wtorek, 22 stycznia 2013

#Chapter Five#

Wstał mroźny lecz słoneczny poranek dwudziestego piątego grudnia. Boże Narodzenie. Co się z tym kojarzy? Rodzinna atmosfera, wspólne posiłki, rozmowa, radość. Jednak mnie te święta kojarzą się z czymś, czego wolałabym nie wspominać. Dlatego, że właśnie dwudziestego piątego grudnia, gdy miałam trzy lata, ojciec spakował się i bez pożegnania wyszedł, by nigdy nie wrócić. Pamiętam to tak dobrze, jak żadne inne wydarzenie z mojego życia. Byłam jeszcze mała i nie mogę sobie przypomnieć szczegółów związanych z nim, ale jego odejście to był dla mnie szok. No bo to przecież mój tata...
Ubrałam się, zrobiłam makijaż i poszłam do kuchni, gdzie mama przygotowywała śniadanie. Davida jeszcze nie było. Nie dziwiłam mu się, bo mnie też nie chciało się wstawać.
- Idź go obudź - powiedziała mama na powitanie. Żadnego "Dzień dobry", żadnego "Cześć'. Zdążyłam się przyzwyczaić, że ten dzień był dla niej najgorszym w całym roku i choć starała się to przed nami ukryć, nie udawało jej się, bo zawsze, co roku zachowywała się podobnie, nieco oschle.
Odwróciłam się w stronę drzwi i wyszłam z kuchni. Powędrowałam do pokoju mojego brata. Zapukałam. Z głębi pokoju usłyszałam ciche "proszę", więc weszłam.
- Cześć. Śniadanie jest już na stole.
- Dzięki. Zaraz przyjdę. - Uśmiechnął się ponuro.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
Pokiwał lekko głową.
- Wiesz, co dzisiaj jest... - zaczął. - Chciałbym o tym choć na chwilę zapomnieć i cieszyć się świętami.
Podeszłam do niego i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
- Wiem jak się czujesz - szepnęłam, spuszczając wzrok na swoje kolana.
Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu. Potem David odezwał się:
- Możesz mnie puścić? Muszę się ubrać. - Zaśmialiśmy się krótko.
Oderwałam się od niego i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Moją uwagę przykuły prezenty pod choinką. Co roku mama starała się, by te święta okazały się normalne i kupowała nam jakieś upominki. A ja z bratem kupowaliśmy prezent jej, by nie było jej przykro. Jednak widok prezentów przypominał mi sceny z filmów, gdzie wesoła rodzina razem rozpakowuje prezenty i cieszy się nawet z najgłupszych upominków. Łza zakręciła mi się w oku. Zamrugałam kilka razy i starałam się, by jej nie uronić. Udało się. Poczłapałam powoli do kuchni, gdzie mama czytała gazetę rozłożoną na stole z kubkiem kawy w ręku.
Usiadłam naprzeciw niej. Nalałam soku do szklanki i upiłam łyk. Po chwili dołączył do nas David. Zaczęliśmy jeść w ciszy śniadanie, zresztą jak zwykle w jakiekolwiek święto. Czasem tylko ja lub David o coś zapytaliśmy. Dziś też tak było.
- David, przyjedzie dzisiaj Chris? - spytałam obojętnie między kęsami mojej kanapki.
- Powiedział, że może wieczorem, a co? - zaciekawił się.
- Nic,  tak się tylko pytam - odparłam szybko. Poczułam jak się rumienię. Nienawidziłam tego. Choć niektórzy uważali, że to urocze, jak na przykład Chris, nie cierpiałam tego uczucia, tego, że przez rumieńce każdy mógł odczytać ze mnie emocje jak z otwartej księgi.
Po skończonym śniadaniu każdy udał się w swoją stronę. Gdy przechodziłam przez salon, nie spojrzałam na choinkę. Swój prezent odpakuję później - jak zawsze.
Mama wyszła z domu. David został w salonie, gdzie oglądał jaki program sportowy. Ja poszłam do swojego pokoju. Włączyłam cicho muzykę, wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki i położyłam się na łóżku. Otworzyłam lekturę i zaczęłam czytać.
Tak mnie wciągnęło czytanie, że nie wiedziałam nawet, kiedy minęło południe i zbliżała się pora obiadu. Z tego "transu" wyrwał mnie David, wchodząc do pokoju, by poinformować mnie, że za chwilę będzie obiad. Odłożyłam więc książkę i poszłam do kuchni. Obiad minął w trochę lepszej atmosferze niż śniadanie. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Czasem wybuchaliśmy śmiechem, choć rzadko. David i ja, gdy skończyliśmy jeść, pomogliśmy mamie posprzątać. Potem poszliśmy do salonu, by rozpakować prezenty. Dostałam następną do kolekcji poduszkę i książkę oraz dwie śliczne bransoletki z przywieszkami. I wtedy znów każdy rozszedł się do swoich pokoi. Ja wróciłam do czytania "Melancholii Sukuba".

~~~~

Właśnie wracałam z krótkiego spaceru, gdy zauważyłam znajomą postać, skradającą się w ciemności. Od razu go poznałam. Prze moje ciało przeszły dziwne dreszcze, w ogóle nie związane z zimnem. Podeszłam do chłopaka, który w jednej ręce niósł czarną torbę. 
- Hej! - zawołałam. 
Wzdrygnął się i odwrócił twarzą do mnie. Miał kaptur na głowie jednak wiedziałam, że to on. Chris.
- Cześć, mała. Nie powinnaś tak robić. A co gdybym nie był tym kim jestem?
Wzruszyłam ramionami. Spod kaptura patrzyła na mnie para błyszczących oczu. Była w nich złość, frustracja...
"Czy to przeze mnie?" 
Następnie moją uwagę przykuł cień, który znajdował się tuż pod okiem. Wystraszyłam się. Odrzuciłam jego kaptur i w bladym świetle latarni spojrzałam na jego twarz. Przez prawy policzek rysowała się długa, czerwona kreska, z której sączyła się krew. Natomiast jego lewe oko było całe napuchnięte i fioletowe.
- Co ci się stało? - spytałam, dotykając siniaka pod lewym okiem. Syknął z bólu. Byłam przerażona. Przejechałam delikatnie palcami po jego nieskaleczonym policzku. Zadrżał, a w jego oczach zobaczyłam coś, czego nie potrafiłam nazwać. Przynajmniej nie teraz. 
Opanowałam się i sięgnęłam do kieszeni płaszcza, z której wyciągnęłam paczkę chusteczek. Wzięłam jedną i przycisnęłam do rany. 
- Powiesz mi, co się stało? - powtórzyłam. 
- Spadłem ze schodów. 
- Z tego co mi David mówił, w domu nie masz schodów. Jest tylko parter - zauważyłam. 
Zaklął pod nosem. 
- Przy mnie nie musisz nikogo udawać. Chcę ci pomóc, ale nie potrafię. Nie, kiedy mnie okłamujesz. 
Spojrzał mi w oczy. 
- Nie mogę...
- Biłeś się z kimś? 
- Nie do końca...
- Ktoś cię uderzył? Popchnął? - Pociągnęłam go w stronę domu. Nie zaprotestował, tylko lekko skinął głową w odpowiedzi na moje pytanie. - Kto? - wystraszyłam się, przystając na moment, lecz niema od razu znów ruszyłam. 
Pokręcił tylko głową. Nie chciał o tym rozmawiać, rozumiałam to doskonale. 
- Musi cię zbadać lekarz. - powiedziałam. Tym razem to Chris stanął i popatrzył na mnie.
- To nic poważnego - skłamał. Widziałam, że krew nadal spływa po jego policzku, mimo chusteczki. 
- I musisz to zgłosić na policję - dodałam poważnie. 
- I co to da? Oni mi nie uwierzą! - krzyknął. 
- Powiesz mi? Może ja uwierzę - odparłam spokojnie, pociągając go, by szedł za mną. 
- Nie mogę! - powtórzył sfrustrowany. 
- Ale czemu? - Nie dawałam za wygraną. 
- Bo on mnie zabije! Powiedział żebym mu się nigdy więcej na oczy nie pokazywał. Dobrze, że nie miałem tam wielu swoich rzeczy. Jedyne, czego będę żałować to moje czarne adidasy, które zostały pod łóżkiem... - Pierwsze zdanie wykrzyczał, lecz potem jego głos słabł, aż w końcu ledwo go słyszałam. Mówił tak jakby do siebie, więc mu nie przerywałam. 
Zastanowiłam się chwilę. I wtedy straszna prawda uderzyła mnie w twarz.
- Czy to... Czy to twój ojciec cię tak urządził? 
Znów przystanął i znów spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegłam ból, strach, ale jednocześnie złość i coś jeszcze... Błysk, który za moment zniknął. 
Wzruszył ramionami. Jego twarz stała się kamienną maską bez żadnych uczuć. 
- Dokąd mnie prowadzisz? - zmienił temat.
- Idziemy do mnie. Skoro nie chcesz iść na pogotowie, muszę to przemyć i jakoś opatrzyć.
- Nie mogę iść do ciebie - zaprotestował.
- To gdzie pójdziesz? - spytałam. 
- Mam małe lokum, nawet niedaleko stąd. Tam trzymam większość swoich rzeczy, w tym apteczkę - podkreślił. - Tam też od jakiegoś czasu nocuję. Tam pójdę. 
- Ale ja nie pozwolę żebyś był sam. Idę z tobą - powiedziałam stanowczo.
- Nie możesz! - zawołał. 
- Mogę. Sam sobie nie poradzisz - stwierdziłam. 
- Radziłem sobie jakoś do tej pory to czemu miałbym sobie nie poradzić teraz? 
- Po pierwsze: dobrze powiedziane: JAKOŚ, a po drugie: masz przyjaciół, więc nie musisz cały czas ze wszystkim radzić sobie sam. - Chciał zaprotestować, lecz byłam szybsza. - To gdzie to twoje coś, w czym mieszkasz? - Rozejrzałam się dookoła, jakby mieszkanie miało samo stanąć przede mną.
Uśmiechnął się lekko i poprowadził mnie przez park. Gdy przeszliśmy pomiędzy drzewami, skręciliśmy w lewo w ciemną uliczkę. Znów poszliśmy w lewo i stanęliśmy przed obskurną kamienicą. Chris popatrzył na mnie. Uśmiechnęłam się do niego. 
- Chodź, bo zimno się robi - powiedział i otworzył drzwi. Wpuścił mnie przed siebie. Weszliśmy do środka jednak tam było równie zimno jak na dworze. Poprowadził mnie schodami na poddasze. Otworzył kluczem drzwi i pozwolił mi przejść pierwszej. Tutaj okazało się być cieplej niż na klatce schodowej. Po lewej stronie znajdowały się białe drzwi. Pod oknem stało biurko, obok łóżko, a naprzeciwko, w rogu, szafa. Regał był przepełniony książkami i płytami. Nad łóżkiem wisiał plakat jakiejś drużyny siatkarskiej.
- Przepraszam za bałagan. Rzadko mam tutaj gości. - Podszedł do łóżka, zgarnął ubrania i  wrzucił do szafy. Rozejrzałam się.
- To gdzie masz apteczkę? - spytałam, ściągając kurtkę.
Wstał, wziął czerwone pudełko z białym krzyżem. Położył na biurku i otworzył. Zaczął wyciągać z niego różne rzeczy. Zauważyłam, że ręce mu się trzęsą. Podeszłam do niego i chwyciłam za jego gorące dłonie, które trzymały małą buteleczkę.
- Usiądź - rozkazałam, pokazując na łóżko i zabierając od niego flakonik.
Posłuchał, a ja zaczęłam "bawić się" w pielęgniarkę. Opatrzyłam mu ranę, założyłam opatrunek  i posprzątałam po sobie.
- Bardzo boli? - spytałam.
Potrząsnął głową. Uśmiechnął się i opadł na łóżko, tak że nogi opierał na podłodze.
- Fajnie tu masz. - Rozejrzałam się. - Od jak dawna tutaj mieszkasz? - spytałam, siadając na biurku. Huśtałam nogami w przód i w tył.
Chris spojrzał na mnie kątem oka.
- Od jakiegoś czasu... Pół roku, może trochę więcej. Gdy wróciłem z Dundee, wyprowadziłem się z domu. Jednak dzisiaj postanowiłem tam wrócić, żeby zabrać resztę swoich rzeczy. No i stało się to, czego najbardziej się obawiałem. - Gdy to mówił, patrzył w sufit, nie na mnie. Wyciągnął z kieszeni telefon. - Jest późno. Zostaniesz na noc, a rano odprowadzę cię do domu, okey?
Pokiwałam lekko głową. Podszedł do szafy, wyciągnął koszulkę i podał mi ją.
- Tam. - Wskazał białe drzwi. - Jest łazienka.
- Dzięki. - Wzięłam koszulkę i poszłam w pokazaną przez Chrisa stronę.
Umyłam się i ubrałam bluzkę chłopaka. Była rozciągnięta i za długa na mnie. Sięgała mi do połowy ud. Wzięłam swoje ubrania i wyszłam. Położyłam ciuchy na podłodze pod biurkiem.
- Nie obrazisz się, jeżeli oboje będziemy spali na jednym łóżku? Nie ma tutaj miejsca, żeby spać na ziemi.
Przełknęłam kulę, która zgromadziła się w moim gardle. Nie chodziło o to, że się bałam. O nie. Pewnie będzie nawet fajnie. Tak, nawet bardzo fajnie,lecz mimo wszystko coś mnie zaniepokoiło. Musiałam mieć dziwną minę, bo chłopak roześmiał się.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię - przyrzekł.Zrobiło mi się głupio, ponieważ tyle razy byliśmy razem,naprawdę blisko siebie a ja bałam się położyć z nim do łóżka. Chłopak obrócił jednak wszystko w żart, więc nieco się odprężyłam.
Wszedł do łazienki z białą koszulką i zielonymi spodenkami w ręce. Usiadłam na łóżku z podkulonymi nogami. Myślałam o tym co się stało. O tym, co mi dziś wyznał. Zadrżałam na samą myśl o tym, że ojciec mógł uderzyć własnego syna. Oczywiście w telewizji wiele się działo, ale nigdy jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że rodzic może podnieść rękę na dziecko. Może dlatego, że swojego taty nie znałam, a mama nigdy nie pochwalała takich metod wychowawczych, więc nigdy nas nie uderzyła.
Zrobiło mi się zimno, więc przykryłam się kołdrą, która leżała obok mnie. Położyłam się skulona. Po dwudziestu minutach przyszedł Chris. Położył się na drugim końcu łóżka. A mnie nadal było zimno i drżałam. Chłopak spojrzał na mnie. Przybliżył się i objął mnie mocno choć niepewnie. Jego ciało było niesamowicie gorące. Znów zadrżałam. Tym razem pod wpływem jego bliskości. Czułam bicie jego serca, jego ciepły oddech na mojej skórze, jego wysportowane ciało, które leżało strasznie blisko mojego. Jego ręka spoczywała na mojej talii, a usta na czubku mojej głowy. Pocałował mnie tak, jak to robiła kiedyś mama na dobranoc, gdy byłam mała. Poczułam się bezpiecznie. Zamknęłam więc oczy i odpłynęłam w krainę snów.

~~~~~~~~~~~~~~
Hej ;* Chciałam Was tylko zachęcić do czytania i polecania mojego bloga koleżankom (jeżeli Wam się podoba).
Następny postaram się dodać w weekend ;*

2 komentarze:

  1. Cuuuuudo :*
    Kocham kocham kocham :D
    Już sie nie moge doczekać kolejnego i tego co masz w nowym zeszycie... do tego mnie nie dopuszczasz ;P
    Weny i czasu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajowskie :) Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i tego ,że Chris ma tak ciężko w życiu ,aż mi się go szkoda zrobiło :( Czekam na następny i dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń