środa, 6 lutego 2013

#Chapter Nine#

Gdy pociąg zatrzymał się, chłopcy pomogli mi wyjść. Wsadzili do taksówki razem z torbami. Na końcu sami wcisnęli się do auta i ruszyliśmy. Czułam się okropnie. Ból głowy się nasilał, a przez ten cholerny kaszel nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Do tego wszystkiego doszły jeszcze nudności.
- Zaraz będziemy na miejscu. Rok szkolny zaczyna się siódmego stycznia, więc pewnie się nas nie spodziewają... - usłyszałam głos Chrisa. Chciałam coś powiedzieć, lecz kaszel nie dawał mi dojść do słowa.
Nagle poczułam dziwny metaliczny posmak w ustach. Zakrztusiłam się i wyplułam przed siebie.
- O cholera! - wyrwało się któremuś. - Jest gorzej niż myślałem. Może pan jechać szybciej? - krzyknął do kierowcy.
Poczułam czyjeś ręce, które próbowały mnie lekko objąć. Jednak w tym samym momencie znów kaszlnęłam, a z ust poleciała krew. Tym razem jednak trafiła do torby, którą podał mi David.
Po jakiś dziesięciu minutach męczarni zatrzymaliśmy się. Chris wziął mnie na ręce i poszedł jak najszybciej w stronę jakiegoś budynku, który był przed nami, a którego nie mogłam zobaczyć przez łzy, które cisnęły mi się do oczu. Usłyszałam czyjeś krzyki i po chwili ogarnęła mnie ciemność.
Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, ujrzałam przez mgłę łez łózka i stoliki, i jakąś kobietę, która zaczęła wszystkim rozkazywać. Chris położył mnie na najbliższym łóżku. Kobieta podała mi jakiś płyn, który wyglądał jak wino i palił mnie w gardło. Zadziałał niemal od razu. Przestałam pluć krwią, jednak głowa nadal mnie strasznie bolała i kaszlałam bezustannie. Teraz czułam jakby ktoś podpalił mi wnętrzności. Wszystko się we mnie skręcało. Zacisnęłam powieki. Wszystkie moje narządy wewnętrzne fikały koziołki, nie mogąc znaleźć swojego miejsca. Ale nie tylko one źle się zachowywały. Nie czułam nóg. Nie mogłam nimi poruszyć. W ogóle wydawało mi się, że ich nie mam.
"Zaraz umrę - pomyślałam. - Przecież to nie może być przemiana. Ona nie może być taka bolesna... Na pewno coś poszło nie tak i już nigdy nie zobaczę Chrisa ani Davida.... "
Nagle z mojego gardła wydobył się głośny  krzyk, który po chwili zmienił się w donośne wycie.
Przestałam kaszleć, ból głowy był teraz tylko lekką migreną, a moje wnętrzności opanowały się i znów miałam czucie w nogach. Odetchnęłam z ulgą. A więc udało się.
Otworzyłam oczy, które do tej pory miałam zamknięte. Wszystko wydawało się strasznie ostre, jaskrawe i wyraziste. Zamrugałam kilka razy, by wzrok przyzwyczaił się do tej zmiany. Spojrzałam na prawo. Tam na krzesełku siedział Chris wpatrzony we mnie z łobuzerskim uśmiechem. Zerknęłam na siebie. Bluzka, w którą ubrałam się w domu, była cała w strzępach. To samo stało się ze spodniami i bielizną. Zawstydzona sięgnęłam po koc, który leżał obok mnie.
Chris uśmiechnął się jeszcze szerzej. W jego oczach pojawiły się kolorowe iskierki.
- Wyglądałaś pięknie... - szepnął. Chciał chyba coś jeszcze dodać, lecz do sali wparowało sporo rozgadanych osób, więc zamilkł.
Wśród tych ludzi zauważyłam mojego brata i tę kobietę, która podała mi nie tak dawno jakiś lek. Wszyscy stanęli wokół mojego łóżka.
- Czy już po wszystkim? - zwrócił się mężczyzna w niebieskim podkoszulku do Chrisa.
- Myślę, że tak - odparł chłopak oficjalnie.
Mężczyzna pokiwał głową.
- David nam wszystko wyjaśnił - ciągnął dalej. - Witam z powrotem w naszej szkole. - Uśmiechnął się i podał Chrisowi dłoń, którą chłopak uścisnął, jednak z lekkim dystansem. - Prue, ciebie też witam serdecznie. Chris się tobą zaopiekuje na czas pobytu w tej szkole - dodał, mówiąc do mnie. - Wszystkiego dowiesz się właśnie od niego lub na zebraniu, które odbędzie się rano siódmego stycznia, gdy dołączą do nas pozostali Zmiennokształtni w twoim wieku. Ja jestem Stark Evans. Isabell pokaże Ci twój pokój. - Pokazał dziewczynę, która wyglądała na nieco rozkojarzoną. - A ty Chris zajmiesz ten pokój co ostatnio. Będziesz na razie mieszkał z Davidem.
Skinął głową i wyszedł, a za nim pobiegło parę innych osób.
- Przyniosłem dla ciebie jakieś ubrania - odezwał się mój brat, kładąc rzeczy na łóżku.
- Dzięki. Zostawicie mnie bym mogła się ubrać? - spytałam.
Chris, David i Bella, dziewczyna, która miała zaprowadzić mnie do pokoju, wyszli. Szybko się ubrałam i wyszłam z pomieszczenia. Chłopcy i Bella czekali na mnie przed drzwiami. Dziewczyna wyprowadziła nas  z budynku, w którym byliśmy. Szła chodnikiem, który prowadził między drzewami do dwóch dosyć sporych budynków naprzeciwko nas. Po lewej i po prawej także znajdowały się jakieś zabudowania, lecz teraz nie miałam siły, by o to pytać. Bella stanęła przed jednym z dwóch jednakowych domków.
- Internat dla chłopców znajduje się tam. - Wskazała drugi dom.
- Doskonale o tym wiem, ale... - zaczął Chris.
- Och, dam sobie radę. Tylko co...? - Nie dał mi skończyć, musiał się wtrącić.
- Są w pokoju - odpowiedział Chris na moje niezadane pytanie.
Spojrzałam na niego spode łba. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Twoje myśli są zbyt głośne. Ale nie martw się, popracujemy nad tym. - Uśmiechnął się do mnie.
Bella pociągnęła mnie w kierunku drzwi. Gdy stanęłyśmy na korytarzu, zaczęła mi wszystko objaśniać.
- Tam jest salon z telewizorami. - Pokazała w lewo. - A tam kuchnia, choć posiłki zawsze jemy w stołówce, która znajduje się w tym samym budynku, w którym byliśmy przed chwilą. A do pokoju idzie się tutaj. - Wskazała schody na prawo od nas. - Numer twojego to 194. Znajduje się na trzecim piętrze. Gdybyś czegoś potrzebowała to zadzwoń do mnie. - Podała mi mały zwitek papieru i uśmiechnęła się - A tu masz klucze do pokoju.
- Dzięki -odpowiedziałam tylko. Wydawała się miłą i bezpośrednią osobą.
Bella wyszła  z domu, a ja powlokłam się schodami na górę. Na trzecim piętrze stanęłam na początku korytarza. Był tam numer 140. Poszłam w głąb hallu. Mój pokój okazał się być jednym z najdalszych pomieszczeń, bo za nim było tylko jeszcze troje drzwi. Otworzyłam kluczem te spod numeru 194. Nikogo w nim nie zastałam. W pokoju znajdowały się trzy łóżka, dwie garderoby, kilka półek, drzwi do łazienki, a przy łóżkach stały stoliki. Jedno duże okno wychodziło w stronę wejścia do domu. Było z niego dobrze widać  wszystkie budynki i park, który znajdował się w samym środku zabudowań.
Pokój miał ściany limonkowo - piaskowe. Na podłodze leżał dywan wyglądem przypominający trawę. Pościel była koloru liliowego. Na łóżku pod oknem ujrzałam swoje torby. Z podręcznej wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Rose.
- No i co ja mam jej powiedzieć? - spytałam ciszę, która zalegała wokół mnie. Nikt mi nie odpowiedział. Wybrałam numer Chrisa. Chłopak odebrał strasznie szybko.
- Wszystko okey - oznajmiłam, wyprzedzając pytanie. - Chcę się tylko dowiedzieć, co takiego mam powiedzieć Rose. Dzwoniła do mnie chyba z milion razy.
- Musisz coś wymyślić. Najlepiej powiedz to, co David wszystkim z drużyny.
- Czyli?
- Że mama zmusiła was do zmiany szkoły. Postawiła was przed faktem dokonanym. Nic o tym nie wiedzieliście... W sumie to jej za bardzo nie okłamiesz - zaprzeczył temu, o czym teraz myślałam.
- Taa, dobra spoko. Muszę do niej zadzwonić.
- Czekaj! Pamiętaj. Kolacja o siódmej. Będziemy czekać przed domem, okey?
- Dobra, dobra na razie.
- Cześć.
Rozłączyłam się i wybrałam numer przyjaciółki. Gdy odebrała, zaczęła na mnie krzyczeć. Uspokoiła się po dobrych pięciu. minutach. Wtedy opowiedziałam jej kłamstwo, jakie wymyślił Chris z moim bratem. Chyba w nie uwierzyła. Czułam się okropnie, że nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Do tej pory wszystko o mnie wiedziała.
Ziewnęłam. Przypomniało mi to, że nie spałam od około trzydziestu godzin. Pożegnałam przyjaciółkę, obiecując, że się niedługo odezwę i rozłączyłam się.
Padłam na łóżko zmęczona i przytłoczona wszystkimi wydarzeniami. Zastanawiałam się, jak to będzie dalej.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk nadchodzącego smsa. Sięgnęłam po telefon i przeczytałam krótką wiadomość od Chrisa:
"Zejdź na dół!"
Niechętnie wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Na dworze wiał lodowaty wiatr, który, o dziwo, mi nie przeszkadzał. Rozejrzałam się dookoła. Naprzeciwko mnie, na ławeczce pod jednym z wysokich drzew, siedział David, a Chris przechadzał się obok niego w tą i z powrotem. Gdy mnie zobaczyli, David wstał z ławki, a Chris zatrzymał się w miejscu. Omiótł mnie spojrzeniem, a  w jego oczach pojawiły się błyszczące iskierki, które po chwili zniknęły.
- Po kolacji macie zgłosić się do lekarza - oznajmił Chris.
- Niby po co? - zdziwiłam się.
- Lepiej jeśli ona ci to wyjaśni. Idziemy? - I nie czekając na naszą odpowiedź, ruszył ku budynkowi, w którym przeszłam przemianę. Razem z Davidem ruszyłam za nim.

***

Weszliśmy do budynku. Szliśmy cały czas prosto aż doszliśmy do ogromnego pomieszczenia. Stało tam mnóstwo stolików, a wokół nich krzesełka. Sala była dobrze oświetlona przez mnóstwo okien i lamp. Po drugiej stronie, po prawo znajdowała się lada, a na niej stały różne potrawy. Za ladą stała kobieta o rudych włosach, która pilnowała porządku przy wydawaniu jedzenia.
W sali znajdowało się sporo osób. Część siedziała już przy stolikach, a część stała jeszcze w kolejce po kolację. Chris stanął na jej końcu. Ja i David poszliśmy za nim. Gdy przyszła moja kolej, wzięłam tylko frytki, surówkę i wodę. Chris usiadł przy jednym stoliku w kącie. Usiadłam naprzeciwko niego, a David obok mnie. Jedliśmy w ciszy, która mi nie przeszkadzała. Skończyłam pierwsza i musiałam czekać na chłopców. Zaczęłam rozglądać się po sali. Część osób przy najbliższych stolikach przyglądała mi się z zainteresowaniem. Niektórzy szeptali ze swoimi sąsiadami.
- O co im chodzi? - spytałam Chrisa, pochylając się ku niemu.
Chłopak rozejrzał się dookoła.
- Wiesz, jesteś tutaj dosyć znana. I do tego przyjechaliśmy wcześniej niż wszyscy. Mają o czym gadać, bo pewnie dowiedzieli się, że przeszłaś przemianę.
Popatrzyłam na sąsiedni stolik. Siedział tam chłopak o ciemnych włosach, który mi się przyglądał. Gdy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się i wrócił do jedzenia.
W końcu chłopcy skończyli jeść i mogliśmy wyjść ze stołówki. Skierowaliśmy się w stronę skrzydła szpitalnego. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym przeszłam przemianę. Przywitała nas ta sama kobieta - Nancy. Kazała nam usiąść. Gdy to zrobiliśmy, przyniosła mikroskopijne plakietki.
- Wszczepię to wam pod skórę. Będzie to wasze zabezpieczenie - zwróciła się do mnie i Davida.
- Nie mam zielonego pojęcia, o co tu chodzi - odparłam.
- Nie powiedziałeś jej - wyrzuciła Chrisowi.
- Pomyślałem, że ty jej to lepiej wytłumaczysz. Jesteś lekarzem i kobietą...
Nancy wywróciła oczami, westchnęła i zaczęła wyjaśniać.
- Zmiennokształtni mają taki... większy popęd seksualny niż zwyczajni ludzie. Oczywiście nie wszyscy tak mają, ale nie chcemy ryzykować, więc każdemu nowemu uczniowi wszczepiamy ten środek antykoncepcyjny. - Wskazała na mały czip.
- Czyli że my wszyscy jesteśmy takimi dziwkami? - spytałam.
- Och Prue! To nie tak! Seks to część naszego życia. Jedni potrzebują go mniej inni więcej. Sama zobaczysz jak to jest, gdy będziesz trochę starszym wilkiem - odparł Chris.
- To co, możemy zaczynać? - zapytała Nancy.
- Tak! - powiedział trochę zniecierpliwiony David, ja tylko lekko kiwnęłam głową.
Położyłam płaszcz na łóżku i podwinęłam rękaw bluzki. Odwróciłam wzrok, bo wolałam na to nie patrzeć. Poczułam lekkie ukłucie, a potem ramię trochę zapiekło. Nancy nalepiła mi plaster w tym miejscu, gdzie znajdował się czip. Potem odeszła do Davida. Na to też nie patrzyłam. Z pomocą Chrisa ubrałam płaszcz.
- A ty? - spytałam Chrisa, gdy Nancy skończyła z moim bratem i oddaliła się od nas.
- Mnie założono go już gdy byłem tu ostatnim razem. - Podwinął rękaw i pokazał ramię, na którym znajdowało się ciemne wypuklenie, wyglądające jak znamię.
Pokiwałam lekko głową.
- Możemy iść - zawołał David.
Wyszliśmy z budynku. Było dosyć jasno, bo lampy, które stały wzdłuż chodników, świeciły mocno. Padał śnieg, który pokrywał wszystko wokół białą kołderką. Szliśmy przed chwilę w ciszy, którą w końcu przerwał mój brat:
- To co robimy?
- Ja biorę gorący prysznic i kładę się spać - odparłam.
- Tak, ja też jestem zmęczony - przyznał Chris.
Doszliśmy do internatu dla dziewcząt.
- To dobranoc - powiedziałam i pocałowałam mojego brata w policzek. Potem zbliżyłam się do Chrisa.Gdy go cmoknęłam w policzek, znów zobaczyłam te błyszczące iskierki, które tańczyły mu wokół tęczówek. Uśmiechnął się. - Zadzwońcie  do mnie, gdy będziecie schodzić na śniadanie! - zawołałam do nich, gdy wchodziłam do domu.
- Zadzwonimy! - zapewnił David.
Gdy weszłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic i położyłam się na łóżku zmęczona całym dniem.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;* Jest następny... :) Trochę dłuższy :) Nowych bohaterów postaram się dodać dzisiaj, a jeśli mi się nie uda to dopiero w piątek wieczorem :) Czekam na wasze opinie ;**

3 komentarze:

  1. Czipy jako środki antykoncepcyjne ty to masz wyobraźnie :D Świetnie rozdział (jak zwykle) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosko bosko bosko ^^ Czekam na next :*
    Kocham ♥
    S.T.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z komentarzami powyżej :) rozdziała boski i na prawdę masz niezłą wyobraźnie :)

    Rosemarie Hathaway

    OdpowiedzUsuń