piątek, 31 lipca 2015

~3. "...to nie sen, lecz koszmarna rzeczywistość."

Kto z miłości jeszcze nie umarł nie potrafi żyć.
Moje serce kiedyś złamane mocniej kocha dziś. - Monika Brodka



~~ Chris ~~

    Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Gdy tylko gdzieś na moment usiadłem, od razu musiałem wstać i ruszyć dalej. Nie mogłem spędzić choćby minuty w jednym miejscu. Musiałem coś robić, lecz w tej sytuacji nie miałem nic do robienia. I to mnie denerwowało, ponieważ sądziłem, łudziłem się, że kiedy znajdę sobie zajęcie, nie będę miał czasu na myślenie o Prue. O jej ciele, które leżało teraz obmyte z krwi w tej przeklętej kostnicy. Już ją ubrali w sukienkę. Gotowa była, by zakopać ją w ziemi. Ale nie robili tego. Ciągle coś zostało niegotowe.
    Podobno człowiekowi jest lepiej, kiedy pożegna się z ukochaną osobą. Kiedy zobaczy jego pogrzeb, wtedy dociera do niego, że to już koniec pewnego rozdziału. Więc z jednej strony bardzo chciałbym mieć wszystko za sobą. Z drugiej jednak przychodziła do mnie myśl, że to tylko koszmar, z którego niebawem się obudzę i będę mógł znów przytulić dziewczynę do siebie, poczuć jej ciepłe ciało tuż przy swoim. Ale z każdą chwilą docierała do mnie straszliwa prawda. Że to nie sen, lecz koszmarna rzeczywistość.
    Z racji tego, że nie wiedziałem już, gdzie się podziać, postanowiłem pójść na spacer. Szedłem tam, gdzie mnie nogi poniosły. Nie zwracałem uwagi na otoczenie, nie oglądałem się dokoła. Moje myśli krążyły cały czas wokół Prue. Nie potrafiąc zmierzyć się z widokiem jej bladego ciała, które leżało gdzieś tam, przyszykowane do pogrzebu, szukałem w pamięci innych, wesołych chwil. A przecież było ich mnóstwo. Więc to na nich się skupiłem. Chciałem zapamiętać ją właśnie taką - uśmiechniętą, pełną życia, mądrą, wesołą, kochaną.
    Nie zorientowałem się, gdzie jestem, dopóki głosy, które usłyszałem, nie przywróciły mnie z powrotem na ziemię. Rozejrzałem się dokoła. Niedaleko znajdowała się brama główna. To właśnie zza niej słychać było głosy. I to znajome głosy, lecz nie potrafiłem ich dopasować do osoby. Podszedłem bliżej. Skrzywiłem się, kiedy do moich uszu dotarł dźwięk szeleszczących pod moimi stopami liści. Nie zatrzymałem się jednak. Brnąłem dalej aż w końcu zobaczyłem niecodzienny widok. I absolutnie nie tego się spodziewałem.
    Za bramą stała Becky obejmująca Wampira. A obok niej wpatrująca się we mnie Alice. Nie wiedziałem, co robić. W pierwszym odruchu zamierzałem rzucić się na Pijawkę, lecz zrezygnowałem z tego zamiaru. Nie miałem pewności, dlaczego. Może nie chciałem skrzywdzić Becky albo Alice a przy ataku mógłbym to zrobić? Zrobiłem więc najbardziej tchórzowską rzecz na świecie. Po prostu uciekłem.

~~ Becky ~~

    - Chris! - krzyknęłam za nim, lecz chyba już mnie nie usłyszał. Był za daleko. Przeraziłam się. A co, jeżeli powie wszystkim o mnie i Louisie? Oczywiście sama chciałam to zrobić, ale w odpowiednim momencie. A ten na pewno się do takich nie zaliczał. - Musimy iść. Muszę go dogonić zanim... - Nie dokończyłam. Przez gardło nie chciało mi przejść to, że Chris mógłby nas zdradzić.
    - Pójdę z tobą - zaofiarował chłopak. Spojrzałam na niego z uczuciem.
    - Kochanie, doceniam bardzo twoją propozycję, ale to pogorszyłoby jeszcze sprawę. Muszę sama z nim porozmawiać, wyjaśnić. Może uda mi się go przekonać...
    - Chodźmy, zanim będzie za późno! - ponagliła mnie Alice. Pocałowałam więc Louisa na pożegnanie i pognałam w kierunku, w którym zniknął Chris. A pobiegł do internatu.
    Kiedy wpadłyśmy do salonu, on właśnie podchodził do Damiena, Shane'a, Chloe, Belli i reszty naszych wspólnych znajomych. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Odwrócił się w moją stronę. W jego spojrzeniu poczułam ból. Ogromny ból i poczucie zdrady.
    - Proszę cię - szepnęłam. Oczywiście zwróciliśmy uwagę naszych przyjaciół, ale nie obchodziło mnie to.
    - Czego ode mnie chcesz? - zawołał nieco zbyt głośno, bo kilka osób spoza naszej grupy, odwróciło na nas swój karcący wzrok.
    - Ja... Wiem, co widziałeś. Wiem, że widziałeś nas razem i wiem, że ci to z pewnością nie odpowiada, ale musisz wiedzieć... On się zmienił, Chris. Wiem, że myślisz, że wszystkie Wampiry są złe i wcale ci się nie dziwię, po tym co przeszedłeś... Ale naprawdę nie każdy jest taki jak wszyscy inni... Spójrz na mnie! - krzyknęłam na chłopaka, ponieważ uparcie spoglądał gdzieś poza moim ramieniem. Kiedy go zmusiłam do tego, by nasze oczy się skrzyżowały, dostrzegłam, że wcale nie chciał wyjawić wszystkim mojego sekretu. Chciał go zatrzymać dla siebie, choć nie miałam bladego pojęcia, dlaczego. To ja sama się zdekonspirowałam. Swoje wielkie z przerażenia oczy skierowałam w dół. Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Pragnęłam zapaść się pod ziemię, by nie móc patrzeć na te zaciekawione spojrzenia kierowane w moją stronę.
    - O czym ty mówisz? - zapytał Damien, spoglądając to na mnie to na swojego przyjaciela. Kątem oka dostrzegłam, że tylko Chloe i Shane siedzieli spokojnie, jakby od początku wiedzieli o wszystkim. No tak, zapomniałam, że przybyli do nas z przyszłości...
    Poczułam, jak dłoń Alice zaciska się na mojej ręce. To dodało mi odrobinę otuchy. Uśmiechnęłam się do niej serdecznie i wzięłam głęboki wdech. Zaczęłam opowiadać im o Louisie. O tym, jak się spotkaliśmy pierwszy raz, jak się poznawaliśmy, jak dostrzegłam w nim mnóstwo dobra, jak współpracował z Liamem. Nikt mi nie przeszkadzał. Widziałam tylko różne emocje malujące się na ich twarzach. Niedowierzanie, złość, bezradność, frustracja...
    - Prue wiedziała - dodałam na koniec, patrząc prosto na Chrisa, który siedział przygarbiony na fotelu. - Domyśliła się niedawno. I całkowicie mnie poparła. Wiesz dlaczego? Bo wierzyła w prawdziwą miłość, w prawdziwą przyjaźń, w to, że człowiek, nawet Wampir, może się zmienić. A wszystko dzięki temu, że poznała wcześniej Liama. To on zapoczątkował tę przyjaźń, którą mam zamiar kontynuować. I nikt mi w tym nie przeszkodzi, bo kocham Louisa i zrobię to, co podyktuje mi serce. A wy zaakceptujecie ten związek, nie będziecie mieli wyboru! - Postawiłam sprawę jasno. Nie byłam pewna, czy nie zakończyłam zbyt ostro. Chciałam, by wiedzieli, że ten chłopak jest dla mnie bardzo ważny.
    Pierwszy wstał Damien. Spojrzał na mnie z wyrzutem i, nic nie mówiąc, opuścił salon. Serce mi się ściskało, widząc jak odchodzi. Ale to było nic, ponieważ potem podniósł się Filip. Z jego oczy nie potrafiłam nic wyczytać.
    - Braciszku... - zaczęłam, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Chłopak pokręcił głową.
    - Przepraszam, to dla mnie zbyt dużo - powiedział tylko. I on również mnie zostawił. Łzy zakręciły mi się w oczach. Przesłoniły mi widok, więc tylko dzięki słuchowi zdołałam dostrzec, że Shane i Chloe również wstali. Podeszli do mnie i stanęli naprzeciwko.
    - Musisz dać im czas. Pogodzą się z tym faktem i zaakceptują wszystko takim, jakie jest - odezwała się Chloe. - Wiem, co mówię - dodała ciszej a potem mnie przytuliła.

~~ Tom ~~

    Szedłem właśnie na zajęcia. Był pochmurny poranek; ciemne i gęste chmury przesłoniły dotąd wszędobylskie słońce. Pogoda jak zwykle odzwierciedlała nasze uczucia. Od kilkudziesięciu godzin cała szkoła była zdruzgotana, zmiażdżona wręcz śmiercią Prue. A burzowe chmury tylko zapowiadały, że już niedługo i one dołączą do jej rodziny i przyjaciół, by móc ją opłakiwać w ciszy i spokoju.
    Miałem właśnie skręcić w kierunku szkoły, kiedy usłyszałem za sobą wołanie. Odwróciłem się, by zobaczyć, kto krzyczał. Kiedy ją dostrzegłem, biegnącą w moim kierunku, nie mogłem uwierzyć.
    - Tom! Jak się cieszę, że cię widzę! Nie będę musiała cię szukać! - Wyrzuciła z siebie na jednym wydechu. Stanąwszy obok mnie złapała się za pierś i pochyliła się do przodu, by złapać oddech. - Matko! Ale się zmachałam - sapnęła.
    - Co ty tu robisz? - zawołałem. Rozejrzałem się dokoła. Pierwsze ciekawskie spojrzenia już na nas padły.
    - Jak to co? - obruszyła się. - Jak tylko dowiedziałam się, co się stało, od razu przyjechałam!
    Przyjrzałem się jej uważnie. Jasne, blond włosy rozwiał wiatr, rozrzucając je po całej okrągłej twarzy. Błyszczące oczy spoglądały na mnie. Zobaczyłem w nich ból, żal, ale i smutek orz zdeterminowanie. Od razu domyśliłem się, że wiedziała.
    - To nie był najlepszy pomysł - odezwałem się po chwili. - Nie powinno cię tu być!
    - Nie cieszysz się, że przyjechałam? - zapytała z wyrzutem. - Z resztą, to bez znaczenia! Jak mogłeś do mnie nie zadzwonić i nie powiedzieć mi co stało się z Prue? - zawołała. Zamachnęła się torebką i uderzyła mnie raz w ramię.
    - Rose, ja... Przepraszam - powiedziałem tylko, podszedłem do niej bliżej i przytuliłem  ją. A ogromny kokon złośliwości i siły pękł, ukazując bezsilność dziewczyny. Wypłakiwała się w moje ramię. Głaskałem ją delikatnie po plecach, które drżały. Pragnąłem coś dla niej zrobić, lecz nie widziałem nic, co mogłoby jej w tej chwili pomóc.
    Staliśmy tak dobrych kilka minut, dopóki Rose się nie uspokoiła. Wtedy wyciągnęła z torebki chusteczki, wydmuchała nos oraz wytarła oczy pozostałości łez. Chwyciłem ją za rękę, ponieważ chciałem z nią porozmawiać w  jakimś ustronnym miejscu. Pociągnąłem ją za sobą. Nie uszliśmy daleko. Po kilku krokach, zatrzymał nas niski głos naszego nowego dyrektora.
    - Tom, dlaczego nie jesteś na zajęciach? Zaczęły się pięć minut temu - odezwał się spokojnie. Odwróciliśmy się w jego stronę, a kiedy Rose zobaczyła Dereka, zachłysnęła się. - Kim jest ta młoda dama, która ci towarzyszy? - dodał, obrzucając ją badawczym spojrzeniem.
    - To jest Rose, przyjaciółka Prue, znały się jeszcze w Londynie... - wyjaśniłem od razu. - Rosie to jest nasz nowy dyrektor oraz ojciec Prue i Davida, Derek Carter - przedstawiłem. Dziewczyna z niedowierzaniem kręciła głową.
    - To niemożliwe - szepnęła, patrząc na twarz mężczyzny. - Prue zawsze opowiadała o panu jakby pani nie żył. Z resztą... Kurcze, jest pan tak podobny do Davida! - Załkała. Objąłem ją ramieniem, a moje spojrzenie bacznie obserwowało dyrektora. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że wzmianka o jego dzieciach nie zrobiła na nim żadnego znaczenia. Lecz gdzieś tam, w środku, serce ogromnie go bolało. Widziałem to w jego zaciśniętych wąsko ustach oraz pięściach.
    - Prue odnalazła go, zanim... No wiesz - rzekłem cicho. - Później ci to wytłumaczę - dodałem po chwili.
    - Tom, czy mógłbym zamienić z tobą dwa słowa? - zapytał uprzejmie Derek.
    - Oczywiście - odpowiedziałem od razu i odszedłem z nim na stronę. - Jeśli chodzi o jej przyjazd, ja naprawdę nie wiedziałem, że...
    - Jasne, przecież wiem. Martwi mnie jednak inna kwestia. Chodzi o to... Czy ona wie o nas? - Doraźnie zaakcentował ostatnie słowo.
    - Nie, oczywiście, że nie. Wszyscy staraliśmy się, by się przy niej nie wydać. - Zawahałem się na moment. - Ale wydaje mi się, że... Powinna wiedzieć. Bardzo kochała pańską córkę. Ma prawo dowiedzieć się, jak zginęła - wyrzuciłem w końcu z siebie to, co gryzło mnie od kilku minut.
    W pierwszym odruchu dyrektor zapewne od razu chciał wybić mi ten pomysł z głowy, lecz zastanowił się. I kiedy już myślałem, że w ogóle się nie odezwie, szepnął.
    - Może i masz rację - westchnął cicho. - Tylko... Czy udźwignie nasz sekret? Czy zdoła w to wszystko uwierzyć?
    - Tego się właśnie obawiam. Że jak tylko jej powiem, odwróci się ode mnie, wsiądzie w pierwszy pociąg i nigdy nie wróci - powiedziałem, spuszczając nisko głowę.

~~ Rose ~~

    Tom zrezygnował z zajęć. Sądziłam, że będzie miał przeze mnie kłopoty, lecz dyrektor tylko się uśmiechnął i odszedł. Nadal nie potrafiłam uwierzyć w to, że właśnie poznałam ojca mojej najlepszej przyjaciółki. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że moja najlepsza przyjaciółka nie żyje! Kiedy znów o tym pomyślałam, łzy ciurkiem wypłynęły z moich oczu, a Tom przytulił mnie mocno. Cicho zaproponował, że zaprowadzi mnie do niej. Bardzo tego chciałam. Zobaczyć ją ostatni raz.
    Leżała taka spokojna, odstrojona jak nigdy dotąd w ciemną suknię. Włosy miała idealnie ułożone; spływały jej delikatnymi falami na ramiona. U nasady dostrzegłam jaśniejsze odrosty. Już od bardzo dawna malowała je. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to robiła. Miała przecież śliczne, ciemnoblond włosy.
    Na pożegnanie pocałowałam ją delikatnie w chłodny policzek. Pojedyncza łza została na jej skórze, by później spłynąć do warg i w nich zniknąć. Tom, który do tej pory trzymał się z tyłu, podszedł do mnie i wyprowadził z pomieszczenia. Obejmując mnie ramieniem, poprowadził do stajni. Tam, wśród koni usiedliśmy i mogliśmy poważnie porozmawiać. Pierwszą kwestią, która nie dawała mi spokoju, odkąd dowiedziałam się o śmierci Pure, było to, jak to się wszystko wydarzyło.
    - Jak to się stało? - szepnęłam, opierając głowę na jego ciepłym ramieniu. - To straszne. Najpierw David a potem, pół roku później ona... Ich matka chyba tego już nie przeżyje... Pamiętam, jak bardzo bolała ją strata syna. Powiedz mi, jak do tego doszło! - Spojrzałam na niego, uważnie mu się przyglądając. Na czole pojawiły się zmarszczki, które mnie zaniepokoiły. Walczył ze sobą, nie wiedział, czy powiedzieć mi prawdę. - Chcę znać wszystko. Nie ukrywaj niczego przede mną - poprosiłam.
    - Ona... Została zaatakowana - odezwał się. Ledwie go słyszałam.
    - Przez kogo? - zawołałam. Nie mogłam uwierzyć, że w tak dobrej szkole mogło wydarzyć się tyle nieszczęść.
    - To był ten sam człowiek, który zabił Davida... - powiedział. Patrzył przez siebie na ogrodzenie oraz snopek siana, który pod nim leżał.
    - Dlaczego zabił ich oboje? - Chciałam wiedzieć.
    - Ponieważ Derek kiedyś zabił jego ojca - wyznał.
    - To jakaś mafia? - powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Tylko takie, racjonalne wytłumaczenie przychodziło mi na myśl.
    - Niezupełnie, ale można to tak nazwać. Chciał się zemścić na ich rodzinie za to, że odebrano mu ojca... To bardziej zagmatwane niż można by przypuszczać - westchnął przeciągle. Zastanawiał się chwilę. Nie przeszkadzałam mu, bo widziałam, że to dla niego trudne. - Ufasz mi? - zapytał po jakimś czasie z nowym błyskiem w oku.
    - Taak - odpowiedziałam, przeciągając samogłoskę, niepewna, czego mam się spodziewać po chłopaku.
    - Chciałbym ci coś powiedzieć o sobie... Coś bardzo ważnego... Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz... Albo przynajmniej postarasz się to zrobić...
    - Powiesz mi wreszcie? - zapytałam niemało już zaciekawiona ale i przestraszona. Chłopak stanął przede mną, zacisnął dłonie w pięści, przymknął oczy.
    - Jestem Zmiennokształtnym - szepnął skupiony.
    Na początku go nie zrozumiałam. Uniosłam brwi do góry, zaintrygowana bełkotem, który usłyszałam z jego ust. Kiedy powtórzył słowa już trochę raźniej, uśmiechnęłam się pobłażliwie. Chciałam do niego podejść i oznajmić, żeby przestał się wygłupiać, bo to nie moment na to, z tego gardła wydobył się dziwny dźwięk podobny do warknięcia wściekłego psa. Potem znów powtórzył, że był Zmiennokształtnym.
    - Kim? - Głos zadrżał mi z przerażenia.
    - Takim jakby Wilkołakiem z super mocami. Trochę jak z komiksu czy filmu fantasy. Chociaż jako zwierzę wyglądam ładniej - dodał. W głowie mi się nie mieściło to, co słyszałam. Mój chłopak był czymś... Czymś, o czym normalni ludzie wiedzą tylko z legend i powieści. Do tego ściągał z siebie wszystkie swoje ciuchy. Odwróciłam wzrok, choć kątem oka nadal go obserwowałam.
    - Tom, ja nie wiem... - Chciałam coś powiedzieć, lecz niby co? Nic racjonalnego nie przychodziło mi na myśl. Na moich oczach własnie przemieniał się w to coś...
    Po chwili stał przede mną wysoki na łapach lew z ogromną złotą grzywą wokół głowy. Zamerdał długim ogonem zakończonym pędzlem, potrząsnął ogromnym łbem. A w następnym momencie znów stał przede mną nagi Tom. Kiedy założył ubrania, podszedł do mnie, ukucnął naprzeciwko.
    - Proszę, nie bój się mnie. Mówiłaś, że mi ufasz... - zaczął.
    - Ale wtedy nie wiedziałam, kim jesteś, do cholery! - zawołałam, wyrażając tym całą swoją obawę, złość, przerażenie. - Co, może mi jeszcze powiesz, że Prue i cała reszta też taka jest, co? - Zaśmiałam się, lecz kiedy dostrzegłam jego grymas na twarzy, zrozumiałam, że trafiłam w dziesiątkę. - To niemożliwe... - szepnęłam, kręcąc głową. Wstałam i opuściłam stajnię. Próbował mnie zatrzymać, ale odepchnęłam jego rękę. - Zostaw mnie! Daj  mi święty spokój! - krzyknęłam, ledwo powstrzymując łzy. Pobiegłam przed siebie. Nie znałam dokładnie całego terenu, więc nie zdziwiłam się, że Tom raz dwa mnie dogonił.
    - Rose, przepraszam! - zawołał przerażony. Głos mu w pewnym momencie zadrżał. Stał nawet kilka kroków ode mnie; nie próbował już podejść bliżej. - Proszę, tylko nie płacz - szepnął. - Nie warto... Myślałem... Łudziłem się, że dasz radę to znieść. Prue w ciebie wierzyła. Miała nadzieję, że dowiesz się o nas dzięki naszej miłości. Ponieważ musisz wiedzieć, że tylko w takich wypadkach można komuś zdradzić naszą tajemnicę. Bardzo chciałem, żebyś wiedziała, ale bałem się o to, jak zareagujesz...
    - Tom - przerwałam mu. Spojrzał na mnie, w mgnieniu oka przestając mówić. - Muszę to przemyśleć. Potrzebuję czasu - szepnęłam. - Zadzwonię.
    Po tych słowach odwróciłam się od niego i odeszłam w kierunku bramy, którą w końcu dostrzegłam wśród drzew. Nie zerknęłam więcej na chłopaka. Czułam, że jeśli bym to zrobiła, przepadłabym.
~~*~~*~~*~~*~~

    Hej, jak tam wrażenia? Kurczę, znowu miałam świetny pomysł na końcową scenę i mam wrażenie, że ją kompletnie zawaliłam :/ No nic, może uda mi się coś z czasem w niej poprawić ;)
    A teraz opowiadajcie, jak tam wakacje? Ciepło, zimno? Pada czy raczej słońce? U mnie chłodno, choć w dzień na szczęście jest słoneczko ;)

6 komentarzy:

  1. O matko Tom przyznał się Rose. Można było się tego spodziewać, że dziewczyna tak na to zareaguje, tylko ciekawi mnie czy jednak zadzwoni.
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału. Pisz szybko, bo chyba umrę z niepewności.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bardzo się cieszę, że nie przesadziłam z reakcją ;) Dziękuję za miłe słowa :)
      Pozdrawiam również!
      Zuza <3

      Usuń
  2. Witam, witam!
    Słucham? I Ty mówisz, że zawaliłaś końcówkę, no błagam. ;-;
    W sumie łudziłam się, że jak Tom powie o wszystkim Rose, to ona zareaguje jakoś w stylu ,, Nic się nie stało, mogłeś powiedzieć wcześniej'' xD Mam nadzieję, że zadzwoni do Toma i wszystko się jakoś ułoży. ;-;
    ,,Na pożegnanie pocałowałam ją delikatnie w chłodny policzek. Pojedyncza łza została na jej skórze, by później spłynąć do warg i w nich zniknąć'' - zdecydowanie mój ulubiony fragment w tym rozdziale. :)
    No nic. Życzę weny, czekam na następny i przepraszam, że komentuję dopiero teraz. ;-; <3
    Bywaj!
    Jeśli masz czas to zapraszam do siebie na nowy :)
    http://zagubieni-w-echu.blogspot.com/2015/08/xxiii-podziekowania.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha a ja nadal jestem w tyle u Ciebie <3 moje jedyne wytłumaczenie? To takie, że przez ostatnie trzy dni kompletnie mnie nie było w internetach ;) Jak uporam się z moim drugim blogiem to od razu zajrzę ;)
      Co do końcówki... Kurczę, ja mówię, że zawaliłam :D moja wyobraźnia dyktowała mi wspanialszą końcówkę, ale cieszę się, że i ta się spodobała :D
      O jeeeejku! Strasznie się cieszę, że się podobało <3
      Pozdrawiam serdecznie!
      Zuza <3

      Usuń
  3. Pssst, jeśli tylko potrzebujesz doradcy do spraw broni (łuki, szable, miecze, sztylety, karabiny snajperskie) masz mnie pod ręką! Pisz pod tym komentarzem, jeśli życzysz sobie takowej pomocy. Oferuję usługi przez cały tydzień, od dziesiątej rano, do dwudziestej pierwszej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza tym... ech, tak strasznie brakuje mi Davida! W jakiś sposób ten chłopak rozluźniał atmosferę, sprawiał, że wszystko wydawało się normalniejsze, bliższe... niby już tak długo go nie ma, a ja nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić!

      Usuń