czwartek, 28 lutego 2013

#Chapter Thirteen#

~~Prue~~
Po lekcjach chciałam iść do Starka, jednak okazało się, że nie wiedziałam, gdzie go znajdę. Stałam na korytarzu przed stołówką i zastanawiałam się, gdzie może przebywać dyrektor szkoły. Pewnie siedział w swoim biurze. Tylko gdzie może być ten jego gabinet?
- Siema! - usłyszałam za sobą głos. Wzdrygnęłam się. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Damiena. Po trzeciej lekcji trochę się rozchmurzył i znów stał się sobą. - Coo robisz?
- Wiesz może, gdzie znajdę Starka? Muszę z nim pogadać. 
- Oo... Minęły dwa dni w szkole, a ty już chcesz uciekać. Nieładnie, nieładnie.  - Pokręcił głową ze śmiechem. 
- Nie chcę uciekać. Po prostu muszę wyjść w sobotę. To co, pokażesz mi gabinet Starka, czy sama mam go znaleźć? 
- No dobra. Chodź. 
Pociągnął mnie za rękę w stronę brązowych drzwi. Gdy je otworzył, moim oczom ukazały się drewniane schody, a na nich leżał czerwony, zakurzony dywan. Złapałam się jedną ręką drewnianej, brązowej poręczy. Pod palcami poczułam jakieś rzeźby. Spojrzałam na nie. Zobaczyłam roślinne motywy, wijące się wokół całej poręczy. Zaczęłam jeździć palcami po ich żłobieniach. Były piękne, a zarazem tajemnicze.
- Idziesz? - usłyszałam z góry głos Damiena. 
- Już, już. - Oderwałam dłoń od poręczy i wbiegłam po schodach na górę. 
Stanęłam na początku długiego korytarza. Za mną znajdowało się wielkie okno, a obok niego duży fikus. Przede mną był hall, a w nim po prawej i po lewej stronie bordowe drzwi. Damien stał przy najbliższych. Trzymał rękę na złotej kołatce. Zastukał nią i po chwili pociągnął drzwi za klamkę w kształcie wilka. Powiedział coś, a potem przepuścił mnie w drzwiach. Weszłam do środka. Zobaczyłam duży pokój. Naprzeciwko drzwi było okno, po prawej stały półki z książkami i dziwnymi  przedmiotami. Po lewej znajdowały się czarne drzwi i kominek, w którym palił się ogień. Po środku stało duże biurko, przed którym były dwa krzesła. Za biurkiem na wysokim i wygodnie wyglądającym fotelu siedział Stark. Przed nim leżały sterty papierów i książek, które najwidoczniej przeglądał zanim przyszliśmy. Na biurku stała jeszcze klatka z dziwnym ptakiem. Pióra miał koloru ognia, a oczy wielkie i zielone. 
- Feniks - szepnęłam zachwycona. 
- Tak, tak. - Stark uśmiechnął się do mnie. - Damien, możesz nas zostawić samych, dziękuję. 
Damien wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Czułam, że Stark przyglądał mi się uważnie, jednak nie miałam odwagi spojrzeć w jego stronę. Wiedziałam, że gdy napotkam jego wzrok, on wyczyta ze mnie wszystko jak z otwartej księgi. Nie mając większego wyboru, utkwiłam spojrzenie w feniksie. 
- Ma na imię Blaze. Ale chyba nie o nim przyszłaś porozmawiać, prawda? 
Przytaknęłam. Powiedziałam mu, że chciałabym wyjść w sobotę na jakieś dwie, trzy godziny do miasta. 
- Tylko do Commound Grounds? - zapytał, gdy skończyłam mówić.
Pokiwałam głową. 
- A więc dobrze. Ale tylko na góra dwie godziny. I tylko do kawiarni. Nie dłużej ani nie dalej.
Uśmiechnęłam się do niego. 
- Dziękuję. Obiecuję, że wrócę przed piątą.
- Tutaj masz moje pozwolenie. - Podał mi zapisaną czarnym tuszem kartkę. - Gdyby któryś z nauczycieli cię zaczepił, wystarczy, że pokażesz im to, a nie będziesz miała kłopotów. 
Jeszcze raz podziękowałam Starkowi, schowałam kartkę do torby między zeszyty i wyszłam z gabinetu, grzecznie się żegnając.
Zbiegłam po schodach, zastanawiając się gdzie mogła się podziać reszta. Alice nie wróciła na żadną lekcję, więc musiało stać się coś poważnego, ale gdy w czasie przerw podchodziłam do skrzydła szpitalnego, Nancy wyganiała mnie, mówiąc że Alice potrzebuje odpoczynku i że na pewno wróci do nas jeszcze dzisiaj.
Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę biblioteki. Weszłam między rzędy archiwum. Siedzieli tam Chris, Damien, David i Becky. Przeglądali jakieś papiery i w ogóle mnie nie zauważyli. 
- Hej, Alice jeszcze nie przyszła? - spytałam. 
Becky i David wzdrygnęli się i odwrócili w moją stronę zdziwieni. Damien i Chris zaczęli się z nich śmiać. Po chwili ogarnęli się, a Damien powiedział:
- Nie, jeszcze jej nie widzieliśmy.
- Za to znaleźliśmy dokumenty o mojej rodzinie! - zawołała podekscytowana Becky. - Ty wiesz, że zostałam podmieniona? - Pytająco uniosłam brwi, bo nie miałam zielonego pojęcia, co to oznaczało. Westchnęła i ciągnęła dalej. - To znaczy, że Victoria i Zachary Tonkin nie są moimi biologicznymi rodzicami. Piszą tutaj, że część Zmiennokształtnych tak robi. "Dla dobra swoich pociech". 
- Co?? - Teraz to już do reszty zgłupiałam. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów. - Czy to znaczy, że nasza mama....
- Nie! - zawołał Chris. - Yvonne jest waszą biologiczną matką. Razem z waszym ojcem wynieśli się do świata ludzi, byście mieli normalne dzieciństwo i jednocześnie żebyście spędzili je razem. Jednak nikt nie przewidział tego, że twój tata zmierzy się z Myrninem... - wyjaśnił. 
- A czy... - Zaświtała mi w głowie pewna myśl. - Czy twój ojciec...?- Nie musiałam kończyć. Chłopak dobrze wiedział, o co chciałam zapytać. Mimowolnie dotknęłam jego policzka, na którym nie tak dawno widniała blizna. Zobaczyłam grymas na jego twarzy. 
- Niestety jest. Ale nie jest Zmiennokształtnym i nie akceptuje nas. Mnie i Jacka. Mama nie powiedziała mu, że jest Wilkołakiem. Dopiero, gdy Jack miał jechać do szkoły, dowiedział się i wpadł w furię. Mamy bał się tknąć, bo wierzył, że jest od niego silniejsza. Brat wyjechał, więc na rozładowanie jego złości pozostałem mu ja. Gdy tylko za mamą zamykały się drzwi, obrywałem. Po powrocie ojciec tłumaczył, że jestem strasznie niezdarny. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się, co się dzieje. Zakazała mu się do mnie zbliżać, a mi kazała uciekać jak najdalej, gdyby znów podniósł na mnie rękę. No i przez następny rok był spokój. Potem przyjechałem tutaj, a po powrocie do domu wyprowadziłem się. Traf chciał, że musiałem przyjść do nich akurat wtedy, gdy mamy nie było. Jestem od ojca o wiele silniejszy po przemianie, ale nie miałem serca mu cokolwiek robić. W końcu to dzięki niemu żyję, nie? Dałem się uderzyć raz. Z zaskoczenia, ale niestety wpadłem na szafę, uderzyłem okiem w jej róg, a nóż przejechał mi po policzku.
Zamilkł, jakby dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co powiedział.Wokół nas zaległa idealna cisza. Wszyscy trawili słowa wypowiedziane przez Chrisa. Nie wiedziałam, jak zareagować w takiej sytuacji. Spojrzałam po twarzach zebranych. Becky wyglądała na poruszoną, przejętą i wystraszoną. David siedział osłupiały, Damien był zdziwiony, a ja zdezorientowana. Nigdy nie przypuszczałam, że za tym podbitym okiem kryła się dłuższa historia, której w innych okolicznościach pewnie bym nie poznała.
Bez zastanowienia podeszłam do Chrisa i przytuliłam go. Objął mnie mocno, jakby od tego zależało nasze życie. Schował twarz w moich włosach i wziął głęboki oddech.
- Dziękuję - wyszeptał mi do ucha tak, by nikt oprócz mnie tego nie usłyszał. Pogłaskałam go lekko po głowie, a on cicho zamruczał. Zachichotałam nerwowo.
Usłyszałam szelest papieru obok nas. To Becky odwróciła od nas wzrok i zajęła się przeglądaniem dokumentów. Jednak wiedziałam, że w głębi duszy dałaby wszystko, by dowiedzieć się, co mnie łączyło z Chrisem. Damien i David również znaleźli sobie zajęcie, byle tylko na nas nie patrzeć. To pomogło pozbierać się Chrisowi. Uśmiechnął się blado do mnie. Puścił mnie i podszedł do najbliższego regału. Zaczął wodzić palcem po grzbietach książek, zapewne czytając tytuły i szukając odpowiedniej. Gdy już znalazł - była to zielona książka, stara i zakurzona - usiadł z powrotem obok mnie.
- Wiem tylko tyle, że należymy do tej samej watahy. Jack mi wspominał, że znalazł kiedyś papiery, gdzie była moja rodzina, twoja Prue i Damiena. W sumie to nigdy nie przydzielają członków dwóch różnych watah do jednego pokoju, więc ty i Alice pewnie też należycie do naszej - zwrócił się do Becky. Przewrócił kilka stron.
- A gdzie jest teraz twój brat? - zaryzykowałam. - Chyba jeszcze nie skończył szkoły, nie?
- Nie. Pewnie nie wrócił jeszcze z terenu. Na trzecim roku są zajęcia, gdzie szuka się podmienionych dzieci Zmiennokształtnych, by móc je objąć ochroną.
Znów zaczął czytać książkę. A mnie nurtowało jeszcze jedno pytanie:
- A co się stało z moim ojcem?
Chris podniósł wzrok znad książki i popatrzył na mnie.
- Nic konkretnego nie wiem. A nawet gdybym wiedział, to nie wolno mi z tobą o tym rozmawiać. Nie jestem do tego uprawniony. Więc nie pytaj o to więcej - odparł. Jego twarz skamieniała i nie było na niej odzwierciedlenia ani jednego uczucia.
- Krążą pogłoski, że umarł. Ale niektórzy mówią, że ukrywa się gdzieś poraniony i oszpecony przez Wampiry. Pewnie nie może stać się człowiekiem. Wiesz, gdyby go Wamp ugryzł, to tak by się stało - powiedział Damien. - Ale to tylko przypuszczenia. Moje i innych z drugiego roku. Więc nie masz co brać tego sobie do serca.  A jak tam rozmowa ze Starkiem? - zmienił temat.
W innych okolicznościach byłabym mu wdzięczna za zmianę tematu, jednak nie tym razem. Wpadłam z deszczu pod rynnę.
- Gadałaś ze Starkiem? O czym? - zapytał Chris z Davidem jednocześnie.
- A co, czy to jakaś zbrodnia rozmawiać z dyrektorem szkoły, do której się chodzi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
David speszył się i nic na to nie odpowiedział, jednak Chris nie dawał za wygraną.
- Można, ale to dziwne... Muszę cię uprzedzić, że od Starka niewiele się dowiesz - odparł. Nie wiedziałam, co miał na myśli. - Och dobrze wiesz! Pewnie pytałaś o ojca, a gdy ci nie odpowiedział to zaczęłaś pytać nas! - krzyknął.
Wkurzyłam się na niego. Po pierwsze znów grzebał w moich myślach. Po drugie krzyczał na mnie, a po trzecie oskarżał mnie o coś, czego nie zrobiłam i wchodził buciorami w moje życie.
- Chyba się zapominasz. To moje życie i chcę je przeżyć według własnych zasad! A ty nie masz nic do gadania w tej sprawie. - Gdyby nie praca domowa, najchętniej wyszłabym z biblioteki. Musiałam jednak znaleźć informację na temat watahy, więc oddaliłam się jak najbardziej od Chrisa i zaczęłam wertować książkę. Zbyt szybko bym mogła cokolwiek w niej znaleźć, bo byłam nieźle wkurzona .
Zastanawiałam się, czemu Chris tak zareagował na wieść o tym, że rozmawiałam ze Starkiem. Popatrzyłam w jego stronę. Łypnął na mnie spode łba. Nadal był zły. Wróciłam wzrokiem do książki.
Nagle ogarnęła mnie złość, frustracja, ale jednocześnie strach i troska. Zobaczyłam młodszego Chrisa stojącego przed ojcem. Chłopak kulił się, gdy ojciec podniósł rękę i uderzył go. I znowu. Wtedy chłopak wstał trochę niezdarnie, pobiegł do drzwi, chwycił kurtkę i wybiegł z domu.  Zanim drzwi się zamknęły, usłyszałam przekleństwa wypowiadane przez ojca, pod adresem Chrisa. Ból i strach nasilał się, gdy przybliżałam się do chłopaka.
Scena się zmieniła. Chris stał przed Starkiem z dumnie podniesioną głową i obojętnym wyrazem twarzy. Nie słyszałam słów, jednak widziałam, że dyrektor krzyczał. Gdy skończył, Chris odpowiedział mu coś spokojnie i kiwnął lekko głową. Wyszedł. A mnie ogarnęła wściekłość i zarazem bezradność. I bunt. Chęć sprzeciwienia się. Chęć pokazania całemu światu, że ja się nie mylę, że wiem, co robię.
Zamrugałam oczami, by pozbyć się łez. Spojrzałam na teraźniejszego chłopaka. Ten patrzył na mnie ze zdziwieniem i ciekawością. Czułam, że chciał wiedzieć, co się dokładnie stało. Jednak nie potrafiłam tego w żaden sposób wytłumaczyć.
"Co to było? - usłyszałam w głowie głos Chrisa. Nie odpowiedziałam. - Czy ty zdajesz sobie sprawy, że to była empatia? - Nic nie zrozumiałam, więc ciągnął dalej. - Każdy Zmiennokształtny potrafi czytać w myślach i ma zdolność empatii. Mniej lub bardziej rozwiniętą".
"- Co to takiego?" - zapytałam, zapominając o złości.
"- To dar pozwalający na przejęcie emocji innych ludzi i odczuwanie tego, co oni. Dzięki tego typu mocy można również podłączyć się do kanału emocjonalnego osób z nadprzyrodzonymi mocami i przejąć ich umiejętności. Bardzo niewielu opanowało to przejęcie mocy, a o widzeniu różnych sytuacji z przeszłości to już nie wspomnę" - wyjaśnił Chris spokojnie.
"- A ty... Czy ty potrafisz coś takiego?"
"- Czasem wiem, co kto czuje w danym momencie, ale to się zdarza sporadycznie. Masz wielki dar, a to dopiero początek..."
"- A ty co potrafisz?" - zaciekawiłam się.
"- Telekineza i początki lewitacji - odparł krótko, lecz po chwili wyjaśnił. - Telekineza to zdolność do przenoszenia obiektów za pomocą mocy umysłu. Ja przenoszę je za pomocą oczu, od niedawna ręką. Niektórzy potrafią też za pomocą głosu."
"- A lewitacja to zdolność do magicznego przemieszczania się w powietrzu bez używania jakichkolwiek narzędzi i bez pomocy innych."
Chris uśmiechnął się pod nosem. Pochwalił mnie w myślach. Przestałam się na niego złościć. W końcu jest moim przyjacielem i to dobrze, że się o mnie troszczył.
Wróciłam do czytania książki. Znalazłam tam parę informacji o rodzinie i stadzie. M.in.:
"Rodzina Carterów od pokoleń należy do Wolvesów. Wataha ta pochodzi z południowych Włoch. Jest jedną z najliczniejszych i najpotężniejszych "rodzin" na świecie. Po Dereku Carterze nie ma stałego przywódcy. Aktualnie, formalnie jest nim Stark Evans, dyrektor szkoły w Dundee. "
Widziałam znane mi nazwiska:
- Wood,
- Stone,
- Ryan,
- Black.
Zrobiłam z tego krótką notatkę, a potem odłożyłam książkę na miejsce. Już miałam wychodzić, jednak zatrzymał mnie krzyk Becky. Odwróciłam się w jej stronę. Wyglądała na zdziwioną i lekko wystraszoną, a w jej oczach tańczyły iskierki. 
- Co się stało? - zapytaliśmy wszyscy razem.

~~~~~~~~~~~~~~~~
hej ;* co sądzicie o rozdziale? dziękuję za komentarze ;** jesteście kochani :)
Nowy bohater jest w "Pozostali bohaterowie" ;)
Dotychczasowe zestawy ubrań projektowała Marchewa. Ja tylko wybierałam, które do jakiej bohaterki :)♥

3 komentarze:

  1. No bosko i znów urwane w najciekawszym momencie!!! Wiesz że lubie sie bawić ubraniami... niedawno zrobiłam kolejne... jak będzie brakować to wiesz co robić :D
    Czekam na next...
    Nie moge sie doczekać... To jest wciągające... Na miarę Harry'ego Potter'a :*
    WENY WENY!!
    I love you♥
    S.T.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej no czemu w takim momencie??? :/
    Boski rozdział, czekam na następny :D
    Weny!!!!!!!!! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. hej :)
    Już dawno mnie tu nie było. Rozdziałek boski :D
    Zaczynam ogarniać te ich specjalne moce :P Do następnego :]

    OdpowiedzUsuń