poniedziałek, 6 kwietnia 2015

*36. "Coś zawsze musiało pójść nie po naszej myśli."

Rozdział dla Was wszystkich za te prawie 21 000 wejść i oczywiście z okazji Świąt Wielkanocnych! Wszystkiego co najlepsze no i mokrego Lanego Poniedziałku! <3



"Jeśli to ostatni w życiu dzień, jeśli jutra nie ma być na pewno
Z każdym łykiem żal coraz mniej, jest mi doskonale wszystko jedno."


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Prue ~~

    Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o spotkaniu z ojcem. Modliłam się do Nyks, by pozostał jeszcze ten jeden dzień we Włoszech. Poza tym martwiłam się, czy zdołam odnaleźć domek na plaży. Wierzyłam jednak w to, że naszyjnik zaprowadzi mnie do celu, a mieszkający tam ludzie nie będą już sprawiać kłopotów.
    Po męczącej nocy i paru próbach zdrzemnięcia się, odpuściłam. Wstałam przed szóstą, gdy słońce starało się przedostać przez ciemne chmury i ogrzać ziemię po chłodnej nocy. Nie spieszyłam się z poranną toaletą, bo wiedziałam, że nie wyruszymy wcześniej niż po śniadaniu. Starannie pościeliłam łóżko, poukładałam niektóre ubrania w szafie i dopiero, gdy dziewczyny obudziły się i doprowadziły do porządku, zeszłyśmy na dół, by później spotkać się z chłopcami na stołówce.
    Zdawałam sobie sprawy, że powinnam coś zjeść, by nabrać sił, ale nie mogłam w siebie nic wmusić. Alice starała się przemówić mi do rozsądku i nakłonić, bym zjadła choć jedną kanapkę, lecz nie mogłam. Na sam widok jedzenia mnie mdliło.
    Już wcześniej uzgodniliśmy, że oprócz mnie i Chrisa, wyruszy z nami również Filip. Jego wiedza i umiejętności w szybkim wykrywaniu Wampirów mogła nam się przydać. Wolałabym oczywiście, żebyśmy nie musieli z niej korzystać, ale jak to się mówi, przezorny zawsze zabezpieczony.
    Po posiłku spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i ruszyliśmy w stronę lasu, by móc się swobodnie teleportować. Becky chciała nas odprowadzić, ale wybiliśmy jej ten pomysł z głowy. Pożegnała się więc z nami jeszcze w jadalni, życząc nam powodzenia. Uśmiechnęłam się do niej słabo. Pragnęłam dodać jej otuchy, powiedzieć, że już niedługo zjawimy się z powrotem i wszystko będzie w porządku. Obie jednak przeczuwałyśmy, że nie będzie to takie proste. Coś zawsze musiało pójść nie po naszej myśli. Byłam tego niemal pewna!
    Gdy stanęliśmy na skraju lasu, Filip zaproponował, bym opisała mu miejsce, do którego mieliśmy się przenieść. Sądził, że to on będzie musiał nas tam teleportować. Uśmiechnęłam się jednak, pierwszy raz tego dnia naprawdę odczuwając radość lub chociaż coś zbliżonego do niej. Wyciągnęłam spod bluzki wiszący na szyi naszyjnik i pokazałam go chłopcom.
    - Czy to jest...? - Chris od razu go rozpoznał.
    - Tak, ten sam, który pomógł nam wrócić do domu z twierdzy Strażnika Bajek - potwierdziłam jego przypuszczenia. Odpięłam łańcuszek i przełożyłam go przez szyje pozostałych. Było dosyć ciasno, ale nie widziałam innego wyjścia. - Zamknijcie oczy - poinstruowałam ich. - I pozbądźcie się wszelkich myśli. Ja nas poprowadzę - szepnęłam, skupiając się na naszym celu podróży. Przypomniałam sobie widok domku na plaży, szum słonego morza, przecudowny zapach włoskiego powietrza przesiąkniętego solą i śródziemnomorską roślinnością. Wyobraziłam sobie gąszcz drzew wokół mieszkania, prażące słońce na błękitnym niebie i mojego ojca, leżącego gdzieś w tym krajobrazie.
    Szarpnęło nami. Usłyszałam, jak chłopcy wydają okrzyk zdumienia. Nie przejmowałam się jednak nimi. Musiałam skupić się naprawdę mocno, by nie stracić wizji domu sprzed oczu. By wszystko, co do tej pory zrobiliśmy, nie poszło na marne.

***

    Już po chwili staliśmy na złotym pisaku, po lewej stronie mając niebieskie morze, na których fale zapraszały do kąpieli, a po prawej, gdzieś w oddali, delikatne wzniesienia i mnóstwo zielonej roślinności. Nasz cel jednak znajdował się przed nami. Otoczony zewsząd drzewami mały domek zapraszający do siebie aurą panującą wokół.
    - Chodźmy - zawołałam do chłopców, którzy nadal rozglądali się oniemiali dookoła. Zupełnie im się nie dziwiłam. Mnie również zauroczył tutejszy klimat, gdy po raz pierwszy zobaczyłam to miejsce. Poprowadziłam ich wzdłuż plaży, pokazując chatkę i tłumacząc im, że to właśnie tam odnalazłam ojca.
    Nim dotarliśmy do pierwszego drzewa, z domu wyłonił się ten sam niski mężczyzna, z którym ostatnim razem rozmawiała Petra. Tego spotkania również się bałam. Nie miałam pewności, czy tubylec pozwoli mi wejść do środka. Mogło okazać się, że nie znał angielskiego i nie potrafiłabym mu wytłumaczyć zaistniałej sytuacji. Francuzka zapewniała mnie, że wszystko z nim uzgodniła, ale co jeśli on zmienił zdanie, albo mnie nie rozpozna?
    - Buongiorno! - zawołałam, jedynym słowem, jakie umiałam wymówić po włosku. - Jestem Prudence. Pamięta mnie pan? Ostatnio byłam tutaj z Petrą, przedstawiła nas sobie.
    - Tak, tak. Pamiętam - powiedział łamanym angielskim. Ledwie go zrozumiałam. Odetchnęłam jednak z ulgą. Wszystko jak dotąd szło zgodnie z planem.
    - Mój tata jest tutaj nadal? - zapytałam, od razu przechodząc do sedna sprawy. Mężczyzna pokiwał ochoczo głową. Gestem zaprosił nas do środka, spoglądając nieufnie na Filipa. Nic jednak się nie odezwał, choć zapewne wyczuł, kim był mój przyjaciel. Uśmiechnęłam się do chłopców przez ramię i pierwsza przeszłam przez drzwi.
    Miejscowy poprowadził nas do tego samego ogrodu co ostatnio. Tym razem pierwsze co zauważyłam to nie była altana, hamaki czy ławy. To wielki Zmiennokształtny pod postacią wilka, leżący w cieniu drzew z przymkniętymi powiekami. Jego brązowa sierść błyszczała, idealnie ułożona, jakby specjalnie na taką okazję, jak ta. Niemalże od razu podbiegłam do niego i uklękłam obok. Tata uchylił powieki i w końcu mogłam spojrzeć w ogromne ciemne oczy i ujrzeć w nich swoje odbicie.
    - Witaj, tato. Przyszliśmy po ciebie! - szepnęłam, odsuwając się na moment, by mógł zobaczyć moich towarzyszy. Stali nieco z tyłu onieśmieleni, nie wiedząc, co zrobić.
    "- Tak się cieszę, że cię znów widzę, Prudence!" - usłyszałam jego głos, niski, nieco słaby, jakby znużony.
    - Zabiorę cię w końcu do domu, już nie będziesz się musiał ukrywać - zapewniłam. Nie odezwał się. Może nie wierzy w to, co mówiłam? Nie miałam pojęcia, ale wyczuwałam, że był neutralny, jakby go już to wszystko przestało obchodzić. Nieco się zmartwiłam, ale przekonywałam się, że gdy tylko stanie się człowiekiem, wszystko wróci do normy i będzie się cieszył razem ze mną.
    Zerknęłam na Chrisa, który w mgnieniu oka podszedł do mnie i wyciągnął z plecaka fiolkę z eliksirem. Odkorkował ją i spojrzał na mnie z pytaniem w oczach. Pokiwałam delikatnie głową, rozumiejąc go bez słów. Wzięłam od niego buteleczkę i stanęłam nieco dalej od ojca. Pochyliłam się i, postępując zgodnie ze wskazówkami w książce, których nauczyłam się na pamięć, wylałam miksturę na ciało wilka. Od razu odsunęłam się jeszcze bardziej, bo eliksir po dotknięciu sierści, buchnął szarym dymem w niebo. Nieprzyjemny zapach zaczął się ulatniać i gryźć nas w gardła, przez co nie mogłam pohamować kaszlu. Po chwili dym rozprzestrzenił się po całym ogrodzie. Był tak gęsty, że ledwie widziałam Chrisa stojącego tak blisko mnie, że niemal stykaliśmy się ramionami.
    Nagle zawiał chłodny wiatr, który przepędził zaduch i szary smog ulotnił się tak szybko, jak powstał. Tuż przed sobą ujrzałam mężczyznę. Rosły, dobrze zbudowany i nagi leżał na ziemi, lecz próbował już wstać. Odruchowo podbiegliśmy z Chrisem do niego i złapaliśmy po obu stronach. Z naszą pomocą stanął wyprostowany, wyższy nawet od mojego chłopaka, a przecież Chris do niskich nie należał. Uśmiechnęłam się uradowana widokiem dotąd znanego mi tylko z opowieści innych ojca.
    Podczas gdy ja i Chris pomagaliśmy mojemu tacie wstać, Filip pomyślał o ciuchach. Przyniósł najpierw jakiś koc, którym tata przepasał się wokół bioder, a następnie gospodarz pożyczył mu za krótkie na mojego ojca spodenki.
    Gdy już pierwsze emocje opadły, usiadłam wraz z tatą naprzeciwko siebie na ławach. Filip nadal trzymał się z dala od niego a Chris stanął tuż za mną. Położył swoją dłoń na moim ramieniu, chcąc tym gestem dodać mi otuchy i pokazać, że jest ze mną.
    - Dziękuję - odezwał się po chwili mężczyzna niskim lecz tym razem radosnym głosem. Zdążyłam się mu już dokładnie przyjrzeć. Tak strasznie przypominał mi Davida, że w pewnym momencie łzy pojawiły się w moich oczach. Nie pozwoliłam im jednak wypłynąć. Blond włosy, delikatnie tylko przerzedzone, sterczały we wszystkie strony dokładnie tak samo jak mojemu bratu tuż po przebudzeniu się. Postawa, sposób poruszania się... Wiele cech mieli wspólnych. Nie byli identyczni, wiele ich różniło, ale tyle samo łączyło. Znalazłam również kilka cech, które to ja odziedziczyłam po ojcu, m.in. pełne usta i ciemne brwi. - Nadal nie mogę się nadziwić, jak ty wyrosłaś! Pamiętam cię, jak byłaś małą dziewczynką jeszcze chwiejnie stojącą na nogach. A teraz, proszę, mam przed sobą młodą kobietę! - zawołał, nie ukrywając dumy. - Opowiadaj, co u ciebie, u mamy? A gdzie twój brat? Bardzo chciałbym go zobaczyć!
    Bardzo obawiałam się tego momentu i chociaż wiedziałam, ze przyjdzie, nie byłam na niego przygotowana. Łzy stanęły mi w oczach, głos odmówił mi posłuszeństwa. Widząc, jak się rozklejam, Chris ścisnął moje ramię jeszcze mocniej a następnie delikatnie przytulił. Tym razem pozwoliłam łzom spływać po policzkach, nie dałabym rady nad nimi zapanować.
    - On... - starałam się powiedzieć cokolwiek. Pytanie ojca zburzyło coś, co sklejałam przez ten czas od śmierci brata, by móc normalnie funkcjonować.
    - David nie żyje - szepnął Chris, całując mnie w skroń. gdy to powiedział, rozpłakałam się już na dobre. Widząc, że nie wypowiem już słowa wyjaśnienia, to chłopak zaczął opowieść. - Zginął, broniąc Prue, gdy syn Myrnina chciał ją zabić. Byłem jego przyjacielem od najmłodszych lat, nadal w jakiś sposób jestem. Może być pan z niego dumny. Zasłużył na to - powiedział cicho, siadając obok mnie. Schował twarz w moich włosach, pociągając nosem. On, tak samo jak ja naprawdę zżył się z Davidem, przeżywał nada jego śmierć, choć nie chciał tego okazywać, bo nie pragnął pocieszenia. On ból znosił w ciszy. Pogłaskałam go delikatnie po głowie, ocierając łzy.
   Zerknęłam na tatę. Był zdruzgotany tym, co usłyszał. Jego pierworodny syn umarł, zanim się poznali. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dostrzegłam malujące się w nich łzy i cierpienie. Zauważyłam jednak miłość i dumę. Po chwili podszedł do nas i objął ramionami.
    - Tak bardzo cieszę się, że macie siebie nawzajem. Dziękuję, że mnie odnaleźliście, bym mógł dowiedzieć się, jak wspaniałe mam dzieci! - szepnął łamiącym się głosem. Pocałował mnie czule w tył głowy.
    Straciłam rachubę czasu. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero ciszy głos Filipa.
    - Powinniśmy już wracać - zasugerował, spoglądając na zegarek.
    - Masz rację - przyznałam. - To co, Chris, wrócisz z Filipem do szkoły a ja pomogę tacie, co? I niedługo się zobaczymy - zaproponowałam. Chłopcy przystali na moją propozycję.
    - Bądź ostrożna - szepnął Chris, żegnając się ze mną. Pocałowaliśmy się krótko a później wraz z Filipem zniknęli mi z oczu.
    - Bardzo się kochacie - zauważył tata, podchodząc do mnie. Uśmiechnęłam się serdecznie, kiwając głową.
    - Jest moją jedyną rodziną. Tam, w szkole mam tylko jego - szepnęłam, patrząc w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał blondyn.
    - A co z mamą? - zdziwił się.
    - Sam zobaczysz. - Wzruszyłam ramionami. - To co, dokąd cię zabrać? - zapytałam, rozpraszając choć na chwilę smutki.
    - Myślę, że najpierw chciałbym porozmawiać ze Starkiem omówić kilka kwestii w związku z przywództwem. To jest w tej chwili najważniejsze. Zwłaszcza, że ostatnio doszły mnie słuchy o nadmiernej aktywności Wampirów. Łowcy ostatnimi czasy mieli dużo roboty. Chciałbym się dowiedzieć, co zrobiła wataha i czy w ogóle wiedziała o atakach. A więc, chyba do szkoły?
    - A więc do szkoły - powtórzyłam, zakładając na nasze szyje łańcuszek.

~~ Shane ~~

    Siedzieliśmy jak na szpilkach, czekając na powrót Prue, Chrisa i Filipa. Nie mogąc znieść napięcia, jakie panowało w salonie, gdzie zebrali się wszyscy nasi znajomi, wyciągnąłem Chloe na spacer. Może i pogoda nie sprzyjała tego rodzaju aktywności, bo niebo zachmurzone zostało od samego rana, ale wolałem to od biernego wyczekiwania i martwienia się na zapas.
    Już od jakiegoś czasu planowałem rozmowę z dziewczyną, lecz nigdy nie nadarzyła się ku temu okazja, bardzo rzadko zostawaliśmy sami. Wyczułem idealny moment, gdy mijaliśmy stajnię i wiedziałem, że tam już nikt nam nie przeszkodzi. Nagle stanąłem przed Chloe, wybijając ją z rytmu, przez co niemal nie upadła. W ostatniej chwili jednak zdołałem ją przytrzymać.
    - Co się stało? Dlaczego nie idziemy dalej? - zapytała zdziwiona, spoglądając z zaciekawieniem prosto w moje oczy. Niezwykle rzadko to robiła, ale kiedy już się jej to zdarzało, zatapialiśmy się w swoich spojrzeniach. Nie istniał już dla mnie inny świat, tylko ona. Niestety tym razem musiałem się przemóc, bo miałem coś ważnego do powiedzenia. Tylko od czego zacząć?
    - Chciałem z tobą o czymś ważnym porozmawiać - zacząłem poważnie. Nieco się przestraszyła.
    - A o czym? - spytała podejrzliwie.
    - O nas - szepnąłem. Usłyszałem, jak jej serce zabiło szybciej. Nie wiedziałem, jak to odebrać - czy wystraszyła się tego jeszcze bardziej, czy może ucieszyła? Jej mina mi nie pomagała. Została poważna, nieco tylko zaciekawiona i podejrzliwa. - Ja... chciałem ci powiedzieć... Znaczy... - I nagle coś mnie tknęło do zrobienia tego, co zrobiłem. Pochyliłem się i musnąłem jej usta swoimi wargami. Zaskoczyłem ją, bo przez ułamek sekundy zostawała bierna na moją pieszczotę. Po chwili jednak pocałowała mnie z ogromną żarliwością. Przycisnąłem ją do siebie, chcąc mieć ją jak najbliżej.
    Nie wiem, co by się stało, gdy by nie nagły świst, który minął nasze głowy dosłownie o milimetry. Momentalnie odskoczyliśmy od siebie. Zwróciłem się w stronę lasu, bo to stamtąd nadciągnął pocisk. Swoim ciałem starałem się zasłonić bezbronną Chloe, jednocześnie próbując zobaczyć, co się działo. Na skraju lasu zauważyłem ruch. Za szybko jak na Zmiennokształtnego, więc w mig pojąłem, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Nie mówiąc nic, pociągnąłem dziewczynę za sobą w stronę internatu. Nie czekałem na kolejny atak. Nie zamierzałem narażać ani siebie, ani tym bardziej Chloe. Wpadliśmy do salonu a oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę.
    - Nadchodzą! - zawołałem. - Wampiry są już blisko!

~~*~~*~~*~~*~~

    Heeej! Chyba wiecie, że rozdział miał być wcześniej, nie? ;) Ale wyszło jak wyszło. Generalnie chyba jestem z niego zadowolona, ale to tylko moje odczucia. Jestem ciekawa, czy Wasze są choć podobne.
    Oczywiście uryczałam się, jak pisałam o Davidzie, no bo to ja ;) Wam też się to podobało? A może coś innego? :D
Pozdrawiam Was serdeczniee! <3

4 komentarze:

  1. Rozdział niesamowity. Super, ze udało się przemienić z powrotem w człowieka ojca Prue, ale czemu na końcu zniszczyłaś taką romantyczną chwilę. Przeraziłam się jak co świstało obok zakochanych. Zastawiania mnie jak potoczy się akcja w kolejnych rozdziałach. Te wampiry... jak ja ich nie cierpię (ale Filip jest ekstra :) ) Nie mogę się już doczekać kolejnego posta.
    Pozdrawiam i życzę potopu weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo Filip to Dhampir :D To wszystko wyjaśnia.
      Haha cóż, jestem wieeelką romantyczką, ale po prostu musiałam to zrobić, no po prostu! Tak to już bywa ;)
      A akcja... Hymmm no potoczy się, czy tak jak się spodziewacie? :D Mam nadzieję, że was zaskoczę ;)
      Haha potop weny się przydaaa! <3
      Również pozdrawiam ;)
      Zuza <3

      Usuń
  2. Hej! W końcu jestem... Przepraszam, że z anonima, ale moje konto się zbuntowało...
    Nie dziwię się, że Prue tak się denerwowała. Ja to bym chyba nawet do łóżka się nie kładła :D
    Przyznam, że ja też ryczałam, jak wspomniałaś o Davidzie... Pfff! Ja nadal ryczę! ;__;
    Ale mam też wielkiego wafla na twarzy! Shane i Chloe :D !!!!
    OMG! Normalnie nie umiem opisać swoich uczuć xd Ciesze się jak idiotka :D
    Rozdział był wspaniały *.*
    Momentami smutny, wesoły, mega zarąbista scena tej dwójki, no i to zakończenie!!! Jak można zakończyć w takim momencie?! No ja się pytam JAK?!!!!
    Czy już mówiłam Ci, że jesteś wspaniała? Nie? :D To teraz mówię xd
    Jesteś cudowna, genialna, mega utalentowana, no i normalnie Cię kocham <3
    Czekam na więcej!!!
    Pozdrawiam
    Loncia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeejku! Dziękuję za tyyyle wspaniałych słow <3 Bardzo się cieszę, że udało mi się Cię wzruszyć, no i że ci się podobało i wgl :D a w takim momencie jak ty :p ty też tak kończysz ;) musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie, ale już w weekend pojawi się rozdział to zobaczysz co tam będzie się działo ;)
      Do Ciebie niestety zajrzę najwcześniej w sobotę, chyba żeby mi się jutri udało uprosić lapka, żeby się odbraził, to wtedy :D
      Zuza <3

      Usuń