poniedziałek, 21 grudnia 2015

Miniaturka 1. "Słów kilka o Ohrimach."


Mężczyźni, którzy byli zaangażowani w pościg za zbiegłymi, wrócili do wioski zdenerwowani. Klęli w swoim ojczystym języku, a trzeba Wam wiedzieć, że mieli dosyć sporo niecenzuralnych słów. Nie mogli uwierzyć, że wykiwała ich dwójka młodzików. Ich, doświadczonych wojowników i mężczyzn.
Merrin czekał niecierpliwie, jak na szpilkach, chcąc dowiedzieć się, jak poszły im łowy. Zobaczywszy markotne miny towarzyszy, od razu wiedział, co usłyszy.
– Uciekli. – Westchnął Silas. Wódz trzasnął całą pięścią w stół, wstając z drewnianego krzesła. Myślał gorączkowo o ofierze, jaką mieli złożyć tego dnia bogom. Przez wariacje, jakie zadziały się na stosie, nic nie dali bogom i teraz oni będą źli na całą wioskę. Lękał się gniewu bogów, zwłaszcza jednego. Według ich wierzeń  Amandla, najważniejszy bóg, który sprawował władzę właśnie nad głównymi organami władzy, oraz sprawował pieczę nad pozostałymi bożkami, był najgroźniejszy. Często popadał w szał, co objawiało się częstymi suszami lub całodobowymi opadami deszczu. Zjawiska atmosferyczne miał pod swoją opieką i mógł im rozkazywać.
Merrin wolał nie myśleć, jaka kara ich spotka, za takie przewinienie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło im się nie złożyć ofiary na czas. Próbował wymyślić, co mogliby podarować bogom w zamian, by ich choć trochę udobruchać, ale niestety, posiadali mało zapasów.
– Wodzu – odezwał się grzecznie i cicho Silas. Merrin spojrzał na niego. Już zapomniał, że byli razem z nim. – Może byśmy... Przynieśli coś z lasu? Może uda nam się coś znaleźć? – zapytał. Najwidoczniej ich myśli krążyły wokół tego samego tematu.
Przywódca zastanowił się przez chwilę. Nie podobało mu się, że to nie on wpadł na ten pomysł. Wolał sam wszystko zorganizować, ale wiedział, że jeżeli nic nie zrobią, na pewno narażą się a gniew bogów. Jeżeli coś im podarują, może okazać się, że się tak bardzo nie wściekną.
– A więc idźcie i poszukajcie w lesie najlepszych ziół i mięsiwa. Może zdołacie jeszcze coś upolować – powiedział to takim tonem, jakby to wszystko to był jego pomysł. Jeszcze kiedy mówił, wskazał im drzwi.
– Tak jest, wodzu! – odkrzyknęli chórem wszyscy zebrani i wyszli.
Zostawili Merrina ze swymi myślami. Przeklinał w duchu dwójkę cudzoziemców, którzy mieli mu przysporzyć chwały wśród bogów a narobili tylko wielkiego bałaganu.
Nie dosyć, że musiałem ich wyżywić, to jeszcze znaleźć pracę oraz na koniec uciekli i nie dali mi żadnego pożytku z siebie, warknął w myślach. Teraz jeszcze szukaj nowej ofiary!
Nie mógł tego przeboleć. Nie potrafił się pogodzić z porażką. Bardzo chciał, by w końcu wszystko wyszło na jego. Miał nadzieję, że chociaż ofiara wyjdzie. Jeżeli nie, to oznaczało koniec jego. Koniec jego rządów, może nawet koniec życia.
Zaczął powoli przechadzać się w tę i z powrotem po pomieszczeniu, chcąc zabić czas oczekiwania na swoich poddanych. Zastanawiał się, jak dawno już wyruszyli i ile czasu im zajmie powrót. Już miał nawet wyjść z domu i rozejrzeć się po wiosce, kiedy znów ktoś do niego zawitał. Tym razem był to jego syn, Kartik.
– Ojcze, wiem, że robisz wszystko dla dobra całej wioski, ale mam jedno pytanie, jako twój następca – odezwał się szybko, jakby spodziewał się, że Merrin mu przeszkodzi w wypowiedzi.
– Słucham cię, synu. – Westchnął przeciągle. Dobrze wiedział, że Kartkik jest naprawdę uparty i zrobiłby wszystko, żeby dowiedzieć się tego, czego chciał się dowiedzieć, przychodząc tutaj.
– Dlaczego zamierzałeś spalić naszych przyjaciół? – zapytał wprost.
– Oni nie mogli być waszymi przyjaciółmi! – Zaśmiał się w głos. – Znaliście się raptem parę dni, może tydzień. Nie poznaliście się dostatecznie, żeby nazywać ich swoimi przyjaciółmi – krzyknął zdenerwowany.
– Ale to byli jednak goście! – zezłościł się. – Poza tym, zawsze do tej pory wystarczała ofiara z jednego zwierzęcia oraz roślin. I nagle musieliśmy bogom podarować dwóch ludzi? – Tym razem to Kartik się zaśmiał.
– Jak śmiesz podważać moje decyzje? – Stanął przed chłopakiem. Niby syn był wyższy, ale czując respekt przed ojcem, a przede wszystkim wodzem, skurczył się w sobie.
– Po prostu czuję, że gdybyś ich oddał bogom, byliby źli. Jeszcze bardziej, niżbyś już nic im nie podarował – szepnął Kartik, spuszczając wzrok. Chciał już wyjść, ale sumienie  kazało mu wszystko wyjaśnić ojcu.
– Sumienie? – prychnął Merrin. – W podejmowaniu decyzji masz się kierować rozumem i dobrem swojego ludu a nie tym, co ci sumienie podyktuje! – Zawołał, ośmieszając chłopaka. – Odejdź, rozmowa skończona – warknął.
Kartik wyszedł, zatrzaskując drzwi. Z jednej strony bardzo się bał przejęcia władzy, jaka będzie mu przysługiwać po śmierci ojca. Z drugiej jednak wolałby już być wodzem, byleby tylko nie słuchać tyrad Merrina i jego jakże wspaniałych i cudownych pomysłów. Miał nadzieję, że bogowie go wspomogą, kiedy będzie musiał sam podjąć pierwszą decyzję, by wybrał dobrze. Mimo przestróg czy jakichkolwiek nauk ojca, zawsze, przy jakimkolwiek wyborze słuchał swojego wewnętrznego głosu oraz Felicity. Bardzo się ze sobą zżyli i już nie wyobraża sobie życia bez niej u swego boku. Mimo, że małżeństwo było ustawione, byli szczęśliwym i zgranym małżeństwem jakiego ze świecą po całym świecie szukać.
Uśmiechnął się na samo wspomnienie żony. Czekała na niego w domu z ciepłym posiłkiem. Była smutna, ponieważ Chloe odeszła bez pożegnania. A dziewczyna bardzo umilała dzień Felicity. Nie czułą się samotna, zawsze razem wypełniały swoje obowiązki. Wśród mieszkanek Ohr nie miała dziewczyny, z którą utrzymywałaby tak bliski kontakt. Z resztą, każda inna miała już swoją rodzinę, którą musiała się zajmować od rana do samego wieczora, a czasami nawet i w nocy.
Kartik, wchodząc do domu, powitał swoją żonę. Streścił jej rozmowę z ojcem. Dziewczyna przejęła się tym nie na żarty i starała się pocieszyć jakoś męża, ale bezskutecznie.
Kiedy zasiedli do kolacji, przyszli do nich ludzie wodza, którzy oznajmili, że wszyscy mają się zebrać wokół stosu.
Felicity spojrzała na Kartika zdezorientowana. Ten tylko wzruszył ramionami.
– Najwidoczniej znaleźli nową ofiarę – wyjaśnił, pociągając żonę za rękę w kierunku wyjścia.

~~*~~*~~*~~*~~

Hello, it's me! W końcu pojawiam się z taką drobną miniaturką. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Miała być nieco inna, ale wyszła taka i jest taka, po prostu ;)
Z racji tego, że chyba nic nie dodam do świąt, to chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia na te zbliżające się Święta Bożego Narodzenia! Dużo uśmiechu na ustach, miło spędzonych, w rodzinnym gronie świąt. Fajnych prezentów pod choinką, zdrowia i miłości <3
Mam nadzieję dodać coś do końca roku, może kolejną miniaturkę a epilog na początku kolejnego roku? Może w urodzinki bloga? Co wy na to? :)
Pozdrawiam Was cieplutko, bo zimno <3

4 komentarze:

  1. O matuchno, ciekawe kogo ofiarują? Zwierzę z ziołami czy jednak coś lub kogoś innego? O jeju jestem taka ciekawa.
    Życzę ci również wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, witam!
    Wybacz, że tak długo to trwało. ;-;
    Nieudana ofiara faktycznie mogła skończyć się dla władcy niezbyt dobrym zakończeniem, więc jestem bardzo ciekawa, co takiego złożą dla bogów.
    Chciałabym, aby to Kartik został głową ludu. Ludzie, którzy słuchają siebie samych, tam w środku, zawsze wydają mi sie lepsi. No ale nie wiem.
    No nic. Jestem ciekawa co będzie dalej, więc pisz oraz życzę Ci weny! <3
    Bywaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, że jesteś. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale, nie? ;)
      Ah, na Kartika jeszcze przyjdzie czas ;) Chciałam przedstawić go w dobrym świetle, dużo lepszym niż jego ojca ;)
      Dziękuję, Zuza <3

      Usuń