piątek, 11 lipca 2014

*21. "Nadzieja zawsze umiera ostatnia, prawda?"

Dziękuję Wam za te ponad 13400 wyświetleń! To dla mnie ogromna liczba, która z każdym dniem istnienia bloga rośnie. Jestem z tego dumna. Z Was, że potraficie ze mną wytrwać - choć pewnie nie wszyscy wytrwali - z bloga, że tyle istnieje, że mu nic nie odwaliło i że nadal działa ;p Z siebie, że potrafię tyle wymyślić, by siedzieć tutaj, teraz przed komputerem i pisać do Was. Dziękuję Wam kochani! Za to, że jesteście ze mną, że mnie wspieracie dobrym słowem, czasami radą, pomysłami, że we mnie wierzycie, gdy ja już nie mam podstaw, by w siebie uwierzyć. To dla mnie wiele znaczy, to, że ktoś interesuje się moim blogiem równie mocno co ja :) Wspaniale jest mieć takich czytelników jak Wy, którzy są przy autorze od początku do końca. Mam nadzieję, że wytrwacie do końca, bym mogła Wam kiedyś w ostatnim epilogu za to podziękować jeszcze raz i jeszcze. Bo jedno dziękuję na pewno nie wystarczy :) ;**


"Całe życie człowieka jest tylko podróżą do śmierci."


~~*~~*~~*~~*~~

~~ Prue ~~

    Coraz bardziej się niecierpliwiłam. Moją głowę zaprzątały różne myśli. Głównie te złe. Obstawiałam najgorsze scenariusze. Nigdy nie byłam pesymistką. Z reguły zawsze starałam się być realistką, ale dzisiaj nastawał wyjątkowy dzień, w którym mogło stać się wszystko, więc choć raz w życiu mogłam się czymś pomartwić.
     Wstał dzień jak co dzień. Słońce, które przedostawało się przez nieszczelnie zasłonięte okno, obudziło mnie bardzo wcześnie. Zapowiadał się ciepły dzień, ale już od rana wiał przyjemny wiatr, który rozganiał tworzącą się duchotę. Jeszcze gdy leżałam w łóżku, zastanawiałam się, co na siebie włożę. Nie mogłam założyć tego, co naszykowałam wczoraj wieczorem. Długie ciemnozielone leginsy i szara, gruba bluza od razu wzbudziłyby podejrzenia wśród uczniów jak i mieszkańców Dundee. W końcu było upalne lato. Lecz tam, gdzie się wybierałam, nie miało być już tak ciepło. Przynajmniej tak zapowiadał mój przewodnik.
    Wybrałam więc czarną, luźną bluzkę i dżinsowe spodenki. Ciepłe ubrania spakowałam do torby tak jak złożony plecak. Schowałam tam również małą butelkę wody, bo nie wiedziałam, ile czasu zajmie nam wyprawa.
    Byłam tak podekscytowana, zdenerwowana i jednocześnie zniecierpliwiona, że tylko głupi nie zwróciłby na mnie uwagi. Moi przyjaciele patrzyli na mnie kątem oka, jedząc śniadanie. Gdy skończyłam swój posiłek i wstałam od stołu, zaczęli się wypytywać o szczegóły. Zapowiedziałam im, że wybieram się na długi spacer po sklepach i że nie wiem, ile mi to może zająć. Na początku dziewczyny chciały iść ze mną, ale wybiłam im ten pomysł z głowy, twierdząc, że, bez obrazy, ale wolałabym spędzić trochę czasu samotnie. W końcu uległy i wróciły do śniadania. Chris nadal nie był do końca przekonany, lecz nie widziało mu się ciągłe łażenie po sklepach. Zdawał sobie sprawę, że to byłyby nudy. Mimo wszystko również zaproponował mi swoje towarzystwo. Jego było gorzej spławić, ale w końcu i to mi się udało.
    Idąc w stronę Common Grounds, zastanawiałam się, dokąd właściwie się udam. Chłopak nie chciał mi wiele zdradzić, nie planował ze mną szczegółów wyprawy. Zarządził, żebym się ciepło ubrała i postarała o przepustkę na tę właśnie sobotę. Prosił, żebym nie pytała o szczegóły, których i tak nie mógłby mi zdradzić. Bał się, że ktoś by mógł przechwycić naszą korespondencję. Zgadzałam się z nim w stu procentach, jednak byłam bardzo ciekawa tego i owego i zadałam parę pytań, na które oczywiście nie uzyskałam odpowiedzi.
    Usiadłam przy naszym stałym stoliku, zamówiłam sok pomarańczowy. Z tych nerwów przyszłam o wiele za wcześnie. Miałam więc czas, by wszystko jeszcze raz dokładnie przeanalizować.
    Bardzo chciałam odnaleźć ojca i cieszyłam się, że ktoś mnie w tym wspiera i chce pomóc. Nawet Chris tego pragnienia nie zrozumiał, choć znał mnie jak nikt inny. Może nawet bardziej niż mój brat czy Rosie. Choć gdyby David żył, na pewno by mnie poparł w tym pomyśle. Też chciałby poznać ojca, zobaczyć go, przytulić, opowiedzieć historię swojego wspaniałego życia, które zaistniało właśnie dzięki niemu. Lecz Davida przy mnie nie było i musiałam sobie radzić bez niego.
    Po mojej głowie krążyły różne myśli, podniosłe słowa układały się w mowy, którymi powitałabym ojca, gdybyśmy go znaleźli. Nie chciałam się łudzić nadzieją, ale nie potrafiłam zapanować nad tymi myślami. Same wędrowały tam, gdzie tylko chciały. Bałam się tego rozczarowania, które przyjdzie z pewnością, gdy wrócimy z wyprawy bez ojca. Lecz mimo to wierzyłam, że go odnajdziemy. Nadzieja zawsze umiera ostatnia, prawda?
     Przez cały tydzień, odkąd chłopak napisał do mnie, że znalazł coś, co mogłoby mnie zainteresować, nie myślałam o niczym innym. Cokolwiek bym nie robiła, gdziekolwiek bym się nie znajdowała i tak myślami byłam daleko. Sama nie wiedziałam gdzie, ale gdzieś bardzo daleko, gdzieś, gdzie jest zimno, gdzieś, gdzie mój ojciec leżał skulony na dywanie przed kominkiem w postaci wilka. Inaczej nie potrafiłam go sobie wyobrazić. Mama nigdy nie pokazywała nam zdjęć z tatą. Czy w ogóle je posiadała w domu? Nigdy ani ja, ani David ich nie odnaleźliśmy. Nie wiedziałam więc, jak on wygląda w ludzkiej postaci. Widziałam jednak w książce w bibliotece zdjęcie dużego, wspaniałego samca alfy, który wysoko trzymał głowę, dumnie spoglądając wokół siebie. I teraz, gdy siedziałam, popijając wolno sok, widziałam oczyma wyobraźni jego. Stał przede mną i moim bratem, a u jego boku była mama uśmiechnięta od ucha d ucha. Spoglądali na nas z dumą i troską, jak to przystało na rodziców. Wiedziałam, że ta wizja się nie spełni. Już nie.
    Pogrążona w swoich myślach, nie zorientowałam się, ile czasu minęło, dopóki nie dosiadł się do mnie wysoki szatyn.
    - Cześć - przywitał się, uśmiechając się do mnie. - Mówiłem przecież, że masz się ciepło ubrać.
    - Liam! - zawołałam. - Wystraszyłeś mnie.
    - Myślałem, że nie tak łatwo jest wystraszyć Zmiennokształtną - zauważył.
    - To prawda. Tobie jednemu się to udało. - Uśmiechnęłam się. - Co do ubrań to mam je na zmianę w torbie. Pomyślałam, że wyglądałabym dziwnie w ciepłej bluzie, kiedy mamy lato w pełni.
    - Masz rację. Nie pomyślałem o tym. To jak, jesteś gotowa?
    - Chyba - odparłam niepewnie. To prawda, bardzo tego pragnęłam, ale z drugiej strony bardzo się bałam tego, co nas czeka. - Muszę się przebrać i zapłacić za sok. Wtedy będę gotowa. - Starałam się, by moje słowa zabrzmiały wiarygodnie. Liam przyglądał mi się uważnie. Sądziłam, że wyczyta z mojej miny wszystkie niepewności, troski. Nie powiedział jednak nic takiego, co by sugerowało, że dowiedział się, co działo się przed chwilą w mojej głowie. Po prostu powiedział, bym poszła się przebrać, a on zapłaci za zamówienie i będzie na mnie czekał przed kawiarnią.
    Zrobiłam wszystko jak kazał. Zamieniłam ciuchy na te cieplejsze. Spodenki i czarną bluzkę schowałam do plecaka, tak samo jak torebkę i butelkę wody. Plecak założyłam na plecy, wychodząc z łazienki. Przystanęłam na chwilę przed drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z kawiarni.
    Liam stał nieco na uboczu, w cieniu drzew otaczających parking. Miał na sobie szarą koszulkę z długim rękawem i ciemne, poprzecierane dżinsy. Wpatrywał się w dal, gdzieś poza ulicę, w kierunku której był zwrócony.
    Podeszłam do niego cicho, nie chcąc mu przeszkadzać. Zanim jednak zdążyłam pomyśleć, jak zwrócić na siebie jego uwagę, jednocześnie za bardzo mu nie przeszkadzając, odwrócił się do mnie z uśmiechem na ustach.
    - Możemy ruszać? - zapytał. Pokiwałam tylko głową. Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku wąskiej, ślepej, ciemnej uliczki. Stanęliśmy na samym jej końcu. Z parkingu na pewno nie było nas widać. Liam zamknął oczy, ściskając mocniej moją rękę. Poczułam ukłucie w brzuchu. Najpierw mało bolesne, jak ugryzienie komara. Potem ból stawał się coraz bardziej silniejszy, ale do wytrzymania. Zalśniliśmy i już nas nie było w Dundee.
    Nie pamiętam, żebym zamykała oczy, ale gdy w końcu poczułam grunt pod nogami, oczy miałam zamknięte. Jeszcze chwilę ich nie otwierałam. Nie byłam przyzwyczajona do teleportacji i dlatego czułam się nieswojo. Kręciło mi się nieco w głowie.
    Gdy tylko wylądowaliśmy w tym miejscu, od razu poczułam na policzkach zimny powiew wiatru. Targał on naszymi ubraniami, słyszałam szum wielu drzew wokół nas. Zgadywałam, że znajdowaliśmy się na skraju lasu.
    - Wszystko w porządku? - zapytał Liam, gdy nie poruszyłam się przez dłuższy czas. Poczułam jego oddech na swojej twarzy. Podniosłam szybko powieki, odsuwając się od niego o jeden krok. Starałam się zachować między nami dystans. Zdawałam sobie sprawę, że Liam czuł coś do mnie. Sam się do tego przyznał, że się we mnie zakochał. Nie wiedziałam, jak się sprawy miały teraz, ale wolałam niczego między nami nie komplikować. Chciałam go mieć przy sobie jako przyjaciela, nikogo więcej. Jednak sam fakt, że wiedziałam o jego uczuciach, nie pomagał mi. Wręcz przeciwnie.
    - Ja... To znaczy się... Tak... Ja... yyee... Wszystko dobrze - powiedziałam, idąc do tyłu. Dwa razy zahaczyłam o wystający korzeń, ale na szczęście się nie wywróciłam. - Po prostu kręciło mi się w głowie. Przepraszam, już dobrze.
    Liam uśmiechnął się do mnie i rozejrzał dookoła. Ja również to uczyniłam, by dowiedzieć się, gdzie jesteśmy. Staliśmy na skraju lasu, tak jak zgadywałam, ale szumu nie tworzył tylko wiatr w koronach drzew. To również dwa wysokie wodospady, które spływały po ciemnych skałach. Oba wodospady również taki głaz rozdzielał. Ich wody potem wpływały do szeroko rozlanej rzeki, która przepływała parę metrów od nas. Wodospady znajdowały się w sporej odległości od miejsca, gdzie staliśmy, ale huk i szum płynącej szybko wody roznosił się na parę kilometrów wokół. Gdzie się nie obejrzałam, wszędzie widziałam góry i wzgórza, niektóre przesłonięte mgłą, dalekie, inne wyraźne i bliskie. Daleko na wschodzie, między szarymi chmurami można było dostrzec złote słońce. Las za nami tętnił życiem. Ptaki latały, szukając gałęzi, by poprawić zbudowane gniazda, wiewiórki skakały od drzewa do drzewa, w poszukiwaniu jedzenia, inne czworonożne zwierzęta, których nie sposób było zauważyć, biegały po lesie w tylko im wiadomym celu. Ja jedynie słyszałam dalekie odgłosy biegania kopyt i łap.
    - Pięknie tutaj - powiedziałam zafascynowana widokiem. Podeszłam bliżej rzeki i stanęłam na skalistym podłożu. Płynąc, woda chlapała na wszystkie strony, gdy odbijała się od kamieni. Od razu krople wody zmoczyły moje nogawki. - Gdzie jesteśmy? Teraz już chyba możesz powiedzieć? - zapytałam Liama, który stał nieco z tyłu.
    - Znajdujemy się nad rzeką Nahanni w Kanadzie. Poszukałem gdzie trzeba, wypytałem kogo trzeba i dowiedziałem się, że żyje tu w pobliżu plemię Łowców Wampirów. A pamiętasz, co ci mówiłem? Że twój ojciec najprawdopodobniej u niech się ukrywa. Słyszałem plotki, że tutaj był, tylko nie wiem kiedy i na ile można tej informacji zaufać. Ale zawsze warto spróbować. Nawet jak go tu teraz nie ma to może ci ludzie powiedzą nam, a raczej tobie, gdzie powinnaś szukać Dereka. To co, idziemy?
    - Jak daleko jest stąd do ich wioski?
    - Sam nie wiem, parę kilometrów. - Wzruszył ramionami.
    - Dlaczego więc nie teleportowałeś się bliżej? - zdziwiłam się.
    - Jestem Wampirem, a oni Łowcami Wampirów. Myślisz, że pozwoliliby się zbliżyć Wampirowi do ich miejsca zamieszkania? - Uśmiechnął się, pociągając mnie za sobą. Ruszyliśmy w lewo, ciągle trzymając się brzegu rzeki.
    - No tak, nie pomyślałam o tym. - Czułam, że na policzki wstąpiła różowa plama. - Skąd wiesz, gdzie ich szukać? Wyczuwasz ich?
    - Na razie nie, ale myślę, że gdy zbliżymy się do wioski to ich wyczuję.
    - W takim razie skąd wiesz, którędy mamy iść? - zapytałam.
    - Myślę, że takie plemiona żyją gdzieś w pobliżu rzeki czy jeziora. W drugą stronę nie da rady iść, bo dalej są same skały a potem wodospad. Tylko zgaduję, że mieszkają w tej części, do której my idziemy. Wampirza intuicja nigdy mnie nie zawiodła w takich sprawach - zapewnił.
    - To takie coś istnieje? I ile razy szukałeś ojca swojej przyjaciółki? - spytałam, uśmiechając się.
    - Naukowego dowodu nie mam, ale jeszcze nigdy nie pomyliłem się. Jeśli mówię, że w tę stronę to właśnie w tę stronę. I tyle. Co do poszukiwań zaginionych ojców to to jest mój pierwszy raz. Ale ile to razy szukałem... - zamilkł. Chyba domyślałam się, co chciał dalej powiedzieć. Ile to razy szukał odpowiedniego jedzenia, które by miało dobrą grupę krwi. Zadrżałam. - Przepraszam, nie powinienem...
    - Spokojnie, nic się nie stało - zapewniłam. Założyłam ręce na piersi i szłam dalej, nie patrząc w jego kierunku. Czułam się dziwnie. Jak pierwszego dnia w nowej szkole, gdy niczego jeszcze dokładnie nie wiedziałam i co chwila ktoś mnie czymś zaskakiwał. Chociaż nie wiedziałam, dlaczego akurat to wywarło na mnie taki wpływ. Przecież wiedziałam, jak posilają się Wampiry. Zdawałam sobie sprawę, że Liam nie jest wyjątkiem od tej reguły. Potrzebował krwi, by przetrwać. Więc czemu tak zareagowałam?
    Starałam się oddychać głęboko. Powietrze pachniało tutaj wspaniale. Było rześkie, chłodne, czyste. Czułam zapach sosny. Przyjemnie się szło, mając po jednej stronie ciemny las, a po drugiej rwącą rzekę, która, gdy podeszłaś za blisko, ochlapywała cię zimną wodą.
    Po kilkunastu minutach marszu podwinęłam rękawy bluzy, bo zrobiło mi się ciepło. Wiatr nadal wiał mroźny, czułam go na moich osłoniętych policzkach, które na pewno były czerwone. Starałam się również mrugać dostatecznie szybko, by nie wysuszyć oczu. Doskonale wiedziałam, że gdy nie będę mrugać zbyt często, oczy zaczną mnie szczypać, a potem rozboli mnie głowa.
    Liam starał się iść w moim tempie. Od czasu do czasu wyprzedzał mnie o parę kroków, by sprawdzić, co znajduje się dalej. Czasami przystawał na chwilę, by wyczuć zmiany w powietrzu. Spytany, odpowiedział, że szuka zapachu dymu czy ludzi. Jak dotąd niczego takiego nie znalazł.
    Pierwszą oznaką, że chłopak dobrze wybrał drogę, był odcisk buta. Dość stary, ale przepełnił moje serce nadzieją, która z każdym moim krokiem gdzieś się ulatniała. Od tamtej pory szliśmy szybciej, ale i ostrożniej. Wampir to oddalał się ode mnie, idąc w las i szukając innych znaków bytności człowieka, to przybliżał się do mnie i szliśmy ramię w ramię przed siebie.
    W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie od rzeki w głąb lasu prowadziła wydeptana ścieżka, często używana. Serce zabiło mi mocnej. Czyżby to tutaj?
   Liam zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Dokładnie wszystko obwąchał, sprawdził każdy liść rosnący w pobliżu zejścia na drogę. Strasznie długo to trwało i zaczęłam się niecierpliwić. Gdy w końcu stanął przede mną, miał nietęgą minę.
    - Co się stało? - zapytałam.
    - Nie wiem. Czuję, że to nie będzie miłe spotkanie. Ale tego od początku się obawiałem. To strasznie silna rodzina Łowców Wampirów - odparł.
    - Może lepiej, żebyś tu został? Pójdę sama, skoro grozi ci jakieś niebezpieczeństwo z ich strony - powiedziałam.
    - Obiecałem, że ci pomogę. Nie zostawię cię teraz - zaprotestował.
    - Już i tak wiele zrobiłeś. Nie mogę cię narażać, bo kto mnie teleportuje z powrotem do domu? - Uśmiechnęłam się do niego. - Nic mi nie będzie. W razie czego cię wezwę. W końcu do czegoś się przyda to nasze całe skojarzenie.
    Chłopak nadal nie wyglądał na przekonanego. Spoglądał na mnie z niepewnością w oczach.
    - Nie ufasz mi? - zapytałam przekornie.
    - Przecież wiesz, że tobie ufam. To im nie jestem w stanie zaufać. - Kiwnął głową w stronę dróżki. - Po prostu boję się, że coś ci się stanie, a ja przybędę za późno. Co ja powiem twojemu chłopakowi? Przecież on mnie zabije!
    - Nie przybędziesz za późno. Groźba śmierci ze strony Chrisa pomoże ci przybiec do mnie jak najszybciej, gwarantuje ci to. - Zaśmiałam się cicho.
    - Mówiłem poważnie - mruknął.
    - Ja też. Idę - postanowiłam. - A ty tu zostań. - Położyłam mu ręce na ramionach i zacisnęłam na nich palce, by dodać słowom mocy. Patrzyłam mu przez chwilę w oczy i gdy upewniłam się, że za mną nie pójdzie, obróciłam się i weszłam w las.
    Droga okazała się strasznie kręta. Im bardziej zagłębiałam się w las, tym ścieżka stawała się szersza. Po kilkunastu minutach stanęłam na jej końcu. Przede mną rozciągał się wspaniały widok. Doszłam do podnóża góry, w której znajdowało się kilka jaskiń. U jej stóp zbudowano kilka małych domków z drewna. Nieco na uboczu paliło się duże ognisko, przy którym siedziały dwie młode kobiety i gotowały coś w wielkim kotle. Tyle zdążyłam zobaczyć, nim widok przesłonili mi dwaj wysocy mężczyźni. Jeden miał czarne, długie włosy przyprószone gdzieniegdzie siwizną, był szerszy w barkach. Drugi włosy miał brązowe, obcięte przy samej głowie i był wyższy od towarzysza. Obaj posiadali czekoladowe oczy. Instynktownie zrobiłam krok w tył, lecz oni jeszcze bardzie mnie zaskoczyli, odzywając się do mnie po angielsku:
    - Nie bój się. Twoje przybycie nie jest dla nas niespodzianką. Chodź z nami. Wódz czeka na ciebie. - Starszy z mężczyzn kiwnął na mnie ręką. Zawahałam się tylko przez moment. Coś podpowiadało mi, by iść za nimi, że oni mi pomogą. Więc poszłam.
    Nie pamiętam, czy kiedykolwiek jakoś ich sobie wyobrażałam, ale jeśli tak to na pewno nie spodziewałam się, że będą ubrani nadzwyczaj normalnie. Nosili głównie rzeczy ciemne, zielone, brązowe, czasem czarne. Nie zauważyłam kolorowych ubrań. Ich garderoba składała się z rozpinanych koszul i długich spodni dla mężczyzn oraz długich spódnic, lub zwykłych bluzek i spodni dla kobiet. Niektórzy mieli również ciemnozielone kurtki z kapturami. Na nogach nosili wysokie kalosze.
    Mężczyźni zaprowadzili mnie do jaskini wydrążonej w górze. Było tam ciemniej i o wiele cieplej niż na dworze. Gdy weszłam głębiej, zobaczyłam małe ognisko palące się po środku groty. Przy nim siedziały trzy osoby. Najstarszy z tego towarzystwa wydawał się mężczyzna siedzący najbliżej mnie. Opierał się o ścianę, paląc fajkę. Miał długie siwe włosy, sięgające do ramion, był zgarbiony, a jego twarz poznaczona wieloma zmarszczkami. gdy na mnie spojrzał, zauważyłam, że jego oczy również mają kolor czekolady. Obok niego siedział młodszy mężczyzna o blond włosach, krótko obciętych i z kilkudniowym zarostem na twarzy. Uśmiechał się delikatnie. Siedział po turecku, plecy miał wyprostowane. Ostatnią osobą była kobieta. Miała ciemne włosy splecione w warkocza, który przełożyła przez prawe ramię. Wydawała się być zamyślona, wpatrywała się w dal, nie widząc ani mnie, ani mężczyzn, którzy mnie tu przyprowadzili. Cała trójka oprócz normalnych ciuchów miała na sobie dziwne peleryny, a szyję najstarszego zdobił duży medalion z kamieni.
    - Możecie odejść - odezwała się kobieta do tych, którzy stali za mną. Pokłonili się i wyszli z jaskini. Kobieta spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami. - Prudence Carter... Jak się domyślam, szukasz swojego ojca.
    - Tak, ale skąd pani... - zaczęłam, ale przerwała mi jednym machnięciem ręki.
    - Nazywam się Gilraena. To jest przywódca naszego plemienia, Bard. - Wskazała na starca. - A to jego syn, Estel. Nie mamy czasu na zbędne pytania. Opowiem ci, co wiem, lub co mogę powiedzieć, lecz nie licz na szybkie spotkanie z ojcem. Są ci przeznaczone trudy, tygodnie, może nawet miesiące poszukiwań.Może jednak okazać się również, że nie zdążysz na czas. Kto wie... - zamilkła na moment, by po chwili znów podjąć monolog. Mówiła wolno, wyraźnie i cicho. - Gwiazdy zapowiedziały nam przyjście córki Dereka Cartera na ten dzień. Oczekiwaliśmy cię już od świtu. Twój ojciec przebywał u nas dość długi czas. Wyleczyliśmy go z najcięższych ran, lecz pogoń była tuż tuż i musiał uciekać dalej. Dokąd, nie mam pojęcia, ale na pewno gdzieś daleko stąd, do innych Łowców Wampirów. Tylko im może zaufać, tylko oni zobaczą w nim Zmiennokształtnego. Pewnie nawet ty, gdybyś spotkała go gdzieś w lesie, nie poznałabyś go, chociaż to twój ojciec. Zastanawiasz się, gdzie go dalej szukać. Oto co ci radzę: zaufaj swojemu przyjacielowi, który kocha cię, choć serce jego nie bije, a który czeka na ciebie na skraju naszego terytorium. Dobrze postanowiłaś, zostawiając go tam. Wampir nie może dostać się do nas, a gdy już się zbliży do wioski, nie opuści jej żywy. Takie są nasze zasady.
    - Czyli... To znaczy... Gdzie mam go dalej szukać? - spytałam cicho, bojąc się, że Gilraena nie odpowie mi wprost, lecz będzie kluczyć między półsłówkami.
    - Estel posiada mapę, która pokazuje, gdzie rozmieszczone są rodziny takie jak my. Za chwilę ją dla ciebie przepisze i da kopię. Proszę cię jednak, żebyś, gdy tylko odnajdziesz ojca, zniszczyła ją. Nie chcę, by trafiła w niepowołane ręce.
    - Oczywiście, dziękuję - powiedziałam, niemalże skacząc z radości. Po chwili dostałam kawałek zwiniętego papieru przewiązanego czarnym rzemykiem.
    - Pilnuj jej dobrze, nikomu nie pokazuj i zniszcz, gdy przyjdzie pora.
    - Obiecuję strzec jej jak oka w głowie. Jeszcze raz dziękuję.
    - Estel odprowadzi cię do wyjścia - odparła, zatapiając się w swoje myśli. Mężczyzna wstał i ruszył, ciągnąc mnie za sobą. Gdy stanęliśmy na dworze, spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
    - Może jesteś głodna? Moja żona gotuje pyszne jedzenie - powiedział.
    - Nie, dziękuję. Powinnam wracać. Liam się pewnie niecierpliwi, a nie chcę, by tutaj przyszedł i napytał sobie biedy.
    - Masz rację. Powodzenia w poszukiwaniach. Obyś znalazła to, czego szukasz - rzekł. - Tamtędy wydostaniesz się nad rzekę. - Pokazał mi kierunek marszu.
    - Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia! - zawołałam, biegnąc w stronę lasu.
    Gdy wyszłam spomiędzy drzew, chłopak stał, niecierpliwiąc się. Uśmiechnęłam się do niego, pokazując mapę.
    - Udało się! - krzyknęłam uradowana. - Znaczy, nie do końca, ale mamy jakiś punkt, którego możemy się uczepić.
    Liam uściskał mnie serdecznie. Nic nie mogło zepsuć mi humoru. Nawet fakt, że czeka nas powrotny, męczący marsz do miejsca, z którego swobodnie moglibyśmy się teleportować.

~~*~~*~~*~~*~~

    Hej, rozdział chyba wystarczająco obszerny i długi, co? :) Liczę na Wasze komentarze z opiniami. Chwalcie się, jak Wam mijają wakacje, co robicie, co zamierzacie robić? Pytajcie, o co chcecie, podrzucajcie pomysły, nie wiem :) Każdy komentarz mile widziany :)
Pozdrawiam cieplutko, Wasza obolała
Zuza♥

7 komentarzy:

  1. Wiesz, że ja nigdy nie mam dość :D Więc i ten rozdział nie jest dla mnie dość długi xd No, ale jak już wcześniej wspomniałam, z długością to mi nie dogodzisz :D O boże... Czytając miałam wrażenie, że między Prue a Liamem. Ale ona nie zostawi Chrisa, prawda? Właśnie to mi przez myśl przemknęło. Prue będzie z Chrisem? Bo jak nie, to ja chętnie pociesze Chrisa xd :D
    No, ale to taki szczegół...
    Coś tak czuje, że ona zgubi tą mapę, albo ktoś ją ukradnie. No i oczywiście to źle się skończy... Nie mogę wytrzymać do spotkania z jej ojcem! Jestem pewna, że już niedługo się znajdzie... ale co wtedy? Co się z nią stanie i wszystkimi innymi? Wyczuwam krwawą wojnę, ale czy na pewno? Ktoś zginie- znowu moje przypuszczenia xd.
    Kurde... nie nadaję się do komentowania :C Co mogłabym napisać? Twoje rozdziały zawsze są świetne! Nic się nie zmieniło, wciąż piszesz cudownie- za co jestem zazdrosna :D. Może i się trochę u mnie poprawiło, ale nadal stawiam byki :c
    Tak szczerze, to chciałabym chodzić do takiej szkoły. Lekcje są ciekawsze, a wokół biegają same nadprzyrodzone stworzenia :D
    Sorka, że dopiero teraz komentuje, ale u mojego brata( u którego spędzam wakacje, pilnując pustego mieszkania xd) jest dość kiepsko z internetem...
    Pozdrawiam :*
    Seo
    http://ostatnitaniec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha ukradliby mieszkanie? :) Wyobraziłam sobie takich złodziei w kominiarach, wynoszących z budynku mieszkanie ;o
      Ale był długi!! Nie taki, jak Twój i może Cię nie zadowolił, bo Tobie to się nie dogodzi! Ale był długi! ;p Nie psuj mi radości i dumy! ;(
      A widzę ktoś tu się bawi w detektywa. Ach zobaczysz, zobaczyć, co się stanie i czy Twoje przypuszczenia będą trafne. Do spotkania z ojcem jeszcze daleka droga. Tyle mam pomysłów, że muszę je wykorzystać zanim Prue pozna ojca :) potem będzie coś szczególnego *,*
      Nie możesz być zazdrosna! Nie ma dwóch takich osób, które pisałyby tak samo. Ty piszesz równie dobrze. gdybyś tylko widziała, jak ja na początku pisałam! A ja mam już za sobą kilka opowiadań i dwa lata balowania w blogspocie więc wiesz, nie masz co się ze mną porównywać. A poprawiło się dużo! Znacznie. teraz już chyba w ogóle nie dostrzegam błędów. A wiesz, ze ja lubię mieć się do czego przyczepić ;p
      Choć, nie chwaląc się, mnie strasznie się podoba ten rozdział. Jakoś mnie wena chwytła i raz dwa go napisałam, co mi się dawno nie zdarzyło.
      Też chciałabym do takiej chodzić. A w tym roku czeka mnie technikum ekonomiczne. Zero magii i Zmiennokształtnych ;(
      Pozdrawiam serdecznie!
      Zuza ;*

      Usuń
    2. Nie ukradliby... ale mam całe mieszkanie dla siebie przez tydzień, więc czemu miałabym z takiej okazji nie skorzystać? :D
      Mój ostatni był krótszy... Zresztą nawet nie wiem na ile mi wychodzi bo od razu pisze w blogu a nie w Liberty Office. więc nie wiem czy to 5 str czy 10 A4.
      Ten rozdział jest naprawdę świetny i nie dziwię Ci się, że jesteś z niego dumna. Też bym taka była :D
      Też się zastanawiałam nad technikum ekonomiczne i gdyby mogła jeszcze raz wybierać, to bym tam poszła. Moi znajomi nie narzekają, a liceum... no cóż bez matury nic nie zrobię :c
      Pozdrawiam :*
      Seo

      Usuń
    3. A ja też zastanawiałam się nad liceum :) Na jaki profil poszłaś? Bo tyle razy wspominałyśmy o szkole, a się nie spytałam :)
      Wiem, że by nie okradli. Też bym skorzystała. Niestety, mój brat jest młodszy :( Ale jego tez w domu nie ma, więc siedzę sama. To prawie to samo :D
      Ja jak piszę od razu na blogu, a teraz często tak robię, również nie mam obeznania, czy rozdział jest wystarczająco długi. Dlatego patrzę zawsze na poprzedni i jeśli jest krótszy no to jeszcze piszę, a jeśli nie to i tak piszę, by był jeszcze dłuższy :D Ale przynajmniej orientacyjnie wiem ile napisałam :)
      Oj dziękuję! Cieszę się, że komuś też się podoba to co piszę. Bardzo się cieszę :)
      Pozdrawiam!
      Zuza ;*

      Usuń
    4. Teraz zaczynam profil matematyczno- geograficzny. Pierwszy rok był ogólny, co według mnie było bezsensu -.- Po prostu rok w plecy i tyle...
      Pytałaś wcześniej o bloga po ostatnim tańcu. Myślałam nad tym trochę i w końcu stworzyłam nowy. Co prawda jest tylko prolog, a rozdziały będę dodawać jak skończę pisać ostatni taniec, albo jak natchnie mnie i skończę wcześniej pisać :*
      Pozdrawiam
      S
      Zapraszam na http://piekielny-dar.blogspot.com/

      Usuń
  2. Hej, stwierdziłam, że skoro nie ma jeszcze 22 rozdziału to uczciwie byłoby skomentować. Znalazłam tego bloga gdzieś na początku lipca, ale potem pojechałam na kolonie do Chłapowa obok Władysławowa i no cóż... Nie miałam jak skomentować. Chyba się nie obrazisz? Haha! Mam nadzieję, że wakacje miło Ci mijają i mimo rozstania z klasą, dobrze się bawisz. Jesteś ode mnie starsza, ale wiem, że gdy byłaś w moim wieku (13 lat )to równie dobrze radziłaś sobie z pisaniem co teraz... Pozostaje tylko kwestia tego, że teraz na pewno popełniasz mniej błędów, nie pamiętam, abym znalazła tu jakiś błąd, a jak już to mało znaczący. Osobiście twierdzę, że masz nienaganny styl pisania i gdy tylko zobaczę, że pojawił się rozdział na tym lub Twoim drugim blogu to porzucę wszystko i zacznę czytać nawet na rodzinnym obiedzie :D
    Sweet Berry :>
    @perfectlavignex
    P.S. Piszę z tego konta (Grace Brisbeand), bo niestety jakaś dziwna usterka w moim tablecie nie pozwala mi skomentować rozdziału na nawet jednym z blogów, które czytam :(
    P.P.S. Przepraszam za błędy ortograficzne, stylistyczne czy interpunkcyjne. Jeśli jakieś znajdziesz :>
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj rozdział pojawi się jak najszybciej, bo wiem, że mam tydzień w plecy, ale wyjechałam do kuzynki, a tam nie miałam jak pisać i zrobiłam sobie mały urlop. Ale teraz wracam i mam nadzieję, że rozdział będzie lepszy, bo ostatnio mi nie szło pisanie.
      Ale nieważne :) Cieszę się, że skomentowałaś. Ostatnio wszyscy się czymś wymigują na swoich blogach. A to że nie mają internetu, a to, że coś tam się nie chce włączyć w komputerze. A dla mnie bardzo dużo znaczą nawet najdrobniejsze komentarze. Wtedy wiem, że mam dla kogo pisać i cieszę się jak głupia - tak jak teraz :D
      Wakacje mijają w porządku, jak pisałam, byłam u kuzynki, poleniuchowałyśmy, a teraz ona przyjedzie do mnie, więc jest okej. A z klasą się spotkamy na ognisku jeszcze więc też jest w porządku. :)
      Hahahahaahahah! Dobry żart! Ja w wielu trzynastu lat dobrze pisałam? hahahahahahaha dobre sobie. Ja wtedy nie lubiłam pisać i ledwie złożone zdanie potrafiłam sklecić - takie żeby miało ręce i nogi :) Boże, jak sobie wezmę moje pierwsze opowiadanie, które zaczęłam w pierwszej gimnazjum, to łapię się za głowę. Błąd na błędzie tam jest i kompletna masakra!!! Wtedy w ogóle nie miałam pojęcia o pisaniu - nie żebym teraz miała jakieś duże, ale czegoś tam się przez te trzy lata nauczyłam :D
      Cieszę się, że nie znalazłaś błędów, bo ja je znajduję na każdym kroku, gdy tylko włączam jakąś poprzednią notkę. Mimo wszystko jestem wdzięczna za tak miłe słowa! Strasznie podniosły mnie na duchu, bo ostatnimi czasy czułam się jakaś przygaszona i nie miałam ochoty na pisanie. Ale myślę, że dla Ciebie i seoany warto pisać *,*
      Pozdrawiam serdecznie! Lecę pisać nowy rozdział ;p
      Zuza ;*

      Usuń