niedziela, 20 października 2013

*1 "...Piekielna, popieprzona, pedantyczna Pijawa..."

Dla tych, którzy tu wchodzą i czytają te moje wypociny <3 ;*


"Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły."*

~~*~~*~~*~~*~~

Czerwone słońce chyliło się już ku zachodowi, chowając się za drzewami i budynkami. Kolejny wiosenny dzień dobiegał końca. Ptaki wracały do swoich niedawno uwitych gniazd, by zaopiekować się nowonarodzonymi pisklętami. Kwiaty zamykały się powoli, by znów otworzyć się z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Krople rosy osadzały się na źdźbłach zielonej trawy. Słońce odbijało się w nich, sprawiając wrażenie jakby polana była pokryta magicznym, błyszczącym proszkiem.
Spoglądałam na ten nieziemski widok spomiędzy zielonych liści wysokiego drzewa, na którego gałęziach siedziałam. Chowałam się tutaj, gdy chciałam być sama, pomyśleć. I jak na razie nikt mnie nie znalazł.
Widziałam stąd miasto za bramą, parking, salę do ćwiczeń i kawałek internatu. Pode mną znajdowało się boisko wielofunkcyjne, a wokół mnie zieleń drzew.
Nagle gdzieś w dole coś świsnęło. Wzdrygnęłam się, lecz byłam na tyle opanowana, by nie krzyknąć i nie spaść. Jak najciszej potrafiłam, opuściłam się na rękach na niższe gałęzie. Gdy wymacałam stopami jako taki stabilny grunt, puściłam gałąź, którą trzymałam i ukucnęłam, by dojrzeć, co się działo na dole.
W zasięgu mojego wzroku była duża tarcza z wbitą w sam środek długą strzałą. Zaciekawiona zeszłam jeszcze niżej.
- Nie musisz się kryć. Wiem, że tam jesteś - usłyszałam spokojny głos, zbliżający się w moim kierunku. Zeskoczyłam na ziemię, otrzepałam się i spojrzałam na chłopaka.
- Filip - zdziwiłam się. - Co ty tu robisz?
- Ćwiczę. - Wskazał na tarczę. Dopiero teraz zauważyłam, że na plecach miał kołczan ze strzałami a w prawej dłoni łuk.
- Po co właściwie ćwiczysz strzelanie z łuku, skoro możesz skopać wszystkim tyłki gołymi rękoma?
Wzruszył ramionami.
- Łuk przydaje się, gdy musisz z kimś walczyć, a mogą cię widzieć zwykli ludzie. Wtedy zamiast kuli ognia, czy energii, wystrzelić można strzałę Poza tym lubię to. A ty co tam robiłaś? - zapytał, pokazując drzewo.
Tym razem to ja wzruszyłam ramionami.
- Myślałam - odparłam krótko.
- Coś często myślisz - zauważył. Gdy zobaczył moją zdziwioną minę, dodał. - Widziałem cię tu parę razy. - Westchnęłam. Czyli jednak ktoś wiedział o mojej kryjówce... - O czym myślałaś? - zainteresował się.
O czym myślałam? Dobre pytanie. W sumie sama nie wiedziałam. O Davidzie. Tak. Zawsze moje myśli wędrowały w jego kierunku, nawet wtedy, gdy wydawało mi się, że tak nie było. Zastanawiałam się, co by teraz robił, co by mi doradził w danej chwili, co by było, gdyby żył.
Zamrugałam, uniemożliwiając łzom wypłynięcie z oczu, które zebrały się pod moimi powiekami.
Drugą rzeczą, o której myślałam, były Wampiry. W moich snach regularnie pojawiał się Harry i ta jego szaleńcza morda. Za każdym razem ja i on byliśmy w tej samej sytuacji. Ja przykuta kajdankami, nie mogąca się ruszyć, a on zjawiał się i robił ze mną co tylko chciał, zadając mi bój a jednocześnie rozkosz. Nienawidziłam tych snów, tych koszmarów, w których pod koniec zawsze ginął kolejny mój bliski, przyjaciel, rodzina.
- Prue? - spytał Filip, wytrącając mnie z zamyślenia.
Zamrugałam zdezorientowana, przypominając sobie zadane wcześniej przez niego pytanie.
- O szkole - odparłam w końcu co było prawdą w najmniejszym stopniu.
- Aha - rzekł i wysłał kolejną strzałę w tarczę, rozłupując poprzednią wzdłuż na pół.
- Niesamowite - wyszeptałam.
- Co takiego? - Odwrócił się w moją stronę.
- To. - Wskazałam na łuk, kołczan i tarczę.- Rany, jesteś świetny - przyznałam z niemałym uznaniem.
- Przesadzasz, ale dzięki. - Uśmiechnął się lekko.
Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl.
- Tak się zastanawiam... - wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Tak? - spytał, nakłaniając mnie, bym mówiła dalej.
- Ale to głupie. - Machnęłam ręką, rezygnując z powiedzenia tego, co zamierzałam.
- Nie no, powiedz - poprosił. - Teraz już tak łatwo nie odpuszczę.
- No dobra. Tak sobie pomyślałam, że może mógłbyś mnie nauczyć strzelać z łuku, ale pewnie nie będziesz chciał, więc nie było pytania - paplałam bez sensu.
Miałam ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Tylko bardziej się pogrążałam.
- Jeśli tylko chcesz, to czemu nie? - oznajmił.
- Serio? - spytałam zdziwiona.
- Serio - przytaknął.
- To kiedy? - dopytywałam.
- Możemy nawet jutro. Przecież jest sobota.
- Okey.
-  Zaraz po śniadaniu?
Skinęłam głową, uśmiechając się jak głupi do sera.
- Em... To ja lecę - rzekłam trochę skołowana. Nie potrafiłam opisać tego, co działo się we mnie od środka. - Cześć - mruknęłam cicho, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Nie czekając na jego odpowiedź, zwróciłam się w stronę internatu.
- Do jutra! - zawołał za mną.
Pobiegłam do pokoju, mając nadzieję, że nikogo w nim nie zastanę. Alice dużo czasu ostatnio przebywała z Damienem. Nie  pamiętam, kiedy ostatni raz dłużej rozmawiałyśmy na osobności. A bardzo tego potrzebowałam. Szczerej rozmowy z kimś, komu David nie był jakoś szczególnie bliski. Blondynka zmieniła się. Już nie była tą otwartą, kochającą wszystkich dziewczyną, którą poznałam w styczniu. Stała się bardziej lekkomyślna, żartowała sobie z wielu rzeczy, z których nie przystoi się śmiać. W dużym uproszczeniu upodobniła sięa do Damiena, co mnie wkurzało. Nie dało się z nią normalnie, poważnie porozmawiać. Zawsze coś było ważniejsze, ale kurde, co jest ważniejsze od przyjaciółki?
Becky natomiast w wolnych chwilach, czyli wtedy gdy nie przebywaliśmy na lekcjach, zaszywała się gdzieś na długie godziny. Nie miałam pojęcia, co robi, ale skoro jej to w jakiś sposób pomagało, nie miałam serca jej tego odbierać...
Stanęłam przed drzwiami pokoju już po kilki minutach. Wygrzebałam z kieszeni klucz i włożyłam go do zamka. Przekręciłam go z cichym kliknięciem. Weszłam do środka i rozejrzałam się. Dziewczyn nie było. Zamiast nich na moim łóżku leżał jak gdyby nigdy nic Chris.
- Co ty tu robisz? - spytałam zdziwiona. Położyłam klucze na stoliku, zamykając wcześniej nimi drzwi.
- Leżę. - Uśmiechnął się, siadając.
- A co poza tym? - Usiadłam obok niego.
- Czekałem na ciebie.
Po tych słowach nastała cisza.
- Ja... - zawahałam się. Co miałabym mu powiedzieć? Od śmierci Davida w ogóle nie znajdowałam dla niego czasu, lub może nie chciałam. Powinien coś na ten temat powiedzieć, ale nie mówił. Doskonale wiedział, albo przynajmniej wyobrażał sobie co, musiałam czuć. Był przy mnie chociażby myślami, choć zdawał sobie sprawy co działo się WTEDY i o czym co noc śnię. Więc po chwili wahania zaczerpnęłam powietrza i wydusiłam z siebie najgłupsze i najprostsze słowo jakie mogło mi przyjść do głowy. - Cześć.
Chłopak zaśmiał się cicho, odgarniając włosy z mojego policzka. Pochylił się i złożył na nim delikatny pocałunek.
- Hej - szepnął mi do ucha. Poczułam na skórze jego ciepły oddech. Westchnęłam, przymykając oczy. Tak dawno mnie w ten sposób nie dotykał. Tak czule i delikatnie.
- Czekałeś tu na mnie z jakiegoś konkretnego powodu, czy tylko tak sobie? - zadałam w końcu nurtujące mnie pytanie. Pokiwał tylko głową. - To znaczy?
- Najpierw postanowiłem tu zaczekać, bo się za tobą stęskniłem, ale potem Damien zabrał Alice do Nancy. To chyba przemiana, więc poprosił mnie, bym przekazał wam, co się z nią dzieje.
Jakoś nie obeszło mnie to, że moja przyjaciółka stawała się Wilkiem. Przecież był z nią Damien, będzie wszystko okej. A nawet gdybym tam poszła, to i tak Nancy by mnie nie wpuściła. A może po prostu to do mnie jeszcze nie dotarło?
Oparłam głowę na jego ramieniu. Chłopak objął mnie ręką, przyciągając bliżej siebie.
- A gdzie Becky? - zainteresował się. Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Ja... Chciałam cię przeprosić... - szepnęłam, spoglądając mu w oczy.
- Za co? - zdziwił się.
- Za wszystko co zrobiłam i za to, czego nie zrobiłam. - Słyszałam jak głos mi drżał. Chris pocałował mnie, uniemożliwiając mi dalsze mówienie.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i zmieniłam pozycję, by było nam wygodniej. Usiadłam mu na kolanach. jedną dłoń wplątałam w jego włosy, a drugą przycisnęłam mu do policzka. On natomiast błądził swoimi rękoma po moich plecach. W końcu prawą dłoń zatrzymał na karku a lewą u nasady kręgosłupa. Jednym ruchem położył mnie na łóżku, nie przestając całować.
Gdy w końcu się ode mnie oderwał, dyszeliśmy oboje. Położył się tuż obok mnie, plecami do drzwi. Głowę oparł na łokciu. Patrząc mi głęboko w oczy, wziął w dłoń niesforny kosmyk moich włosów z policzka i założył je za ucho. Przejechał kciukiem po mojej żuchwie, zatrzymując się na ustach. Obrysował ich kontur, a ja zaśmiałam się cichutko. Przysunęłam się do niego i wtuliłam w tak dobrze znane mi ciało jak mała dziewczynka. Poczułam, jak odsuwa włosy z szyi i składa na niej miliony delikatnych pocałunków. Zadrżałam pod wpływem jego ciepłego dotyku. Przymknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą szczęścia.
Nagle usłyszałam ciche kliknięcie w zamku. Otworzyłam oczy, lecz ciało Chrisa przesłaniało mi cały świat. Podniosłam głowę lekko do góry i między ręką, a głową chłopaka mignęły mi ciemne, kręcone włosy, znikające za drzwiami. Zerwałam się z łóżka, co nie umknęło uwadze Chrisa.
- Co robisz? - zawołał za mną, gdy sięgnęłam po klamkę.
- Poczekaj tutaj. Zaraz wrócę - obiecałam i wybiegłam na korytarz.

~~ Becky ~~

Nie wytrzymałam tego widoku. Widoku Chrisa i Prue tak blisko siebie. Tak zakochanych, tak szczęśliwych...
Biegłam na strych. Tam zwykle siedziałam, jeśli nie byłam w bibliotece. Zamknęłam drzwi i usiadłam na podłodze tuż obok nich. Objęłam kolana ramionami i ukryłam w nich twarz. Nie kryłam łez. Płakałam najszczerzej jak tylko mogłam.
Tak bardzo jej zazdrościłam. Zazdrościłam im obu. I Prue, i Alice. Obie miały chłopaków, którzy je kochali, a one miały kogo kochać. Ja nie miałam. Nie miałam już najbliższej mi osoby. Nie było Davida. Nie mógł objąć mnie swoimi umięśnionymi ramionami. Nie mógł mnie dotknąć. Nie mógł powiedzieć, jak bardzo mnie kocha.
Łzy leciały ciurkiem z moich oczu, a ja ciągle miałam przed oczami Dave'a, który się ze mną żegna, by iść ratować swoją siostrę. Jak publicznie mówi, że mnie kocha i całuje namiętnie.
Nie bez powodu przesiadywałam właśnie tu, na strychu. To tutaj zaszywaliśmy się z Davidem, gdy chcieliśmy być sami. Tysiące wspomnień pojawiło się znów przed moimi oczami, jakbym oglądała film.

"Weszłam do pokoju, który zajmowałam w internacie razem z Alice i Prue. Chwilę potem usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi. To był Dave. 
- Ehm... Mogę wejść? - spytał. 
- Jasne - odparłam i odsunęłam się od drzwi. 
Gdy znalazł się w środku, zamknął je za sobą. Chwilę żadne z nas nie mówiło nic. 
- Ja po prostu chciałem, żebyś wiedziała... 
- Chcę ci coś powiedzieć... - zaczęliśmy w tym samym momencie. 
- No to ty mów pierwsza. Dziewczynom się ustępuje - powiedział. 
- Chodzi o to, że... Ale nie wiem jak to powiedzieć... - zaczęłam. 
Podszedł do mnie bliżej. Stał tak blisko, że po moim ciele przebiegły ciarki. 
- Najlepiej prosto, od serca - poradził. 
- Kiedy ja nie wiem jak - odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. - Dave ja...
- Cii. Nic więcej nie mów - szepnął i nachylił się w moim kierunku.
Pocałował mnie. Założyłam mu ręce na szyję, a on położył swoje na moich biodrach. 
- Czy będziesz moją dziewczyną? - spytał cichutko, patrząc z błyszczącymi oczyma, prosto w moje tęczówki. 
- Tak - wyszeptałam.
Po czym nasze usta znów złączyły się w pocałunku. Były one coraz bardziej zachłanne. Odsunęłam go od siebie. 
- Lepiej żebyś już poszedł...
- Masz rację. Przepraszam - szepnął Dave. - Dobranoc - wyszeptał, muskając moje usta swoimi. 
Potem zniknął za oknem, zeskakując zwinnie w śnieg. "

Zmiana sceny... Każda kolejna miała miejsce na tym strychu...

" David siedział oparty o ścianę, a ja leżałam z głową na jego kolanach. On bawił się moimi włosami, opowiadał jak to niedługo będziemy we dwójkę biegać po lesie w ciałach zwierząt..."

Zmiana sceny...

" Leżeliśmy na podłodze i patrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo.
- Czy myślisz czasem nad przyszłością? - spytał.
- Czasem - przyznałam. 
- Bo ja tak - wyznał. - W mojej przyszłości mam przy boku piękną kobietę Wilkołak, a wokół nas biega gromadka dzieci.
Zasmuciłam się na tę wiadomość. 
- A wiesz kto jest tą kobietą? - spytał. 
- Nie - przyznałam smutno. 
- Ty, głuptasie. - Zaśmiał się, siadając na mnie w rozkroku, nachylając się w moją stronę, po to, by po chwili mnie pocałować."

Zmiana sceny...

"Ja i David po obchodach Pełni Księżyca w lutym. On odczuwał moc księżyca i pożądanie. Ja tylko to drugie. Całowaliśmy się namiętnie, nie minęła chwila, gdy nie mięliśmy na sobie ubrań. Dotykaliśmy wzajemnie swoich nagich ciał. Nim zdaliśmy sobie sprawę, że to co robimy,  jest nieodpowiednie, było już po wszystkim. 
Stało się. David przykrył nas kocem znalezionym w szafie. Wtuliłam się w jego nagie ciało. On pocałował mnie w czoło. 
- Obiecaj mi coś - szepnęłam.
- Co tylko zechcesz, moja księżniczko - odpowiedział.
- Obiecaj, że zawsze tak będzie, że nigdy mnie nie zostawisz - prosiłam. 
- Obiecuję - wyszeptał, a nasze usta złączyły się w pocałunku."

"Obiecuję". To słowo jak echo rozsadzało moją czaszkę. Tamte dwa miesiące były najszczęśliwszymi w moim życiu. Aż nagle wszystko prysnęło. Ostatnia scena...

"- Gdzie David? - spytałam Chrisa. 
Nic nie odpowiedział. 
- Filip, gdzie on jest? - zapytałam łamiącym głosem. 
- Becky tak mi przykro - zaczął, spoglądając przelotnie na łóżko w skrzydle szpitalnym, wokół którego zasunięta była biała kotara. 
Pełna obaw pognałam do tego właśnie łóżka. Zamaszyście rozsunęłam parawan. Moje serce zamarło. Dave leżał na łóżku przykryty pod szyję białym prześcieradłem. nie oddychał, nie ruszał się. Opadłam na krzesło obok jego łóżka i zawyłam:
- Dave!!!"

Dlaczego musiał mnie opuścić? Byliśmy tacy szczęśliwi, a teraz? Codziennie przeżywałam to na nowo mimo, że minęły już dwa miesiące. Codzień moje serce krwawiło. Nie miałam najbliższej mi osoby w tym świecie. Nie ma jej i nie będzie. Jakby tego było mało, śmierć tej osoby została spowodowana przez jednego z moich idoli - Harry'ego Edwarda Styles'a. Nienawidziłam go całym moim połamanym sercem. Już nie słuchałam One Direction i nigdy tego nie będę robić. Piekielna, popieprzona, pedantyczna Pijawa! Co ja mu zrobiłam? Dlaczego on mi to zrobił? Przecież nawet mnie nie znał!
Krzyknęłam bezsilnie i uderzyłam pięścią w ścianę. Moja dłoń stanęła w ogniu. Patrzyłam na nią ze strachem i łzami w oczach. Szybko cofnęłam rękę. W ścianie został smolisty ślad. Przerażona zrobiłam kilka kroków w tył, aż w końcu się wywróciłam. Upadłam na tą rękę, którą uderzyłam w ścianę. Zapiekło.
- Cholera! - syknęłam.
Złapałam torbę i opuściłam strych, puszczając się sprintem po schodach.



~~*~~*~~*~~*~~
Klikamy, czytamy i komentujemy :D

* Czesław Miłosz "O Wierze i Nadziei".
Hej, ostatnio zapomniałam dodać zdjęcie Davida i przypomniało mi się dopiero jak to przepisywałam :) A jestem z niego dumna, ponieważ nie wiem jakim cudem, ale zrobiłam tą błyskawicę, tak, że nie widać ciemnego tła, które miała :D
Dziękuję Kasi za nominację, ale jak już wspominałam, nie biorę udziału, choć na pytania odp. ale to na jej blogu <3
Rozdział pisany z Marchewą ( w sumie, nie oszukujmy się, to ona pisała większą część tego rozdziału :D). Lepiej bym tego nie opisała :) A gdyby nie ty Marcheweczko, to ten rozdział pewnie w ogóle by nie powstał, lub powstałby dopiero... uhuhu!!!!  Tak więc dziękuję ;*
Tuż pod zdjęciem jest link do mojego drugiego opowiadania :) Chcę wiedzieć, co o nim myślicie :)
Co sądzicie o 1. rozdziale? Jak dla mnie jest fajny, nawet może trochę lepiej niż fajny, ale to tylko moja skromna opinia :)
Pozdrawiam cieplutko ;*
Zuza♥

3 komentarze:

  1. Nie będę oceniać tego posta bo to nasze pisanie naszych opowiadań wtedy było świetne :D to nasze gotowanie obiadu :D Jezu jak ryczałam... i jak czytałam to i jak tamto pisałam... eh...
    Weny czasu i pozdrowionka
    P.S. Jeszcze nie czas na litanię :*

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział bardzo wciągający, aż oderwać się nie mogłam :D jak najszybciej next. Weny:) Rosemarie

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękny rozdział. <3 Nie wiem co napisać, żeby w pełni opisać swój zachwyt.
    Pozdrawiam :** i życze weny.

    OdpowiedzUsuń