Już dawno sobie obiecałam, że ten rozdział będzie dla kogoś, kogo, w sumie, nie znoszę. Ale wiele mu zawdzięczam. Bo to dzięki mojemu byłemu jestem taka, a nie inna, silniejsza emocjonalnie. Wiem więcej i przeszłam więcej niż moje rówieśniczki. To dzięki niemu zaczęłam pisać. Teraz, z perspektywy czasu, widzę, jakie błędy popełniłam, ale chyba nie zmieniłabym pewnych decyzji. Bo gdybym je zmieniła, pewnie nie byłoby mnie tutaj. I choć wiem, że tego nie przeczytasz, choć Cię nienawidzę, to mój honor każe mi Ci podziękować. Za historię, która zapoczątkowała wszystkie moje opowiadania.
"Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy" - Dante Alighieri
~~*~~*~~*~~*~~
Szłam ulicą pełną przechodniów. Nie zwracając na nich uwagi, brnęłam przez tłumy do kawiarni, w której miałam się spotkać z wyjątkową osobą. Na samą myśl na moich ustach zagościł uśmiech.
Na parkingu stało mnóstwo samochodów osobowych i jeden autokar. Przyjechała jakaś wycieczka. Zapewne zatrzymała się tu przejazdem, bo co ciekawego - oprócz szkoły dla Zmiennokształtnych - było w Dundee?
Zaciekawiona, zajrzałam do Common Grounds. Wszystkie stoliki były zajęte, a niektórzy klienci, jeszcze nieobsłużeni, stali przy barze. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu znajomej twarzy, lecz nigdzie jej nie widziałam. Przecisnęłam się przez tłum i podeszłam do baru, bo stwierdziłam, że sama sobie nie poradzę. Spytałam barmana o poszukiwaną.
- Siedzi przy stoliku tam. - Wskazał ręką ze ściereczką kąt pomieszczenia po jego lewej stronie.
- Dzięki - odpowiedziałam i ruszyłam we wskazanym kierunku. Gdy dotarłam do stojących tam stolików, zamurowało mnie, a coś w mojej głowie zapaliło czerwone światełko. Nie jego się tu spodziewałam, nie w kawiarni! Co on tam robił? I to akurat w czerwcu?!
Właściwie to odkąd pamiętam, byłam sentymentalna. Ta data dobrze utkwiła mi w pamięci. I choć chodziłam z Chrisem, to moja podświadomość sama wyciągnęła wspomnienia z zakamarków mojej głowy na światło dzienne. Nawet nie sądziłam, że mogły aż tyle przetrwać!
To właśnie rok temu, 17. czerwca zaczęłam spotykać się z Michaelem. I choć to przeszłość i nie powinnam o tym myśleć, to jednak myślałam, bo, cholera, ja chyba na serio go kochałam. Może odrobinę, ale jednak. I teraz, w pierwszą rocznicę - choć skoro się rozstaliśmy to nie powinno się to liczyć - przyjechał tu sobie jak gdyby nigdy nic, usiadł tam, gdzie miała na mnie czekać pewna osoba, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy rozmawiał ze swoimi kumplami.
- Prue! - pisnął czyjś wysoki głosik, który mnie ocucił. Rozejrzałam się dokoła, lecz nie dane mi było cokolwiek zobaczyć, ponieważ świat przesłoniły mi czyjeś blond włosy. - Och, kochanie, tak się cieszę, że cię w końcu widzę! - uśmiechnęłam się, czując na sobie spojrzenie wszystkich zebranych przy najbliższych stolikach. Dziewczyna cmoknęła mnie w policzek i poprowadziła do stolika, przy którym na mnie czekała. - Powiesz coś w końcu? - zaśmiała się, spoglądając na mnie.
- Przepraszam, ja po prostu.... Tak się cieszę! nawet nie wiesz, jak bardzo!
- Oj wiem. To super, że ten wasz dyrektor zgodził się, bym u was pobyła przez jakiś czas! - piszczała rozemocjonowana.
- Ja też! - Zaśmiałyśmy się obie.
Przyjrzałam jej się uważniej. Rose Mongomery. Moja najlepsza przyjaciółka od niepamiętnych czasów. Długie blond włosy, które przy odpowiednim oświetleniu wydawały się białe, okalały jej chudą, bladą twarzyczkę i falami spływały po ramionach i łopatkach. Mądre, niebieskie oczy pełne radości rozglądały się dokoła, oceniając wszystko. Mały, lekko zadarty nosek, różowe usta wygięte w szczerym uśmiechu i zęby białe i równe jak z reklamy pasty do zębów. Oto cała ona. Moja ukochana bratnia dusza, której nie widziałam od ponad sześciu miesięcy!
Na sobie miała białą bluzkę na ramiączkach, krótką, czarną spódniczkę w kwiatowy, drobny wzorek i trampki. Na oparciu krzesła wisiał szary sweterek, a obok niej, na stoliku leżała mała torebka. Miała nienaganny makijaż, lekko falowane włosy, kilka bransoletek na nadgarstkach i pierścionki na palcach. Długie, idealnie przycięte paznokcie pomalowane na turkusowy kolor pasowały do jej osobowości. I wiedziałam, że były jej. Zawsze takie miała.
Reasumując ani trochę się nie zmieniła. Gdy jej to powiedziałam, zaśmiała się.
- A ty właśnie przeciwnie. Ledwie co cię poznałam. Wyglądasz na starszą niż na te pół roku przystało i mądrzejszą. I bardziej zmęczoną.
- Nie tak dawno skończyliśmy zdawać egzaminy i nadal staram się odespać zarwane noce.
- Tak, tak, tłumacz się tak sobie. Ja tu widzę inny powód. - Poruszyła brwiami. - Ale... Opowiadaj! Co tam u ciebie i Chrisa? - Spojrzała na mnie znacząco, a ja czułam, jak na moje policzki wpływają rumieńce. - Oho! Widzę, że jest co opowiadać. Może chodźmy na spacer? - zaproponowała. Zgodziłam się od razu, bo jakoś nie miałam ochoty zwierzać się jej z prywatnego życia, kiedy przy stoliku obok siedział Mike.
Wstałyśmy, a chłopak zrobił to samo. Gdy chciałam go wyminąć, zastąpił mi drogę. Popatrzyłam na niego zdziwiona.
Mike |
- Ale ja nie mam o czym z tobą gadać - odparłam, szukając wzrokiem torby Rose, żeby tylko czymś się zająć.
- Proszę, tylko minuta! - Złapał mnie za nadgarstek.
- Ja i tak właściwie miałam iść do łazienki - mruknęła Rose, zostawiając mnie samą. Małpa!
Niechętnie usiadłam z chłopakiem na krzesełkach, które przed chwilą zajmowałam z blondynką. Czekałam aż zacznie rozmowę, lecz nie zanosiło się na to.
- Jak tam twoje dziecko? - zagadnęłam niby od niechcenia. Tak naprawdę miałam go serdecznie dosyć.
- Co? - zapytał głupkowato, spoglądając mi prosto w oczy.
- To, że nie mieszkam w Londynie, nie znaczy, że nie wiem, co się tam dzieje.
- Och - wyrwało mu się. Dopiero teraz skojarzył! To do niego podobne. - To nie jest...
- Wiesz, daruj sobie tłumaczenia. Gadaj, co miałeś gadać.
- Ja... Chciałem cię przeprosić. Zachowałem się jak ostatnia świnia, wiem to. - Wyjął zza pleców piękną, czerwoną różę i wręczył mi ją. - Dzisiaj jest 17. czerwca i choć nie jesteśmy razem, to chciałbym, żebyś wiedziała, że te pół roku, kiedy byliśmy razem, były najszczęśliwszym okresem w moim życiu - wyszeptał na końcu.
Wzruszyłabym się, gdybym nie była tak na niego zła. Ale różę przyjęłam. Nie chciałam, by się obraził, czy coś. A znając jego, tak się właśnie mogło stać. Raz był miły i czuły, raz wściekły i zaborczy.
Nie miałam pojęcia, co powiedzieć, na szczęście nie musiałam.
- Pójdę już. Do zobaczenia - zawahał się, a potem wstał, odwrócił się i wyszedł, niemalże wybiegł.
Siedziałam tak, dopóki Rose nie wróciła z łazienki i nie potrząsnęła mną. Nie zadawała pytań i byłam jej wdzięczna. Najpierw sama musiałam to wszystko przetrawić.
- Tak właściwie, to czym przyjechałaś i skąd się tu wziął Mike ze swoimi kumplami? - zapytałam, chwytając torbę blondynki i wychodząc z kawiarni.
- Och, ich wychowawca organizował wyjazd nad jakieś jezioro, gdzieś niedaleko. Spytałam, czy mogliby mnie tu podwieźć, a on się zgodził. Musiałam mu jednak powiedzieć, po co się tutaj wybieram i chyba wtedy Mike podsłuchał, że opowiadam o tobie - skrzywiła się. - Przepraszam - powiedziała szczerze. - Nie wiedziałam, że będzie chciał z tobą gadać. Myślałam, że skończyliście ze sobą.
- I skończyliśmy - potwierdziłam, ale nie rozwijałam tematu.
- No to opowiadaj, co tam u ciebie? - Byłam jej wdzięczna, że zmieniła temat.
- Po staremu - odparłam wymijająco.
- Nigdy nie umiałaś kłamać. - Pokręciła głową z dezaprobatą. - Macie tam w ogóle jakichś przystojniaków? - spytała. Stroniła od poważniejszych związków, ale to ona i nie mogła przegapić szansy na jakiś flirt. Zwłaszcza, że mogła się już z tą osobą nie spotkać. Bo niby kiedy miałaby jeszcze mnie odwiedzić?
- Kilku by się znalazło, ale akurat pech chciał, że większość uczniów wyjechała i zostało chyba tylko trzech chłopaków, w tym jeden zajęty.
- Och - zasmuciła się Rose. - Szkoda. Ale to nic! Liczy się to, że w końcu będę mogła spędzić z tobą trochę czasu! - Zaśmiałyśmy się. - A jak się miewa David? - zapytała nieśmiało.
- To ty nic nie wiesz? - zdziwiłam się. Na wzmiankę o bracie głos odmówił mi posłuszeństwa. Do oczu napłynęły łzy. Starałam się nie reagować tak emocjonalnie, gdy ktoś wspominał Davida, ale nie potrafiłam. Bardzo mi go brakowało!
- Co się stało? - wystraszyła się, widząc moją reakcję.
- On.... - chlipnęłam. - Nie żyje! - Z oczu popłynęły mi łzy, których starałam się nie uronić. - Przepraszam. Miałam nie płakać. - Uśmiechnęłam się blado. Dziewczyna przytuliłam mnie mocno.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś? - Wzruszyłam tylko ramionami. Otarłam łzy z policzków.
- Ale... David trafił do pięknego miejsca.... Na pewno mu tam dobrze i niedługo się tam z nim spotkamy - wyjaśniłam, osuszając twarz. Rose tylko pokiwała głową.
- Czy... Czy mogłabym zobaczyć jego grób? - zapytała cicho.
- Pewnie, ale potem. Najpierw spacer.
Było miło, choć już nie tak wesoło jak na początku. Rose opowiadała o swoim życiu w Londynie, swoich sprawach, by choć na chwilę odciągnąć myśli od śmierci Davida. Mówiła o Jamesie, o innych osobach z mojej byłej szkoły. Nie wspominała tylko o Michaelu, którego różę nadal trzymałam w ręce i o mojej mamie. Nie miałam siły o nią pytać. Bałam się odpowiedzi. Bo co, jeśli okazałoby się, że mama chodzi załamana, cały czas płacze? Choć z drugiej strony może dowiedziałabym się czegoś dobrego? Wolałam jednak nie ryzykować. Przynajmniej nie na spacerze.
I tak, pochłonięte rozmowami o niczym, doszłyśmy do szkolnej bramy. Zaczęłam oprowadzać Rose po terenie szkolnym. Pokazywałam jej różne miejsca. na koniec weszłyśmy do internatu i zaprowadziłam przyjaciółkę do kuchni. Przygotowałyśmy sobie parę kanapek i sok do picia. Wzięłyśmy wszystko i poszłyśmy do mojego pokoju.
Po drodze modliłam się, by Chris był ubrany, a najlepiej, by w ogóle go tam nie było.
Otworzyłam delikatnie drzwi i zajrzałam do środka, wstrzymując oddech. Moje serce było nienaturalnie szybko. Gdyby chłopak był w środku, spaliłabym się ze wstydu. Co z tego, że Rose znała nas od tak dawna! I tak byłoby mi głupio.
Na szczęście nikogo w środku nie było. Na szafce przy moim łóżku, o dziwo zasłanym idealnie, leżała zgięta na pół karteczka. Wzięłam ją do ręki i rozłożyłam.
"Gdy przyjdziesz, zadzwoń. Będę z Tomem"
- Wróciłaś już? - zapytał bez przywitania.
- Może jakieś "cześć kochanie, jak się masz?"? - wytknęłam mu.
- A weź! Stęskniłem się - pożalił się.
- Co robicie? - spytałam, nie zwracając uwagi na jego żale.
- Siedzimy i oglądamy mecz.
- W pokoju czy salonie?
- W salonie, bo nikogo nie ma.
- Okey. To za chwilę przyjdę i przyprowadzę niespodziankę. - Uśmiechnęłam się do Rose. - Jedliście coś?
- Tak, obiad.
- Dobra, to najpierw zjem. Pa.
- Cześć!
Rozłączyłam się. Usiadłam na łóżku, biorąc jedną kanapkę i szklankę z sokiem.
- Kto jest z Chrisem? - zainteresowała się Rose.
- A taki jeden! - Machnęłam ręką. Chciałam nie tylko chłopakowi sprawić niespodziankę.
- Chłopak? - Pokiwałam głową. - Ładny? - Zaśmiałam się. Wzruszyłam ramionami, ale w końcu musiałam przyznać, że Tom był przystojny. - No to chodźmy!
- Czekaj! Daj człowiekowi zjeść! - zawołałam, gdy pociągnęła mnie za rękę. W ostatniej chwili złapałam karton soku i talerz z kanapkami. Wybiegłam z pokoju za zaintrygowaną i uśmiechniętą przyjaciółką.
Już po chwili stałyśmy w progu salonu chłopców. Blondynka dyszała lekko ze zmęczenia. gdy już unormowała oddech, śmiało weszła do pokoju. rozejrzała się i pomachała do chłopców, którzy nie potrafili ukryć swojego zdziwienia. Oboje podnieśli się ze swoich miejsc. Chris, nadal niedowierzając, podbiegł do dziewczyny.
- Co ty tu robisz?
- Stoję! - Zaśmiała się, cmokając jego policzek.
- Właśnie widzę.
- Niespodzianka! - uśmiechnęłam się, wychylając głowę zza pleców blondynki.
- Bardzo miła niespodzianka - odparł Chris. Podeszliśmy do stolika, przy którym Tom nadal stał, wpatrując się w moją przyjaciółkę. Gdy ich przedstawiłam, podali sobie ręce, a ich spojrzenia się spotkały. W tamtej chwili wiedziałam, że coś było na rzeczy.
~~ Tom ~~
- Ty to też czujesz? - zapytałem Chrisa, wciągając głośno powietrze.
- Człowiek - mruknął blondyn i spojrzał na drzwi.
Również powędrowałem tam swoim wzrokiem. W progu stała średniego wzrostu blondynka, uśmiechnięta od ucha do ucha. Pomachała do nas i jednym ruchem głowy odgarnęła włosy sprzed twarzy. Ten gest przypomniał mi kogoś, a im bardziej przyglądałem się dziewczynie, tym więcej podobieństw zauważałem między nimi. Między tą nieznajomą, a Vivian. Ona też tak robiła, gdy włosy ją denerwowały, wchodząc do oczu, czy ust. Obie miały błękitne oczy ciekawe świata. Sylwetka i, o ironią, głos przywołały miłe wspomnienia.
Patrzyłem na dziewczynę, nie mogąc pojąć, jak dwie osoby mogą być tak podobne, a jednocześnie tak różne od siebie. Gdy uścisnęła moją dłoń, wiedziałem, że poczuła to, co ja. Przyjemne mrowienie w palcach. Spojrzałem jej w oczy, nie przejmując się tym, że była człowiekiem.
~~*~~*~~*~~*~~
Hej :) Macie rozdział wcześniej niż planowałam, ale na następny pewnie będziecie musieli trochę poczekać. W końcu znalazłam jakiś sposób na Toma, choć to jeszcze chyba nie do końca wszystko. To będzie temat, który pojawił się w wielu opowiadaniach,a le jeszcze nie u mnie i dlatego postanowiłam coś takiego napisać. Z resztą przekonacie się sami za parę rozdziałów :)
Tych, którzy lubią - mniej lub bardziej - skoki narciarskie, skoczków i różne takie (;D) zapraszam na bloga mojej przyjaciółki. Dopiero zaczęła i pewnie nie pogniewałaby się, gdybyście tam zajrzeli.
http://gdybym-miala-skrzydla.blogspot.com/
No i oczywiście dziękuję kochanej seoanaa za nominację! ;*
Do zobaczyska!
Zuza♥