sobota, 28 grudnia 2013

*8. "...Strzeżcie się syna Myrnina!..."

Rozdział z dedykacją dla mojego najukochańszego, starszego braciszka, którego niestety nie widziałam dobry miesiąc. Dużo by pisać, dlatego spróbuję zmieścić się tylko w kilku słowach. Dziękuję Ci za to, że jesteś ;p Za pomysły do mojego opowiadania ♥ 



"Nadzieja jest nie tylko wiarą, ale i pełnym zaufaniem"


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Becky ~~

    Do domu rodziców przyjechaliśmy po południu, w sam raz na obiad. Gdy stanęliśmy przed bramą, Filip wciągnął głośno powietrze i uśmiechnął się.
    - Co jest? - spytałam, spoglądając to na chłopaka, to na dom.
    - Mama szykuje coś specjalnego na obiad. Na pewno będzie ci smakować - zapewnił. Podniósł rękę, by otworzyć furtkę, gdy drzwi frontowe stanęły otworem i ujrzałam w nich niską, drobną dziewczynę o długich, prostych włosach.
    - Hej Maya! - zawołał Filip i pomachał do szatynki. Uśmiechnęli się do siebie. Chłopak wszedł przez bramę na podwórko i podbiegł do dziewczyny. Wpadli sobie w ramiona. Również podeszłam bliżej i stanęłam za Filipem. Gdy się od siebie oderwali, braciszek przypomniał sobie o mnie.
    - Maya, to jest Becky, Beck to Maya, wspominałem ci o niej.
    - Cześć. - Uśmiechnęłam się do niej nieśmiało i wyciągnęłam rękę.
    - Hej! - Uścisnęła moją dłoń może nieco zbyt mocno.
    - Dzieci, wchodźcie do domu! - usłyszałam kolejny nowy głos, dochodzący z wnętrza domu. Serce zabiło mi szybciej. Filip to zauważył i ścisnął moją dłoń, by dodać mi otuchy.
    - Chodźmy! - Pociągnął mnie w stronę drzwi. Maya pomogła nam z torbami. Ruszyłam niepewnym krokiem.
    - Idziecie? - Kobieta o ciemnych, kręconych włosach wychyliła głowę z domu. Miała szaro-zielone oczy i wąskie, różowe usta, na których teraz zamarł uśmiech. Pod fartuszkiem w kwiatowe wzory, którym przepasana była w biodrach, widziałam niebieską koszulę i lekko przetarte jeansy.
    - Cześć mamo! - zawołał Filip, w mgnieniu oka pokonując ostatnie parę metrów i schody. Rzucił torby na progu i przytulił mocno kobietę, która nadal się we mnie wpatrywała.
    - Boris! - wydusiła z siebie po chwili, gdy już pierwszy szok minął. Spojrzała na Filipa. Bez słów zrozumiał, o co jej chodziło. Pokiwał tylko głową w odpowiedzi na niezadane przez nią pytane. Po chwili za kobietą pojawił się wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach, które na czubku sterczały mu we wszystkie strony. Wytarł, ubrudzone czymś dłonie, w ściereczkę wetkniętą za pas spodenek, które miał na sobie.
    - Coś się stało? - zapytał i rozejrzał się dokoła. Zauważyłam, że ma czysto zielone oczy, takie, jak moje. - Czemu dziewczyny stoicie na dworze? Wchodźcie do środka! Och, Filip, już jesteś!
    - Boris! - ucięła krótko jego paplaninę kobieta. - Becky! To naprawdę ty? - spytała z niedowierzaniem, patrząc mi prosto w oczy. W jej głosie jak i oczach dostrzegłam radość i szczęście. Pokiwałam niepewnie głową.
    - O czym ty mówisz? - zdziwił się mężczyzna, nazwany Borisem.
    - Och, Becky! - zawołała kobieta, podbiegając do mnie i przytulając mocno do siebie. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - zaszlochała. Czułam, że po jej policzkach zaczynają lecieć łzy, które powoli wsiąkały w moją koszulkę, bo swoją głowę położyła na moim ramieniu. Wiedziałam, że to były łzy szczęścia.
    Nie spodziewałam się, że aż tak radośnie mnie przyjmą. Najpierw... mama, potem... tata, który na początku nie wiedział kim jestem, ale poukładał sobie wszystko i już po chwili tuliliśmy się w trójkę. Filip objął ramieniem Maye i przyglądał nam się z zadowoleniem, wypływającym na jego twarz.
    - Kurcze! Moje mięso! - zawołała Eve po dobrych kilku minutach, gdy Filip mruknął coś o smrodzie.
    - Ja pójdę - westchnęła Maya i zniknęła we wnętrzu mieszkania.
    - Wejdźmy do domu - zaproponował brat, zbierając z ziemi swoje rzeczy.
    - Tak, tak! - Uśmiechnęła się mama, wycierając załzawione oczy rąbkiem fartuszka.
    - Pomogę ci z bagażem - zaofiarował Boris i wziął moje torby. Eve objęła mnie ramieniem i wprowadziła do mieszkania.
    Wnętrze domu było przytulne, ale przestronne. Dominowały ciepłe kolory, na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, portretów, a na półkach stały kolorowe wazony i inne ozdoby. Mama poprowadziła mnie do jadalni oddzielonej "wyspą" od kuchni. Stał tam prostokątny stół, nakryty białym obrusem i całą zastawą, a wokół niego stały drewniane krzesła. Maya już szykowała dodatkowe talerze i sztućce.
    Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dalej, za stołem, stała kanapa i mały stolik ze szklanym blatem i fotele. Na ścianie wisiał plazmowy telewizor. Prawą ścianę zajmowały okna od samego sufitu aż po podłogę, przez które można wyjść do ogrodu. Kuchnia jak i jadalnia utrzymane były w zimnych kolorach, panowała w nich biel i błękit, ale różne kolorowe i drewniane dodatki sprawiły, że i te pomieszczenia stały się przytulne.
    - Obiad będzie za jakieś dwadzieścia minut - usłyszałam głos Eve. - Filip, pokaż Becky pokój, dobrze?
    Chłopak pokiwał głową i poprowadził mnie do schodów, które znajdowały się po lewej stronie jadalni. Były one szerokie, drewniane i wyglądały na stare. Tutaj, tak jak i na korytarzu, na ścianach wisiały portrety.
    - To są zdjęcia sióstr Halliwell i ich przodków. Ja niewiele o nich wiem, ale mama z chęcią ci o nich opowie - wyjaśnił Filip. Weszliśmy na pierwsze piętro. Znów znalazłam się w otoczeniu wazonów, obrazów, mnóstwa drewnianych, solidnych drzwi. Ściany pomalowano na czerwony kolor. Filip podszedł do pierwszych drzwi po prawej i otworzył je. - To jest mój pokój - oznajmił, zaglądając do środka. - Zabałaganiony, taki, jakim go zostawiłem - uśmiechnął się. W jego pokoju dominowały ciemne i zimne barwy, głównie granatowy i ciemnozielony. I tak jak wspominał, wszędzie walały się różnego rodzaju przedmioty. - Chodźmy dalej - zaproponował. Zgodziłam się. - Tutaj mieszka Maya - wskazał palcem kolejne drzwi z kolorowymi naklejkami. - Tu znajduje się pokój gościnny, głównie przeznaczony dla starych mebli. - Wskazał kolejne mijane drzwi. - Tu śpią rodzice, tam masz łazienkę, a tu - zatrzymał się przed ostatnimi drzwiami - jest twoja sypialnia. - Uśmiechnął się i uchylił lekko drzwi, które cicho skrzypnęły. Moim oczom ukazał się mały pokój o jasnozielonych ścianach, niebieskim łóżku pod oknem i ciemnymi meblami naprzeciw okna. Na środku pokoju leżał puszysty brązowy dywan, resztę podłogi pokrywały panele. Jak zaczarowana podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Rozpościerał się z niego widok na miasto. - I jak? Podoba ci się? - zapytał Filip, siadając na łóżku. Chwilę jeszcze myślałam, przyglądając się wszystkiemu dokładnie.
    - Jest świetnie - szepnęłam i zajęłam miejsce obok niego. Oparłam głowę na jego ramieniu i tak siedzieliśmy dopóki do pokoju nie wpadła Maya.
    - Obiad gotowy! - zawołała i już jej nie było. Chyba źle się czuła z tym, że tam byłam.
    - Idziemy? - zapytałam, patrząc na chłopaka.
    - Okey - zgodził się. Wstaliśmy z łóżka i wyszliśmy z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Gdy doszliśmy do schodów, zauważyłam, że nie kończą się one na tym piętrze, lecz ciągną się dalej w górę.
    - Co jest na górze? - spytałam, pokazując szczyt schodów.
    - Strych. - Wzruszył ramionami. - A niby co innego? - Zaśmiał się. Tak, przyznaję, moje pytanie było głupie. Zarumieniłam się lekko, na szczęście chłopak tego nie zauważył, bo zbiegł przodem po schodach. Podreptałam powoli za nim. Cieszyłam się, że w końcu poznałam swoich prawdziwych rodziców, ale wydawało mi się, że coś jest nie tak. Tylko co?
    A może to po prostu moja wyobraźnia podsuwała mi takie głupoty? Druga odpowiedź, a raczej moje "zapewnienie" było łatwiejsze, bo nie trzeba było szukać ani zastanawiać się nad czymś, więc przekonywałam siebie, że to prawda i od razu poczułam się lepiej.
    Weszłam do jadalni, gdzie wszyscy już na mnie czekali. U szczytu stołu siedział uśmiechnięty Boris, po jego prawej stronie od okna zajmowała miejsce mama, a obok niej Maya. Po lewej stronie ojca siedział Filip, więc mnie zostało krzesło naprzeciwko szatynki. Zajęłam pospiesznie miejsce. Na początku powiedzieliśmy sobie "Smacznego" i nie odzywaliśmy się więcej. Dopiero później, gdy Eve przyniosła deser, Filip zaczął rozmowę od błahych żartów i pytań.
    Obiad sam w sobie był pyszny. Najpierw pomidorowa z makaronem, później pierogi z różnymi farszami i mięso do wyboru. Na stole stały również sałatki i soki, które można było sobie wziąć. Gdyby nie ta grobowa cisza na początku, to popołudnie uznałabym za jak najbardziej udane i szczęśliwe.
    Potem Eve i Maya przyniosły ciasto i kawę. Wszystko mi bardzo smakowało.
    - Uch, ale się najadłem! - zawołał Filip, dopijając sok. - Mamo, to było jak zwykle przepyszne.
    Mama spojrzała na niego z politowaniem, ale uśmiechnęła się i podziękowała.
    - Dziękuję - odezwałam się uprzejmie, kładąc na talerzu zmiętą serwetkę.
    - Och, słonko, smakowało ci? - spytała Eve.
    - Tak i to bardzo - odparłam szybko.
    - Cieszę się! - Uśmiechnęła się szeroko.
    - To co robimy? - zapytał Filip, spoglądając na każdego z nas. Wzruszyłam ramionami.
    - Może pokażesz Becky okolicę? - zaproponował Boris. Braciszek spojrzał na mnie wyczekująco.
    - Może innym razem. Jestem trochę zmęczona.
    - Oczywiście, idź do pokoju, odpocznij - zawołała mama, wstając od stołu i zbierając talerze. Również wstałam, wzięłam z korytarza swoje rzeczy i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju, położyłam torby obok szafy i zaczęłam się rozpakowywać. Wyciągnęłam tylko część ubrań, resztę zostawiłam w walizkach. Gdy usiadłam na łóżku, usłyszałam ciche, nieśmiałe pukanie do drzwi.
    - Proszę! - zawołałam i czekałam na gościa.


~~ Liam ~~

    Jak co miesiąc, zbieraliśmy się w ciemnej, oświetlonej tylko świecami, okrągłej, podziemnej komnacie. Jak zwykle, piętnastego dnia miesiąca, obchodzimy nasze święto. To wtedy, w połowie każdego miesiąca, oddajemy krwawą cześć naszej bogini Hekate. Nie jestem pewny skąd u Wampirów wziął się jej kult, jestem w tych sprawach całkowicie zielony, choć do Krwiopijców należę już od trzech lat. Może dlatego, że była mroczną boginią? Boginią magii i czarów, która zeszła na złą drogę? Chyba tak. Wampiry są do niej podobne. Oczywiście tylko te stworzone przez ugryzienie. Byliśmy kiedyś ludźmi, mieliśmy dusze, wolną wolę. Teraz jesteśmy zabójcami, bestiami bez skrupułów. Tak, myślę, że to dlatego jest naszą boginią.
    Jakieś pół godziny temu wszedłem do słabo oświetlonego pomieszczenia, w którym dominowała czerwień. Szkarłat był wszędzie: na zasłonach, na ścianach, fotelach i kanapach. A jak nie czerwony to czarny. Czy w świecie Wampirów nie ma innych kolorów?
    Podszedłem do wysokiego blatu, na którym stała ogromna misa z jakąś przeźroczystą lecz gęstą cieczą. Zaintrygowany wyciągnąłem palec, chcąc zbadać zawartość misy, gdy usłyszałem za sobą czyjś perlisty śmiech. Odwróciłem się szybko i ujrzałem długowłosą piękność, ubraną w tradycyjny strój wyroczni, Freyę.
    - Witaj Liamie - odezwała się melodyjnym głosem, podchodząc do mnie. Skłoniłem się jak to należało ukłonić się równemu sobie w hierarchii. Uprzejmie, ale nie za głęboko, bo wtedy przeciwnik mógłby mieć nad tobą przewagę. - Co cię do mnie sprowadza?
    - Święto Hekate - odparłem, spoglądając jej w zielone oczy. - Ale jak widzę, przybyłem za wcześnie. - Mój wzrok, odrywając na chwilę spojrzenie od dziewczyny, spoczął na pustych fotelach i kanapach.
    - To nic - zapewniła i uśmiechnęła się, obchodząc dokoła stół. Stanęła naprzeciw mnie, po drugiej stronie blatu. - Jak zauważyłam, ciekawi cię, do czego służy to naczynie. - Zamilkła na chwilę, by przemówić z jeszcze większym uśmiechem na ustach. - Ciekawość jest pierwszym krokiem do piekła.
    - Ja już mam tam zarezerwowane specjalne miejsce, więc wszystko mi jedno.
    Kobieta zaśmiała się dźwięcznie. Przejechała palcem po tafli owej dziwnej substancji w misie. Wcześniej nie zauważyłem na niej runicznych znaków na jej brzegach, których nie potrafiłem rozszyfrować.
    Powstały fale, które po chwili przeobraziły się w czysty, wyraźny obraz, jakbym oglądał coś w telewizorze. Spojrzałem na Freyę zdziwiony, lecz ta nakazała mi patrzeć w misę. Spełniłem polecenie. Pochyliłem się, by lepiej widzieć i wtedy rozpoznałem osobę, która pojawiła się w misie. Louis szedł jakąś długą ulicą z torbą na ramieniu. Na mijanej reklamie, czy tablicy zobaczyłem adres. Long Street, Manchester. Co on robi w Manchesterze?
    Po chwili odpowiedź przyszła sama w postaci wysokiej brunetki. Dziewczyna podeszła do Wampira, zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do niego. Louis złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Zauważyłem, że dziewczyna płakała. Czemu?
    Po tym obraz się rozmazał, a ciecz znów stała się przejrzysta.
    - Co to było? - zdziwiłem się, prostując plecy.
    - Musisz im pomóc. Oni muszą się tam spotkać. Inaczej świat pogrąży się w chaosie i ciemności i już nigdy nie będzie dobrze. Strzeżcie się syna Myrnina! Pokładajcie nadzieję w młodych Wilkach! Odnajdujcie szczęście w pomaganiu innym! - wołała Freya jak opętana. Przeraziłem się. Co mogą znaczyć jej słowa?
    - Kobieto! Ja cię nie rozumiem! - zirytowałem się.
    - Każ mu jechać do Manchesteru! Ona tam będzie!
    Potem zamilkła i upadła. No pięknie! I znów wszystko na mojej głowie! Liam Payne - Pan przynieś, wynieś, pozamiataj.


~~ Bella ~~

    Od kilku minut czułam, że coś jest nie tak. Ktoś mnie śledził, niestety nie mogłam dostrzec kto, bo wokół mnie przechodziło mnóstwo różnych osób. W końcu to centrum handlowe.
    Chodziłam sobie od sklepu do sklepu, w poszukiwaniu odpowiednich ciuchów do szkoły. Kupiłam już balerinki i legginsy, brakowało mi jeszcze nowej torby i paru innych drobiazgów. Wchodziłam do kolejnego sklepu, gdy właśnie to poczułam. Ciarki przeszły mi po całym ciele. Obejrzałam się dokoła, jednak nic szczególnego nie zauważyłam. Ruszyłam dalej, gdy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam, biegnącego w moją stronę Alexa.
    - Hej! - zawołałam, gdy w końcu stanął przede mną.
    - Cześć, Bells! - Uśmiechnął się. Dalej poszliśmy razem.
    - Co ty tu robisz? - spytałam po chwili milczenia.
    - Próbuję znaleźć nową torbę, plecak na książki, bo stary mi się rozdarł. - Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
    - Znam ten ból - zaśmiałam się cicho.
    Z Alexem znaliśmy się od kołyski. Razem się bawiliśmy, razem chodziliśmy do szkoły, tak samo jak teraz. Nasze rodziny mieszkają na tym samym osiedlu i są dobrymi znajomymi. Kiedyś chodziliśmy ze sobą. Taka tam szczeniacka miłość. Mogliśmy mieć najwyżej trzynaście lat. To już przeszłość, ale dobrze wspominam ten okres mojego życia. Zabawy, przekomarzanie, jedzenie wspólnie upieczonych ciastek. Czasami żałowałam, że to już się skończyło. Na szczęście nasza przyjaźń się nie zepsuła, co więcej, można powiedzieć, że nasze relacje były jeszcze lepsze odkąd ze sobą zerwaliśmy.
    Mimo, że Alex do mnie dołączył, nadal czułam, że ktoś mnie śledzi. Przez cały czas chodziłam niespokojna, co chwila odwracałam się, by przyłapać kogoś na wpatrywaniu się we mnie. Nie udało mi się. Albo ten ktoś był bardzo czujny, albo ja to wszystko sobie wymyśliłam.


~~*~~*~~*~~*~~

Hej, szczerze? To sama się dziwię, że dodaję rozdział tak szybko :) Mam nadzieję, że... Jest ok, bo czasami mam wrażenie, że moje opowiadanie robi się zagmatwane i czasami nawet mnie jest trudno się w nim połapać... Odniosłam takie wrażenie ostatnio, gdy pisałam jakiś rozdział... No nie wiem, w każdym razie, idę sprawdzać swoje błędy.
Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku, oby był lepszy niż ten, 2013...
Do kolejnego
Zuza♥

4 komentarze:

  1. No supcio ^^
    Tam raz z Borisa zrobiłaś kobietę ale po za tym to było okay ;D
    Huhuhu ja sie ciesze na każdy rozdział na tym blogu bo wiesz na co czekam ^^ i z każdym rozdziałem zbliżam się do tego obiecanego ;D
    Tak po za tym to nie wiem co jeszcze...
    Wiem co jeszcze ;D
    Zaczęłam Kosogłosa ;D
    Pozdrowionka i szczęśliwego nowego roku wszystkim :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, wszystko już poprawiłam, ale nie tylko tam był błąd ;p
      Chyba się nie wyrobię do ferii, tak coś ostatnio liczyłam... No bo jeszcze ile? 6 rozdziałów? :) Tak więc możesz się cieszyć, ale nic poza tym ;p
      A ja już dawno go skończyłam ;p I prawie skończyłam "Zwiadowców" i nie wiem, co będę czytać przez następny tydzień -,-
      Całusy ;*

      Usuń
  2. Och, to było wspaniałe!
    Fragment, w którym Becky spotyka rodziców był piękny. Aż mi się zachciało płakać tak jak mama Becky. Ale się powstrzymałam xD Fragment naprawdę piękny :') Aż go drugi raz przeczytałam. I chyba zaraz przeczytam trzeci ;D
    Freya wydaje się być babką, która myśli, że wszystko wie i jest najpiękniejsza. Nie lubię jej :c Ale w sumie jest ciekawą postacią. A co do postaci, to chciałabym wiedzieć coś więcej o Mayi. Pewnie jest takim epizodem, ale trudno ;p
    Chyba nie muszę pisać, że świetnie piszesz? No, nie muszę, bo pewnie to wiesz. Ale napiszę. Wszystko jest takie... spójne i płynne c; I przez to czyta się bardzo łatwo i przyjemnie B)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och właśnie myślałam, ze ten fragment jest zbyt przesłodzony i cieszę się, że jednak udało mi się go dobrze napisać :)
      Taak, Freya to chyba ta z tych :D A o Mayi jeszcze troszkę będzie w kolejnych rozdziałach, więc może zaspokoję twoją ciekawość :)
      Dobrze, że napisałaś. Bardzo mnie cieszy, gdy przeczytam to, że "świetnie piszę" po raz kolejny. To dodaje mi motywacji do dalszego działania :D
      Nawet nie wiesz, jak baaardzo się teraz uśmiecham :) Baaardzo się cieszę, że Cię nie zawodzę i że czytasz te moje gryzmoły :)
      Również Cię pozdrawiam! ♥

      Usuń