sobota, 30 sierpnia 2014

*24. "Chyba nie mogę powiedzieć nie, prawda?"

Ostatnio minęły dwa lata, odkąd zaczęłam blogować i chciałam podziękować wszystkim tym, którzy się do tego przyczynili. Te dwa lata odmieniły moje życie diametralnie! Nawet nie spodziewałam się, że tak bardzo. Ale wszystko zmieniło się na dobre. Były wzloty i upadki, ale życie na tym polega, nie? Raz na wozie, raz pod wozem. :) Dlatego dziękuję Wam za to, że byliście ze mną, znosiliście moje kaprysy, lepsze lub gorsze dni. No i oczywiście tradycyjnie dziękuję za pomoc, wsparcie, komentarze, tyle wyświetleń. Za porady, komplementy i po prostu to, że jesteście ze mną, Dziękuję z całego serca za te dwa lata. I mam nadzieję, że będą kolejne dwa, choć nigdy nic nie wiadomo. Ale bardzo chciałabym za dwa lata pisać podobne podziękowania skierowane do tych samych osób i do tych nowych, które jeszcze, mam nadzieję, przybędą ♥ Thanks! ;* 




Fajnie jest mieć nadzieję, nawet jeśli wiemy, że to co chcemy, jest niemożliwe, ale niefajnie jest się rozczarować. 



~~*~~*~~*~~*~~

~~ Becky ~~


    Nancy zostawiła mnie w skrzydle szpitalnym przez całą niedzielę. Wyjść mogłam dopiero w poniedziałek w samo południe po masie badań i pytań. Dopiero, gdy lekarka upewniła się, że już doszłam do siebie, wypuściła mnie. 
    Czułam się słaba. Bardzo słaba. Ale nie na tyle wyczerpana, by całymi dniami leżeć na łóżku pod czujnym okiem pielęgniarek. Nudziło mi się ciągłe zadawanie pytań, opowiadanie ciągle tej samej historyjki, że czuję się dobrze. Ale miałam czas, by wszystko przemyśleć. Zdążyłam się zorientować w niewielu rzeczach, bo mało pamiętałam ze swojej przemiany. Tylko uspokajający głos Louisa gdzieś w moim umyśle, który mnie wspierał i mówił, że wszystko będzie okej. Dzięki naszej więzi dowiedziałam się, że przez moje moce zapalił się. Tak normalnie go zapaliłam. Choć nie było widać płomieni, to chłopak czuł je w sobie. Przeraziło mnie to nie na żarty, bo Wampira ogień mógł zabić. Louis jednak czuł się po tym dobrze. Znacznie lepiej niż ja. Gdy się skupiłam na nim, odczuwałam jego emocje. Martwił się o mnie. A on był zdrowy. 
    Oczy wróciły do swojej poprzedniej zielonej barwy kilka godzin po przemianie. Obudziwszy się w niedzielę rano, zobaczyłam siedzącą obok mnie Alice, która uśmiechnęła się i powiedziała:
    - Znów są szmaragdowe!
    Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale wytłumaczyła mi, widząc moją zdezorientowaną minę. Czyżby bali się, że czerwone oczy zostaną mi na zawsze? Miałabym tęczówki jak głodny Wampir, którzy szykuje się do ataku... 
    Nancy w niedzielne popołudnie przeprowadziła ze mną straszną rozmowę. Mówiła coś o tym, że nie chciałam się przemienić, że opierałam się naturze. Nie potrafiłam jej uwierzyć, ale po jakimś czasie przyznałam jej racje. Gdzieś we mnie głęboko, na dnie serca zachowałam żal do naszej wilczej strony, do magii, która się z tym związała. Nadal nie mogłam sobie poradzić ze śmiercią Davida, choć bardzo się starałam przyzwyczaić się do tej myśli, nie potrafiłam żyć, nie myśląc o jego bezwładnym ciele, zakrwawionej białej koszuli, pustych oczach. Przemiana to udowodniła. 
    Starałam się przywołać miłe i wesołe wspomnienia związane z moim byłym, by móc tylko je zachować, a te złe wyrzucić. Znalazłam ich dużo, ale nie potrafiłam pozbyć się pozostałych, które zalewały moją głowę, gdy tylko się nie kontrolowałam. Wszystko wróciło. Było tak, jak tuż po śmierci Davida. Coś odblokowało zaporę, którą zbudowałam, a za którą znajdowały się te wszystkie złe rzeczy. Potrzebowałam czasu, by odbudować mur i znów schować za nim smutne wspomnienia. 
    Przez cały kolejny tydzień dochodziłam do siebie, dużo odpoczywałam i jadłam zdecydowanie więcej. W piątek wieczorem czułam się już całkowicie zdrowa. Nic mnie nie bolało, nie słaniałam się na nogach przy każdym kroku i nabrałam kolorów na twarzy. Wróciłam do wersji przed przemianą tylko tej nieco przygaszonej i zmartwionej. I oczywiście z nowymi mocami. 
    Szłam między drzewami, oglądając się dokoła. Nadal nie mogłam wyjść z podziwu nad moim nowym wzrokiem, słuchem i węchem. Czułam, słyszałam i widziałam wszystko znacznie wyraźniej. Czułam się tak, jakbym wcześniej była ślepa, głucha i bezwonna i dopiero teraz otworzyła oczy, uczy i nos na świat. Zdążałam na moją pierwszą lekcję panowania nad mocą. Do tej pory uczyłam się tylko podnoszenia i opuszczania tarcz oraz empatii, która, nawiasem mówiąc, w ogóle mi nie wychodziła. Po prostu nie potrafiłam wyczuć tak jak Prue emocji innych. Taki już mój los. Ale nie przejmowałam się tym za bardzo. Starałam się skupić przed zajęciami. To było dla mnie najważniejsze. Nie chciałam, by kolejnym razem, gdy w jakiś sposób stracę panowanie nad sobą, ucierpiał Louis. Lub ktoś inny z mojego otoczenia.
    Weszłam do jednej z klas, gdzie czekał już na mnie mój nauczyciel. On również władał ogniem i Stark zaproponował, by pomógł mi choć na początku przyswoić swój żywioł. Ucieszyłam się z tych lekcji. I choć każdy Zmiennokształtny inaczej przejawiał swoją moc, to niektóre były do siebie podobne.
    Chłopak, a raczej mężczyzna okazał się przystojnym, wysokim brunetem o ciemnej karnacji. Gdy weszłam, podniósł na mnie swój wzrok i zobaczyłam niebieskie oczy, delikatny zarost na jego szczękach, uśmiechniętą twarz i białe zęby, których nie powstydziłaby się żadna gwiazda filmowa. Siedział na materacu, oparty o ścianę. Na sobie miał zwykły szary podkoszulek i czarne luźne dresy oraz czarne trampki.
    - Cześć, jestem Jesse Avery - przywitał się, wstając, gdy podeszłam nieco bliżej niego. - Stark poprosił mnie, bym pomógł ci z twoją nową mocą. - Uśmiechnął się serdecznie.
    - Tak, dziękuję. Nazywam się Becky - przedstawiłam się, ściskając jego wyciągniętą dłoń. - To od czego zaczynamy? - zainteresowałam się.
    - Na początek usiądźmy. - Wskazał materac, na którym siedział, kiedy przyszłam. Posłusznie spełniłam jego prośbę. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, po dwóch stronach materaca. Jesse przyglądał mi się uważnie i w skupieniu. - Zaczniemy od czegoś łatwego. Najpierw musisz nauczyć si panować nad sobą. Byle stres czy zdenerwowane może wywołać pożar. A tego nie chcemy, prawda? - Potwierdziłam skinieniem głowy. - No dobrze. Teraz zamknij oczy i pozbądź się wszelkich myśli. - Przez chwilę patrzyłam, że sam robi to samo. - Becky - odezwał się cicho. Zamknęłam więc posłusznie oczy, zrelaksowałam się i starałam pozbyć wszystkich nawiedzających mój umysł myśli. Lecz nie było to takie proste. Gdy przestawałam o czymś myśleć, za chwilę jakieś wspomnienie zakłócało mój spokój i zaczynałam o nim rozmyślać.
    Siedzieliśmy tak dobre piętnaście minut, a ja nie potrafiłam się skoncentrować i rozluźnić, bo cały czas mnie coś dekoncentrowało. Irytowało mnie to, że nie potrafię choć na chwilę o wszystkim zapomnieć.
     - Chyba musimy wymyślić coś innego, bo widzę, że kiepsko ci to idzie - zauważył Jesse. Gdy otworzyłam oczy, on trzymał w ręce szklaną miskę, w której znajdował się kawałek papieru. Nawet nie zorientowałam się, kiedy wstał, by przynieść naczynie. - Patrz - szepnął cicho, koncentrując się na kartce wewnątrz miseczki. Nie miałam pojęcia, na co patrzeć. Czy na niego, czy na pojemnik, czy może jeszcze gdzie indziej? Moją uwagę przykuł jednak jego spokój, rozluźnione ręce, delikatnie trzymające miskę. Wyraz twarzy miał poważny i skupiony.
    I nagle kartka papieru stanęła w ogniu. Pomarańczowe języki oplatały białą powierzchnię, zmieniając jej kolor na czarny. Na koniec z papieru została odrobina popiołu na dnie miski. Ogień zniknął gdy tylko wypaliło się paliwo.
    Byłam pod wrażeniem. Nie mogłam ukryć, że bardzo mi zaimponował.
    - Pomyślałem, że skoro nie umiesz nie myśleć o niczym to musisz mieć jakiś przedmiot, na którym będziesz mogła skupić uwagę. Myślę, że coś takiego będzie bardziej okej dla ciebie - powiedział, podając mi miseczkę i nową kartkę papieru. Gdy na mnie spojrzał, zauważyłam znikające z jego tęczówek pomarańczowe nitki. - Słyszałem, że podczas przemiany zapaliły ci się ręce - zainteresował się.
     - Chyba każdy już o tym słyszał - mruknęłam pod nosem, wpatrując się w popiół.
    - Chodzi mi o to, że ja wzniecam ogień, patrząc na coś. Może ty musisz tego czegoś dotknąć? Albo na przykład tylko wycelować ręką - zastanawiał się. - Twoja moc, tak jak większości Zmiennokształtnych, koncentruje się w dłoniach. Dopiero po wielu latach niektórzy potrafią moc przenieść na inne części ciała.
    - Z tobą też tak było? - zapytałam.
    - Nie, moja moc od razu pochodziła z oczu. Pamiętam, jak pierwszy raz podpaliłem mojemu współlokatorowi pościel tylko dlatego, że zabrał moją ulubioną koszulkę. - Zaśmiał się, przypominając sobie czasy, kiedy jeszcze chodził do szkoły. Po chwili otrząsnął się i znów spojrzał na mnie przytomnym wzrokiem. - To jak, jesteś gotowa? Wiesz, co robić.
    - Chyba nie mogę powiedzieć nie, prawda? - odezwałam się cicho. Jesse uśmiechnął się tylko. - No to do roboty. - Westchnęłam. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam, postawiłam przed sobą miseczkę z kartką w środku. Wyciągnęłam rękę w jej stronę. Skupiłam się tylko na niej, nie widziałam klasy, w której siedzieliśmy ani Jessego. Tylko moja ręka i miska z kawałkiem papieru. Nic więcej nie istniało.
    Poczułam przepływającą przez moją rękę moc po dobrych paru minutach. Myślałam, że niedługo opuszczę rękę, bo zaczęła mnie boleć, gdy nagle poczułam mrowienie w palcach i samotna iskierka wyleciała z mojego wskazującego palca i wylądowała w misce, wypalając swoim ciepłem dziurę w papierze. Na więcej nie miałam siły. Ręka opadła na kolana, wypuściłam głośno powietrze i zamknęłam oczy.
    - Bardzo dobrze - pochwalił mnie Jesse.
    - Jestem zmęczona. Nie wiedziałam, że magia zabiera tyle energii - powiedziałam, pocierając palcami skronie.
    - To normalne na początku. To duży wysiłek z twojej strony. Ale wkrótce wszystko powinno się unormować i zapalenie czegoś przyjdzie ci z łatwością.
    - To dobrze. Nie wiem, czy przeżyłabym, gdybym miała za każdym razem się tak męczyć.
    - Na dzisiaj to koniec. Cieszę się, że się poznaliśmy i że udało ci się przywołać choć tę małą iskierkę.
    - Ja też. Myślę, że następnym razem będzie lepiej. A właśnie, kiedy następny raz? - zainteresowałam się.
    - Za tydzień. Mam dużo pracy w tygodniu, a ty chyba powinnaś nabrać nowych sił na kolejną lekcję. Do zobaczenia w sobotę!
    - Cześć - pożegnałam się i wyszłam z klasy, pozostawiając Jessego samego na materacu.


~~ Prue ~~

    Stałam na skraju wielkiej przepaści, przede mną znajdował się wiszący most, wąski na jakiś metr i chyboczący się na wietrze. Szare skały, które mnie otaczały to wapienie, którymi szczycił się Park Narodowy Tsingy de Bemaraha. Mapa wskazywała to miejsce na Madagaskarze jako siedzibę kolejnego klanu Łowców. Liam teleportował się właśnie w to miejsce - na skraj wąwozu, w którym normalnie rosły różnego rodzaju wysokie drzewa.
    Słońce prażyło niemiłosiernie. Na wyprawę musiałam założyć odpowiednie buty, w których mogłabym chodzić po skałach i nie skręcić kostki. Były one strasznie grube i gorące, ale starałam się nie myśleć o uwięzionych w nich stopach, bo od razu robiło mi się ciepło.
    Zerknęłam na Liama, który stał tuż nad przepaścią i spoglądał w dół. Wcześniej sprawdził wytrzymałość mostu, po którym musieliśmy przejść, by przedostać się na drugą stronę. Most wydawał się stabilny i nie powinien runąć, gdy tylko byśmy na niego weszli, ale i tak się bałam. No bo nigdy nic nie wiadomo z takimi mostami. W każdej chwili mógł się zawalić, a ja umrzeć. Liam pewnie wyszedłby z upadku z paroma bliznami, które po chwili by się zagoiły, więc się nie miał czym przejmować. Nie to co ja, śmiertelna.
    - Powinniśmy ruszać - zauważył chłopak. - Idziesz pierwsza czy ja mam to zrobić?
    Przełknęłam głośno ślinę, posłałam mordercze spojrzenie w stronę mostu i ruszyłam powoli w jego kierunku.
    - No to idę - odezwałam się nieco drżącym głosem. Zrobiłam parę kroków do przodu. Złapałam się lin, które były na wyciągnięcie ręki i weszłam na pierwsze deski. Most zakołysał się. Stałam kila chwil, nie ruszając się, by most się ustabilizował i zrobiłam kolejne parę kroków. Poczułam, jak Liam wchodzi na pierwsze deseczki.
    - Spokojnie, jestem tuż za tobą - starał się mnie uspokoić. Oddychałam głęboko i nie patrzyłam w dół tylko przed siebie na odległy koniec mostu.
    Poruszając się powoli, krok za kroczkiem, w końcu stanęłam na wapiennej skale, spomiędzy której wyrastały gdzieniegdzie niskie krzaki. Usiadłam obok jednego, uważając, by nie zedrzeć sobie skóry. Nie chciałam, by Liam poczuł krew. Nie miałam pojęcia, jak by zareagował.
    Odpoczęłam chwilę, napiłam się wody, bo ze strachu zaschło mi w gardle. Potem ruszyliśmy dalej. Wspinaliśmy się na ostre skały po najbardziej dogodnych szlakach. Szliśmy długo, nim stanęliśmy przed lekko opadającym w dół stoku. W dolinie widziałam gęsty las, z których gdzieniegdzie wystrzelały w górę pojedyncze skały i przylegające do nich jeziora. Powietrze pachniało świeżością, było czyste, niezanieczyszczone.
    Zaczęliśmy schodzić po zboczu, gdy słońce delikatnie przechyliło się ku zachodowi. Były godziny popołudniowe, lecz nie miałam pojęcia, która dokładnie. Niespiesznie zeszliśmy ze szczytu i stanęliśmy na skraju wielkiej puszczy. Zdałam się na instynkty Liama. Skierowaliśmy się w prawą stronę, dokładnie ze wskazówkami mapy.

***

    Szybko dotarliśmy do wioski, która położona była niedaleko małego jeziorka, otoczonego ze wszystkich stron głazami i drzewami. Społeczność okazała się jeszcze mniejsza niż u poprzednich Łowców i mniej gościnna. Bali się niekoniecznie mnie, ale tego, że przyjaźniłam się z Wampirem - ich wrogiem numer jeden. Nie ugościli mnie tak jak poprzedni Łowcy. Na wejściu odpowiedzieli, że nie było u nich mojego ojca i że nie wiedzą, gdzie może być. Wszyscy spoglądali na mnie nieufnie, gdy próbowałam zapytać o coś więcej. Więc odpuściłam i uciekłam stamtąd do Liama.
    Byłam zła. Na Łowców, którzy tak mnie potraktowali, na siebie, bo gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję na to, że może na Madagaskarze złapiemy trop ojca. Nie łudziłam się tym, że tak szybko go odnajdziemy, ale myślałam, że może coś wskaże nam drogę, którą powinniśmy podążać przy dalszych poszukiwaniach. Nic takiego jednak się nie stało.
    Liam, odczytując moje emocje dzięki Skojarzeniu, wiedział jak się czułam. Nie odzywałam się do niego, bo byłam pewna, że zaczęłabym krzyczeć i wszczęłabym kłótnię. A tego bardzo nie chciałam. Musiałam sobie poradzić sama ze swoimi uczuciami. I Wampir chyba to rozumiał, bo w drodze powrotnej nie zapytał mnie o nic.
    - Musimy jak najszybciej wyruszyć w kolejną podróż - zdecydowałam, gdy przeteleportowaliśmy się na tyły Common Grounds. Zmieniłam trekingowe buty na białe trampki za kostkę.
    - Nie powinniśmy tak często znikać. Raczej ty nie powinnaś. Ja jakoś się wytłumaczę przed Louisem i Niallem, ale tobie będzie coraz trudniej. Zaczną węszyć. A skoro nie zamierzasz im powiedzieć i chcesz dalej utrzymać to w tajemnicy to, według mnie, na razie powinniśmy odpuścić. Proponuję wybrać się co najmniej za dwa tygodnie. - Przyglądał mi się uważnie. Wiedziałam, co zauważył. Moją niecierpliwość, zdecydowanie i zdenerwowanie. Chciałam wyruszyć niemal od razu. To prawda, zdawałam sobie sprawy, że chłopak miał dużo racji, ale dla mnie najważniejsze było odnalezienie ojca, nie patrząc na konsekwencje. Postanowiłam jednak, że nie będę się upierać.
    Liam czuł moją walkę ze samą sobą. I gdy w końcu wygrała strona, której kibicował, uśmiechnął się.
    - Muszę już wracać - odparłam. - Nie chcę, by się o mnie martwili w szkole. To do zobaczenia! - pożegnałam się i odeszłam jak najszybciej od Liama. Nie chciałam, by zauważył, że próbowałam go oszukać.

Jesse
~~*~~*~~*~~*~~

    Cześć, cześć :) Macie rozdział :) Mam nadzieję, że jest okej. Nie potrafiłam kompletnie opisać kolejnej wyprawy Prue i Liama. Jakoś tego nie mogłam wyczuć. Mam nadzieję, że jednak Wam się spodoba :)
    Od poniedziałku już szkoła, niestety. Muszę Wam powiedzieć, że, choć będę się starała nadal dodawać posty co dwa tygodnie, to może być i tak, że się nie wyrobię. Wiecie, będę mieszkać w internacie i nie mam pojęcia, czy będę miała warunki do pisania w tygodniu. A weekend chciałabym też trochę odpocząć... Ale na pewno Was nie zostawię. To byłby dla mnie za duży ból :)
    Pozdrawiam Was serdecznie!
Zuza♥

3 komentarze:

  1. Tak na początek...to ten Jessy jest bardzo ładny <3
    Tym razem mój komentarz jest o wiele szybciej (i mam nadzieje, że jestem pierwsza!) Ugh... Strasznie się pisze na telefonie :< ale nie mogłam wytrzymać xd
    Rozdział jest cudowny <3 Wciąż się zastanawiałam, jak ona mogla go podpalić? Wiem, że nieświadomie i wgl, ale ich więź jest az tak silna?? Cieszę się, że Becky wróciła do zdrowia. Tak przy ostatnim rozdziale uświadomiłam sobie, że ona rzeczywiście miałaby powód aby się nie zmienić.
    No i kolejny intrygujący moment z Prue. Ale gdzie jest mój Chris?! Jak to tak... Proooszę... Bo ja się w końcu rzeczywiście załamie! Nie dość, ze jego nie ma, to ty wyjeżdżasz do internatu i nie wiadomo co z rozdziałami bd... ( no i jeszcze ta zajebista pogoda, przez która zrezygnowaliśmy z ogniska i hucznej imprezy pożegnalnej...). Ja to mam powody do zalamki xd
    No nic... Wiem, ze dzisiaj krótki, ale wybacz mi bo strasznie irytuje mnie ta klawiatura w telefonie. Nadrobię przy następnym ;*
    Pozdrawiam
    Seo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że jest ładny *,* Brzydkiego bym ie wybrała :D Miał być inny, ale nie mogłam znaleźć gifa odpowiedniego :D Więc w końcu jest jego kolega po fachu :D
      Jesteś pierwsza! Brawo! :)
      Jest tak silna :) Myślę, że to dobry dowód na to, jak silna potrafi być więź, którą nazywamy Skojarzeniem :) Cieszę się, że to zauważyłaś :) Fajnie, że ktoś myśli podobnie do mnie :)
      Ej! A co z Twoim przekupstwem? Miałaś mnie czymś zachęcić, a tutaj kicha ;p
      Tak, pogoda śliczna *,* Naprawdę zarąbista. Co do internatu to dowiem się jutro. Ale myślę, że będę mogła pisać. Bez załamki, nie? :) Nie porzucę Was ani blogów, nie ma takiej opcji :) Bo mam pomysł już na kolejną część :D Znaczy na epilog, który będzie zajebisty! :D
      Spoko, spoko :) Szkoda tylko, że nie miałaś tej imprezy! :)
      Pozdrawiam
      Zuza ;*

      Usuń
    2. Co do imprezy, to przenieśliśmy się do domu, więc i tak jakoś zakończyliśmy te wakacje :d chociaż wolałam moje piękne ognisko... :<
      Moje przekupstwo... A co byś chciała ? :D Chociaż ja chciałabym Chrisa i to jak najszybciej, ale mogę poczekać ( tylko bez przesady) :D
      Chwila.... już wspominamy o epilogu? :O To ile jeszcze zostało rozdziałów ?

      Usuń