wtorek, 29 stycznia 2013

#Chapter Seven#

Przez te pięć dni śnieg sypał nieustannie. Chris przyszedł tylko raz. Dziś miał mnie zabrać na imprezę sylwestrową do Jamesa.
Już po obiedzie zaczęłam się na nią szykować. Pomalowałam paznokcie i, czekając aż wyschną, czytałam książkę. Po chwili wzięłam laptopa. Zalogowałam się na facebooku. Sprawdziłam pocztę. Była. Jedna wiadomość od tajemniczego Liama. Szybko wystukałam odpowiedź na klawiaturze. Po chwili przyszła kolejna:

"Hej, co taka piękna dziewczyna robi na fejsie w Sylwestra?"

Odpisałam mu:

"Szykuję się. Właśnie czekam aż mi lakier na paznokciach wyschnie. A  tak w ogóle to mogłabym Cię spytać o to samo... No... Nie widziałam Cię, ale to dziwne, że siedzisz teraz na facebooku, zamiast ubierać się na Sylwestra czy coś..."

"To bardziej skomplikowane niż sądzisz. Bardziej skomplikowane w moim przypadku."

Zaintrygowała mnie ta odpowiedź. Jednak zanim zdążyłam go o to zapytać, doszedł do mnie głos mojego brata:
- Mogłabyś się zacząć ubierać, co? Chris będzie u nas za niecałe dwie godziny, a znając ciebie to i tak za mało.
Zaśmiałam się. Pożegnałam się z Liamem, wyłączyłam laptop i powędrowałam do swojego pokoju.
W łazience wzięłam długą kąpiel, potem, owinięta szlafrokiem, weszłam do swojej sypialni. Wyciągnęłam z szafy ciuchy i położyłam ją na łóżku. Zrobiłam makijaż, uczesałam się i dopiero wtedy włożyłam sukienkę, buty i resztę dodatków.
Do torebki włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy. Właśnie wtedy usłyszałam głosy w salonie, a potem pukanie do drzwi. Nie czekając, aż powiem "proszę", David wszedł do pokoju, mówiąc:
- Mam nadzieję, że jesteś ubrana... Wow! - Stanął w progu jak wryty.
Uśmiechnęłam się i okręciłam wokół własnej osi. Za moim bratem stanął Chris.
- Wyglądasz... - zaczął
- Nieziemsko - dokończył mój braciszek.
Chris pokiwał głową.
- To co, idziemy? - spytał.
- Pewnie - odparłam. Ubrałam szalik i płaszcz. Popatrzyłam na mojego brata.
- A ty co, nie idziesz? - spytałam.
- Idę, tylko później. Muszę jeszcze coś zrobić.
Wzruszyłam ramionami i wyszłam razem z Chrisem przed dom. Szybko przeszliśmy do stojącej na ulicy taksówki. Gdy usiedliśmy i podaliśmy adres, kierowca ruszył sprzed mojego domu.
Przez całą drogę wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo. Nagle poczułam czyjąś rękę na mojej dłoni. To Chris próbował zwrócić moją uwagę na siebie. Spojrzałam na niego.
- Przepraszam... - wyszeptał.
Zdziwiłam się.
- Za co?
- Masz do mnie pretensje, że nie przychodziłem częściej...
- Skąd ty...? - zapytałam. Rzeczywiście, było mi trochę przykro, ale czy naprawdę aż tak to po mnie widać?
- Po prostu to czuję - wyjaśnił szybko. Jak na mój gust za szybko.
- Wcale nie mam pretensji. Po prostu się zastanawiam...
- Nie zaprzątaj tym sobie głowy, a przynajmniej nie teraz, okey?
Pokiwałam lekko głową. Zabrzmiało to trochę, jakby uważał, że nie powinnam o tym nic wiedzieć, ale nie chciałam wszczynać kłótni. Nie teraz. Nie przed fantastycznie zapowiadającą się imprezą.
Właśnie dojechaliśmy na miejsce. Chris zapłacił taksówkarzowi, zanim wyszliśmy.
Dom Jamesa był chyba jednym z najbardziej oświetlonych w tej okolicy. Wokół okien porozwieszane zostały migające, kolorowe światełka, a przez okna widziałam oświetlone pomieszczenia w domu.
Razem z Chrisem przeszliśmy przez chodnik i stanęliśmy na progu. Zadzwoniłam do drzwi. Po chwili otworzył nam roześmiany James. Gdzieś w tle słychać było muzykę.
- Och, cześć Prue! Jak miło cię widzieć, wchodźcie!
Przywitaliśmy się, zostawiliśmy kurtki w korytarzu i poszliśmy prowadzeni przez Jamesa w głąb domu. Muzyka narastała. Doszliśmy do salonu, gdzie było już sporo ludzi. W tym Rose, moja najlepsza przyjaciółka. Od razu podeszła do nas i przywitała się. Zaczęła nas wszystkim po kolei częstować.
- A gdzie David? - spytała rozglądając się dookoła. - Miał przyjść z wami...
- Powiedział, że musi coś jeszcze zrobić, ale na pewno wkrótce się pojawi - wyjaśniłam.
Cały czas przybywało gości. Ujrzałam też swojego byłego z jakąś laską. Rose również to zauważyła i powiedziała do mnie:
- Ciekawe, czy znalazł już sobie kogoś czy to tylko przyjaciółka.
- On nie uznaje przyjaźni damsko-męskiej - wyjaśniłam. Rose pokiwała głową, uśmiechając się do mnie.
Widziałam chyba wszystkich z drużyny mojego brata. Wszystkich, oprócz jego samego.
- Chodź, zatańczymy - zaproponował Chris.
Zgodziłam się. Po kilku kawałkach poszliśmy się czegoś napić. Przy stoliku z napojami spotkaliśmy Rose. Spytałam się, czy widziała może mojego brata. Ta jednak pokręciła głową.
- Nie martw się o niego. Jest dużym chłopcem, poradzi sobie - zapewnił mnie ze śmiechem Chris. - Au! - zawołał, choć wiedziałam, że to go nie zabolało, bo uderzyłam delikatnie.
- To nie było śmieszne - odparłam.
- Wiem, ale powinnaś wyluzować.
- Okey. Może przesadzam.
W końcu przestałam się przejmować moim bratem i zaczęłam się bawić. Starałam się unikać Mike'a i jego dziewczyny. Udawało mi się to. Cały czas spędzałam z Rose i Chrisem. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszedł David.

***

Właśnie dochodziła północ. Zebraliśmy się wszyscy przed domem z szampanem. Odliczaliśmy sekundy do północy:
- Dziesięć! Dziewięć!... - Chłopcy zaczęli szykować fajerwerki.
- Osiem! Siedem! Sześć!... - Zaczęło mi się kołować w głowie.
- Pięć! Cztery!... - Świat zaczął wirować przed moimi oczami.
- Trzy! Dwa!... - Złapałam się kurczowo ramienia Chrisa, by nie upaść.
- Jeden! Szczęśliwego Nowego Roku!!! - krzyknęli wszyscy, a na niebie pojawiły się kolorowe fajerwerki.
W mojej głowie natomiast coś eksplodowało. Wrzaski, piski i krzyki usłyszałam ze zdwojona siłą. Zmrużyłam oczy. Jeden głos był bardzo wyraźny, gdzieś bardzo blisko mnie.
"No i następny rok dobiegł końca. Teraz będę musiał jeszcze bardziej opiekować się Prue, bo..."
- Co mówiłeś? - spytałam, Chrisa, bo to na pewno był jego głos.
- Prue, ja nic nie mówiłem - odparł, przyglądając mi się uważnie.
- No przecież słyszałam. Coś o tym, że rok się skończył....
Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Zaciekawienie przerodziło się w zdziwienie i... ból? Odciągnął mnie od tłumu, który świętował Nowy Rok.
- Jesteś pewna, że słyszałaś właśnie te słowa?
Lekko pokiwałam głową, bo strasznie mnie bolała od tego hałasu.
- Niech to szlag! - zawołał i pociągnął mnie w stronę domu. Stał tam David w towarzystwie Rose. Chłopak szepnął coś mojemu bratu, który zaczął tłumaczyć coś Rosie. Nie usłyszałam co, bo Chris wyprowadził mnie na ulicę, gdzie nie było żadnego z naszych imprezowiczów.
- Dokąd mnie prowadzisz? Co się dzieje? - zawołałam.
Im dalej byliśmy od domu Jamesa, tym coraz mniej głosów słyszałam, a ból głowy zelżał.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Musimy natychmiast wyjechać.
- Wyjechać? Ale dokąd? - zapytałam.
- Opowiem ci wszystko w drodze. Teraz musimy się spieszyć! - krzyknął. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, bo to bardzo bolało. Zaczęłam się szarpać, więc przystanął na chwilę. Popatrzył mi w oczy. - Musisz mi zaufać.
- Ale dlaczego musimy wyjechać? - upierałam się.
- Bo twoja przemiana nastąpi wcześniej, niż się tego spodziewaliśmy. A teraz rusz się! - zawołał, pociągając mnie znów za sobą.
- Co?? - krzyknęłam, bo myślałam, że źle usłyszałam przez ten ból głowy. - Przemiana? Jaka?
- Mała, pytania później, teraz trzeba się stąd jak najszybciej wydostać!

~~~~~~~~~~~~
Elo ;* Jak Wam się podoba? Mam teraz taki mały zastój weny i nie wiem o czym teraz pisać. Więc może w komentarzach napiszcie czego chcielibyście więcej? Może to by mnie jakoś natchnęło... :) Dziękuję za miłe komentarze ;**
♥♥

3 komentarze:

  1. Huhuhu juz niedługo kolejny zeszyt^^ nwm co bys tu mogła napisać... na serio nwm ale jak mnie cos olśni to ci dam znać...
    BOOOOOOOSKOOOO(jak ręka długa:D) WENY WENY WENY :*

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie ona też będzie "tym czymś" <----jeszcze nie wymyśliłam na to nazwy .:D
    hmmm... może daj jej jakąś super moc, dar czy coś nie wiem :)
    wierze ,że sama sobie świetnie poradzisz :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooooo robi się ciekawie:D

    Rosemarie Hathaway

    OdpowiedzUsuń