środa, 30 października 2013

*2 "...Nikt nie mówił, że będzie super i bezboleśnie..."

Dla wszystkich, którzy tak jak ja mają świra na punkcie Toma *,*


"Minute of silence for my Pain"


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Tom~~

Wiele kilometrów przeszedłem, by dostać się tutaj. Mijałem rzeki, jeziora, góry, doliny, duże miasta i małe wioski, lasy i łąki. Wszystko to dla normalnego człowieka byłoby pewnie ładne, może nawet piękne. Normalny człowiek powiedziałby, że to wędrówka jego życia, wymarzona wycieczka. Normalny człowiek wynająłby chociaż rower czy zamówiłby taksówkę. Ale nie ja. Dla mnie wszystkie te mijane miejsca były zwyczajne. Nie widziałem w nich nic ciekawego. Dla mnie to była po prostu droga do nowego życia, do nowej szkoły. Może okaże się lepsze, jeżeli Nyks pozwoli. Nie wynajmowałem pokoi, bo szkoda mi na nie pieniędzy, skoro mogłem nocować pod lub na drzewie. Za taksówkę również trzeba było zapłacić. Ale po co mi auto, skoro mam nogi?
Tak, nie byłem normalny. Wszyscy mi to od początku wytykali. Kuzyni, potem koledzy w szkole, nawet dziewczyna. Rodzice tłumaczyli, że to przez ciągły stres na planie filmowym. Ale to nie to. Teraz już to wiedziałem. 
Zaczął się rok, w którym miałem skończyć siedemnaście lat i wszystko się wyjaśniło. To, że John i Maria nie byli moimi prawdziwymi rodzicami, to, że biologiczni zginęli w walce dobra ze złem, to, że byłem inny. Co nie znaczyło, że dziwny. Raczej wyjątkowy. 
Od stycznia 2009 roku uczęszczałem do szkoły, do której chodzili wszyscy tacy jak ja. Wyjątkowi. To tam poznałem co to miłość i przyjaźń. W końcu znalazłem swój kąt. Ale i to musiało się kiedyś skończyć. 
Zabili ich piątego maja. W dzień jej urodzin. Pół godziny przed przyjęciem ona i mój najlepszy
William
kumpel wyszli na spacer. Will miał ją czymś zająć, podczas gdy ja szykowałem imprezę. Gdy wszytko było gotowe, zadzwoniłem do niego. Odebrał, powiedziałem mu, by wracali i nagle coś trzasnęło i połączenie zostało przerwane. Zdenerwowałem się i spróbowałem dodzwonić się do Willa ponownie lecz bez skutku. Niespodziewanie usłyszałem w myślach głos Vivian. Szeptała, że mnie kocha, a potem nic, pustka. Rzuciłem wszystko i wybiegłem z salonu. Odnalazłem ich. Oboje leżeli na ziemi martwi. Próbowałem przywrócić ich do życia, lecz niestety moje wysiłki poszły na marne. Straciłem wszystkich, na których mi zależało, których kochałem.
To dlatego postanowiłem przenieść się do szkoły w Dundee. To jedna z niewielu szkół, które uczą takich jak ja. Wyjątkowych. W San Francisco wszystko przypominało mi o Willu, Vivian i rodzicach, których nigdy nie poznałem.
Tymczasem stanąłem przed dużą czarną bramą. Była otwarta, co po zachodzie słońca niespotykany widok. Przekroczyłem bramę i ruszyłem w kierunku budynków, by tam zapytać, gdzie znajdę dyrektora. Zauważyłem ładną brunetkę, biegnącą chodnikiem w stronę dwóch identycznych domów, które przed chwilą mijałem. Podbiegłem do niej, wołając już z daleka, by się zatrzymała.
- Cześć, wiesz może, gdzie znajdę Starka Evansa? - zapytałem.
Dziewczyna miała rozmazany tusz, opuchnięte oczy i zaciśnięte w cienką kreskę usta. Oparzoną ręką wskazała budynek po mojej prawej stronie.
- Gdy wejdziesz po schodach na pierwsze piętro, Starka znajdziesz za pierwszymi brązowymi drzwiami.
- Dzięki. - Zerknąłem jeszcze raz na jej dłoń. Widząc to, dziewczyna schowała rękę do kieszeni i szybkim krokiem ruszyła do domu za mną.
Ja również poszedłem przed siebie. Wszedłem do środka budynku, który pokazała mi brunetka. Wbiegłem po schodach na górę i już po chwili stałem przed brązowymi drzwiami. Zapukałem, a gdy ze środka usłyszałem stłumione "Proszę", wszedłem.
Biuro jak biuro. Wszędzie książki, papiery, wieczny bałagan na biurku. Pod oknem siedział Stark. Wstał, gdy wszedłem do środka.
- Dobry wieczór - przywitał się i wyciągnął dłoń przed siebie. Uścisnąłem ją na powitanie. - Thomas, prawda?
- Tom - poprawiłem. Nienawidziłem brzemienia swojego pełnego imienia.
- Tak, oczywiście, Tom - zreflektował się dyrektor. - Cieszę się, że w końcu do nas przybyłeś.
- Ja też. To była długa podróż.
- Nie przeczę. Twoje rzeczy już dawno do nas dotarły. Czekają na ciebie w pokoju. Czy będzie ci przeszkadzało to, że umieszczę cię z dwoma osiemnastolatkami? Bo niestety wszystkie wyremontowane pokoje są zajęte, oprócz tego jednego miejsca.
Wzruszyłem ramionami. Było mi obojętne, z kim dzieliłem pokój, byleby dało się z nimi żyć.
- Nie będzie mi to przeszkadzało - zapewniłem.
- To dobrze. - Wyglądał jakby mu ulżyło. - Zaraz poproszę kogoś, by pokazał ci pokój i resztę szkoły.
Wziął do ręki telefon i nacisnął jeden przycisk.
- Przyślij mi tu Damiena - oznajmił do słuchawki.
- Alice przechodzi przemianę i jest z nią u Nancy - usłyszałem czyjś głos w telefonie.
- No to... - zamyślił się. - Evelyn? Julię?
- Evelyn ma spotkanie z Dziećmi Księżyca. A Julia wyjechała do ojca.
Stark westchnął, zrezygnowany.
- To zawołaj mi tu Chrisa.
- Dobrze, zaraz przybędzie do twojego gabinetu.
Mężczyzna odłożył telefon na biurko.
- Zaraz przyjdzie tu twój współlokator. Pokaże ci pokój, oprowadzi po szkole.
Pokiwałem tylko głową. Po chwili do gabinetu wszedł młody, wysoki chłopak o niedbale ułożonych blond włosach. Spojrzał na mnie przelotnie, a potem zwrócił się do dyrektora przez zaciśnięte zęby.
- Chciałeś mnie widzieć? - spytał. Wyczuwałem od niego niechęć do Starka, może nawet złość.
- Tak. Chris, to jest Tom. Tom, to jest Chris. Od dzisiaj  będziecie razem mieszkali.  Chciałbym, żebyś zapoznał go z zasadami, pokazał co, gdzie i jak.
- Zaraz, zaraz. On zajmie TO łóżko? - spytał Chris. Coś tu było nie tak. Stark mi czegoś nie powiedział, czy to ten chłopak miał coś do mnie?
- Tak, zamie łóżko Davida, które posprzątaliśmy dzisiaj przed południem.
- Zabraliście jego rzeczy? - krzyknął z furią w oczach.
- Myślałem, że wiesz. Nie byłeś w pokoju?
Pokręcił głową.
- Cały dzień siedziałem z Damienem u Prue i Alice.
- Właśnie, jak się czuje Prue i Rebecca? - Stark jakby posmutniał.
- A jak mają się czuć? Straciły chłopaka i brata! Bratnią duszę, kogoś, kogo kochały, ufały mu. Po takiej tragedii trudno jest pozbierać się w dwa miesiące!
- Przepraszam, ja tylko... - zawahał się dyrektor.
- Daruj sobie te gatki szmatki. Mam tylko nadzieję, że nie wywaliliście jego rzeczy na śmietnik.
- Nie, oczywiście, że nie. Gdybyście chcieli je przejrzeć, tylko powiedzcie.
- Dobra, mogę już iść?
- Proszę.
Podszedł do drzwi. Gdy je otworzył, odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Idziesz? - zapytał. Wstałem więc i ruszyłem za nim.
- Sorry, to nie moja sprawa, ale co się tak właściwie stało i kim jest David? - spytałem, bo czułem się głupio, gdy oni o tym rozmawiali, a ja nie miałem pojęcia o co chodziło.
- David był moim kumplem i bratem mojej dziewczyny. Wampiry dwa miesiące temu zamordowały go, gdy ratował swoją siostrę.
Szybko dotarliśmy pod drzwi z numerem 126.
- Tu masz swoje klucze. - Podał mi je, gdy wchodziliśmy do środka. - To łóżko jest twoje. - Wskazał na świeżo pościelone łoże, stojące tuż przy wejściu. - Wszystkie puste półki w szafie mogą być również twoje.
Skinąłem głową. Rozejrzałem się po pokoju. Mało miejsca, ale cóż, jakoś się przeżyje.
- Damiena chyba już dzisiaj nie poznasz - powiedział, biorąc bluzę z szafy. Potem podszedł do drzwi. - Muszę jeszcze coś załatwić. Czuj się jak u siebie - oznajmił i wyszedł, a ja zostałem sam.
- No to zapowiada się świetny rok - westchnęłam. Wszedłem do łazienki, by wziąć prysznic.

~~ Prue ~~

Chris przed chwilą poszedł do Starka. Ciekawe co znowu od niego chciał. Postanowiłam, że skorzystam z okazji i pójdę się umyć. Alice przebywała jeszcze w skrzydle szpitalnym, a Becky nie wróciła po tym, jak widziała mnie i Chrisa w pokoju. Wyszłam za nią, lecz jej nie znalazłam. Pewnie chciała być sama, ale zrobiło mi się przykro. Szukałam jej po całym internacie, ale jej nie znalazłam. Zaszyła się gdzieś. Nie można powiedzieć, była dobra w ukrywaniu się.
Podczas gdy ja byłam pod prysznicem, Becky wróciła do pokoju. Kiedy wyszłam z łazienki, siedziała na swoim łóżku ze spuszczoną głową. Patrzyła na swoje dłonie. Wycierając ręcznikiem włosy, usiadłam obok niej.
- Hej, wszystko okej? - zapytałam, spoglądając na nią. Zobaczyłam resztki rozmazanego tuszu, czerwone oczy. Znów płakała. Chciałam dotknąć jej dłoni, by dodać jej otuchy, lecz Becky cofnęła rękę. Dopiero wtedy zauważyłam, że się oparzyła.
- Co się stało?
- Siedziałam i nagle BUM! - szepnęła, drżącym głosem. - Nie wiem, co zrobiłam. Po prostu ręka mi zapłonęła.
- Może to przejaw twojej mocy? - zasugerowałam. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Przybliżyłam się do niej i objęłam ramionami.
- Tak mi przykro - szepnęłam. Becky zarzuciła mi ręce na szyję.
- Bardzo mi go brakuje - łkała, chowając twarz w moje włosy. Zaczęłam ją głaskać po plecach.
- Wiem, mnie również - mówiłam cicho.
Siedziałyśmy tak dobrych kilkanaście minut. Becky płakała, a ja ją pocieszałam i przytulałam. Samej zrobiło mi się przykro i łzy zakręciły mi się w oczach, ale postanowiłam być twarda. Dla niej i dla Davida!
- Dzięki. - Uśmiechnęła się przez łzy. Pocałowałam ją w policzek i mocno przytuliłam.
- Hej, nie uwierzycie co się stało! - zawołał Chris, wpadając przez okno do pokoju. Becky szybko starła łzy i nie podnosząc głowy, pognała do łazienki.
- To ja was...
- Nie, zostań - poprosił chłopak, łapiąc ją za przedramię. Dziewczyna wróciła na miejsce obok mnie.
- No to słuchamy, co się takiego ważnego wydarzyło? - spytałam.
- Poszedłem do Starka, pamiętasz? Tam spotkałem takiego Toma. I Stark kazał mi go zaprowadzić do pokoju. On będzie z nami mieszkał! A wszystkie rzeczy Davida sprzątnęli, jakby nic nie znaczył, jakby go nigdy nie było - wołał wstrząśnięty. Poczułam jak Becky skamieniała. Mięśnie miała napięte, a oparzoną ręką ściskała poduszkę. Popatrzyłam na Chrisa, nie wierząc w to, co powiedział.
- Ten chłopak - odezwała się Becky, podnosząc głowę. Spojrzała w oczy mojemu chłopakowi. - To wysoki blondyn w czerni?
- Tak, skąd to wiesz?
- Pytał mnie o drogę do gabinetu dyrektora.
- Nie mogę w to uwierzyć, że ot tak spakowali jego rzeczy... - Pokręciłam głową.
- Stark powiedział, że gdybyśmy chcieli je przejrzeć, to mamy do niego przyjść.
- Przynajmniej tyle. - Westchnęła moja przyjaciółka. - Pójdziemy jutro? - zwróciła się do mnie, błagającym głosem.
- Jasne - rzekłam, przełykając gulę.
- Dzięki, jesteście super. - Wyciągnęła ramię do Chrisa. Ten podszedł do nas i w trójkę przytuliliśmy się.
Po chwili wyswobodziła się z uścisku i poszła do łazienki.
- Co z nią? - zapytał, kiwając głową na zamknięte drzwi.
- Stara się. - Wzruszyłam ramionami. - Która godzina?
- Po północy - odparł, zerkając na zegarek.
- Wiesz coś może o Alice? - Pokręcił tylko głową. Szum w łazience umilkł. - Lepiej, żebyś już poszedł.
- Masz rację. Do zobaczenia jutro! - Nachylił się i pocałował w usta.
- Na razie - szepnęłam, przygryzając dolną wargę. Chris uśmiechnął się łobuzersko. - Jesteś niemożliwy! - Westchnęłam. Dobrze wiedział, że go pożądałam, że to mnie podniecało. Lecz teraz nie miałam głosy do tego. Nie powinnam o tym myśleć w tych okolicznościach.
- I za to mnie kochasz. - Zaśmiał się. Chłopak podszedł do okna i wyskoczył przez nie na zewnątrz. Pokręciłam głową i położyłam się na swoim łóżku. Nie wiem, kiedy zasnęłam ani nie pamiętam jak Becky wróciła z łazienki.

Rano obudził mnie budzik. Nie miałam siły wstawać, ale po chwili przypomniałam sobie o umówionym treningu z Filipem, więc podniosłam się niechętnie z łóżka, wzięłam wygodne ciuchy i poszłam do łazienki.
Gdy wyszłam, Becky również już nie spała.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej, już nie śpisz? - zdziwiła się, szperając w szafie.
- Tak. Poczekać na ciebie? - spytałam.
- Jasne. - Wzruszyła ramionami. - Czemu nie.
Weszła do łazienki, a ja usiadłam na łóżku i sięgnęłam po książkę, którą zaczęłam czytać kilka dni temu. Nie dokończyłam strony, gdy dziewczyna otworzyła drzwi.
- Możemy iść. - Odłożyłam więc książkę i wyszłyśmy na korytarz.
Na stołówce nie było dużo osób, kiedy tam doszłyśmy. Wzięłyśmy swoje porcje i usiadłyśmy przy swoim stałym stoliku. Gdy wzięłam do ręki kanapkę, zadzwonił mój telefon.
- Halo?! - odebrałam, przełykając kęs chleba.
- Cześć, jesteście już na śniadaniu? - zapytał Chris.
- Tak, a co?
- Nic, zaraz przyjdziemy - powiedział i się rozłączył.
Niedługo po tym Chris pojawił się na stołówce. Za nim szedł wysoki blondyn, ubrany w ciemne dżinsy, poprzecierane na udach i kolanach, czarne adidasy i również czarną koszulę. Gdy podszedł bliżej, od razu go poznałam. Serce na moment zapomniało, co ma robić. Chris podszedł do mnie i pocałował.
- Cześć. Tom, to jest moja dziewczyna Prue i przyjaciółka Becky. Dziewczyny to jest Tom...
- Felton! - wpadłam  mu w słowo. Chłopcy zdziwili się, lecz Tom od razu to zamaskował i podał mi dłoń, którą uścisnęłam, uśmiechając się głupkowato. Potem to samo zrobiła Becky. Chłopcy poszli po swoje porcje.
Jedliśmy, rozmawiając. Pytałam chłopaka o jego starą szkołę. Jakie panowały w San Francisco zasady, czy uczyli się czegoś innego niż u nas. Odpowiadał, ale moje pytania go chyba męczyły, bo wydawał się niezadowolony z tego zainteresowania.
Gdy kończyliśmy posiłek, dołączyli do nas Alice i Damien. Chris przedstawił nowoprzybyłych Tomowi.
- I jak? Wszystko w porządku? - spytałam przyjaciółkę.
- Teraz już tak. Czemu nikt mi nie powiedział, jaka przemiana jest ciężka? - wyrzuciła nam, a my zaśmialiśmy się.
- Nikt nie mówił, że będzie super i bezboleśnie. - Damien wzruszył ramionami. Spojrzałam na zegarek.
- O Cholera! - zaklęłam. - Muszę iść! - Wypiłam do końca sok i posprzątałam po sobie.
- Gdzie idziesz? - zainteresował się Chris.
- No boisko - odparłam.
- Pójdziemy z tobą, co? - spytał Toma. Ten tylko wzruszył ramionami, wstając. - Pokażę ci co, gdzie i jak.
Więc ze stołówki wyszliśmy w trójkę.
- Tu masz stołówkę, skrzydło szpitalne a na górze gabinety nauczycieli. - Chris wskazał na budynek, z którego właśnie wyszliśmy. - Tutaj są wszystkie klasy i biblioteka - mówił, gdy mijaliśmy schody, prowadzące do głównego wejścia. Poszliśmy dalej obok internatu na jego tyły. - Po lewej jest główna brama, a po prawej hala sportowa. - Pokazywał rękoma blondyn. - A przed nami znajduje się boisko. Dalej jest stajnia i magazyn z różnymi rupieciami.
Przeszliśmy między wysokimi drzewami, by stanąć przed wejściem.
- To ja idę. Bawcie się dobrze. Miło było cię poznać Tom. Na razie! - Cmoknęłam Chrisa w policzek i pognałam przed siebie.
Filip już tam był i ćwiczył. Nie chcąc go rozpraszać, stanęłam nieco z tyłu, oparłam się o ogrodzenie i czekałam aż wypuści strzałę, przyglądając się jego zwinnym ruchom, by potem móc je powtórzyć.
- Siema! - zawołał, wystrzeliwując strzałę, która wbiła się w sam środek tarczy. Wzdrygnęłam się, a chłopak odwrócił w moją stronę.
- Myślałam, że... - zaczęłam, ale Filip tylko się zaśmiał.
- Zmiennokształtni chodzą cicho, ale jako Dhanpir usłyszałem cię jeszcze zanim weszłaś na boisko. Zwłaszcza, że nie kryłaś się i stąpałaś dosyć głośno.
- Wow! - Potrafiłam tylko westchnąć. Podeszłam do niego. - To co, od czego zaczynamy? - zapytałam podekscytowana.
- Naszykowałem dla ciebie łuk. Jest mniejszy od tego, którego używam, przez co będzie ci łatwiej go utrzymać i wycelować. - Podał mi mój cały nowy sprzęt. - Stańmy może bliżej tarczy - zaproponował. Zgodziłam się. - Strzelałaś kiedyś? - Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Patrzyłam tylko jak ty to robisz - przyznałam, zakładając kołczan na plecy. Stanęłam przodem do tarczy i sięgnęłam po strzałę.
- Po pierwsze: bezpieczeństwo. Gdybyś teraz wystrzeliła i nie trafiła w tarczę z tyłu jest pole siłowe, które uniemożliwi przebiciu się strzały na drugą stronę. Poza tym mam to. - Wskazał na rękaw ze sztywnej skóry. Pomógł mi go wsunąć na przedramię. - Ochroni cię przed uderzeniem cięciwy. Dobra, to teraz patrz.
Pokazał mi w jaki sposób zakładać wycięcie w osadzie strzały na cięciwę, potem jak naciągnąć łuk trzema palcami, trzymając strzałę między palcem wskazującym, a serdecznym i w końcu, jak zwolnić cięciwę podczas strzału.
- Staraj się używać mięśni grzbietu, nie tylko ramion. Uczucie powinno być takie, jakbyś ściągała łopatki do siebie. - pouczył. - W ten sposób łuk będzie stawiał mniejszy opór, a poza tym, łatwiej z niego celować.
Spróbowałam. Robiłam wszystko według wskazówek Filipa. Za pierwszym razem strzała trafiła w pole siłowe za tarczą. Dopiero za dziesiątym razem strzała utkwiła na krawędzi tarczy. Był to dla mnie nie mały wysiłek i radość z dużych postępów.
- Szybko się uczysz - zauważył. Usiedliśmy w cieniu drzewa. - Kim był ten chłopak, który szedł z Chrisem? Nigdy go tu wcześniej nie widziałem.
- To Tom Felton. Przeniósł się do nas na czwarty rok z San Francisco.
- A czemu się przeprowadził? - zainteresował się.
- Nie wiem. Nic nie mówił, a mi głupio było zapytać. - odparłam. Pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Idziemy? Niedługo będzie obiad - powiedział, patrząc na słońce.
- Tak długo już tu siedzimy? - zdziwiłam się. - Gdzie chowasz sprzęt?
- Do magazynu. Chodź, pokażę ci.


~~*~~*~~*~~*~~

Hej, co tam u was? Bo u mnie masakrycznie -,- Szkoła mnie wykańcza.... Na szczęście teraz parę dni wolnego.
Dodałabym ten rozdział wcześniej, ale wiadomo sprawdziany i kartkówki i w ogóle... To cud, że przeżyłam. Poza tym mam mnóstwo problemów... Przechodzę ciche dni z przyjaciółkami, a jedyna bliska mi osoba, która zawsze wie jak mnie pocieszyć, mój misiek kochany siedzi teraz daleko ode mnie i nie ma jak się przytulić....! -,-
Rozdział długi i nawet nawet, według mnie. Opis uczenia się strzelania zaczerpnęłam z "Zwiadowców", a zdjęcie Toma w zakładce "Głowni bohaterowie".
To chyba tyle... Do kolejnego <3

3 komentarze:

  1. Co do tego rozdziału to po prostu jetem w siódmym niebie.. Tom i wgl...(ale Tom to jest twój :*)
    Tak, szkoła... Też cudem przeżywam każdy kolejny dzień...
    Miód malina i wgl, ten rozdzialik i to zdjęcie Toma...
    Nwm co tu jeszcze... brak koncepcji na dłuższy komentarz...
    Weny, czasu i czego ci tam jeszcze potrzeba...
    Kocham cie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest cudny :) Tom ..ciekawe co za osobowością się stanie:) A co z przybyszami z przyszłości się dzieje ? czekam na nn rozdział z niecierpliwością i powodzenia w szkole, ja również mam urwanie głowy z tą nauką więc znam ten ból :)
    weny
    Rosemarie

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział jak i cały blog. <3 Pięknie to opisałaś. Nie mogę doczekać się następnego.
    U mnie też urwanie głowy z tą nauką. Byłam chora i teraz mam tyle zaległości, ze nie wiem kiedy to nadrobie. Ale trzeba sobie jakoś radzić. :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. :*

    OdpowiedzUsuń