piątek, 13 czerwca 2014

*19. "...nie pasowała do naszego brutalnego świata."

Rozdział dla wszystkich ważnych osób w moim życiu. Dla tych co mnie wkurzają, wspierają, wtrącają się do mojego życia bez pytania, dla tych co nawet palcem nie kiwną. Dla wścibskich, nieśmiałych, kochających, kochanych, nienormalnych, wnerwiających, uśmiechniętych, pomocnych, pocieszających, odtrącających, kłamliwych, obłudnych ludzisk, którzy przewinęli się przez moje życie. Nie będę wymieniać z imienia, nie po to tutaj jestem, ale chcę podziękować - mam nadzieję, że każdy kto to przeczytał będzie wiedział, że to o nim - za to, że tylu rzeczy mnie nauczyli. Że marzenia się nie spełniają, lecz, że marzenia trzeba spełniać. Że życie to domino i gdy coś pójdzie nie tak to wszystko się posypie. Że jeśli ma się tą prawdziwą przyjaźń to nie trzeba o nią walczyć, bo ona jest. A gdy musisz o nią walczyć to znaczy, ze nigdy nie była to prawdziwa przyjaźń. Że miłość i przyjaźń są ponad wszelkimi różnicami, uprzedzeniami, kulturą, krajem, nieważne skąd pochodzisz, ważne, że można na siebie polegać. Dziękuje tym osobom, które sprawiają, że dzień staje się lepszy, że mam po co wstawać z łóżka, że mam dla kogo żyć. Wy już wiecie, że to o Was. Szkoda tylko, że ten najważniejszy tego nie wie♥


"Nie bój się, bo wielkie oczy ma ten strach 
To tylko złudzenie, więc
Uwierz w siebie tak pokonasz lęk
To co chcesz tu i teraz dzieje się
Śmiało płyń pod prąd
 Na nieodkryty ląd"
- Marta Podulka "Nieodkryty ląd"


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Prue ~~

    Wstał nieco pochmurny dzień. Słońce od samego świtu próbowało przedostać swoje światło przez siwe chmury, ale bezskutecznie. Mimo szarego nieba, było ciepło. Nawet duszno. Chyba zbierało się na burzę. Pierwszą tego lata prawdziwą burzę. Uwielbiałam siedzieć przy oknie i wpatrywać się w granatowe niebo, które co chwila przecinały błyskawice. Kochałam słuchać, jak deszcz puka kroplami o dach, jak szumi w gałęziach drzew, jak grzmoty uderzają gdzieś daleko ode mnie. Zawsze wtedy musiał mi ktoś towarzyszyć. W domu zawsze siedziałam z bratem, owijaliśmy się kocami, mama robiła nam gorącą herbatę lub kakao i w trójkę patrzyliśmy jak natura szaleje. Wiedziałam, że dzisiaj tak nie będzie. Dawid już nigdy przy mnie nie usiądzie, nie przytuli, nie przykryje kocem. Za to będzie Chris. Mój ukochany, przyjaciel, powiernik najskrytszych tajemnic.
    Pogoda nie zachęcała do zwleczenia się z łóżka. Było tak duszno, że odechciewało się wszystkiego. Nie miałam ochoty wstać, ubrać się, iść na śniadanie, przywitać się z przyjaciółmi. Spać również mi się nie chciało.
    Leżałam z zamkniętymi oczami jakieś pół godziny. Słyszałam, jak Rose krzątała się po pokoju, sprzątając swoje ciuchy, by zrobić miejsce dla Becky i Alice, które miały dzisiaj przyjechać. Otworzyła okno, dzięki czemu ciepły wiatr nieco rozgonił duchotę z pokoju. Nie na wiele się to zdało.
    - Wiem, że już nie śpisz - odezwała się blondynka, gdy minęły kolejne trzy minuty. Przewróciłam się na bok i otworzyłam oczy. - Wstawaj, musisz mi pomóc ogarnąć pokój.
    - Nie chce mi się! - jęknęłam, spoglądając na przyjaciółkę. Jak zwykle prezentowała się nienagannie w białej bluzeczce na ramiączkach i króciutkich jeansowych spodenkach. Blond włosy związała na czubku głowy w koński ogon, lecz niektóre niesforne kosmyki nie dały się związać i okalały jej jasną twarz. Nie potrzebowała makijażu, by wyglądać pięknie. I wiedziała o tym. Jedynie pomalowała usta błyszczykiem. Teraz te właśnie usta wykrzywiała do mnie w uśmiechu, kładąc ręce na biodrach.
    - To niech ci się zachce. Za dwie godziny, plus minus, przyjeżdżają dziewczyny i będą musiały się tu zmieścić. A jak na razie to tu nie wepchniesz choćby łepka od szpilki. - Przekrzywiła głowę. Zauważyłam w jej niebieskich oczach błysk. Złowrogi błysk. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
    Rose podeszła do mnie, złapała mnie za rękę i zwlokła z łóżka, pociągając za mną kołdrę i poduszki. Cofając się, potknęła się o porzucony but i runęła za mną na podłogę. Zaczęłyśmy się śmiać na cały głos. Po chwili do oczu napłynęły nam łzy i zaczęłyśmy płakać ze śmiechu.
    - Dobra, ogarnijmy się - zarządziła po paru minutach blondynka, ocierając łzy z policzków. Spojrzałyśmy na siebie i znów zaczęłyśmy się śmiać.

***

    We czwórkę staliśmy przy bramie i czekaliśmy na przyjazd autokarów, które przywiozą uczniów ze stacji. Obok nas stali nauczyciele, Stark i reszta dzieciaków, które zostały w szkole. W sumie, garstka ludzi.
    Według planów mieli pojawić się dokładnie za piętnaście minut. Trochę się denerwowałam. Zastanawiałam się, jak dziewczyny przyjmą Rose. Miałam nadzieję, że dobrze. Wszystkie byłyśmy towarzyskie, więc chyba nie będzie problemu. Mimo wszystko się bałam. Bo co, jeśli ktoś się zdemaskuje? Do tej pory w szkole mieszkało tylko kilkoro uczniów. Od dzisiaj będą ich setki. Wraz z ich przyjazdem zwiększało się prawdopodobieństwo tego, że ktoś zdradzi nasz wspólny sekret. Na szczęście Rose już niedługo wyjedzie.
    Z drugiej strony bardzo tego nie chciałam. Te dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił, a ja nigdy nie będę miała dosyć czasu spędzonego z przyjaciółką. Chciałam jej pobyt u nas jakoś przedłużyć, ale doskonale wiedziałam, że nie mogłam. Pociągało to za sobą zbyt duże ryzyko.
    Stałam między Chrisem a Rose, a obok przyjaciółki stał Tom. Trzymali się za ręce. Tak jak ja i Chris. Spojrzałam na niego, a on ścisnął mocniej moją dłoń, chcąc dodać mi otuchy i wsparcia. Wiedział, że się lękam, choć pewnie nie do końca rozumiał moje obawy. W końcu wszyscy jego przyjaciele byli Zmiennokształtnymi. Nie musiał się przed nimi kryć z tego powodu, że kiedy tylko chciał, zamieniał się w wilka. Ja musiałam i robiło się to dla mnie coraz bardziej uciążliwe. Miałam takie momenty, że byłam bliska wyznania Rose prawdy, ale potem uświadamiałam sobie, że nie mogłam. Sprowadziłabym na nas ogromne niebezpieczeństwo. Tylko miłość, a raczej związanie węzłem małżeńskim człowieka z Zmiennokształtnym pozwalało wyjawić naszą prawdziwą naturę. Żaden człowiek niezwiązany niczym z magią nie mógł wiedzieć o tym, czego uczyliśmy się w tej szkole, co robimy w pełnię księżyca, dlaczego mamy inną temperaturę ciała od zwykłych ludzi, dlaczego, gdy się zdenerwujemy, oczy przybierają inną barwę i dzieją się dziwne rzeczy. Nie, nie mogłam powiedzieć Rose o tym. Przeżyłaby zbyt wielki szok.
    Pokładałam jednak nadzieję w tym, że związek jej i Toma będzie na tyle stabilny, by kiedyś w przyszłości się pobrali i Rose mogła poznać nasz sekret. Ale to kiedyś. Na pewno nie teraz. Teraz wydawała mi się zbyt krucha, nie pasowała do naszego brutalnego świata.
    Najpierw usłyszałam z oddali jadące duże pojazdy. Potem wyczułam zapach spalin zmieszany z wonią Zmiennokształtnych. Na końcu dopiero zobaczyłam autokary wjeżdżające na podjazd. Gdy się zatrzymały, zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu przyjaciółek. Stałam na palcach, a głowę wyciągałam jak najwyżej. Widziałam tylko masę młodych ludzi witających się nawzajem, idących w stronę szkoły, rozmawiających, niosących swoje torby. Ani śladu Belli, Alice, Becky, Alexa, Jen, Damiena, Filipa...
    - Prue! - usłyszałam wołanie za swoimi plecami. Odwróciłam się szybko i ujrzałam biegnącą w moją stronę blondynkę, która ciągnęła za sobą swojego chłopaka.
    - Alice! - zawołałam i ruszyłam jej na spotkanie. W połowie drogi rzuciłyśmy się sobie w objęcia. Śmiałyśmy się i płakałyśmy jednocześnie. - Jak dobrze was widzieć. - Uśmiechnęłam się, wypuszczając przyjaciółkę z objęć. Podeszłam do Damiena i jego również mocno przytuliłam. Przywitali się ze wszystkimi, gdy przypomniałam sobie o tym, że nie przedstawiłam im Rose. - Damien, Alice, poznajcie, proszę Rose. Rosie to jest Damien a to Alice.
    - Cześć, cieszę się, że w końcu mogę cię poznać - powiedziała Alice, podchodząc do Rose i całując ją w policzek. Potem ją przytuliła.
    - Ja też się cieszę - odparła blondynka, ściskając dłoń Damiena. Nie zdążyliśmy nic więcej powiedzieć, bo w tym samym momencie pojawili się Bella i Alex. Gdy tylko ich zobaczyłam, od razu wiedziałam, że są razem. To było widać. Szczęście wprost emanowało od nich. Wszystko przebiegło tak jak w przypadku Alice i Damiena. Przywitaliśmy się, potem przedstawiłam przyjaciółkę. I następna para przywitała ją ciepło.
    Przyszła kolej na Filipa i Becky. Oni przyszli jako ostatni, gdy już większość ludzi się rozeszło, poszło do swoich pokoi. Dziewczyna szła uśmiechnięta od ucha do ucha, rozmawiając z bratem. Gdy nas zauważyła, podniosła rękę i pomachała. Razem z Alice jej odmachałyśmy. Poczekałyśmy aż dojdą do nas i postawią torby na ziemi. Wtedy rzuciłyśmy się na nią we dwie, ściskając ją mocno.
    - Chcecie mnie przywitać czy udusić? - Zaśmiała się serdecznie brunetka.
    - No pewnie, że udusić. Nie znasz nas? - spytałam retorycznie. - Tak strasznie się cieszę, że w końcu przyjechaliście. Tu było tak spokojnie bez was! Tak nienaturalnie cicho!
    - Wyobrażam sobie - odparła Becky. Potem zmarszczyła nieco brwi, spoglądając mi przez ramię. Odwróciłam się więc, by zobaczyć, co przykuło jej uwagę. Patrzyła na Toma i Rose pogrążonych w rozmowie nieco na uboczu. Uśmiechnęłam się do brunetki i poprosiłam ją o chwilę cierpliwości.
    - Rosie, możesz tutaj przyjść na chwilę? Chciałabym ci przedstawić moja drugą współlokatorkę - zawołałam do blondynki. Rose podeszła do nas wraz z Tomem, który nadal trzymał ją za rękę. - Rose, to jest Becky i Filip, a to Rose - oznajmiłam, pokazując dłonią na osobę, której imię akurat wymawiałam. Przywitali się grzecznie. Filip nieco z dystansem, ale nie oczekiwałam niczego więcej. Z reguły nie wychodził przed tłum, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
    Becky zachowała się tak jak Bella i Alice. Przytuliła ją serdecznie. Wiedziałam, że wszystkie będą dobrymi koleżankami. Może nie przyjaciółkami, ale kumpelami na pewno. Na nic więcej nie liczyłam.

*** 

    Siedziałyśmy w czwórkę w pokoju i rozmawiałyśmy. Dziewczyny się lepiej poznawały, opowiadały o sobie, pytały o przeróżne rzeczy. Miałam ochotę wypytać je o wydarzenia, które rozegrały się, gdy były u swoich rodzin, ale nie mogłam tego zrobić przy Rose. Ciągle sobie powtarzałam, że później będziemy miały jeszcze mnóstwo czasu na obgadanie tych spraw.
    Burza była tuż tuż. Co jakiś czas widziałam przecinające niebo błyskawice i słyszałam dalekie grzmoty. I pierwszy raz w życiu nie miał mnie kto przytulić, choć przebywałam w zatłoczonym pokoju. Każdy miał swoje życie i tylko od czasu do czasu te nasze życia przeplatają się z życiami innych osób. Niektóre splatają się na jakiś czas, lecz później i tak zostajemy sami. Taka już nasza ludzka natura.


~~*~~*~~*~~*~~

7 komentarzy:

  1. Hej :* Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedni rozdział, ale teraz nadrobiłam wszystko i skomentuje go pod tym postem :*
    Becky ze swoim wampirem wyglądają b. słodko <3 Chociaż mam wrażenie, że to trochę jak z " Romea i Julii". Nie mogą być razem itp, itd.
    Nareszcie wszyscy już powrócili ^^ więc liczę na trochę akcji. To słodkie, jak wszyscy się troszczą o siebie. Mam wrażenie, że tworzą jedną, wielką i szczęśliwą rodzinę. Mam nadzieję, że tak zostanie, ale wiem, że tak nie będzie. To by było zbyt piękne xd Rozdział świetny, ale taki trochę krótki :D Chociaż mi tam z długością rozdziałów nikt nie dogodzi :D
    Pozdrawiam
    Seo :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje rozdziały zawsze są długie, jestem pod mega ogromnym wrażeniem. Ale tutaj już nie miałam czego wcisnąć, a wciskać na siłę to nie ma sensu.
      Romeo i Julia mówisz? Może, jakoś się nie inspirowałam nimi, ale rzeczywiście. Ale nie tylko w tej książce jest tak, że nie mogą być razem. Poza tym, tam nie mogli być przez rodziców, a tutaj jest nieco inaczej.
      Będzie, będzie. Może nie od razu w następnym rozdziale, ale powoli będę wracać do akcji i wszystkich szybkich zwrotów wydarzeń ;p mam nadzieję, że się Wam spodobają moje pomysły :D
      Jedna, wielka, szczęśliwa rodzinka? :D Już ja muszę coś z tym zrobić! ;p [knuje niecny plan]
      Ja też niedługo zawitam u Ciebie, ale nie wiem, czy dzisiaj, bo zaczyna grzmieć u mnie. Ale jak tylko przeczytam to skomentuję :)
      Fajnie, że wyglądają słodko, muszę to też zmienić :D Nie no, tak serio to wkrótce nie będą wyglądać słodko. Albo jeśli ktoś lubi patrzeć jak ktoś cierpi to dla niego będzie słodko :D
      Pozdrawiam!
      Zuza ;*

      Usuń
  2. Hej. :p
    Wróciłam do pisania. xD Przepraszam za tak długą nieobecność i jeżeli chciałabyś czytać dalej mojego bloga, bo pamiętam, że bardzo ci się podobał, to serdecznie zapraszam :)
    A oto kawałek rozdziału 15:

    "- Witam, moje kochane Gryfiaczki. Co tam ciekawego w waszym świecie? – rzucił beztrosko Zabini, dosiadając się do stołu.
    - Zabini? To chyba nie jest twój stół. – powiedziała ruda. Lubiła go, i to jak! Ale nie mogła sobie podarować dokuczania mu. Przecież wtedy zwróci na nią swoją uwagę, czyż nie?

    - Nie martw się, malutka. Umiem wmieszać się w tłum. Założę tylko na siebie wasze barwy, okulary, dorysuję sobie bliznę na czole i będę niczym drugi Potter!"

    Pozdrawiam serdecznie :*
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Przepraszam, że tutaj, ale z tego, co widzę nie masz spamu czy coś takiego, a nie mam do Ciebie kontaktu żadnego :)

      Usuń
    2. Widziałam właśnie!!! Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam. Tylko nie wiem, czy dzisiaj dam radę przeczytać, bo coś zaczyna grzmieć, ale obiecuję, że wkrótce się zjawię!!
      Mnie by się nie podobało? Takie cudo? No weź ;p
      A fragment boski!!!! <3
      Również pozdrawiam!
      Zuza ;*

      Usuń
  3. Cześć!
    Rozdział jak zwykle powalający! I ten cytat na początku. OMG Kocham <3 Wspaniałe, wspaniałe, wspaniałe! Już powoli brakuje mi słów na temat Twojego bloga. ;*
    Niestety... ja nie będę mogła już do Ciebie zaglądać albo będę robić to rzadziej . Z tego samego powodu usunęłam swojego bloga. Dlaczego? Mogłabym dużo o tym napisać... Wytłumaczyć to wieloma przyczynami... Najkrócej to: PRZEPROWADZAM SIĘ. ;( Razem z rodzicami zamieszkamy w Paryżu. Na początku bardzo się cieszyłam, ale potem doszło do mnie, że będę musiała opuścić wszystkich moich przyjaciół i zakończyć wszystkie sprawy w Polsce. No i oczywiście za granicą nie znajdę czasu na prowadzenie bloga. Dużo czasu zapewne poświęcę nauce języka, którego na ten moment znam na ok. 35%. Przykro mi, że musiałam zakończyć moje opowiadanie w momencie, kiedy akcja się rozkręcała, ale takie już bywa życie... Przynajmniej dzięki tej "przygodzie" z blog spotem zrozumiałam, że pisanie to coś dlaczego zostałam stworzona. Może jestem jeszcze młoda, ale to uczucie we mnie jest tak silne, że nie sądzę iż kiedyś wygaśnie. Moja pani od polskiego utwierdziła mnie w tym, a także nagrody za opowiadania, które wygrywały różne konkursy.
    Dziękuję Ci kochana, że wytrwałaś aż do tego momentu, że przy każdym rozdziale witał mnie Twój piękny komentarz, że dzięki Tobie na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, za to że po prostu byłaś. ;* Mogę Ci obiecać, że kiedyś spotkasz się jeszcze z moją twórczością (mam nadzieję, że mogę to tak nazwać). Pewnego dnia w każdej księgarni będzie można kupić moje książki, to jest to do czego będę dążyć i wierzę, że kiedyś mi się to uda.
    Całuski i żegnam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się właśnie zastanawiałam, dlaczego usunęłaś bloga. Och, jest mi strasznie przykro! Nie dosyć, że jutro koniec roku i będę musiała się pożegnać z moją klasą to jeszcze ty mi uciekasz do Francji! ;( Będzie mi Cię strasznie brakować. Ciebie, Twoich komentarzy, Twojego opowiadania!
      Zawsze strasznie chciałam pojechać do Paryża i trochę Ci zazdroszczę, ale jednak na zawsze myślę, że bym nie chciała... Nie teraz :)
      Rozumiem Cię baardzo! Tylko mi szkoda, że będziesz musiała zrezygnować z pewnych rzeczy ;(
      Ja również Ci dziękuję za to, że mnie wspierałaś, że pisałaś opowiadanie. mam nadzieję, że będę mogła przeczytać Twoją książkę. I po cichu liczę na Twój autograf w niej i dedykację :D
      Mam nadzieję, że kiedy znajdziesz czas w Paryżu to zajrzysz na bloga i opiszesz mi, jak tam jest! Bo jestem niezmiernie ciekawa! *,*
      Jezu, chyba się poryczę ;(
      Pa kochana! Ja się nie żegnam, bo mam nadzieję, że kiedyś nasze drogi znów się zejdą. Prędzej czy później! ;**
      Kocham!
      Zuza ;*

      Usuń