sobota, 9 stycznia 2016

Epilog

Notka z dedykacją dla wszystkich, którzy przeczytali choć jeden post, skomentowali choć jednym komentarzem. Ale najbardziej dla tych najwytrwalszych <3

Jeżeli przeczytałeś, skomentuj. Dla Ciebie to tylko chwilka, dla mnie to ogromna radość i wiadomość o tym, ilu Was tak naprawdę jest <3


"Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by 
pójść naprzód." – Paulo Coelho


~~*~~*~~*~~*~~


~~ Bella ~~

Niestety, czas wolny się skończył i czas było wracać do szkoły. Chyba nikomu się to nie uśmiechało, zwłaszcza po tak cudownie spędzonym czasie. Wraz z Alexem i naszymi najbliższymi rodzinami świętowaliśmy Boże Narodzenie. Było fantastycznie. Atmosfera cały czas utrzymywała się na poziomie świątecznego podekscytowania, miłości i radości. Nikt z nikim się nie kłócił. No może z wyjątkiem mnie i Alexa, kiedy chłopak czymś mnie bardzo zdenerwował. Wtedy musiał dostać za swoje. Lecz poza tym? Pierwszy raz od dawna, czułam, że tak powinno być zawsze, nie tylko od święta.
Później spotkaliśmy się w szerszym gronie, bo Prue zaprosiła nas na sylwestra. I wtedy również wszystko odbywało się jak należy. Wybawiliśmy się, pośmialiśmy się, po prostu pobyliśmy razem ze znajomymi. Poznałam również kilka wspaniałych osób z Londynu. Oczywiście, korzystając z okazji, obejrzałam również to fantastyczne miasto. Razem z Prue poszłyśmy następnego dnia na spacer, a dziewczyna pokazywała mi co ciekawsze miejsca. Nawet nie wiedziałam, że moja przyjaciółka mieszkała wśród tylu intrygujących rzeczy. Mnóstwo kin, teatrów, sklepy na każdej ulicy, przytulne kawiarenki, hałaśliwe bary. Zupełnie inaczej, niż w mojej dzielnicy. Tam było spokojnie, a tutaj? Wielki świat w jednym miejscu.
Ale wszystko to się skończyło. Przerwa świąteczna dobiegła końca, więc wsiedliśmy do pociągu i ruszyliśmy na północ.
Siedzieliśmy wspólnie w przedziale. Ja razem z Alexem przy oknie, naprzeciwko nas Prue i Chris, których trudno było ostatnio rozdzielić. Trudno się dziwić, po tym, co się stało, sama nie chciałabym opuszczać ani na krok mojego chłopaka. Obok nas zajęła miejsce Becky i Jen oraz Tom, a obok przytulającej się pary, kolejna: Alice i Damien.
– Oddaj mi to, Damien, cholera! – wołała co jakiś czas do chłopaka, który trzymał w ręce zdjęcie z portfela Becky.
Damien jak zwykle opowiadał jakieś żarciki, z których dziewczyny się śmiały. Czasem im dokuczał, coś zabrał, byleby było śmiesznie. Alice próbowała go jakoś powstrzymać, ale nieudolnie. Za bardzo jej się to podobało, by zakazać mu to robić. Tom natomiast siedział w kącie i próbował skupić się na czytaniu jakiejś książki, ale wątpiłam, by w takim hałasie udało mu się cokolwiek zrozumieć. Chociaż, z jego fotograficzną pamięcią nigdy nic nie wiadomo. 
Ukradkiem przyglądałam się Prue i Chrisowi. Szeptali coś sobie do uszu. Przytuleni, czasami się pocałowali, czasem po prostu spoglądali sobie czule w oczy. Wyglądali razem wspaniale. Wiedziałam, że za kilkadziesiąt lat wszystko się zmieni, ale oni nadal będą w sobie tak samo zakochani w sobie jak teraz. A może nawet jeszcze bardziej.
I jak to w takich momentach bywa, nawiedziła mnie wizja. Cały obraz stał się czarno-biały, w ciemnej ramce.
Pierwsze, co zobaczyłam urząd, ubranych odświętnie ludzi a w centrum uwagi stała jedna para. Becky i Louis przysięgali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską, a ich najbliżsi towarzyszyli im w tym ważnym dla nich dniu. Uśmiechnęłam się sama do siebie, czując ich szczęście.
Potem nastąpiła mgła i po chwili pojawiła się kolejna wizja. Na początku delikatnie się wystraszyłam, ponieważ nigdy nie miałam jednego widzenia za drugim. Uspokoiłam się, dopiero kiedy ujrzałam gorące słońce, nagrzaną plażę, wysokie palmy a w ich cieniu łuk udekorowany zielonym pnączem i białymi kwiatami. Do łuku prowadził biały dywan obsypany czerwonymi płatkami róż. Po jednej i po drugiej stronie w równych odległościach stały krzesła. Miejsce zapełniało się ludźmi, którzy rozmawiali ze sobą z przejęciem i podekscytowaniem. Zauważyłam Becky pod rękę z Louisem.
– Chodźmy, bo zajmą nam wszystkie najlepsze miejsca – pośpieszyła męża brunetka. Przed nimi dreptał mały chłopczyk w ciemnych loczkach.
Chloe ma mieć brata? Zastanawiałam się nad tym chwilę, nie na tyle długo jednak, by się upewnić. Moją uwagę przykuło coś innego. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, ostatnie szepty ucichły, gdzieś z boku delikatnie zaczęła grać muzyka. Wszyscy jak na komendę wstali i odwrócili się do tyłu. Również to zrobiłam, by nie być jedyną.
Na początku jej nie poznałam. Włosy lekkimi falami spływały jej na ramiona, cudowny makijaż podkreślał jej urodę. Biała sukienka opływała idealne wręcz ciało dziewczyny, a w biżuterii odbijały się promienie słoneczne. W dłoniach niosła malutki bukiecik a obok niej szedł jej wymarzony, trzymając ją pod rękę. Prue i Chris w dniu swojego ślubu wyglądali jak miliarderzy z najromantyczniejszego filmu, jaki kiedykolwiek powstał w Hollywood.
Wolnym krokiem podeszli do ojca dziewczyny, który podczas przemarszu zdążył stanąć pod łukiem. To on, wedle tradycji Zmiennokształtnych miał udzielić im ślubu.
Kiedy stanęli już obok niego, muzyka ucichła a goście usiedli z powrotem na swoich miejscach. Każdy podziwiał wystrój miejsca, skrojony garnitur pana młodego a przede wszystkim sukienkę panny młodej. Bez ramiączek, gorset z delikatnej koronki a reszta luzem puszczona aż do ziemi. Dodatkowo zawiązana biała wstążeczka ukazywała jej talię.
– Witam was, moi drodzy najbliżsi przyjaciele i rodzina tej oto pary młodej. Zebraliśmy się dzisiaj tutaj, by połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim – rozpoczął Derek Carter. Wiele mówił tego dnia, dużo informacji wleciało mi jednym a wyleciało drugim uchem. Zafascynowana całą sytuacją nie potrafiłam się skupić, choć bardzo chciałam, ponieważ tradycyjne śluby Zmiennokształtnych zdarzają się niezwykle rzadko, ponieważ wielu młodych w tych czasach decyduje się na świecki ślub a nie zawierzenie swojego prywatnego życia Nyks. A jest to piękna ceremonia.
Małżonkowie przed ślubem powinni przyszykować sobie przysięgę, którą wypowiedzą swojej drugiej połówce tego dnia. Zwykle to są piękne słowa o miłości, o tym, żeby trwać przy sobie na dobre i na złe aż do końca, o wierności i uczciwości. I tym razem młoda para zadziwiła wszystkich zebranych.
– Obiecuję cię kochać aż po kres swojego życia i o jeden dzień dłużej – wypowiedział Chris, trzymając delikatnie dłoń dziewczyny i spoglądając jej prosto w oczy.
– Obiecuję już nigdy cię nie zostawić aż do końca mojego życia i o jeden dzień dłużej – zawtórowała mu Prue. Łzy wzruszenia pojawiły mi się pod powiekami. To było coś oryginalnego i cudownego jednocześnie. Zwykłe słowa, dla nich na pewno wiele znaczą.
Na koniec wymienili się złotymi obrączkami i pocałowali namiętnie. Kiedyś zamiast obrączek były to ręcznie robione naszyjniki, ale okazało się, że niektóre z nich za bardzo rzucały się w oczy i niewygodnie się je nosiło. Obrączki były standardową formą, która identyfikowała małżonków wśród społeczeństwa.
Bardzo chciałam zobaczyć całą ceremonię powierzenia życia Nyks, jednak wizja znów się zamazała. Tym razem trafiłam do szpitala. Wszędzie pełno zabieganych ludzi. W kącie dopiero dostrzegam znajome twarze Chrisa i Alice. Wydaje mi się, że są delikatnie starsi, ale to może być tylko złudzenie mojej wizji. Dyskutują o czymś zawzięcie. Widać, jak chłopak jest zdenerwowany, ciągle zaciska dłonie w pięści.
– Niedługo się skończy – uspokajała go blondynka. Poklepała go delikatnie po ramieniu. Nagle drzwi naprzeciwko otworzyły się, a spojrzenia wszystkich skierowały się w tamtą stronę. Wyszedł z nich zmęczony lekarz, który wycierał ręce w ręcznik papierowy. Chris szybko wstał i podszedł do niego.
– I co? – zapytał, wyczekując odpowiedzi.
– Chłopczyk. – Uśmiechnął się do chłopaka. Wyciągnął do niego rękę, którą Chris w oszołomieniu uścisnął. – Gratuluję, został pan ojcem.
– Tak! – Zapiszczała Alice, skacząc na blondyna i całując go w policzek.
– Może pan wejść do żony – pozwolił mu lekarz, wskazując ręką drogę. Alice powiedziała cicho, że poczeka tam, na korytarzu.
Kiedy wizja już dobiegła końca, nie pojawiła się kolejna. W oszołomieniu siedziałam i spoglądałam na wesołą parę naprzeciwko mnie. Uśmiech nie schodził mi z ust. Tyle cudownych rzeczy wydarzy się już niedługo. Nie mogąc w to uwierzyć, musiałam chwilę posiedzieć i przetrawić wszystkie informacje.
– Wszystko gra? – usłyszałam obok siebie zaniepokojony głos Alexa. Chyba tylko on dostrzegł moje wyłączenie się z towarzystwa.
– Tak, wszystko w porządku – zapewniłam go, mając nadzieję, że nie będzie dręczył mnie kolejnymi pytaniami.
– Co widziałaś? – Chciał jednak wiedzieć.
Na szczęście w tej chwili milczenia zobaczyłam jeszcze jedną, króciutką wizję przyszłości. A może teraźniejszości? Widziałam tłum zebrany wokół stosu, na którym paliły się zioła wokół jakiegoś małego stworzonka, podobnego do zająca. Nie byłam pewna, co widziałam, ale moja intuicja podpowiadała mi jedno.
– Ohrimowie znaleźli sobie nową ofiarę. Tym razem w ogniu skończył zając upolowany w lesie – powiedziałam, całując go delikatnie w policzek. Bardzo chciałam, by moje wizje się spełniły, lecz nie miałam stuprocentowej pewności, że tak właśnie będzie. Mimo wszystko miałam nadzieję, że wszystko w końcu zacznie się układać. Przecież po każdej burzy wstaje słońce, prawda?

~~*~~*~~*~~*~~

Jejku, wiecie, że to już ostatni post tego opowiadania? Mam ochotę wymyślić kolejną przygodę dla Prue i Chrisa, ale nie wiem, czy jeszcze zdołam. Ciągnąc to opowiadanie stałoby się jak "Moda na sukces", choć trudno mi się pożegnać z bohaterami i zakończyć coś, co prowadziłam trzy lata. Trzy okrągłe lata, ponieważ w czwartek minął ten trzeci rok.
Jestem dumna, wiecie? Z Was, z siebie, z tego opowiadania również, ponieważ, mimo tych wszystkich wpadek przy jego pisaniu, podoba mi się. I wydaje mi się, że jeżeli je poprawię, dopracuję wcześniejsze rozdziały, popracuję nad bohaterami to będzie podobało mi się jeszcze bardziej.
W tym miejscu chciałabym wszystkim podziękować. Najbardziej oczywiście tym, którzy komentowali lub którzy osobiście mówili mi, co sądzą o rozdziale. Tym, których nie widać, a są, czyli wszystkim moim znajomym i przyjaciołom, których zanudzałam opowiadaniem o bohaterach czy o jakimś wydarzeniu. Za cierpliwość do mnie i do moich pomysłów.
Dziękuję Wam wszystkim, bo bez Was nie byłoby mnie tutaj <3 Jestem Wam wdzięczna za Waszą obecność, jakakolwiek by ona nie była.
Chciałam na koniec dodać jeszcze jakąś miniaturkę, ale nie miałam na nią pomysłu. Ale jeżeli wy, chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej, piszcie śmiało, na pewno się nad tym zastanowię. A tymczasem za jakiś czas na pewno zabiorę się za poprawę tego bloga.
Kto wie, może wrócę na tego bloga z jakimś innym opowiadaniem? Lubię powracać z nowościami ;) Na razie chce się jednak skupić na "Polowaniu..." i przy okazji bardzo Was tam serdecznie zapraszam. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście rzucili na nie okiem i wypowiedzieli się na jego temat :) Dla mnie każde zdanie się liczy :)
Znowu się rozpisałam, a miało być krótko, wybaczcie mi! <3 Po prostu strasznie dziwnie mi się do Was pisze z myślą, że to może już ostatni raz. Dlatego zachęcam do poczytania moich innych opowiadań, jeżeli tylko podoba Wam się to, co robię ;) Tutaj macie link do miejsc, gdzie możecie mnie znaleźć ;) Jakbyście chcieli :)
Mam nadzieję do zobaczenia! <33

8 komentarzy:

  1. Nie mogę uwierzyć, że to już koniec tego opowiadania ... Tak bardzo zakochałam się w historii Prue, że nadal do mnie nie dociera tytuł tego posta. No ale tak już bywa, że to, co najlepsze, szybko się kończy.
    No cóż, pozostaje mi tylko bardzo pogratulować świetnego pomysłu i lekkiego pióra. Twoje opowiadanie było naprawdę świetne, a uwierz mi, że rzadko stosuję takie komplementy xD
    Życzę powodzenia z innymi bogami blogami. Być może kiedyś się skuszę również tam zajrzeć ;) Na razie niczego nie obiecuję, bo wciąż brakuje mi na wszystko czasu.
    Po raz ostatni tutaj ściskam cię mocno :*
    ~ Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha trzy lata to szybko? Szybo zleciało, ale trzy lata to zupełnie długi okres.
      Dziękuję za komplementy, cóż, teraz, jak zaczęłam poprawiać pierwszy rozdział (tak, idę jak burza :D) to widzę, że część tych słów jest nie do końca zgodna z prawdą jeżeli chodzi o te poprzednie notki ;)
      Pozdrawiam i jak znajdziesz czas to gorąco polecam, choć jak to ja, na początku przeszłam załamkę z opowiadaniem :D
      Zuza <3

      Usuń
    2. Nie twierdzę, że trzy lata to mało. Ale ja nie byłam tutaj od samego początku i dla mnie minęło to strasznie szybko.
      Pisząc te komplementy ja o tym pamiętałam. Mimo wszystko pamiętaj, że to są pierwsze rozdziały opowiadania i wszystko trzeba wy ćwiczyć. Rzadko znajduje się takie osoby, które od samego początku piszą idealnie. Tak samo ty potrzebowałas trochę czasu żeby się rozkręcić. Ja jestem zdania, że o zdolnościach blogera świadczy przede wszystkim końcówka opowiadania i ogólny pomysł na fabułę. W obu przypadkach nie mam zastrzeżeń, więc dalej twierdzę że komplementy są słuszne.
      Ściskam :*
      ~ Alex

      Usuń
    3. Ojej dziekuje za tak uargumentowana odpowiedz 😘 nie patrzyłam nigdy w ten i fajnie, ze Ty go przedstawilas.
      No tak, mnie te lata zlecialy jak z bicza strzelil 😁 nie potrafie ich sobie jakos zwizualizowac ;)
      Pozdrawiam!
      Zuza <3

      Usuń
  2. I żyli długo i szczęśliwie...
    Ale co stało się z resztą. Jak dorastały ich dzieci, jak potoczyły się losy potomków bohaterów tego opowiadania. Ja nie dam ci żyć, ja chcę wiedzieć.
    Rozdział jak zawsze przecudowny, aż nie mogę się pogodzić, że to już koniec.
    Ahhh. Ile ja bym dała, aby dowiedzieć się jakie przygody miały ich dzieci. Ale nie będę cię męczyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha jak mi przyjdzie cos do glowy to badz pewna, ze na pewno sie nimi z wami podziele! Nie mogloby byc inaczej :p
      Dziekuje, serce sie raduje kiedy widze zaangazowanie czytelnikow w opowiadanie i cala historie <3
      Pozdrawiam serdecznie!
      Zuza <3

      Usuń
  3. Jest mi wstyd... Naprawdę. Dodałaś rozdział, ostatni rozdział, a ja nie skomentowałam go w czasie. Wybacz.
    Co do epilogu - przyjemnie mi się czytało o kolorowej przyszłości bohaterów, o cudownym czasie Bożego Narodzenia. Ogólnie, przyjemnie, bo inaczej nie umiem tego ubrać. Rzadko mam tak, że czytam rozdziały z uśmiechem na twarzy. Uśmiechem takim hmmm... mniej więcej takim: :3
    Wiem, że nie zawsze komentowałam, nie zawsze dotarłam na czas. Przepraszam Cię bardzo.
    Mam jeszcze jedną uwagę, no tak jakby uwagę.
    Zawszę będę Cię podziwiała za tak wspaniałą umiejętność pisania w pierwszej osobie. Próbując gdzieś tam wcześniej, wiem, jakie jest to trudne (przynajmniej dla mnie).
    Także mam nadzieję, że niedługo wrócisz tu z nowymi rozdziałami i będę miała co komentować.
    Do zobaczenia. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj spokój, nie wymagam, by każdy dzień po opublikowaniu rozdziału napisał komentarz. Wiadomo, miło jest, kiedy zobaczy się kilka wiadomości, ale bez przesady. Zwłaszcza, że ja u Ciebie również czasami zalegam ;)
      Dziękuję za miłe słowa i pochwały ;) A jakbyś chciała coś mojego przeczytać to zapraszam na moje inne blogi, może akurat znajdziesz coś dla siebie ;)
      Pozdrawiam serdecznie!
      Zuza <3

      Usuń