam się ogniem trzymanym w ręce. Stworzenie cofnęło się i skuliło. Uśmiechnęłam się lekko. Zaświtała nadzieja na to, że w końcu pozbędziemy się tych przeklętych potworów.
- Hej! - zawołałam. - One boją się ognia!
Znów pomachałam pochodnią przed nosem sierściucha. Cofnął się. Nagle poczułam na dłoni, którą trzymałam pochodnię, czyjś dotyk. Krzyknęłam przerażona i odskoczyłam.
- Spokojnie, to tylko ja - uspokoił mnie Chris. Wziął ode mnie płonący drąg i podszedł do stwora. Rzucił na niego pochodnię. Jego sierść od razu zajęła się ogniem. Skrzywiłam się. Dym unoszący się nad ogniskiem strasznie śmierdział. Zgnilizną i... No tak jakby ktoś palił sierść.
Obejrzałam się do tyłu. Jakieś cztery metry dalej palił się drugi Kwintopęd.
- Zauważyłaś w nich coś dziwnego? - zapytał, pochylając się nade mną i sprawdzając ranę.
- To że obrzydliwie śmierdzą, gdy się palą?
- Nie chodziło mi o to. Widziałaś te dziury? Jakby ktoś wcześniej przebił je... No nie wiem, jakąś przypadkiem znalezioną rurą?
- Ale czemu dwa? - zdziwiłam się. To, że przeżył jeden, wcale by mnie nie zszokowało. W końcu nie wszystkie stworzenia zabije każda broń.
- Chyba Kwintopęd, którego zabiłem, odrodził się. Dwa razy.... Znaczy jako dwa ciała... Straciłaś dużo krwi - zmienił temat. - Dziwne, że rana nie chce się sama zagoić... - Przyglądał się czerwonemu placu na moim brzuchu, a ja cieszyłam się chwilą wytchnienia. Do czasu, gdy nie poczułam, że rana mnie pali i strasznie piecze. Spojrzałam w dół.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęłam. Chris grzebał brudnymi palcami w moim brzuchu.
- Cii... - szepnął. Był bardzo skupiony. - Zaraz poczujesz się lepiej - zapewnił. Zacisnęłam ręce w pięści.
Gdy chłopak zabrał w końcu ręce od rany, ulżyło mi. Brzuch nie bolał mnie tak jak wcześniej. Jedynie mocno swędział. Resztkami sił powstrzymywałam się, by nie zacząć się drapać.
- Patrz. - Chłopak pokazał mi mikroskopijny kawałek czegoś, co kiedyś było z pewnością białe lub srebrne ale teraz upaprane moją krwią. Kawałek czegoś posrebrzanego... - To dlatego rana nie chciała się goić. Najwidoczniej rura była w środku ze srebra. - Szybko wywalił tą małą część rury. Najwyraźniej zaczęła go piec w palce.
Spojrzałam jeszcze raz na brzuch. Rana wyglądała już o wiele lepiej. A co chyba najważniejsze, już nie krwawiła.
- Przepraszam, nie chciałem cię skrzywdzić - szepnął skruszony.
- Wiem, że nie. - Uśmiechnęłam się, wstając. Chłopak również podniósł się na nogi. - Dziękuję - powiedziałam, podchodząc do niego jak najbliżej. Stanęłam na palcach i musnęłam ustami jego wargi. Mruknął, przygryzając dolną wargę. Zaśmiałam się cicho, a potem westchnęłam, przypominając sobie, co robimy i aż mi się wszystkiego odechciało.
- Możesz chodzić? - zapytał z troską. Pokiwałam lekko głową. - No to idziemy - zawołał i poszedł przodem, ciągnąc mnie za sobą.
Resztę drogi przebyliśmy bez żadnych niespodzianek. Po jakiś dwudziestu pięciu minutach stanęliśmy przed ogromnymi, rzeźbionymi, ciemnozielonymi drzwiami z drewna. Chris podszedł do nich i przejechał po nich rękoma. Nie było ani żadnej klamki, gałki czy kołatki. Tylko realistycznie namalowane żółte ślepia, które przypominały mi oczy węża.
- Następna zagadka? - westchnęłam.
- Najwyraźniej. Jak tam się dostać? - spytał szeptem jakby samego siebie. Przejechał dłońmi po żłobieniach wrót. Zatrzymał rękę pomiędzy oczami. Nagle w głowie usłyszałam jego głos. - Otwórz się - szepnął. Oczy na moment zniknęły, by po sekundzie znów zaświecić swoim żółtym blaskiem. Wyglądało to tak jakby mrugnęły, zasłoniły je powieki. Coś głośno kliknęło, syknęło i po chwili drzwi uchyliły się na tyle, że byliśmy w stanie zobaczyć żółtą poświatę jaką mogło dawać jakieś duże źródło światła. Powoli podchodziłam do nich, jednak w połowie drogi blondyn zatrzymał mnie.
- Czekaj, nie wiem co tam jest. A raczej wiemy i dlatego musimy zachować ostrożność.
Pokiwałam tylko głową. Stanęłam pod ścianą, patrząc, jak Chris uchyla szerzej drzwi dzięki swojej mocy i zagląda do środka. Chyba nie zauważył nic niebezpiecznego, bo kiwnął na mnie ręką, bym szła za nim.
Weszliśmy do dużego pomieszczenia, oświetlonego pochodniami, świecami i niewielkim kominkiem. Rozejrzeliśmy się dokoła, ale nikogo żywego w nim nie było. Nie słyszałam bijących serc, oprócz serca chłopaka. Poszłam do przodu, przyglądając się ścianom, na których wisiały przeróżne obrazy. Były tam portrety jakiś młodych dziewcząt z diademami na głowach. Znalazłam blondynkę w różowej sukience, brunetkę w niebieskiej i szatynkę w żółtej. Dalej wisiały obrazy, na których namalowano zamki, chatkę, a za nią las, wysoką wieżę otoczoną drzewami, siedmiu krasnoludków w kolorowych czapkach. Wszystkie te malowidła były z bajek.
Rozejrzałam się z zachwytem. Na takich wysokich stołkach, w szklanych przezroczystych gablotach stały rekwizyty z tych wszystkich bajek. Trzy zostały puste. Wiadomo, czego brakowało.
- Hej, ostrożnie, okej? - zawołał Chris. - Czuję, że coś się święci...
Pokiwałam głowa, idąc dalej. Nie mogłam oderwać wzroku od tych pięknych ścian z obrazami, puszystego, kolorowego dywanu na podłodze. Nie zauważyłam ani nie usłyszałam tych trzech osób, które się pojawiły.
- No proszę, kogo my tu mamy! - Usłyszałam głos, który już kiedyś, gdzieś miałam okazję słyszeć. Rozejrzałam się dokładnie, jednak nikogo nie zobaczyłam. Chris najeżył się, zaczął warczeć i cały się trząść. Poczułam zapach cytrusów, który kiedyś wydawał mi się taki przyjemny. Teraz przyprawiał mnie o mdłości. Próbowałam oddychać jak najpłycej, by nie zwymiotować.
Po chwili z cienia wyłoniła się trójka chłopaków, których od razu poznałam. Zamarłam, nie wiedząc co zrobić. Patrzyłam tylko na to jak zbliżają się do nas. Jeden z cwaniackim uśmiechem na ustach, drugi całkiem załamany, a trzeci zdezorientowany.
- No, no, no. W końcu twoje sny się spełnią, Prue. - Moje imię wypluł z ust jak jakieś najgorsze przekleństwo, a potem się zaśmiał.
- Ja.... ja nic z tego nie rozumiem - szepnęłam.
- A co tu dużo rozumieć? - Zaśmiał mi się prosto w twarz Zayn.
- To ty ich znasz? - krzyknął Chris.
- No tak jakby... - powiedziałam cicho.
- Skąd? - zawarczał mój chłopak.
- Hej, to chyba nie jest odpowiedni moment na to żebyśmy się kłócili, prawda? - krzyknęłam nieco już wkurzona. Nie odezwał się. - Jednak to wszystko było prawdą - zwróciłam się do Liama. - A ja głupia nie wierzyłam... - Westchnęłam.
- Prue, ja ci to wszystko wytłumaczę... tylko....
- Bla, bla, bla. Nudzi mnie to wasze gadanie - zawołał Zayn.  - Czas się zabawić. - Posłał mi uśmiech, pod którego wpływem zrobiło mi się niedobrze. Potem nieoczekiwanie rzucił się na Chrisa, który nie czekał aż chłopak do niego dobiegnie. Skoczył do przodu, zmieniając się w wilka. Rozpoczęła się między nimi walka, lecz nie mogłam się jej przyglądać, bo czekała mnie niemiła konfrontacja z Liamem. Chłopak podszedł do mnie, patrząc mi w oczy. Za nim podążał niezdecydowany Niall.
- Ja cię strasznie przepraszam - zaczął. Chciałam mu przerwać, ale nie pozwolił mi dojść do słowa. - Musisz mnie wysłuchać.
- No czekam - powiedziałam, gdy Liam nie odzywał się przez dłuższy czas.
- A więc... nie wiem od czego zacząć...
- Najlepiej od początku - zasugerowałam.
- No tak, racja - zaciął się. Postanowiłam mu pomóc, by jak najszybciej dowiedzieć się prawdy.
- Wiedziałeś, co robisz, prawda? Jak do mnie napisałeś po raz pierwszy, to wiedziałeś kim jestem i do czego to doprowadzi?
- Tak. Na początku miałem się z tobą zakolegować... Wiesz, Harry kazał mi...
- Harry ci kazał? A co on ma z tym wspólnego?
- No on jest takim jakby szefem...
- O mój... Harry Styles jest synem Myrnina! Jego ojciec... To przez niego nigdy nie miałam taty! To przez niego musiał nas zostawić, to przez niego go przy mnie nie było, nie ma. To on się z nim rozprawił. Zabił - krzyczałam, lecz ostatnie słowo wypowiedziałam niemal niesłyszalnym szeptem.
- Nie zabił! - zawołał Li. - Ale reszta to prawda... - rzekł. - Przepraszam. Na początku robiłem to, bo musiałem, ale potem, gdy cię poznałem... To zakochałem się w tobie, a kiedy powiedziałem Harry'emu, że już nie będę dla niego pracował, to zagroził, że mnie zniszczy, że zniszczy ciebie bez mojej pomocy. A on nie rzuca słów na wiatr. Zawsze robi to, co postanowi. I dlatego musiałem...
- Tak, musiałeś robić, bo ktoś ci kazał? Jesteś palantem, kompletnym idiotą bez własnego zdania! - krzyknęłam mu prosto w twarz. Zamachnęłam się ręką i uderzyłam go w policzek. Chyba niewiele poczuł, jeśli w ogóle poczuł, bo nic nie zrobił. Po prostu tam stał ze spuszczonym wzrokiem.
- Wiem o tym. Dlatego od teraz nie będę już chłopcem na posyłki. Jeszcze raz bardzo cię za to przepraszam - powiedział, dotykając moich blizn po ukąszeniu. - Naprawdę nie chciałem - szepnął, przybliżając twarz do mojej. Już po chwili jego wargi spoczęły na moich. Dłońmi złapał moje ramiona. Trzymał mnie w stalowym uścisku, z którego nie potrafiłam się wyrwać. Gdy przerwał, wiedziałam, że coś było nie tak. Napiął mięśnie. Odwrócił się, a ja otworzyłam oczy, które zamknęłam, gdy Liam zaczął mnie całować.
- Zostaw moją dziewczynę, Pijawo! - zawarczał Chris, okładając Payne'a pięściami.
Rozejrzałam się dokoła. Zayn leżał na podłodze, a nad nim klęczał Niall. Chris powalił go na łopatki, a teraz zajmował się Liamem. Chciałam, by dostał za swoje, ale nie byłam taka mściwa, więc po paru uderzeniach zawołałam.
- Przestańcie, proszę! - krzyknęłam, próbując ich rozdzielić jednak wszystko poszło na marne. Chłopaki nadal zawzięcie ze sobą walczyli. Nawet nie widziałam, kto kogo bije, tak szybko to wszystko się rozgrywało.
Chciałam ich rozdzielić, jednak kolejna próba również nie przyniosła rezultatów. Usłyszałam za sobą odgłos kroków. Po chwili podszedł do mnie Niall.
- Przydałoby się ich rozdzielić, co ty na to? - odezwał się.
- Próbowałam, ale może tobie się uda. - Westchnęłam.
Chłopak podszedł do bijących się i odciągnął Liama na bok. Ja tymczasem zajęłam się Chrisem. Z wargi jak i z brwi płynęły mu stróżki krwi. Oderwałam kawałek materiału od jego koszuli i przycisnęłam do jego ust, a potem do brwi i starłam krew. O dziwo, nie wyrywał się do dalszej walki.
- Wszystko dobrze? - spytałam. Pokiwał tylko głową. - Nie powinieneś tego robić - zauważyłam. Wzruszył ramionami. - Jesteś na mnie zły - stwierdziłam, patrząc na jego niewzruszoną twarz. Nie mogłam odnaleźć jego spojrzenia, ciągle uciekał wzrokiem na boki. - Słuchaj, Liam to tylko kolega. A przynajmniej był nim, do czasu, gdy mnie nie zdradził, czyli praktycznie w ogóle nim nie był. Nie wiedziałam, że oni są Wampirami. - Złapałam dłońmi jego twarz i zmusiłam go, by spojrzał mi w oczy. - Jesteś nie do wytrzymania. Przecież wiesz, że gdybym wiedziała...
- Ale nie wiedziałaś - odparł sucho.
- A niby skąd? - krzyknęłam.
- Takie rzeczy się wie! - zawołał, wyrywając twarz z moich rąk i odwracając się do mnie plecami.
- Ale ja nie wiedziałam. Jestem w tych sprawach beznadziejna. Ufam wszystkim. I to mnie różni od ciebie i wielu innych. Pamiętasz co mówiła Chloe? Nie wszystkie Wampiry muszą zginąć. Niektóre się zmienią i ja w to wierzę.
- Boże! Jak ty tak możesz mówić! Ta Pijawa zrobiła ci to! - Odwrócił się twarzą do mnie i dotknął moich blizn na szyi.
- I dlatego przestałam mu ufać, ale nadal wierzę, że może się zmieni, że wyjdzie na ludzi. Tylko czas pokaże, co się z nami stanie. Musisz dać im szanse, dać szansę nam i wszystkim wokół ciebie. - Podeszłam do niego, lecz on patrzył na kałuże krwi przed nami. Zayna, Liama i Nialla już tam nie było.
- Widzisz? Przez ciebie zwiali! - krzyknął.
- Przeze mnie? Teraz to moja wina? Fajnie! - zawołałam i tym razem to ja odwróciłam się. Z moich oczu poleciały łzy. Starłam je szybko rękawem bluzy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Moją uwagę przykuło duże lustro, powieszone na ścianie w dużej, pozłacanej, bogato zdobionej ramie. W lustrze zamiast mojego odbicia zobaczyłam jakiegoś dziwnie ubranego faceta. Miał na sobie płaszcz druida, przewiązany pod szyją i kaptur na głowie, spod którego wystawały jasne włosy i patrzyły na mnie błękitne oczy.
- Pomóż mi! - mówiły pełne, różowe usta.
- Hej, Chris! Chodź tu! - zawołałam, zapominając o tym, że się na niego obraziłam.
- Czego? - warknął, podchodząc do mnie. Nie powiedziałam nic, tylko pokazałam palcem zwierciadło. Mężczyzna ponowił swoją prośbę.
- Kim jesteś? - zapytał Chris.
- Jestem uczniem Strażnika Bajek. Tamte bestie uwięziły mnie w tym Zwierciadle, bym nie mógł ich powstrzymać - wyjaśnił.
- Dobra, czekaj, zaraz ci pomogę. Prue, odsuń się - powiedział, zacierając ręce i skupiając całą swoją uwagę na facecie w lustrze. Jego oczy zrobiły się całkowicie złote.
Po chwili mężczyzna w druidzkim płaszczu, białej koszuli i jasnobrązowych spodniach stał przed nami.
Ściągnął kaptur i uśmiechnął się do nas.
- Dziękuje wam za uwolnienie - powiedział. - Co mogę dla was zrobić?
- Doprowadź wszystko do porządku - rzekłam.


~~ Bella ~~

Damien, Chloe, Shane i Bella siedzieli przy śpiącej Alice w towarzystwie siedmiu krasnoludków. Dochodziła trzecia nad ranem. Chloe zasnęła z głową na ramieniu Shane'a. Bells przykryła ją kocem, za co chłopak jej podziękował.
- Serio nie wiecie czy kogoś kocha? - spytała długowłosa, siadając obok blondyna. Ten zerknął przelotnie na Damiena, który siedział wpatrzony w twarz Alice.
Bella zajrzała do pokoju dziewczyn jakąś godzinę temu, bo czuła, że coś było nie tak. I miała rację. Chłopcy i Chloe wytłumaczyli jej, co się stało i gdzie wybyli pozostali. Postanowiła z nimi zostać i poczekać na przyjaciół.
W pokoju robiło się coraz dziwniej. Krasnoludki dogryzały każdemu z obecnych oprócz samych sobie. Chloe smacznie sobie spała, Shane co jakiś czas spoglądał na nią z czułością, a Damien siedział tuż przy Alice, pochylony nad jej twarzą. Bella przyglądała się temu wszystkiemu. Dam przybliżył swoją twarz do głowy uśpionej. Gdy dotknął wargami jej ust, dziewczyna poruszyła się.


~~ David ~~

David siedział sam na powalonym drzewie w lesie. Otaczały go wysokie drzewa i gęste krzewy przez co niewiele widział. Robiło się coraz zimniej. Nie spuszczał wzroku z dyni. Nadal nie wiedział, co zrobić i postanowił, że będzie cały czas patrzył, by czegoś nie przegapić. Założył kaptur na głowę i skulił się, by ciepło nie odpływało z jego ciała. Dziwiło go to, bo jako Zmiennokształtny nie odczuwał takiego chłodu.
Nagle dynia zadygotała, coś zaszeleściło, zaskrzypiało. Chłopak rozejrzał się dokoła, lecz niczego podejrzanego nie zauważył. Znowu utkwił wzrok w warzywie, które zaczęło niewytłumaczalnie rosnąć. Przestraszony tym dziwnym widokiem chłopak wstał i zrobił krok w tył. Na swoje nieszczęście potknął sie o kłodę i poleciał do tyłu. Wyjrzał zza drzewa, a jego oczom ukazała się duża niebieska kareta. Jego serce zabiło mocniej, gdy drzwi delikatnie się uchyliły.


~~ Prue ~~

- Jesteś pewien, że to zadziałało? - spytałam niepewnie.
- Tak - odparł przekonany Richard. - O, popatrz. Jabłko już wróciło. - Wskazał na czerwony owoc w gablocie.
- To dobrze. Uf... Udało nam się - odetchnęłam z ulgą, uśmiechając się. Usiadłam na jednym z kilku schodków. Richard próbował znaleźć sposób na to, żebyśmy wrócili bezpiecznie do domu. Chris nadal był na mnie zły. Stał oparty o ścianę w drugim  końcu pomieszczenia, patrząc niewidzącym wzrokiem w dal. Nie odzywał się ani do mnie, ani do Richarda.
Druid szukał po wszystkich kątach jakiegoś magicznego przedmiotu, który mógłby przenieść nas do szkoły. Co chwila mruczał coś pod nosem. Położyłam głowę na kolanach, które oplotłam ramionami. Czekałam na pantofelki Kopciuszka od Becky, bo jak na razie nie wróciły i dlatego coraz bardziej się denerwowałam.
- Mam! - zawołał Richard, wyrzucając ręce w górę. W dłoni trzymał złoty wisiorek w kształcie koła. Gdy przyjrzałam się mu bliżej, dostrzegłam wyryte kontynenty świata.  - To małe cudeńko zaniesie was tam, dokąd będziecie chcieli. - Podał mi naszyjnik.
- A co z butami? - spytałam, patrząc na pustą gablotę. Nagle szpilki pojawiły się pod szkłem. Znów odetchnęłam. - Dziękujemy - powiedziałam, pokazując wisiorek a potem gabloty z peleryną, butami i jabłkiem.
- Nie, to ja powinienem wam podziękować za uratowanie mnie. - Uśmiechnął się.
- Może się jeszcze kiedyś spotkamy. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Mam nadzieję - odparł.
- No to  do widzenia - przerwał nam Chris nieco zbyt ostro. Wziął ode mnie naszyjnik i przełożył przez nasze głowy.
- Cześć - pożegnałam się, podnosząc rękę do góry. Druid ukłonił się. Zniknął mi z oczu po następnym mrugnięciu. Wirowaliśmy, a wokół siebie widziałam tylko różne kolory i rozmazane, niewyraźne kształty.
Poczułam szarpnięcie w okolicy pępka i gdy znów mrugnęłam, ujrzałam swój pokój w internacie i roześmiane twarze moich przyjaciół. Wyplątałam się z łańcuszka i rzuciłam na Alice, która była roztrzęsiona po wydarzeniach dzisiejszej nocy.
Zegar wybił piątą rano.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, post znów połączony z dwóch rozdziałów. Przepraszam, że zdjęcie nie jako link jak zawsze, ale miałam ściągnięte to już na komputer, a innego bym szukała dopiero teraz, co by przedłużyło dodanie posta.
Pewnie wielu z was już wiedziało, że 1D mają coś wspólnego z Wampirami, lub nawet są Wampirami i oto macie potwierdzenie. Mam nadzieję, że chociaż kolejnymi wydarzeniami was zaskoczę.
Ten jest również dosyć długi. Chyba wszystko już napisałam. Do kolejnego ♥

3 komentarze:

  1. Ty wiesz co ja sądzę i ilekroć dodajesz tu posta płaczę... A płaczę bo zbliża się nieuniknione ;(
    Wiesz o czym mówię. Wiesz doskonale. Post długi i ciekawy, pełno w nim smutku i szczęścia zarazem... Weny kochana i nie przestawaj pisać :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzialek swietny! I bardzo dobrze, ze polaczylas dwa rozdzialy. Tutaj opowiadanie wciagnelo mnie i z ciekawoscia czytalam dalej:). Weny! Chce kolejny rozdzial! Rosemarie

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział, jak i cały blog. Masz talent! :*

    OdpowiedzUsuń