wtorek, 21 lipca 2015

~2. "Witaj w Przedsionku!"


"Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno Twoją teraźniejszość jak i przyszłość." - Jonathan Carroll




~~ Prue ~~

    Pierwsze, co poczułam to ból. Z początku słaby, potem przerodził się w coś strasznego. Obezwładniającego. Emanował do wszystkich części mojego ciała. Czułam go wszędzie; w głowie, brzuchu, plecach, w ramionach, nogach i palcach. A potem zniknął. I pozostała pustka.
    Zdążyłam zobaczyć całe swoje życie, nim uchyliłam powieki. Kolejne sceny przesuwały mi się przed oczami, przypominając, jak barwne wiodłam życie. Na początku nikogo nie rozpoznałam. Wydawało mi się, że skądś znam nieznajome mi twarze, lecz nie potrafiłam sobie przypomnieć, czy to wróg, a może najlepszy przyjaciel? Spoglądałam na emocjonujące mecze siatkówki, niezliczone godziny przesiedziane nad książkami, mnóstwo rozmów z chłopcami oraz z jedną blondynką. Kiedy ujrzałam wysokiego, wysportowanego blondyna, który się do mnie uśmiechał łobuzersko, serce zabiło mi szybciej. W jego oczach tańczyły złote iskierki, kiedy pochylił się nade mną i pocałował w usta. I wtedy wszystko sobie przypomniałam, wszystkie ich imiona, wszystko, co z nimi wiązałam. Chris - mój chłopak, Rose - najlepsza przyjaciółka, David - brat bliźniak. To oni jako pierwsi pojawili się w moich wspomnieniach. Potem zobaczyłam kolejne twarze, do których, po zastanowieniu, dodałam imiona. Alice, Becky, Damien, Bella, Tom... Serce ścisnęło mi się, widząc ich wszystkich. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak za nimi tęskniłam. Cieszyłam się tylko, że potrafiłam nazwać uczucie, które opanowało całą mnie.
    W pewnym momencie przybył też i Liam. Jak zwykle uśmiechnięty, skinął w moją stronę delikatnie głową i ruszył przed siebie. Chciałam za nim pobiec, lecz jakaś niewidzialna siła trzymała mnie w jednym miejscu. Właściwie... Wyglądało na to, że stałam  na ulicy, lub w jakimś korytarzu. Po jednej i po drugiej stronie wznosiły się wysokie ściany a przede mną rozciągała się długa droga. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek byłam w tym miejscu. Nie przypominałam sobie.
    I znów sceneria się zmieniła. Tym razem doskonale poznałam swój pokój w internacie w Dundee. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Przynajmniej tak wydawało mi się na pierwszy rzut oka. Pościelone łóżka, ułożone w stos książki na stoliku nocnym, plakaty różnych zespołów powieszone na drzwiach szafy. Łza zakręciła mi się w oku. I znów nie miałam pojęcia, dlaczego jest mi przykro z powodu tego, że widzę sypialnię, którą dzieliłam z przyjaciółkami. Zamknęłam oczy i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć.
    Kiedy powtórnie je otworzyłam, oślepiło mnie jasne światło. Zmrużyłam oczy i zasłoniłam twarz dłonią. Usiadłam. Rozejrzałam się dokoła, przyzwyczajając wzrok do nagłej jasności. Siedziałam na ogromnej polanie, na której swobodnie rosła trawa i mnóstwo kolorowych kwiatów. Naprzeciwko mnie, dość daleko, dostrzegłam las. Wstałam i otrzepałam swoją sukienkę z zielonych źdźbeł. Obejrzałam ją dokładnie. Była naprawdę śliczna - złote zdobienia na gorsecie opinającym pierś do tego dół  opadający przed kolano kaskadą delikatnie pomarańczowych fal. Naturalną talię podkreślił wąski pasek z kokardką z przodu. Na nogach miałam sandałki na koturnie. Musiałam wyglądać naprawdę elegancko. Pytanie tylko: dlaczego?
    Zrobiłam parę kroków w stronę jeziora, które dostrzegłam niedaleko. Znajdował się tam drewniany pomost, na którym spokojnie mogłabym usiąść i pomyśleć. Tak też zrobiłam. Kiedy już się znalazłam nad zbiornikiem, zerknęłam na jego wody. Wydawały się takie spokojne i czyste! Na brzegach rosło mnóstwo roślin, na tafli jeziora unosiły się białe kwiaty oraz szerokie liście lilii. W gęstwinach dostrzegłam tatarak. Przymknęłam oczy, rozkoszując się zapachem oraz cudowną ciszą, która zaległa nad jeziorem.
    Niespodziewanie coś zasłoniło mi słońce, na którym się wygrzewałam, zastanawiając się, co robić dalej. Moje rozmyślania jednak spełzły na niczym, ponieważ natura doskonale rozpraszała moje myśli. Uchyliłam powieki i ujrzałam wysokiego chłopaka stojącego nade mną. Nie mogłam zobaczyć twarzy, ponieważ stał w słońcu. Dopiero, kiedy ukucnął, dostrzegłam znajome rysy twarzy, blond czuprynę i niebieskie oczy, takie jak moje. Uśmiechnął się do mnie, a ja rzuciłam się na niego jak wariatka. Rozpłakałam się, wtulając się w tak dobrze znane mi ciało, które towarzyszyło mi już od chwili poczęcia.
    - Hej - powiedział, śmiejąc się z mojej reakcji, lecz mocno mnie przytulił. Siedzieliśmy tak, nic do siebie nie mówiąc, dobrych kilka minut. Brakowało mi go. Nie wiedziałam, dlaczego, ale czułam, jakbym zapełniła jakąś pustkę, którą nosiłam w sobie. Dopiero, kiedy zobaczyłam swojego brata i się do niego przytuliłam, byłam naprawdę szczęśliwa.
    - Dzień dobry, braciszku- szepnęłam, uśmiechając się do niego. - Tak się cieszę, że cię widzę! - zawołałam, wycierając nos w podaną przez Davida chusteczkę. On również ubrał się odświętnie. Nosił białą koszulę i niedbale zawiązany czarny krawat oraz czarne spodnie od garnituru. Niezwykle rzadko widziałam go w takim zestawieniu.
    - Ja też - przyznał. - Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem. Opowiadaj, co u ciebie słychać? - zawołał, siadając obok mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona.
    - Jak to, co u mnie? Przecież mieszkasz ze mną w tej samej szkole, widzimy się codziennie na zajęciach, na posiłkach, po lekcjach... Chyba wiesz, co u mnie - powiedziałam niepewnie. Teraz to on spojrzał na mnie jak na wariatkę. Szukał czegoś w moich oczach a kiedy się upewnił, że mówię prawdę, westchnął.
    - Czyli nic nie pamiętasz? - Zgarbił się. Zasmucił się.
    - A niby co miałabym pamiętać?
    - To, co się ze mną działo przez te pół roku...
    - O czym ty mówisz? Możesz jaśniej? Bo nic z tego nie rozumiem. - Zaczęłam się denerwować. O czym ważnym zapomniałam?
    - Chodź, pokażę ci - odparł tylko, pociągnął mnie za rękę i poszedł przed siebie, wzdłuż jeziora. Szłam za nim co chwila potykając się o większe kępy trawy czy splątane rośliny. Nim się obejrzałam, doszliśmy do pierwszych drzew, które składały się na ciemny las. Weszliśmy pomiędzy nie i skręciliśmy w lewo. Moim oczom ukazał się konar powalonego drzewa. Ale nie byle jaki. Ten zakończony został czymś jakby płytką misą, wypełnioną po brzegi gęstą cieczą. Kiedy stanęliśmy po przeciwnych stronach naczynia, David zanurzył z nim palec wskazujący i przejechał nim po tafli. Spoglądałam raz na jego twarz, raz na misę, nie mogąc się zdecydować. W końcu brat nakazał mi, bym patrzyła na to, co dzieje się na powierzchni naczynia. Już miałam mu odpowiedzieć, że nic nie widzę, gdy coś zaczęło się dziać.
    Z początku był to tylko kolor. Czerwień. Potem obraz wyostrzył się i już spoglądałam na mojego brata, leżącego w skrzydle szpitalnym. Jego biała koszula poplamiona została krwią. A ja już wiedziałam, dlaczego tak się stało. Dotarła do mnie cała brutalna prawda.Całą resztę obrazu przesłoniły mi łzy. Znów poczułam ogromny ból, który zaczął targać całym moim ciałem. Szloch dało się słyszeć w całym lasie, wystraszyłam ptaki, które na sąsiednich drzewach, uwiły swoje gniazda. Ukucnęłam. Nie potrafiłam utrzymać się na nogach. Przeżywałam cały koszmar jeszcze raz. Od nowa. Oczyma wyobraźni zobaczyłam śmierć swojego brata, potem jego pogrzeb. Następnie przyszedł czas na rozpacz.
    Poczułam, jak chłopak mnie obejmuje. Wtuliłam się w niego, mając dziwne uczucie. Przed chwilą przypomniałam sobie, że nie żyje, a nadal mogę go dotykać...
    I wtedy ze zdwojoną siłą dotarło do mnie, co działo się ostatnimi czasy. Jak szukałam ojca, jak w końcu go odnalazłam, a kiedy zaprowadziłam do Starka, rozpętała się wojna. Doskonale zapamiętałam walkę z Harrym, śmierć Liama. A potem własną. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, choć już nie wyłam jak wcześniej.
    - Przepraszam - szepnął mi do ucha David z wielką skruchą w głosie. - Nie miałem innego wyjścia. Musiałaś dowiedzieć się, co się stało. Wybacz mi, nie chciałem, byś znów płakała. - Głos mu się załamał, ale na szczęście nie uronił ani jednej łzy.
    - Dobrze zrobiłeś - chlipnęłam, pociągając nosem. Najgorsze minęło. Nadal czułam ogromny ból, ale potrafiłam sobie z nim poradzić. W końcu znosiłam go przez pół roku. Nie potrafiłam jednak zapanować nad drganiem rąk, które tylko przypominały mi o mojej śmierci. Tak samo, jak piekący ból brzucha, który od czasu do czasu upominał się o uwagę. Zebrałam się jednak w sobie, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej się dało. - Inaczej nie przypomniałabym sobie, że znalazłam ojca. - Uśmiechnęłam się do Davida.
    - Zrobiłaś to? - zawołał. Usłyszałam w jego głowie niedowierzanie oraz wielką dumę. - Musisz mi o wszystkim opowiedzieć! Skąd wiedziałaś, że żyje? Gdzie był?
    - Może chodźmy stąd, co? Nie za fajnie się tutaj czuję - przyznałam szczerze. Chłopak zgodził się ze mną, więc już po chwili znów siedzieliśmy nad jeziorem.
    Opowiedziałam mu wszystko, co działo się u nas, odkąd go z nami nie było. Wszystko, co pamiętałam, przekazałam bratu. Oczywiście nie obyło się bez emocji, lecz już starałam się je bardziej kontrolować. W końcu od jakiegoś czasu byłam mistrzynią w ukrywaniu uczuć.
    David cieszył się ze wszystkiego, zadawał dużo pytań, był naprawdę ciekawy tego, co się działo u nas. I choć wydawało mi się, że o pewnych sprawach wie, nie drążyłam tematu. Wiedziałam, że gdyby chciał lub mógł, powiedziałby mi.
    Pod koniec swojej opowieści zrobiło mi się smutno. Zwiesiłam ponuro ramiona i zapatrzyłam na spokojne jezioro. Chłopak, widząc, że mój nastrój diametralnie się zmienił, objął mnie ramieniem.
    - O czym myślisz? - zapytał cicho, nie chcąc zaburzać niemalże idealnej ciszy wokół nas.
    - O nich. Jak sobie radzą beze mnie... Czy dużo płakali... A może wcale... Co teraz robią... Bo w końcu dotarło do mnie, że chociaż odnalazłam ciebie, straciłam ich wszystkich. I to wtedy, kiedy sprawa z Wampirami wydawałaby się zakończona... Przykro mi, że już ich nie zobaczę...
    David spojrzał na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłam odczytać. Nie wiedziałam, co chciał mi w ten sposób przekazać. Milczał chwilę, lecz w końcu odezwał się.
     - Słuchaj, może wydać ci się to śmieszne, albo absurdalne czy coś, ale to miejsce... To nie jest to, gdzie powinnaś być. To nie jest twoje przeznaczenie... - zaczął tłumaczyć, lecz słuchałam go piąte przez dziesiąte. Bardziej zastanowiła mnie pewna inna rzecz.
    - A właściwie, to gdzie my jesteśmy? - zapytałam, rozglądając się dokoła.
    - Witaj w Przedsionku! - powiedział grobowym tonem, zdając sobie sprawę, że ani trochę go nie słuchałam.

~~*~~*~~*~~*~~

    Hej ;) Przepraszam Was za te drobne opóźnienia, ale w weekend byłam strasznie zajęta (ach te imprezki rodzinne oraz kibicowanie Polakom na meczach w Rio*,*), a kiedy usiadłam, by napisać rozdział, no to go nie skończyłam i tak wyszło ;) Mam nadzieję, że jest w porządku. Piszcie, co o nim myślicie ;) A w wolnej chwili zapraszam na nowego bloga ;)

4 komentarze:

  1. Rozdział niesamowity. Czyli Prue znajduje się w przedsionku. Zastanawia mnie co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Nie mogę się już doczekać.
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahaam ;) Dziękuję ;)
      Również pozdrawiam!
      Zuza <3

      Usuń
  2. Witam, witam! :)
    O cholera, cholera, tak miło się czytało o relacji Davida i Prue. ;-;
    Jestem ciekawa co będą robić w tym Przedsionku. ;-;
    Zaraza, pisz szybko, bo nie mogę się doczekać kolejnego. D:
    No nic. Wybacz mi mój beznadziejny komentarz. ;-;
    Czekam na kolejny i życzę weny!
    Bywaj <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha jestem zdolna wybaczyć Ci Twój "beznadziejny" komentarz :D :p Bardzo dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że Ci się podobało :)
      Pozdrawiam!
      Zuza <3

      Usuń