piątek, 20 grudnia 2013

*7. "... Wypiłeś ostatnio osocze jakiegoś ćpuna, czy co?..."

♥ Dla pewnej dziwnej, choć ważnej dla mnie osóbki, która wie, jak mnie rozweselić, choć często robi to nieświadomie. Dziękuję Ci za to, że dzięki Tobie mam mnóstwo nowych pomysłów na bloga, za ten Twój uśmiech, który pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Pewnie tego nie przeczytasz, ale co mi tam... I tak Ci dziękuję ;* 



"Nie nauczyłeś mnie, jak żyć bez Ciebie."


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Alice ~~

    Gdy wysiedliśmy z autokaru, mieliśmy piętnaście minut na znalezienie wolnego miejsca w przedziałach, zanim pociąg wyruszył. Siedzieliśmy razem. Ja, Damien, Bella, Jenn, Alex i Nathan. Zajmowałam miejsce najbliżej okna. Patrzyłam na szybko uciekające krajobrazy. Myślałam, jak to będzie, gdy wejdę do domu. Co mama powie na towarzyszącego mi chłopaka? Czy się do mnie odezwie? Czy nie będzie zła? W końcu z jakiegoś powodu nie chciała, bym uczyła się magii.
    - Hej! Ziemia do Alice! - zawołał Damien, machając mi ręką przed oczami. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na przyjaciół. Ci zaśmiali się cicho.
    - Pytaliśmy, czy zagrasz na nami - odezwała się Bella.
    - A w co? - zainteresowałam się, zapominając o swoich troskach choć na chwilę. Lubiłam różnego rodzaju gry.
    - W pytania i zadania - zaproponowała Jen. Wszyscy chórem zaakceptowaliśmy ten pomysł. Usiedliśmy więc bliżej siebie w nieforemnym kole. Damien wyciągnął butelkę z wodą owocową i położył ją na środku. Zakręcił. Wypadło na Alexa.

    Bawiliśmy się do końca podróży do Londynu. Śmialiśmy się, krzyczeliśmy jeden przez drugiego, gdy ktoś próbował oszukiwać. Podróż szybko minęła i, nim się obejrzeliśmy, trzeba było wysiadać.
    - Uważajcie na siebie - żegnała się ze mną Bella. Przytuliłam ją serdecznie i mocno.
    - Wy też! - Zaśmiałam się. Potem podeszłam do Jennifer i z nią również się pożegnałam.
    Wyszliśmy ze stacji i wsiedliśmy do czekającej taksówki. Pojechaliśmy na lotnisko. Samolot mieliśmy za godzinę, więc, gdy dojechaliśmy na miejsce, usiedliśmy i czekaliśmy. Nie odzywałam się za dużo, po prostu siedziałam w ciszy, choć wokół mnie panował istny chaos, jak to na lotnisku. W końcu po kilkudziesięciu minutach usłyszeliśmy w głośnikach, że możemy iść. Więc wstaliśmy i udaliśmy się do wyznaczonego nam miejsca. Przeszliśmy przez bramki i pokazaliśmy bilety młodej, uśmiechniętej kobiecie. Następnie weszliśmy na pokład samolotu i zajęliśmy miejsca obok siebie. Ja znów od okna. Westchnęłam. Czekało nas kilka godzin w samolocie, kilkanaście tysięcy metrów nad ziemią. Patrzyłam na przejeżdżające obok ciężarówki i wózki. Zamyśliłam się. Po głowie błądziło mi wiele mało ważnych rzeczy. Głównie strzępki jakiś wspomnień z dzieciństwa.
    Z odrętwienia wyrwał mnie Damien, kładąc mi dłoń na kolanie. Spojrzałam więc na niego i uśmiechnęłam się.
    - Co jest? - Nie dał się zwieść.
    To prawda, że z zewnątrz był opryskliwy i nie dawał nikomu do siebie dotrzeć, nie chciał niczyjej pomocy, ale jeśli pozwoli poznać jego prawdziwe JA, a mi się to udało, to okazuje się, że pod tą grubą skórą lenia i głupka kryje się wrażliwy , kochający i bardzo mądry człowiek, który wiele już w swoim młodym życiu przeżył.
    - Nic. Po prostu myślę o tym, co mama powie na mój przyjazd. W końcu nic jej nie mówiłam...
    - Nie przejmuj się. Co będzie, to będzie, a ja będę z tobą.
    - Dziękuję. - Pochyliłam się i przelotnie pocałowałam. Uśmiechnął się do mnie czule.
    Dochodziło południe. Ziewnęłam i zwinęłam się na siedzeniu, opierając głowę na ramieniu chłopaka. Już po chwili odpłynęłam w krainę marzeń.
    Obudziło mnie szturchnięcie w ramię i lodowaty uścisk na dłoni.
    - Alice, obudź się. Za chwilę lądujemy - usłyszałam szept Damiena tuż przy uchu. Otworzyłam delikatnie oczy. Zamrugałam parę razy, by przyzwyczaić wzrok do światła. Za oknami był ranek. Już zniżaliśmy się do lądowania. Wszędzie widziałam białe obłoki i kilka ptaków. W dole można było zauważyć płytę lotniska i różne budynki. Usiadłam prosto w fotelu i przeciągnęłam się. Nie mogłam w to uwierzyć! Spałam dobre 11 godzin! Widocznie ostatnio przez te egzaminy nie wysypiałam się za dobrze.
    Zrobiliśmy wszystko według poleceń. Gdy samolot się zatrzymał, wysiedliśmy i przebyliśmy odpowiednie kontrole. Potem wzięliśmy swoje walizki i wyszliśmy z budynku. Tuż za wyjściem zatrzymałam się i rozejrzałam dokoła. Wciągnęłam powietrze, którym oddychałam przez dobrych parę lat. Przeprowadziliśmy się do Osaki, gdy miałam chyba siedem lat. Ojciec awansował, dostał podwyżkę, mieszkanie i takie bajery. Bez namysłu rodzice postanowili wyjechać z Nantes do Japonii. Na początku trudno mi było przyzwyczaić się do nowego, trudnego języka, tradycji, kultury, aż w końcu japońska kultura stała się moim konikiem. Gdy skończyłam czternaście lat, kochałam ten kraj całym swoim serduchem. Umiałam już wtedy jako tako porozumiewać się po japońsku, więc postanowiłam, że będę biegle władać tym językiem. Jak na razie myślę, że jak na siedemnastolatkę radzę sobie całkiem nieźle.
Teraz już wiem, dlaczego mama tak szybko zgodziła się na wyjazd. Chciała oderwać się od swojej przeszłości, zapomnieć o tym, kim jest, choć zupełnie nie rozumiałam dlaczego. Może w końcu się dowiem?
    Wsiedliśmy do pierwszej wolnej taksówki. Podałam adres rodziców i ruszyliśmy. Cały czas patrzyłam w okno, wypatrywałam zmian, których było niewiele. Tu coś dobudowali, tu zburzyli, tu posadzili. Uśmiechałam się cały czas jak głupi do sera.
    Po kilkunastu minutach, bez korków, bo czas porannych już minął, a na popołudniowe było za wcześnie, stanęliśmy przed wysokim domem, który nic się nie zmienił przez te pół roku. Ten sam kolor, te same dachówki, te same okna, nawet firanka w jednym oknie była ta sama. Ta w moim pokoju. Tylko ogród nieco się zmienił, choć jak zawsze był równiuteńko przystrzyżony, po prostu idealny.
    Zapłaciliśmy kierowcy, wysiadając. Wzięliśmy swoje rzeczy i stanęliśmy z nimi na chodniku przed bramą. Nacisnęłam dzwonek domofonu. Nikt się nie odezwał, ale furtka skrzypnęła i uchyliła się. Weszliśmy więc do ogrodu, przeszliśmy wysypaną żwirem ścieżką i zatrzymaliśmy się przed drzwiami, które w tym samym momencie się otworzyły i ujrzałam w nich najdroższą mi osobę w rodzinie.
    - Babcia! - krzyknęłam, rzucając wszystko i podbiegając do niej. W jej urodzie było coś z Francuzki. Te czarne włosy, które wcale nie były jeszcze farbowane, by ukryć siwiznę, brązowe oczy i ciemna karnacja. Gdy się uśmiechała, a robiła to często, wokół oczu tworzyły jej się malutkie zmarszczki. Nikt nie dałby jej tych sześćdziesięciu lat. Nadal była w pełni sił, ładna i wesoła. Dopiero teraz zauważyłam, będąc Zmiennokształtnym, że tak naprawdę moja mama czy babcia niewiele się zmieniły przez te lata. Nadal wyglądały na młode, lecz doświadczone kobiety. - Jak miło cię widzieć! Tak bardzo się za tobą stęskniłam! - zawołałam, przytulając się do niej jeszcze  mocniej.
    - Ja też się cieszę, że przyjechałaś, ale może mnie puść, bo chyba nie chcesz mnie udusić? - zaśmiała się.
    - Co ty tu robisz? - spytałam, cofając się o krok.
    - Stark napisał do mnie, że wybierasz się do Osaki, więc ja również postanowiłam odwiedzić twoją matkę. Widzę, że nie jesteś sama. - Uśmiechnęła się. - Dzień dobry, Damienie - przywitała się, podchodząc do chłopaka i przytulając go do siebie.
    - Dzień dobry, proszę pani - powiedział uprzejmie i uśmiechnął się.
    - Rozmawiałam ostatnio z twoją babcią. Skarżyła się, że nie masz dla niej czasu - wytknęła mu.
    - Och - zmieszał się. - Co u niej?
    - Wszystko dobrze, na szczęście twoja siostra jest jeszcze z nią i może się nią zająć.
    - Przepraszam. Obiecuję, że się do niej odezwę - rzekł poważnie, a ja stałam tam obok nich i kompletnie nie rozumiałam o czym, a raczej dlaczego rozmawiają o babci Damiena.
    - Wejdźmy do środka - zaproponowała babcia i zanim się spostrzegłam, wzięła jedną z moich walizek i schowała się we wnętrzu domu. Poszłam za nią, w pośpiechu łapiąc rączkę drugiej torby. Damien szedł tuż za mną.
    Pozostawiliśmy niepotrzebne rzeczy na korytarzu, który przesiąknięty był kulturą japońską. W powietrzu unosił się specyficzny zapach parzonej zielonej herbaty. Znaczyło to, że mama była w domu. Skierowałam się za babcią do kuchni, gdzie przy stole siedziała, pochylona nad gazetą, moja rodzicielka. Gdy mnie zobaczyła, nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
    - Alice? Co ty tu robisz? - zawołała, zrywając się z miejsca.
    - Cześć - powiedziałam nieśmiało. Podeszła do mnie i mocno przytuliła. Gdy zerknęła na drzwi, znów zaniemówiła. - Ach, to jest Damien, Dan to jest moja mama.
    - Miło mi panią poznać - odezwał się. Byłam z niego dumna. Starał się być miły i uprzejmy, a to przecież do niego niepodobne. Mama mnie puściła i spojrzała na chłopaka. Wyglądała trochę, jakby chciała go zabić lub chociaż wyrzucić z domu.
    - Dzień dobry - przywitała się przez zaciśnięte zęby. - Czemu nic nie powiedziałaś, że przyjedziesz? - zwróciła się do mnie już nieco spokojniej.
    - Chciałam wam zrobić niespodziankę - powiedziałam nieco pewniej. Nadal zastanawiałam się, czemu mama tak oschle przywitała Damiena.
    - I udało ci się! - Miałam wrażenie, że nie jest zadowolona z tego, że przyjechałam.
    - Wiedziałam, że nie będzie mogła uwierzyć w to, że postanowiłaś ją odwiedzić - zaśmiała się babcia, wychodząc ze schowka. - Siadajcie, pewnie jesteście głodni. Zaraz wam coś naszykuję, bo twoja matka jak na razie nie jest do tego zdolna.
    W trójkę zajęliśmy miejsca wokół stołu, a babcia po chwili podała pyszną herbatę i małe kanapki, naszykowane na szybko. Razem z Damienem pochłonęliśmy większość w ciągu kilku następnych minut.
    - Dziękujemy - westchnął Dan, opierając się o krzesło.
    - Nie ma za co! - zawołała, uśmiechając się. - To co chcecie robić?
    - Zdecydowanie odpocząć - odparłam. - Po tych wszystkich egzaminach nadal jestem zmęczona.
    - Właśnie, jak tam testy? - spytała babcia. - Gdy ja je zdawałam, były strasznie trudne. Pamiętam, jak twój dziadek pomagał mi z historią. Zawsze to lubił.
    Niespodziewanie moja mama chrząknęła znacząco. Babcia umilkła i przeniosła na nią wzrok.
    - Mamo, proszę cię - odezwała się moja rodzicielka z błagającą nutą w głowie.
    - Och Diano, kochanie, Alice powinna znać prawdę. Powinna wiedzieć, czemu nie praktykujesz już magii.
    - Mamo? O co chodzi? - Spojrzałam na nią, potem na babcie. - Babciu?
    - A róbcie, co chcecie! - krzyknęła mama. - Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Skończyłam z tym gdy miałam trzynaście lat i nigdy nie wrócę do praktykowania magii - wołała, wymachując rękoma. Po tych słowach wyszła z kuchni, a po chwili dało się słyszeć trzaśnięcie frontowych drzwi.
    - Babciu? O czym wy mówiłyście? - spytałam cicho, patrząc w brązowe oczy staruszki. Westchnęła, pozwalając, by powieki na chwilę się jej zamknęły. Wyciągnęłam ku niej rękę. Ścisnęłam jej dłoń, by dodać jej otuchy, by zachęcić do dalszej rozmowy. Pokiwała głową i odetchnęła głęboko, po czym zaczęła mówić cichym i słabym głosem.


~~ Zayn ~~

    - Oszalałeś, prawda? Powiedz, że tak, bo jeśli kurwa nie, to cię zabiję! Wypiłeś ostatnio osocze jakiegoś ćpuna, czy co? Po cholerę mnie tu wysłałeś? - krzyczałem do słuchawki. Po drugiej stronie był Styles.
    - Jeżeli nie możemy dobrać się do Prue, to zaczniemy wybijać jej przyjaciół! - Zaśmiał się szyderczo. - Gdy zostanie sama, nie będzie już taka nieustraszona. Cholera, tłumaczyłem ci to przed przyjazdem. - wkurzył się.
    - Dobra, dobra - starałem się załagodzić sytuację, bo zły Styles to niebezpieczny Styles. - To co mam robić?
    - Śledzić ją, a gdy będzie sama, zabić, poćwiartować, przebić kołkiem, co tylko chcesz, byleby tylko się jej pozbyć. Potem dopadniesz tego jej chłoptasia, ale z nim może być gorzej.
    - Dobra.
    - Zadzwoń, jak będziesz miał jakiś plan.
    - Dobra, nara. - Rozłączyłem się, zanim zdążył coś dodać.
    Włożyłem telefon do kieszeni, przewiesiłem torbę przez ramię i ruszyłem chodnikiem przed siebie. Musiałem znaleźć jakiś hotel, by móc wszystko dokładnie zaplanować i przemyśleć. I zostawić sprzęt.
    Rozejrzałem się dokoła. Zacisnąłem usta i zmrużyłem oczy. Byłem głodny, a wokół nie widziałem ani nie wyczułem odpowiedniej osoby do ugryzienia. Musiałem wytrzymać. Przyspieszyłem kroku. Skręciłem na podwórko pierwszego lepszego hotelu. Załatwiłem wszystkie formalności w recepcji, porwałem kluczyk i w mgnieniu oka znalazłem się w pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz, położyłem torbę na łóżku, nie zwracając na nic uwagi. Wyciągnąłem z niej małą, przenośną lodówkę, z której porwałem woreczek z czerwoną cieczą. Zatopiłem w nim kły.
    Gdy się posiliłem, westchnąłem, oblizałem wargi i opadłem na łóżko. Byłem wyczerpany do granic możliwości. Od tygodnia robiłem wszystko, czego zażądał sobie Styles. Mam go po dziurki w nosie, ale bardziej od niego nienawidzę tych tępych Zmiennokształtnych, więc robię wszystko, by ich zniszczyć.


~~*~~*~~*~~*~~

Elo, elo! Co tam u Was? Jak tam koniec semestru? Oceny wystawione? Bo u mnie praktycznie już wszystkie :) W tym jedna szósteczka :D
Jak wrażenia po przeczytaniu rozdziału? :) Mam nadzieję, że momentami Was nie zanudziłam. Lepiej z "akapitami", czy bez? Zaczął się dziwny etap mojego opowiadania i mam nadzieję, że nikt się nie pogubi, bo będzie teraz dużo rzeczy z perspektyw innych bohaterów. Dlatego radzę czytać uważnie :)
Nie wiem, czy uda mi się coś do świąt dodać, dlatego już teraz pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, wesołych świąt, mnóstwa wymarzonych prezentów pod choinką, szczęścia, miłych pogodnych świąt, spędzonych z bliskimi. Czego sobie tylko życzycie. I szczęśliwego Nowego Roku, oby był lepszy niż ten. I śniegu na Wigilię, bo co to za święta bez śniegu, kuligu, bałwana czy choćby głupiej wojny na śnieżki z kuzynami *,* kiedy jest się caluteńka mokra, bo kuzyni się zmawiają przeciwko tobie *,*
Ściskam mocno ;*
Zapraszam:
http://zuzkamalfoy.tumblr.com/
Zuza♥

6 komentarzy:

  1. "kilkanaście tysięcy nad ziemią"- metry ci uciekły :) :*
    co do rozdziału to.... Czadoski *,* hahhah rozwala mnie to zdanie co jest w tytule posta :D za każdym razem gdy je czytam to padam ze śmiechu... :D
    TAAK TEŻ CHCE ŚNIEG (teraz se może padać :D) albo nie... niech pada dopiero w wigilię... bo w poniedziałek jest mi potrzebna ładna pogoda :D
    ale wracając... rozdział fajny (głównie kręcący się wokół Alice ale też fajnie) tam jeszcze w jednym miejscu zamiast "z" nacisnęło ci się "s" ale to na pewno zmienisz bo zauważysz... no i też życzę (wszystkim czytającym) wesołych świąt :D
    Pozdrowionka :*
    Twoja Marchewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj jak to sprawdzałam oczy mnie bolały i stąd te błędy, jak je znajdę, to poprawię. Sama wybierałaś zdanie, więc wiesz... ;p
      W poniedziałek nie może padać bo jadę na zakupy jeszcze. We wtorek po południu, gdy już będę siedziała u babci w cieplutkim domku ;p.
      Wszystkim czytającym powiadasz? A mi to już nie.? ;p
      Dlatego, że się kręci wokół Alice napisałam o niej, ale nie wiem, czy zajrzy... ;(
      Całusy ;*
      Ps. Kończę już Kosogłosa ;p

      Usuń
  2. Patrz! Znowu nie jestem aż tak spóźniona!
    Na wstępie przepraszam za ten komentarz. Nie mam czasu napisać czegoś dłuższego i konkretniejszego ;c
    No to ten... Fajny rozdział. Dużo Alice, a ja Alice polubiłam chyba najbardziej ze wszystkich. Uwielbiam czytać opisy, które wszystko dokładnie opisują. Czyli jakby nie patrzeć uwielbiam Twoje opisy ^^
    "Zły Styles to niebezpieczny Styles". Hahah, leżę ;D
    Jestem ciekawa dalszego rozwoju sytuacji w rodzinie Alice! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, gdy widzę każdy Twój komentarz, nawet nie wiem jaki by nie był :D i kiedy by nie był :)
      Oj nic nie szkodzi, wiem, że moje komentarze u Ciebie też nie są jakieś super, więc się nie gniewam. Ale po przeczytaniu tego komentarza dwukrotnie muszę stwierdzić, że jednak jest to, co lubię. Czyli opis tego, co Ci się podobało, a to najważniejsze dla mnie, jako autorki :) Cieszę się, że Ci się podobało. Mam nadzieję, że historia babci Alice Cię również zaciekawi :)
      Och nie wiedziałam, że moje opisy są jakieś... dobre :)
      Oj ja też się z tego śmiałam, jak przepisywałam rozdział. :D
      Całuję ;*

      Usuń
  3. Świetny post!
    Też lubię Alice. :)
    Już nie mogę deczekać się kolejnego. <3
    Dziękuję za życzenia, ja też je mam dla Ciebie:

    Na wszystkie dni Nowego 2014 Roku
    Życzę Ci wiary w serduszku i światła w mroku.
    Obyś szybkim krokiem mijała przeszkody.
    Byś czuła się silna i wiecznie młoda.
    A do tego pisz dalej tego wspaniałego bloga. :*

    Dziękuję za komentowanie mojego opowiadania.
    /niki :*

    PS. Nie mogę się doczekać tego śniegu i bitwy na śnieżki, a ty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och kocham Cię *,* Dziękuję za te śliczne, urocze życzenia!!! Mam nadzieję, że tak będzie, że będę miała siłę, by pisać to opowiadanie, że się nie załamię i tego nie porzucę :)
      Wiesz, komentuję, bo mi się Twoje opowiadanie strasznie podoba! I nie wyobrażam sobie, gdybyś przestała je pisać ;o Żeby Ci nawet taka myśl nie przeszła przez głowę!! ;p
      Cieszę się, że Ci się podobał rozdział :) Już niedługo powinien pojawić się kolejny :D Jestem mile zaskoczona tym, że piszecie, że lubicie Alice :)
      Też nie mogę się doczekać tej bitwy na śnieżki. Nie ma to jak dobra porcja lodu za kołnierzem *,* Uwielbiam leżeć na śniegu, gdy wokół latają śniegowe amunicję :)
      Pozdrawiam, Zuza ;*

      Usuń