czwartek, 21 lutego 2013

#Chapter Twelve#

Obudziłam się o wpół do siódmej. Nie mogłam spać dalej. Wzięłam więc laptopa, włączyłam go i zalogowałam się na facebooku. Miałam nową wiadomość. Od Liama. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeczytałam ją.

"Prue, mam Ci coś ważnego do powiedzenia. Spotkajmy się w ten weekend."

Wysłał ją wczoraj, więc wiadomość była aktualna. Zastanowiłam się. Nie mogłam bez pozwolenia wychodzić poza teren szkoły. Jednak gdybym poszła do Starka i poprosiła go o zgodę, to może by mnie wypuścił.

"Hej, chętnie się z tobą spotkam. W sobotę? Tylko nie wyrwę się dalej niż do Common Grounds w Dundee. Wiesz gdzie to jest? Jeśli tak, to postaram się być tam po drugiej  w sobotę."

Wiedziałam o Common Grounds dzięki Chrisowi, który zabrał mnie tam w zeszłym tygodniu na uczczenie mojej przemiany. Byłam tam tylko raz, ale dzięki mojej super sprawnej wilczej orientacji w terenie, łatwo odnajdę drogę. Zwłaszcza, że kawiarnia znajdowała się niedaleko szkoły.
Już miałam wyłączyć laptop, gdy zobaczyłam następną wiadomość od Liama.

"Może być w sobotę. Tak, wiem, gdzie to jest. Będę czekał, a jeśliby coś się zmieniło, to napisz mi proszę ;* Będę miał czerwoną bluzę i tulipana.

Uśmiech sam zagościł mi na ustach.
Wyłączyłam komputer prawie w tym samym momencie, w którym obudziła się Becky. Chwilę mi się przyglądała, a potem rzuciła beztrosko:
- Heej! Co tam?
- Nic. Pójdę się ubrać - odparłam, wstając z łóżka.
Wyciągnęłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki.
Gdy wróciłam niecałe pół godziny później, dziewczyny rozmawiały o czymś szeptem. Kiedy zobaczyły, że jestem w pokoju, zamilkły. Zastanowiłam się, czy rozmawiały o mnie, czy o czymś o czym nie chcą, żebym wiedziała. Jednak zdałam sobie sprawę, że jakoś mało mnie to obchodziło. Usiadłam na łóżku. Wzięłam książkę do ręki i zaczęłam czytać, lecz nie mogłam się na niej skupić. Becky poszła do łazienki, a Alice ukradkiem spoglądała na mnie. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam:
- Czemu cały czas ktoś mi się przygląda?
Alice zaróżowiła się. Zmieszana zapytała prosto z mostu:
- Czemu nam nie powiedziałaś, że przeszłaś już przemianę?
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Ja... hm.. Zmieniłoby to coś? - Wzruszyłam ramionami.
- Nie, chyba nie. Po prostu... No... To nie moja sprawa, ale wiesz, jaka jest Beck. Wszędzie wścibia ten swój marchewkowy nos. I poprosiła mnie, bym cię o to zapytała i no... O to co wczoraj widziałyśmy. Ja jej mówiłam, że nie powinno nas to obchodzić, ale jej się nie da przemówić do rozumu. Normalnie jak grochem o ścianę.
- Zauważyłam. A skąd wiecie o mojej przemianie? - zainteresowałam się.
- Chłopcy coś o tym mówili podczas kolacji. Ciebie już wtedy nie było.
- Aha. A co do Chrisa... To sama nie wiem, co jest między nami. Czy coś w ogóle jest... - Chciałam, by mój głos nie zabrzmiał smutno, ale chyba mi się nie udało.
- Oj uwierz mi, coś między wami jest i to na pewno nie ściana.
Uśmiechnęłam się do niej, a ona zrobiła to samo. Byłam jej wdzięczna za to, co powiedziała. Podeszłam do niej i przytuliłam ją. Dziewczyna zdziwiła się tym nagłym okazaniem uczuć, jednak również mnie objęła.
Przed ósmą wyszłyśmy z pokoju. Przed domem już czekali na nas chłopcy. Przywitaliśmy się cmoknięciem w policzek. Chris uśmiechnął się łobuzersko. Poszliśmy do stołówki. Blodyn szedł strasznie blisko mnie. Przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Niby przypadkiem musnął moje ramię swoim. Chciałam się odsunąć, jednak gdy robiłam krok w przód, on mnie doganiał. Starałam się nie zwracać na niego uwagi i dlatego włączyłam się w rozmowę, którą prowadzili David i Alice. Becky przyglądała mi się uważnie. A Damien szedł obok i nic nie mówił. Patrzył niewidzialnym wzrokiem przed siebie.
Nagle ogarnęła mnie rozpacz, ból i poczucie winy. Przed oczami zobaczyłam płonący samochód, usłyszałam czyjeś przeraźliwe krzyki. Nagle z płomieni, ledwo unosząc się na nogach, wyszedł chłopak. Miał może z czternaście lat, ciemne, krótko obcięte włosy. Był średniego wzrostu. Całą bluzkę miał w strzępach, tak jak spodnie. Był cały usmolony. Kaszlał, próbując zaczerpnąć świeżego powietrza. Zauważyłam jaśniejsze plamy na jego policzkach, które pozostały od łez. W oddali słyszałam wycie syren.
"Policja, pogotowie i straż już jadą, jednak zanim dotrą może być już za późno" - pomyślałam ponuro.
I miałam rację. Oprócz chłopca nie było co ratować. Auto ugaszono, lecz nie wyciągnięto ludzi, którzy pozostali w środku. Okazało się, że to najbliższa rodzina tego chłopca. Czułam to.
Chłopiec siedział obok karetki na noszach. Chcieli go zabrać do szpitala, ale uparł się, że musi zostać. Że tam - wskazał na samochód - są jego rodzic. W końcu podszedł do niego jakiś policjant, poklepał go po ramieniu i powiedział:
- Damien, musisz pojechać do szpitala. Chyba wiesz, że oni... - jąkał się. - Że oni tego nie przeżyli, prawda?
Damien?!
Znów widziałam teraźniejszość. Spojrzałam w stronę chłopaka. Ten popatrzył na mnie ze zdziwioną i wystraszoną miną. Wyszeptał "przepraszam" i pobiegł w przeciwnym kierunku, do którego zmierzaliśmy. Reszta popatrzyła na mnie zdezorientowana. Ja tylko wzruszyłam ramionami. Postanowiłam, że nie powiem nikomu, co widziałam. W końcu skoro Damien robił z tego taką tajemnicę, to nie powinnam tego rozgadywać na prawo i lewo.
Zastanawiałam się, czemu opuścił swoje tarcze ochronne, skoro nie chciał, by ktoś o tym wiedział i czemu tylko ja to odczułam i zobaczyłam. Ruszyłam w stronę stołówki. Tak samo jak Becky, David i Chris. Wszyscy tylko nie Alice. Mruknęła coś, że musi gdzieś iść i pobiegła w tę samą stronę co Damien. Chyba nikt się tym nie zainteresował oprócz mnie. Popatrzyłam na nią. Po chwili zniknęła za drzewami.
Reszta natomiast chciała koniecznie się dowiedzieć o co chodziło. Czemu Damien uciekł i dlaczego Alice nie towarzyszyła nam na śniadaniu i gdzie się znajdowali. Umiałam odpowiedzieć tylko na jedno pytanie, ale nie zrobiłam tego. Po prostu znów wzruszyłam ramionami (po części dlatego też, że miałam usta pełne kanapki).

~~ Alice ~~

- Dosyć mam już tych cholernych kanapek! - mruknęła Alice, idąc żwawym krokiem przez korytarz. - Czy nikt tu nie ma ryżu?!
Szła mrużąc oczy z irytacji. Wpatrywała się w mętne płytki na podłodze. Zrezygnowała ze śniadania nie tylko dlatego, że nie przepadała za tutejszym jedzeniem. Chciała dowiedzieć się co się stało Damienowi. Jednak sama przed sobą nie mogła się do tego przyznać. 
"Ryż, ryż, pałeczki - myślała - ryż, ryba, ryż, sushi, ramen..." Jeb!! Nagle jej rozmyślania przerwały drzwi, które walnęły ją z hukiem. Wszystkie kości się jej zatrzęsły. 
- Auuuua! - jęknęła. Jej głos został stłumiony przez pięciocentymetrową warstwę drewna pomalowaną na bezpłciowy kolor. 
- O Jezus Maria! - usłyszała głos. - Nic ci nie jest Alice?
Zasłoniła rękoma twarz. 
"Chyba wgniotłam sobie nos na lewą stronę!" - pomyślała.
- Tyyy.... - Jej głos ociekał nienawiścią. - Ja cię chyba... Damien?! 
- Nic ci nie jest? - ponowił pytanie. 
- Mam zmasakrowaną twarz - zaczęła wyliczać. - Wszystko mnie boli i chyba na drzwiach zostało moje odbicie... Ale wszystko w porządku - powiedziała z ironią. - Miło, że pytasz. 
Damien był naprawdę zatroskany. 
- Przepraszam - powiedział. - Mogę ci jakoś pomóc?
- Kup mi nową twarz i kabriolet. 
- Kabriolet? - Damien zgłupiał. - Po co ci kabriolet? 
- Kurde, miałam nadzieję, że się uda - powiedziała zrezygnowana Alice. - Dobra, zapomnijmy o tym. Od dzisiaj masz u mnie dług, jasne? - Pogroziła mu palcem. - Zapamiętaj to sobie! 
Damien uśmiechnął się.
- Raczej nie prędko o tym zapomnę!

~~ Damien ~~

Damien pomógł Alice pozbierać się z podłogi. Miał straszne wyrzuty sumienia i chciał choć w małej mierze się zrewanżować. Wmawiał sobie, że czego się nie dotknie, wszystko wcześniej czy później się wali. Wypadek rodziców, który wspominał przed śniadaniem. To z jego winy tata nie utrzymał kierownicy i wjechał w drzewo.  I to przez niego właśnie tam zginęli jego rodzice. Spalili się żywcem. Chłopak nie mógł sobie wybaczyć, że podczas jazdy kłócił się z rodzicami. I to o taką błahostkę. Nie chciał jechać razem z nimi na to głupie przyjęcie. W końcu ojciec się wkurzył i stracił panowanie nad pojazdem. Gdy auto zaczęło się palić, spanikował. Rodzice próbowali się wydostać z auta, jednak ich drzwi były zablokowane. Mama krzyknęła do niego, by się ratował. Najpierw nie wiedział jak, lecz po jakiejś sekundzie dotarło do niego, że w szybie obok niego zrobiła się dziura, przez którą mógłby się przecisnąć. Zawsze był chudy, więc bez problemu wydostał się z płonącego auta. Spojrzał na swoich rodziców. Byli przerażeni, ale zdecydowanie kazali mu stamtąd uciekać. Więc ruszył. I teraz nie może przestać myśleć o tym, że mógł im pomóc, że nadal by żyli, gdyby nie jego głupota i tchórzostwo.
Sam nie wiedział, czemu akurat dzisiaj wspominał te ostatnie chwile z rodzicami. I nie miał pojęcia, dlaczego Prue również to zobaczyła. Wyglądało to tak, jakby czytała mu w myślach, ale był pewny, że jego tarcze działały dobrze. 
Do tego jeszcze ten incydent z Alice. Naprawdę nie widział dziewczyny. Zastanawiał się, jak to możliwe, by Prue mogła dowiedzieć się prawdy o jego przeszłości, gdy otwierał drzwi. Nie myślał o tym, że ktoś może za nimi stać i dlatego z impetem (wkurzony na siebie), popchnął wrota, które uderzyły w dziewczynę. Bardzo ją polubił, więc było mu przykro, że jego pech dotknął także ją. Jednak mimo bólu, dziewczyna nadal potrafiła żartować, więc trochę się uspokoił. Bo właśnie taką ją lubił. Roześmianą osobę, która w każdym temacie znajdzie coś choć odrobinę śmiesznego. 
Zaprowadził ją do skrzydła szpitalnego, gdzie Nancy się nią zaopiekowała, a jego odesłała na lekcje. Nie chciał iść. Nie zamierzał pokazywać się swoim przyjaciołom, bo był pewny, że Prue opowiedziała im o wypadku i że będą mieli do niego pretensje (tak samo jak on miał do siebie) o to, że nie pomógł swoim rodzicom. Nie wiedział jednak, co zrobić ze sobą, więc w końcu postanowił iść prosto do klasy tuż przed dzwonkiem na lekcję. W klasie już wszyscy siedzieli, a jemu zostało jedynie wolne miejsce między Davidem, a Prue. Usiadł i w tym samym momencie na jego ławce pojawiła się mała, złożona na pół karteczka. Wziął ją do ręki i zaczął czytać:

"Nikomu nie powiedziałam o tym, co widziałam. Skoro ty to skrywasz, to ja nie powinnam nikomu o tym mówić, ba nie powinnam tego nawet widzieć. Sama nie wiem, czemu to zobaczyłam. Przepraszam. 
Prue
P.S. Widziałeś może Alice?"

Szybko nabazgrał pod spodem:

"Dzięki, że nikomu nie powiedziałaś. Ja też nie mam zielonego pojęcia czemu. Myślałem, że moje tarcze działają idealnie, ale chyba się myliłem. A Alice musiała iść do Nancy."

Gdy to przeczytała, spojrzała na chłopaka. Chciała go o to zapytać, jednak do klasy weszła nauczycielka, która uciszyła wszystkie rozmowy. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;** jest kolejny, co sądzicie?
"~~Alice~~" pisała moja przyjaciółka, której dziękuję <3
Chciałabym Wam polecić bloga:
http://faith-works-wonders.blogspot.com/
Jest super. Autorka świetnie pisze i ma fajne pomysły więc jeśli mielibyście czas i ochotę to poczytajcie :) ;**
I oczywiście proszę o głosowanie w ankiecie. ;**

5 komentarzy:

  1. Te drzwi na twarzy mnie rozwalają :D
    Nasza Zebra ma zaczepiste pomysły dzięki tobie :D i temu parapetowi :D Nie mogę się doczekać by was znów spotkać... Stęskniłam się za wami :*
    Rozdział jak zwykle Boski(same "ohy" i "ahy" tylko można na to powiedzieć)
    Weny i czasu :*
    Ta co "wściubia swój marchewkowy nos wszędzie" :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha marchewkowy nos i od razu wiedziałam że chodzi o naszą kochaną Marchewę :) GeNIALLnie jak zawsze :) Dziękuję za polecenie mojego bloga ;**


    xoxo A

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak myślałam ,że ten rozdział będzie fajny no i proszę ,nie myliłam się :)
    Ps. Główna bohaterka się zarąbiście ubiera :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział. Kiedy nastepny, już nie mogę się doczekać :D
    :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No no rozdzial extra :) i kabriolet heh fajne Rosmarie

    OdpowiedzUsuń