sobota, 28 listopada 2015

~11. "...jest zbyt krótkie, by robić głupstwa."

"Pamiętaj - ze wszystkich rzeczy wiecznych, miłość trwa najkrócej." 
– Janusz Leon Wiśniewski




~~ Prue ~~

Na sylwestra zaprosiliśmy wszystkich naszych bliższych znajomych, z którymi zawsze utrzymywaliśmy lepszy kontakt. Zrobiliśmy wstępną listę, która po kilku minutach rozrosła się do kilkudziesięciu nazwisk. Każdy z nas, oprócz wspólnych kolegów, miało przyjaciół i znajomych, których pozostali albo w ogóle nie znali, albo znali tylko z widzenia. Te różnice wynikły głównie z tego, że Rosie mieszkała nadal w Londynie i po naszym wyjeździe, chcąc nie chcąc, zaczęła zadawać się z ludźmi, którzy ją otaczali. Znowu my, przebywając cały rok w Dundee poznaliśmy wiele osób tam, z którymi się zakolegowaliśmy. Staraliśmy się ograniczyć jakoś zaproszonych gości, ale ich ostateczna suma i tak mnie przerażała.
Oczywiście nie przyjechali wszyscy. Louis oraz Niall odmówili zaproszenia. Czułam, że nie będą chcieli spędzać całego wieczoru ze Zmiennokształtnymi, ale i tak wypadało ich zaprosić. Zwłaszcza Lou. Wraz z nim nie pojawiła się również Becky, która wolała tę noc spędzić z ukochanym. Tej decyzji również się nie dziwiłam. W końcu wkrótce znów zacznie się szkoła a oni będą mieli coraz mniej czasu tylko dla siebie. Zakładając oczywiście, że takowy w ogóle by znaleźli.
Ja oraz Rosalie stałyśmy przy wejściu i witałyśmy przybyłych gości jako gospodynie imprezy. Każdy gość dostał od nas drobny upominek w postaci dużego, słodkiego lizaka z doczepioną karteczką z datą imprezy oraz naszymi imionami, by każdy zapamiętał, gdzie się tego dnia bawił.
Jako pierwsi przybyli Alice i Damien. Mimo, że nie widzieliśmy się tylko kilka, może kilkanaście dni, stęskniłam się i musiałam ich mocno wyściskać, nim mogli przejść dalej. Rozglądali się dokoła, wchodząc do domu. Nigdy nie byli u mnie i mieli prawo poznać każdy kąt mojego mieszkania. Obiecałam sobie, że później pokażę Alice bliżej mój dom.
Kolejni goście to głównie koleżanki Rose, których zapamiętałam jedynie imiona, kiedy blondynka mi je przedstawiała. Bliźniaczki Liv i Carrie, rudowłosa Susan i długowłosa brunetka Katie. Wszystkie wydawały się miłe i sympatyczne. Dwie z nich przyprowadziły swoich chłopaków, których oczywiście poznałam, lecz imiona umknęły mi w tłumie wrażeń.
Kiedy pokazywałam Alice moją nową bransoletkę, którą dostałam pod choinkę, do drzwi znów ktoś zapukał. Otworzyłyśmy a w progu stała Bella, Jenn i Alex. W dłoni Alex trzymał jakiś alkohol, którym od razu zaopiekował się Chris.
Po jakimś czasie pojawił się również brat Chrisa - Jack. Zamieniłam z nim kilka słów na początku, ale niestety później inne obowiązki mnie wezwały i  już go nie widziałam.
Impreza powoli się rozwijała i szła w dobrym kierunku. Jako przykładna pani domu częstowałam gości wszystkimi smakołykami, jakie przygotowaliśmy. Było cudownie, wielu ludzi już zaczynało powoli kołysać się w rytm puszczonej muzyki, inni po prostu rozmawiali ze sobą, śmiali się z opowiedzianych przez Damiena żartów lub po prostu siedzieli na kanapie i obserwowali innych.
Wraz z Rosie byłam cały czas na nogach, przechadzając się pomiędzy gośćmi i sprawdzając, jak się miewają. Od czasu do czasu towarzyszył mi Chris, lecz później zniknął wraz z Tomem gdzieś w zakątkach domu.
– Widziałaś gdzieś chłopaków? – zapytałam blondynkę, kiedy spotkałyśmy się w kuchni. Nalewała właśnie nową porcję soku do dzbanka a ja przyszłam po kolejne ciasteczka. Dziewczyna pokręciła głową.
– Nie wydaje ci się, że oni coś knują? – powiedziała podejrzliwie, zatrzymując się na chwilę. Przyjrzała mi się uważnie. – Wiesz coś może? Tym razem to ja pokręciłam głową.
– Chris nie spowiada mi się ze wszystkiego, co robi, niestety. A może nawet i stety. Chyba nie chciałabym wiedzieć wszystkiego, co robi. – Uśmiechnęłam się do niej. – Ni przejmuj się, na pewno niedługo się dowiemy, co im w głowach siedzi. Długo tego przed nami nie ukryją.
– Pewnie masz rację. – Westchnęła.
– Jak zwykle! – Zaśmiałam się, potrząsając przy tym swoimi długimi włosami. Nie zdradziłam jej, o czym ostatnio rozmawiał ze mną Tom. Nie chciałam jej denerwować, a przecież to może wcale nie miało ze sobą nic wspólnego. Znając Rosie, zaczęłaby panikować z byle powodu, który w jakikolwiek sposób wiązałby się z chłopakiem. Taka już była. To, co stało się dawno temu, odbiło się na jej psychice i już dawno nie zaufała żadnemu chłopakowi tak bardzo, jak Tomowi. I to chyba szło w drugą stronę. W końcu on też swoje przeżył i stracił niemało.

~~ Chris ~~

– Jesteś pewien? – zapytałem go po raz tysięczny. – Na sto procent?
– Na dwieście – powiedział z przekonaniem i spojrzał na mnie. Szykowaliśmy fajerwerki, które, według tradycji, mieliśmy odpalić o północy. Co zbliżało się wielkimi krokami.
– Chciałem się tylko upewnić. – Wzruszyłem tylko ramionami. Nie miałem nic przeciwko temu, co chciał zrobić. Może nawet nie powinienem mówić mu, żeby się jeszcze zastanowił. Skoro podjął tak ważną decyzję, przemyślał ją wcześniej i zapewne już ma wszystko w głowie poukładane.
Tom uśmiechnął się do mnie serdecznie. Chyba rozumiał mój niepokój. Nie wiadomo kiedy, stał się moim najlepszym przyjacielem, z którym mogłem o wszystkim pogadać, który mnie rozumiał i wspierał, choć nie lubił wypowiadać się w kwestiach, których nie znał. Mimo wszystko starał się pomóc, więc i ja próbowałem mu w tamtej, ważnej dla niego chwili, odwdzięczyć się.
– Myślisz, że mógłbym coś zrobić? – zaproponowałem.
– Po prostu zajmij się fajerwerkami. Nic więcej mi nie trzeba. – Uśmiechnął się serdecznie i wyniósł pierwszą partię rac na zewnątrz. Podążyłem za nim a w mojej głowie rodził się plan idealny. I choć Tom nie mówił, by mu w czymś jeszcze pomóc, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zaangażować w plan Prue. Oczywiście nic jej przedwcześnie nie mówiąc. Niech ma również niespodziankę. A Tom? Na pewno mi później za to podziękuje!

~~ Rose ~~

Tuż przed północą wyszliśmy wszyscy przed dom. Było strasznie mroźno, więc non stop przytulałam się do Toma, który wydawał się nieobecny. Próbowałam wciągnąć go w jakąś rozmowę, ale jedyne, co potrafił robić, to przytakiwać i mruczeć nic nieznaczące półsłówka. Nigdy nie był wielce wylewny, to fakt, ale zwykle starał się ze mną rozmawiać. Nie mogłam się nadziwić tej jego nagłej zmianie.
Staliśmy w dogodnym miejscu, by wszystko idealnie widzieć. Każdy z nas wziął sobie z domu kieliszek, niektórzy trzymali w dłoniach zamknięte jeszcze butelki z szampanem, które miały wystrzelić równo o północy wraz z fajerwerkami. Przed nami Chris układał ostatnie fajerwerki, kiedy zaczęło się odliczanie. Uśmiechałam się jak głupia, bo to był najlepszy moment całego sylwestra; okres pomiędzy starym a nowym rokiem działał na mnie energicznie. Zawsze wtedy dostawałam takiego kopniaka w tyłek i wiedziałam, że w przyszłym roku mogę zrobić wszystko i zaczynałam styczeń z dużą dawką energii, co było mi niezmiernie w życiu potrzebne. Bez niej nie osiągnęłabym niczego.
Kiedy tłum doszedł do piątki, poczułam, jak Tom wyrywa swoją rękę, na której się niemalże uwiesiłam, starając się ukryć przed kąśliwym mrozem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Miał strasznie poważną minę i nie wiedziałam, co o całej tej sytuacji myśleć. Jego zachowanie śmierdziało na kilometr jakimś spiskiem, tylko jeszcze nie rozgryzłam, o co w tym wszystkim chodziło.
I kiedy wszyscy wykrzyknęli "Szczęśliwego Nowego Roku", kiedy w górę wystrzeliły kolorowe fajerwerki, kiedy szampan lał się strumieniami, przy swoim uchu usłyszałam najpiękniejsze słowa, jakie może zakochana kobieta usłyszeć od mężczyzny.
– Rosie, kocham cię. Czy zostaniesz moją żoną? – Nawet nie zauważyłam, kiedy stanął przede mną i zbliżył się do mnie. Wcisnął mi pierścionek do ręki, jakby bał się, że mu odmówię, albo że go nie zobaczę.
W pierwszym odruchu zaniemówiłam. Zastanawiałam się, czy to aby nie żart. Nawet delikatnie się uśmiechnęłam, lecz kiedy spojrzałam na jego minę, która starała mi się mówić "no powiedz coś wreszcie", zrozumiałam, że to były prawdziwe oświadczyny.
Ścisnęłam mocniej jego dłonie i delikatnie oddałam mu pierścionek. Zaskoczony, spojrzał mi prosto w oczy.
– Tom, kocham cię i chcę spędzić z tobą resztę swojego życia. Tak, zgadzam się zostać twoją żoną – odpowiedziałam mu cicho. Niemal poczułam, jak cały stres uchodzi z jego ciała. Uśmiechnął się serdecznie i pocałował najżarliwiej jak tylko potrafił. Potem pierścionek znalazł miejsce na moim palcu i go już nie opuszczał.

~~ Prue ~~

Kiedy Chris poprosił mnie, bym podczas wystrzeliwania fajerwerek nagrała Toma i Rosie, pomyślałam, że zwariował. No bo niby po co miałabym to robić?
Wszystko się wyjaśniło, kiedy już zaczęłam to robić i zorientowałam się, zapewne dużo szybciej niż Rosie, o co w tym wszystkim chodziło. Łezka mi się w oku zakręciła, myśląc o tym, że moja najlepsza przyjaciółka jest szczęśliwie zaręczona.
Stojąc tak i czekając, aż Chris skończy wypełniać swoje obowiązki, byśmy mogli już w spokoju i wspólnie wrócić do domu, zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Dotarło do mnie, że przecież to właśnie w Nowy Rok wszystko się zaczęło. Cała moja przygoda z magią. To wtedy usłyszałam pierwsze głosy w swojej głowie. Później pojechaliśmy do Dundee. Niewiele pamiętam z tamtego okresu, był zbyt zwariowany, ale jedno jest pewne; moje życie zmieniło się diametralnie. W końcu znalazłam swoje życie na ziemi, u boku fantastycznego faceta. W ciągu roku poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi. Niestety z wieloma musiałam się również pożegnać. Do końca swojego życia nie zapomnę o moim braciszku, który oddał dla mnie życie ani o Liamie, który zginął, ratując mnie. Wszyscy się poświęcali, nawet mój tata, który przecież, żeby nas chronić, odszedł od nas. Postanowiłam nie zmarnować danego mi życia, ponieważ jest zbyt krótkie, by robić głupstwa. Jeszcze nie miałam pomysłu na to, co mogłabym robić, ale mam jeszcze chwilę, by się nad tym zastanowić.
W końcu jestem szczęśliwa, a to chyba jest w życiu najważniejsze i każdy do tego dąży, by móc spędzić życie u boku najbliższych mu osób.
– Dziękuję, że jesteś – szepnęłam Chrisowi na ucho, kiedy stanął obok mnie. Objął mnie w pasie ramieniem i razem oglądaliśmy końcówkę cudownych, kolorowych światełek, które rozświetliły nocne niebo.

~~*~~*~~*~~*~~

Hejoo! Wybaczcie, że mnie ostatnio nigdzie nie ma, ale jestem taka zabiegana, że masakra! Chyba jak każdy z Was. Doprawdy, nie mam pojęcia, gdzie my wszyscy się tak spieszymy, naprawdę :/ Ale cały czas nas coś goni i goni i nie znajdujemy czasu na przyjemności, pewne rzeczy odkładamy na później. Cóż, bywa i tak, zapewniam Was jedynie, że o nikim nie zapomniałam. Moje serduszko jest wielkie a pamięć dobra, więc wiecie <3
Rozdział krótki, wiem, nie bijcie! Ale rozpraszają mnie zawody w skokach, które nie chcą się odbywać, ale i tak jestem zawsze mega podekscytowana. ;) Nawet teraz jestem tutaj w przerwie, więc mam mało czasu :)
Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku. Jeżeli tak to piszcie, a jeżeli nie to tym bardziej piszcie! Do zobaczenia! <3

2 komentarze:

  1. Oświadczyny!!! Jakie to było piękne. Na początku jak zobaczyłam obrazek to myślałam, że to Chris się oświadczy, a tu niespodziana. Jestem taka prze szczęśliwa z powodu zaręczyn Rose i Toma. Chciałam nawet stworzyć parring (czy jak to się tam nazywa), ale jedyne co mi wyszło to "Room", a to trochę nie za bardzo pasuje. Może Tose? Nie mam głowy do tworzenia takich nazw, więc chyba się poddaje.
    Ciekawe, czy będzie jeszcze kolejny rozdział? Byłoby fajnie, ale do niczego cię nie zmuszam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jednak kogoś zaskoczyłam zaręczynami <3
      Hihi Tose to dobry pomysł, bo Room to niekoniecznie fajnie brzmi :D Poza tym moje paringi na blogu są tragiczne pod względem nazw :D
      Hmhm, dodam jeszcze epilog i nie wiem czy mi się uda, ale planuję jeszcze coś, mam nadzieję, że wypali wszystko ;)
      Pozdrawiam serdecznie!
      Zuza <3

      Usuń