piątek, 3 lipca 2015

~1. "Wiele się zmieniło."


Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie. - J.K. Rowling



~~ Becky ~~

    - Kim jesteś? - zapytała Alice, chcąc się upewnić. Przerwała tę niezręczną ciszę, która nastała po kłótni chłopców. Nie wiedziałam dlaczego, ale ucieszyłam się z tego, co powiedział Shane. Znaczyło to, że Chris w końcu się pozbierał i miał normalne życie. A skoro on potrafił to my pewnie też. Zaświtała we mnie nadzieja, której od tak dawna nie posiadałam.
    - Jestem Shane Brown, urodzę się za kilka lat, kiedy już wszyscy skończycie szkołę, kiedy cała sprawa z Wampirami się uciszy. Przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie w nowej przyszłości, którą stworzyliśmy - odezwał się niepewnie. Zerknął na Chrisa, który odkąd poznał prawdę, siedział i wpatrywał się w jeden punkt. Nie poruszył się ani o milimetr.
    Chloe otarła łzy z policzków i podeszła do Shane'a. Ścisnęła mocno jego ramię, jakby chciała mu coś w ten sposób powiedzieć. Mnie natomiast nasunęło się inne pytanie.
    - Skoro jesteś synem Chrisa, to kim jest Chloe? - zapytałam, spoglądając to na jednego to na drugiego. Zmieszali się, ale chyba tylko ja to dostrzegłam. Nie miałam pewności, ale zerknęli na siebie, by dopiero po chwili odpowiedzieć na moje pytanie.
    - Chloe jest moją dziewczyną. Znamy się od kołyski, przyjaźnimy odkąd pamiętam. Jak sięgam pamięcią, jest tylko ona. - Uśmiechnął się do niej serdecznie. - Ale nie o to mi chodziło. Nie pamiętacie, o czym wspominałem? - Próbował odwieść nas od tematu, byśmy nie zadawali już niewygodnych pytań. - Prue nie może tak po prostu nie żyć! - zawołał do wszystkich, ale wzrok utkwiony miał w Chrisie.
    - A jednak! - krzyknął, poruszając się pierwszy raz od kilkunastu minut. Spojrzał w jego oczy. - Prue nie żyje i daj nam wreszcie spokój! - wrzasnął. Wstał i wyszedł, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. A w salonie znów zapanowała cisza.

~~ Chloe ~~

    Od tamtej kłótni minęło kilka dni. Spokojnych, przepełnionych żałobą, smutkiem, cierpieniem dni. Na początku, chyba jeszcze tego samego dnia uprzątnięto wszelkie ślady po walce. Sprzed budynku szkoły zniknęły gruzy, połamane gałęzie, trawa znów zaczęła odrastać. Ktoś pofatygował się i obmył chodnik z krwi, spalono ciała Wampirów. Jedynie Liam wrócił do swoich przyjaciół cały, za namową Chrisa.
    Wiele się zmieniło. Stark już nie piastował urzędu dyrektora szkoły ani samca alfy. Obie te funkcje tymczasowo przejął Derek - przywództwo w stadzie dlatego, że mu się należało, stanowisko dyrektora dlatego, że nie znalazł nikogo, kto byłby w stanie po ostatnich wydarzeniach, przejąć tę funkcję i obciążyć choć odrobinę jego barki. Co do ojca Prue - wywalił na zbity pysk Starka, gdy dowiedział się, co działo się pod jego nieobecność. Oczywiście dołączył do walczących, kiedy tylko się dowiedział o ataku, lecz nie zdążył odnaleźć w tłumie swojej córki. Rozwścieczony, kazał powybijać wszystkie Wampiry, które zostały przy życiu i nie zdążyły się teleportować.
    Nancy miała pełne ręce roboty przy pielęgnowaniu rannych. Od razu zgłosiło się wiele osób do pomocy, więc szpitalik dawał radę. Najgorszą pracę mieli ci, którzy zbierali ciała poległych Zmiennokształtnych. To ta grupa ochotników oraz pracowników szkoły zabierała umarłych, myła je a następnie przebierała w czyste ciuchy i przygotowywała na pogrzeb. Kiedy dostrzegłam, jak nieśli ciało Prue, rozpłakałam się na nowo, choć obiecałam sobie, że będę silna. Dla każdego, kto tego potrzebował.
    Słyszałam również plotki na temat tego, że wataha przygotowuje się do wyłapania wszystkich Wampirów. Chcieli ich złapać i postawić przed sądem. Nie sądziłam, że Derek aż tak oszalał, by podjąć tak radykalną decyzję. Widocznie nie znałam go na tyle dobrze. W sumie, nikt go tu nie znał, a ci, co tak im się wydawało, bali się mu przeciwstawić. Martwiłam się o swoją przyszłość. Wiedziałam, że Zmiennokształtni szybko uporają się z barierą, jaką stanowiło to, że Wampiry są niezwykle inteligentne i potrafią się nieźle schować. Wytropią ich raz dwa. Nim się obejrzymy, będziemy patrzyli na niesprawiedliwe procesy, w których wszystkich uśmiercą. Chyba, że ktoś ich powstrzyma. Jedyna osoba, zdolna tego dokonać, leżała w kostnicy i nie zamierzała się z niej jak na razie ruszać.

    Chris nie odzywał się do nas. W ogóle niezwykle rzadko go widywałam, z resztą tak jak pozostali. Nawet Tom i Damien, którzy dzielili z nim pokój, nie spotykali go zbyt często. Martwiliśmy się o niego. Nie chciał się do tego przyznać, ale cierpiał. Wolał samemu znosić swój ból, kiedy my zbieraliśmy się wszyscy razem i po prostu milczeliśmy. Jedynie Shane, ogarnięty swoją wizją przyszłości zdawał się nie być roztrzęsiony. Co rusz namawiał mnie, bym mu uwierzyła. Prawie mnie przekonał do swojej teorii. Prawie.
    Któregoś dnia poprosił mnie, bym poszła z nim do Dereka. Zgodziłam się, nie pytałam nawet, po co miał do niego iść. Po prostu szłam jego śladem. Kiedy znaleźliśmy się w jego gabinecie, oniemiałam. Pokój zmienił się, kiedy jego dotychczasowy właściciel go opuścił. Dotąd nieprzejrzane papiery, które ostatnimi czasy zawalały pół pomieszczenia, zniknęły. Nadal stała tam biblioteczka oraz biurko, lecz panował na nich idealny wręcz porządek.
    Za biurkiem na obrotowym krześle zasiadał Derek. Przygnębiony, smutny, pogrążony we własnych myślach, błądzący nimi daleko i wysoko w chmurach. Wyglądał, jakby nie spał od wielu dni i od co najmniej dwóch nie jadł. I choć schludnie leżący na nim garnitur ukazywał jego klasę, od razu widać było, że jest wyczerpany.
    - Przepraszam, że przeszkadzamy - zaczął Shane ostrożnie, skupiając uwagę dyrektora na sobie. - Czy moglibyśmy zająć panu chwilkę? - zapytał z grzeczności, lecz nie zamierzał wychodzić, nawet jeśli mężczyzna by się nie zgodził. Jego postawa mówiła sama przez siebie.
    - Tak, oczywiście - powiedział tylko.
    - Dziękuję - odetchnął. - Chciałbym poprosić pana, by przełożył ceremonię... Słyszałem, że ma się odbyć za dwa dni. To zdecydowanie za wcześnie... - zawahał się.
    - Shane... - szepnęłam ostrzegawczo. Kiedy tylko przejrzałam, że przyszedł do Dereka tylko po to, by mącić mu w głowie myślą, że jego córka może jednak przeżyła, choć nic na to nie wskazuje, próbowałam mu przerwać, powstrzymać go. Uciszył mnie jednak jednym skinięciem ręki.
     - Dlaczego mnie o to prosisz? - zapytał zaintrygowany.
    - Ja... Muszę mieć więcej czasu. Dzień, może dwa. Proszę, niech się pan zgodzi. Nic się jej nie stanie, już nie...
    Dyrektor zamyślił się. Odwrócił się w stronę okna i wyjrzał przez nie. Zacisnął dłonie w pięści kilka razy, nim znów na nas spojrzał.
    - Dobrze, macie dodatkowe dwa dni. Nie wiem, po co wam one, lecz mogę przełożyć uroczystość jeszcze o dwa dni. Nie więcej. Już i tak wiele zwlekałem, lecz były inne, równie ważne sprawy do załatwienia... - powiedział cicho, niemalże do siebie.
    - Dziękujemy! - zawołał radośnie Shane, za bardzo entuzjastycznie, biorąc pod uwagę to, w jakiej sytuacji się znajdowaliśmy. Niemal wybiegł z gabinetu. Nie pozostawało mi nic, jak tylko podążyć za nim.
    - Nie rozumiem! - zawołałam na schodach. - Po co wzbudzać we wszystkich nadzieję, skoro tej nadziei nie ma? Prue umarła i nic tego już nie zmieni.
    - Nic nie rozumiesz? - Zatrzymał się i spojrzał na mnie. Złapał za ramiona i potrząsnął delikatnie. Stał stopień niżej, więc byliśmy prawie równi. - A to, że nadal tu jestem, że cię dotykam, że mówię do ciebie, nic nie znaczy? Zastanów się, proszę!
    I wtedy dostrzegłam to, co on zauważył od razu, to, co próbował nam od kilku dni bezsilnie wytłumaczyć. To, co dało mi płomień nadziei, ostatnią deskę ratunku, której chwyciłam się jak tonący brzytwy.

~~ Alice ~~

    Szłam razem z Becky wzdłuż ogrodzenia. Nie rozmawiałyśmy wiele. Właściwie to tylko na początku każda z nas coś napomknęła, a potem nastała kompletna cisza. Nie miałam pojęcia, po co właściwie tutaj przyszłyśmy, ale ruch mnie uspokajał. Wiatr osuszał moje mokre od łez oczy i policzki oraz ukrywał twarz w roztarganych włosach.
    Zerknęłam na przyjaciółkę. Bałam się, że zamknie się tak, jak po śmierci Davida. Tego bym nie zniosła. Wtedy wytrzymałam, ponieważ była przy mnie Prue, mogłam na nią liczyć. Teraz jej zabrakło. Gdybym straciła jeszcze Becky, nie wytrzymałabym. Cieszyłam się, że była ze mną, że tym razem się nie poddała, że była silna. Kiedy spojrzała na mnie, uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco. Odwzajemniła uśmiech, choć wydawał się wymuszony i smutny.
    Szłyśmy w milczeniu jeszcze chwilę, nim Becky nie zatrzymała się w połowie kroku. Zaczęła nasłuchiwać, a kiedy chciałam coś powiedzieć, nie pozwoliła mi na to. Zbliżyła się cicho do muru.
    - Słyszysz to? - zapytała, idąc wzdłuż betonowej ściany, obrośniętej bluszczem, który wznosił się wysoko ponad nasze głowy. Pokręciłam głową. Niczego niepokojącego nie słyszałam. Tylko nasze oddechy, jej delikatnie stawiane kroki oraz szum drzew i śpiew ptaków, który, gdy tylko o nim pomyślałam, umilkł. - Ktoś jest po drugiej stronie - powiedziała tylko i pobiegła w stronę bramy. Ruszyłam za nią, wołając.
    - Może powinnyśmy zawrócić i wezwać kogoś? - zaproponowałam. Stanęłyśmy w końcu na drodze wysypanej kamyczkami. Dziewczyna pokręciła głową.
    - Nie. Wiem, kto to jest. Tylko proszę, obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego. Jego widok może ci się nie spodobać - rzekła cicho, krzywiąc się. Serce biło jej niemiłosiernie szybko, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Nie wiedziałam, co zrobić, więc po prostu przytaknęłam. - Obiecaj! - zawołała, potrząsając mną.
    - Obiecuję - szepnęłam.
    - Okej, w takim razie, chodźmy - powiedziała, złapała mnie za rękę i wyciągnęła za teren szkoły.
    Przeszłyśmy kilka kroków, skręciłyśmy w lewo i stanęłyśmy na parkingu za wysokim i szerokim dębem. Rozglądałam się dookoła, ale Becky wpatrywała się w jeden punkt, jakby wiedziała, skąd przyjdzie gość. I nie myliła się. Po chwili z wiatrem dotarł do nas zapach, który rozpoznałabym wszędzie. Zapach cytrusów. Popatrzyłam na przyjaciółkę, lecz ta wydawała się nie zwracać na to uwagi. Zasugerowałam jej, byśmy odeszły stąd, lecz nie chciała mnie słuchać. Strach przejął kontrolę nad moim ciałem, więc gdy Wampir pojawił się w zasięgu mojego wzroku, użyłam na nim mojej mocy. Dosyć długo próbowałam go zamrozić, lecz nieskutecznie. Chłopak wytworzył tarczę ochronną, więc mój lód zatrzymał się parę centymetrów przed nim.
    - Co ty robisz? - zawołała Becky, łapiąc mnie za rękę i uniemożliwiając mi dalszy atak. - Obiecałaś, że nie będziesz robiła nic głupiego.
    - Ratowanie nam tyłka przed Wampirem wydaje ci się głupie? - Zaśmiałam się ironicznie.
    - On nie zrobi nam krzywdy! - krzyknęła, stając między mną a nim. Zdziwiona, patrzyłam, jak Wampir podchodzi do niej i obejmuje ją a następnie się całują.
    Nie wiedziałam, co zrobić. Czy uciec i powiedzieć wszystkim, że przed bramą czeka Wampir, czy zostać i bronić swojej przyjaciółki, czy może zaufać jej i wysłuchać do końca. Nie potrafiłam się ruszyć, więc pierwsza opcja nie wchodziła w grę. Pozostawało mi czekać w gotowości na odparcie ataku.
    - Alice, Louis jest moim chłopakiem - usłyszałam spokojny głos Becky. - Spotykamy się już od dwóch miesięcy. Poznaliśmy się, kiedy wyjechałam z Filipem do Manchesteru. Kocham go a on kocha mnie. Nie skrzywdzi nas, więc możesz się rozluźnić i posłuchać, dlaczego naraził swoje życie i przyjechał tutaj, zwłaszcza teraz? - Jej głos przybrał groźny ton, więc odwróciłam wzrok w ich stronę. Stali, patrząc sobie prosto w oczy - Becky z groźną miną, chłopak ze smutną ale i skruszoną.
    - Musiałem upewnić się, że z tobą wszystko w porządku. Niby wyczuwałem, że nic ci nie jest, ale byłaś bardzo zrozpaczona...
    - Przykro mi z powodu Liama - szepnęła i musnęła jego usta swoimi. Wampir przymknął oczy i oparł swoje czoło na jej. - Wiem, że był twoim przyjacielem...
    Oderwałam wzrok od tej dwójki, pozwalając im nacieszyć się sobą. Nadal nie byłam przekonana co do intencji chłopaka, ale ufałam swojej przyjaciółce jak nikomu innemu i jeżeli nie została opętana ani nic to wiedziała, co robiła.
    Rozejrzałam się dookoła. Powoli zapadała jesień, pierwsze liście już pożółkły na drzewach, niektóre, nawet zielone pospadały z nich, tworząc chodnik, na którym słychać było czyjeś kroki. Zerknęłam na bramę. Mój słuch się nie mylił.
    - Hej, chyba mamy towarzystwo! - zawołałam, wskazując na Chrisa uciekającego w kierunku szkoły.

~~*~~*~~*~~*~~

    Hej ;) Jak Wam mijają wakacje? Pogoda dopisuje? Bo u mnie jak najbardziej ;)

6 komentarzy:

  1. Rozdział przecudny. Zastanawia mnie co zrobi Chris, ale chyba jestem pewna, że pójdzie powiedzieć o wampirze dyrektorowi. Pogoda bardzo dopisuje, można by rzec, że nawet za bardzo. Strasznie gorąco, a na niedziele zapowiadają u mnie trzydzieści stopni.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Tak bardzo chcę się dowiedzieć jak ożywią Prue.
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chris jest nieprzewidywalny, nawet ja do końca nie wiem, co zrodziło się w jego głowie ;)
      Co do pogody to u mnie również 30 stopni, podobno ma być tak do środy ;) Fajnie, ale na dworze nie da się wysiedzieć, chyba, że nad basenem albo jakąś rzeką czy coś :)
      Hyyym... Co do Prue... No to mogę zdradzić, że już w kolejnym rozdziale coś się z nią pojawi ;)
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Okej, trafiłam tu przez przypadek, ale cieszę się z tego.
    Uwielbiam tego typu opowiadania (fantastyka itp.)
    Podoba mi się Twój sposób pisania i z pewnością zostanę tu na dłużej. :)
    No jestem ciekawa jak potoczy się dalej sprawa z Louisem i Becky. A już szczególnie co zrobi Chris. ;-;

    No nic. Czekam na kolejny, życzę weny. ;*

    Zapraszam do siebie (chamska reklama xD): http://zagubieni-w-echu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja cieszę się, że do mnie trafiłaś jakimś cudem ;) Dziękuję za tyle pochwał ;) A na bloga na pewno zajrzę, gdy znajdę chwilkę czasu :)
      Pozdrawiam serdecznie! <3

      Usuń
  3. Noł łeeej :C Dlaczego tak krótko? ;__;
    OMG *.* Cóż mogę rzec? Jest cudowny!!! Ale ja chcę więcej Chrisa! Wiem, że przedłużasz powrót Prue! I wiem, że ona wróci! :D Musi wrócić xd
    Czyli Shane to syn Chrisa i Prue? xd Taka mała nadzieja dla nas, że ona jednak przeżyje xd
    Strasznie szkoda, że Liam nie żyje :c Nawet go lubiłam :D Ale nikogo juz nie uśmiercisz? Bo wiesz... Ten przywilej należy si tylko i wyłącznie mnie :D
    Okey..żartuje :D
    Czekam na next! Mam nadzieję, że szybko coś dodasz, bo zżera mnie ciekawość co do Prue :D
    Lato, jak lato :D Dużo pracy xd Ale nie mam na co narzekać xd Więcej odpoczywam niż się napracuję :D I jeszcze za to mi płacą ^^
    A mama zawsze mi powtarzała, że za moje lenistwo nikt mi nie zapłaci xd
    Mam tu pełno dzieciaków, więc nie jest nudno :D Jeszcze dzieci szefowej cały czas mnie zaczepiają do zabawy xd Więc Loncia-Opiekunka rusza do akcji! :D
    Pozdrawiam i miłych wakacji!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty limit do zabijania bohaterów wyczerpałaś, choć wiem, że na pewno coś szykujesz :p Nie byłabyś sobą, gdyby coś się nie wydarzyło :p
      Cóż mogę rzec? Nic nie zdradzę przedwcześnie, wszystkiego dowiesz się powoli i w kolejności takiej, jaką zaplanowałam :p
      Ahh, z dzieciakami nigdy nie jest nudno *,* Sama od czasu do czasu się zajmuję, więc wiem, o czym mowa :D
      Również pozdrawiam i też Ci życzę udanych wakacji!
      Zuza <3

      Usuń